Maryniarczyk Andrzej SDB, Wyzwania współczesnej kultury a aktualność duchowości, charyzmatów i misji życia konsekrowanego

 

Maryniarczyk Andrzej SDB

WYZWANIA WSPÓŁCZESNEJ KULTURY A AKTUALNOŚĆ DUCHOWOŚCI, CHARYZMATÓW I MISJI ŻYCIA KONSEKROWANEGO

 Lublin, 21 kwietnia 2015 r.

 

 

Podejmując próbę charakterystyki współczesnej kultury, należy na początku odpowiedzieć na pytanie, czym jest kultura i jakie podstawowe działy kultury możemy wyróżnić, by następnie wskazać na wyzwania, które płyną dla duchowości i charyzmatów oraz misji życia konsekrowanego.

Czym zatem jest kultura? Kulturą jest materializacja ludzkiego ducha. To w kulturze i poprzez kulturę wypowiada się duch ludzki. Kultura pełni zatem bardzo ważna rolę – jest bowiem uprawą ludzkiego ducha (animi cultura). Jest ona więc świadectwem kondycji ludzkiego ducha. Kryzys kultury jest odbiciem kryzysu ludzkiego ducha, odbiciem kryzysu naszego duchowego rozwoju. Pod pojęciem ducha rozumiemy tu całą sferę naszego życia intelektualno-wolitywnego. Idąc zaś za wielowiekową tradycją filozofii klasycznej, możemy wyróżnić cztery podstawowe działy kultury: naukę, etykę (indywidualną, społeczną-politykę, gospodarczą-ekonomikę), sztukę i technikę oraz religię. Z tym jednak, że choć te dziedziny kultury są autonomiczne, to warto zauważyć, że religia jest określana jako ogniskowa kultury, a to z tej racji, że przenika wszystkie dziedziny: naukę, etykę i sztukę. Płynie stad kilka wyzwań: po pierwsze, CHRZEŚCIJAŃSTWO MUSI BYĆ OBECNE W KULTURZE, jeśli nie będzie znacząco obecne, nie będzie go w ogóle.

Po drugie, CHRZEŚCIJAŃSTWO MA PRZENIKAĆ KULTURĘ, jeśli nie będzie JEJ przenikać, będzie jak „sól zwietrzała”, którą trzeba wyrzucić na podeptanie.

I po trzecie, W PEŁNI KULTURĘ LUDZKĄ, czyli kulturę, która służy człowiekowi jako osobie, GWARANTUJE CHRZEŚCIJAŃSTWO I TYLKO CHRZEŚCIJAŃSTWO.

W artykule zostanie zwrócona uwaga na trzy wyzwania, które płyną z nauki, etyki i religii.

1. Nauka współczesna i wyzwania z niej płynące

Na naszych oczach przetacza się rewolucja informatyczna, czego przejawem jest Internet i komputery, iPhony, iPady itd. Jesteśmy świadkami rewolucji w technice medycznej i wczesnej diagnostyce chorób. Widzimy wokół siebie rewolucje techniczną: samochody, samoloty, podboje kosmosu itp. To wszystko dzieje się na naszych oczach i w tym także – najczęściej jako konsumenci – uczestniczymy. Wydawałoby się, że to wszystko powinno rodzić szczęście, zadowolenie, pokój między ludźmi – a tymczasem przeżywamy także permanentny kryzys kulturowo-techniczny. Kryzys ten wyraził się w tym, iż wiele rezultatów nauki i techniki czy sztuki i polityki pociągnęło za sobą nieproporcjonalnie wielkie zagrożenie ludzkiej egzystencji.

Warto tu przytoczyć fragment przemówienia Alberta Einsteina, które wygłosił w 1938 roku w Instytucie Technologicznym w Kalifornii. Instytut ten jest jednym z głównych na świecie ośrodków postępu naukowo-technicznego. Przemówienie jego nosiło znamienny tytuł: „ABY NAUKA BYŁA BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM, A NIE PRZEKLEŃSTWEM LUDZKOŚCI”. Einstein mówił wtedy do studentów te słowa: „Cieszę się, że widzę was przed sobą: gromadkę ludzi młodych, tryskających życiem, którzy wybrali wiedzę stosowaną jako swój zawód.

Mógłbym, oczywiście, śpiewać hymny pochwalne na cześć wspaniałego postępu w dziedzinie nauk technicznych, któregośmy już dokonali, a jeszcze większe – na cześć niezwykłego, dalszego postępu, którego twórcami wy niewątpliwie będziecie.

Ale dalekie są ode mnie myśli tego rodzaju. Więcej nawet: przypomina mi się przy tej okazji obraz młodego człowieka, który ożenił się z niezbyt pociągającą kobietą. Spytany, czy jest szczęśliwy, odparł: »Jeśli miałbym powiedzieć prawdę, wołałbym skłamać«.

Tak teraz właśnie jest ze mną.

[…] Dlaczego – pytam Was – nasza wspaniała wiedza, która przyniosła oszczędność w pracy ludzkiej i uczyniła życie łatwiejszym, przyniosła nam tak mało szczęścia? Odpowiedź jest prosta i brzmi: ponieważ dotąd nie nauczyliśmy się jeszcze stosować jej w sposób sensowny.

W czasie wojny wiedza pomaga nam truć i kaleczyć się wzajem. W czasie pokoju napełnia nasze życie pośpiechem i niepewnością. Zamiast wyzwolić, w dużej mierze, od wyczerpującej duchowo pracy, zamieniła ona człowieka w niewolnika maszyny, wypełniającego swą monotonną wielogodzinną pracę z niechęcią i drżącego ciągle o swe drobne zarobki.

Pomyślicie, że stary człowiek śpiewa wam brzydką piosenkę. Tak, czynię to, lecz w pożytecznym zamiarze wyciągnięcia i ukazania wam konsekwencji.

Nie wystarczy, jeśli nabędziecie umiejętności stosowania wiedzy dla pożytku człowieka. To sam człowiek i jego los muszą być głównym celem wszystkich zabiegów technicznych, dotyczyć muszą wielkiego wciąż nie rozwiązanego problemu organizacji pracy i rozdziału dóbr, aby wysiłki naszego mózgu stały się błogosławieństwem a nie przekleństwem ludzkości.

