Antoni Jozafat Nowak OFM
WYCHOWANIE DO CELIBATU I CZYSTOŚCI
Referat wygłoszony na Ogólnopolskim Sympozjum dla Wykładowców Psychologii, Łódź 20 września 1973 r.
WSTĘP
Zagadnienie wychowania do celibatu i czystości nie posiada opracowań opartych na psychologicznych badaniach eksperymentalnych tak na terenie polskim, jak i poza granicami. Były wprawdzie nieśmiałe próby przeprowadzone na Zachodzie, nie dały jednak wyników, które mogłyby pozwolić na wnioski o charakterze ogólnym. Dlatego z góry postanowiłem, że problem wychowania do celibatu i czystości przedstawię w aspekcie psychologii głębi, a ściślej mówiąc w aspekcie psychologii personalistycznej.
Środowisko
Procesy wychowawcze mają również przemożny wpływ na formację wartości seksualnej u człowieka. Zdolność panowania nad sobą nie jest dana człowiekowi w całości, musi ją sobie wypracować, a do tego potrzebny jest nie tylko zdrowy mózg, ale również zdrowa historia własnego życia, dobra szkoła wychowania emocjonalnego. Dlatego też mówimy, że motyw seksualny u człowieka jest przede wszystkim zjawiskiem psychologicznym, pozostającym pod wpływem doświadczeń kulturowych i procesów wewnętrznych, w mniejszym zaś stopniu jest zdeterminowany bodźcami natury hormonalnej.
Chcąc zatem omówić problem wychowania do celibatu i czystości, nie można być obojętnym wobec całokształtu historii rozwojowej konkretnej jednostki. Z góry jednak musimy zaznaczyć, że problem celibatu i czystości może być w pełni rozumiany tylko z pozycji dojrzałej wiary, a dojrzała wiara domaga się nie tylko łaski, lecz również dojrzałej, dobrze ustawionej osobowości. Człowiek bowiem nie jest ani wysublimowanym zwierzęciem, ani stłumionym aniołem, lecz po prostu człowiekiem, który w swoich podstawowych popędach jest przeduchowiony, a w swojej wolności duchowej musi być ujmowany razem z popędami. Należy zatem zająć rzetelną postawę pozytywną wobec wychowanka nie tylko jako homo religiosus, lecz również jako homo libidinosus. Nie wolno przeakcentować ani sfery cielesnej, ani sfery duchowej, wychowujemy bowiem osobę.
Wpływ środowiska na formację seksualną jest bardzo wyraźny. Automatyczne uwarunkowania wczesnego dzieciństwa mogą doprowadzić do zupełnego odwrócenia płci psychicznej w stosunku do płci anatomicznej i hormonalnej. Instynkt płciowy obudzi się dopiero w okresie dojrzewania, ale już o wiele wcześniej uczymy się od środowiska pojęcia mężczyzny i kobiety, pojęć, które wycisną na nas niezatarte piętno, ponieważ chodzi o nastawienie automatyczne, nieuświadomione, wymykające się ujęciu woli. Na tej właśnie nie genitalnej płaszczyźnie należy rozpatrywać wagę stosunku dziecka do ojca i matki, a więc chodzi tu o ustawienie płci psychicznej, o akceptację lub nieakceptację płci anatomicznej w jej ludzkim i społecznym znaczeniu i to przed rozbudzeniem się instynktu rozrodczego.
W dynamice rozwojowej popędy podlegają formacji, a to dzięki temu, że jednostka należy do konkretnej społeczności. Środowisko, w którym rozwija się jednostka, przyczynia się do tego, że stadia rozwojowe popędu seksualnego dokonują się w określonej modyfikacji środowiska; modyfikacja ta jest z góry zaplanowana. Środowisko i procesy wychowawcze mogą dokonać przerzutu energii popędowej na cele kulturalne, społeczne, naukowe, religijne. Mówimy wtedy o sublimacji. Sublimacja i perwersja są skutkiem dynamicznego procesu zwanego „przeniesieniem”. Każdy przerzut energii seksualnej może spowodować tzw. pozytywny rozwój jednostki lub też zahamować tenże rozwój. W pierwszym wypadku mamy do czynienia z sublimacją, a w drugim z perwersją.
