O. Dominik Wider OCD
O. Bronisław Mokrzycki SJ
O. Jacek Salij OP
O. Salezy Kafel OFMCap
AKTUALNOŚĆ PISM ŚW. TERESY Z AVILA WOBEC PRZEJAWÓW ZAPOTRZEBOWANIA
NA KONTEMPLACJĘ
Dyskusja panelowa prowadzona podczas zebrania plenarnego KWPZM 12 maja 1982 r. przez O. Dominika Widera OCD, przy udziale: O. Bronisława Mokrzyckiego SJ, O. Jacka Salija OP, O. Salezego Kafla OFMCap.
O. Dominik Wider OCD:
Okazją do dyskusji na tak ustawiony temat: „Aktualność pism świętej Teresy z Avila wobec zapotrzebowania na kontemplację w naszych czasach” jest 400-setna rocznica śmierci świętej Teresy od Jezusa, Doktora Kościoła. W dziedzinie modlitwy i kontemplacji jest ona wielkim autorytetem. Kościół nadał jej najpierw tytuł „Mater Spiritualium”, a w 1970 r. ogłosił ją Doktorem Kościoła. Sama była kontemplatyczką i mistyczką na wielką miarę. Była nadto kobietą czynu. Pozostawiła po sobie wiele wybitnych pism z dziedziny życia wewnętrznego, szczególnie omawiających kontemplację.
Koniecznie na wstępie tej dyskusji trzeba zaznaczyć, że święta Teresa jest jedną z wielu mistyków Kościoła i jedna z wielu piszących na ten temat. Istnieją wszak różne szkoły duchowości, na przykład: Ignacjańska, Franciszkańska, Dominikańska i inne. Warto podkreślić, że Święta w szerokim zakresie korzystała z tych źródeł. Kierownikami jej bowiem byli współcześni jej sławni teolodzy i mistycy. Wystarczy wspomnieć świętego Franciszka Borgiasza, świętego Piotra z Alkantary, O. Baneza. Nie ulega wątpliwości, że oni w dużej mierze przyczynili się do bogactwa treści jej pism i ich powszechności. Niemniej święta Teresa w oparciu przede wszystkim o swe doświadczenia dała podwaliny nowej duchowości. Ona i jej pisma niewątpliwie przekazują nowy i odrębny typ kontemplacji.
Obecnie spotykamy się z licznymi jak się wydaje przejawami zapotrzebowania na kontemplację. Dyskusja, którą podejmujemy i do której w końcowym etapie zapraszamy wszystkich, ma nam odpowiedzieć na pytania:
1/ Jaki jest zasięg zapotrzebowania na kontemplację? – będzie to sprawa aktualności samego poruszanego problemu.
2/ Co rozumiemy przez kontemplację?
3/ Aktualność pism świętej Teresy z Avila – typu kontemplacji przez nią przekazanej.
ZASIĘG ZAPOTRZEBOWANIA NA MODLITWĘ I KONTEMPLACJĘ
Dla wykazania tego zasięgu zapotrzebowania omówimy: Przejawy zapotrzebowania na modlitwę i kontemplację przez ludzi świeckich. Głód książek o treści religijnej, szczególnie z dziedziny życia wewnętrznego i modlitwy. Zapotrzebowanie w zakonach na modlitwę, spowiedników, kierowników duchowych, rekolekcjonistów.
Przejawy zapotrzebowania na modlitwę i kontemplację u ludzi świeckich.
Przechodzimy do pierwszego tematu: przejawy zapotrzebowania na modlitwę i kontemplację u ludzi świeckich. Proszę o wypowiedź na ten temat O. Jacka Salija.
O. Jacek Salij OP:
Karol Ludwik Kamiński jeden z najwybitniejszych myśliciela religijnych powiedział, że w zakresie wiary ludzie dzielą się nie tyle na wierzących i niewierzących, co na modlących się i niemodlących. Myślę, że to jest bardzo słuszne spostrzeżenie, bo wiara prawdziwa zaczyna się dopiero wówczas, kiedy uświadamiamy sobie, że Pan Bóg zechciał z nami nawiązać kontakt jako Bóg żywy i szukamy Go.
Ja osobiście przypatruję się stosunkowo często olbrzymiemu zapotrzebowaniu na ten kontakt z Bogiem żywym u ludzi niewierzących. Ponieważ jest to Warszawa, mieszka się w środku miasta, nieustannie ktoś prosi o przygotowanie do chrztu, do pierwszej Komunii świętej. Oczywiście, że wśród tych próśb są również takie prośby stereotypowe, wynikające po prostu z tęsknoty wejścia do Kościoła jako wspólnoty wierzących, próśb, w których nie ma tej tęsknoty za modlitwą. Natomiast często w tej prośbie jest bardzo dużo tęsknoty za modlitwą: „naucz mnie się modlić”. To się bardzo często pojawia w trakcie tych rozmów przygotowawczych.
Teraz niedawno ochrzciłem taką panią 42-letnią, kiedy zadała pytanie o to, jak się modlić i próbowałem jej odpowiedzieć, to niemalże mnie sparaliżowało, to znaczy – wlepiła oczy i jak gdyby chciała ze mnie wyssać wszystko, co wiem na ten temat. Tak strasznie duża była w niej tęsknota za modlitwą. Myślę, że w ogóle dzisiaj przeżywamy jakiś olbrzymi renesans modlitwy. Ojciec duchowny jednego z seminariów mówił: – „Nie wiem, co się dzieje – klerycy tylko by się modlili i modlili, aż mi głupio, bo ciągle mnie proszą, żeby razem z nimi się modlić, a ja już mam tego dość, ale z kolei nie mogę ich gorszyć”. Dodaje: „Za naszych czasów tego nie było”. To jest oczywiście zjawisko bardzo pocieszające, ale jednak mające pewne powody do zaniepokojenia. Widzę mianowicie w tym dzisiejszym renesansie modlitwy, zapotrzebowaniu na modlitwę, co najmniej dwa niebezpieczeństwa: mianowicie – po pierwsze – niebezpieczeństwo kwietyzmu, niebezpieczeństwo traktowania modlitwy jako wejścia w jakieś takie sfery słodkiego bezruchu. Niebezpieczeństwo oddzielenia tego co Boże, od tego co doczesne. Pod tym względem święta Teresa z Avila jest mistrzynią zupełnie wyjątkową. Ona bardzo mocno wyakcentowała prawdę o tym, że kontemplacja jest szczytem działania. Wydaje mi się, że wśród mistyków Kościoła katolickiego drugiej takiej osoby nie znajdziemy. To jest pierwsze niebezpieczeństwo, pierwszy znak zapytania, który widzę w dzisiejszym renesansie modlitwy. A po wtóre bardzo dużo w tych zrywach ku modlitwie jest jakiegoś takiego bezosobowego nastroju modlitewnego. To znaczy, człowiek nie tyle przez tę modlitwę wchodzi w kontakt z Bogiem żywym, otwiera się na Boga żywego, co wchodzi w jakiś transcendentny wymiar, gdzie przeżywa swoją transcendencję wobec doczesności, gdzie, doświadcza tego, iż świat nie jest jedynie zamknięty w czaso-przestrzeni. W gruncie rzeczy ta modlitwa kończy się w takim właśnie bezosobowym, nastroju. Wydaje się mi, że tutaj również święta Teresa jest mistrzynią niedościgłą, która może nas przed tym niebezpieczeństwem uchronić. Tyle na ten temat – współczesne przejawy zapotrzebowania na modlitwę i kontemplację u ludzi świeckich.
O. Dominik Wider OCD:
Dziękuję bardzo. W ten sposób Ojciec zasygnalizował temat niezwykle szeroki i byłoby wiele do mówienia. Wiemy wszyscy, że już od dłuższego czasu to zapotrzebowanie daje znać o sobie choćby wspomnieć ankietę o modlitwie w Tygodniku Powszechnym. Ostatnio temat ten został zdecydowanie podjęty w kręgu duchownych – cały bowiem Zjazd Duszpasterski we Wrocławiu poświęcony był modlitwie, kontemplacji, co dowodzi, że jest to temat jak najbardziej aktualny. Możemy więc na razie w tym pierwszym etapie krótko stwierdzić, że zapotrzebowanie na modlitwę rzeczywiście jest faktem. O. Salij raczej podkreślił to zapotrzebowanie od strony tych, którzy w Kościele szukają oparcia, szukają wspólnoty oraz zaznaczył te niebezpieczeństwa, które na pewno istnieją. Cały ruch charyzmatyczny, zwłaszcza jak jest nie kierowany /nie występuję przeciwko niemu/, stwarza pewne niebezpieczeństwa, lecz jest on także świadectwem zapotrzebowania na żywy kontakt z Bogiem, na żywą modlitwę. Niebezpieczeństwa w tym ruchu charyzmatycznym to zatopienie się w masie, w tłumie, zginięcie w tłumie, czyli modlitwa bezosobowa. Jeszcze widzę z tego co Ojciec powiedział jedno niebezpieczeństwo. O ile to tak można nazwać, może Ojciec Mokrzycki się trochę przeciwstawi, mianowicie ci klerycy, którzy chcą się modlić. Ale może zauważyliście, ze jest to sprawa przede wszystkim modlitwy ustnej. Wiem, że ustna modlitwa może być kontemplacją. Jak oni bardzo są nieprzygotowani, trudno powiedzieć przeciwni, czy nie wprowadzeni w modlitwę nawet tą, którą my nazywamy rozmyślaniem. To są znane fakty, że wspaniale przygotowują wprowadzenie do liturgii, rachunki sumienia, nabożeństwa pokutne. Miałem niedawno rekolekcje, w którymś z seminariów. Właśnie tak było. Kiedy przyszła adoracja, wiedzą co robić. „Może ksiądz poprowadzi nam tę adorację?” Poprowadziłem 2-3 minuty i dodałem: teraz sami porozmawiamy z Panem Bogiem. Za minutę już pieśń śpiewana. Gdzieś w innym miejscu – też na rekolekcjach – półgodzinne wystawienie Najświętszego Sakramentu, no i znów: „Może Ojciec poprowadzi”. Podałem treść przez 4 minuty – śpiewanie, powiedziałam następnych kilka słów – śpiewanie, całe pół godziny prześpiewane i przegadane. Ta nieumiejętność znalezienia kontaktu osobowego i osobistego z Bogiem i w tym zapotrzebowaniu na modlitwę wielokrotnie jest ten brak. Dziękuję Ojcu za ukazanie zapotrzebowania na modlitwę u ludzi świeckich.
GŁÓD KSIĄŻEK O TREŚCI RELIGIJNEJ, SZCZEGÓLNIE Z DZIEDZINY ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO I MODLITWY
O. Dominik Wider OCD:
Dla pogłębienia tego spojrzenia, czy ujęcia, czy ujrzenia, zatrzymajmy się na zapotrzebowaniu na modlitwę, uwidocznionym w poszukiwaniu książek religijnych, poprosiłbym Ojca Mokrzyckiego o powiedzenie kilku słów na ten temat.