Nie zapominajcie o tym nigdy wśród swych wykresów i równań”[1]. Jakże aktualne są i dziś te słowa Einsteina, gdy przyglądamy się temu, co dzieje się w naukach medycznych, biologicznych, a także i technicznych.

Jakie zatem płyną z tego wyzwania także dla duchownych? Może to zabrzmi paradoksalnie, ale chodzi o to, by bronić naukę przed jej całkowitą instrumentalizacją, która prowadzi do jej dehumanizacji. Potrzeba zatem by duchowni byli obecni także w różnych dziedzinach nauki, tak jak to było w całej historii. Potrzeba też przygotowywać do tego kadry profesorów świeckich, którzy są wierzący, aby byli wrażliwi na problemy etyczne, które rodzi współczesna nauka. Zagrożenie bowiem nie- sione przez naukę a, przejawią się miedzy innymi w takich faktach:

1.1.      Oderwanie idei postępu od osobowego doskonalenia się człowieka. Należy zauważyć, że idea postępu, znana już starożytnym filozofom, była łączona z całokształtem życia i działania człowieka[2]. Jednak – jak pisał M. A. Krąpiec – „sam »postęp« nie jawił się jako główne i pierwszorzędne »zadanie« dla człowieka, ale bywał dostrzegany jako wtórny rezultat samego rozwoju człowieka. Uwaga była zwrócona na wewnętrzną kulturę człowieka, jego cnoty, które miał rozwijać sam człowiek, a państwo miało mu pomagać. Zadaniem człowieka jest bowiem animi cultura – »uprawa ludzkiego ducha«, co odpowiadało greckiej PAIDEIA, której myśliciele starożytni poświęcali tyle uwagi”[3].

1.2.      Drugim źródłem dehumanizacji nauki jest związanie idei postępu z dążeniem do ułatwiania za wszelką cenę ludzkiego życia. Stąd nastawienie na wynalazczość, podporządkowanie badań naukowych wyłącznie celom pragmatycznym[4].

Oczywiście w idei tej nie ma nic złego. Można widzieć w niej dalszą interpretację biblijnej zasady czynienia sobie ziemi poddaną. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy kultura techniczna zaczyna władać człowiekiem, gdy rzeczy zamiast służyć człowiekowi, podporządkowują go sobie. Stąd dochodzi do dehumanizacji kultury, a więc skażenia podstawowego środowiska ludzkiego, w którym człowiek żyje, rozwija się i uczy poznawać i rozumieć siebie oraz otaczający go świat[5].

1.3.      Trzecim źródłem dehumanizacji kształcenia jest skierowanie całego wysiłku nauki i techniki na materię. Proces ten został zapoczątkowany przez XVII-wieczny racjonalizm. Pojęcie postępu wkomponowane zostało w nową koncepcję filozofii i nauki. „Postęp” był głoszony jako główne zadanie nauki, która miała dążyć do przedłużenia ludzkiego życia i uszczęśliwienia człowieka[6].

Nic więc dziwnego, że przymiotnik: „postępowy” będzie nie tylko wykładnikiem naukowości, lecz także nowoczesności we wszystkich dziedzinach życia.

1.4.      Kolejnym źródłem dehumanizacji nauki jest oderwanie idei postępu tak od świata rzeczy, jak i od człowieka, i przeniesienie w sferę świadomościowej powinności. I. Kant – jak zauważa M. Krąpiec – był jednym z pierwszych, który pojęcie postępu wprowadził do filozofii i związał z dziedziną powinności (Sollen): „[…] poznawalne jest to, co jest »do zrobienia« przez człowieka; poznawalne są wartości, jawiące się jako »powinności«, mające być zrealizowane przez człowieka […] cała kultura nie jest niczym innym jak właśnie realizowaniem wartości, będących <powinnościami> ludzkiego działania. Realizowanie takich powinności stanowi, w sensie właściwym, POSTĘP człowieka”[7].

1.5.      Jako jedno z najbardziej podstawowych źródeł zagrożenia dla samej nauki można wskazać zanieczyszczenie ludzkiego myślenia różnymi apriorycznie konstruowanymi teoriami i ideologiami naukowymi, wskutek czego nauka zamiast uczyć rozumieć i poznawać otaczający nas świat rzeczy i osób, przedmiotami tymi manipuluje. Przyczyniła się też do tego komercjalizacja nauki, przez podporządkowanie jej doraźnym celom, a nie poszukiwaniu prawdy. Myślenie i poznawanie przestało być dla człowieka – jak powiedział Martin Heidegger – „domostwem bycia”[8]. Nauka, technika i kultura, które miały być wyzwoleniem człowieka, podporządkowały sobie samego człowieka. Heidegger mówił, że to właśnie jest najbardziej paradoksalne: „[…] technika coraz bardziej człowieka wyrywa i wykorzenia z Ziemi. […] Nie potrzebujemy wcale bomby atomowej. Wykorzenienie człowieka już nastąpiło. Nasze stosunki są już czysto techniczne. […] wykorzenienie człowieka, które ma tam [dziś – dop. A. M.] miejsce, jest już końcem […], jeżeli raz jeszcze myślenie i poetyzowanie nie dojdą do władzy, która wyzbyta jest przemocy”[9].

Dlatego „dopomóc w zrozumieniu tego: myślenie nie żąda więcej”[10]. W tym też można upatrywać jedno z zadań dla duchowości i charyzmatów życia konsekrowanego. To sam człowiek i jego los muszą być głównym celem wszystkich zabiegów badań naukowych. Wcześniej wyraził to św. Tomasz we wprowadzeniu do komentarza do Metafizyki Arystotelesa: „Omnes autem scientiae et artes ordinantur in unum, scilicet ad hominis perfectionem, quae est eius beatitudo” (wszystkie nauki i sztuki przyporządkowane są do jednego celu, a mianowicie do doskonalenia człowieka, a co jest jego szczęściem)[11].

