Knabit Leon Stefan OSB, Szanse współczesnego życia zakonnego

 
Leon Stefan Knabit OSB

SZANSE WSPÓŁCZESNEGO ŻYCIA ZAKONNEGO

Zebranie plenarne KWPZM Gostyń-Święta Góra, 10 maja 1988 r.

 

Wstęp

Papież Paweł VI mawiał podobno, że środową homilię przygotowuje, mając przed oczyma tekst czytań biblijnych dnia i aktualności podane przez prasę. Mam nadzieję, że o. Dominik Wider podczas Mszy świętej wygłosi homilię w oparciu o teksty mszalne. Zacznę więc od prasy:

„Polityka” nr 13 z dnia 26 marca br. nazwała „Sollicitudo rei socialis” Encykliką klęski. Autor, Andrzej Grzegorczyk pisze: „Streszczając własnymi słowami powiedziałbym: ludzkość /podkreślenie moje – LK/ poniosła klęskę. Klęska ma charakter moralny. „Człowiek” – nie brzmi to już dziś dumnie w żadnej części świata”.

A więc – klęska człowieka. Nie chcemy i nie możemy generalizować takiego stwierdzenia, ale musimy uznać, że zawiera ono w sobie wiele prawdy. Potrzebna jest więc „mocna i trwała wola angażowania się na rzecz dobra wspólnego. Pokój owocem solidarności”. /SRS – za wspomnianym artykułem/.

I.

Nie jeden raz ludzkość przeżywała takie stany. Przeżywały takie stany grupy społeczne czy regiony. Człowiek, załamany tym, co się wokoło niego czy w nim działo, stawiał sobie pytanie: PO CO być człowiekiem i JAK nim być /por. RD 5/. Historia chrześcijaństwa od najdawniejszych czasów ukazuje odpowiedź Boga daną w takiej sytuacji człowiekowi. Bóg mianowicie ofiaruje wtedy człowiekowi – ludziom szczególny dar: Wzywa do wewnętrznego spotkania z miłością Chrystusa /RD 3/ – Odkupiciela. Przypomina, że przez tę miłość odkupieńczą człowiek zostaje oddany i przywrócony Bogu, a potem w pełni sobie samemu /por. RD 4/. I wtedy nie ma takiej trudnej sytuacji, w której przyjęcie tego daru nie dźwigałoby człowieka z samego dnia zwątpienia i zniechęcenia, nie napełniało go nowymi siłami, nową nadzieją, nową wolą życia. Człowiek, który przyjmie taki dar, jest zdolny do dźwignięcia się po klęsce, jeśli takiej doznał. Jest zdolny do uniknięcia klęski. Jest zdolny do solidarnego dźwigania innych. Widzimy to wszyscy, gdy stawiamy sobie przed oczyma naszych charyzmatycznych Zakonodawców, gdy patrzymy na szeregi ich synów duchowych, do których i my mamy zaszczyt się zaliczać.

I tu jest szansa dla CZŁOWIEKA, Życie zakonne, będące wynikiem wolnego przyjęcia daru powołania czyli odpowiedzi na Boże wezwanie, niesie w sobie odpowiedź na pytanie PO CO być człowiekiem i JAK nim być bez względu na trudność i złożoność sytuacji zewnętrznej czy wewnętrznej.

Uważam za stosowne przedstawienie na początku tego aspektu zagadnienia, by rozwinięcie tematu „Szanse życia zakonnego” nie skoncentrowało się zbytnio na spektakularnych możliwościach, skądinąd bardzo kuszących.

II.

Oczywiście, w tym sensie moglibyśmy mówić i o szansach Kościoła dzisiaj. Wezwanie bowiem do doskonałości, kierowane do zakonników, należy do samej istoty powołania CHRZEŚCIJAŃSKIEGO /RD 4/. Ale – w świecie nie wszyscy są chrześcijanami, a w chrześcijaństwie nie wszyscy zostali wezwani do tego szczególnego spotkania z miłością Chrystusa, jakim jest obdarzone powołanie zakonne. Przyglądamy się więc tej wybranej przez Chrystusa grupie – różnorodnym wspólnotom życia zakonnego i próbujemy przedstawić ich szanse dzisiaj.

