Soras Philippe, Wielcy konwertyci. Ze „Standard Oil” do klasztoru. Kenyon Bede Reynolds (1892 -1989) OSB

 
Philippe Soras

WIELCY KONWERTYCI. ZE „STANDARD OIL” DO KLASZTORU.
KENYON BEDE REYNOLDS (1892-1989) OSB

 

Zaczynając opowiadanie o własnym nawróceniu Kenyon Reynolds zauważa, że spotkanie każdego człowieka z Prawdą dokonuje się różnorodnie, zależnie od indywidualności ludzkich i posiada zazwyczaj dwa charakterystyczne stadia: długie przygotowanie w zupełnej niewiedzy zainteresowanego i nagłość z jaką dokonana w nim praca objawia się i stawia go wobec wyboru między prawdą a przeszłością.

Gdy Reynolds wybrał wiarę nagłym i zarazem wyzwalającym aktem oddania się, zdał sobie również sprawę z dokonującego się w nim od najwcześniejszych lat działania Bożego.

Nie cofa się przed nim, gdyż dla Tego, który nas uczynił dla siebie, nic nie jest zbyt wielkie, gdy chodzi o powiększenie liczby tych, którzy chcą żyć z Jezusem Chrystusem i nie ograniczał on swej interwencji, by otworzyćoczy Reynoldsa naprawdę.

Pomiędzy tymi wszystkimi, którzy znajdują kres swych niepokojów lub przedmiot swych poszukiwań w Kościele Rzymskim, ci którzy pochodzą z religii uważającej się za chrześcijańską, musieli przebyć drogę często trudniejsząniż ci, którzy wychodzą z całkowitej niewiary.

Młodość.

Reynolds urodził się 26 stycznia 1892 r. w East-Lansing w Stanach Zjednoczonych. Jest on ostatnim z rodziny siedmiorga dzieci. Ojciec jego jest sekretarzem Wyższej Szkoły Rolniczej w mieście. Zarówno on jak i jego żona głęboko religijni uważają, że powinni dać swym dzieciom wychowanie oparte na solidnym fundamencie religii protestanckiej.

„Ojciec mój był bardzo czynnym człowiekiem miejscowej gminy i świeckim apostołem. Ale przede wszystkim praktykował on żywą wiarę w prawdziwego Boga, miłość do wszystkich ludzi i dobroczynność wobec bliźniego”.

Kenyon ma dwa lata, gdy względy zdrowotne zmuszają jego ojca do opuszczenia swej posady i przeniesienia się do Pasadena. Zaledwie przyzwyczajono się do nowej miejscowości i do nowych twarzy, gdy w dzień Bożego Narodzenia 1898 r. matka zostaje śmiertelnie zraniona w wypadku z koniem i w dwa tygodnie potem umiera, a Keynon zostaje sierotą.

Najsilniejszy wpływ na jego młody wiek wywiera jego ojciec, człowiek mocny i dobry. Co rano rodzina zbiera się na modlitwę. Zwyczaj ten będzie zawsze drogi Kenyonowi i w latach późniejszych, przeciążonych pracą; będzie sięsmucił tym, iż go porzucił.

Staje się więc szybko dużym poważnym chłopcem, który marzy o wyczynach technicznych. Być inżynierem to przecież tyle, co zostać nowoczesnym bohaterem. Ale zagadnienia religijne mają również udział w jego refleksjach, a Biblia pozostaje ulubioną lekturą.

Jako protestant nie żywi on żadnej sympatii do Kościoła Katolickiego, który jest dla niego przykładem zniewolenia umysłu przez przymus do dogmatów. Wystarcza mu Biblia; z niej poznaje on prawdę, swoją prawdę, poddając sięDuchowi, który prowadzi go i oświeca.

Między człowiekiem a Bóstwem nie ma być żadnego pośrednictwa. W rzeczywistości wierzy on w to, w co się chce wierzyć ale to wytwarza chłód. To nie powoduje jedności i spokoju jakie daje zaufanie do autorytetu, będącego przedłużeniem Mistrza. Tak więc indywidualność na długo wyciska na nim swe piętno trendem utylitarnym, który wyda go niebronionego oparciem o prawdziwie chrześcijańską syntezę – na wpływ spraw materialnych i myśli tego świata.

Na uniwersytecie.

Rok 1909 – Reynolds kończy swoje wykształcenie średnie. Jego marzenie dziecięce przetrwało: ciągle chce zostaćinżynierem. Rok pracy praktycznej, narzucony jako próba, upewnia go w jego wyborze; wstępuje no uniwersytet Cornele /New York/.

