Rafiński Bolesław OP, Formacja zakonna po nowicjacie w myśl Instrukcji „Renovationis Causam” i Dekretu „Perfectae Caritatis”

 

O. Bolesław Rafiński OP

FORMACJA ZAKONNA PO NOWICJACIE W MYŚL INSTRUKCJI „RENOVATIONIS CAUSAM”
I DEKRETU „PERFECTAE CARITATIS”

Dni Skupienia mistrzów nowicjatów i wychowawców kleryków, Kraków, 25-26 listopada 1969 r.

 

Instrukcja „Renovationis causam” nie odwołuje poprzedniej z 1961 roku: „Religiosorum institutio”. Zwłaszcza, że dekret „Perfectae caritatis” też nie jest szczegółowy, żeby mógł dać odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące wychowania zakonnego. Dlatego też instrukcja „Religiosorum institutio” powinna nadal być co roku wspólnie z gronem wychowawców omawiana (przez wychowawców należy też rozumieć spowiedników[1]).

Nowa instrukcja, odnośnie wychowania po nowicjacie, nie narzuca Zgromadzeniom żadnych rozwiązań, tylko daje pozwolenia i możliwości. Wykorzystanie tych możliwości pozostawia roztropności i potrzebom poszczególnych Zgromadzeń. Instrukcja określa jedynie czas trwania tego okresu: nie krócej niż 3 lata – nie dłużej niż 9 lat, oraz zastrzega, że święceń wyższych nie można otrzymać przed profesją solenną.

Jeśli się bada dotychczasowe Dokumenty Stolicy Apostolskiej, to im bliżej naszych czasów – są one coraz ogólniejsze. Jest to z pewnością owoc przed i posoborowych doświadczeń na bazie dotychczasowych dokumentów kościelnych. Trzeba przyznać, że jeszcze przed Soborem Watykańskim II wydane Dokumenty (zwł. Konstytucja Apostolska „Sedes Sapientiae”) postulowały i pozwalały na pewne eksperymenty w formacji, które jednak nie zostały urzeczywistnione, bo szczegółowe przepisy Konstytucji zakonnych czy Ratio Studiorum poszczególnych Zgromadzeń tego nie uwzględniały lub na to nie pozwalały. Obecnie są szerokie pozwolenia i możliwości, a Konstytucje nie ograniczają, i stąd zakłopotanie przełożonych i wychowawców: co i jak?

O. Tillard OP omawiając historyczną stronę punktu 18 Dekretu „Perfectae caritatis” powiada, że właśnie odnośnie formacji po nowicjacie najwięcej było na Soborze sporów. W sumie jednak wszyscy zgadzali się w następujących, sprawach:

Formacja braci (nawet laików, współpracowników) musi być głębsza i solidna, by nie przynosili Kościołowi wstydu (świadectwo, znak).

Pełna formacja powinna zakonnikom dać kompetencje w sprawach i dziedzinach, którym się poświęcają, szczególnie kompetencje w sprawach ludzkich i boskich. To budzi u ludzi zaufanie do nich i Kościoła.

Z tego też powodu okres formacji powinien być dłuższy, a profesja solenna powinna ukoronować dojrzałość ludzką, zakonną i „techniczną”.

Nadto jednomyślnie stwierdzono, że zakonnik nawet po profesji solennej i po święceniach podlega ustawicznej formacji, jest ciągle in fieri ad perfectam caritatem („en formation”). Wymogi te znalazły potem swój wyraz w 18 punkcie Dekretu „Perfectae Caritatis”.

Lepiej, że Instrukcja „Renovationis causam” nie sugeruje szczegółowych zasad. We wstępie jest powiedziane, że nie sposób takich dawać, bo Kongregacja odnośnie tych samych zagadnień otrzymuje sprzeczne opinie. Ogólne zaś normy pozwalają poszczególnym Zakonom i Zgromadzeniom na opracowanie własnej specyficznej drogi, wybór odpowiednich środków prowadzących do właściwych sobie zadań. Nie wszyscy muszą to samo i tak samo.