Ambiwalencja
Personalistyczna psychologia głębi patrzy na człowieka jako na istotę, która jest w ciągłym procesie stawania się. Ambiwalencja przewija się przez całą ontogenezę. Jest nieodzowna we wszelkich kontaktach z otaczającą rzeczywistością. Każdy rozwój zakłada ambiwalencję. Kto posługuje się terminem „rozwój”, ten musi również zgodzić się na niepowodzenia, kryzysy, omyłki, upadki. Nie ma rozwoju bez konfliktów. Ambiwalencja jest nieodłącznym warunkiem wszelkiego istnienia. Stąd też w aspekcie rozwojowym, który z natury swej jest ambiwalentny, należy traktować zagadnienie popędu seksualnego.
Człowiek jest jedyną istotą na święcie, która poznaje granice własnego istnienia, ale poznając granicę, automatycznie ją przekracza. Człowiek w pewnym sensie „porzuca własną naturę”, zastanawia się nad światem, nad samym sobą. Konsekwencją tego jest to, że potrafi wpływać na samego siebie, potrafi kształtować samego siebie i innych. Oznacza to również, że jego rozwój seksualny przejawia się przez wszystkie dziedziny, nie wyłączając jego dorobku kulturalnego; oznacza to, że seksualizm człowieka jest nie tylko biologiczny, lecz przede wszystkim kulturalny.
W ramach ludzkiego istnienia seksualizm jest ambiwalentny we wszystkich swoich przejawach. Wyobcowany z funkcji osobowej staje się rzeczą, towarem, konkretyzuje się. Wszelkie wyobcowanie jest procesem konkretyzacji, która sprowadza osobowość do roli rzeczy, przedmiotu wśród innych przedmiotów, wyzbytego ze swoich istotnych powiązań z tym, co go transcenduje. Każda konkretyzacja łączy się z fiksacją osobowości, czyli z zahamowaniem rozwoju. Wtedy człowiek nie przekracza siebie, nie postępuje drogą progresywnej personalizacji; nie ma wówczas postępu. A należy wciąż na nowo formować własną osobowość, ale już na wyższym poziomie spirali, by w końcu stać się widomym symbolem Chrystusa i świata. Tak się bowiem dzieje, że każda faza rozwojowa człowieka ma swą oddzielną normę, co nie jest relatywizmem. Przeciwnie, norma jest granicą, którą trzeba przekroczyć, by osiągnąć wyższą normę, co już jest dialektyką. Osobowość, która nie przekracza norm poszczególnych faz rozwojowych, jest osobowością zafiksowaną.
METODY WYCHOWAWCZE
Mówiąc o wychowaniu do celibatu i do czystości, psychologia podaje trzy możliwe sposoby: sublimację, tolerancję na frustrację, integrację.
Sublimacja
Jak już zaznaczyliśmy, problem celibatu i czystości może być rozumiany tylko z pozycji dojrzałej wiary, ta zaś domaga się nie tylko łaski, ale i dojrzałej osobowości i tylko na tej płaszczyźnie możemy mówić o wychowaniu do celibatu i do czystości. Sublimacja bowiem zamyka drogę do pełnej czystości, wychowuje jednostki sfrustrowane, zahamowane, z poczuciem osamotnienia i odseparowania od świata oraz pomyłki życiowej. Nie jest rzeczą normalną pogarda czynnika płciowego, stanowiącego jedną z najszlachetniejszych funkcji ludzkich. Nie jest normalne patologiczne tłumienie tego czynnika, ale też nienormalna jest niemożność sprawowania nad nim kontroli, niemożność, w której tak łatwo się uwikłać. Purytańskie wychowanie, gardzące wartością ciała i płci, kształtuje fałszywą czystość osobników zahamowanych, niezdolnych w ogóle do miłości – a podatnych natomiast na homoseksualizm. Sublimację zatem zaliczymy do przebiegów psychicznych mających na celu zlikwidowanie wyczerpującego napięcia, naporu ze strony popędów.