2. Współczesna etyka i wyzwania z niej płynące

Mówiąc o etyce, musimy pamiętać, że należy ją odróżnić od moralności. Moralność jest cecha osobową, która przynależy do każdego człowieka. Każdy człowiek z natury jest istotą moralną, co ujawnia się w jego wewnętrznym nakazie: dobro należy czynić, a zła unikać (bonum est faciendum et malum vitandum). Moralność zatem jest czymś uniwersalnym. Etyka na­tomiast to określona teoria spełniania się ludzkiej moralności, czyli czynienia dobra a unikania zła. Etyki więc z natury są konfesyjne. Jest etyka chrześcijańska, żydowska, buddyjska, marksistowska, filozoficzna, religijna, świecka itd. Można bowiem swoją moralność realizować zgodnie z zasadami chrześcijańskimi, żydowskimi czy buddyjskimi itp.

Etyka, podobnie jak religia, przenika wszystkie dziedziny kultury. Tymczasem kultura współczesna chce być kulturą bez etyki: nauka nauką bez etyki, polityka polityką bez etyki, ekonomika ekonomiką bez etyki, sztuka sztuką bez etyki, a co dziwniejsze także etyka współczesna chce być etyką bez moralności, czyli bez fundamentu, którym jest natura ludzka. Chce być etyką, która zasady czerpie z socjologii, psychologii, etnologii – a nie z czytania natury ludzkiej. Ponadto, należy pokreślić, że polityka i ekonomika to także dziedziny etyki. Pierwsza to etyka społeczna, druga to etyka gospodarcza, których celem jest dobro wspólne (osobowe i materialne). Nie można zatem pozwolić sobie wmówić, że Kościół i ludzie Kościoła nie mają prawa zajmować się polityką, ekonomią, sztuką czy techniką, zabierać głosu w tych sprawach – bo to jest mieszanie się do polityki. Polityka i ekonomia to ścisłe dziedziny etyki, także sztuka i technika, jako wytwory ludzkie, podlegają ocenie w kategoriach dobra lub zła, a zatem ocenie etycznej. Wszystko zatem, co przynależy do moralnościowej strony życia ludzkiego, jest i powinno być najgłębszą troską ludzi Kościoła i obszarem ich duszpasterzowania i charyzmatycznej posługi.

Należy także odnotować, jako współczesne wyzwanie kulturowe, problem tzw. „prywaty­zacji” etyki. Próbuje się wmówić współczesnemu człowiekowi, w imię jego wolności, że etyka jest czymś prywatnym, a także i moralność jest czymś prywatnym. Tymczasem etyka jest czymś publicznym, a moralność czymś uniwersalnym. Etyka jest bowiem teorią ludzkiego moralnego działania, tak indywidualnego, jak i społecznego.

Jednak etyka wymaga akceptacji prawdy o ludzkiej naturze. Nic więc dziwnego, że obserwujemy dziś, niespotykany dotąd, atak na ludzką naturę. W walce tej chodzi o to, by pozbawić człowieka prawdy o jego naturze, a więc tego, co jest w nim stałe, niezmienne i co stanowi punkt odniesienia także do Stwórcy. Upowszechniane ideologie naukowe próbują ukazywać człowieka jako kogoś kogo się tworzy, formuje się jak figury z plasteliny. „Imperium [relatywizmu – dop. A. M] – jak pisał Albert Camus w Człowieku zbuntowanym – uzna- je jeden pewnik i wspiera się na jednej negacji: zakłada, że człowiek jest nieskończenie plastyczny oraz neguje istnienie natury ludzkiej. […] Jeśli nie istnieje natura ludzka, plastyczność człowieka rzeczywiście nie ma granic”[12].

Nic więc dziwnego, że po okresie marksistowskiej walki ideologicznej, której celem było preparowanie umysłów ludzkich i mentalizacja ideologii, czyli upowszechniania określonego sposobu myślenia oraz widzenia świata i człowieka, teraz przychodzi czas na reprodukcję człowieka. Skoro reprodukujemy żywność, zwierzęta, dlaczego więc nie reprodukować człowieka. Powoływane więc „gender studies” nie są czymś przypadkowym, lecz zaprogramowanym elementem walki z człowiekiem i jego naturą. Są „głuszeniem” naturalnych odczuć, zdroworozsądkowych sądów i prawdziwościowego poznania rzeczy. Trzeba jednak w człowieku najpierw zabić prawdę o nim samym, zagłuszyć ją i w ten sposób przygotować drogę do manipulacji człowiekiem. Manipulacji bardzo głębokiej, bo dotyczącej nie tylko sposobu myślenia i postrzegania świata, ale manipulacji ludzkim żywym organizmem. Z perspektywy filozoficznej „totalitaryzm był pewną odpowiedzią na pytanie o sens życia w świecie pozbawionym Boga. Odpowiedzią w pełni uzasadnioną, jeśli hipotezy Darwina dotyczące mo­tyli i ptaków po prostu uogólni się i przeniesie na człowieka, uznając je za prawdę objawioną. Dla materialisty konsekwentnego człowiek jest zwierzęciem, a samo z siebie życie nie ma sensu […]. Nadać mu sens może oddanie się w służbę Wielkiej Idei, a przynajmniej jej protezie: Wielkiej Organizacji”[13].

Warto także odnotować fakt tak zwanej laicyzacji natury. Dyktat ateistycznego ewolucjonistycznego materializmu sprawił, że próbuje się „wdrukowywać” w ludzkie myślenie przekonanie, że natura (świat materialny) jest ateistyczny. Tak zwany nowy ateizm szerzony przez biologów (R. Dawkins) fizyków (S. Hawking), bioetyków (I. Singer) i innych – chce oderwać człowieka od postrzegania świata, jako drugiej księgi, z której może on czytać prawdę o sobie i o Stwórcy, jako źródle swego istnienia.

Jednym zatem z zadań wspólnot zakonnych w ich duchowej i charyzmatycznej misji jest stanąć na straży prawdy o moralności ludzkiej osoby i ojej naturze.

