Kozacki Paweł OP, «Uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański»(Mt 1,24) – czujność wobec wezwań Pańskich w życiu konsekrowanym

 
Paweł Kozacki OP

«UCZYNIŁ TAK, JAK MU POLECIŁ ANIOŁ PAŃSKI»(Mt 1,24) – CZUJNOŚĆ WOBEC WEZWAŃ PAŃSKICH W ŻYCIU KONSEKROWANYM WOBEC WSPÓŁCZESNYCH WYZWAŃ

146. Zebranie Plenarne Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich Jasna Góra, 12 maja 2021 r.

 

Drodzy Bracia!

Zostałem poproszony o przedstawienie tematu czujności wobec wyzwań we współczesnym świecie. O. Krzysztof Dyrek SJ nakreślił nam przed południem wymiar wewnętrzny wierności naszemu powołaniu, wskazywał na wyzwania przed jakimi stoimy jako osoby konsekrowane. Ja chciałbym powiedzieć o tych wyzwaniach, które przychodzą do nas z zewnątrz, znajdują się w przestrzeni naszego duszpasterstwa, apostolstwa i ewangelizacji. To te wszystkie wyzwania, które są obecne w naszym otoczeniu i niezmiernie ważne jest, abyśmy we współczesnym świecie potrafili im sprostać. Najistotniejszym zagadnieniem w tym temacie jest troska o naszą wierność i formację stałą.

„Uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański” (Mt 1, 24) W tych słowach ukazuje się postać św. Józefa, patrona obecnego roku w Kościele. Św. Józef jest człowiekiem mogącym być wzorem na czas kryzysu. Gdy popatrzymy na jego życie; na to, co ewangelie mówią na jego temat, to można powiedzieć, że On żył w takim czasie, w takich sytuacjach, które były dla niego nieustannym wyzwaniem. Poczynając od zwiastowania i faktu, że Jego oblubienica, z które miał nadzieję założyć szczęśliwą rodzinę i mieć mnóstwo dzieci, nagle znalazła się z niewiadomej dla Józefa przyczyny w stanie błogosławionym. Potem nastąpiła historia spisu ludności w Betlejem, wędrówka do rodzinnych stron, później rozeznanie ucieczki do Egiptu i powrotu do ojczyzny, decyzja – gdzie wrócić i gdzie zamieszkać? W Betlejem czy w Nazarecie? Wreszcie sytuacja świadomości, że Ten którym się opiekuje, Jezus, jest Synem Bożym, bo z Ducha Świętego jest to, co się poczęło w łonie Maryi. Te wszystkie sytuacje mają jedną wspólną cechę: wyobrażenia i oczekiwania Józefa zostały przecięte Bożym działaniem, Bożym wezwaniem, które go przekraczało i sprawiało, że wciąż na nowo musiał uczyć się odczytywać swoje widzenie rzeczywistości, swoje działania, podejście do Maryi i Jezusa.

Św. Józef musiał na co dzień funkcjonować wobec wyzwań, które działy się wokół niego i przyjmować to, czego nie dało się po ludzku pojąć: pokłon pasterzy, przybycie mędrców; słowa Jezusa, że powinien być w tym, co należy do Ojca. Józefa cechowała czujność, elastyczność, pokora. Był nieustannie wsłuchany w Boga i dlatego potrafił te wymagające sytuacje rozeznawać i adekwatnie do nich się zachowywać.

W Ewangelii jest powiedziane, że anioł Pański objawiał mu się we śnie. Myślę, że te sny miały też naturalne podłoże. Józef to troskliwy ojciec, odważny i kreatywny mężczyzna, obserwował rzeczywistość, dużo myślał, rozważał, był człowiekiem odpowiedzialnym, chciał zapewnić bezpieczeństwo swojej małżonce i Jezusowi. Bóg działał przez sny, a Józef słuchał i podejmował odpowiedzialność za powierzone mu osoby.

Dlaczego warto zobaczyć, że św. Józef może być dla nas wzorem? Żyjemy w czasach kryzysu. To słowo może jest nadużywane, gdy mówimy o pandemii, spowodowanej wirusem Covid -19. Kryzys epidemiczny jest jednak tylko jednym z wymiarów kryzysu. Współczesny kryzys rozumiem szerzej: dotychczasowe sposoby działania i reagowania na rzeczywistość już nie funkcjonują.

W czasie epidemii jest to szczególnie widoczne, gdyż obostrzenia: maseczki, zamknięcie w domach, praca zdalna i komunikacja, zamknięte kościoły pokazują, że wszystko jest inaczej niż było dotychczas. Życie przebiega w warunkach specyficznych, pod wielką presją (chyba ostatnio w czasie II wojny światowej były takie sytuacje, gdzie ta presja zewnętrzna była większa.)