O. Bronisław Mokrzycki SJ:
Najpierw chciałbym dodać, że nie sprzeciwiam się zupełnie temu, co Ojciec wspomniał przed chwilą o klerykach. To odnosi się także do młodzieży. Mianowicie rozróżniłbym zapotrzebowanie subiektywne i obiektywne. Subiektywne, to które spontanicznie od nich wychodzi i wyraża się w potrzebie modlitwy uzewnętrznionej, przeżywanej zwłaszcza we wspólnocie, a obiektywne zapotrzebowanie, które może nie jest uświadomione, ale sygnalizuje, że trzeba im pomóc, aby ich wprowadzić głębiej właśnie w modlitwę osobistą i osobową. Otóż sądzę, że przejawem tych zapotrzebowań jest przede wszystkim jakaś cecha autentyzmu, wołania o autentyzm czyli o prawdę, a następnie radykalizm zwłaszcza u młodych – jednoznaczność, odwaga.
I właśnie zapotrzebowanie na książkę, na dobrą książkę religijną jest dziś tak powszechne, że jak w ostatnich miesiącach rozmawiam, czy to z tymi, którzy wydają, czy to z tymi, którzy sprzedają książki, mówią – wszystko idzie, wszystko co religijne, mimo kryzysu, mimo wysokich cen.
Zagadnienie ująłbym w 3 punktach. Mianowicie widzę i dostrzegam osobiście największe zapotrzebowanie, ale z punktu widzenia, nie tylko subiektywnego, ale i obiektywnego, na trzy kręgi publikacji. – Pierwsze to publikacje typu biblijnego, ale zwłaszcza, typu, wyprowadzenia w Biblię. Wprowadzenia oczywiście nie przemądrzałego, naukowego w sensie warsztatowym, a więc jakieś zimne czy nawet czasami naturalizujące spekulacje biblijne, ale wprowadzenia w Biblię pełne szacunku, pietyzmu, prawdy żywej i przeżywanej z wiarą. Idzie także zwłaszcza młodym o to, żeby te publikacje miały solidną podstawę wiedzy, ale na tym się nie zatrzymały. Ogromnej wagi jest ten klimat wiary. Idzie po prostu, jak ktoś powiedział – o gorący intelektualizm, coś co odkrywamy na nowo Ojców Kościoła, gdy podchodzi dc Biblii, krótko idzie o to, żeby te publikacje wprowadzały w Biblię jako źródło życia wewnętrznego i autentycznej modlitwy chrześcijańskiej. Takim typowym może przykładem dla zilustrowania tego byłaby właśnie publikacja chociażby Ojca Loski Tadeusza. Dwie małe książeczki, które oczywiście szybko zniknęły: jedna wydana w 1979 r. „Mówić chcę z Wszechmocnym”, a druga w tym roku „Bóg dla człowieka”. Małe niepozorne książeczki, ale co jest w nich istotne, z czym się zetknąłem już nie tylko u ludzi, którzy prosili o protekcje, żeby jeszcze je zdobyć, ale którzy wyrazili swoje zadowolenie i prosili, żeby osobiście autorowi podziękować za nie.
W tych wprowadzeniach znajdują oni solidną wiedzę, oparcie o rzeczywiście to, co dziś biblistyka nam dostarczyć może, dać. Ale najważniejsze, że eksponują wybrane teksty, właśnie modlitewne z Bitni i tak je szeregują, że ukazują właśnie historię zbawienia w formie modlitewnej przez teksty biblijne podane do medytacji. Właśnie do medytacji biblijnej. A wiemy, że historia zbawienia, to przecież historia miłości Boga do człowieka. Prawda człowieka przed Bogiem musi być pokorna i modlitewna. I właśnie historię zbawienia rozważamy, wchodzimy w nią nie teoretyzując, ale naprawdę nawiązując kontakt. A więc tu bym widział jeden krąg zapotrzebowań, jeden typ publikacji, takich palących powiedzmy zapotrzebowań.
Drugi typ to publikacje z dziedziny teologii liturgii, albo raczej duchowości liturgicznej. Chodzi o wprowadzenie w życie zwłaszcza eucharystyczne, w Mszę świętą. Podobnie jak w poprzednim dziale też idzie nie tyle o studia typu naukowego, czy też tylko historycznego, ale nade wszystko o takie, które prowadziłyby ku duchowości liturgicznej i życiu wewnętrznemu, które grawituje wokół liturgii, zwłaszcza Eucharystii. Bo liturgia jest przecież szkołą modlitwy autentycznie chrześcijańskiej i przede wszystkim dlatego, że uczy najpierw słuchać Boga, a później dopiero mówić do Niego mądrzej, bardziej zgodnie z Jego odwiecznym zamysłem. Wymieniłbym tu takie zjawisko jak typowe, o którym sygnalizował w 1975 roku w Krakowie na sympozjum, prof. Baltazar Fischer z Trewiru. Wprawdzie, jego relacje odnosiły się do krajów zachodnich, ale to samo obserwuję osobiście, właśnie w kontaktach wieloletnich z młodzieżą. Otóż profesor ten mówił, że już wtedy u studentów obserwował wielkie zapotrzebowanie na powrót do tradycji, że chętnie słuchają nawet wprowadzeń historycznych do liturgii, o ile one pomagają im wejść w duchowość liturgiczną dziś. A więc zwrot od tego buntu jaki był przedtem w czasach tuż posoborowych przeciwko tradycji, przeciwko studiom historycznym. Wszystko to się jakoś odwraca. Poszukuje się bowiem i w tych studiach historycznych podniety i pomoce do wejścia w duchowość liturgiczną. Zresztą, wystarczy także wspomnieć choćby książkę wydaną w „Znaku” dwukrotnie w 1973 i 1982, „Bezimienni mówią o modlitwie”. Kto przeanalizował właśnie te wypowiedzi ankietowe naszych rodaków z różnych środowisk i o różnym poziomie, to przekona się bez przerwy prawie powraca Eucharystia odkrywana niejako intuicyjnie, jako źródło modlitwy, szczyt modlitwy chrześcijańskiej. Ileż razy spotykamy tam okrzyki, czy jakieś powiedzmy sobie wyznania, tych odkryć, a z drugiej strony pragnienie, żeby znaleźć jeszcze wprowadzenie dalsze i głębsze pogłębienie.
I wreszcie trzeci typ publikacji, które wydaje mi się, że są najbardziej dzisiaj na czasie i są potrzebne zarówno w tym zapotrzebowaniu subiektywnym, jak i obiektywnym. Są to publikacje typu świadectwa życia wewnętrznego w żywym człowieku. A więc doświadczenia osobistego życia wewnętrznego utrwalone na piśmie w książce. Dlatego tak bardzo szybko znikają wszelkie dzienniki duchowe pisane, czy pamiętniki, czy właśnie tego typu książki. Jak choćby, ostatnio wydana przez Ojców Karmelitów „Miłość nie zna miary” Ireny Dziewałtowskiej-Gintow czy inne. To jest jeden powiedziałbym kierunek w tym kręgu trzecim. Pisane świadectwo osobiste, doświadczenia życia wewnętrznego i modlitwy. Dostrzegam jeszcze drugi kierunek w tym samym zakresie, który wychodzi poza ściśle zakreślony temat. Mianowicie to już nie dotyczy publikacji ani świadectwa życia wewnętrznego i modlitwy w żywym człowieku. Z tym się najbardziej, może osobiście stykam od lat, po prostu głód ojców duchownych z prawdziwego zdarzenia. Ludzi głębokiej modlitwy i zażyłości z Bogiem, ludzi żyjących rzeczywiście Bogiem na każdy dzień. Przypominam sobie taką ankietę kiedyś zrobioną w Lublinie w czasie rekolekcji. Ktoś z uczestników na kartce prosił i błagał: „niech nam ksiądz mówi o Bogu, niech ksiądz nauczy nas kochać Boga. Ksiądz Go przecież zna i miłuje”. Młodzi mówią wprost, że gotowi całą Polskę przemierzyć „od Bałtyku po gór szczyty”, byle znaleźć ojca duchownego, poświęcą czas, znajdą pieniądze, tylko żeby był. Kiedyś pewna studentka mówi: „Szukam spowiednika, rozglądam się i patrzę, żeby to był człowiek, który naprawdę kocha Boga”. O to mi tylko idzie. Świadectwo żywego człowieka, a zwłaszcza takiego, który byłby autorytetem w tych sprawach. I ciekawe, wydawałoby się, że jest właśnie jakiś prąd przeciw autorytetowi. Osobiście stwierdzam odwrotnie. Poszukiwanie autorytetu w dziedzinie modlitwy i życia wewnętrznego, zwłaszcza typu przewodnika duchowego, czyli krótko ojca duchownego. Jeszcze raz chciałbym podkreślić istnienie pewnych braków. Młodzi skarżą się, że nie mogą znaleźć, a to jest jednak wyrazem głodu i dobrze, że ten głód jest, no i wskazuje na zapotrzebowanie na takich mistrzów duchowości i to zarówno w publikacjach jak i w żywym człowieku.
Dziękuję, to na razie.
O. Dominik Wider OCD:
Dziękuję Ojcu. Chciałbym tylko dorzucić, że to ujęcie pod kątem Eucharystii, cała ta pobożność, czy modlitwa ześrodkowana na przeżywaniu Eucharystii ma także swój wyraz u świętej Teresy od Jezusa. Wszystkie jej łaski – nadzwyczajne, modlitwy miały miejsce bezpośrednie po Komunii świętej. W rezultacie tą głębszą modlitwą, najgłębszym, przeżywaniem była właśnie Eucharystia i Komunia święta.
Jeśli chodzi, o głód książki, on rzeczywiście istnieje, tak samo jak zapotrzebowanie na kierowników. Jakże często, i to Ojciec dobrze podkreślił, słyszy się słowa od świeckich, także od osób zakonnych, że pod tym względem jest pustynia: W Krakowie np. 80 kościołów, ale trudno znaleźć kierownika duchownego. Spodziewam się, że na ten temat powie nam szerzej O. Salezy.
O. Salezy Kafel OFMCap:
Zapotrzebowanie w zakonach na modlitwę, spowiedników, kierowników duchowych i rekolekcjonistów.
Ja jestem o tyle w dobrym położeniu, że wszyscy tutaj obecni będący w zakonie, mają jakie takie pojęcie, albo doświadczenia, albo z przemyśleń czy obserwacji, na temat zapotrzebowania w klasztorach, w zakonach na modlitwę, czy na tych ojców duchownych, kierowników, rekolekcjonistów. Ja też mam jakieś pojęcie i trzeba byłoby się nim podzielić, ale wydaje mi się, że łatwiej było mi dotrzeć, przynajmniej do fragmentów, jak to jest naprawdę przez taki mały mini sondaż. Zrobiłem taką mini-ankietę, między innymi z pytaniami tego typu:
– czy mam wystarczającą ilość czasu na modlitwę?