3. Religia i próby rugowania jej z kultury

Choć każda z dziedzin kultury (nauka, etyka, sztuka i technika) jest autonomiczna, to jednak należy zauważyć, że religia zajmuje szczególne miejsce: jest bowiem ogniskową kultury. Co to oznacza? To oznacza, że religia przenika wszystkie dziedziny kultury: i naukę, i etykę (politykę, ekonomię), i sztukę oraz technikę. Religijność bowiem jest niezbywalną cechę życia osobowego człowieka. Nic więc dziwnego, że obserwujemy dziś silne trendy LAICYZACJI kultury, czyli rugowania religii z kultury. Już sam ten fakt uświadamia nam, że skoro kultura jest materializacją ludzkiego ducha, a ważnym elementem życia duchowego jest religia – to laicyzacja kultury musi prowadzić do dehu­manizacji kultury.

3.1.      Dyktat walki z Bogiem, człowiekiem i religią. Jest czymś co wyróżnia współczesną kulturę, a mianowicie jest jakby zaprogramowaną walką z religią chrześcijańską (katolicką). Przypomina to marksistowski paradygmat walki klas. Ponieważ ten paradygmat pozostał i nie runął wraz z murem berlińskim, ale właśnie się rozpowszechnił. Doszło do połączenia marksizmu z laickim neoliberalizmem. Bezpośrednia wojna z Bogiem prowadziła i prowadzi do wojny z człowiekiem. Trudno bowiem walczyć z Bogiem, którego nikt nie widzi, stąd walka z Bogiem przenoszona jest na walkę z człowiekiem, który wierzy w Boga. W dziejach ludzkości obok ludzi wierzących żyli ludzie niewierzący, były czasy prześladowań chrześcijan, za czasów cesarzy rzymskich, jednak tak zorganizowanej walki z człowiekiem wierzącym, jaką prowadził i prowadzi komunizm i współczesna napierająca z Zachodu liberalna neolewica – nigdy świat nie notował. Do walki z człowiekiem wierzącym używane są i wykorzystywane instytucje państwowe, organy prawne i administracyjne, ośrodki informacyjne, kulturotwórcze i opiniotwórcze, prasa, filmy, czy Internet. Czyż to nie dziwi i nie budzi pytań, że tylu ludzi się angażuje i tyle sił oraz środków zużywa się w walce z człowiekiem wierzącym. Wyrwać wiarę z serc i umysłów ludzi dorosłych i młodych, dzieci i starców – to jeden z najważniejszych celów formacji nowego człowieka.

Dziewiętnastowieczny Marksizm był tym nurtem w dziejach ludzkości, który walkę z Bogiem uczynił naczelnym zadaniem, dowodząc, że jest to warunek zbudowania „nowego społeczeństwa” ludzi wolnych, dla których Bóg i religia to świat do góry nogami. Tę misję wcielali w życie następcy Marksa: Lenin i Stalin, kontynuują dziś partie komunistyczne Kuby, Chin czy Korei, a w Europie i także w naszym kraju, mimo że partia komunistyczna oficjalnie nie istnieje, jej spadkobiercami są partie lewicowe, ze wszystkimi międzynarodowymi przybudówkami. Dziś, jak w soczewce, można obserwować, że partie te, a także i środowiska kulturowo-filozoficzne, wojnę z Bogiem czynią swym głównym zadaniem i zarazem warun­kiem budowania nowego ładu społecznego, zapewnienia pełnego szczęścia ludzkości, a co ważniejsze wyzwolenia człowieka od wszelkiego rodzaju ograniczeń i zniewoleń. Przykładem tego jest ciągle inicjowana przez środowiska i partie lewicowe walka z Krzyżem w Polsce i Europie. Krzyż w przestrzeni publicznej: sejmie, szkole, urzędach, szpitalach, instytucjach państwowych, komisariatach – jest znakiem wizji świata, w którym najwyższym Panem i Prawodawcą jest Bóg. Ten znak – uświadamia i zarazem przypomina wszystkim, którzy sprawują mandat władzy, że także i oni podlegają osądowi, że będą musieli „zdać sprawę ze swego włodarstwa”, i to obojętnie: czy są ludźmi wierzącymi czy nie. Walka z Krzyżami – to właśnie świadectwo tego ukrytego strachu, o którym walczący z Bogiem chcą zapomnieć, ukryć go czy zepchnąć do podświadomości. Bóg bowiem stoi na przeszkodzie budowania społeczeństw totalitarnych, czyli takich, w których wszystko i wszyscy podporządkowani są jakiejś „idei rządzenia i organizowania życia społecznego”. Obojętnie czy nazwie się to „ideą państwa prawa” czy ideą „wolnych społeczeństw” czy „ideą nowoczesnych demokracji” – jeśli w programie tych idei jest walka z Bogiem idea ta kryje w sobie „idee państwa totalitarnego”.

Pod datą 13 marca 1956 roku, na wieść o śmierci Bolesław Bieruta, Prymas Wyszyński zanotował w Zapiskach Więziennych taką refleksję: „Bóg położył kres życiu człowieka i głowy Państwa, który miał odwagę pierwszy i jedyny z dotychczasowych władców Polski zorganizować walkę polityczną i państwową z Kościołem. To straszna odwaga! Na tę odwagę zdobył się Bolesław Bierut. Z jego imieniem będą związane dotąd w dziejach Narodu i Kościoła te straszne krzywdy, które zostały wyrządzone Kościołowi. Czy robił to z przekonania, czy z taktyki politycznej – przyszłość oceni! Być może, nie chciał otwartej i drastycznej walki, ale pozwalał na przyprowadzenie tak perfidnego planu – usypiania czujności rękami katolików postępowych – i konsekwentnego, stopniowego niszczenia tylu instytucji kościelnych i religijno-społecznych. W ciągu rządów Bolesława Bieruta, pomimo zawartego „Porozumienia”, zniszczono prasę, wszystkie niemal pisma i księgarnie oraz wydawnictwa, nie wyłączając urzędowych organów Kurii Diecezjalnych; zlikwidowano mnóstwo klasztorów i domów zakonnych, nie wyłączając szkół zakonnych dla celów wewnętrznych. Straszliwe gwałty, których dopuszczano się na więźniach kapłanach i zakonnikach w czasie śledztw, nadmiernie ciężkie wyroki sądowe, wskutek których więzienia zaludniły się sutannami i habitami, jak nigdy od czasów Murawiewa – to wielki i bolesny rozdział tych rządów,, (s. 222). Walka z Bogiem, z krzyżem Jezusa Chrystusa, rugowanie religii z życia społecznego i kulturowego – to odznaki pełzającego ateistycznego laicyzmu.