W psychologii przebiegi te nazwano mechanizmami obronnymi. Do tych mechanizmów zalicza się: racjonalizację, identyfikację, projekcję, introjeklcję, represję, regresję, kompensację i sublimację.
Według teorii psychoanalitycznych struktura charakteru jest w jakimś sensie wynikiem sublimacji. Oznacza to, że kształtuje się ona nieświadomie przez wysiłek Superego, zmierzający do takiego związania siły popędu (Id), aby Ego mogło je akceptować. A więc jest to mechanizm obronny. Mimo że uzyskany wynik, czyli sublimacja, wydaje się postawą pozytywną Ego, rodzi się ona pierwotnie jako środek obronny przeciw popędowi, czyli już ze swego założenia ma charakter negatywny; zmierza bowiem do stłumienia lub też wyparcia wartościowego ze swej natury popędu seksualnego. A przecież do seminariów i zakonów nie wolno przyjmować osób ze wstrętem do płci, a jedynie te, które pracowicie i w trudzie podejmują się świadomej pracy nad sobą, tym bardziej że tzw. czyści neurotycy mają skłonność do sublimacji swego życia płciowego w niesmacznej postaci, zabarwionego płciowo nieetycznie.
Przy sublimacji popędu seksualnego energia pierwotna wyraża się w inny sposób. Te formy ekspresji są zamaskowane, jednakże dają ujście pierwotnemu impulsowi. Dlatego też skuteczna sublimacja redukuje napięcie i prowadzi do zachowania dającego zadowolenie. Taki proces wychowawczy należy odrzucić ponieważ sublimacja popędu płciowego rzadko jest w pełni skuteczna, a jeżeli się uda, to konsekwentnie prowadzi do dziwacznego sposobu zachowania się. Sublimacja szuka przyjemności, jest tylko prowizorium i dlatego mieści w sobie zarodki niezadowolenia, frustracji. Jest mechanizmem obronnym, przez który energia seksualna zostaje przerzucona na inne obiekty społecznie wartościowe. Wiąże się ona z wyparciem, z tłumieniem, innymi słowy z odseksualizowaniem wychowanka. Prawdziwa czystość jest rezultatem łaski i pracowitego wysiłku opanowania ciała w pełnej świadomości. Pozorna czystość jest pochodzenia nerwicogennego, efektem jej jest „przyzwoity” człowiek, który surowo sądzi innych.
Tolerancja na frustrację
Frustracja zachodzi wtedy, kiedy organizm napotyka mniej lub bardziej do przezwyciężenia przeszkody lub opór na swojej drodze do zaspokojenia jakiejś życiowej potrzeby. Innymi słowy, mocno umotywowana potrzeba, która nie może być zaspokojona na skutek przeszkody zewnętrznej lub wewnętrznej, powoduje stany frustracyjne. Można zgodzić się z twierdzeniem, że męska czystość na pewnym odcinku rozwojowym najlepiej wypracowuje się w izolacji od kobiety, bo taka jest dynamika męskiego popędu seksualnego. Ciało mężczyzny ma swoje mechanizmy i daje o sobie znać zanim wejdzie w orbitę zainteresowanie się kobietą. Chłopak sam ze sobą musi sobie dać radę. I o ile uzasadniona jest ta okresowa izolacja, która ma w jednostce ukształtować wysoki próg tolerancji na frustrację, o tyle błędna jest izolacja od samej problematyki. Wypracowany próg tolerancji na frustrację utrudnia radosną akceptację rady ewangelicznej i nie zdaje egzaminu w całokształcie procesu wychowawczego.
Integracja
Mówiąc o integracji mamy na myśli jednostkę, która działa jako całość, jako osoba. Nie chodzi o doraźne „zniszczenie” w świadomości wartości ciała i płci przez zepchnięcie jej przeżycia do podświadomości lub też szukania namiastki za pomocą mechanizmów obronnych. Potrzebna jest trwała, długofalowa integracja wartości ciała i płci, osadzona i zgruntowana w wartości osoby, ta zaś – w obiektywnej hierarchii wartości transcendentnych.