Studia roznamiętniają jego ciekawość intelektualną, jednakże nie przeszkadzają zachowywać mu ciągle swych praktyk religijnych, z tym większą zasługą, że przykład kolegów bynajmniej nie przypomina mu obyczajów rodzinnych.

Reynolds nie idzie za większością, ale broni swego życia osobistego i czuwa nad jego wzrostem. Widzi jednakże swoją słabość i modli się: „Boże Wszechmocny, bądź łaskawy dla grzesznika jakim jestem i daj mi łaskę rozeznania twej świętej woli i pójścia za nią”.

W 1912 r. brat jego Graham, uczeń seminarium protestanckiego, przechodzi na katolicyzm i przygotowuje się do przyjęcia święceń kapłańskich. Kenyon widzi w tej decyzji rezultat „głupich” idei hierarchii, którymi brat jego został naładowany w seminarium episkopalnym i bezpośrednią konsekwencję podróży do Francji.

Togo samego roku zdarzył się inny fakt, który później nazwał Opatrznościowym. W czasie wieczoru zorganizowanego przez studentów, poznaje młodą dziewczynę katoliczkę – Patrycję Pfitzer i ta zostanie przyszłąjego żoną.

Początki zawodu i małżeństwo.

Reynolds kończy swe studia w 1914 r. Po sześciu miesiącach okazyjnych prac obejmuje posadę jako kreślarz w małej rafinerii nafty.

Przedsiębiorstwo będące w zaczątku, rozwija się z pełnym rozmachem. Młody inżynier nie zwleka z opanowaniem w sposób jedyny w swym rodzaju dziedziny naftowej tak, że wkrótce z powodu swych zdolności organizacyjnych zostaje mianowany dyrektorem nowej eksploatacji. Jest to era wielkich odkryć pokładów nafty w Kalifornii. Ten ruch wokół „czarnego złota” popycha ku niemu mnóstwo poszukiwaczy przygód.

Reynoldsowi udaje się zrealizować cuda z bardzo „mieszanym materiałem ludzkim”, gdyż mierząc zawsze siły na zamiary, oddaje się całym sercem swemu zawodowi. W tym czasie przygotowuje się do małżeństwa z Patrycją.

Kilka lat temu młoda dziewczyna, z pochodzenie Bawarka, powróciła do wiary katolickiej swych przodków. „Nie zdając sobie oprawy z mego okrucieństwa, starałem się wszelkimi środkami przekonać swą narzeczoną, by porzuciła swą wiarę i przyjęła moją”.

Lecz dziewczyna przekładała swoją wiarę nad chęć zadowolenia narzeczonego, uważając, że sama jej miłość ku niemu wymaga od niej wytrwania w przekonaniach. Jednakże zgadza się na małżeństwo nie tracąc nadziei, że kiedyś urzeczywistni zjednoczenie w religii, która była jej drogą.

Przed ślubem ksiądz katolicki pouczył krótko Kenyona o kilku podstawowych prawdach katolickiej religii jego przyszłej małżonki, stwierdzając u młodego człowieka silną wiarę i wysiłek, by uzgodnić z nią swe życie. Miał dośćzdrowego rozsądku, by nie wystawiać na zbyt ciężką próbę tego, co było w nim zdrowe i powstrzymał się od wielkiego nieumiarkowanego prozelityzmu. Dał mu trzy rady: modlić się w dalszym ciągu o światło, żyć wiarązgodnie ze swym sumieniem i poznaniem. Unikać wszystkiego, co mogłoby zaszkodzić życiu religijnemu jego żony.

Kenyon dostosował się wiernie do dwóch pierwszych zaleceń, ale choć starał się i trzecie zachować, to jednak nie mógł milcząc znosić potykania się co krok o różnice w pewnych głębokich dążeniach i cierpiał z tego powodu. 

Dobrobyt materialny.

Olbrzymi rozwój przemysłu naftowego wymagał od jego pionierów ciężkiego trudu. Reynolds widzi się powołanym do spełnienia funkcji stawiających coraz większe wymagania. Nowe fabryki i oczekiwane eksploatacje, dozór i organizacja całego przedsiębiorstwa staje się przedsięwzięciem, które wzięło go w niewolę. Kenyon ma na wypoczynek trzy do czterech godzin dziennie. Praca panuje nad nim całkowicie. Na rozważania religijne ma on coraz mniej czasu w życiu codziennym. Zwyczaj modlitwy zanika.