FORMACJA BRACI PO NOWICJACIE

Najogólniej biorąc formacja obejmuje wychowanie, wykształcenie i specjalizację. Celem formacji po nowicjacie jest:

  • Przygotowanie do profesji solennej – formacja zakonna.
  • Przygotowanie do kapłaństwa (w zakonach kleryckich) – formacja kapłańska.
  • Przygotowanie do takiej czy innej formy apostolstwa (wszystkie Zgromadzenia są apostolskie) – formacja praktyczna, specjalistyczna.

W tym wielostronnym przygotowaniu – formacji – musi być zachowana równowaga. I nie jest rzeczą łatwą tę syntezę osiągnąć, gdyż na całą formację braci wpływają nie tylko bezpośredni wychowawcy, ale i inni współbracia, profesorowie, prasa, telewizja … Tymi sprawami nie będziemy się tutaj zajmować. Jest to przedmiot troski każdego poszczególnego Zgromadzenia oraz zjazdu Mistrzów. W tej chwili interesują nas problemy wynikłe z nowej instrukcji, a które nazywamy „możliwościami”. Warto też jeszcze zaznaczyć, że Instrukcja ta nie jest definitywna. Na końcu jej zaznaczono, że obowiązuje „experimenti causa”.

Śluby czy „nieśluby” po nowicjacie?

Decyzja o tym, czy po nowicjacie należy składać śluby czasowe czy też wiązać kandydata ze Zgromadzeniem w inny sposób należy – po przemyśleniu – do kapituły generalnej. Śluby zakonne są znakiem, wyrazem konsekracji czyli totalnego oddania się do „dyspozycji” woli Boga, która się wyraża przez Kościół i przełożonych. Śluby czasowe tego totalnego (całkowicie i na zawsze) zaangażowania nie wyrażają, aczkolwiek w treści od wieczystych się nie różnią. Gzy dlatego więc, zamiast ślubów czasowych wprowadzić inny rodzaj więzów, by wyeksponować profesję solenną?

Instrukcja stwierdza, że po nowicjacie alumni nie są jeszcze w pełni dojrzali. Wynika z tego, że lepiej ich nie wiązać ślubami, ale może zwykłymi przyrzeczeniami, które w treści podobne są do ślubów, do tego samego zobowiązują. Dotychczasowa praktyka też wykazuje, że mnóstwo składających śluby, po niedługim czasie prosi o dyspensę. A gdy dyspensami się zbyt łatwo szafuje, to śluby tracą swój konsekracyjny charakter i walor. A w ostatnich czasach to tych dyspens Rzym dużo musiał udzielać.

Przyczyna tego problemu tkwi jednak głębiej. Nie chodzi tu tylko o same prawne sprawy dyspens. Kościół liczy się z dzisiejszą młodzieżą i z sytuacją, w jakiej się ona znajduje. Dzisiejszą młodzież cechuje dość często brak jasno zróżnicowanych postaw. Wiara wymaga jasnej postawy życiowej i zaangażowania, a im więcej osobistego zaangażowania wymaga jakaś prawda wiary, tym trudniej ją się akceptuje. Życie zaś zakonne wymaga pełnego poświęcenia, życia pełnią wiary. Stąd też często u młodych widać pewną rezerwę wobec życia zakonnego: czy warto zainwestować swoje życie w tak wielką przygodę, jaką jest życie zakonne. Dlatego lęk przed wiązaniem się, nawet ucieczka od decyzji, od pełnych, konsekwencji wiary. Lęk ten może mieć swoje źródło też z powodu „pluralizmu” w życiu duchowym, który powoduje zamieszanie zwłaszcza u mało krytycznie myślących. Wierzy się często różnym „teologom” bardziej niż nauce Kościoła. Więcej się ceni autorytety wyprodukowane przez publicystykę, prasę, film …

Lęk przed definitywnym wiązaniem się może też mieć swe źródło w ogólnym kryzysie wartości. Wartość wiąże, zobowiązuje. Jeżeli zaś nawet najświętsze wartości są krytykowane, dewaluowane, np. że życie zakonne obecnie jest bez wartości (częsty głos księży), takie czy inne obserwancje na nic nikomu się nie przydadzą – to nie dziw, że trudno się na całego poświęcać w życiu zakonnym.

