O. Raniero Cantalamessa OFMCap
NIE SZUKAM SWOJEJ CHWAŁY. SZUKAM CHWAŁY CHRYSTUSA
Konferencja do kleryków zgromadzonych w Katedrze częstochowskiej 17 kwietnia 2013 r.
Nie mogliśmy rozpocząć tego spotkania w lepszy sposób aniżeli śpiewając Veni Creator. Ten hymn został skomponowany na początku drugiego tysiąclecia i towarzyszył Kościołowi w każdym uroczystym momencie jego życia. Każdy sobór ekumeniczny, każdy synod, każde święcenie kapłańskie zaczynało się śpiewem Veni Creator. Także każdy Nowy Rok zaczyna się od śpiewu Veni Creator. Rok 2000 został zainaugurowany w Rzymie przez Jana Pawła II uroczystym Veni Creator w Bazylice św. Piotra. Ta epikleza, to wezwanie Ducha Świętego, towarzyszyło Kościołowi w całym drugim tysiącleciu. Wszyscy święci, którzy żyli w tych wiekach śpiewali to przed nami. I teraz my to śpiewamy. Bóg słucha w tym całym chórze, którym jest wspólnota świętych. Paweł VI w pewnym przemówieniu pytał: „Jaka jest największa potrzeba naszej Matki Kościoła?” I musimy to powiedzieć niemal z bojaźnią i drżeniem, bo to jest Jej Tajemnica: Duch Święty. Kościół potrzebuje nieustannej Pięćdziesiątnicy, Kościół potrzebuje ognia w sercu, słowa pełnego żaru i proroctwa w spojrzeniu. To, co Paweł VI mówi o całym Kościele, odnosi się podwójnie do osób konsekrowanych, czyli do nas kapłanów czy dążących do kapłaństwa. Potrzebujemy Ducha Świętego. Sobór ekumeniczny, którego 50-lecie obchodzimy, miał być według zamiarów Jana XXIII, nową Pięćdziesiątnicą dla Kościoła. Pan wysłuchał tej modlitwy. Jest nowa Pięćdziesiątnica, która dokonuje się w Kościele. Byłoby dramatem gdybyśmy my, osoby konsekrowane, duszpasterze pozostali poza Wieczernikiem. Dlatego pomyślałem, najdrożsi przyjaciele seminarzyści, by wykorzystać ten czas, który mamy do wspólnego zanurzenia się, „wykąpania” się w Duchu Świętym.
Napisałem na tą okoliczność pewną medytację. Ta medytacja została przetłumaczona i wydrukowana po polsku. Jeśli wy złożycie mi obietnicę, ja też złożę wam obietnicę. Jeśli mi obiecacie, że przeczytacie tekst, który jest wydrukowany w książeczce, ja wam obiecam coś większego. Obiecuję wam Ducha Świętego. Jezus powiedział: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11,13). A przecież jesteśmy tu po to, aby o Niego prosić? Czy chcecie idei o Duchu Świętym, czy chcecie Ducha Świętego? Dobra odpowiedź jest w waszym sercu. Właśnie wczoraj papież Franciszek w homilii wygłoszonej podczas Mszy św. zachęcał by nie stawiać oporu Duchowi Świętemu. Jaka jest najprostsza droga by skorzystać z tego szczególnego Dnia Ducha Świętego? Najlepszą drogą jest pamiętać o tym, co stało się w czasie pierwszej Pięćdziesiątnicy. To jest coś podobnego do tego, co dokonuje się w Eucharystii na ołtarzu i do tego co się dzieje, gdy słuchamy z wiarą opowiadania o Pięćdziesiątnicy. Podczas Mszy św. kapłan gdy celebruje, nie robi nic innego jak powtarza pewne opowiadanie. Opowiadanie o tym co Jezus uczynił podczas ostatniej Wieczerzy: – wziął chleb, połamał i rozdał Go swoim uczniom. My wiemy, że kiedy to opowiadanie jest wygłaszane przez wyświęconego kapłana, historia staje się rzeczywistością. W sposób analogiczny, nie identyczny. Kiedy słuchamy opowiadania o Pięćdziesiątnicy, opowiadanie staje się rzeczywistością. To co stało się tego dnia z apostołami, staje się teraz z nami. My już jesteśmy w czasie Pięćdziesiątnicy. Dla pierwszych trzech wieków Kościoła, Pięćdziesiątnica nie była tylko pięćdziesiątym dniem po Wielkiej Nocy. My teraz jesteśmy uczniami, którzy są w Wieczerniku z Maryją, w oczekiwaniu na Ducha Świętego, więc wejdźmy w to opowiadanie Pięćdziesiątnicy. Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia (Dz 2,1-3). Ale to jeszcze nie była Pięćdziesiątnica, były to znaki przygotowawcze. Wiatr i ogień w Biblii przywołują obecność Boga. Istota Pięćdziesiątnicy jest opisana w jednej linijce: I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym! (Dz 2,4) Musimy zrozumieć co zawierają te słowa. Coś wielkiego musiało się zdarzyć w tym momencie, bo począwszy od tego momentu apostołowie są osobami zupełnie nowymi. Nie mają już lęku, już nie dyskutują między sobą. I rzeczywiście coś wielkiego dokonuje się w tym momencie, wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym. A czy jest Duch Święty? To miłość osobowa, która krąży we wieczności między Ojcem a Synem. To jest ocean w miłości, w którym wszystkie miłości, które my znamy są jakby iskierkami. Powiedzieć, że wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, oznacza że wszyscy zostali napełnieni miłością Boga. Przeżyli wstrząsające doświadczenie tego, że są kochani przez Boga.
