Jabłońska-Deptuła Ewa, Marcelina Darowska w służbie chrześcijańskiej rodziny

 

prof. dr hab. Ewa Jabłońska-Deptuła

MARCELINA DAROWSKA W SŁUŻBIE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ RODZINY

L’Osservatore Romano, wydanie polskie, 1996 nr 10 (187) s. 38-41

 

Marcelina Darowska — zakonnica, która 6 października będzie wyniesiona na ołtarze — przez całe swoje długie, 84-letnie życie zmagała się o Królestwo Boże. Jej udziałem, podobnie jak innych bojowników Królestwa Bożego przychodzących z różnych stron świata, było przekraczanie barier konwenansu, utartych wyobrażeń epoki sobie współczesnej i owo charakterystyczne wychylenie ku przyszłości przez odczytywanie teraźniejszości w wymiarach Bożych.

Droga powołania Marceliny

Przyszła na świat w r. 1827, gdy jej ojczyzna, Polska, nie istniała na mapach Europy. Urodziła się na Ukrainie, na krańcach wschodnich przedrozbiorowej państwowości polskiej, wcielonych wprost do imperium rosyjskiego. Córka zamożnego właściciela ziemskiego, dzieciństwo i młodość spędziła na obszarach, na których polskość była szczególnie represjonowana, a rusyfikacją była objęta również i miejscowa ludność ukraińska. Ta specyficzna sytuacja zniewolenia i dostrzeganie potrzeby wewnętrznej wolności były trwale obecne w jej charyzmacie. Taka wolność formuje się zwłaszcza w wychowaniu rodzinnym, tak ważnym w społeczności skazanej na odcięcie od korzeni własnej tożsamości.

Marcelinie dane było przeżyć wszystkie możliwe role kobiece: córki, siostry, żony, matki, wdowy, a wreszcie osobne zawezwanie Boże uczyniło z niej współzałożycielkę nowego zgromadzenia. Szczególnym jego zadaniem stała się formacja «niewiast mężnych», które jako «żony, matki i obywatelki kraju» przyczynią się do odrodzenia rodziny, a przez rodzinę — do chrześcijańskiego przeobrażenia społeczeństwa.

Udane życie małżeńskie i rodzinne legło w gruzach, gdy miała 25 lat. Nagła śmierć męża (po niespełna trzech latach od ślubu), a następnie synka zakończyły etap jej życia nie odbiegający od powszechnego powołania kobiety. Wówczas pojęła, że Pan wzywa ją na wyłączną służbę. Gdzie i jak — nie wiedziała. Jedynym pragnieniem było pozostać wierną wezwaniu Bożemu.

Wyjazd za granicę, początkowo o charakterze leczniczym, przeobraził się w poszukiwanie realizacji swego powołania. Młoda wdowa najpierw w Paryżu, a potem w Rzymie zetknęła się z polskim zgromadzeniem ojców zmartwychwstańców (powstałym na emigracji). Oni stali się jej przewodnikami na drodze pogłębienia życia wewnętrznego. W Wiecznym Mieście w kwietniu 1854 r. poznała leczącą się tu na gruźlicę Józefę Karską. Od paru lat myślała ona o założeniu żeńskiej wspólnoty, zajmującej się formacją intelektualną, moralną i religijną polskich kobiet. Marcelina — rozpoznawszy, że jest to miejsce zawezwania Bożego — z nią się związała. Na ręce o. Hieronima Kajsiewicza, którego obrała za swego kierownika duchowego, złożyła prywatne śluby posłuszeństwa i czystości w maju 1854 r.

Opieka nad córeczką i konieczność zapewnienia jej przyszłości materialnej długo trzymały Marcelinę poza obrębem zawiązującego się zgromadzenia sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (którego formalny początek przypadł na r. 1857). Do Rzymu mogła powrócić dopiero w końcu 1860 r., już po śmierci inicjatorki wspólnoty — m. Józefy Karskiej.

Na polecenie spowiednika ona, wdowa z małym dzieckiem, objęła obowiązki przełożonej czterech pierwszych sióstr. Odtąd jej osoby nie sposób oddzielić od wspólnoty zakonnej, której przewodniczyła przez półwiecze. Obdarowywana charyzmatycznymi łaskami rozumienia duchowości i zadań nowego zgromadzenia, wiernie starała się realizować to, co dane jej było zrozumieć na modlitwie.