Jeżeli uwzględnimy też ogólny kryzys wiary w Kościele to lęk przed wiązaniem się definitywnym będzie łatwiej zrozumiały. Jak np. ludzie młodzi sobie nieraz nie ufają niech zobrazuje następujący fakt: młody mówi: „Nie bierzemy na razie ślubu kościelnego, bo nie wiemy jak się nam życie ułoży. Kościół nie dopuszcza rozwodów. Boimy się”. A więc ci młodzi, którzy się „kochają” i z „miłości” biorą ślub cywilny już na początku sobie nie dowierzają. Boją się.

Powstaje więc pytanie: czy młodzi ludzie przychodzący do Zgromadzenia w nowicjacie już ostatecznie i zdecydowanie wybrali oraz są dysponowani do składania ślubów, czy też raczej „na wszelki wypadek” powinni tylko składać jakieś przyrzeczenia?

„Więzy” zostawiają na pewno większą wolność i swobodę. Śluby jednak bardziej zobowiązują w sumieniu (bo bardziej wiążą). Gzy zatem iść po linii słabości pokolenia i tę słabość utrwalać, czy iść po linii większych wymogów przez śluby? Oto pytanie![2]

Opóźnić profesję solenną

Czas formacji po nowicjacie nie może być krótszy niż 3 lata a dłuższy niż 9 lat. Śluby wieczyste może brat składać dopiero wtedy, gdy osiągnie taki stopień dojrzałości duchowej, że życie zakonne nie będzie w przyszłości ciężarem, lecz podstawą rozwoju[3].

Na pewno okres dla zdobycia pełnej wolności wyboru, stabilizacji woli w dążeniu do możliwości realizowania celu swego Zgromadzenia oraz dla zdobycia dostatecznych kwalifikacji – kompetencji apostolskich – musi być dłuższy (można inaczej to wyrazić: okres ten powinien być tak wykorzystany, by był efektywny). Społeczeństwa się rozwijają, a to zobowiązuje do coraz lepszego, głębszego oraz płynącego z kompetencji autorytatywnego świadectwa. Ludzie świeccy zastąpili zakonników w wielu dziedzinach(w nauczaniu, wychowaniu, trosce o chorych i biednych …). Praca więc w tych dziedzinach nie może się opierać tylko na samej czystej miłości bez wystarczających kwalifikacji czyli kompetencji, znawstwa. Bez kwalifikacji zostaną przez społeczeństwo zignorowani. Kościół – dla spełnienia swego duchowego posłannictwa – potrzebuje dziś zarówno świadectwa miłości jak i kompetencji.

Kompetencja zakonnika nie musi pochodzić specjalnie z jakichś szczególnych studiów. Kompetentny jest już też – w ogólnym znaczeniu – ten, kto zna życie i współczesny świat. Dla starszych jest to najtrudniejszy w zrozumieniu odnowy życia zakonnego punkt. Ascetyka tradycyjna widziała w praktykach ewangelicznych jedynie „contemptus mundi”, systematyczne odchodzenie od świata. Sobór wezwał zakonników do otwartej i rzeczywistej obecności w świecie jak to tylko jest możliwe dla ich duchowości. Takie są dziś potrzeby Kościoła, a Zakony zawsze powstawały na skutek potrzeb Kościoła i świata. Zakonnik powinien wiedzieć jak ludzie żyją, jakie mają poglądy, jak i co kształtuje ich świadomość. Ewolucja mentalności ludzi współczesnych jest tak olbrzymia, że powstały nawet przepaści między myśleniem „naukowym” a teologicznym. Znajomość świata nie może oczywiście zaszkodzić życiu zakonnemu. Ale tą drogą – obecnie – dokonuje się proces dojrzewania prawdziwego życia zakonnego (apostolskiego), które opiera się nie tylko na odpowiedzialności za własne uświęcenie, ale i za uświęcenie Ludu Bożego. Ta dojrzałość będzie się objawiać w świadomie podjętym autentycznym ubóstwie i ascezie, w postawie „być do dyspozycji”, w potrzebie dialogu z ludem, no i kompetencji. Całkowite poświęcenie się Bogu to: żyć w świecie – żyć w nim w inny sposób – z nastawieniem eschatologicznym – by stać się zaczynem ku fermentacji duchowej – a to znaczy właśnie spełnić misję Kościoła w świecie. Duchowość więc zakonna to wezwanie okrutnie wymagające, a wychowanie do niej – obecnie – niezwykle trudne.