Wobec trudnych czasów, czy wobec perspektywy trudnych czasów /a ileż takich perspektyw przeżyliśmy w minionym półwieczu i jeszcze przeżyjemy/, słyszy się często pytanie pełne niepokoju: Co z nami będzie? „Małej wiary!” /Mt 14,31/ – Przecież zakony powstawały zawsze jako odpowiedź Boga, i człowieka Bożego, na TRUDNE czasy: na barbarzyństwo, na nieuctwo, na herezję, na bezbożnictwo, na chorobę, na nędzę, na głód itd. I jeśli nawet dzisiaj Bóg obdarza wiele rodzin zakonnych także łaską prześladowania, to odbierając im możność działania wspólnotowego według charyzmatu Założyciela, umożliwia im dawanie świadectwa jednostkowego – często wobec nieprzyjaciół Chrystusa – umiłowanemu nade wszystko Bogu. Nie zawsze zresztą dochodzi do sytuacji skrajnych, natomiast sytuacji trudnych należałoby sobie wprost życzyć, by móc ukazać swe autentyczne oblicze. Tymczasem, nawet przy względnie spokojnych warunkach zewnętrznych, napełniają nas niepokojem negatywne zjawiska w samym Kościele, które można by sprowadzić do wspólnego mianownika „laicyzacja” – zeświecczenie – ze wszystkimi znanymi jego konsekwencjami. Reakcją na zeświecczenie są rozmaite ruchy w Kościele – mniej czy bardziej nieformalne grupy. Nie są one wolne od błędów, ale najczęściej /często?/ działania ich mają znamiona charyzmatyczne i stanowią zaczyn prawdziwej odnowy. Nawiązują one do wyciągnięcia pełnych konsekwencji z faktu Chrztu św. /neo- czy deutero-katechumenat/, podkreślają rolę Ducha Uświęciciela /Odnowa w Duchu Świętym/, przypominają elementy żywego Kościoła: Eucharystia, Biblia, wspólnota, a do tego oczywiście Maryja i Papież /oazy i wiele innych, które trudno w tej chwili wyliczać/.

III.

A może wobec tego zakony są niepotrzebne? Takie pytanie stawiano nawet jeszcze przed Soborem. Odpowiedź Vaticanum II była jasna: /„Dlatego to/ Sobór święty potwierdza i chwali mężów i niewiasty, braci i siostry, którzy w klasztorach lub szkołach i w szpitalach czy na misjach poprzez wytrwałą pracę i pokorną wierność dla wyżej wymienionego poświęcenia się stają się chlubą Oblubienicy Chrystusowej i wszystkim ludziom świadczą szlachetne i rozliczne posługi” /KK 46/.

Dlaczego więc często zakony nie wystarczają, a czasem jakby zostają w tyle, szukając w dzisiejszych czasach własnej tożsamości? Kościół, wciąż płodny, okazuje wciąż nowe bogactwo swego życia, także obok życia zakonnego. Zakony zaś, szukając nowych dróg i sięgając do źródeł, mogą odnaleźć swą szansę właśnie w dzisiejszym świecie i w dzisiejszym Kościele.

Jeśli wierni odnawiają się przez bardziej świadome przeżywanie swego chrztu, to przecież profesja zakonna „korzeniami sięga głęboko w konsekrację Chrztu i pełniej ją wyraża”. /Perfectae caritatis, 5/. Formacja zaś podstawowa i tak pożądana formacja ciągła /ustawiczna/ jest trwającym wciąż w jakiś sposób neokatechumenatem.

„Jeśli ratunek widzi się w odnowie w Duchu Świętym, to przecież działanie Ducha Świętego, który jest bezpośrednim sprawcą wszelkiej świętości, otwiera na drodze profesji rad ewangelicznych szeroką przestrzeń dla nowego stworzenia” /por. RD 10/, a zakonnicy idą także drogą w „całkowitej uległości Duchowi Świętemu” /por. RD 13/.

A Eucharystia wraz z innymi sakramentami, Pismo św. i wspólnota, wraz z czcią Matki Najświętszej i synowskim oddaniem dla Ojca świętego stanowią przecież chleb powszedni wszystkich wspólnot zakonnych!

Oto nasza podstawowa szansa, wypływająca z konstytutywnych elementów zakonnego „esse”. Odczytanie na nowo tego „esse” w świetle dzisiejszych potrzeb i prób odnowy, wyraźnie mówi, że trzeba tylko trochę wysiłku, by to co w życiu zakonnym dobre, co jest lekarstwem na obecne trudności i trudne perspektywy, uczynić bardziej czytelnym dla nas i dla innych.