3.2.      Przejawy pełzającego ateistycznego laicyzmu. O tym, że tak właśnie się dzieje świadczy to, że rządy we współczesnym świecie (w tym i w Polsce) dążą do całkowitej władzy nad społeczeństwem za pomocą monopolu informacyjnego, propagandy i ideologii państwowej. Życie ludzi podporządkowane jest wszechobecnej kontroli ze strony władzy. Wyznacza ona standardy i normy zachowania, określa status socjalny obywateli, ustala kierunki, obszary i granice aktywności publicznej oraz kształtuje wzorce życia osobistego. Obywatele są silnie uzależnieni od władzy. Władza wpływa nawet na przyrost naturalny (czytaj aborcja).

Władza wpływa na świadomość społeczną, posługując się propagandą i indoktrynacją. Są one zgodne z ideologią panującą w danym państwie. Tej ideologii są podporządkowywane programy szkolne i proces nauczania na wszystkich etapach, w tym nawet na poziomie przedszkolnym. Obowiązuje państwowa cenzura w uzależnionych od władzy środkach masowego przekazu, a także we wszystkich dziedzinach kultury na przykład w filmie, teatrze czy literaturze. Z kolei życie polityczne obywateli i formy ich uczestnictwa w życiu publicznym zostają określone przez władzę. Obywatele są instrumentem władzy, potrzebnym do potwierdzenia jej planów i działań.

Wyróżnione cechy charakterystyczne dla pełzającego ateistycznego laicyzmu ujawniają to, co na co dzień zaczynamy doświadczać w Europie a także i w Polsce. Nie chodzi o to, by negować osiągnięcia naszej transformacji po 1989 i zdobycze nowoczesnych demokracji, chodzi o to, aby budzić świadomość, że demokracja jeśli nie opiera się na wartościach, na Bogu i religii, staje się pełzającym ateistycznym totalitaryzmem. I ci, którzy głoszą hasła demokracji, a wypowiadają walkę Bogu, ludzkiej naturze człowieka oraz ludzkiemu autonomicznemu myśleniu, są nikim innym jak „misjonarzami” nowego polityczno-kulturowego totalitaryzmu.

Trzeba nam stanąć na straży prawdziwie humanistycznej kultury, a taką jest tylko ta, którą przenika religia. Zatem wezwaniem dla wspólnot zakonnych jest, by poprzez swoje charyzmaty były obecne we wszystkich dziedzinach kultury – jako twórcy, ale i odbiorcy. Należy przywrócić prawdę o roli religii w kulturze.

4. Próby przeciwstawienia się temu

Vittorio Messori w swoich esejach Przemyśleć historię, zanotował taką myśl: współczesnemu chrześcijaństwu nie tyle grozi utrata wiary – bo wiara jest działem łaski, co utrata rozumu. Praktyka duszpasterska nie może nas tak pochłonąć, abyśmy nie pilnowali wykształcenia, dokształcania i studiów, w tym zaś bazy wykształcenia filozoficznego.

Powrót do bazowego poznania rzeczywistości, a więc metafizycznego (filozoficznego), które proponuje się jako podstawowy archetyp humanistycznego kształcenia, wydaje się najbardziej właściwy i konieczny.

4.1. Czym jest filozofia – a właściwie jaką ma być proponowana filozofia?

Proponowana filozofia ma być filozofią realistyczną (metafizyczną). Filozofia realistyczna jest szczególnym typem poznania, polegającym na czytaniu rzeczy i braniu z nich miary (praw) do postępowania i wytwarzania i rozumnego działania. Tomasz z Akwinu wyjaśniał: „[…] rzeczy naturalne, od których nasz intelekt przyjmuje wiedzę, mierzą nasz intelekt […], lecz są mierzone przez intelekt boski, w którym wszystko zostało stworzone, tak jak wszystkie dzieła sztuki w intelekcie twórcy. Tak więc intelekt boski jest mierzącym, nie mierzonym, rzecz naturalna – mierząca i mierzona, lecz nasz intelekt jest mierzonym […]”[14]. Rozum zatem kierowany (mierzony) prawdą rzeczy staje się rozumem prawym, a wola kierowania odczytaną prawdą o dobru staje się wolą prawą, artysta kierowany pięknem rzeczy tworzy dzieła piękne.

4.2. Jaki jest cel kształcenia filozoficznego?

Różne stawiano cele filozofii i różne też wyznaczano jej przedmioty badań. Był czas, gdy traktowano ją jako naukę o rzeczach pozaziemskich oraz łączono ją z wiedzą abstrakcyjną i bezużyteczną spekulacją. Raz ogłaszano ją królową nauk, kiedy indziej wykreślano z ich rejestru. Tymczasem termin „filozofia”, którego synonimem jest „metafizyka”, od samego początku używany był na określenie poznania, które dotyczy świata danego nam w doświadczeniu empirycznym i dostarcza rozumienia tego świata w świetle jego ostatecznych przyczyn istnienia i działania. W ten sposób filozofia jako taka stała się synonimem poznania o charakterze mądrościowym. Poznanie zatem filozoficzne między innymi:

(a)  Dostarcza wiedzy mądrościowej

Wśród różnorodnych typów działalności ludzkiej, takich jak: teoretyczna (theoria), praktyczna (praksis) czy wytwórcza (póiesis), od starożytności wyróżniano tę pierwszą. Jest to bowiem wiedza, która buduje (rozwija) samego człowieka jako istotę rozumną. Działalność teoretyczna prowadziła bowiem do mądrości, która była wiedzą o pierwszych i ostatecznych przyczynach i zasadach. Arystoteles w Metafizyce pisał: „Z nauk zaś tę raczej za mądrość uważamy, która jest godna wyboru dla niej samej, dla samego poznania, a nie ze względu na jakieś jego następstwa”[15]. I dopowiada, że „bardziej słuszna do nauczania jest wiedza teoretyczna, która przede wszystkim odnosi się do przyczyn. Bo uczą ci, którzy wskazują przyczyny poszczególnych rzeczy”[16]. Stąd „dla człowieka byłoby w najwyższym stopniu rzeczą niegodną nie starać się o taką wiedzę wedle swej miary”[17]. Rozumieć zatem to poznać ostateczne przyczyny istnienia i działania świata osób i rzeczy, wśród zaś tych przyczyn najważniejszą jest przyczyna celowa, będącą przyczyną wszystkich przyczyn.

Poznanie filozoficzne, będąc „oglądaniem przedmiotów” w świetle prawdy, jest samo w sobie najbardziej cenne, gdyż rodzi „mądrość rozumu” (tou nou he sophia)[18]. Człowiek bowiem jest tym, czym czyni go rozum. Jak powie Arystoteles: „[…] nie powinniśmy stronić od filozofii, jeżeli ona jest, jak sądzimy, posiadaniem i uprawianiem mądrości, a mądrość jest najlepszym ze wszystkich dóbr, i jeżeli w pogoni za korzyścią materialną narażamy się na niebezpieczeństwo, płynąc aż do Słupów Heraklesa, to tym bardziej nie powinniśmy lękać się trudu i kosztów w dążeniu do mądrości”[19].

(b)  Jest ancilla theologiae et artes humanae

Wskazanie na służebną rolę filozofii (metafizyki) w odniesieniu do innych dyscyplin naukowych nie oznacza, że filozofia (metafizyka) nie jest dyscypliną autonomiczną i że jest pozbawiona własnych celów poznawczych. Jej autonomiczny cel poznawczy został określony powyżej jako scire propter scire. Sama zaś metafizyka, będąc filozofią pierwszą, a więc taką, która stanowi bazę dla wszelkich dyscyplin poznawczych, może być dla nich ancilla scientiae. Jest bowiem czymś oczywistym, że tak nauki przyrodnicze, jak i humanistyczne, tak teologia, jak i kultura nie mogą obejść się bez filozofii (metafizyki). Wystarczy tylko prześledzić starożytne, średniowieczne i współczesne dyscypliny przyrodnicze i humanistyczne, a odnajdziemy u ich podstaw różnorodne rozumienia świata i człowieka. Filozofia realistyczna pojęta jako rozumienie świata osób i rzeczy występuje w roli ancilla scientiae i dostarcza tak przyrodnikom, jak i humanistom oraz teologom odpowiednich narzędzi do całościowej, a zarazem rozumiejącej interpretacji odkrywanych prawd o świecie i człowieku. (1) Narzędziem tym jest bez wątpienia dostarczane przez metafizykę rozumienie rzeczywistości i zbudowany na nim obraz świata i człowieka, który stoi u podstaw naukowego (w tym także teologicznego) poznania prawdy o świecie i człowieku. Potrzebę korzystania z filozofii (metafizyki) realistycznej we współczesnej filozofii, nauce czy teologii unaocznia także fakt, że fałszywe rozumienie rzeczywistości i obciążone dwuznacznością pojęcia, którymi posługują się te dyscypliny, prowadzą do deformacji obrazu świata i człowieka. Zdeformowany zaś obraz świata i człowieka pociąga za sobą dobór złych praw i zasad działania i w ostateczności obraca się przeciw samemu człowiekowi. (2) Narzędziem tym jest także język, którym możemy opisać świat osób i rzeczy i naprowadzić na ich rozumienie. Tego typu narzędziami są wyrażenia językowe, za pomocą których formułuje się rozumienie takich rzeczywistości, jak: Absolut (Bóg), osoba, dusza, substancja, natura, dobro, prawda, piękno, działanie, doznawanie, i wiele innych.

Dziś zauważamy dwie tendencje w podejściu do języka filozofii: tendencje rugowania terminów filozoficznych z języka współczesnej filozofii i kultury, zwłaszcza takich jak: dusza, osoba, Bóg, substancja, byt itp., co pociąga za sobą rugowanie także problemów, na które te wyrażenia wskazują, oraz tendencje unowocześniania języka filozofii przez zastępowanie zastanych terminów innymi. Weźmy na przykład słowo „sacrum”, które przejęły i którym posługują się teologia i filozofia religii zamiast słowa „Bóg”. Sacrum oznacza bliżej nieokreśloną rzeczywistość, czy jakieś bliżej nieokreślone zjawisko. Mówiąc sacrum zamiast „Bóg” w sztuce, kulturze, religii czy teologii, dokonujemy deformacji obrazu rzeczywistości, dzieląc ją na dobrą i złą (sacrum i profanum). Sacrum nie jest osobą, nie jest bytem konkretnym. Wprowadzając tego rodzaju termin (za którym kryje się odpowiednie rozumienie rzeczywistości) do teologii czy kultury, dokonujemy deformacji zarówno idei Boga, jak i obrazu świata. Podobnie dzieje się ze słowem „dusza” zastępowanym przez słowo „świadomość” czy „umysł”, tak samo ze słowem „osoba”, „substancja” czy innymi.

Wprowadzane nowe terminy często nie naprowadzają na widzenie rzeczy, ale często rzecz tę przysłaniają. Niech takim przykładem będzie słowo „embrion”, które przeniesione z języka biologii do etyki czy antropologii przysłania prawdę o poczętym człowieku, redukując jego rozumienie do bliżej nieokreślonej komórki organicznej. Słowo „zabieg” czy „aborcja” używane zamiast słowa „zabicie” mówi o kolejnym etapie przysłaniania prawdy o „zabijaniu nienarodzonego człowieka”.