– jakie rodzaje modlitwy odprawiam?
– jakie braki widzę w mojej modlitwie?
– co rozumiem przez kontemplację?
– jakie pragnienia nurtują mnie w związku z moją modlitwą?
To była jedna grupa pytań. Druga zawierała uwagi pod adresem spowiedników, kierowników duchownych, bo wbrew pozorom to się bardzo łączy. Sprawa modlitwy ze spowiednikami, przynajmniej tak wynika z danych ankiety, jest nieomal jak sprzężenie zwrotne. W swojej złośliwości zapytałem się jeszcze, co by na ten temat mogły napisać osoby zakonne z tak zwanych małych placówek, no i dowolne wypowiedzi 21 domów, raczej dużych, formacyjnych, prowincjalnych, generalnych. Wiek wstąpienia do zakonu, data wstąpienia od 1925-1981, więc przekrój jest dosyć duży. W sumie jest około 70 odpowiedzi. To wydaje mi się chyba jest bardziej prawdopodobne o ile chodzi o odzwierciedlenie stanu rzeczywistego niż by były moje osobiste uwagi. Wnioski, ogólne wnioski, czy ogólny wynik jest, raczej mocno minorowy, przynajmniej ja tak to odczytałem, czy przykry, jeżeli chodzi o sprawę sytuacji modlitewnej, i o realność modlitwy kontemplacyjnej.
Jeszcze jedno: chciałem poza tym przekazać, uważam, że warto. Z męskich 11 klasztorów, z 6 nikt nie dał żadnej odpowiedzi. Z innych dwóch domów po jednej odpowiedzi, a z trzech pozostałych chyba w sumie było 21 respondentów. Z klasztorów żeńskich, jeden klauzurowy nie dał nic, drugi dał 8 odpowiedzi: Z czynnych żeńskich – nie wiedziałem, że będzie tutaj sama płeć męska – dlatego, sięgnąłem także, do sióstr, 1 klasztor – dom generalny, jest chyba 60 sióstr – nic nie dał, a przełożona powiedziała: „U nas nie ma kto pisać. Starsze pióra nie utrzymują, a młodsze są niedoświadczone”. Pozostałe 7 domów dały przynajmniej 3 ankiety lub więcej z poszczególnych domów. Mnie się wydaje, że to coś mówi, nie wiem, czy ja tam bym ankietę wypełnił, gdybym dostał taką, ale dosyć to osobiście przykro odebrałem, bo chciałem coś rzeczywiście najbliższego realizmu przekazać.
Jak więc we wnioskach ogólnych przedstawiają się odpowiedzi, szczególnie jeżeli chodzi o sprawę tych ojców duchownych. Tylko niektóre osoby poza zwyczajnym spowiednikiem mają kierowników duchowych i znamienne, ich brak usiłują nadrobić lekturą. Jeżeli chodzi o spowiedników w zakonach żeńskich to właściwie nie ma większego problemu, sprawa przedstawia się pozytywnie, bo jest wystarczająca ilość i nawet jakość, zwłaszcza w dużych miastach, bo można tu czy tam podejść. Natomiast padło cały szereg, moim zdaniem, trafnych uwag na temat współpracy spowiedników z poszczególnymi osobami, czy nawet całymi klasztorami. Spostrzeżenia są z zasady pozytywne, chociaż nie brak rażąco, a nawet gorsząco negatywnych. Na małych placówkach sytuacja jest bardzo ciężka, zarówno jak by chodziło o spowiedników, jak i sprawę modlitwy. Jak jest w zakonach męskich, to przełożeni prowincjalni powinni wiedzieć albo sobie wyobrazić, tak mi się wydaje i dlatego tutaj nic nie mówię.
Bardzo uważam trafne i podnoszące na duchu były uwagi na temat rekolekcjonistów. Oczywiście było moc sugestii, życzeń, próśb, czasami nawet niesłusznych, ale w sumie tych prawie 70 osób z aprobatą i uznaniem, wdzięcznością wyraziło się o nich. Wprawdzie jedna zakonnica klauzurowa powiedziała, niech mówią, jak mówią, bo rekolekcje nie zależą od rekolekcjonisty tylko od Pana Boga i odprawiającej rekolekcje. Dosyć chyba trafnie stwierdzone.
Z wniosków ogólnych biorę te na temat spowiedników, inne ściśle wiążą się z nimi. W większości bowiem wypadków dominowało jedno pragnienie zarówno przy spowiedzi, jak i przy rekolekcjach. Dużo padło próśb o to, by uczyć czy nauczyć się modlić a zwłaszcza uczyć, czy nauczyć się wiązać modlitwę z życiem. Jeżeli chodziłoby o sprawę modlitwy, zapotrzebowania na modlitwę, mam tutaj wypisane dosłownie pewne teksty: – na pierwsze pytanie: czy mam wystarczającą ilość czasu na modlitwę? Nie będę cytował wszystkich, ale w zasadzie poza nowicjuszami, poza tymi, którzy wstąpili w ostatnich latach, w większości wypadków, są wypowiedzi tego typu: Z trudem mogę zdobyć czas na to minimum, modlitwy obowiązkowej, choć pragnienia duszy są o wiele większe. Z tym, że gdy padały odpowiedzi „tak”, to dosyć ciekawa była interpretacja, mianowicie, jeżeli ksiądz, który w 1958 roku był święcony mówi, że ma wystarczającą ilość czasu na modlitwę i pisze, że co drugi dzień odprawia rozmyślania – ksiądz zakonny – no to nie bardzo widzę, jak on potrafi pogodzić pierwszą wypowiedź z tą następną. Albo jeśli kleryk, pisze, że codziennie odmawia dziesiątek różańca, a czasem cały różaniec. Więc być może, że te obiektywne zapotrzebowania czy zobowiązania do modlitwy nie odpowiadają subiektywnym dopasowaniom do obiektywnej rzeczywistości. Jest dużo wypowiedzi, w których wszyscy skarżą się, że absolutnie mają za mało czasu na modlitwę. Ale co jest niedobre z tego, co tu wysunąłem? Jeśli chodzi o brewiarz, Mszę świętą – z wyjątkiem paru osób – jeśli chodzi o Komunię świętą i czegoś tam jeszcze … obowiązkowych wspólnych modlitw – to właściwie nie uważają za modlitwę – jest odrobione, jest się na spotkaniu, żeby przełożony, przełożona nie mieli pretensji; jeżeli zaś chodzi o korzyść, o rozwój życia modlitwy, właściwie jest żadna. Zwłaszcza tam, gdzie jest brewiarz po łacinie. Co ci biedni klerycy popisali na ten temat? Ponoć był taki mądry generał w jednym zakonie, który zamienił brewiarz na jakąś tam ekwiwalentną czasowo inną modlitwę, bo doszedł do takiego wniosku, że na brewiarzu można się nie tylko oduczyć modlitwy, ale także stracić chęć do modlitwy. Oczywiście to są jakieś sprawy przepisów ogólnozakonnych, ale to chyba dosyć dużo mówi.
Z pytania: jakie braki widzę w mojej modlitwie? przede wszystkim podkreślano: przepracowanie, brak skupienia, brak siły, formalizm, Równocześnie jednak, zaznaczono pragnienia nurtujące. To były bardzo piękne wypowiedzi, które świadczą, że gdyby dobrze, nawet administracyjnie ustawić zagadnienie, to wbrew temu, co ktoś powiedział, że dusza polska nie jest duszą kontemplacyjną, chyba byłoby warto, jeżeli jest możliwość jakiegoś administracyjnego przemeblowania i ustawienia modlitwy. Wypowiedzi są bardzo pocieszające, nawet te, które są wyrażone w formie, negatywnej, nawet takie stwierdzenia jak: „za mało tęsknię za modlitwą i chciałbym chętnie, czy chciałabym chętnie do niej spieszyć”. Wydaje mi się, że jest to prawie wypowiedź na wagę złota.
Czego chcą jeszcze w czasie modlitwy, i to jest znamienne, to spokoju, ciszy, skupienia w kaplicach, kościołach klasztornych. Ktoś powiedział, że nie chce sam być przed tabernakulum, bo go to denerwuje. Jeden eksprowincjał nalegał mocno, by można było umożliwić tymże, ludziom w zakonie, przynajmniej kwadrans modlitwy przed Najświętszym Sakramentem. Chodzi zwłaszcza o formację młodych, pragnienie posiadania trochę czasu na modlitwę osobistą, sam na sam z Panem poza obowiązkową adoracją.
Jeszcze jedno zdanie powiem, bo czas prawdopodobnie się kończy. Jakie były wnioski – jakie uwagi – dowolne wypowiedzi? Przeczytam tylko męskie: „Pragnę, by wyciągnięto z tej ankiety odpowiednie wnioski i podjęto decyzje w oparciu o ten sondaż. W moim odczuciu zapotrzebowanie na modlitwę jest ogromne, bo modlitwa osób zakonnych jest konieczna dla dzisiejszego świata, dla ludzkości. Za mało się o niej mówi nawet na ambonie, dlaczego polityka zajmuje jej miejsce? Sądzę, że ta ankieta jest potrzebna i może dobrze byłoby zrobić ją i pod innym tematem, Np. jak Ewangelia uczy mnie modlitwy i Listy Apostolskie, i ewentualnie na większą skalę”.
Zdaję sobie sprawę, że przekazałem jedynie okaleczone fragmenty. Niemniej, gdy się przeczytało te 70 wypowiedzi, to powstaje z jednej strony przykry wniosek, że nie ma warunków do modlitwy i praktycznie biorąc jakoś w pewnym sensie leży ta modlitwa, ale z drugiej strony jakiś optymizm, bo ci ludzie chcą się modlić. – Zakonnica klauzurowa pisze, że 5 godzin tej oficjalnej modlitwy jakie mają, jej nie wystarcza. Wszyscy inni praktycznie biorąc, poza tymi dwoma wypadkami, skarżą się, że nie mają czasu, bo pochłonęła ich herezja pracy albo lenistwo. Wydaje mi się, że tego typu wypowiedzi – negatywne i pozytywne – powinny zwłaszcza przełożonych wyższych i zmobilizować, i pocieszyć, zmartwić i zmobilizować do przemyślenia sprawy, bo ktoś świetnie napisał – „ta ankieta była dobra, bo myśląc, modląc się, wiem, że za kilka, dni, za jakiś czas wrócę do tego samego”. To ja bym tyle miał w tej chwili na ten temat do powiedzenia.