Wydaje się, że zakony, posiadające własne metody i tradycje, wypróbowane nieraz przez wieki, powinny się stać dla nowych ruchów w Kościele ostoją i swego rodzaju punktem odniesienia zarówno doktrynalnego jak i dyscyplinarnego. Tym – świeckim zwłaszcza, ale i duchownym, którym się nieraz wydaje, że od nich zaczyna się Kościół, warto pokazać, jak pewne wartości w Kościele trwają przez wieki i aktualizują się właśnie w rodzinach zakonnych, „należących nienaruszalnie do jego życia i świętości” /KK 44/.

Współpraca między wszelkimi ruchami modlitewnymi i społecznymi a rodzinami zakonnymi już przynosi owoce, a może się stać prawdziwym zaczynem odnowy życia religijnego. Zamiast patrzeć niechętnym czy podejrzliwym okiem, na to co nowe, lepiej jest dotrzeć do korzenia wspólnych dążeń i przez odpowiednio przygotowanych kapłanów czy braci zakonnych, podtrzymać to, co dobre, a pokornie pomóc naprostować istniejące skrzywienia.

III. a

Korzystając z aprobaty, a nawet zachęty J. Em. Księdza kardynała Prymasa, chciałbym zwrócić uwagę w tym właśnie Czcigodnym Gronie na ruch niezbyt znany, a określony przez Księdza Prymasa jako „znaczący ruch w Kościele”. Chodzi o Ruch Kultury Chrześcijańskiej Odrodzenie. Początki jego sięgają roku 1919, aczkolwiek ukonstytuował się nieco później jako Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej Odrodzenie. Działał na wyższych uczelniach Polski międzywojennej, głównie w Warszawie, Krakowie, Lublinie, Poznaniu, Lwowie i Wilnie. Miał za cel wprowadzenie znajomości życia Kościoła i katolickiej nauki społecznej wśród obojętnych a nawet czasem antykościelnych /czy antyklerykalnych/ studentów. Był to ruch formacyjny, zwracający uwagę na rozwój życia intelektualnego i duchowego swych członków. W kręgu zainteresowań były głównie zagadnienia społeczne, liturgiczne, biblijne, filozoficzne, etyczne i kulturalne. Z Ruchu wyszli czy też byli z nim związani Bł. Jerzy Matulewicz, Ks. Prymas Stefan Wyszyński, Ks. Korniłowicz, Ks. Antoni Słomkowski, Ks. Władysław Lewandowicz MIC, Ks. Antoni Marchewka, O. Jacek Woroniecki OP, Oskar Halecki, Stefan Kaczorowski, Henryk Dembiński, Konstanty Turowski, Stefan Swieżawski, Czesław Strzeszewski, O. Bernard Turowicz OSB, Jerzy Turowicz i inni. Liczącymi się znakami działalności Odrodzenia były Tygodnie Społeczne organizowane na KUL-u w latach 1922 i 1929 przy żywym zainteresowaniu i udziale najwyższych władz kościelnych i państwowych, widzących w Odrodzeniu, którego hasłem było „Oddać Polskę Chrystusowi” oraz „Chrześcijaninem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce”, wielką nadzieję, a jednocześnie rzeczywistość traktowania na serio odpowiedzialności świeckiego katolika za Kościół.

Ksiądz Prymas Wyszyński powiedział nawet, że przedwojenne Odrodzenie w pewnym sensie przygotowywało Vaticanum II. Obecne Odrodzenie, które nawiązując do tradycji metodycznych i treściowych przedwojennego – zmieniło teren działania, przerzucając się na inteligencję humanistyczną i techniczną, ma według słów Prymasa Tysiąclecia Sobór realizować. Temu znaczącemu a rozwijającemu się ruchowi potrzeba kapłanów nie tylko z nominacji, ale niejako z „doboru naturalnego”. Często bowiem można wyznaczyć kogoś jako asystenta, kapelana czy opiekuna, kto nie „czuje”, na czym polega różnica między ruchem czy wspólnotą kierowaną przez kapłana a taką, w której kapłan, nie tracąc swego kapłańskiego autorytetu, jest w zasadzie uczestnikiem a zarazem ekspertem od spraw, na których się zna oraz oczywiście przewodnikiem niezastąpionym w liturgii.