Wyrażenia te, jak i inne tego rodzaju, które weszły do antropologii, filozofii, etyki, zaczynają żyć swym własnym życiem i pełnią funkcję „zasłaniania” prawdy o świecie osób i rzeczy. U podstaw zaś tych wyrażeń kryje się określony obraz świata i człowieka. Dlatego św. Bazyli ostrzegał przed tego typu podmienianiem słów, mówiąc: „[…] diabeł jest to złodziej i kradnie słowa, nie po to, aby uczyć pobożności swych stronników, ale po to, aby oni, przyozdobiwszy słowami i myślami prawdy własną bezbożność, uczynili ją bardziej przekonującą dla tłumu”[20].

Z perspektywy historii filozofii, teologii czy nauki możemy łatwo dostrzec, jak niekiedy zgubne skutki pociągało za sobą nieumiejętne i bezkrytyczne korzystanie z narzędzi nauk przyrodniczo-matematycznych w filozofii i teologii czy na odwrót: z filozoficznych i teologicznych w naukach przyrodniczych. Stąd nie bez znaczenia jest, z jakiej filozofii korzysta tak przyrodnik, jak i humanista oraz teolog. A więc jakim rozumieniem i jakim obrazem świata się posługuje? Kim dla niego jest człowiek, czym świat i czym poszczególne rzeczy? Błędne bowiem rozumienie świata i człowieka pociągnie za sobą to, że przedkładane wyniki nauk przyrodniczych, a także teologicznych i humanistycznych będą fałszywe.

Filozofia realistyczna (metafizyka), która opiera się na metodzie metafizyki Arystotelesa i Tomasza z Akwinu, dostarcza tego typu narzędzi poznawczych dla przyrodnika, etyka, antropologa, filozofa czy teologa, które nie znoszą autonomii owych dyscyplin naukowych, lecz pozwalają im osiągnąć rozumienie przedmiotu badanego nie tylko w aspekcie: Jakim jest”, ale „dlaczego jest” i Jaka jest” jego natura. W tym też metafizyka realistyczna upatruje swoją służebną funkcję wobec współczesnej kultury i nauki.

(c)  Nauka prawdziwie wolnego poznawania

Zniewolenie, któremu poddawany jest naukowiec, może przychodzić z różnych stron. Jednym z najgroźniejszych jego źródeł są zapożyczenia fragmentów czy całych teorii naukowych lub metod poznawania dokonywane przez tego, kto wkracza na drogę naukowego poznawania. Jako przykład można przywołać dwie podjęte przez Parlament Europejski uchwały, które obrazują zniewolenie członków parlamentu przez teorie. Jedna uchwała dotyczyła zobowiązania rządu Irlandii do zezwolenia na wyjazd do Anglii małoletniej dziewczynki, która w wyniku gwałtu zaszła w ciążę, by tam mogła dokonać zabicia dziecka. Druga zaś ustawa podjęta przez ten sam parlament i w tym samym czasie dotyczyła niewydawania przestępców, którym grozi kara śmierci do państw, które nie podpisały deklaracji o zawieszeniu wykonywania kary śmierci. Paradoks, który tu odkrywamy dotyczy tego, że w obu przypadkach mamy do czynienia z zabiciem człowieka. Jednak w przypadku ciąży, teoria głosi, że „to nie człowiek”. Teorie te, będąc określonymi konstruktami poznawczymi (hipotezami lub modelami), często ograniczają dostęp do prawdy rzeczy, podporządkowując ją danej teorii czy hipotezie. Tymczasem ani teorie, ani hipotezy, ani metody w ostateczności nie weryfikują rzeczy, lecz odwrotnie, rzeczy weryfikują teorie. Teorie bowiem zmieniają się i powstają nowe, a „żaba jak była, tak dalej pozostaje żabą”, jak zwykł mawiać W. Heisenberg.

Chodzi więc o to, by każdy, kto wkracza na drogę rozumiejącego poznawania świata i człowieka, obojętnie, czy rozpoczął od fizyki, matematyki, biologii, teologii czy sztuki, uświadomił sobie, że jedyną gwarancją zachowania wolności w poznaniu jest „słuchanie bardziej rzeczy” niż teorii i hipotez. Nie ma bowiem takiej teorii, która by w jakimś fragmencie nie przylegała do rzeczywistości. Ale przecież sam fakt, że jakaś teoria gdzieś „przylega”, nie rozstrzyga, że taka jest ostateczna prawda o rzeczywistości i że taka jest rzeczywistość.

Podstawowym znakiem wolności w poznawaniu jest więc nie tyle wolność do głoszenia jakichkolwiek teorii i stawiania jakichkolwiek hipotez, lecz przede wszystkim wolność w dotarciu do samej rzeczy. Z tej racji metafizyka (filozofia realistyczna) proponuje poznanie, które odpowiedzialne wobec osób i rzeczy i wyrażone w odpowiedniej teorii, a nie odwrotnie. By więc nauczyć się czytać prawdę o rzeczach, by nie być na nią ślepym, należy wybrać odpowiednią do przedmiotu i celu badań metodę poznania filozoficznego, korzystając przy tym ze skarbca historii filozofii. Takim narzędziem jest metoda poznania metafizycznego, która gwarantuje odpowiedzialność wobec rzeczy i uczy – jak mawiał Arystoteles – odróżniać „byt od niebytu” oraz unikać wyjaśniania „bytu przez niebyt”, a więc chroni przed absurdami w poznawaniu i wyjaśnianiu świata osób i rzeczy. Nośnikiem zaś tej prawdy i jej źródłem jest świat osób i rzeczy, a człowiek tylko jej odkrywcą i sługą. W ten sposób świat staje przed nami jako księga, z której możemy uczyć się prawdy o rzeczach i ludziach, a w ten sposób sami coraz bardziej będziemy stawać się istotami rozumnymi. Dlatego św. Tomasz z Akwinu w pierwszej księdze Sumy filozoficznej pisał: „Ogólny zwyczaj […] sprawił powszechnie, że mędrcami nazywa się tych, którzy porządkują rzeczy i dobrze nimi rządzą; stąd wśród zadań, które ludzie przypisują mędrcowi, umieszcza Filozof [Arystoteles – dop. A.M.] także wprowadzanie ładu. Jest zaś rzeczą konieczną, by reguła rządzenia i porządku płynęła z celu, do którego jest przyporządkowane to, czym się rządzi. Wtedy bowiem każdą rzeczą rozporządza się najlepiej, gdy się ją odpowiednio skieruje do jej celu – gdyż celem każdej rzeczy jest jej dobro. […]”