Mówiąc o kryzysie, należy wspomnieć o zmianach cywilizacyjnych, pokoleniowych. Kiedyś wiara była przekazywana z pokolenia na pokolenie, tak jak zawody były przekazywane z pokolenia na pokolenie: ojciec był rolnikiem i syn był rolnikiem, ojciec był kowalem i syn też był kowalem. Syn uczył się fachu od swojego ojca i tak bywało przez wieki. Potem industrializacja, fabryki, przemysł zmieniły rzeczywistość. A teraz nastała era, w której my żyjemy: era cyfrowa. Żyjemy w czasach, gdzie dzieci uczą rodziców. Było to wyraźnie widoczne, gdy zaczęła się pandemia i rodzice zaczynali pracować zdalnie. Wielokrotnie słyszałem od rodziców, że w poradzeniu sobie z organizacją pracy zdalnej w domu były pomocne ich dzieci, bieglejsze w świecie wirtualnym. To dzieci uczyły rodziców jak się odnaleźć w świecie cyfrowym.

Jesteśmy też świadkami kryzysu, który jest związany z wymiarem instytucjonalnym Kościoła. To z jednej strony kryzys wiarygodności, związany z wszystkim nadużyciami w sferze seksualnej. Ja sam – jako prowincjał polskich dominikanów – w tym momencie bardzo mocno tego doświadczam. To jednak jest także kryzys struktur, władzy, przekazywania wiary.

Jeśli połączymy ze sobą powyższe aspekty, czy też popatrzymy na afery, związane z nadużyciami, to jasno widać, że można postępować zgodnie z prawem, a jednak czegoś nie dopełnić (na przykład prawo kanoniczne traktowało ofiary jako świadków w sprawie, a nie jako podmioty, którym należy się podmiotowo zaopiekować).

Mówimy także o kryzysie w ludziach, kryzysie ludzkim (o tym mówił o. Krzysztof Dyrek SJ przed południem). To ludzie w naszych wspólnotach, w naszych zakonach – którzy stawiają na siebie, swoje wygodnictwo, swój egotyzm i narcyzm – przez co posłuszeństwo zakonne wobec przełożonych oraz wobec biskupów musi być na nowo dziś ustawione i przemyślane.

Nie mówimy tutaj o roli świeckich w Kościele jako tym podmiocie, który coraz bardziej dochodzi do głosu. Widać to wyraźnie w tym, co mówił o. Marek Saj CSsR.  Świeccy coraz bardziej czują się podmiotem, nie chcą być traktowani przedmiotowo w Kościele. Kiedy rozdzielam asygnaty, czyli zarządzam co roku, który z braci ma być w którym klasztorze, to coraz częściej mam do czynienia ze zjawiskiem, że na decyzje prowincjała chcą mieć wpływ nie tylko bracia, ale także ludzie świeccy. Oni upominają się o głos, pytają, dlaczego nikt z nimi decyzji nie konsultuje, zwłaszcza w sprawie ich duszpasterzy. Pytają: dlaczego my jesteśmy traktowani jako przedmiot duszpasterstwa, a nie jego podmiot?

Współcześnie widać bardzo wyraźnie, że Kościół stał się uczestnikiem pewnych przepychanek politycznych, a to nie sprzyja naszemu głoszeniu ewangelii. Jesteśmy dzisiaj postrzegani jako siła polityczna, a nie jako ci, którzy głoszą ewangelię. W związku z tym protesty polityczne często stają się protestami przeciwko Kościołowi. Widocznym tego znakiem był np. “strajk kobiet”.

Kryzysy objawiają się na wielu płaszczyznach rzeczywistości, która zmienia się bardzo dynamicznie i szybko. Pytania domagają się odpowiedzi. Jakich odpowiedzi można udzielić? Jakich odpowiedzi oczekuje od nas rzeczywistość? Jakich odpowiedzi oczekuje od nas Bóg?

W tym miejscu odwołam się do teoretyków zarządzania: mówią oni, że kiedy firma przeżywa kryzys, to odpowiedzią jest pięć modelowych reakcji.

1. Pierwsza z nich, określana jako suport, to reakcja zaprzeczenia: „to, co się dzieje, to nieprawda”. Przykład? Coraz więcej głosów mówi, że katecheza w szkole nie przynosi efektów, coraz więcej młodych ludzi odchodzi od Kościoła czy coraz mniejszy procent z nich deklaruje się jako osoby wierzące. Wtedy w geście obrony mówi się, że to nieprawda, że to tylko opinie lewicowych ośrodków. Ta postawa jest zaprzeczeniem rzeczywistości, niechęcią dostrzeżenia tego, że mamy poważne wyzwania przed sobą.