Doświadczenie uczy, że kapłani zakonni nieraz lepiej rozumieją sens i problemy ruchu – niż duchowieństwo diecezjalne. Zwracam się więc z apelem, by przy zachowaniu dyscypliny zakonnej umożliwić współbraciom udział w pracach Ruchu tam, gdzie się to dla dobra Kościoła może okazać pożytecznym. Ruch działa w takich ośrodkach, jak Warszawa, Kraków, Poznań, Lublin, Łódź, Zabrze, Bydgoszcz, Skierniewice, Rzeszów, Puławy i inne, skupiając nie tylko seniorów Odrodzenia, nielicznych już zresztą, ale inteligencję w wieku dojrzałym z wyraźną tendencją odmładzającą. Doroczne Dni Modlitw w Częstochowie, w roku bieżącym będą to już trzydzieste drugie, pod protektoratem Prymasa Polski, skupiają ponad 1000 uczestników. Obchody zaś 70-lecia Ruchu zaplanowane na wrzesień przyszłego roku na KUL-u i na Jasnej Górze, mają być przypomnieniem historii, przedstawieniem stanu obecnego i wytyczeniem drogi na przyszłość. Pomóżmy !

IV.

Jako były kapłan diecezjalny daleki jestem od umniejszania roli i zasług duchowieństwa diecezjalnego i wolny jestem od tego, co można by było nazwać megalomanią zakonną. Mocno jednak podkreślam, czego zresztą chyba wszyscy niejednokrotnie doświadczamy, zaufanie, jakim darzą poszczególni świeccy i określone wspólnoty świeckich nasze rodziny zakonne. Usłyszałem kiedyś opinię: „Wy mnisi żyjecie bardziej swoim życiem, a księży świeccy – bardziej naszym życiem. A jednak wy nas lepiej rozumiecie od „naszych księży”. Oby tak było!

Ale właśnie! Dzięki wzrostowi powołań do Diecezjalnych Seminariów Duchownych, a bardzo często i do naszych, można by pokusić się o jeszcze większą specjalizację. Wszyscy nie muszą robić wszystkiego! Nie negując możliwości i konieczności kształcenia duchowieństwa diecezjalnego, widzę dla zakonów wielką szansę, już zresztą w pewnej mierze zrealizowaną, w dziedzinie rozwijania, wyjaśniania i przyswajania Polsce posoborowej myśli teologicznej. Warto lepiej wykorzystać istniejące i tworzyć nowe ośrodki zakonne i międzyzakonne, w których nasi współbracia o należytym poziomie intelektualnym i etycznym /ważna cecha gwarantująca rzetelność badań przy wierności względem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła/ będą mogli poświęcić się pracom nad wielką teologią /myślę tu o wszelkich dyscyplinach nauki Kościoła/. Wiemy, jak często jest to niemożliwe, gdy na domu zakonnym spoczywa zbyt wiele obowiązków duszpasterskich.

Warto też wspomnieć o wydawnictwach. Dziś prawie nie ma rodziny zakonnej, która by nie wydała wielu cennych pozycji naukowych i popularnych, książkowych i periodycznych. Mimo znanych ograniczeń, ilość wydawnictw jest taka, że chciałoby się wołać za Janem Pawłem I: „Mam maszynę do pisania, jakżeby mi się przydała maszyna do czytania!” Warto wzmóc wysiłki, by nauka Boża docierała do każdego w sposób dla niego zrozumiały.

V.

I jeszcze jedno. Wielkim zagrożeniem dla Kościoła jest przerost indywidualizmu, prowadzący nieraz wprost do anarchii. U nas mówi się o „naszym, polskim” indywidualiźmie. Zakony mają wobec tego niebezpieczeństwa niezwykle skuteczną broń. Ojciec święty przypomina w adhortacji „Redemptionis donum”: „… w wypełnianiu ewangelicznej rady posłuszeństwa należy także upatrywać szczególny moment tej zbawczej „ekonomii Odkupienia”, które przenika całe wasze powołanie w Kościele” /RD 13/. Wypływa stąd konieczność zarówno zakonnej uległości wobec przełożonych zastępujących Boga, jak i słuchania zdania członków wspólnot z zachowaniem zawsze władzy decydowania i nakazywania tego, co należy czynić /por. tamże/. Wiemy, ile szkody uczyniły i czynią nadal „posoborowe” tendencje w Kościele, a więc i w zakonach, co przełożeni odczuwają w sposób szczególny, że posłuszeństwo polega w gruncie rzeczy na tym, by podwładny czynił to, co mu nakazuje sumienie, pozostawiając przełożonemu łaskawie możność zaakceptowania takiego postępowania, a słuchał tylko tego, co w jego sumieniu wydaje się słuszne.