Otóż celem ostatecznym każdej rzeczy jest to, co zamierzył jej Pierwszy twórca lub poruszyciel. Pierwszy zaś twórca i poruszyciel wszechświata jest intelektem [i źródłem istnienia świata – Ipsum Esse. Stąd [dop. A. M.] „ostatecznym celem wszechświata musi więc być dobro intelektu. Takim zaś dobrem jest prawda. Ostatecznym celem całego wszechświata musi zatem być prawda i przede wszystkim jej rozważaniem musi zajmować się mądrość”[21].

Dziś coraz częściej uświadamiamy sobie, że od całościowego rozumienia świata osób i rzeczy zależy tak moralne postępowanie człowieka (agibile), jak i jego działalność naukowo-wytwórcza (factibile). Innymi słowy, u podstaw nauki, etyki, sztuki i religii leży rozumienie świata i człowieka. Jeśli rozumienie to będzie błędne czy zgoła fałszywe, odbije się ono złymi skutkami w nauce, etyce, sztuce i religii. Wtedy – mały błąd na początku – jak ostrzegał Arystoteles – wielkim na końcu[22].

[1] A. Einstein, Aby nauka była błogosławieństwem a nie przekleństwem ludzkości, „Problemy” 2 (1946) nr 4, s. 60.

[2] Platon na przykład mówił o postępie (gr. EPIDOS1S, Prokope) W kształceniu i wychowywaniu młodzieży; Arystoteles wskazywał na postęp (rozrost), jaki widzimy w uprawianiu roślin, a także przy tworzeniu dzieł sztuki; Cyceron natomiast dostrzegał postęp (PROGRESIO) w uwalnianiu człowieka i ludzkości od tyraństwa i we wzroście w cnocie.

[3] M. A. Krąpiec, Idea „postępu” w krzywym zwierciadle ekologii, „Człowiek w Kulturze”, 2 (1994), s. 17.

[4] Zwrócił na to uwagę już w średniowieczu Roger Bacon, który dostrzegł możliwość wykorzystania fizyki i innych nauk do budowania latających maszyn, okrętów pływających bez galerników itp., a wszystko po to, by uczynić bardziej wygodnym życie człowieka. Zob. szerzej: K. Żydek, Franciszek Bacon – reformator nauki?, „Człowiek w Kulturze”, 4-5 (1995), s. 103-119.

[5] Zob. J. Mizińska , Postęp i okrucieństwo, w: Kryzys idei postępu – wymiar ekologiczny, red. S. Kycia, Lublin 1993, s. 153-165.

[6] „Ostre rozdzielenie świata ducha (fes cogitans) i świata materii (fes extensa) skierowało badania naukowe na materię, której różnorakie »mierzenie« stało się podstawą rozwoju nauk przyrodniczych. Dlatego Leibniz, filozof i matematyk, widzi przed człowiekiem nieustanny postęp. »Postęp« staje się jakby hasłem wywoławczym przyszłego uszczęśliwienia człowieka. »Postęp« jak nowoolimpijski bóg (obok »nauki«, »wolności«) zdaje się kierować nauką (coraz bardziej matematyzowaną i technicyzowaną), handlem i życiem społecznym „ (Krąpiec, Idea „postępu” w krzywym zwierciadle ekologii, s. 20).

[7] Tamże, s. 21.

[8] Zob. M. Heidegger, List o „humanizmie”, w: Budować, mieszkać, myśleć, wybór i opracowanie. K. Michalski, Warszawa 1977, s. 76 n.

[9] „Tylko bóg może nas jeszcze uratować”. Rozmowa „Spiegla” z Martinem Heideggerem z 23 września 1966 r., tłum. Z. H. Mazurczak, „Filozofia. Czasopismo Koła Filozoficznego Studentów KUL” 2(1978), s. 27-29.

[10] Tamże, s. 29,

[11] S. Thomae Aąuinatis, In XII libros Metaphysicorum Aristotelis expositio, Taurini 1950, prooemium.

[12] Cyt za: P. Skórzyński, Wojna światów. Warszawa 2011, s. 78.

[13] Skórzyński, Wojna światów, 76.

[14] Sw. Tomasz z Akwinu, De veritate. O prawdzie, tłum. A. Białek, Lublin 1999, q. l, a. 2. resp.

[15] Arystoteles, Metafizyka, tekst poi. oprać. M. A. Krąpiec, A. Maryniarczyk na podstawie tłum. T. Żeleźnika, Lublin 1996, 982 a 27.

[16] Tamże, 982 b 31.

[17] Tamże.

[18] Arystoteles, Zachęta do filozofii, tłum. K. Leśniak, w; tenże, Dzieła wszystkie, t. 6, Warszawa 2001, frg. 24.

[19] Tamże, frg. 53.

[20] Cyt. za: R. Bugaj, Hermetyzm, Wrocław 1991, s. 35.

[21] Św. Tomasz z Akwinu, Summa contra gentiles. Prawda wiary chrześcijańskiej w dyskusji z poganami, innowiercami i błądzącymi, t. 1, tłum. Z. Włodek, W. Zega, Poznań 2003,11.

[22] Arystoteles, O niebie, tłum. P. Siwek, Dzieła wszystkie, t. 2, Warszawa l990, 271 b 8-13.

 

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

Bozzolo Andrea SDB, O synodalności w Kościele i roli osób konsekrowanych

Wawrzeniecki Robert OMI, Proces synodalny w zakonach w Polsce, w ramach konferencji zakonnych i Kościoła lokalnego

Dyrek Krzysztof SJ, „Twórczo odważni” wobec współczesnych „krwotoków” życia konsekrowanego