2. Drugą reakcją jest regresja. Było ją widać bardzo wyraźnie w pierwszym etapie pandemii. Polega ona na skupieniu się na mniejszej liczbie działań i robieniu tylko tego, co jest możliwe. Przykład? Nie możemy sprawować Mszy świętych w sposób normalny, to starajmy się wpuścić jak najwięcej ludzi do kościoła w ograniczonej liczbie. Staramy się wykorzystywać te możliwości, jakimi dysponujemy, jakie nam zostały. Zdajemy sobie sprawę z kryzysu, ale staramy się koncentrować na starym działaniu, które jeszcze jest możliwe, dostępne. W biznesie mówi się wtedy o cięciu kosztów, zwalnianiu pracowników etc. W naszym wypadku będzie to koncentrowanie się na starych działaniach, które będzie jeszcze można prowadzić i skierowanie w ten obszar naszej uwagi i naszych sił.

3. Trzeci model – według teoretyków to model optymalny – adaptacja. To perspektywa przyjęcia do wiadomości, że w czasach kryzysu nie możemy działać tak, jak wcześniej. Reakcją na kryzys nie jest ograniczenie, ale zaadaptowanie się do zaistniałej sytuacji. Przykład? Nie możemy modlić się w kościołach, więc organizujemy je na świeżym powietrzu; nie możemy prowadzić spotkań w salkach, to staramy się to robić przez Internet; nie możemy spowiadać w konfesjonałach, ale możemy zaproponować spowiedź samochodową; nie możemy święcić pokarmów w budynku, to zorganizujmy kolejkę, przechodząca przed księdzem w odpowiednich odstępach etc. To wreszcie wymyślanie całkiem innych, nowych propozycji, które do tej pory były nieznane.

To jest adaptacja: gdy pewne sposoby działania dostosowujemy do nowej sytuacji, wykorzystując nisze do tej pory niewykorzystane. Przykład sukcesu wspólnoty Kościoła? Przekaz internetowy w czasie pandemii. Oczywiście nie można się skupiać jedynie na tym przekazie, ale ta oferta została przez nas znacznie poszerzona.

4. Inną jeszcze, choć ryzykowną reakcją na kryzys, może być innowacja, czyli zrobienie czegoś zupełnie innego, poustawianie wszystkiego absolutnie na nowo. Jest to jednak działanie bardzo ryzykowne, bo działając zupełnie po nowemu zostawiając to, co do tej pory obowiązywało, kończymy w większości przypadków katastrofą. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ tylko niewielki procent nowości przyjmuje się i jest akceptowanych w społeczeństwie.

5. Wreszcie są tacy ludzie, którzy w kryzysie przeżywają złoty okres, czas luksusu. Przykład? Sektory, które zyskały na pandemii: producenci środków ochrony osobistej, maseczek, firmy telekomunikacyjne, odpowiadające za transmisje internetowe, firmy spedycyjne i kurierzy, dostarczający zakupy internetowe. Dla nich to nie był czas kryzysu, ale czas żniw, złoty okres. Jako Kościół w Polsce mieliśmy złoty okres w czasach późnej komuny, wszystko wokół bankrutowało, a Kościół był oazą wolności. Komuna była w kryzysie a my przeżywaliśmy złoty okres: ludzie przychodzili do Kościoła, uznawali Jego autorytet bez żadnego wysiłku z naszej strony.

Zatem widać wyraźnie, że to, na co warto stosować, to adaptacja, czyli uruchomienie rezerw, które można wykorzystać. To, co udało się nam jako Kościołowi zrobić w czasie covidowym, o czym już wspomniałem, to transmisje internetowe. Warto w tym momencie zdać sobie sprawę, że jesteśmy w obecnej chwili w momencie rewolucji cyfrowej. Może się nam to podobać lub nie, ale jak wyczytałem osiągnęliśmy w tym względzie w ciągu dwóch lat poziom, jaki planowany był na 10 lat. To oznacza, że wiele rozwiązań: praca zdalna i hybrydowa, nauczanie on-line, możliwości duszpasterskie, stają się faktem i ludzie się już do nich przyzwyczaili. Tego już tego nie cofniemy i jeżeli chcemy to wykorzystać, to ludzie zajmujący się tymi sprawami radzą nam, by w przekazywaniu wartości, treści duchowych i moralnych, nie liczyć tylko na to, że mamy dobrą nowinę, wspaniałą nowinę dla ludzkości i to zapewni nam sukces, dotarcie do ludzi. Trzeba zwrócić uwagę na jakość, bo świat dziś już nie toleruje amatorskich kamerek, źle działającego Internetu. Wobec tego trzeba inwestować w technikę, która pozwoli na wysoką jakość przekazu i profesjonalną kreatywność. Oczywiście są tacy, którzy postawią siebie przed kamera i ściągnąć ludzi, natomiast oni są wyjątkiem.