Święty Paweł tak wyjaśnia Pięćdziesiątnicę w Liście do Rzymian 5.5: „miłość Boża – tu oznacza miłość Boga do nas – rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.” To jest opis Pięćdziesiątnicy. Bóg stworzył świat, aby rozszerzyć swoją miłość. Aby stworzenia mogły uczestniczyć w wielkim szczęściu, jakie jest w Trójcy. Grzech zatrzymał ten Boży plan. I oto Bóg wysyła proroków. Przygotowuje drogę. Później posyła swojego Syna. Jezus swoją śmiercią pokonuje grzech. Rozbija mur, który był między nami a Bogiem. Swoim Zmartwychwstaniem odnawia życie. I teraz wreszcie Bóg może doprowadzić do pełni swój plan. Wylewa swoją miłość na wszystkie stworzenia. Wylewa ducha swojego syna, Jezusa. Bo Duch Święty, którego my otrzymujemy to duch Jezusa. To jest trzecia osoba Trójcy. Duch Święty najpierw wcielił się w Jezusie i z przebitego boku na Krzyżu został dany światu. Oto dlaczego w ten sam wieczór Wielkiej Nocy, Jezus w Wieczerniku mówił uczniom: „Weźmijcie Ducha Świętego” (J 20,22). Ta scena nie dokonała się tylko raz, w wieczór Wielkiej Nocy. My teraz jesteśmy uczniami Jezusa. Jesteśmy współpracownikami apostołów. Jezus Zmartwychwstały żyje i jest tutaj przed nami, cierpi z powodu zimna, tak jak my. I szuka twarzy gotowych przyjąć Jego ducha. I jeśli chcemy – tchnie na nas. I prosi nas, mówiąc: „Weźmijcie Ducha Świętego! Przyjmijcie Ducha Świętego!”
W następnej scenie apostołowie pełni miłości Bożej wychodzą z Wieczernika i zaczynają głosić. Głoszą każdą częścią ciała, oczami, rękami. Cała ich osoba wyraża Tajemnicę, którą otrzymali. Wtedy w Jerozolimie byli przedstawiciele prawie wszystkich ówczesnych ludów ziemi. I są zdumieni. Mówią: Jesteśmy Rzymianami, Kreteńczykami i słyszymy w naszych językach głoszenie wielkich rzeczy Bożych. W tej części opowiadania jest ważne pouczenie: ojcowie Kościoła stwierdzili, że zachodzi pewien paralelizm pomiędzy tym, co dokonało się w Pięćdziesiątnicy, a tym co wydarzyło się przy Wieży Babel. Przy Wieży Babel była grupa ludzi, którzy chcieli zbudować miasto z wieżą. Ta wieża, teraz wiemy to z wykopalisk archeologicznych, była świątynią poświęconą bóstwu. A więc nie byli to wielcy grzesznicy, ateiści. Byli to ludzie religijni tak jak my. A więc na czy polega grzech w wieży Babel? Posłuchajcie, co oni mówią, a odkryjecie to sami. Mówią: „Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba”. Potem dodają: „i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi” (Rdz 11,4). Ci ludzie chcą zbudować świątynię dla bóstwa, żeby zrobić sobie znak, ale nie dla chwały Boga. To jest potęga wolnejwoli. Ale Bóg ich rozproszy przez pomieszanie języków.
