O. Antonio Ricciardi OFMConv
O. MAKSYMILIAN MARIA KOLBE. WARTOŚĆ I SENS JEGO ZYCIA
Marie, volume IV, numero 3, septembre, octobre 1950
Godny syn i uczeń Biedaczyny z Asyżu, O. Maksymilian Kolbe, który źródła dla swego apostolatu odnajdywał u czcigodnych prochów naszego Serafickiego Ojca, pokazuje przede wszystkim, że ideał franciszkański jest wiecznie aktualny, jeśli tylko dusze wybrane i dbające o pomnażanie w sobie talentów Bożych umieją wyrazić w swym życiu i w swej działalności apostolskiej orędzie Herolda Wielkiego Króla.
Sługa Boży był przede wszystkim człowiekiem czynu, zdającym sobie doskonale sprawę z krótkości życia. Dlatego też tak mu zależało, by dobrze używać czasu, zawsze korzystnie, bez niepotrzebnej zwłoki. „Życie jest krótkie. Trzeba więc dobrze używać czasu, trzeba być skąpcem swego czasu”. Maksymą tą, która tak świetnie streszcza jego życie, przede wszystkim sam się kierował, wpajał ją też swoim rycerzom.
Wiemy, że oprócz dzielnego „Rycerza Niepokalanej” Sługa Boży założył także Niepokalanów, gród Maryi, który jest nie tylko wydawnictwem, ale także i przede wszystkim rozsadnikiem i szkółką tych samych ideałów i tegoż apostolstwa.
W związku z Niepokalanowem polskim O. Wojciech Turowski, przełożony generalny Księży Pallotynów, powiedział postulatorowi sprawy beatyfikacji Sługi Bożego te słowa: „W Polsce wielu innych próbowało podjąć się dzieła tego samego rodzaju, co dzieło O. Kolbego, lecz wszyscy po kolei musieli zrezygnować z przedsięwzięcia, częścią z przyczyn organizacyjnych, ale przede wszystkim z braku powołań lub wadliwego urobienia ich nielicznych współpracowników”.
Otóż Sługa Boży zaledwie założył podstawy Niepokalanowa polskiego, a już wyjechał do Japonii, by tam założyć drugi Niepokalanów. Cel ten osiągnął w przeciągu miesiąca, i to wśród ludności nieprzychylnej katolicyzmowi i wobec niemal nieprzezwyciężalnych trudności języka, klimatu, oraz wobec prawie zupełnego braku środków materialnych.
Ks. bp Giardini, który, jako delegat apostolski w Japonii, patrzył na dzieło O. Maksymiliana, wydał o nim wspaniałe świadectwo. Zeznając w marcu 1947 roku, na krótko przed swoją śmiercią, na procesie kanonicznym Sługi Bożego, nie zawahał się oświadczyć postulatorowi generalnemu; „0. Maksymilian w jednym miesiącu dokonał tego, czego inne zakony i zgromadzenia nie zdołały zdziałać w przeciągu lat pięćdziesięciu”.
Wiemy, jak niezmordowany był O. Maksymilian w staraniach o założenie Niepokalanowa hinduskiego w Malabarze i arabskiego w Syrii. Jeśli II wojna światowa nie pozwoliła mu urzeczywistnić tak śmiałych przedsięwzięć, to przynajmniej dała mu okazję do jeszcze większego upodobnienia się do jego Boskiego Mistrza przez złożenie najwyższej ofiary ze swego życia. A przecież to życie było mu tak potrzebne. Tyle miał projektów posłużenia się nim na chwałę Boga i Niepokalanej.
Cnoty nadprzyrodzone
Oto główne etapy życia O. Maksymiliana. Są one jak jasne latarnie morskie; oświecają umysły, zagrzewają serca. Teraz trzeba wniknąć w umysł O. Maksymiliana i odkryć przyczynę tego jego zdumiewającego apostolatu. Tym sposobem uchwyci się jego prawdziwą fizjonomię duchową.
Utrzymywać – wobec wielkich idei O. Maksymiliana – że miał on temperament skłonny do entuzjazmu albo – wobec jego podróży, których ślady otaczają całą kulę ziemską – nazywać go człowiekiem żądnym przygód, albo wreszcie, opierając się na ogólnej ocenie usposobienia Polaka, twierdzić, że O. Maksymilian przedstawia może tylko nieco przejaskrawiony przykład słowiańskiego mistycyzmu i fanatyzmu – to oddalać się na sto mil od prawdy.