„Zwykle towarzyszyłem swej żonie na Mszę niedzielną. Muszę wyznać, że robiłem to głównie po to, aby nie pozwolić jej iść samej do środowiska gruboskórnych osobników, których jak sądziłem, tam spotykała”.

Gdy zaskoczył go atak paratyfusu okazało się, że organizm jego jest obezwładniony przemęczeniem. Teściowie, wezwani przez zaniepokojoną Patrycję, pośpieszyli do jego łoża boleści. Była to dla Kenyona okazja do nawiązania relacji wzajemnego zrozumienia, które później pomogą im wszystkim postępować bez trwogi drogą prawdy i życia.

Rozważania pewnej nocy.

Kenyon Reynolds jest przekonany, że przypadek nie gra żadnej roli w życiu. W pewnej okoliczności, która mogła stać się tragiczną, widzi nową interwencję Opatrzności Bożej. Po świętach Bożego Narodzenia, spędzonych u ojca Reynoldsa w Pasadena, młodzi małżonkowie powracali samochodem poprzez zaśnieżone drogi. Jazda była coraz cięższa, a w końcu została zahamowana, a pasażerowie uwięzieni w nocy i samotności. Huragan nie pozwalił na pieszą wędrówkę. Nie było mowy o wyjściu z samochodu lub o zaśnięciu w nim; zamarzliby w podmuchach lodowatego wichru, który przenikał do głębi. Wolno mijały minuty pośród uderzeń wiatru i ciemności. Kenyon odczuwał strach przed możliwością nadchodzącej wieczności, gdyż ostatnie jego lata były zbyt ubogie w przeżycia religijne. Przyrzeka, że jeśli zostanie uratowany – postara się poznać prawdę o Kościele swej żony. Skąd się wzięło to niczym nie przygotowane przyrzeczenie? O Rzymie bowiem myśli jedynie z niechęcią.

Nazajutrz wiatr się uciszył, co pozwala im znaleźć schronisko i w dzień później mogą odjechać do domu. „Pan nasz – pisze Reynolds – musiał uśmiechnąć się trochę smutno, gdy czyniłem mu swą obietnicę, gdyż wiedział On o tym, co miało nastąpić”. Nic nie zostało z obietnicy złożonej w dniach lęku. W ciągu trzynastu lat życia interesy były od niej ważniejsze. Ale Bóg umie czekać.

Ziarno pośród cierni. 

Jest rok 1919. Ameryka, w której świat widzi ziemię obiecaną, rozdawczynię cudowności i łatwych fortun, stała siępierwszym krajem przemysłowym świata.

Szczególnie przemysł naftowy rozwinął cię niesłychanie. „Zagłębiłem się zupełnie w interesach i moja fortuna ziemska czyniła nieprawdopodobne postępy, co miało dla mnie wartość przede wszystkim jako doświadczenie jedyne w swoim rodzaju; byłem jedynym inżynierem na usługach towarzystwa od chwili jego powstania”.

W miarę jak oddaje się cały strukturze materialnej, traci zmysł duchowy. Życie właściwie ludzkie musi ustąpićzadaniom technika, pogromcy przyrody. Kenyon żyje duchem wielkiej nowoczesnej herezji. Interesy zmuszają go do pobytu w dzikich okolicach Teksasu. Jedynie w bardzo rzadkich chwilach żona jego może tu korzystać z umacniających spotkań z kapłanem.

Tu jednak, gdzie roi się od ludzi gruboskórnych, Kenyon nie myśli już o towarzyszeniu jej na Mszę św. Tak więc zapomniał już o zależności, jaką musimy uznać wobec Stwórcy. Dobre ziarno jest w nim duszone przez ciernie.

Wzrost przedsiębiorstwa wymaga całkowitego jego przebudowania. Liczne towarzystwa łączą się, by utworzyć„Pacyfic Gasolin”, którego Reynolds jest głównym dyrektorem. Początki nowego przedsiębiorstwa nie zawodząnadziei jego fundatorów.

Na usługach.

Minęło 5 lat. Towarzystwo, którego nadzwyczajny sukces utrzymał się, zostało wchłonięte przez „Standard Oil Company”. Skasowanie przedsiębiorstwa, które Kenyon prowadził, pozbawia go posady. Otrzymuje wprawdzie papier stwierdzający jego udział w towarzystwie; pozostaje więc rentierem o olbrzymiej fortunie.