O. Dominik Wider OCD:
Dziękuję! Zdajemy sobie sprawę, że jest to jakoś bardzo wycinkowe, ale chyba wystarczająco ukazane, dla nas wszystkich, którzy pracujemy przecież w duszpasterstwie, albo też nim kierujemy i mamy pełną świadomość, jak wygląda to zapotrzebowanie. To była sprawa przypomnienia i pewnego przynaglenia. Przypomnieliśmy sobie, że istnieje olbrzymie zapotrzebowanie na modlitwę tak ludzi świeckich, jak i osób zakonnych; olbrzymie zapotrzebowanie, które jest na spowiedników, kierowników duchownych. Ludzie oczekują autentycznego kontaktu z Bogiem, szukają tej żywej modlitwy. Chcą się jej nauczyć, nawet ci, którzy pozornie się w niej zaniedbali. Chciałbym jeszcze jako dopowiedzenie, czy podsumowanie coś dorzucić do tego, co Ojciec Salezy powiedział. Wiecie dobrze, że w zakonach żeńskich jest olbrzymi ciąg do modlitwy. W czasie rekolekcji jestem nie tylko zbudowany, ale i zaskoczony. Jak one potrafią, przez prawie 16 godzin na dobę trwać na kolanach, czy na modlitwie. W zakonach męskich niestety te sprawy różnie wyglądają. To już inny problem. Zapotrzebowanie mimo wszystko jednak istnieje i teraz trzeba by iść w jakiś sposób po tej linii tego zapotrzebowania.
Jeżeli chodzi o samych spowiedników, wiemy, że święta Teresa od Jezusa korzystała z każdej pomocy, z każdego światłego spowiednika. Niektórzy trochę żartobliwie mówią, że miała 70 kierowników duchownych. Może w rzeczywistości nie wszyscy byli kierownikami, Ale ona korzystała z pomocy każdego światłego kapłona i widziała konieczność, by siostry miały dostęp do tych światłych spowiedników. A skąd o tym wiedziała? Na początku swego życia wewnętrznego nacięła się na takich, którzy nie umieli jej pomóc, nie umieli rozstrzygnąć, co więcej, pomagali jej w tym życiu oziębłym. Widzimy jej zapotrzebowanie na takich rzeczywiście, jak Ojciec Mokrzycki mówił, pobożnych kierowników, dających świadectwo życia wewnętrznego i przynaglający do niego. Przypomnijmy sobie, że święta Teresa właściwie została przynaglona do życia modlitwy, podjęcia modlitwy wewnętrznej przez spowiednika i gdy zaniedbała na rok modlitwę, to nie kto inny tylko odpowiedni spowiednik zmusił ją do odprawiania godzinnej modlitwy. Jaka olbrzymia rola kierownictwa duchowego. Zarazem wiemy, że nawet zakonnice mają w tej chwili trudność w znalezieniu spowiedników, nie mówiąc kierowników duchownych.
Myślę, że ten pierwszy temat jest w jakiś sposób wyczerpany. Jakkolwiek, równocześnie jedynie zasygnalizowany. By go wyczerpać, trzeba by mówić nie pół godziny, tylko parę dni. Wiemy jednak o co chodzi i możemy spokojnie wobec tego zapotrzebowania na modlitwę, kontemplację przejść do sprecyzowania sobie, bo widzę konieczność tego, co rozumiemy przez kontemplację?
CO ROZUMIE SIĘ PRZEZ KONTEMPLACJĘ?
O. Dominik Wider OCD:
Ponieważ w tej dziedzinie nie wszystko jest jasne, zagadnienie zostanie omówione i przypomniane w następującym układzie:
1/ Nieporozumienia jakie spotykamy w tej dziedzinie.
2/ Kontemplacja leży w naturalnym zakresie łaski.
3/ Kiedy można mówić o kontemplacji?
Poprosiłbym bardzo Ojca Mokrzyckiego o wypowiedź na pierwszy temat.
Nieporozumienia odnośnie pojęcia kontemplacji.
O. Bronisław Mokrzycki SJ:
Na początku wypada wspomnieć, że w tej dziedzinie istnieje dość powszechna niewiedza, zwykła ignorancja powiedziałbym u ludzi, a także u duchownych. A następnie nieporozumienia i to nieporozumienia idące w dwóch kierunkach.
A więc nadaje się miano kontemplacji w sensie prawdziwym zjawiskom, które nie są jeszcze kontemplacją, albo jeżeli kontemplacją, to naturalną; właśnie taką powiedziałbym jedynie naturalną estetyzującą, czy też filozoficzną. Miesza się ją później z teologiczną ale jeszcze nie ściśle nadprzyrodzoną. Krótko: istnieje jakaś rozsiana świadomość pewnych elementów kontemplacji, ale nie jest ona sprecyzowana, albo nie jest właściwie określona i rozumiana. Za kontemplację uważa się często właśnie to, co nie jest istotne w kontemplacji. A więc, że są to jakieś zjawiska nadzwyczajne, jakaś łaska tylko dla wybranych, dla jakiejś garstki, wszyscy ludzie nie mają tu nic do powiedzenia, ani żadnych jakichś aspiracji. To są po prostu uprzywilejowani ludzie. Miesza się ją, czy utożsamia właśnie ze zjawiskami nadzwyczajnymi typu mistycznego. A więc z widzeniami, wizjami, objawieniami, czy słowami wewnętrznymi, ekstazami. Niektórzy uważają, że kontemplacja jest tylko dla zakonów kontemplacyjnych, jak sama nazwa ich wskazuje, a więc wszyscy inni mogą pozostać w spokoju i nie aspirować do niej i o niej nie myśleć. Jedna dziedzina niewiedzy i nieporozumień.
Druga sprawa bardziej bolesna, jaką osobiście zauważam, to jest lekceważenie, wyśmiewanie w ogóle pojęcia kontemplacji samej. Takie żartobliwe powiedzenia nieraz, zwłaszcza u duchownych i księży diecezjalnych, „a to kontemplatyk, a to mistyk”. Co ma znaczyć, że człowiek nie z tego świata i do niczego nieprzydatny. Mało tego, wrogość i podejrzliwość pod adresem tej dziedziny. Kontemplacja, życie kontemplacyjne, życie jakiejś modlitwy wyższej. Spotykałem się z takimi reakcjami księży, którzy ludziom młodym, mówiącym o powołaniu kontemplacyjnym i szukającym właśnie poparcia, pomocy, usłyszeli takie właśnie zarzuty i takie wypowiedzi: – „zmarnujesz sobie życie, tyle jest pracy dla Boga, a to wszystko bezużyteczne”, albo wręcz wyśmiewanie. Owszem, kiedyś zaskoczył mnie taki fakt. Młody człowiek, lekarka rozczytuje się dzień w dzień w dziełach świętego Jana od Krzyża. Rozmawia na ten temat z kapłanem – z księdzem diecezjalnym, a ten oburzony mówi jej żeby przyniosła, bo to trzeba spalić: „Te książki powinno się palić”. Po prostu nienawiść. Przerażona przyszła do mnie, co to ma znaczyć. A więc sprawa wyśmiewania i wrogości, a następnie odradzania, jeżeli ktoś sygnalizuje właśnie zapotrzebowanie na tego typu życie albo mówi już – broń Boże – o powołaniu kontemplacyjnym. To do wyjątków należy, żeby ksiądz diecezjalny poparł takie aspiracje. A bardzo często są właśnie fakty odmowy i sprzeciwów, właśnie takiej argumentacji, która bazuje na niewiedzy i nieporozumieniu. Kiedy przystępujemy do rozważania samej kontemplacji, chciałbym najpierw o tym tu wspomnieć. Chodzi o to, by widzieć, że trzeba uściśleń i następnie zobaczyć potrzebę doinformowania, może formowania postaw duchowych. To na razie.
O. Dominik Wider OCD:
Dziękuję bardzo. Może więc próba tego uściślenia, Ojcze Jacku.
Kontemplacja leży w normalnym zakresie łaski.
O. Jacek Salij OP:
Nie wiem, czy w ogóle na temat uściślenia, będę mówił. Proszę Ojców, kiedy próbuję uczyć modlitwy ludzi dorosłych, to się przekonuję, jak bardzo ograniczony jest ten nasz schemat, że człowiekowi łatwiej modlić się ustnie niż inaczej. Sądzę, że ten schemat odnosi się do ludzi, których modlitwy nauczono w dzieciństwie. Człowiekowi dorosłemu bardzo trudno się nauczyć, modlitwy ustnej i niekiedy daleko łatwiej jest wtajemniczyć go w modlitwę cało-osobową. Powiedzmy na przykład, jeżeli kogoś przygotowuję do Chrztu, czy do Pierwszej Komunii świętej, bardzo prosi mnie o to, ażeby nauczyć go modlitwy. Zupełnie nie umie się modlić, ani formułami gotowymi, ani swoimi, słowami własnymi. Wówczas próbuję go w ten sposób wtajemniczyć w modlitwę. Powiadam: uklęknij sobie, albo nawet stań czy usiądź przed obrazem Matki Najświętszej i zobacz Ona na ciebie patrzy. I zobacz jakie są te oczy, są to oczy groźne. Spróbuj się przerazić grozą tych oczu, bo one są groźne dla twoich grzechów, ale patrz dalej i zobacz, ile w tych oczach jest miłości, jak wiele te oczy chcą ci dodać otuchy, uwierz, że tam jest źródło jakiejś światłości rozświetlającej twoje życie… Ja nie będę tego dalej mówił, bo się popłaczę, dlatego że w końcu teraz opisuję. A jeżeli rozmawiam z człowiekiem, to wtajemniczam. To jest zupełnie inna sytuacja mówiącego. Na tej samej zasadzie mówię komuś o próbie takiej jakiejś czynnej obecności przed Najświętszym Sakramentem, albo przed krzyżem Chrystusa, albo nawet w ogóle przed Bogiem, który jest wszechobecny. Bo wydaje mi się, że trudności z modlitwą ustną, jakie ma człowiek dorosły, wchodzący w wymiar wiary, one się wiążą po prostu z tym, że Pan Bóg jest osobą, ale nie jest osobą na wzór osoby ludzkiej. To jest ten, który jest, wszechobecny. Więcej, to jest ten, który jest transcendentny wobec wszelkiej przestrzeni i czasu. To jest ten, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. I tutaj jest tajemnica, dlaczego rozmawia się z Panem Bogiem inaczej niż słowami. Dlaczego nasza rozmowa słowami, jest, zaledwie jakimś początkiem. I gdzieś tutaj właśnie w tajemnicy prawdy o Bogu, że On jest wszechogarniający i transcendentny, wiąże się także konieczność rozwijania tej podstawowej definicji modlitwy, że jest ona dialogiem, bo jest to definicja, która w sposób konieczny prowadzi do kontemplacji. Tu nie tylko o to odkrycie chodzi, że jeżeli dialog prawdziwy, to należy więcej słuchać niż mówić. To jest oczywiste, że prawdziwa modlitwa to jest wyostrzenie swoich uszu duchowych. Ale to jest także odkrywanie, że ten dialog się dokonuje całą osobą, to znaczy całą osobą mówić, całą osobą starać się słuchać. I po prostu jest rzeczą oczywistą – nie da się wyobrazić, żeby modlitwa się nie kończyła kontemplacją. My nie musimy tego tak nazywać. Chodzi o to, zęby modlitwa po prostu była próbą mówienia i słuchania całoosobowego. Jak czytałem teraz dla przygotowania się do dzisiejszego wystąpienia wyrywkowo rzecz jasna Teresę, to ona rozumiała to w sposób zupełnie genialny, co to znaczy słuchać. Np. w ramach słuchania Pana Boga, chodzi nie tylko o to, żeby usłyszeć tę obecność Bożej Opatrzności w każdym momencie mojego życia, ale także chodzi o ten moment jakiegoś wyczyszczenia siebie, moment tego umierania dla siebie, który u świętej Teresy pojawia się w stopniu naprawdę genialnym. Powiedzmy np. święta Teresa odkryła modlitwę przeciwko samemu sobie. Jak rzadko się modlimy przeciwko samemu sobie i w związku z tym dlatego tak mało jesteśmy zdolni do kontemplacji.