Kiedy dziś popatrzy się na yotuberów młodzieżowych, zdobywających dużą popularność, to oni się sprofesjonalizowali: mają doskonałe oświetlenie, perfekcyjnych dźwiękowców, ludzi od montażu. Jeśli zatem będziemy z jakimś zgrzebnym filmem wychodzili do młodych, to w punkcie wyjścia jesteśmy przegrani. To jest wezwanie jakie po tych niemalże dwóch ostatnich latach stoi przed nami.

Drugim elementem, na który warto zwrócić uwagę to rola autorytetów związanych z umiejętnością dystrybucji tych treści. Jak wiadomo Internet jest niekończącym się światem, produkującym nieprawdopodobne ilości treści w każdej możliwe postaci. Przeciętnemu człowiekowi trudno się w tym wszystkim zorientować. Można zaufać algorytmom i znaleźć się w bańce informacyjnej lub odnaleźć punkty odniesienia, których ludzie coraz bardziej dziś szukają. Szukają takich autorytetów, które są w stanie wyłowić w tym gąszczu informacji w Internecie treści interesujące i ważne, by je zaproponować. Nie na zasadzie algorytmu, ale na zasadzie świadomego działania.

Rola takich wiarygodnych ośrodków, jak podpowiadają specjaliści od Internetu, będzie w najbliższym czasie bardzo znacząco rosła. Jeśli jednak będziemy jedynie propagowali to, co nasze, np. dominikańskie, a będzie to słabej jakości, to szybko stracimy swoją wiarygodność. Takie punkty odniesienia, autorytety wskazujące na ważne treści, będą bardzo wolno budować swoją wiarygodność. Wiarygodność bowiem bardzo trudno i długo się buduje, a bardzo szybko można ją stracić.

Drodzy Bracia,

Jakie zatem teraz widzę wyzwania, które stoją przed nami? Zgadzam się z tym, iż strategia adaptacji, czyli poszukiwanie nowych możliwości, nowego potencjału, który jeszcze można wykorzystać, dostosowując się do otaczającego świata, jest tą, która jest najlepsza, najbardziej odpowiednia i najbardziej dla nas wskazana. Co zatem widzę jako wyzwania dla nas?

Mój poprzednik o. Krzysztof Popławski OP, który zanim został prowincjałem próbował podejmować misję w Chinach, podkreślał, że chiński znak oznaczający kryzys, oznacza jednocześnie niebezpieczeństwo i szansę. Zatem każdy kryzys, każde wezwanie jest jednocześnie zagrożeniem, ale i nową szansą na coś, co ten kryzys może zrodzić. Warto zatem na początku potraktować obecny czas nie tylko jako zagrożenie, niebezpieczeństwo, ale jako szansę, dzięki której możemy dziś zbudować nową rzeczywistość, nowy sposób funkcjonowania naszych wspólnot, projektów i całego Kościoła. Powołam się na dziennikarza, który nie należy do Kościoła, choć bardzo interesuje się Kościołem. Przeprowadzał on niedawno wywiad dotyczący sytuacji Kościoła w Irlandii i usłyszał, że w czasie lockdownu Covid-19, Kościół w Irlandii stracił jeszcze bardziej w oczach ludzi. Gdy zapytał dlaczego, usłyszał, że jedyny głos Kościoła, jaki można było w tym czasie słychać, to narzekanie na zamknięte kościoły i wołanie: „otwórzcie kościoły”. Tylko taki praktycznie przekaz ze strony Kościoła, dotarł w tym trudnym czasie do społeczeństwa.

W tym samym czasie wzmocniła się pozycja policji i straży pożarnej, które niosły ludziom konkretną pomoc. Zostali oni obarczeni konkretnymi zadaniami, które służyły bezpośrednio ludziom. Choć byli przecież opłacani za swoją pracę, to właśnie aspekt służby i fakt, że zostali skierowani do pomocy ludziom, wzmocnił ich pozycję. Odpowiadali na bardzo konkretne potrzeby, nieśli pomoc, dlatego ich autorytet w tym trudnym czasie wzrósł.