Nie chodzi bowiem o pogardę dla ciała, ale by ciało było pokorne w sensie podporządkowania się wartości miłości i wartości osoby własnej i drugiego „ty”. Sedno sprawy leży w tym, by w każdej sytuacji nadążać za wartością osoby i do niej dociągać każdą reakcję na wartość ciała i płci. Jest to szczególny wysiłek wewnętrzny, duchowy – bo afirmacja osoby może być tylko owocem ducha. Wysiłek ten jest przede wszystkim pozytywny, twórczy „od wewnątrz”, a nie negatywny i destruktywny. Wypływa on z normy personalistycznej, która zawiera dwojaką treść: pozytywną – miłuj, kochaj oraz negatywną – nie czyń z osoby przedmiotu użytku (nawet z własnej).
Kapłan zawsze będzie miał do czynienia z kobietą i byłoby naiwnością uważać, że nie spotka się z gorącą miłością kobiety. Tradycyjne metody wychowawcze, bazujące na sublimacji czy tolerancji na frustrację, będą nakazywały tę miłość odepchnąć; będzie to zgodne z religią, ale niezgodne z życiem, jak również z ewangelią. Nie wolno nam utożsamiać religii z ewangelią. Religia jest naturalną potrzebą psychiczną człowieka, jest uwarunkowana czynnikami ewolucyjne-historyczno-psychicznymi, jest naturalną drogą do wiary. Wiara jest postawą osoby ludzkiej do osoby Chrystusa, odchuje ją postawa miłości do Chrystusa oraz realizacja tej miłości w życiu. Jest zupełnie prawidłowe, że kapłan będzie przedmiotem uwielbienia niejednej dziewczyny. Chodzi jednak o to, by umiał tę kobietę przeprowadzić przez siebie do Boga, a nie zatrzymywał jej na sobie oraz by sam nie zatrzymywał się na niej. Praca wychowawcza do celibatu winna iść w tym kierunku, by kapłan umiał swoją miłość rozszerzyć na wszystkich ludzi, a więc na wszystkie kobiety. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj problem jakości tej miłości, z którą się łączy duch ofiary i poświęcenia. Nie może bowiem mówić o miłości ten, kto nie jest zdolny do ofiary. Należałoby zatem uczyć alumna kochać, nie odsuwać problematyki miłości, ale po prostu uczyć kochać. Augustyńskie „kochaj i rób co chcesz” jest w tym wypadku jak najbardziej słuszne.
Każdy seminarzysta musi zewnętrznie i wewnętrznie dorastać do czystego miłowania, dojrzewać do jego smaku, ponieważ i on jest obciążony pożądliwością ciała i skłonny do upatrywania „smaku” miłości przede wszystkim w seksualnym wyżyciu. Z tego względu wychowanie do celibatu jest sprawą trudną, długofalową i indywidualną. Trzeba się liczyć z wieloma czynnikami wczesnych posunięć wychowawczych, trzeba czekać na jej owoce i zarazem o nie zabiegać. Nie chodzi bowiem o „walkę” z popędem, lecz o pozytywną, radosną i autonomiczną postawę człowieka wobec rady ewangelicznej. Integracja każę uszeregować we właściwy sposób wartości, a nie tłumić ani wypierać.
W psychopedagogice celibatu należy zwracać uwagę na pełne poczucie odpowiedzialności, tzn. umieć również żałować za winy, ale nie przeżywać, nie neurotyzować się nimi, lecz ciągle na nowo rozpoczynać i wytrwale postępować naprzód, mając zarazem ducha głębokiej pokory.
DYSKUSJA
Doc. dr J. Strojnowski: Interesuje mnie zagadnienie, jak dalece uzasadnione jest narzucanie celibatu pewnym osobom.
Prof. dr Grabowski: Odniosłem wrażenie, że o. Nowak za mało podkreślił w swoim referacie zagadnienie łaski, pamiętajmy o tym, że czystość jest szczególnym darem Boga.