Teraz w okresie przymusowego spokoju, po gorączce nasilonej pracy, ma czas postawić sobie pytanie: co będzie teraz robił? A najpierw – jak ulokować swój majątek? Jego zdaniem możliwe są trzy odpowiedzi:

Powiększyć swą fortunę, by móc stawić czoło ewentualnym klęskom.

Wykorzystać go, by rządzić równymi sobie.

Oddać się na usługi sprawie społecznej sprawiedliwości.

Dwie pierwsze odpowiedzi nie wchodziły w grę, trzecia zaś wydała mu się fałszywym pretekstem do ucieczki przed samym sobą, a mianowicie przed faktem, że prawdziwym motywem pozostania w świecie interesów jest pierwsza lub druga odpowiedź. Nie brakło doradców. Na wszystkie propozycje powiększenia majątku odpowiada niezmiennie”. „Nie zależy mi na powiększaniu mego majątku”. Postawa ta wydaje się tak bardzo nieprawdopodobna, że uważają go za „śmiesznego chłopaka”. Wzgardzić możliwością ciągłego wzbogacania się – to doprawdy dziwactwo. Jak dalece świat, nazywający się chrześcijańskim, zatracił poczucie hierarchii wartości, jeśli ta wzgarda go dziwi? 

Podróże.

W jesieni 1926 r. odbudowuje swą małą willę w Pasadena. Aby zdobyć idee, dotyczące szczegółów ich przyszłej siedziby, małżonkowie Reynolds wybierają się w podróż po świecie. Oto Rzym, uświęcony krwią niezliczonych męczenników za Jezusa Chrystusa i opuszczony przez reformację. Na tej katolickiej ziemi uderza Reynoldsa jednośćżycia i praktyk religijnych. Ale ma za złe Kościołowi eksploatację pielgrzymów i zwiedzających Wieczne Miasto.

„Ślepy świat nie ocenia najwyższych wartości i chce robić pieniądze na wszystkim, nawet na rzeczach świętych”.

Objeżdżają także Szwajcarię, Niemcy, Paryż. W Wielkiej Brytanii mają sposobność zwiedzenia starych klasztorów, wywłaszczonych na rzecz oficjalnego Kościoła protestanckiego. Mimo, iż otrzymuje różne tłumaczenia tego faktu, nie zaspokajają one jego poczucia sprawiedliwości.

Po powrocie do Pasadena bierze się do pracy nad ustaleniem planów przyszłego domostwa. Nie jest to zajęcie wyczerpujące, ani zdehumanizowane i pozwala ono, aby myśli religijne na nowo wzięły górę w życiu Reynoldsa. Powraca czas refleksji i zjednoczenia z Bogiem przez modlitwę.

„Ale byłem jeszcze daleko od zdania sobie sprawy z olbrzymiego długu wdzięczności względem Boga za nasze życie, za wszystko co mamy, czym jesteśmy, co czynimy”.

Życie i śmierć.

Brat jego Graham został wyświęcony na kapłana katolickiego w 1917 r. Bardzo gruntowne studia doprowadziły go do stanowiska profesora na Uniwersytecie Katolickim w Waszyngtonie.

W 1928 r. wraca do Kalifornii, by odnowić swe zdrowie nadszarpnięte pracą. Jest to dla jego brata i szwagierki okazja, by przyjąć go w swym domu rybackim w Idaho. Potem Kenyon odkrywa dla niego oddalony zakątek, gdzie mógłby znaleźć odpoczynek dla swych rozprzężonych nerwów. Czyżby przeczucie? W ostatnim momencie Graham waha się, czy tam pojechać. Jednakże, ulegając namowom brata, zamieszkuje we wskazanym miejscu. Dwa tygodnie potem pewien chłopiec, którego Graham uczył łaciny, znalazł go martwego w łóżku.

Młody kapłan zmarł na udar serca. On, który był obecny przy tylu umierających, zmarł w samotności. W czasie pogrzebu Kenyon miał okazję rozmawiać z księżmi i przyjaciółmi Grahama. Wyznaje im, że to Jego własne nalegania skłoniły Grahama do podjęcia decyzji tej męczącej podróży, która przyspieszyła jego śmierć. Mówi im, iżnie może się pozbyć przekonania, że jest odpowiedzialny za tę śmierć, a bardziej jeszcze za śmierć kapłana pozbawionego pomocy swego Kościoła.

Jeden a rozmówców uspokaja go trochę zapewniając, że podobna śmierć jest najczęstszym losem kapłanów.