Już samo zastanowienie się nad powierzchownością Sługi Bożego powinno każdego uchronić od tworzenia takich sądów; jego szerokie czoło, poorane bruzdami już od młodości, ujawniało umysł zajmujący się myślami głębokimi i męskimi, przenikliwe oczy, obramowane gęstymi i ciemnymi brwiami, poprzez okulary dosłownie przeszywały każdego, kto się do niego zbliżył, zdradzały surową powagę, którą łagodził jedynie delikatny i miły uśmiech, oraz kazały w nim widzieć człowieka statecznego i rozważnego, sądzącego ludzi i rzeczy według ich prawdziwej wartości. Jego zdecydowana postawa i szczery sposób mówienia wskazywały na charakter silny, może nieco uparty. Dodajmy do tego nadzwyczajny talent, giętki umysł i żelazną wolę, a będziemy mieli całość zalet, które są istotnymi czynnikami osobowości skończonej, panującej nad własnymi myślami i pewnej osiągnięcia celu długo i starannie przemyśliwanego.
Dlatego właśnie nie waham się twierdzić, że gdyby był nawet nie założył Milicji Niepokalanej ani Niepokalanowów, gdyby był nie odszedł z tego świata śmiercią tak heroiczną, gdyby wreszcie jego pielgrzymowanie na tej ziemi było jeszcze krótsze, tak krótkie, że skończyłoby się w kwiecie wieku, np. wówczas gdy, studiując w Rzymie, nabawił się gruźlicy – nawet wtedy byłby Sługą Bożym, wiernym synem św. Franciszka z Asyżu, zasługującym na chwałę ołtarzy.
Ale – zapyta mnie ktoś, zdumiony – jakże to by mogło się stać? Czy na zasadzie tych darów przyrodzonych, które wyżej wyliczono?
Nie, lecz dzięki cnotom nadprzyrodzonym, które zdobiły i wzbogacały jego duszę; dzięki wierze zdolnej góry przenosić; nadziei, która tylko od Boga oczekiwała pomocy do uświęcenia samego siebie i bliźnich; miłości Boga i bliźniego tak wielkiej, że jego dusza już od dzieciństwa była zdolna do tego bohaterstwa, którego dowód dała w obozie oświęcimskim.
W notatkach, które postulatorowi generalnemu przesłał nieodżałowany O. Piotr Józef Pal, współzałożyciel „Milicji Niepokalanej” i powiernik O. Maksymiliana, czytamy, że Sługa Boży, gdy był jeszcze klerykiem, zwierzył mu się ze swojego gorącego pragnienia poniesienia śmierci męczeńskiej za wiarę.
Jego heroiczna śmierć dla uratowania życia sierżanta Gajowniczka, założenie Milicji Niepokalanej i ośrodków szerzenia kultu Maryi – by wymienić tylko najważniejsze momenty jego życia – to nieprzerwane pasmo heroizmu, którego – bynajmniej – się nie improwizuje, to są te święte wyczyny, które nie powstają samorzutnie, lecz które wymagają moralnego przygotowania, a więc których może dokonać jedynie osobowość duchowa zdolna do codziennego spełniania aktów heroicznych, tak jak one się nadarzają.
Lecz w takim wypadku, powstaje pytanie; na czym polega to przygotowanie maryjne, jaka jest główna cecha charakterystyczna jego osobowości duchowej, co jest czynnikiem decydującym, któremu należy przypisać heroizm jego życia, ten nadmiar, którym opływało serce, które w pewnej chwili stało się niezdolne w dalszym ciągu tłumić tego ognia, co je pożerał.
Odpowiedź na to pytanie zawiera się w tych dwu słowach, które bezustannie miał na ustach: WIERZYMY W NIEPOKALANĄ!
Ci z naszych współbraci, co go znali osobiście, tysiące osób, które miały szczęście zbliżyć się do niego choćby raz w życiu, mogą zaświadczyć, że te jego słowa, nie wypływały z sentymentalizmu, dającego się łatwo w duszy pobudzić wobec niebiańskiego czaru Tej, która jest najpiękniejsza, najczystsza, lecz były jakby spontanicznym wybuchem gorącej wiary, która w Niepokalanej jasno widziała plany Opatrzności Bożej w rządzeniu światem ludzi i rzeczy.