Jeżeli zatem będziemy patrzyli na kryzys i trudności jako na niebezpieczeństwo, jakie nam zagraża, to pozostanie nam siąść i płakać. Gdy jednak sednem naszego myślenia nie będzie myślenie jakby ocalić nasze wspólnoty albo jak zapełnić kościoły, jak mieć więcej powołań – czyli myślenie tylko o sobie – ale nawrócenie duszpasterskie jako wyjście na zewnątrz, czyli pomyślenie, czego od nas potrzebują ludzie, co możemy im dać, jak możemy im służyć, wtedy kryzys stanie się szansą.

Zatem pierwszym krokiem jest popatrzenie na ludzi, których mamy przed sobą i zobaczenie, czego tak naprawdę potrzebują. Chciałbym przedstawić moje propozycje, z którymi można dyskutować albo je uzupełniać. Zacznę od wskazania na potrzeby ludzkie.

Pierwsza rzecz, którą widzę jako potrzebę, to potrzeba nadziei. U wielu ludzi zachwiało się poczucie bezpieczeństwa, jakie mieli do tej pory. Chodzi najpierw o stabilność zdrowotną, gdyż dużo ludzi choruje, umiera, otarła się o śmierć czy pogrzebała kogoś w swojej rodzinie, straciła przyjaciół. Ten moment dotknął ich bardziej, niż miało to miejsce wcześniej.

Chodzi także o bezpieczeństwo materialne, zawodowe, stabilność planowania pewnych rzeczy i spraw. Do momentu pandemii nasz świat był w miarę stabilny. W jednym momencie to wszystko się skończyło. W wielu wypadkach, oprócz niebezpieczeństwa utraty zdrowia czy życia, pojawiło się także niebezpieczeństwo utraty pracy, oszczędności, mieszkania… Powoduje to pytania u ludzi, jaki jest sens tego życia, gdzie szukać w tym wypadku nadziei?

Oczywiście dla wszystkich jest to trudny czas, ale przypomnienie o tym, że jesteśmy tu tylko pielgrzymami, a prawdziwym życiem jest to, do którego zmierzamy, to jest coś co daje okazję do zbudowania nadziei, która nie pochodzi z tego świata. Ludzi tego wprost w taki sposób nie nazywają i gdyby podać im tę prawdę w bezpośredni sposób; „nie martw się, bo jest niebo”, to nie będą w stanie jej przyjąć. Nie mam odpowiedzi jak to zrobić, ale wskazuję na wyraźną potrzebę, jaka u ludzi się pojawia: potrzeba nadziei, sensu, oparcia na czymś, co jest trwalsze niż świat, który przecież okazał się bardzo kruchy.

Drugą potrzebą albo sferą, w której ludzi dziś sobie nie radzą, są biegunowe relacje. Z jednej strony samotność, zamknięcie, odcięcie od więzi z innymi, namiastki kontaktu w Internecie. Z drugiej strony słowa wypowiadane przez niektóre znane mi rodziny wskazują: jak ja wam zazdroszczę, że każdy z was mieszka w swojej celi”. Wielu ludzi bowiem mieszka z dużą liczbą domowników w małym mieszkaniu, z rzeczywistością zdalnej nauki dzieci i pracą on-line rodziców, borykając się z brakami sprzętu komputerowego dla każdego. Często w domu jest za głośno, za gwarno,  aby się skupić i znaleźć skupienie potrzebne do pracy. Przed pandemią, wobec pewnej aktywności na zewnątrz; w szkole, na studiach, w pracy, że nie było aż takiego problemu układania pomiędzy sobą relacji w małej przestrzeni mieszkań i domów. W ten sposób jedni są samotni, a drudzy mają przesyt ludzi i pragną uciec, by choć na chwilę być samemu. A czasem są samotni w pośród tłumu ludzi zajętych swoimi sprawami.

Trzecią rzeczą, jaką zrodził miniony czas, jest stres. Ludzie są bardzo zestresowani i nie trzeba patrzeć w tym momencie na wiernych, ale również i na nasze wspólnoty, gdzie np. ilość konfliktów w klasztorach wzrosła niesamowicie. Więcej jest napięć i agresji pomiędzy braćmi. Ludzie mówią o stresach zawodowych, rodzinnych, związanych z niepewnością jutra. Nie mówię tu wcale o kwestiach medycznych jakieś depresji, otępieniu, spowolnienia działania, ale o tej wielkiej biedzie, o stresie, jaki ludzie w sobie noszą. Jak go unieść, jak go zminimalizować, jak stępić jego ostrze, by nie ranił mnie i ludzi wokół mnie, to pytania, które domagają się natychmiastowej odpowiedzi.