Mówi się wiele o Grahamie. Wszyscy są jednomyślni w czci i szacunku dla niego, co bardzo wzrusza Kenyona. Najbardziej zaś uderza go to, co odczuwają katolicy wobec śmierci.

„Zamiast uważać śmierć za wielkie nieszczęście, zdawali się myśleć o mym bracie z pewną zazdrością, jak gdyby był najszczęśliwszym uczestnikiem tego żałobnego zgromadzenia. Ani jeden z nich nie omieszkał powiedzieć, że widział w jego śmierci osiągnięcie celu całego życia”.

Wprawdzie i Kenyonowi także Biblia mówi o nagrodzie, obiecanej przez Boga tym, którzy żyją sprawiedliwie. Zaświaty pozostają tajemnicą, tajemnicą, która budzi lęk. A jednak będzie nagroda – i kto ją otrzyma? To zaskoczenie człowieka, który nazywa się uczniem Jezusa Chrystusa, wobec zachowania się księży katolickich zadziwia tych, którzy znają obietnice Jezusa i Jego Zmartwychwstanie.

Zaświaty budzące lęk? Nasza egzystencja na ziemi miałaby być lepsza lub przynajmniej pewniejsza? Czyż jesteśmy tylko stadem, które z rezygnacją idzie na śmierć?

Nie zapominajmy, że Kenyon jest protestantem. My jesteśmy nieodwołalnie przeznaczeni dla szczęśliwości wiecznej lub nieszczęśliwej. I czyż pamięć o tej niepewnej wieczności – myśli Kenyon – nie męczy, czy nic nie możemy uczynić, by mogła ona dawać nam coś jeszcze prócz niepokoju?

A oto Kościół Katolicki czyni ze swych wiernych ludzi, którzy widzą w śmierci narodzenie do życia. Gwarantuje on im realizację obietnic, które przekraczają najśmielsze marzenia – żyć życiem, które trwa w promieniach prawdy i w zjednoczeniu z Miłością. Gdybyż to było prawdziwe. Skąd czerpie Kościół Katolicki te obietnice życia, do których przydziału rości sobie prawo monopolu? Czy Chrystus, przychodzący zapowiedzieć Królestwo, które nie jest z tego świata, mówił co innego niż Kościół?” „Jam jest Zmartwychwstanie i Życie, kto we mnie wierzy, żyć będzie na wieki”.

Kenyon zbliża się do zrozumienia Królestwa Bożego. Spostrzega, że formułka: „Wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny” jest często powtarzana – nie jest bez znaczenia. Zajęty wytwarzaniem dóbr materialnych czy mógł myśleć w sposób skuteczny o tym, co było poza zasięgiem jego wzroku?

Aby rozważać prawdy podstawowe, które są niewidzialne, potrzeba ciągle nowego wysiłku całej naszej istoty, włączonej w ruch materialny i poddanej przemożnym potrzebom ciała. Trzeba myśleć o tym co jest oddalone.

„Wszystkie te zdarzenia nie przestały mnie pobudzać do rozmyślań i doprowadziły do tego, że zacząłem brać swe obowiązki religijne bardziej na serio, modlić się głębiej do Boga, by mi dał poznać swą wolę i łaskę do pójścia za nią”.

Pozostaje jednak ciągle uczniem świata racjonalistycznego. Przyznając w sposób racjonalny istnienie Boga, nie ma on świadomości całkowitej zależności od Stwórcy, to znaczy zależności nie tylko naszego istnienia, ale równieżdziałania, a szczególnie naszej świadomości.

Zgadza się na to, że Bóg dał nam istnienie, ale wymyka mu się jeszcze prawda, iż Bóg pomaga nam we wszystkim, co czynimy dobrego.

Śmierć Brata przygotowała w Kenyonie zarodek do refleksji, który rozwinie się i zaprowadzi go tam, dokąd iść nie chciał.

Rozstrzygający zwrot.

Minęły trzy lata. Pewnego dnia, gdy małżonkowie Reynolds rozmawiają na tematy religijne, Kenyon czyni uwagę: „Nagroda, jaką Kościół ofiaruje wiernym i obietnice Chrystusowe w jego interpretacji, są tak nieporównanie wyższe od wszelkich wartości materialnych, że byłoby nonsensem przynajmniej nie pytać się o nie i zaniechać szans, jeśli mogłyby być prawdziwe”.