Obserwując młodych, i rozmawiając z nimi można z całą pewnością powiedzieć, że są gotowi poświęcić się wielkiej sprawie życia zakonnego, ale – na początku – bardziej są wyszkoleni w sprawach świeckich niż duchowych i zakonnych, mogą więc się chwiać. Dlatego formacja po nowicjacie powinna przede wszystkim ułatwić jak najszybsze zrozumienie wartości życia zakonnego. Jeżeli ono dla alumna nie będzie większą wartością niż kariera na świecie, niż małżeństwo, to powołanie nie będzie się rozwijało, zakonnik nie będzie się rozwijał, lecz zwijał, będzie coraz bardziej sfrustrowany.

I tutaj olbrzymią i decydującą rolę (oprócz istotnej roli jaką odgrywa łaska) odgrywa studium i wychowanie. Warto przy tym zdać sobie sprawę z dwóch psychologicznych zjawisk wśród młodzieży:

Potrzeba formacji. Młodzi są ciekawi, chcą dużo, wszystko wiedzieć. Można to ocenić jak najbardziej pozytywnie. Ale – jakże często – po licznych lekcjach, kazaniach, lekturach, rozmowach, konferencjach o wierze, Kościele, moralności … pozostają tylko wiadomości, mniemania, pojedyncze daty, opinie. Prawda powinna być konkretna (użyteczna, życiowa), dająca się udowodnić/ naukowo-przyrodnicze podejście, usunąć z wykładów abstrakcyjne myślenie/, osobiście zdobywana (stąd potrzeba dyskusji, rozmów, dialogu bez tabu, w szokującym starszych żargonie, bez osłonek). Otwarcie się na świat to „konik” młodych „teologów”. Niezadowolenie z wszystkiego prawie, co dawne i tradycyjne, szukanie nowości w teologii, urozmaicenie nabożeństw, wrażeniowe przeżywanie wiary … a wreszcie, gdy to jest trudno osiągalne przychodzi nuda i agresywność (w postaci braku szacunku lub obojętności). Młodzi przyjmą prawdę, ale chodzi o to, by ją przyjąć całą, a więc z wszystkimi konsekwencjami. Wiara właśnie wymaga tej konsekwentności. I to spoczywa między innymi rola profesorów[4].

Wędrująca uczuciowość, którą można by raczej utożsamić z sentymentalizmem. Sentymentalizm a życie uczuciowe, to nie to samo. Sentymentalizm jest tam, gdzie brak głębi i głębszych wartości. Goni się wtedy za wrażeniami, sensacją …, które tę pustkę wypełnią (płyty, piosenki, mocne uderzenie, gwiazdy, kino, telewizja, czasopisma …). Tymczasem głębokie życie uczuciowe i jego rozwój wymaga ciszy, przemyśleń, kontemplacji … a to jest trudne dla współczesnej młodzieży. Dlatego też umartwienie, wyrzeczenie, krzyż … i to wszystko z czym wiąże się wychowanie młodych jest dla nich trudne nawet w zakonie. Jeśli się porówna surowość dawnych czasów z obecną, to zauważymy łatwe tendencje w kierunku „posoborowej” folgi. Święci zaś wszystkich czasów stali zawsze pod krzyżem. Sentymentalizm idzie w kierunku umilania sobie życia, nawet łatwizny. Głębokie zaś życie uczuciowe umożliwia drogę do miłości i ofiary. Ogromna jest tu rola mistrzów, ojców duchownych, spowiedników. Nadprzyrodzona mądrość, cierpliwość (męstwo) i miłość to istotne cechy dzisiejszych wychowanków zakonnych. Ale to już inny problem.