Przy Pięćdziesiątnicy są ludzie, którzy chcą budować miasto Boże. Dlaczego wszyscy ich rozumieją? Bo oni nie chcą już tworzyć imienia dla samych siebie. Słyszymy, jak głoszą w naszych językach wielkie zdumiewające dzieła Boże. Apostołowie zapomnieli o samych sobie. Nie dyskutują o tym, kto z nich jest większy. Są kompletnie zafascynowani chwałą Boga. Dlatego wszyscy ich rozumieją. To jest ważne pouczenie.
Św. Augustyn napisał ważne dzieło, które omawiacie podczas waszych studiów –De Civitate Dei – Miasto Boże, państwo Boże i mówi, że w historii są budowane dwa miasta. Jedno to miasto szatana, nazywa się Babel, Babilonia, zbudowane na miłości do siebie aż do pogardy dla Boga. A drugie to miasto Boga, które zaczyna się w dzień Pięćdziesiątnicy, jest budowane w oparciu o miłość Boga, aż do ofiary z siebie. Te dwa miasta to dwa otwarte place budowy aż do końca świata. Każdy z nas musi zdecydować, na którym palcu budowy chce pracować. Jeśli pracujemy dla naszej chwały, żeby zrobić sobie imię, żeby uzyskać miejsce zaszczytne w Kościele, robić karierę, pracujemy w mieście Babel. Będzie tyle języków ile jest głosów i wszystkie sprzeczne ze sobą. Jeśli pracujemy dla Chrystusa, jeśli naszą głęboką intencją jest oddanie chwały Chrystusowi, pracujemy w mieście Boga. Budujemy Królestwo Boga. W tym momencie Bóg nas prosi, żebyśmy dokonali wyboru: – Czy chcesz być kapłanem, aby mieć prestiż, aby mieć wygodne życie? Czy chcesz być kapłanem, aby oddać chwałę Jezusowi, aby paść Jego owce? To jest decyzja, którą ja i wy ciągle musimy odnawiać. Bo naturalna tendencja jest taka, aby budować coś wokół samych siebie. Przede wszystkim wy, seminarzyści, w okresie studiów musicie widzieć jako cel waszych studiów nie to by robić karierę, by mieć dobre rezultaty, ale celem waszych studiów musi być to, byście oddali wszystko na służbę Słowu Bożemu. Kiedyś Jezus powiedział pewne słowo, które ma moc niemal sakramentalną. Powiedział: „Ja nie szukam swojej chwały” (J 8,50). Proszę was wszystkich, najdrożsi współbracia, powiedzcie po polsku: „Ja nie szukam swojej chwały!”
Możemy teraz przejść do następnej sceny. Niektórzy z obecnych dali się przekonać. Inni, jak mówił wczoraj papież Franciszek, opierają się Duchowi Świętemu. Piotr odpowiada tym ostatnim, cytując proroctwo Joela. Widać, że Piotr się spieszy, bo ma coś ważniejszego do powiedzenia. I rzeczywiście. Jeśli odczytacie opowiadanie o Pięćdziesiątnicy w tym punkcie jest nowe wprowadzenie. Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię! (Dz 2,22) W tym momencie Piotr wypowiada pewne imię i powtarza je całą mocą Ducha Świętego. To imię brzmi Jezus z Nazaretu. Tak jakby powiedzieć: – przypominacie sobie tego Jezusa z Nazaretu, który przeszedł między wami czyniąc dobrze wszystkim? Kiedy jest pewien, że zrozumieli o kim mówi, wydaje dwa okrzyki. Dwa gromy. Pierwszym ich powala wszystkich. A drugim ich wskrzesza. „…Tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem”.(Dz 2,36) I cały dom Izraela wie z pewnością, dziś powiedziałby: „Niechaj wie cały świat, że Bóg ustanowił Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, Panem i Mesjaszem.” To jest pierwsza deklaracja dogmatyczna papieża. Co nam mówi ta część opowiadania? Że pierwszym impulsem jaki daje Duch Święty, jest głoszenie Jezusa. Ale Jezus teraz nie jest już historią, zbiorem pouczeń. Jezus jest Osobą Żywą, Zmartwychwstałą, Obecną. Duch Święty czyni Jezusa żywym i obecnym w życiu Kościoła i świata. Ja przeżyłem małe doświadczenie tej prawdy. Uczyłem na uniwersytecie katolickim w Mediolanie i jednym z moich ulubionych tematów nauczania były doktryny chrystologiczne. Uczyłem o osobie Jezusa. Później, dzięki zasłudze braci, miałem doświadczenie Ducha Świętego. Po tym jak trochę się opierałem, poddałem się. I największym owocem tej drugiej decyzji mojego życia było to, że przeszedłem od chrystologii do Chrystusa. Czyli Jezus już nie był zbiorem dogmatów, doktryn. Dzięki Duchowi Świętemu Jezus był osobą żywą, z którą mogłem rozmawiać. To było najpiękniejsze wydarzenie. Niech będzie owocem dzisiejszego spotkania. Niech też dla was Jezus nigdy nie będzie zbiorem doktryn. Niech będzie Zmartwychwstałym Panem, który chce być waszym przyjacielem.