Takie widzę bardzo ludzkie potrzeby wiernych i związane z sytuacją jaka dotknęła wszystkich na całym świecie. Ludzie szukają dziś katechez, spotkań, wykładów z ludźmi, którzy potrafią powiedzieć jak sobie z nimi poradzić. Występuje tu element międzyludzkiej solidarności, związanej z dawaniem bliźnim odpowiedniego wsparcia, dzielenia się posiadanymi zasobami i odpowiadania na ich samotność. Choć nie są to wyzwania dotyczące wiary czy pobożności, bo ulokowały się na przecięciu psychiki i duchowości, to w naszym duszpasterstwie potrzebne jest dostrzeganie tych wyzwań i budowania z ludźmi więzi poprzez szukanie na nie odpowiedzi.

Stoją przed nami jeszcze inne, bardzo konkretne wyzwania, które były obecne już wcześniej, ale pandemia je jeszcze bardziej wyakcentowała. [W tej części mojego wystąpienia będę inspirował się artykułem ks. Przemysława Sawy z Uniwersytetu Śląskiego.] Te wyzwania, choć dotyczą ludzkiej duchowości czy egzystencji oraz wymagają teologiczne uzasadnienia, przyjmują często postać zwykłych, konkretnych, praktycznych rozstrzygnięć:

1. Komunia na rękę czy do ust? Pandemia spowodowała konieczność praktycznych rozwiązań, ale skutki nie są oczywiste: grupy wiernych walczą ze sobą, patrzą na siebie wilkiem, nie akceptują „tej drugiej opcji”. Z naszej strony potrzebne są zatem katechezy, które będą tłumaczyły, że są dopuszczalne w Kościele oba sposoby przyjmowania Komunii św. i będą pokazywały, że można preferować jeden czy drugi sposób, ale są one komplementarne. Potrzebna jest zdecydowana postawa przeciwstawiania się tym kapłanom czy ośrodkom, które wręcz mówią, że przyjmowanie komunii na rękę jest świętokradztwem, czy że ręce kapłana nie przenoszą zarazków, bo są konsekrowane. Potrzeba solidnego wytłumaczenia jaka jest nauka Kościoła.

2. Odpowiedzi i tłumaczenia domaga się widoczna mocno w Internecie teologia fatalizmu, kary bożej itp. Można dziś usłyszeć m.in., że skończył się czas miłosierdzia, a nastał czas sprawiedliwości. Te poglądy – często niezgodne z nauczaniem Kościoła – prezentują domorośli prorocy fatalizmu. Potrzebne jest cierpliwe uzasadnianie, tłumaczenie i pokazywanie, jaka jest nauka Kościoła.

3. Bardzo ważna jest dla ludzi wolność. Współczesny człowiek nie przyjmie od nas niczego, czego nie będziemy w stanie uzasadnić, dlatego musimy być zawsze gotowi do uzasadnienia tego, co głosimy i pokazywanie tego, co jest prawdą. Wydaje się, że dziś to jedno z największych wyzwań, jakie przed nami stoją w tych wielkich tematach: aborcja, in vitro itp. Zwłaszcza młodzież oczekuje uzasadnienia i nie przyjmie czegoś tylko dlatego, że takie jest nauczanie Kościoła. Musimy być przygotowani, aby nasze racje umieć tłumaczyć, nie obrażać się, że ludzie nie przyjmują do końca tego, co im mówimy, że są wobec nas niegrzeczni, bezczelnie zadają pytania i podważają wszystko, o czym mówimy.

Ks. Grzegorz Strzelczyk pisał, że Zachód ma w tej mierze przewagę nad nami, bo od czasów oświecenia w Polsce myśmy bili się wciąż o niepodległość. Ta kwestia było przez ostatnie dwieście lat dla Polaków najważniejsze, więc zadaniem Kościoła stało się przechowanie i przekazywanie „patriotycznej substancji”. W tym zaś czasie Kościół na Zachodzie spierał się np. z encyklopedystami czy ateistami, dlatego dla tamtego środowiska naturalna stała się dyskusja, rozmowa, dialog i potrzeba uzasadnienia w społeczeństwie swoich poglądów. Współcześnie natomiast często prezentujemy postawę obrażania się na innych za to, że nie przyjmują naszej prawdy. Dlatego jest wyzwaniem dla nas, aby zmienić swoje myślenie i zrozumieć, że jesteśmy posłani nie po to, by ten świat naprawić, ale poprawić, często nawet tylko w drobnej mierze. A w nas jest ciągle mesjanistyczna potrzeba zbawiania świata od zła wszelkiego.