Święta Teresa np. naigrawa się gdzieś z ludzi, którzy proszą o pokorę Pana Boga, a Pan Bóg ześle jakieś takie maciupeńkie upokorzenia, to natychmiast gniew, oburzenie i nie wiadomo co. Modlitwa o pokorę to jest modlitwa przeciwko samemu sobie. Jeżeli to jest modlitwa prawdziwa, to rzecz jasna, ona człowieka przygotowuje do kontemplacji. Tak samo u świętej Teresy pojawia się genialny zupełnie schemat stosunku do bliźnich. Jest to schemat oparty na nieustannym napięciu, na głębokiej potrzebie ucieczki od ludzi, a zarazem głębokiej potrzebie wychodzenia ku ludziom. I w tym napięciu dokonuje, się wielka praca duchowa, bo to jest ucieczka od ludzi w sensie ucieczki przed kontaktem pustym, przed kontaktem watą zapełniającą moje wnętrze byle czym a zarazem, jeżeli jestem – trudno powiedzieć o świętej Teresie tak, ale trudno sądzę komuś z nas powiedzieć: przepełniony Panem Bogiem. Jeżeli mam w sobie tę tęsknotę przepełnienia Panem Bogiem, to natychmiast jest przepełnienie tym, który jest wszechobecny. W związku z tym ono musi się przejawiać jakimś żarem apostolskim. U świętej Teresy tego jest strasznie dużo. Tam będzie powtarzający się motyw odpowiedzialności za bliźnich. Na przykład ratowanie zagrożonych potępieniem wiecznym, jakiś żar apostolski.
Ja cały czas próbuję rozwijać tę definicję modlitwy jako dialogu, z Bogiem. Zupełnie genialne formuły, że ciało nasze jest obciążeniem duszy, że nam utrudnia drogę do Boga. Te formuły, które dzisiaj przez różnych mędrców z tego świata zostały wyśmiane jako platonizujące, a u świętej Teresy one są całe przesycone duchowością zmartwychwstania, to znaczy to ciało, które naprawdę straszliwie obciąża duszę w jej wzlocie ku Bogu, to jest ciało nieprzemienione. Im bardziej łaska Chrystusa ogarnia całego człowieka tym bardziej przestaje być tym ciężarem utrudniającym wzlot ku Bogu. Krótko mówiąc, być może jest coś nieszczęsnego w tym, że my rozróżniamy modlitwę i kontemplację. Być może trzeba mówić tylko o modlitwie, ale mówić właśnie w taki sposób w jaki np. święta Teresa mówi. Być może jest coś niedobrego w tym, że mówimy o tej potrzebie bierności. To są niezwykle prawdziwe ujęcia, ale zarazem ludzie mogą je zrozumieć kompletnie opacznie, bo przypuszczam, że to, co mówiłem na temat tego umierania dla siebie, tego otwierania się dla Boga w dialogu człowieka z Bogiem – myślę, że Ojcowie nie zaprzeczą – że to jednak, jest jakieś rozwijanie tego motywu bierności, tego, że w naszych relacjach z Panem Bogiem jednak Pan Bóg jest tym, który prowadzi, który jest czynny, człowiek jest tym, który jedynie odpowiada.
O. Dominik Wider OCD:
Dziękuję. Ojciec przedstawił tak od strony praktycznej, nawet unikając słowa kontemplacja, którego dzisiaj wszyscy chcą uniknąć. Z tym się spotykam zresztą często, po co mówić kontemplacja, po co nazywać to kontemplacją? Nie musimy tego robić. Możemy nazywać modlitwą żywą. Możemy nazywać żywym kontaktem z Bogiem. Możemy nazywać życiem wiary. To jest obojętne. Ojciec ustawił problem od strony praktycznej, chciałbym to tak trochę ustawić, może sprecyzować bardziej pod kątem tego, co Ojciec Mokrzycki wysunął. Te nieporozumienia odnośnie samych pojęć kontemplacji. Ojciec tu dał przykłady takie, bardzo proste. O co chodzi? Ojciec mówi tak, że spotyka się z kimś starszym, który się nawraca i ma potrzebę głębszej modlitwy, tej żywej modlitwy i jak to wprowadzić w życie i jak tu się głębiej modlić. I równocześnie mówi też, że święta Teresa mistyczka, kontemplatyczka przeżywa swoje wzloty i swoją miłość ku Panu Bogu, to obcowanie z Bogiem. Czyli tym samym ustawia, że modlitwa i kontemplacja jest dla wszystkich. To jedna tajemnica modlitwy. Do tego jeszcze wrócimy. Jedna tajemnica modlitwy wyrażona w dwóch siewach. Modlitwa i kontemplacja jest dla wszystkich i dla tych, którzy się dopiero nawracają i dla tych którzy prowadzą już głębokie życie wewnętrzne. Dlaczego? Bo kontemplacja leży w normalnym zakresie łaski. To wiemy wszyscy Lagrange w swoich dziełach bardzo mocno podkreśla, a święta Teresa od Jezusa czyni to samo. Istnieje jedna tajemnica modlitwy. I kontemplacja jest dla wszystkich, nie tylko dla niektórych, dla wybranych. To jest tylko sprawa umiejętnego przedstawienia tej prawdy. Może rzeczywiście, trzeba to przedstawić językiem mniej teologicznym, a takim językiem jak przedstawia właśnie Ojciec Jacek. Ukazywanie nie w teorii tylko w praktyce jak to może wyglądać. Jeśli chodzi o samo określenie modlitwy to rzeczywiście mamy najdoskonalej u świętej Teresy, która mówi, że jest to przyjazne obcowanie i wciąż powtarzana rozmowa z tym, który wiem, że mnie kocha. Przyjazne obcowanie jako modlitwa, akty modlitwy, a wciąż powtarzana rozmowa z nim jako życie modlitwy, modlitwa w ciągu dnia. I przeżywanie tego żywego kontaktu z tym, który mnie tak bardzo kocha.
Mamy więc w tej chwili tę modlitwę, kontemplację, jako coś zwyczajnego. Modlitwa i kontemplacja jest bardzo prosta, to tylko my komplikujemy sprawę, my ją udziwniamy w swoich myślach, w świadomości, czy idąc po linii myślenia ludzi. To jest coś prostego, bardzo zwyczajnego. By tylko umieć wejść w tę zwyczajność. Niemniej musimy sobie chyba jeszcze, zanim przejdziemy do samej świętej Teresy i jej aktualności, sprecyzować kiedy można mówić o kontemplacji. Tu proszę Ojca Salezego o wypowiedź.
Kiedy możemy mówić o kontemplacji?
O. Salezy Kafel OFMCap:
Bardzo to mądrze jest wszystko powiedziane do tej pory. Na czym polega modlitwa kontemplacyjna w ścisłym tego słowa znaczeniu? Niestety, z własnego doświadczenia nie jestem w stanie tego przekazać. Dlatego trzeba było szukać „pomocy u rodaków”. Świętej Teresy nie chcę ruszać, bo nie chcę wejść w konflikt z Ojcem Dominikiem, żeby się ignorancją nie skompromitować. Dlatego sięgnąłem po świętego Franciszka Salezego, bo tak jakoś wypadało, po świętego Tomasza z Akwinu – tak bardziej wypadało. Natomiast przygotowując do druku Antologię własnych źródeł franciszkańskich natknąłem się na autora z XIII wieku – franciszkaninie Dawida z Augsburga, który dużo mi pomógł w rozumieniu tej istoty kontemplacji. I tym wszystkim chciałbym się, podzielić w skrócie. Święty Franciszek Salezy w „Filotei” pisze o rozmyślaniu, które jest czynnością umysłu, wyobraźni, uczucia, woli itd. Chodzi o modlitwę uczuciową, na zasadzie rozwoju organicznego. I tu jest niby na marginesie, ale dosyć ważna myśl, apel do Księdza Prowincjała Pallotynów. Oni kiedyś propagowali w odpisie powielanym ascezę organiczną. Nie wiem, czy do tego nie warto byłoby wrócić? O ile pamiętam, przed laty, chyba było w tym ujęciu – ja nie wiem czyje, to jest. Tam jest to, co mówił Ojciec Jacek i to, co ja bym usiłował powiedzieć, w oparciu o te autorytety. Stwierdzają oni, że modlitwa kontemplacyjna jest to wyższy akt rozumu ludzkiego niż zwykłe rozumowanie. Jakieś proste wpatrywanie się w Boga, to jest jakieś wpatrywanie się, które rodzi poznanie i radość poznania, nie jako poznania, tylko poznania Boga.
I tu jest potrzebny cały wysiłek umysłu i serca, by wyłączyć się od tego, co jest na zewnątrz. Ale jak święty Tomasz mówi, żeby prawdę Boga i prawdę o Bogu poznać to nie wystarczy ta naturalna chęć poznania jaką mają filozofowie. Ona musi być połączona z miłością. Właściwie z miłości wypływa i do większego umiłowania prowadzi ten akt modlitwy kontemplacyjnej. Mianowicie w jakimś sensie ja tak to zrozumiałem.