Kto był pierwszą osobą, dla której Jezus był właśnie tym? Kto jako pierwszy odkrył kim naprawdę był Jezus? Piotr? Nie. Paweł? Nie. To była Maryja. Matka. W Roku Wiary postawiłem sobie pytanie. Kto był pierwszą osobą wierzącą Nowego Testamentu? Mówmy o wierze Maryi. Całą ta medytacja, którą znajdziecie w Księdze mówi o wierze Maryi, ale dopiero potem postawiłem sobie pytanie: – w kogo precyzyjnie uwierzyła Maryja? W Boga, w którego wierzyli Abraham, Izaak i Jakub? Nie. Uwierzyła w Boga, który się wcielił w Jej Syna. Maryja uwierzyła w Jezusa. W waszych studiach na pewno znajdziecie problem relacji między Jezusem historii a Jezusem wiary. Bo prawie przez dwa wieki oddzielano Jezusa, który żył w historii od Jezusa popaschalnego. Dzisiaj ta sprzeczność została zaprzeczona przez gremia naukowe. Wiara w Jezusa zaczęła się przed wydarzeniami Wielkiej Nocy. Uczniowie poszli za Jezusem, uwierzyli w Niego, choć ich wiara była niedoskonała. Przede wszystkim wiara zaczyna się przed Wielkanocą. Bo matka Jezusa uwierzyła w swojego Syna. Uwierzyła, że ten którego nosiła w łonie jest Synem Bożym. Wierzyła także wtedy, gdy wszystkie zewnętrzne pozory zdawały się zaprzeczać temu. Wierzyła pod Krzyżem. I dlatego wiara Maryi jest wzorem dla nas, kapłanów. To co Maryja uczyniła fizycznie, my mamy uczynić duchowo. Maryja poczęła przez wiarę Jezusa w swoim łonie, a potem dała Go światu. Wydała na świat Boże Narodzenie.
Za sprawą Ducha Świętego mamy począć Jezusa w swoim sercu. Pozwolić mu narodzić się w naszym sercu. Bo tylko tak będziemy mogli wydać Go na świat. Tylko tak będziemy mogli głosić Go dzisiejszemu światu. Tylko wtedy, gdy mamy Go w sobie, możemy Nim promieniować.
Ktoś spośród naszych braci, ewangelików, protestantów dziwi się: „Jak wy możecie nazywać Maryję Gwiazdą Ewangelizacji?” Kiedyś jeden z nich zadał mi właśnie to pytanie. A ja odpowiedziałem, że „Maryja nie przyniosła Słowa jednemu narodowi, ale całemu światu. Wydała na światło Słowo Boże.
Wy, najdrożsi młodzi seminarzyści jesteście w tych latach przygotowania. Gdybym mógł wrócić do tych czasów, inaczej rozumiałbym moje studia. Chciałbym studiować w Duchu Świętym. Bo tylko w świetle Ducha Świętego wytryska Światło Boże. Także wy, w tych latach przygotowania, napełnijcie serce Jezusem. Zakochajcie się w Jezusie. Bo później wam, jako kapłanom, nawet jeśli nie będzie mieć wielkiej wymowy, Jezus będzie wychodził z oczu.
Paweł VI mówił, że chrześcijanie muszą mieć proroctwo w spojrzeniu. I chcę zakończyć małym wydarzeniem osobistym. Głosiłem tygodniowe rekolekcje i był tam klimat duchowy bardzo intensywny. Przede wszystkim były śpiewy bardzo natchnione. Gdy skończyły się rekolekcje, wracałem pociągiem do Mediolanu. Byłem w pociągu, w ciszy. Ale coś z tego namaszczenia Duchem przenikało, chociaż ja tego nie zauważałem. Bo kobieta, która siedziała przede mną w pociągu w pewnym momencie zamknęła gazetę i popatrzyła na mnie. I powiedziała: – Ojcze, co w Ojcu jest? Ojciec ma taką twarz, która zmusza mnie do wiary w Boga. Skoro Pan Bóg posłużył się biedną twarzą Kapucyna, by zmusić kogoś do wiary w Boga, co zrobi z trzema tysiącami młodych, takich jak wy? Kiedy stąd wyjdziecie, kochani – miejcie twarz, która zmusi świat do wiary w Boga! Do wiary w Jezusa!
Archiwum KWPZM