Wierzymy w Niepokalaną! … To magiczne hasło jest jakby symbolem praktycznego i aktywnego uznania podstawowych prawd dogmatycznych wspaniałego i cudownego poematu Odkupienia. Hasło to wywołuje przed naszymi oczyma żywy obraz O. Maksymiliana, którego wiara rozbrzmiewa akordami niezrównanymi, akordami najprzeróżniejszych odcieni, tak jak niegdyś u naszego Serafickiego Ojca, św. Franciszka.
Jakże tu nie wspomnieć Herolda Wielkiego Króla, który, zachwycony krajobrazem Doliny Spoletańskiej, zapraszał w Hymnie do Brata Słońca wszystko stworzenie, by uściskało swego Stwórcę?
Jakże jeszcze nie wspomnieć Serafina stygmatyzowanego na Alwerni, który w kościółku Najświętszej Panny Anielskiej prosił Pana o przebaczenie dla wszystkich grzeszników?
Wiara w Niepokalaną.
O. Maksymilian również, wezwawszy wszystkie stworzenia do uściskania Pana, zwraca swój wzrok na Niepokalaną i pisze;
„Szczyt miłości stworzenia wracającej do Boga – to Niepokalana, stworzenie bez zmazy grzechu, którego nic ani na moment nie dzieli od Stwórcy. W Niej dokonuje się cud zjednoczenia Boga ze stworzeniem. Ojciec powierza Jej, jako swej Oblubienicy, swego Syna, Syn, zstępując do Jej dziewiczego łona, staje się Jej dzieckiem a Duch Święty kształtuje w Niej cudownie ciało Jezusowe i zamieszkuje w Jej duszy, przenika Ją w tak niewymowny sposób, że określenie „Oblubienica Ducha Przenajświętszego” jest bardzo dalekim podobieństwem życia Ducha Przenajświętszego w Niej i przez Nią.
W Jezusie dwie natury; boska i ludzka, a osoba jedna; boska, a tu i dwie natury, i jeszcze dwie osoby: Ducha Przenajświętszego i Niepokalanej. Ale zjednoczenie Bóstwa z człowieczeństwem przechodzi wszelkie nasze pojęcie.
Od tego czasu Duch Przenajświętszy zsyła swe łaski tylko przez Maryję; Ojciec przez Syna i Ducha Świętego daje życie nadprzyrodzone duszom tylko przez Pośredniczkę wszelkich łask, Niepokalaną – za Jej zezwoleniem, współdziałaniem.
Ona otrzymuje na własność wszystkie skarby łask i rozdaje je, komu chce i jak chce. Owoc wzajemnej miłości Boga i Niepokalanej – to Jezus, najwyższy Pośrednik między Bogiem a ludźmi.
Jak Syn jest od wieków niejako pośrednikiem między Ojcem a Duchem, tak Jezus, Słowo Wcielone, stał się Pośrednikiem między Ojcem a Duchem, jakby wcielonym – Niepokalaną, Przedstawicielką, Matką duchową całej ludzkości.
Tak więc jedynie za pośrednictwem Maryi miłość stworzeń przepływa do Jezusa, a przez Niego do Ojca.
Dusza oddaje Niepokalanej swe akty miłości na absolutną własność, bo wie, że Niepokalana składa te akty Jezusowi jako swe własne, więc też bez zmazy, niepokalane jak Ona.
W ten sposób dusza coraz bardziej staje się Niepokalanej, jak Niepokalana jest Jezusowa, a Jezus Ojca. I jako całe życie Trójcy Przenajświętszej polega w istocie na przypływie i odpływie miłości, tak akty miłości zsyłane za pośrednictwem tworzą związek między Stwórcą a stworzeniem”.
Po tych fragmentach tak nabrzmiałych prawdami mariologicznymi, łatwo zrozumieć to, co nasz bohater pisał w swoim notesiku o ofiarowaniu się Niepokalanej, jako Jej absolutna rzecz i własność. Notatkę tę uzupełniają słowa, które skierował do swych rycerzy w Niepokalanowie: Za mało się myśli o Niepokalanej, nie dość się zbliżamy do Niej. Gdy chodzi o Niepokalaną i Jej sprawę, nigdy nie jest za dużo, nigdy nawet dosyć… Trzeba działać co dzień więcej, co dzień lepiej, co dzień święciej, co dzień doskonalej.