Wobec takiego stawiania sprawy pada zdanie, że poraź pierwszy w historii zakonów reforma polega na rozprzężeniu zamiast na obostrzeniu dyscypliny. Z uwagą więc należy przyjąć i uznać coraz częstsze głosy psychologów mówiących, iż lekarstwem na modne dzisiaj stresy jest nie anarchizująca wolność, ale stanowcze stawianie wymagań i egzekwowanie ich. Trzeba wrócić do ducha składanych ślubów z całym ich „ładunkiem” nie tylko dyscyplinarnym, ale teologicznym i ascetycznym. Warto dołożyć wszelkich starań, by autorytet i posłuszeństwo w zakonie znaczyły rzeczywiście autorytet i posłuszeństwo. To może „postawić Kościół na nogi”! Za to mogą nam dziękować wieki!

VI.

I wreszcie: W świecie pełnym hałasu bardzo wielu ludzi poszukuje życia w ciszy i spokoju. Jakże często trafiają do różnych „technik” wschodnich proweniencji buddyjskiej czy hinduistycznej, „bo w Kościele nie ma ciszy – jest przez całą dobę hałas, klaskanie, pobrzękiwanie i granie na wszelkim nadającym się do tego „osprzęcie” o ilości decybeli, mogących konkurować z niejedną dyskoteką”. A przecież tak niedawno z pojęciem klasztoru kojarzyła się zawsze cisza klasztornych kościołów, cel i korytarzy, czasy milczenia, zwłaszcza sensowne i błogosławione milczenie święte, zwane i „silentium aureum”.

Czyżby to była szansa bezpowrotnie stracona?

ZAKOŃCZENIE

Gdy się zastanawiamy, jak wykorzystywać wymienione i nie wymienione szanse zakonów w życiu codziennym, warto jest zwrócić baczniejszą uwagę na VI rozdział cytowanej tu często Adhortacji „Redemptionis donum” pt. Miłość Kościoła. Ojciec święty, wyrażając oczekiwania świata, który przez nie-miłość stał się miejscem klęski człowieka, spodziewa się, że każda konsekracja i profesja zakonna będą świadectwem miłości Kościoła. Powołani przez Boga do pełni życia będą uśmiercać wszystko, co jest przeciwne życiu, co służy grzechowi i śmierci, co sprzeciwia się prawdziwej miłości Boga i ludzi. Świat potrzebuje tego znaku sprzeciwu jako nieustannego zaczynu zbawczej odnowy. Takie świadectwo ma być przejrzyste przez wierne zachowanie przepisów Kościoła dotyczących także zewnętrznego wyrazu konsekracji. Niezawodnym znakiem miłości jest posłuszeństwo odnowionym /w duchu Soboru przecież!/ konstytucjom. Niezależnie od tego, czy zakon prowadzi życie kontemplacyjne, jakże owocujące w apostolstwie, czy też oddaje się raczej apostolskiemu działaniu, podstawowym dziełem jest zawsze CZYM a zarazem KIM są w Kościele jego członkowie. Wrażliwość na potrzeby człowieka, świata, ma się kształtować poprzez wzajemną miłość, określającą wspólnotowy charakter życia zakonnego, podtrzymywanego nauką ewangeliczną, świętą liturgią, a zwłaszcza Eucharystią.

Konsekwentne wykorzystywanie szans, które Bóg daje dzisiaj zakonom, może się przyczynić do odnowienia oblicza ziemi i to w klimacie, o którym tak mówi Papież Paweł VI, cytowany w „Redemptionis donum”: „Oby świat współczesny … przyjmował Ewangelię nie od jej głosicieli zgnębionych lub pozbawionych nadziei … ale od sług Ewangelii, których życie jaśniałoby zapałem, od tych, co pierwsi zaczerpnęli swą radość od Chrystusa” /Evangelii nuntiandi, 80/.

 

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

Bozzolo Andrea SDB, O synodalności w Kościele i roli osób konsekrowanych

Wawrzeniecki Robert OMI, Proces synodalny w zakonach w Polsce, w ramach konferencji zakonnych i Kościoła lokalnego

Dyrek Krzysztof SJ, „Twórczo odważni” wobec współczesnych „krwotoków” życia konsekrowanego