Święty Tomasz mówi, że można rozważać Boga na tak zwanych trzech ruchach duchowych de motu recto, obliquo, circulario – o ruchu prostym, ukośnym czyli spiralnym i kolistym. Kontemplacja w ruchu, prostym wznosi się ku Bogu, wychodząc od faktu zmysłowego przypowieści o synu marnotrawnym ku zachwycającemu widzeniu miłosierdzia Bożego. Jest chyba dobrze ukazany ten przeskok od jakiegoś szczegółu do istotnej cechy Bożej samej w sobie. Gdy chodzi o ruch spiralny przez tajemnicę zbawienia np. jego męki wznosi się człowiek ku myślom o życiu wiecznym, a kolista kontemplacja to jest nieskończonej dobroci Boga, promieniującej na wszystkie rzeczy. Dusza kontempluje Boga w nim samym w półmroku wiary miłującej. Dusza unosi się tu ponad mnogość wyobraźni zmysłowych i pojęciowych. I dalej Dawid z Augsburga powie tak, że skupiając się wewnętrznie nie potrzebuje rozumowania, tylko zażywa spokoju dającego radość z widzenia Boga. Nie wiem na ile będzie słuszne podsumowanie tego, co powiedziałem do tej pory. Kontemplacja nabyta to jest ta, którą człowiek własnym wysiłkiem, mając wiele czasu, jest w stanie osiągnąć. I tutaj zrobiłem sobie takie porównanie: rozmyślanie to coś jak malowanie obrazów, nakręcanie filmu. Natomiast wejście Boga w ten grunt przygotowany, w człowieka uspokojonego i wyłączonego ze swoją łaską, trudno mi tu powiedzieć jaką – czy to jest taka zwyczajna, jak Ojciec Dominik powiedział, chociażbym miał pewnego rodzaju wątpliwości – wejście w ten rozwijający się organizm życia wewnętrznego człowieka i w ten czas, to co się dzieje przy tej kontemplacji biernej czy nabytej – to jest oglądanie tego filmu, oglądanie tego obrazu. Jeżeli młodzież potrafi w akademikach tak wyłączyć się od otaczającego ją gwaru jak przygotowuje się do egzaminów, że nie słyszy co się dzieje; tak się potrafi skoncentrować na przedmiocie egzaminu, to chyba jest też możliwa na płaszczyźnie sił naturalnych taka koncentracja na sprawach Bożych. Natomiast to działanie Boże, które przychodzi, niejako od zewnątrz na nasze wnętrze jest już innym zagadnieniem. I teraz jak przedstawia się sprawa bierności – ja mam mocne wątpliwości i tu cały szereg pytajników. Jeżeli nakręcając film myślę, rozmyślając, wykonując różne akty, mój umysł jest czynny, to czy przy działaniu Boga mój umysł może być bierny? Czy to nie jest jeszcze jakoś bardziej wzmożona działalność umysłu tylko na innych przesłankach. Zamyśleć się tak, jak ktoś powiedział, zęby przestać myśleć o własnym wysiłku, ale z drugiej strony kontemplacja to tak się utożsamić, przejąć, jak się ogląda teatr czy jakiś film, że człowiek może się popłakać, może się zachwycić czy oburzyć tym, co widzi, bo staje się jednym z uczestników przedstawienia. Tu byłby problem typu „utożsamiania” z tą rzeczywistością Bożą, tego zjednoczenia. I teraz – już ostatnie: jak to jest z tą kontemplacją, bo tu padło słowo „akt” kontemplacji i jest mowa o stanach kontemplacji. Tutaj posłużyłem się, idąc tutiorystyczną drogą, mianowicie, nauką Kościoła zawartą u Innocentego XI w bulli „Coelestis Pater” z 1687 r. Ale wydaje mi się, że ona jest aktualna. W związku z kwietyzmem zostało sprecyzowane, jak wygląda nauka katolicka. Może nie będę powtarzał wszystkich błędów niewiarygodnych Molinosa, Jedynie te nas interesujące, mianowicie:
1/ Molinos mówi tak: jedna jest tylko droga, droga wewnętrzna kontemplacji biernej, którą można nabyć własnymi siłami, przy pomocy zwyczajnej łaski przez zaprzestanie wszelkiej czynności. Trzeba natychmiast na nią wejść przy pomocy zwyczajnej łaski przez zaprzestanie wszelkiej czynności. Nauka katolicka: Jest to stan bierny, w którym Bóg działa przez nas swoją łaską. Normalnie jednak dochodzi się do tego stanu dopiero po długotrwałym ćwiczeniu się w cnotach i rozmyślaniu.
2/ Chodzi o sam akt. Molinos twierdzi, że akt kontemplacji, może trwać całe lata, a nawet przez całe życie, nawet w czasie snu i nie musi być ponawiany. Nauka Papieża – czy katolicka: Akt kontemplacji trwa zazwyczaj krótko, mimo że stan duszy, który z niego wynika, może trwać kilka dni.
3/ Ponieważ kontemplacja jest ciągła, według Molinosa, dyspensuje ona, od wszystkich wyraźnych aktów cnót, które dobre są tylko dla początkujących, akty cnót teologicznych, akty umartwienia, czy nawet sama spowiedź. Prawda jest taka, że kontemplacja jest złączona z aktem miłowania Boga. Zawiera w sobie w najwyższym stopniu akty wszystkich cnót chrześcijańskich, ale nie dyspensuje od pełnienia poza czasem kontemplacji wyraźnych aktów tych cnót.
Tyle zostało na ten temat powiedziane. Oczywiście problem jest o wiele szerszy.
Cały czas męczy mnie jedna rzecz jako dopowiedzenie. Ojciec Piotr Rostworowski tak się patrzy na mnie, nie wiem ile ja tu błędów powiedziałem, ale nie o to mi chodzi. Chodzi mi o co innego. Ja z Ojcem Piotrem – siedem lat temu rozmawiając na Bielanach – usłyszałem takie zdanie i tym chciałbym zakończyć tę wypowiedź. Kiedyś klasztory były ośrodkami i mistrzami życia wewnętrznego dla całego otoczenia. Byli to kiedyś specjaliści w tej dziedzinie, a dzisiaj w klasztorach mamy dużo specjalistów od socjologii i psychologii.
O. Dominik Wider OCD:
Dziękuję. Myślę, że potrzeba i tych specjalistów. Nie będzie to wcale przeszkadzało, żeby kontemplacja na nowo zakwitnąć mogła we wszystkich klasztorach.
Chciałbym tylko jeszcze nawiązać do tego uściślenia, różnicy między modlitwą i kontemplacją. Może u świętej Teresy wyjdzie nam to o wiele lepiej. Mówiliśmy na ten temat ze sobą przed wejściem tutaj na salę. Chcę jeszcze raz podkreślić, że istnieje jedna tajemnica modlitwy oraz, że ona w całości jej rozwoju opiera się na zwyczajnej łasce. Dziś się nie mówi o łaskach zwyczajnych i nadzwyczajnych. Nie ma tego rozróżnienia niema tego pojęcia. Przecież łaska uświęcająca daje uczestnictwo w życiu Bożym, czego więcej nam potrzeba i prowadzi do pełnego zjednoczenia z Bogiem miłości w chwale wiecznej. Tam będzie ciągły stan kontemplacji i zjednoczenia z Bogiem. Tu na ziemi Pan Bóg tylko niektórym uprzednio użycza tego daru. Nie można tego nazwać łaską nadzwyczajną, bo każdy jest powołany do kontemplacji Boga w wieczności. Niektórzy rozpoczynają tę kontemplację tutaj. W rozmównicy, czekając na tę dyskusję, zaglądnąłem do książki O. Woronieckiego „Pełnia modlitwy” – chyba taki tytuł nosi jego książka, która wyszła w tym roku. On mówi, że różnica polega na tym, iż rozmyślanie jest rozumowym poznaniem przez rozumowanie, a kontemplacja poznaniem intuicyjnym – może to coś wnosi. Merton powie, że rozmyślanie jest szukaniem Boga, kontemplacja zaś odnalezieniem Go. A mi się wydaje, że jeszcze prościej pisze o tym święta Teresa. Odnalezienie Pana Boga, to otwarcie się na Niego, gotowość przyjęcia wszystkiego, co tylko On zechce dać. Jak jest już ta gotowość i pełnia jakby próżni we mnie, próżni w znaczeniu głodu Boga, wtedy Pan Bóg może ją sobą napełnić. Święta powie, że każdemu przygotowanemu Pan Bóg nie odmówi tej łaski. Wtedy Bóg bierze inicjatywę w swoje ręce. To nie jest bierność w ścisłym znaczeniu, raczej receptywność, czy ta gotowość człowieka. Gotowość na przyjęcie pełnego działania Boga.
AKTUALNOŚĆ PISM ŚWIĘTEJ TERESY Z AVILA
O. Dominik Wider OCD:
Po tych ustaleniach i stwierdzeniu, że jest olbrzymie zapotrzebowanie na modlitwę i kontemplację, po tym, niestety, bardzo skrótowym ujęciu samego pojęcia kontemplacji, ale tak jak wspomniałem w tym gronie można to tak ustawić, bo wszyscy przecież mamy jedną wiedzę teologiczną i ascetyczną dość dużą, chciałbym przejść już do aktualności pism świętej Teresy. Znów będzie to jakieś jedynie sygnalizujące ujęcie. Trudno byłoby omawiać całość. Niemniej święta Teresa, która jest mistrzynią życia wewnętrznego, w jakiś sposób może odpowiedzieć na to zapotrzebowanie. Równocześnie mogłaby nam, tak mi się wydaje i jestem przekonany, prosto, jasno ustalić i odpowiedzieć na pytanie co to jest ta modlitwa i kontemplacja. Tę część starałem się ująć trochę inaczej. Oczywiście to nie będzie podważenie dalszej dyskusji i Ojcowie, którzy biorą udział w tej dyskusji, mogą swoje zdanie wypowiedzieć, proszę o to, ale raczej widziałbym z ich strony zapytania w moim kierunku i postaram się pewne rzeczy wyjaśnić.
Proszę bardzo o te zapytania. Może Ojciec Mokrzycki zechce zabrać głos.
O. Bronisław Mokrzycki SJ:
Wydaje się, że pisma świętej Teresy są mało znane. Zastanawia mnie bardzo i dziwi, że Wielka święta Teresa, autorka tylu dzieł z dziedziny duchowości, żebyśmy to sobie uświadomili potrzebnej, poszukiwanej, Doktor Kościoła, a więc taki autorytet w Kościele, jednocześnie jako osoba bardzo radosna – tak mądra święta, w szerokich kołach społeczeństwa jest bardzo często mało znana i u osób duchownych też nieznana. Bywa także, że mylą ją z świętą Teresą od Dzieciątka Jezus.