Prof. dr Stanowski: Przede wszystkim chciałbym podziękować za tak pięknie nakreśloną wartość płci. Jesteśmy aktualnie świadkami ogromnego kryzysu duchowieństwa, czy nie ma to czasami związku z pojęciem ojcostwa? Śmiałbym również twierdzić, że seminarium podchodzi do spraw płci zbyt negatywnie, jako coś poniżającego, po prostu jako „bagno – błoto”. Poza tym, nie bardzo rozumiem, jak o. Nowak rozumie integrację u celibatariusza. W małżeństwie wiadomo. Po prostu pożycie seksualne u dojrzałych małżonków nie jest jakimś wyżyciem, ale znakiem, symbolem miłosnego oddania się dwojga osób. A więc tutaj miłość znajduje swoją integrację. Gdy chodzi o izolację, czy jest ona doprawdy tak bardzo konieczna w wychowaniu do celibatu? Należałoby również i o tym pomyśleć, by celibatariusz w starszych latach nie nabył manier starego kawalera.
Prof. dr Mościcki: Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jungowską indywiduację jako pełną harmonię rozwoju osobowości, gdzie wszystko jest odpowiednio podporządkowane jako owoc dojrzałej osobowości. Jest to najwyższy punkt integracji ludzkiej osoby.
Prof. dr Grabowski: Chciałbym jeszcze raz powrócić do sprawy łaski. O. Nowak w sekwencjach swego referatu podkreślił, że wychowanie do celibatu jest sprawą trudną, długofalową i indywidualną – a gdzie sprawa łaski? Jakby o. Nowak wytłumaczył taki fakt? Otóż papież Jan XXIII zwierzył się naszemu Prymasowi, że z chwilą gdy podjął decyzję życia kapłańskiego, nie miał żadnych kłopotów na tle celibatu.
Prof. dr Wiśniowolski: O. Nowak negatywnie nakreślił zagadnienie sublimacji. Spróbuję rzucić trochę innego światła na to zagadnienie. Otóż sublimacja w nowszym ujęciu psychoanalitycznym (W. Daim) nie polega na tłumieniu ani wyparciu. Człowiek bowiem posiada jeszcze wyższe uczucia prawdy, dobra, piękna, uczucia społecznych poświęceń. Otóż człowiek, który się odda całą mocą osoby tym wyższym sprawom, zapomina po prostu o popędach, które mają charakter gatunkowy, a więc nie ma tutaj procesu tłumienia ani wyparcia, ale energia tych „zapomnianych” popędów jest również mocą całej osoby zaangażowana w wyższe uczucia. I jeszcze jedno. Gdy odzywają się jakieś „zapotrzebowania” seksualne u kleryka, rozmaite myśli i pragnienia, to nie może ich odrzucać. Trzeba po prostu „interesanta” przyjąć, świadomie mu się przypatrzeć, potraktować go bardziej intelektualnie niż emocjonalnie i wtedy z czasem człowiek nabywa techniki radzenia sobie z popędami.
Prof. dr Stanowski: Wydaje mi się, że ostatnie sugestie prof. Wiśniowolskiego nie bardzo byłyby zgodne z moralistyką, która nawet myśli i pragnienia uważa za grzech ciężki jako wystąpienie przeciw cnocie czystości. Moralność jak najbardziej nakazuje odrzucać wszelkiego rodzaju myśli czy pragnienia o treści erotycznej.
A. J. Nowak: Dyskusja nasza wokół problematyki celibatu dotyczyła tylu spraw, że trudno będzie dokonać odpowiedniej syntezy. Postaram się, w miarę możliwości, odpowiedzieć na poruszone zagadnienia.