Tak, doprawdy byłoby nonsensem nie informować się o nich? On ryzykuje? Ciągle powraca mu ta sama myśl. Jednakże nigdy nie zgodzi się wierzyć w to, co Kościół Rzymski narzuca do wierzenia. A więc po cóż niepokoić się o te obietnice?

Te refleksje zajmują jego umysł aż do momentu, gdy zdecyduje się podjąć osobiste studia nad Kościołem. Kenyon obiera na swego doradcę młodego księdza, który na pogrzebie Grahama wygłosił przemówienie pełne taktu i szerokiego spojrzenia.

Nie zwlekając, idzie się z nim zobaczyć. Podaje mu powód swej wizyty. Mówi mu, iż interesują go obietnice Chrystusa, ich interpretacje przez Kościół Katolicki i prawa do monopolu, jakie sobie on rości w odniesieniu do nich. Dodaje, iż zaprzecza, by Kościół miał prawo przypisywać tylko sobie dziedzictwo Chrystusowe i nie ma zamiaru przejść pod jego posłuszeństwo. Ale cokolwiek by go to miało kosztować, chce być oświecony.

Młody kapłan słucha i zainteresowany tym niebanalnym przypadkiem, oświadcza się z gotowością rozpoczęcia pouczania o tym przedmiocie. Ustala serię rozmów.

Kenyon przedstawia sytuację swej żonie, zdaje relację ze swej rozmowy z księdzem i wyszczególnia cel swoich poszukiwań. Dodaje, że wolałby nie mówić z nią o tym aż do dnia, kiedy będzie miał już jasny pogląd na te sprawy. I nie mówili o tym więcej przez 15 miesięcy.

Nauka.

Więcej niż w ciągu roku Kenyon i ksiądz spotykają się dwa razy tygodniowo. Kenyon nigdy nie wątpił w istnienie Boga Stworzyciela Wszechświata. Nie musi też długo zatrzymywać się nad dowodami Bóstwa Chrystusowego. Zgadza się łatwo na to, że nie można wyznawać zarazem Bóstwa Jezusa i możliwości błędu lub pomyłki z Jego strony. Nie sądzi też, aby jego starania mogły dotyczyć zaledwie ułamka ludzkości zamiast całej i to we wszystkich czasach.

Prawda, że Chrystus przyszedł nauczać i że nagroda, którą obiecuje tym, którzy za Nim idą, jest ofiarowywana wszystkim ludziom. Któż da ją poznać wszystkim w taki sposób, by mieli pewność, że są z Nim w prawdzie i nadziei Szczęścia z Nim? Trzeba było więc, by Chrystus przewidział środek, który przedłuża Jego działanie po krótkim Jego pobycie wśród nas.

Biblia, spisana jako objawienie, mogłaby być tym środkiem. Ale są przynajmniej dwie racje, dla których Biblia nie mogłaby być jedynym źródłem Prawdy religijnej.

Pierwszą jest ta, że dokument pozwalający na dwie różne interpretacje nie może zagwarantować prawdy, chyba że jest upoważniony interpretator, zdolny z całą pewnością do interpretacji właściwej. Otóż jest rzeczą oczywistą, że Biblia pozostawia wybór nie dwóch, ale tysiąca interpretacji.

Drugą racją jest, że Biblia sama zapewnia w terminach tak jasnych, iż nie można ich interpretować w różny sposób, że Chrystus założył Kościół i że obiecał mu pomoc Ducha św., który zachowa go w prawdzie aż do końca i ustrzeże przed wszystkim zniekształceniem nauki Chrystusowej. Przyznaję chętnie, że jeśli jest jeden Kościół założony przez Chrystusa nauczający tej samej prawdy od pierwszej chwili swego powstania, to jest nim Kościół Rzymski. 

Wahania.

A więc katolicy mają rację? Aby należeć do Chrystusa, trzeba być z Kościołem Papieża? Jest to logiczne zakończenie prostej argumentacji. Ale dlaczego pośród ludzi nauki i myślicieli jest tylu niewierzących, tylu przeciwników i tylu przeczących temu Kościołowi?

Okrutne wahanie, w którym rygorystycznej prawdzie dedukcji przeciwstawia się fakt, że większa część istot myślących nie podtrzymuje jego rozumowania.