W czasie tego dłuższego okresu probacji przed profesją solenną Instrukcja pozwala na stosowanie przerw w czasie studiów celem umożliwienia bratu rozwikłania ewentualnych trudności w innych warunkach. Ale do tego pozwolenia Instrukcja dodaje zastrzeżenie; „de quq in iure cautem est” (p. 8).

I jeszcze jedna możliwość; po opuszczeniu Zgromadzenia (nawet po usunięciu) może eks-brat być na nowo przyjęty – za zezwoleniem Generała – bez powtarzania nowicjatu.

Czy pobyt, praca itp. poza domem zakonnym, a zwłaszcza poza domem formacji, jest korzystny? Jeśli wypady, związane z nauką, jakąś specjalizacją, itp. są krótkie i sporadyczne to mogą być korzystne. W tych sprawach każde Zgromadzenie będzie musiało poczynić własne doświadczenia. Dekret soborowy (PC 18) mówi: „Ani zakonników bez święceń, ani zakonnic nie można bezpośrednio po nowicjacie przeznaczać do dzieł apostolskich”. Cała istota życia zakonnego wypływa z konsekracji; życie ukryte w Bogu, wypełnione intensywną modlitwą, teologią, skupieniem … Prace zewnętrzne są dla wszystkich Zgromadzeń obowiązkiem drugorzędnym, wypływającym z doskonałej miłości, a nie z pędu do wyżywania się w aktywizmie. Prace społeczne czy polityczne nie należą do istoty życia zakonnego i dlatego „przechył” w tych kierunkach osłabia, może wykorzenić zakonnika ze wspólnoty. Ostatnie czasy dostarczyły bardzo dużo doświadczeń, zwłaszcza na Zachodzie. Wielu zakonników zauważyło, że to co robią, mogą robić świeccy. Życie zakonne im tylko w pracy przeszkadza. Dlatego wyrzekli się życia zakonnego i kapłaństwa. Trzeba te perspektywy widzieć, by w formacji nie popełniać grubych błędów, a Kościołowi nie przymnażać trosk[5].

Profesja solenna

Celem uświadomienia sobie gotowości do złożenia profesji solennej Instrukcja sugeruje odbycie drugiego „quasi-nowicjatu” przed jej złożeniem. Chodzi też o to, by zakonnik „dobrze wykalkulował sobie swój skok w ciemność” (określenie wiary przez Kard. Doepfnera).

W czasie formacji winien też zdobyć świadomość, że „przez całe życie” (PC 18), we wszystkich kierunkach winien osobiście kontynuować swoją formację. Przełożeni będą /powinni/ mu pomagać. A więc wraz z profesją solenną nie kończy się formacja zakonna.

PROBLEMY ŚCIŚLE ZWIĄZANE Z FORMACJĄ ZAKONNĄ

Formacja wychowawców (mistrzów), spowiedników, profesorów

Nie wystarczy – jak się często mniema – być celującym w zakonności, by tym samym być zdatnym na kierownika, mistrza, ojca duchownego. „Jest obowiązkiem przełożonych troszczyć się o to, żeby dyrektorzy, kierownicy duchowni i profesorowie byli jak najlepiej dobrani i starannie przygotowani” (PC 18). Dekret o formacji kapłańskiej jeszcze dobitniej ten problem podkreśla: „Ponieważ formacja alumnów zależy zarówno od mądrych przepisów, jak też w mierze najwyższej od odpowiednich wychowawców, przeto przełożeni i profesorowie seminariów winni być dobierani spośród najlepszych mężów i starannie przygotowani przez gruntowne wykształcenie, odpowiednie doświadczenie pasterskie i szczególne wyrobienie duchowe oraz pedagogiczne” (Optatam totius 5). Osobiste doświadczenie jest tu najważniejsze, ale też wymiana doświadczeń wzbogaca. Stąd potrzeba stałych spotkań mistrzów … dokształcania się w kierunku teologii życia wewnętrznego, psychologii i pedagogiki.