Powołana do formowania społeczności życia konsekrowanego w momencie, gdy borykała się jeszcze ze sprawami rodzinno-majątkowymi, nie odbyła nawet regularnego nowicjatu. Niemniej — jej pojmowanie rad ewangelicznych, poświadczonych ślubami zakonnymi, wychodziło daleko poza formalno-kanoniczny ich sens. 

Wspólnota życia konsekrowanego dla rodziny

Specyficzny koloryt duchowości niepokalańskiej nadało jej podwójne macierzyństwo: naturalne i duchowe. Obu pozostała wierna, bo chociaż przysporzyło jej to wielu cierpień, a nawet rozdarć, wzbogaciło jednak wspólnotę atmosferą rodzinną i serdecznym, lecz wymagającym prowadzeniem każdej z osobna zakonnicy i wychowanki.

W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia ta kobieta, dziś wynoszona na ołtarze, w praktyce formacyjnej realizowała myśl o powszechnym powołaniu do świętości. Postawiła też jakby na dwóch równoważnych szalach powołanie kobiety w życiu konsekrowanym i powołanie kobiety w życiu rodzinnym, uznając każde z nich za równie ważne i święte.

Marcelina była świadoma, iż pierwszym zadaniem malutkiej, nic jeszcze nie znaczącej wspólnoty życia konsekrowanego jest podjęcie pracy nad chrześcijańskim przeobrażeniem polskiej społeczności, rozdartej między trzy mocarstwa zaborcze: Rosję, Prusy i Austrię. Marcelina była przedstawicielką pogranicza, na którym krzyżowała się kultura wschodu i zachodu. Całe swe życie świeckie przeżyła na obszarach zamieszkałych przez kilka narodowości. Choć żarliwie miłowała wszystko co polskie, była zdecydowaną przeciwniczką instrumentalnego posługiwania się religią we wszelkich kwestiach patriotycznych. Uważała przy tym, że tak jak każdy człowiek ma osobne zadanie do wypełnienia wedle stwórczej myśli Bożej, która go do życia powołała, tak i każdy naród jest wpisany w osobną myśl Bożą, którą trzeba odczytywać i wiernie wypełniać. Na dziedzictwo kulturowe swego wielonarodowego i wielowyznaniowego kraju patrzyła w wymiarach nadprzyrodzonych — pragnęła, by wszyscy stali się obywatelami Królestwa Bożego. Zgromadzeniu niepokalańskiemu, oprócz wychowawczego, zakreśliła cel ekspiacyjny: za winy przeszłe współziomków, które przyczyniły się do utraty niepodległego bytu i za współcześnie «poniewieraną chwałę Bożą w narodzie». Drogę do wolnej przyszłości widziała przez pracę sięgającą najgłębiej — od podstaw — przez chrześcijańskie przeobrażenie rodziny w całej stratyfikacji społecznej.

Doświadczenia przez nią zdobyte utwierdziły ją w przekonaniu, że zacząć trzeba od właściwej formacji kobiety.

Ze względu na wagę sfery życia prywatnego, zwłaszcza rodzinnego, w przekazie zagrożonej identyczności chrześcijańskiej i narodowej, odpowiedzialność kobiet polskich była szczególna. Mniej uwikłane we wrogie, demoralizujące życie publiczne pod zaborami — niejednokrotnie musiały samotnie dźwigać ciężar formacji młodego pokolenia. W każdym bowiem pokoleniu — na lata całe, a nieraz na zawsze — mężczyźni opuszczali «rodzinne progi», by uczestniczyć w kolejnych powstaniach, bądź też byli więzieni, deportowani lub wreszcie zmuszani do emigracji.

Ta kobieta zawierzenia w początkach kształtowania się niepokalańskiego zgromadzenia była dramatycznie samotna. Nie znajdowała zrozumienia nawet u swych przewodników duchowych — zmartwychwstańców — którzy patrzyli na problemy w kraju z punktu widzenia wieloletnich emigrantów.