5. Wyzwaniem dla nas jest dziś przyjmowanie ludzi, którzy jedynie częściowo akceptują nasz punkt widzenia, tylko z pewnymi rzeczami z nami się zgadzają, a z innymi już nie. Wcześniej traktowaliśmy czasem tych ludzi z pewnym dystansem czy nawet pogardą, mówiąc „to są katolicy „ale, mają wiarę wybiórczą, supermarketową…”.Wyzwaniem jest to, aby w człowieku, z którym się spotykam, a który może nawet nie chodzi do kościoła, zobaczyć wspólne wartości, od których może rozpocząć się dialog. Być może nie da się nam tych ludzi zmienić całkowicie, może tylko trochę albo tylko sprawić, że zaistnieje dialog i przez to ci ludzie nie będą obchodzić kościoła dużym łukiem.

Potrzebna nam jest dziś pokora i próba zrozumienia, że ludzie, do których jesteśmy posłani, to nie nasi wrogowie. To wielkie wyzwanie duszpasterskie naszego nawrócenia pastoralnego, gdyż jesteśmy posłani nie do ludzi idealnych, ale do takich jakimi oni są. W tym tak bardzo pluralistycznym świecie jest miejsce dla każdego i naszym zadaniem jest głosić, a nie zbawiać, bo to jest zarezerwowane dla Jezusa Chrystusa. Należy zaakceptować, że wśród nas, w świecie będzie taka grupa ludzi, która będzie wierzyć w sposób połowiczny. Jako zakonnicy jesteśmy wezwani, by dostrzec tych ludzi, by się przy nich zatrzymać.

5. Kolejne wyzwanie niekoniecznie jest związane z Covid-19, ale w ostatnim czasie coraz bardziej się uwidacznia. Wraz z polaryzacją sceny politycznej, nastąpiło mocne spięcie tzw. stylu partyjnego ze stylem eklezjalnym, kościelnym, religijnym. Jeśli słychać, że jakiś hierarcha lub zakonnik wypowiada się w kwestiach politycznych, to przeważnie wtedy, gdy staje po stronie partii Narodu. Tymczasem mamy dużo do powiedzenia w duchu katolickiej nauki społecznej, z której często mało korzystamy. Zauważcie: jeśli w przestrzeni publicznej pojawiają się problemy bioetyczne, to Episkopat zabiera głos i wydaje oświadczenia. Gdy jednak padają pytania dotyczące życia społecznego: gdzie kończy się rola państwa, a zaczyna rola obywatela? Na czym polega troska o dobro wspólne? Jaka jest nasza troska o tych, co stracili pracę? Jak wzmacniać kwestię współodpowiedzialności za społeczeństwo? Na czym polega dobro wspólne? To głosu Kościoła brakuje, a episkopat raczej milczy. Może zatem wyzwaniem dla zakonów jest zabranie głosu w tych kwestiach.

Dzisiaj wśród teoretyków biznesu wyraźnie słychać głosy, że najbardziej stabilne biznesy i firmy, to firmy etyczne. Znacznie lepiej jest bowiem budować firmę na wartościach i w oparciu o swoją misję, niż na zysku. Paradoksalnie – firmy budujące biznes na wartościach, będą w trudnych momentach bardziej stabilne. Tak świadczą biznesmeni, którzy nie są wierzący i nie odwołują się do ewangelii. W dyskusji, która obecnie rozgrywa się w mediach na ten temat, nie słychać naszego głosu, głosu Kościoła. Jedną z ostatnich osób, która głośno wypowiadała się w tym temacie był o. Maciej Zięba OP.

Katolicka nauka społeczna mówi nam wiele na temat wolności, równości, inności. Wskazuje drogę pomiędzy tym, co jest naszą wiarą, a faktem, że żyjemy pośród ludzi, którzy nie muszą naszych wartości podzielać. Pokazuje, jak to godzić, aby między sobą żyć. To są dziś bardzo ważne i aktualne wyzwania, które będą domagały się od nas odpowiedniego podejścia.

Drodzy Bracia!

Tak widzę wyzwania, które stoją przed nami. Jaką odpowiedź mogą dać na nie zakony? Do czego w tej materii jesteśmy powołani i jaka jest nasza rola?

Po pierwsze, w sposób naturalny – co padło w wykładzie przedpołudniowym – naszą rolą jest kultywowanie duchowości. Tak jako zakonnicy jesteśmy postrzegani, tego się od nas oczekuje. Chodzi o różnorodność budowania kontaktu z Bogiem, według różnych charyzmatów, szkół, obecnych w zakonach, wartości i bogactwa duchowości, którą zawierają nasze tradycje.

Widać zresztą, że zawirowania związane z Covid-19 w kwestiach wiary najbardziej stabilnie przeszli ci ludzie, którzy byli uformowani w dojrzałych wspólnotach oraz w ruchach skupionych przy zakonach. Ludzie, dla których nie było dziwne, że można się modlić indywidualnie, gdy zabrakło nabożeństw i Eucharystii. Oni nie stracili kontaktu z Bogiem, gdyż umieli się modlić, sięgnąć samodzielnie po Pismo święte. Dla nich ten czas „odcięcia od sakramentów” nie był czasem jałowym dla ich wiary.