Nie bać się eksperymentów. Wycofywać się z niewłaściwych pozycji: starych czy nowych. Przyszłość życia zakonnego zależy w dużym stopniu od stałego postępu w tych eksperymentach. Którzy się ich podejmują, powinni być rozumiani i zachęcani do odwagi, zwłaszcza gdy nie widać natychmiastowych pozytywnych efektów.

Warto też uwzględnić doświadczenia wychowawcze tych, którzy mają do czynienia z młodzieżą niezakonną. Kleryk, zakonnik to też człowiek, więc problemy pokrewne[6].

Formacja środowiska

„Wspólnota zakonna, jako prawdziwa rodzina, zgromadzona w imię Pana, cieszy się Jego obecnością” (PC 15). Wspólnota jest zobowiązana stworzyć atmosferę prawdziwie zakonną. Winna więc stale badać swój dynamizm w modlitwie, w pracy, w stosunkach międzyosobowych i szukać jak najlepszych dróg, by ten dynamizm nie malał „Revision de vie”. W łonie wspólnoty musi się dokonywać stale proces terapii, wyzwalający jednostki z gromadzących się w podświadomości urazów, barier, zahamowań, które uniemożliwiają, hamują rozwój. Wymaga to zmiany mentalności, by z całą stanowczością w życiu wspólnym zachowywano to, co istotne, a nie walczono na śmierć i życie o sprawy błahe i drażniące. Zreformować wiele form tradycyjnych, które wyraźnie nie odpowiadają „zwyczajom i poglądom czasów obecnych”. Szczególnie wspólnotowe życia modlitwą i sakramentami oraz interesowanie się sprawami Kościoła i własnego Zakonu – stwarza atmosferę właściwą dla formacji. W całej rozciągłości ma tu zastosowanie stare powiedzenie: „Kto z kim przestaje, takim się staje”.

Załącznik

Poniższe tłumaczenie artykułu O. Clifford J. Stevens’a p.t. „The Vocation Crisi” nie dlatego zamieszczam, że się z nim całkowicie zgadzam, lecz, że ktoś może wychowawcom zakonnym postawić taki problem. Artykuł ten zasługuje na uwagę, gdyż powstał w USA, gdzie kryzys powołań jest obecnie bardzo wielki. Klasztory niedawno pełne, obecnie stoją pustką. Może te trudności nas ominą, ale lepiej zapobiegać.

KRYZYS POWOŁAŃ

Niedawno pewien diecezjalny promotor powołań przedstawił swoje wnioski odnośnie kryzysu powołań w dzisiejszym Kościele, jego zdaniem młodzieży dzisiejszych zamożnych społeczeństw brak ducha ofiary i wielkoduszności i dlatego jest ona mało dysponowana do podjęcia wezwania Chrystusa. Uważam, że wnioski takie są oparte na braku znajomości dzisiejszej młodzieży.

Młodzież współczesna idzie w te dziedziny życia, gdzie dokonują się największe przemiany, gdzie może ona życiu dać, co ma najlepszego, i gdzie może oddać się – osobiście i świadomie – sprawie wielkiej wartości. Młodzi poświęcają się rzemiosłu, nauce i technice, wychowaniu, komunikacji i polityce. Jeżeli oni nie podejmują kapłaństwa i życia zakonnego to dlatego, że nie widzą na tej drodze osobistego poświęcenia się wielkiej sprawie. To nie pochodzi z braku ofiarności czy wielkoduszności, lecz z obawy – jak to jeden z tych młodych powiedział – by nie wpaść w ślepy zaułek (w przedsięwzięcie o wątpliwej wartości).

Ci którzy tego nie rozumieją, którzy nie pojmują faktu, że stając wobec dzisiejszej młodzieży stają wobec całkowicie nowego rodzaju ludzi (osobowości) – będą nadal oskarżać młodzież a nie „system” zwiększania powołań. Najlepsza część dzisiejszej młodzieży pójdzie w innych kierunkach, my natomiast – z powodu braku autentycznej pokory – będziemy ją oskarżać o kryzys powołań.