Opuszczając Rzym Marcelina miała jasną świadomość, że ta zaledwie kilkuosobowa grupka pierwszych niepokalanek winna jak najrychlej zapoczątkować pracę na ziemi ojczystej. Ani ona, której wykształcenie polegało bardziej na zdobyciu stosownej dla jej środowiska ogólnej ogłady niż prawdziwej wiedzy, ani jej pierwsze towarzyszki nie posiadały przygotowania do podjęcia tak znaczącego dzieła. Poza tym z «nieprzystających kamieni» (jak określała szczupłą gromadkę współsióstr) trzeba było mozolnie budować fundamenty wspólnoty życia konsekrowanego. Zawierzyła bez reszty Bogu.

Początek działalności w kraju — Jazłowiec

Pierwszą placówką w kraju był Jazłowiec w Galicji wschodniej. Gdy Marcelina rozpoczynała prace remontowe, by dostosować zrujnowany obiekt pałacowy do potrzeb klasztoru i zakładu wychowawczego, ta wdowa-zakonnica w czarnej sukni (habit mogła przywdziać na stałe dopiero w parę miesięcy później), podająca się za przełożoną nowego zgromadzenia, była nikomu nie znana na terenie Galicji. Przez miejscowe kręgi kościelne została przyjęta nie tylko z nieufnością, ale z pewną podejrzliwą wrogością. Ona również nie była obeznana z terenem, na którym małe jeszcze zgromadzenie rozpoczynało pracę.

Pierwszy klasztor wraz z rozwojowym zakładem wychowawczo-szkolnym został oficjalnie otwarty późną jesienią 1863 r., kiedy w sąsiednim zaborze rosyjskim dogorywało tragiczne powstanie styczniowe, a zabór austriacki objęty został rygorami stanu wojennego. Nic jeszcze nie świadczyło o tym, iż w niedługim czasie ziemiom tym zostaną nadane swobody autonomiczne.

Nie mając środków finansowych (wielokrotnie musiała się zapożyczać, a później skrupulatnie zwracała należności), nie mając sióstr przygotowanych do pracy szkolno-wychowawczej, m. Marcelina bazowała na heroicznym zawierzeniu swemu Panu i na kolosalnej pracy. Pierwsze dziesięciolecie (1863-1873) to okres szczególnie intensywnej pracy formacyjnej m. Marceliny w rozwijającej się liczebnie wspólnocie zakonnej. Równolegle wypracowywany był i wprowadzany w życie program pedagogiczny; stanowił nierozłączną całość z «nauczaniem wychowującym», wyprzedzającym zachodnią myśl pedagogiczną. Uczono przede wszystkim myśleć i kojarzyć, a wymagania były dostosowane do poziomu rozwoju każdej z wychowanek.

Marcelina nie tylko okazała się znakomitą i pełną realizmu organizatorką, ale również ujawnił się u niej wysokiej klasy talent pedagogiczny. Zarówno formacja zakonna sióstr pokolenia współzałożycielskiego, jak i przygotowanie ich do prowadzenia szkoły średniej z internatem (oparte przede wszystkim na samokształceniu) z autorskim rozwojowym programem nauczania, czterokrotnie poszerzanym i dostosowywanym do potrzeb epoki — odbywało się «w marszu». Darowska nie była intelektualistką i teoretykiem. Co było jej dane zrozumieć na modlitwie — przekuwała w czyn. W początkowych dziesięcioleciach poziom i wszechstronność kształcenia w zakładach niepokalańskich, opartego na własnych programach i własnych podręcznikach, był na tle ówczesnego szkolnictwa żeńskiego w Galicji zupełną rewelacją. Dysproporcja ta zmniejszyła się dopiero na przełomie wieków.