I z przeszłości podnosi się głos” „Czy możesz obrażać pamięć swego ojca i swej matki, lekceważyć tylu ludzi wartościowych i drwić z samego siebie, stając po stronie tego symplistycznego rozumowania? Ale głos logiki, jego wychowawczyni i towarzyszki kariery, odpowiada: „Jeśli Chrystus biblijny jest Bogiem – nie trzeba wątpić, że założył Kościół i że ten Kościół, to Kościół katolików. Czyż nie byłoby to zbyt proste i łatwe? A więc nie uważasz za dziwne, że twoi mistrzowie myśli nie sformułowali w tak prosty sposób pozycji katolickiej, aby ją zwalczyć? Jaka jest odpowiedź?

Inni wybraliby może samo wahanie, tracąc wiarę w siłę rozumu. Ale ten mózg realisty wzdryga się przed dobrowolną niewiedzą realisty.

Pycha umysłu.

Na tym etapie rozważań Kenyon zaczyna chwytać sens słów „pycha umysłu”. A więc pycha umysłu to systematyczne odrzucanie przyjęcia myśli innego człowieka? Nie. W rzeczy samej – większość ludzi, którzy odrzucają autorytet Kościoła, przyjmują gdzieindziej idee różne od swoich. Przychodzą mu tu z pomocą dwa ustępy z Pisma św. Przypomina sobie ten, który mówi, iż Bóg sprzeciwia się pysznym. Porównuje z nim słowa samego Chrystusa: „Jeśli się nie staniecie jako dziatki – nie wnijdziecie do Królestwa Chrystusowego /niebieskiego/”.

Cóż więc charakteryzują te małe dzieci, do których Chrystus czyni aluzje? Ich zaufanie do rodziców. Umieją one uznać swe błędy i zgodzić się na to, że rodzice je poprawiają. Jeśli chcemy być do nich podobni, by być godnymi Królestwa niebieskiego, musimy Bogu zaufać i poddać się Mu z tym zresztą zapewnieniem, że Bóg nie może być w błędzie ani wprowadzać w błąd. „Pycha umysłu” musi więc polegać na niechęci do nagięcia się, na uporze trzymania się kurczowo konkluzji przez siebie ustalonej. Nie chcemy przyznać, że mogliśmy się pomylić, chcemy decydować kim jest Bóg i jakie są jego przykazania, zamiast pytać co Bóg powiedział, nie troszcząc się o to, czy to jest nam przyjemne czy nic. Pycha umysłu to decydowanie, wybieranie zamiast wyznania: „Jeśli Chrystus jest Bogiem – wierzę w to, co On powiedział”.

Pewnego dnia, gdy boleśniej niż zwykle rozważał te żywotną idee, przypomniał sobie rozdział z ewangelii św. Jana, który mówi o Chlebie Życia. Otworzył książkę i spokojny, ale z przeczuciem nadchodzącego wstrząsu, przeczytał:

„Lecz Jezus rzeki im: „Jam jest Chleb Żywota. Chleb, który Ja dam, jest Ciało moje na żywot wieczny. Zaprawdę, zaprawdę mówię wam, jeśli nie będziecie jedli Ciała Mego i nie pili Krwi Mojej, nie będziecie mieć żywota w sobie”. Wielu zaś sprzeczało się między sobą, „twarda jest ta mowa i któż jej słuchać może?” … I wielu opuściło Go … Jezus powiedział do dwunastu: „Czy i wy mnie opuścić chcecie?” Piotr odpowiedział: Panie do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego. Lecz myśmy uwierzyli i jesteśmy pewni, że Ty jesteś Synem Boga”

Nagle objawia mu się kapitalne znacznie wyznania wiary św. Piotra. Z tych lat refleksji i z tego tekstu tryska światło.

Pozytywne uznanie Boskości Chrystusa otwiera przed nimi tylko dwie drogi: świadomego buntu przeciw Bogu, lub poddanie się Kościołowi Katolickiemu.

Czy Kenyon uczyni ten ostatni krok?

„Czy mogłem naśladować wyznanie św. Piotra i wyznać, że przetłaczający zespół świadectw każe mi byćprzekonanym, że Chrystus jest Bogiem, a więc że Bóg ustanowił Kościół Katolicki”.

W swoim niepokoju otrzymuje opatrznościowe pomoce dane mu przez samych nieprzyjaciół Kościoła. Najpierw to pewien ksiądz apostata, który ma odwagę oznajmić mu bez ogródek: „Jeśli pan wierzy, że Chrystus jest Wcielonym Słowem Bożym i że założył Kościół, jak to jest powiedziane w Nowym Testamencie, to logicznie biorąc – nie ma dla pana miejsca poza Kościołem Katolickim”.