Dzisiejsza młodzież jest wyszkolona, czynna, inteligentna, szlachetna, obdarzona podziwu godną pasją do wielkich przedsięwzięć, jest wspaniałym dziełem naszego szerokiego systemu wychowania. Niemożność wstąpienia w szeregi kapłaństwa lub podjęcia życia zakonnego nie ma nic wspólnego z niemożnością podjęcia wezwania Chrystusa. Większość z nich, nie jest w ogóle zdolna ujrzeć obrazu Chrystusa czy czegoś podobnego w zespole dzisiejszych religijnych struktur, a fakt, że my te struktury identyfikujemy z tak wielkim poświęceniem, jest dla nich bez znaczenia. Oni przewyższają nas zarówno w wielkoduszności jak i w ofiarności, kwestionują nasze własne poświęcenie, podcinając jego prawdziwy korzeń. Często nie widzi się nas przejętych szerszymi sprawami ludzkimi, a wiele z naszych „poświęceń” – w świetle ich bezlitosnej obserwacji wydaje się im czystą „lipą”. Fakt, że nie mówimy ich językiem, że nie potrafimy ich obdarzyć kierownictwem, które by ich ściągnęło pod nasze wpływy, jest – szczerze i otwarcie mówiąc – naszym własnym błędem. Oskarżamy ich za naszą nieumiejętność pokierowania nimi.

Ci z nas, którzy objechali trochę świata, spotykali tych młodych ludzi bardzo sprawnych i twórczych w wybranych przez siebie dziedzinach: w urzędach Departamentu Stanu, na uniwersytetach, w klinikach …, jako młodych naukowców, lekarzy, inżynierów, biegłych specjalistów, młodych na kierowniczych stanowiskach prowadzących sprawy, które wymagają wielkiej dojrzałości i niezwykle zdrowego rozsądku … Brak nam skali, którą moglibyśmy ich mierzyć, a ci z nas, którzy ich spotykają, są dumni z ich osiągnięć, poświęcenia i dojrzałości. Usiłujemy ich często mierzyć tabelą XVII-wiecznej duchowości, a oni tymczasem są zdolni – dzięki cybernetyce – układać plany dla roku 2001. Faktem jest, że my ich tracimy, a jest to nieodwracalne i tragiczne. Jednakże jest to nasz własny błąd. Oni są najwspanialszym pokoleniem młodych w dziejach świata. Są zdolni pokierować wielkimi sprawami w jakimkolwiek wybranym przez siebie zawodzie. Większość z nich jest poza stadium krytykowania nas. Oni nas ignorują i idą swoją własną drogą do Boga.

Możliwości przewodniczenia (duszpasterskie) w obecnym 20-tym wieku rozszerzyły się do fantastycznej proporcji, a w ciągu następnych lat zapotrzebowanie na jakość kierownictwa będzie stale wzrastała, gdy tylko człowiek wyjdzie w przestrzeń. Jeżeli duchowość i styl kapłaństwa nie dotrzyma kroku zmianom czasu, to pod koniec tego wieku będziemy oglądać katolickie kapłaństwo jako zamierającą instytucję. Ci, którzy w dalszym ciągu myślą i mówią w duchu kultury przeszłości, za nic w święcie nie chcą widzieć właściwych wymiarów tego problemu. W ten sposób tracimy całe pokolenie młodych w jednym z najbardziej krytycznych wieków historii Kościoła.

Religie przeszłości – a dotyczy to też religii katolickiej ustawicznie oskarżały innych za własne zaniedbania. Oskarżanie współczesnych młodych ludzi za ich niemożność traktowania serio naszego powołania – może być komentarzem nie dotyczącym ich, lecz nas samych. Mieć pokorę, by to uznać, to pierwszy krok stawienia czoła wielkości problemu.

Father Clifford J. Stevens “The Vocation Crisi” w: U.S.Catholic and dubilee, styczeń 1969

tłum. O. Bolesław Rafiński OP.

[1] Mówiąc o formacji zakonnej i kapłańskiej, nie można zapomnieć o najważniejszych ostatnich dokumentach kościelnych:

a) formacja zakonna:

Enc. SACRA VIRGINITAS, Pius XII 1954

Const. Apost. SEDES SAPIENTIAE i STATUTA GENERALIA, Pius XII, 1956.