Święta Teresa od Dzieciątka Jezus znana jest chyba wszędzie. Nawet w mojej wiosce rodzinnej – pamiętam jako młody chłopiec – wisiał w kościele obraz świętej Teresy. Spotyka się jej figury, obrazy prawie wszędzie. O świętej Teresie Wielkiej jednak, bardzo późno się dowiedziałem. Nie jest znana. Dlaczego? Tak, jak wspomniałem, przy zagadnieniu kontemplacji, tak i tu spotykałem się już nawet z wrogością w stosunku do niej poza tą właśnie niewiedzą, uprzedzeniem, nawet z pewnym wstrętem i wyśmiewaniem. Na przykład żona w stosunku do męża, który się rozczytywał w świętej Teresie Wielkiej – powiedziała mu: „rzuć to, spal”. Kompletny brak zrozumienia. Nieznana. Często nie wiem czy mam rację – spotyka się zarzut, że jej pisma są mało uporządkowane. Mówią nieraz pewne osoby, że wolą świętego Jana od Krzyża, bo u niego wszystko jest jakoś metodologicznie ułożone, usystematyzowane. U świętej Teresy język zbyt oblubieńczy, dziś ten język jest jakoś inaczej odbierany. XVI wiek, ta rycerskość, szacunek, wzniosłość, jakaś świętość, a dziś zmaterializowane ujęcie, wręcz profanowanie miłości, raczej akcent przesunięty na sprawy zewnętrzne, seksu, sfery zmysłowej, użycia, doznań zmysłowych. Może to trochę nieraz razić, czy też źle kojarzyć.
I wreszcie pytanie, czy nie należałoby w takim razie wydawać świętą Teresę nie tylko w dwu tomach „Dzieła”, bo to jest cenne, ale dla normalnego odbiorcy może być ciężko dostępne i niestrawne i po prostu człowiek współczesny nie dotrze do pereł jakie tam są. Może by wydawać oddzielnie poszczególne dziełka – małe, z własnym tytułem, z własnym obliczem, niezależnie od tych naukowych opracowań dzieł w całości. Ewentualnie proponowałbym też może dobry wybór, taką antologię z Dzieł świętej Teresy. Są tam rzeczy tak bardzo aktualne i potrzebne. To jest właśnie to, czego młodzi zwłaszcza szukają. Język obrazowy, przybliżający rozumienie rzeczy trudne teologicznie, wzniosłe w sposób prosty. A więc na pewno jest zapotrzebowanie, ale dlaczego nie trafia? To są moje pytania, a zarazem propozycje, czy nie należałoby tak właśnie robić. I wreszcie sądzę, że typ kontemplacji, jaki ona przedstawia czy prezentuje lub wprowadza jest to właśnie ten dobry typ kontemplacji, dobre ujęcie, to jest kontemplacja, która prowadzi do czynu. Ona sama jest właśnie czynnym człowiekiem jak mało kto. Następnie jak powiedziałem – jest radosna, radykalna, trzeźwa, nie teoretyzuje, ale wprowadza od razu w sedno, właśnie w tę modlitwę, jak ją przeżywa żywy człowiek. Na początku wspomniałem o zapotrzebowaniu na żywe świadectwo, żywego człowieka. Sądzę, że właśnie Teresa Wielka jest taką, tylko ta bariera z jednej – strony tych wielości dzieł wydanych razem, z drugiej strony może trochę języka, może tłumaczenia powinny być nowsze. No jakieś wytłumaczenie, wprowadzenie, żeby nie zrażały te akcydensy, że się tak wyrażę, bo substancja jest – moim zdaniem – tak na czasie jak mało co. To tak na wstępie, gdy idzie o aktualność samych pism i może te pytania, które skierowałem pod adresem Ojca Dominika.
O. Dominik Wider OCD:
Przyjmuję te pytania i te jakby zarzuty, sugestie. Tak samo sobie to wyobrażam. To wydawanie poszczególnych książek, zwłaszcza „Drogi doskonałości”: z odpowiednim wprowadzeniem czy „Twierdzy wewnętrznej”, gdzie jest ukazana całość życia wewnętrznego. W „Twierdzy”, ta całość jest ukazana jako jedność. Bo tym światłem jest Bóg, który jest światłością – jakie bardzo ewangeliczne ujęcie – który chce przeniknąć całego człowieka. Nie tylko chce być zamknięte w jego wnętrzu, w najgłębszej jego istocie, ale chce przeniknąć jego rozum i wolę, i pamięć, i uczucia, i zmysły, by doprowadzić do zjednoczenia całego człowieka z całym Bogiem. Jest to ukazane w sposób fantastyczny, z tym że rzeczywiście potrzeba pewnych objaśnień. Tak samo byłbym za tą antologią.
Jeśli chodzi o sprawę samych pism, że są nieznane. Na swój użytek, przebadaliśmy trochę u siebie sprawę wydawania pism świętej Teresy i ilości nakładów. Po wojnie, poprzednie czasy – było bardzo niewiele – z wyjątkiem tego XVII wieku, ukazały się dwa wydania. Jedno wojenne kończyło się po wojnie i drugie po wojnie. Dwa wydania pism świętej Teresy w nakładzie łącznym 16 tysięcy. Do kogo one mogły dotrzeć? Zakupili zakonnicy i zakonnice. Zakonnice czasem jeszcze czytają, a u duchownych leżą pobożnie na półkach takim ładnym kurzem przykryte. Tak mi się wydaje. Po prostu nie ma pełnej znajomości. Myśmy – karmelici może też jakoś zawinili, bo za mało tych wydań. A przede wszystkim za mało opracowań, za mało publikacji na ten temat. Mamy pewne usprawiedliwienie. Były olbrzymie trudności i nadal jeszcze nie, są najlepsze w wydawaniu rzeczy religijnych. Mieliśmy, dwie pozycje rocznie do wydania. Dzieła rozchodziły się oczywiście, ale w ciągu, wielu lat te 5 czy 6 tysięcy nakładu, rozchodziło się przez 10 lat. Czy nie ma nasycenia społeczeństwa tymi książkami? Stąd Teresa jest bardzo mało znana. Znana jest raczej w kręgach najbliższych Karmelu. To jest pewien minus. Ten rok obecny, miejmy nadzieję, w jakiś sposób zbliży do świętej Teresy.
Jeżeli chodzi o jej „Życie” – spotykam się z tym nawet u osób zakonnych – pytają, jak to czytać? Pierwsza rzecz, która się narzuca to sama mistyka: widzenia, ekstazy, zachwyty. Co mnie to wszystko obchodzi, albo, ja w ogóle do tego nie pasuję, nie znajduję siebie. W rezultacie to boli i drażni, bo ja taki nie jestem. A druga rzecz, tak bardzo mocno jakoś podkreślana przez czytających to tyle tych dygresji. A gdyby tak się ustawić: pominąć to, co jest drugorzędne – bo zjawiska nadzwyczajne w tej mistyce są drugorzędne – a wziąć to, co najbardziej uderza; zresztą podobnie u świętego Augustyna, u świętej Katarzyny Sieneńskiej, tę ciągłą rozmowę z Bogiem. Przecież to jest świadectwo człowieka, rozmodlonego, złączonego z Bogiem, który wszystko przeżywa razem z Nim, każdą rzecz. To jest jedna wielka rozmowa z Bogiem. I teraz w oparciu o to siebie i ludzi uczyć takiego przeżywania wszystkiego w odniesieniu do Pana Boga, do przeżywania z tym swoim jedynym, najważniejszym, umiłowanym. I gdyby tak się podeszło do tych pism, mogłyby one stać się podstawą odnowienia życia wewnętrznego, a przede wszystkim odpowiadałyby bardziej na zapotrzebowania człowieka.
Widzę jeszcze inne trudności, myślę, że rozmówcy moi, współkoledzy jakoś je wyciągną. Proszę bardzo o wypowiedź Ojca Salija.
Święta Teresa jest znana i na nasze czasy.
O. Jacek Salij OP:
Odnośnie tych książek, zakurzonych u księży w bibliotekach, to ja bym się tak bardzo tym nie przerażał, bo ludzie bardzo często przecież proszą nas o dostęp do tych pism, po prostu o pożyczenie i ja osobiście, nigdy nie zajmowałem się propagowaniem świętej Teresy, natomiast z całą pewnością, co najmniej kilkudziesięciu ludziom pożyczałem. Tak, że tak bardzo nie krytykowałbym tego, że leżą na półkach. Tak samo nie twierdziłbym, że pisma świętej Teresy są nieznane. Jeśli chodzi o modlitwę proponowaną przez świętą, podaję im jej sposób uciszenia się w obliczu obecnego Boga. Mówię im o tym uciszeniu, że potrzeba takiego uciszenia. Ucisz się! Zamilcz! Skup się! I mówię im. uwielbiaj tego, który w tobie mieszka, i oni są naprawdę wrażliwi i nawet te 15 minut, zgodnie z tym, co święta Teresa mówi /obiecaj mi 15 minut, a ja ciebie wprowadzę w wieczność/. Choćby te 15 minut, daje temu człowiekowi stopniowo jakieś głębokie doświadczenie wolności wewnętrznej.
Trzecia część tego, naszego panelu, jest zatytułowana: Aktualność pism świętej Teresy z Avila. Zastanawiam się czy nie największym powodem, dla którego warto sięgnąć do tego dziedzictwa jest jej mistrzostwo w pokazywaniu czym jest modlitwa, ona może ogromnie nam pomóc w przezwyciężaniu tych jednostronności, czy wręcz nieporozumień na jakie my jako ludzie cieleśni jesteśmy narażeni. Mianowicie tak, jak często ludzie utożsamiają sobie wiarę z światopoglądem, tak samo bardzo często ludzie – nawet pożal się Boże mistrzowie duchowi – utożsamiają modlitwę z pewną techniką psychiczną. Ja pamiętam jak mnie uczono o tym, żeby pamiętać na Bożą wszechobecność. Teraz rozumiem, że być może mnie dobrze uczono, natomiast ja źle rozumiałem. To też trzeba brać pod uwagę. Ale w gruncie rzeczy tu nie chodzi o jakieś naprężanie się psychiczne w kierunku mówienia do Pana Boga, czy w kierunku pamięci o tym, że Pan Bóg jest wszechobecny.