Następną pomocą była lektura książki Littesday’a – „Oczywiste racje, dla których nie wstąpicie do kościoła Katolickiego”. Dzieło przepełnione ekstrawagancjami, twierdzeniami, z których niektóre są tak jawnie fałszywe, że Reynolds uznaje wszystkie za niepoważne. 

Dar wiary.

Wiosna 1933 r. Sytuacja światowa nie wskazuje na nic, co mogłoby budzić pyszną wiarę, że człowiek może daćsobie radę w swoich sprawach, gdy odwróci się plecami do Boga.

Stany Zjednoczone są w stanie pewnego kryzysu finansowego. K. Reynolds widzi żałosny chaos – dzieło żądz cielesnych i umysłowych.

18 kwietnia jest w San Francisco i przez okno przygląda się miastu, dźwigającemu się z ruin po wielkim trzęsieniu ziemi. Myśli jego obracają cię wokół podstawowych problemów: „Ty masz słowa żywota wiecznego. My wierzymy i wiemy, żeś Ty jest Chrystus, Syn Boga … Bóg pysznym się sprzeciwia”.

Z całego serca pragnie pełni wiary. Po raz pierwszy chce wierzyć raczej w to, co Bóg powiedział, niż w to czego sam szuka. Chce się poddać Bogu, Chrystusowi, Prawdzie i próbuje modlić się pokornie do „Ducha świętego, który ożywia …”.

I nagle serce jego przepełnia wdzięczność. Ogarnia go radość nowej obecności, pokoju i pewności przez nadziejęobietnic silniejszych niż śmierć. Czuje, że opiera się na niewidzialnej a potężnej rzeczywistości. Życie nadprzyrodzone ofiarowuje mu się bez ograniczeń, otwiera się przed nim wraz z mocną konstrukcją katolickiej wizji świata. Jego nauka religii została już wystarczająco sprawdzona.

30 czerwca 1933 r. Kenyon Reynolds wstępuje do Kościoła Katolickiego.

Mnich.

W kilka lat później Reynolds traci żonę, której przykład i modlitwy pomogły mu w odnalezieniu całkowitej prawdy.

Cóż teraz ma robić on, człowiek napełniony dobrami materialnymi?

„Gdy Bóg zabrał mi moją towarzyszkę, postanowiłem przygotować się do kapłaństwa, by poświęcić resztę życia na dziękczynienie Bogu za błogosławieństwa, którymi mnie obdarował w obfitości.

Zwróciłem się naturalnie ku Benedyktynom, których sposób życia nauczyłem się podziwiać i kochać. Bóg dokonał reszty, powołując mnie do zaszczytu otrzymania święceń kapłańskich w dzień Wniebowzięcia N.M.P. 15 sierpnia 1951 r.”.

Oto słowa Reynoldsa wyrażone w liście wysłanym do nas 2 września w kilkanaście dni po wyświęceniu. Obecnie Kebyon Reynolds odbywa studia teologiczne.

Specjalista od produkcji, zarządca spraw doczesnych – stał się człowiekiem modlitwy. Poświęcił swą fortunę, by bardziej zbliżyć się do Boga.

Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że uciekł z ludzkiego świata pracy. Nie, gdyż znalazłszy oparcie na tym co jest niezmienne, nie opuścił swych żyjących na świecie braci.

Za naszych dni sukces materialny narodu nabyty jest często za cenę jego duszy. A gdy się nie ma już duszy, cóżpozostaje? Ale ten, kto w grubym habicie modli się – podtrzymuje ogień i światło, bez tych, bez których, jak jużteraz nikt o tym nie wątpi, giną najwspanialsze cywilizacje. 

Bibliografia.

Najważniejsze wiadomości o nawróceniu Kenyona Reynoldsa pochodzą z jego własnej relacji w zbiorze pt.: „Sie hoerten eina Stimme”.

W swym liście z dnia 2.IX.1951 r. dzieli się on z nami zamiarem napisania drugiej części sprawozdania ze swych przeżyć. Dla niekatolików redagował on krótkie objaśnienia Mszy św., których nakład przekroczył 100 tysięcy egzemplarzy.

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

Żynel Apoloniusz OFMConv, Święty Bonawentura – „Drugi Założyciel” Zakonu Franciszkańskiego

Sowulewska Weronika OSB Cam, Kim był Św. Romuald?

Lory Maria-Joseph, Wielcy konwertyci. Syn chrzestny Leona Bloy’a. Pieter van der Meer de Walcheren (1880-1970) OSB