Zasadą, która następnie obowiązywała we wszystkich niepokalańskich placówkach, było równoległe funkcjonowanie obok szkoły średniej z internatem bezpłatnych szkół kształcenia elementarnego dla wszystkich dziewczynek z okolicy. Siostry dostarczały dzieciom podręczniki, pomoce szkolne oraz materiały piśmienne, a najuboższe z nich dożywiały i ubierały. Do programu nauczania wchodziły zasady higieny, a także racjonalnego prowadzenia gospodarstwa domowego. Wobec niemal powszechnego analfabetyzmu kobiet z «warstw niższych», a także stopniowo narastającego antagonizmu narodowościowego między ludnością ukraińską (obrządku unickiego) a polską (obrządku łacińskiego) była to wielkiej wagi praca nad budowaniem Bożego Królestwa. Jak poważnie m. Marcelina traktowała ten typ działalności, świadczy chociażby to, że przez lata całe, mimo notorycznego przepracowania w tej właśnie «szkółce» sama uczyła dzieci religii. Gdy już nie mogła temu podołać, obowiązek ów powierzała siostrom z dużym doświadczeniem życiowym i wyrobieniem zakonnym. U schyłku wieku (w r. 1890) w liście do abpa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego napisała: «Nam chodzi o to, aby lud polski i ruski zbliżyć ze sobą, zlać w jedno — jedną pracą naszą nad obydwoma, jedną prawdą podawaną obu, jedną miłością obejmującą oba».

Do prowadzenia podobnej działalności zobowiązywała też dziewczęta opuszczające zakład średni. One bowiem miały być zaczynem międzyludzkiej solidarności, opartej na Dekalogu i Ewangelii.

W formowaniu kobiet, które w swym dorosłym życiu miały odgrywać rolę opiniotwórczą, zakłady niepokalańskie zyskały wymiar ponad-zaborowy. Miało to szczególne znaczenie dla dziewcząt z obszarów pod władztwem cara, które pozbawione były możności kształcenia się w języku ojczystym i w duchu umiłowania rodzimej tradycji. Marcelina, sama będąc w ciągu całego swego życia świeckiego poddaną rosyjską, te właśnie wychowanki otaczała szczególną opieką.

Charyzmatyczna wychowawczyni kobiet — stawiała niepokalańskiemu nauczaniu wysokie wymagania intelektualne (stale dostosowywane do potrzeb czasu), ale największą wagę przywiązywała do przekazywania prawd religijnych. Pogłębiona wiedza religijna nie była celem samym w sobie, ale miała prowadzić do osobistej więzi z Bogiem. Fakt, że siostry same zajmowały się nauczaniem religii, i to w zakresie wówczas niepraktykowanym w szkołach żeńskich, przysporzył zgromadzeniu wielu trudności, gdyż na ziemiach polskich stanowiło to wtedy zupełną nowość. M. Marcelina uważała nauczanie religii za najważniejszy czynnik integrujący całokształt systemu wychowawczo-dydaktycznego.

Krystalizowanie się charyzmatu niepokalanek

Po kilku latach życia zakonnego okazało się, że zaadaptowana przez o. Kajsiewicza do potrzeb zgromadzenia żeńskiego reguła zmartwychwstańców wymaga doprecyzowań. Na prośby sióstr i za zachętą o. Kajsiewicza w 1872 r. m. Marcelina opracowała nową regułę i przesłała ją rzymskim zmartwychwstańcom do wglądu. Jej zatwierdzenie ciągnęło się całymi latami przede wszystkim z powodu maksymalizmu w formułowaniu duchowości zakonnej, wykraczającego daleko poza przyjęte stereotypy, które przełamał Sobór Watykański II. Ostateczną aprobatę Konstytucji zgromadzenie otrzymało dopiero w r. 1899. M. Marcelina napisała osobny do nich komentarz. Jest to rozprawka o dużej wadze gatunkowej, tycząca teologii życia zakonnego.

Nie było przyjęte w owym okresie, aby kobieta-zakonnica tak samodzielnie określała kształt własnej wspólnoty. Stało się to między innymi przyczyną rozejścia się dróg zmartwychwstańczego i niepokalańskiego zgromadzenia.

Teologia życia zakonnego Marceliny Darowskiej przesuwała akcent z doskonalenia własnego i dążenia do osiągnięcia zbawienia wiecznego przez zakonnicę — na chwałę Bożą, z umartwienia zewnętrznego — na umartwienie wewnętrzne. Podeptanie własnej pychy, określane przez nią jako «śmierć sobie», prowadziło wedle niej do poszerzania obszaru Bożego w człowieku, a przez to «do założenia Królestwa Bożego w duszach naszych i wprowadzenia tego Królestwa Bożego w świat».