Instr. RELIGIOSORUM INSTITUTIO, Jan XXIII, 1961.

Konst. dogm. O KOŚCIELE, Sobór Wat, II /rozdz. 6/.

Dekret PERFECTAE CARITATIS, Sobór Wat. II.

Instr. RENOVATIONIS CAUSAM, 1969.

b) Formacja kapłańska:

Enc. AD CATHOLICI SACERDTII, Pius XI, 1935.

Adhort. MENTI NOSTRAE, Pius XII, 1950.

Dekret OPTATAM TOTIUS, Sobór Wat. II.

Dekret PRESBYTERORUM ORDINIS, Sobór Wat. II.

Enc. SACERDOTALIS COELIBATUS, Paweł VI, 1969.

c) Dodatkowa pozycja, którą posłużyłem się dla charakterystyki współczesnej młodzieży:

Bleistein R. SJ, DIE JUGND VON HEUTE DER GLAUBE VON MORGEN w Stimmen der Zeit 1969, z. 3, s. 195-205.

[2] W czasie dyskusji zdania były podzielone. Jedni twierdzili, że celem wyeksponowania profesji solennej należy po nowicjacie zrezygnować z profesji czasowej, zwykłej na rzecz „więzów”. Drudzy, że lepiej śluby, gdyż ograniczanie się jedynie do luźnych przyrzeczeń jest okazywaniem braku zaufania do młodych. Obecnie przychodzą starsi, po większym przemyśleniu /mogli wybrać inne możliwości/. Przyrzeczenia najwyżej ci powinni składać, którzy przyszli z małego Seminarium, lub po nowicjacie robią maturę …

[3] W opracowaniu tym pominięto sprawy modlitwy, życia wewnętrznego ascezy, jako sprawy same przez się zrozumiałe. Zresztą duchowość każdego Zgromadzenia jest inna. Sprawy te porusza się na zjazdach mistrzów.

[4] Zwrócono uwagę, że obraz młodzieży jest przedstawiony zbyt negatywnie. Możliwe. Ale chyba nikt nie zaprzeczy, że wychowanie współczesnej młodzieży jest bardzo trudne. Przedstawione więc spostrzeżenia są tylko próbą znalezienia przyczyn tych trudności.

[5] W formacji każde Zgromadzenie powinno przede wszystkim uwzględnić własną duchowość i swoje specyficzne zadania. Nie wolno się „czepiać” nieswoich zadań. Zakony nie są po to, by zastąpić księży, lecz by pomóc Kościołowi w specjalnych zadaniach. Do wielu zadań można i trzeba zaangażować laikat. Zakonnicy nie spełniający swoich zadań, nie są sobą.

[6] W formacji trzeba uwzględnić też jakieś planowanie. Bo przecież wychowanie dotyczy przyszłości. Jaki powinien być obraz zakonnika za lat 10, 20, 30 …, by odpowiedział ówczesnym potrzebom, by mógł skutecznie służyć Kościołowi? Biada przed krótkowzrocznością! Dla przykładu można tu podać OO. Jezuitów. W 1967 r. w Rzymie zjechali się mistrzowie, wychowawcy … Zakonu z całego świata, by zastanowić się nad programem formacji nie dla roku 1968, lecz dla roku 2000. 30 lat temu wybuchła II wojna światowa. Co będzie za 30 lat – niedługo! – tu można chyba w przybliżeniu określić, w każdym bądź razie warto próbować. Wychowanie jest dla przyszłości!

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

Dyrek Krzysztof SJ, Wspólnota zakonna środowiskiem kształtowania osobowości

Giemza Bogdan SDS, Wykłady z teologii życia konsekrowanego w seminariach duchownych w Polsce. Uwagi i propozycje

Forycki Roman SAC, Janeczek Aleksander SDB, Mokrzycki Bronisław SJ, Formacja do kapłaństwa w polskich seminariach duchownych według posoborowej nauki Kościoła