Święta Teresa uczy nas prawdziwego dialogu z Bogiem, prawdziwego spotkania z Bogiem. O, np. jej pogląd na temat stosunku rozumu do kontemplacji. Dość popularny jest stereotyp jakoby kontemplacja polegała na zawieszeniu roli rozumu. Święta Teresa bardzo przed tym przestrzega. Powiada, że jeżeli usiłujemy jakimś aktem psychicznym zawiesić działanie rozumu, to się skończy po prostu na bezmyślności. Chodzi o to, żeby czekać na znak. Jeśli Pan Bóg zechce stanąć przede mną w takiej światłości, jeżeli Pan Bóg zechce udzielić mi swojej obecności w takim stopniu, że rozum mi się sam wyłącza, to wtedy można nie działać rozumem. Ale w ogóle święta Teresa nie przewiduje czegoś takiego, jak technika zawieszania rozumu po to, żeby dojść do stanu kontemplacji, do tego stanu transcendentnego wobec swojego rozumu. To, co u świętej Teresy wydaje mi się szczególnie aktualne, to właśnie ta jej umiejętność stawiania nas ponad wszelkimi technikami, do których mamy takie skłonności, ponad wszelkimi jakimiś psychicznymi figurami, którymi obcięlibyśmy sobie modlitwę ułatwić. No jakoś tak. Jeżeli wolno jeszcze taki cytat. To z „Twierdzy wewnętrznej” – Mieszkanie piąte – „Nie sądźcie, by ta modlitwa zjednoczenia podobna była do snu jak poprzednie Bo w tamtej modlitwie smaków Bożych i w poprzedzającej ją modlitwie odpocznienia, dusza jest jakby na wpół uśpiona, nie czując się ani zupełnie senna, ani zupełnie rozbudzona. Tu przeciwnie dusza jest całkiem rozbudzona ku Bogu, a całkowicie i głęboko uśpiona dla rzeczy tego świata i dla samej siebie”. No, bardziej genialnie, nie można. Na tym właśnie polega w ogóle modlitwa, droga, ku modlitwie. Modlitwa bowiem coraz bardziej rozbudza duszę ku Bogu, a zarazem – taka jest logika, że coraz bardziej jakby usypia ją dla świata. Święta Teresa jest bardzo przeciwna jakimkolwiek pomysłom utożsamiania kontemplacji z kwietyzmem, z jakimś takim samo-uśpieniem, z jakimś hinduskim rozproszeniem się w Panu Bogu. Zjednoczenie z Panem Bogiem to jest osiągnięcie najwyższej tożsamości osobowej. O jakoś tak. Dziękuję bardzo.
O. Dominik Wider OCD:
Dziękuję. Nawiązałbym do tej obecności. Jak święta Teresa prosto ją bierze. Już w „Drodze doskonałości” powie: – na modlitwie jesteś sama, postaraj się wobec tego o przyjaciela, o towarzysza. Jeśli jest ci ciężko, stań pod krzyżem, przy słupie biczowania, jeśli radośnie weź którąś z tajemnic radosnych. W całości swoich pism tak bardzo mocno podkreśla ten konkret człowieczeństwa Chrystusa. Zresztą nie tylko ona, bo to samo czynił święty Bernard i wielu innych mistyków. Stawać w obliczu Jezusa Chrystusa, wpatrywać się w człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, to trudno nazwać rozważaniem, choć ono na rozmyślaniu będzie rzeczywiście rozważaniem tajemnic życia Chrystusa, a w kontemplacji będzie to wpatrywanie się w Niego i przyswajanie sobie Jego sposobu życia, myślenia, przeżywania, odczuwania. Ale ta konkretność obecności Bożej. Przy tym święta podkreśli, że nigdy, w żadnym wypadku nawet na najwyższych stanach kontemplacji nie wolno odrywać się od tego człowieczeństwa Chrystusa. Chyba że sam Bóg zawiesi tę obecność, że jest już niepotrzebna. Tak człowiek wchodzi w ten żywy kontakt z Bogiem Ojcem przez Chrystusa w Duchu Świętym.
To jedna sprawa, a druga to sprawa metody. To myśmy sobie dorobili, metody. I te metody niejednokrotnie krępują. Święta Teresa w modlitwie nie ma metody. Ona tylko ukazuje, pamiętacie zapewne, tę całość modlitwy, rozwój życia modlitwy przez te cztery sposoby podlewania. Kontemplacja jest wtedy, kiedy Pan Bóg bezpośrednio zsyła deszcz i nawadnia całe pole i ono jest przenikane tym deszczem, czyli łaską Bożą, miłością Bożą. Metoda zaś jest potrzebna w przygotowaniu się do kontemplacji.
Święta Teresa olbrzymi nacisk kładzie na przygotowanie. W „Drodze doskonałości” aż 17 rozdziałów na to przygotowanie, które polega na świadomości celu. Muszę bowiem najpierw wiedzieć czego chcę do czego dążę. A potem potrzeba mi pewnej pracy nad sobą. Święta poddaje ze swej strony trzy cnoty: umartwienie – nie ma modlitwy bez umartwienia, pokorę i miłość bliźniego. Można by zresztą ześrodkować wszystko na tej miłości bliźniego, bo ona wymaga i pokory i przełamywania siebie, czyli umartwienia. To dalsze przygotowanie. Potem zaś krótko mówi o najbliższym przygotowaniu, które polega na stanięciu w obecności, w poczuciu swojej słabości i winy. I teraz główna część modlitwy: colloquium amorosum – miłosna rozmowa z Bogiem. Ona może być różna. Np. święty Ignacy Loyola tu w tym miejscu widział w modlitwie kontemplacyjnej wzbudzanie aktów wiary, nadziei i miłości. Bo ostatecznie wszystko się do tego ściąga i streszcza. I nie ma żadnej innej metody. Myśmy sobie dorobili metody. I one nas nieraz tamują w drodze do Pana Boga. Może jeszcze Ojciec Salezy zechciałby coś dorzucić do rozważanego problemu aktualności pism świętej Teresy?
Czy święta Teresa jest rzeczywiście na nasze czasy?
O. Salezy Kafel OFMCap:
Wiemy, że bardzo aktualne jest nauczanie świętej Teresy odnośnie modlitwy. Ale czy na dzisiaj sam święta Teresa jako postać, a przynajmniej ten jej obraz jaki mamy, nazwijmy to obiegowy jest aktualny. Była kanonizacja świętego Maksymiliana – człowieka czynu. Zanosi się na beatyfikację Sługi Bożego Brata Alberta. Jaka naprawdę była święta Teresa, czy tylko rozmodlona, czy czynna, a nie ulegająca herezji pracy. Wbrew wrodzonej gadatliwości, w krótkości stawiam, takie właśnie pytanie. Dziękuję.
To jest sprawa w pewnym sensie prosta. Kto zna świętą Teresę nie może mieć żadnych wątpliwości. Ja postawiłbym ją bez zastrzeżeń obok Brata Alberta i obok świętego Maksymiliana Kolbego. Ojcowie franciszkanie, mogliby potwierdzić, że święty Maksymilian był kontemplatykiem. I dzięki tej swojej kontemplacji tak bardzo był zaangażowany w miłość Bożą, znalazł w sobie tyle siły, mocy do prowadzenia tak na wielką skalę pojętego apostolstwa. Podobnie Brat Albert. Coś podobnego widzimy u świętej Teresy.
Obiegowe pojęcie mistyka i kontemplatyka sprawa, że kontemplatyk jest nie do naśladowania. Uświadamiamy więc sobie aktualność świętej Teresy. Kiedyś rozmawiałem z profesorem i on mi mówi: Przeczytałem. „Życie” świętej Teresy… Jaki to wzór dla współczesnego człowieka? No dobrze – wyjaśniam – ale jak pan pisze artykuły, wykłady, prowadzi seminaria, no to czy pan uważa, że to nie jest aktywność? – Ależ przeciwnie, to jest moja praca, to jest moja aktywność. No to proszę pomyśleć: święta Teresa była kierowniczką duchową prawie wszystkich swoich sióstr, a miała ich sporo. Święta Teresa uczyła ich modlitwy, nie tylko ustnie, ale jeszcze napisała tyle książek.
W polskim, wydaniu jest 1700 stron i prócz tego listów, które wyjdą niedługo, we francuskim wydaniu jest 800 stron. Czyli 2500 stron napisanych przez świętą Teresę i to w okresie po nawróceniu, w ciągu 20 lat. W ciągu tych samych lat 20 przeprowadziła reformę zakonu żeńskiego, reformę zakonu męskiego, która przy jej aktualnym udziale powstała i rozwijała się. Założyła bezpośrednio 16 klasztorów żeńskich, przyczyniła się do założenia 3 innych i bezpośrednio przyczyniła się do założenia 2 klasztorów męskich. Wszystko polegało na niej: odnalezienie domów, dobrodziejów, przygotowanie miejsca, wszystkie utarczki z władzami świeckimi, duchownymi, zakonnym … Wszystko na niej. Proszę, jaka aktywność. Ona sama powie i to bardzo ciekawie, że z początku każdemu człowiekowi wydaje się, że modlitwa jest czymś przeciwstawnym do czynu. Daje typowy przykład Marty i Marii. Marta przeciwstawiona Marii, czyn kontemplacji. Wyjaśni jednak, że w modlitwie odpocznienia, czyli przy zapoczątkowanej modlitwie kontemplacyjnej, Marta i Maria dochodzą do zgody. I w rezultacie człowiek, który wchodzi w to głębokie przeżywanie Boga, w tę żywą modlitwę, staje się automatycznie człowiekiem czynu. Teresę na równi z tym określeniem kontemplatyczka, mistyczka, można nazwać kobietą czynu i to potężnego czynu; nie mniejszego, a może i większego jak czyn Brata Alberta, czy czyn kontemplacyjny świętego Maksymiliana Kolbego.
O. Dominik Wider OCD:
Czas nam upływa i my ze swej strony także chcielibyśmy kończyć, bo chcielibyśmy jeszcze zaprosić na te parę minut do dyskusji. Przedtem jednak chciałbym podsumować to, cośmy dotąd powiedzieli.
1/ Stwierdza się wielkie zapotrzebowanie na modlitwę i kontemplację. Trzeba koniecznie wyjść mu naprzeciw. W tym wielka rola zakonów posiadających bogatą spuściznę w tej dziedzinie. Wszystkich zakonów. Przypomniał o tym Ojciec święty w liście do Kongregacji do Spraw Zakonów, która wydała adhortację: „Kontemplacyjny wymiar życia zakonnego”.
2/ W związku z tym istnieje nagląca potrzeba mówienia o modlitwie i kontemplacji wraz z prostowaniem często mylnych pojęć na ten temat. Opracowania w tej dziedzinie są z utęsknieniem oczekiwane przez wielu.
3/ Pomocą w tym mogą być pisma świętej Teresy z Avila, w których w praktyce raczej trzeba pominąć nadzwyczajne łaski mistyczne, natomiast podkreślić razem ze Świętą wszystko to, co przygotowuje człowieka do żywej modlitwy; sam sposób modlenia się oparty na określeniu Świętej: modlitwa jest przyjaznym obcowaniem, wciąż powtarzaną rozmową z tym, o którym wiem, że mnie kocha; ukazanie możliwości, jakie stają przed człowiekiem; a także warto zaznaczyć, że w jej ujęciu nawet modlitwa ustna może być kontemplacją. Przy tym w kontemplacji dochodzi do uzgodnienia intensywnej działalności z głęboką modlitwą. Kontemplatyk staje się człowiekiem najbardziej aktywnym. Można wtedy mówić o czynie kontemplacyjnym.
Archiwum KWPZM