Jej nieustępliwa obrona autonomii wewnętrznej wspólnoty wykraczała daleko poza dążenie do utrzymania niezależności organizacyjnej, broniła bowiem tego, co uważała za wymaganie Boże wobec zgromadzenia. Dotyczyło to przede wszystkim charyzmatu zgromadzenia, a także własnego programu dydaktyczno-wychowawczego oraz nauczania religii przez siostry. Jej zdecydowanie ściągnęło na nią rozliczne trudności, a nawet pomówienia.

Jednym ze szczególnych wyróżników wskazywanych przez m. Marcelinę jest zespolenie duchowości wspólnoty z rodzajem prowadzonego dzieła. Zasadniczo kształceniowo-wychowawcze zgromadzenie niepokalanek może przybierać różne formy działalności, gdyż jego istotę stanowi personalistyczne pochylenie się nad każdym człowiekiem z osobna i odczytywanie stwórczej myśli Bożej, która go do istnienia powołała, a którą winien swym życiem dopełnić. Taki był cel formacji zakonnej oraz pracy wychowawczej i prowadzonych dla kobiet rekolekcji (najczęściej indywidualnych, a co najwyżej w małych, paroosobowych grupkach).

Ujmując problem w innych kategoriach — formacja taka, jak ją pojmowała Marcelina Darowska, przygotowywała każdą osobę do brania odpowiedzialności za kształt własnego życia i zobowiązywała do świadectwa chrześcijańskiego w okolicznościach, w jakich ją Bóg postawi.

Charyzmatyczna wychowawczyni dbała o jedność wychowania i nauczania oraz o połączenie całokształtu oddziaływania pedagogicznego w organicznie powiązaną całość, przemyślaną w każdym szczególe. Dlatego dążyła do tego, aby w zakładach niepokalańskich jak najwięcej przedmiotów uczyły same siostry. Do formacji sióstr zajmujących się pracą pedagogiczno-dydaktyczną włączyła rozbudowany system dokształcania ogólnego oraz praktyczno-specjalistycznego, tworząc rodzaj wewnątrzwspólnotowego studium, a z czasem powołując urząd «rektorki nauk» — siostry odpowiedzialnej za poziom intelektualny zgromadzenia. Proces wychowawczy rozumiała bardzo szeroko, przypisując mu decydującą rolę w kształtowaniu człowieka. Oparty na zaufaniu i indywidualnym kontakcie, miał prowadzić do świadomej współpracy wychowanek w wysiłku formowania własnego charakteru. To, co wychowanki otrzymały w zakładach, miały dalej przekazywać jako żony i matki, a także obywatelki kraju, wrażliwe na problemy społeczne. Do pełnienia ról kobiecych w dorosłym życiu przygotowywała dziewczynki m. Marcelina od lat najmłodszych, w czym pomagało jej własne, wieloletnie doświadczenie.

Ta Boża Realistka swym zaangażowaniem obejmowała potrzeby Kościoła, zwłaszcza w kraju pogrążonym w marazmie po klęsce powstania styczniowego. W miarę zbliżania się do XX w. coraz lepiej widziała zagrożenia płynące z rosnącej laicyzacji, zmaterializowania, a nawet cynizmu, rodzące się z buntowniczej pychy człowieka. Tym żarliwiej usiłowała «zarazie zła» przeciwstawić «zarazę dobra». I choć dostrzegała rozpościerającą się w świecie «noc czarną», to jednak całkowite zawierzenie Bogu kazało jej zakorzeniać nadzieję przez wychowanie następujących po sobie pokoleń «niewiast mężnych w kolejno otwieranych placówkach zgromadzenia.

Rozwój dzieła

Pierwszy dom filialny powstał w Jarosławiu (nad Sanem) w 1875 r. W r. 1883 otworzyła w Niżniowie bezpłatne seminarium nauczycielskie dla dziewczynek z rodzin zubożałych na skutek represji zaborczych. W 1897 r. powstał ostatni dom w Galicji — w Nowym Sączu. Gdy po rewolucji 1905 r. nieco zelżała antypolska polityka systemu carskiego, m. Marcelina, mimo podeszłego wieku, zdecydowała się na otwarcie dwóch placówek w zaborze rosyjskim (Słonin — obecna Białoruś oraz Szymanów koło Warszawy, aktualny dom generalny). Tam do 1914 r. siostry pracowały w zupełnie odmiennych warunkach niż w autonomicznej Galicji: swoją działalność prowadziły w konspiracji.