Po tych wynurzeniach jasno widzimy, jak i dlaczego tym, co ukazuje wartość i sens życia Sługi Bożego, nie jest ani jego cudowny apostolat, ani jego śmierć heroiczna, wzniosła, lecz raczej ta wiara, tak żywa i tak bezgraniczna miłość ku Niepokalanej.
Samej działalności Rycerstwa Niepokalanej nie powinno się stawiać żadnych granic, ponieważ poświęcenie się rycerzy swej Niebieskiej Hetmance ma być bez zastrzeżeń. O. Kolbe sam podjął się udoskonalić i rozszerzyć pole tej działalności… Dzisiaj Rycerstwo istnieje o tyle, o ile jest aktywne, a jeśli dziś jest aktywne, jutro będzie mogło rozwinąć swoje apostolstwo pod setkami różnych innych form: wszystko będzie zależało od poświęcenia się każdego rycerza Maryi Niepokalanej, tj. od natężenia ognia miłości płonącego w jego sercu. Lecz bylibyśmy daleko od prawdziwego ducha O. Maksymiliana, nie rozumielibyśmy znaczenia jego życia, gdybyśmy sądzili, że całkowite poświęcenie się Niepokalanej ogranicza się jedynie do wydawania owoców apostolstwa.
Dla O. Maksymiliana poświęcenie się Niepokalanej było samym źródłem jego świętości, przyczyną sprawczą wszystkich jego heroicznych czynów, które codziennie się powtarzały i które stanowią wątek jego całego życia. Czyny te liczą się setkami, a każdy z nich przynosił jak najszczęśliwsze owoce apostolstwa.
Rozwój i trwanie Niepokalanowa zawdzięczamy posłuszeństwu, które Sługa Boży heroicznie praktykował i które z takim zapałem wpajał swoim rycerzom.
Jego życie, jako też życie jego synów duchowych – doskonały wyraz franciszkańskiego ubóstwa – było wielką biedą, która ściągnęła do niego tak wielką liczbę dusz i która wzbudziła tyle sympatii nawet ze strony pogan. Cóż tedy powiedzieć o jego miłości bliźniego?
W Niepokalanowie japońskim jest dziś koło domu wydawniczego i tuż obok seminarium dla krajowców wielki sierociniec. Zaliż potrzeba pytać się, czy i kiedy O. Maksymilian chciał wprowadzić również tę formę apostolstwa do Milicji i Niepokalanowów?
Gdy zbliżała się wojna, czyż to nie on chciał, żeby Niepokalanów polski przemienił się w szpital i żeby rycerze Niepokalanej sami go obsługiwali? Czyż tedy moglibyśmy się dziwić, gdybyśmy pewnego dnia dowiedzieli się, że Rycerstwo Niepokalanej z miłości do swej patronki założyło swą placówkę wśród trędowatych lub wśród rannych nieprzyjaciół naszej wiary w czasie lub miejscu prześladowania? O. Maksymilian powiedział; „Należymy do Niepokalanej. Gdy chodzi o Jej sprawę, nie ma żadnego „ale”. Będziemy zawsze posłuszni, nawet gdyby nam polecono jutro iść do Moskwy…”
I jeszcze; „Nasze poświęcenie powinno być wolne od wszelkich zastrzeżeń co do życia i okrycia, co do tego, czy to jest ojczyzna, czy też kraj wrogów naszej wiary, gdzie czeka nas śmierć… Poświęcenie to powinno być zdolne do skłonienia nas, byśmy z głodu i pragnienia zginęli gdzieś w rowie…”
Oto, co mówił on w roku 1939, zanim wybuchł konflikt, w którym on sam miał zginąć śmiercią dziwnie bohaterską.
Lecz wobec O. Maksymiliana zamęczonego w celi głodu i pragnienia, przed jego obliczem promieniejącym nadprzyrodzonym światłem słyszymy jeszcze echo jego szczytnego i nigdy nie milknącego hasła; „Wierzymy w Niepokalaną!”
Antoni Ricciardi, OFMConv., postulator generalny spraw świętych Zakonu, biograf O. Kolbego (1947) i postulator sprawy jego beatyfikacji w Rzymie. (Marie, volume IV, numero 3, septembre, octobre 1950. – KMB)
Archiwum KWPZM