Uświadomienie sobie tego faktu pokazuje, że zapraszanie przez nas ludzi do aktywnego budowania sfery swojej duchowości jest bardzo ważne. To jest coś, co jako zakonnicy możemy ludziom zaoferować. Istnieje szansa, że to zaproszenie będzie rodziło nadzieję, a przez formację intelektualną będzie prowadziło do uzasadnienia prawd wiary. Warto zatem zapraszać jak najszerszą grupę ludzi, by przekazywać im naszą duchowość zakonną, wpisaną w charyzmaty naszych wspólnot. Ludzie na to czekają. W moim zakonie dominikańskim obrazuje tę sytuację ogromna liczba powołań do świeckiej gałęzi zakonu.

Odpowiedzią na wezwania post-covidowe będzie świadectwo wiary i życia. Ludzie szukają uzasadnień wiary, ale szukają również świadków, mówią nam wprost: „sprawdzamy, czy to, co głosicie jest prawdą waszego życia. To z jednej strony okazja do nawrócenia, ale z drugiej strony pokazania ludziom jak żyjemy. Opowiadał mi o. Janusz Sok CSsR, że w jednym z miast pojawili się redemptoryści i wszystko robili wspólnie: sprawowali sakramenty, głosili ewangelię, przechodzili z domu do kościoła… ale zawsze byli razem. Dla ludzi największym znakiem było nie to, że każdy z nich osobno robi coś dla ludzi czy z ludźmi, ale że robią to razem, jako trzyosobowa wspólnota. To był znak, że można budować jedność, można budować więzi i być kreatywnym. Chodzi więc o to, aby nasze wspólnoty były takimi miejscami, gdzie ludzie mogą przyjść i według Dziejów Apostolskich „zobaczyć jak oni się miłują”.

Gdy myślimy o ludziach świeckich, skupionych wokół naszych wspólnot, to odpowiedzią na wezwania dzisiejszego czasu będzie uruchomienie ich potencjału, bez których wielu rzeczy sami nie zrobimy. Trzeba zatem w naszą ewangelizację, nasze życie i krąg naszych wspólnot włączyć aktywnie ludzi świeckich, którzy w swoich kompetencjach mogą zrobić wiele bardzo dobrych i pożytecznych rzeczy. To jednocześnie może poszerzyć nasze oddziaływanie.

Zakony mogą wreszcie pokazać ludziom prymat modlitwy. Być może w wielu wypadkach celem nie jest to, by zrobić jakieś dzieło, ale pokazać modlitewny wymiar wiary. Po Covid-19 może być w nas pokusa, aby jak najszybciej wrócić do kościołów i „coś robić dla innych” albo jak najszybciej odrobić straty, wrócić do tego co było przed pandemią. Tymczasem wydaje się, że ważniejsze jest położenie akcentu na to, aby razem się modlić, dać prymat modlitwy przed działaniem. Byśmy nie byli aktywistami czy działaczami, ale ludźmi modlitwy.

Ostatnią rzeczą, jaka mi przyszła do głowy – w duchu papieża Franciszka – to  braterstwo. W świecie, który nas otacza mówi się często o równości, tolerancji czy wartościach świeckich, a tymczasem pokazywanie, że potrafimy wzajemnie być dla siebie braćmi, że potrafimy siebie wspierać, sobie pomagać, dbać o siebie i budować wspólnotę, że jest to możliwe w zindywidualizowanym świecie, będzie odpowiadaniem na wezwania czasu.

Tyle moich obserwacji świata wokół nas, tyle moim myśli. Mam świadomość, że jest to spojrzenie subiektywne. Mam jednak nadzieję, że kilka powyższych akapitów sprowokuje do podjęcia wartościowej dyskusji i reakcji: jak na kryzys wokół nas odpowiedzieć? Jak być czujnymi wobec wyzwań Pańskich na wzór św. Józefa?

Autoryzowane wystąpienie Pawła Kozackiego OP

 

Archiwum KWPZM

 

Wpisy powiązane

Wawrzeniecki Robert OMI, Proces synodalny w zakonach w Polsce, w ramach konferencji zakonnych i Kościoła lokalnego

Dyrek Krzysztof SJ, „Twórczo odważni” wobec współczesnych „krwotoków” życia konsekrowanego

Klafka Jolanta RMI, Sosa Arturo SJ, Rozeznawanie duchów a synodalność. Duchowość ignacjańska