Lata 1874-1891 były czasem wielkiej próby w życiu Marceliny Darowskiej. Ona sama, niepokalańskie dzieło i duchowość zgromadzenia spotykały się w różnych środowiskach z brakiem zrozumienia, a nawet z krzywdzącymi sądami. Jednocześnie Marcelina przeżywała oczyszczającą «noc ducha», w czasie której, jak sama określała, «Pan się usunął», a gnębiły ją wątpliwości, pokusy i niepewność, czy to co czyni, jest rzeczywiście dziełem Bożym. A jednak w tym właśnie czasie powstało wiele jej wskazań z dziedziny życia ascetyczno-mistycznego oraz formacyjno-pedagogicznego.

Mimo ubywających z każdym rokiem sił, Marcelina corocznie lub kilka razy do roku wizytowała klasztory filialne, starając się utrzymywać osobisty kontakt z każdą z sióstr, a nawet z każdą wychowanką i być do ich dyspozycji. Serdeczne więzi z dawnymi wychowankami trwały również po opuszczeniu przez nie zakładu i wiele z nich szukało u «Mateczki» oparcia i rady w swoim dorosłym życiu. Świadczą o tym setki i setki listów. M. Marcelina podtrzymywała je na duchu i utwierdzała w dawaniu świadectwa chrześcijańskiego życia.

W ostatnim dziesięcioleciu jej życia nastąpił gwałtowny wzrost liczebny zgromadzenia. Wówczas to przez nowicjat przeszło 196 osób spośród 466, które za jej przełożeństwa otrzymały habit zakonny, W 1904 r. dożyła złotego jubileuszu życia konsekrowanego. Zbiegło się to z obchodami 50-lecia ogłoszenia dogmatu Niepokalanego Poczęcia — tajemnicy patronalnej zgromadzenia.

Zdając sobie sprawę z ubywających sił, na dwóch kolejnych kapitułach m. Marcelina usiłowała bezskutecznie zrzec się przełożeństwa. Dźwigała jednak jego ciężar po kres swoich dni. Zmarła 5 stycznia 1911 r. w Jazłowcu, po ciężkiej, wyniszczającej chorobie. Mimo postępującego paraliżu zachowała przytomność do ostatniego dnia życia, które ofiarowała jako ekspiację za świętokradczą zbrodnię popełnioną pod wpływem działań tajnej policji carskiej na Jasnej Górze.

Przesłanie

Wielkość zakonnicy, która tak gorąco umiłowała swoją ojczyznę i starała się dźwigać ją ku Chrystusowi, pozostaje jeszcze w cieniu. Wyniesienie jej na ołtarze stanowi znak, że ma ona zajaśnieć, gdyż «nikt nie zapala światła i nie ustawia go w ukryciu (…), ale aby blask jego widzieli ci, którzy wchodzą» (por. Łk 11, 33).

My, ludzie wchodzący w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa, jesteśmy świadkami beatyfikacji Marceliny Darowskiej w momencie szczególnego zmagania się o człowieka i o jego Bożą podmiotowość, w czasie, gdy fala zła zdaje się przemagać i obalać nawet naturalne poczucie moralności, gdy człowiek niszczy własne sumienie i przestaje odróżniać zło od dobra, jakby nie potrzebował Boga, swego Stwórcy i miłującego Odkupiciela. A wszakże szczególnym charyzmatem tej polskiej zakonnicy jest żarliwe i pełne miłości zmaganie się o przestrzeń Bożą w człowieku.

Ewa Jabłońska-Deptuła

L’Osservatore Romano, wydanie polskie, 1996 nr 10 (187) s. 38-41

Wpisy powiązane

Żynel Apoloniusz OFMConv, Święty Bonawentura – „Drugi Założyciel” Zakonu Franciszkańskiego

Sowulewska Weronika OSB Cam, Kim był Św. Romuald?

Soras Philippe, Wielcy konwertyci. Ze „Standard Oil” do klasztoru. Kenyon Bede Reynolds (1892 -1989) OSB