W kwestii celibatu „narzucanego” pewnym osobom, chodzi oczywiście o stan kapłański, o którym mówił doc. dr Strojnowski. Jest to rzeczywiście ważne zagadnienie. Nie jestem kompetentny do autorytatywnych rozstrzygnięć. Chciałbym jednak poddać pod refleksję, czy ewentualną dyskusję, następujący problem. Otóż doskonały znawca psychiki człowieka Bóg-Chrystus powiedział bardzo skromnie: „jeżeli chcesz, możesz żyć w bezżeństwie” – to tylko rada, nie przykazanie! Czy Kościół jako instytucja jest upoważniony, by problem ustawić nakazująco, parafrazując: jeżeli chcesz być kapłanem, to musisz żyć w celibacie?!
Co do zagadnienia łaski, o której mówił prof. Grabowski, pragnę zaznaczyć, że przedstawiłem problem wychowania do celibatu wyłącznie z płaszczyzny psychologicznej i nie byłem zobowiązany poruszać spraw teologicznych. Nie mniej jednak problem łaski dość wyraźnie został zaakcentowany chociażby stwierdzeniem, że „problem celibatu i czystości może być w pełni zrozumiany tylko z pozycji dojrzałej wiary”. I dlatego, z punktu widzenia czysto psychologicznego, wychowanie do celibatu jest sprawą trudną, długofalową i indywidualną. Złożenie przez kleryka ślubu czystości lub przyrzeczenie celibatu (spraw tych nie można utożsamiać) nie znaczy, że z tą chwilą będzie on czysty jak łza; pójdzie nadal drogą rozwoju i może go spotkać niejedno niepowodzenie. Nie można ulegać pokusie Camusa „jak być świętym bez łaski”, nie można kształtować cnoty czystości siłą własnej miernoty. Jest to praca, ale i zarazem cierpliwe czekanie na pełne jej zwycięstwo. Odważyłbym się posłużyć analogią, otóż jedno małżeństwo od pierwszej chwili potrafi sobie ułożyć etykę miłości małżeńskiej, inne natomiast mozoli się tymi problemami niemalże do grobowej deski. Które z nich jest lepsze w oczach Chrystusa? Nie jest naszą sprawą sądzić!
Jeżeli chodzi o przypadek papieża Jana XXIII to można by przyjąć z punktu widzenia czysto psychologicznego (pomijając oczywiście problem łaski) interpretację, jaką przedstawił prof. dr Wiśniowolski (mam na myśli sublimację w ujęciu W. Daima). Niemniej jednak jestem zdania, że lepiej byłoby zrezygnować z pojęcia sublimacji. Jest to bowiem, termin czysto psychoanalityczny, należy do mechanizmów obronnych i nie akceptuje ze swej natury wartościowego popędu seksualnego. Prof. Stanowski wyrażał również pewne obawy w sprawie świadomego, intelektualnego potraktowania popędu seksualnego, mogłoby to bowiem kolidować z tym, co teologia moralna określa grzechami myślnymi! Sądzę, że dzisiaj stawia ona te sprawy trochę inaczej. Na pewno świadome i intelektualne potraktowanie spraw płci może być skuteczne w procesie wychowawczym.
Prof. dr Stanowski poruszył w dyskusji szereg bardzo ważnych spraw. W moim przekonaniu kryzys stanu kapłańskiego, o którym wspomniał prof. Stanowski, jest reperkusją kryzysu miłości małżeńskiej. Po prostu brak gleby, na której mogłyby ukształtować się w sposób właściwy powołania kapłańskie. Zresztą istnieje ogólna nieporadność wychowywania chłopców do ojcostwa. I tu chciałbym rozwinąć myśl prof. Stanowskiego. Otóż dziewczynka od bardzo wczesnych lat posiada swój bogaty świat macierzyństwa (mam na myśli zabawy z lalką). To wszystko rozwija w niej uczucia, z którymi łączy się zdolność ponoszenia ofiar. Tymczasem, która z matek potrafi wychować swego synalka do ojcostwa? Obawiam się, że nawet nie wiemy, jak tego dokonać. Chłopcu wpaja się bardzo wcześnie, że ma być np.: technikiem, lekarzem, prawnikiem, dobrze wykwalifikowanym robotnikiem, a cała dziedzina formacji uczuć ojcowskich leży odłogiem, a z nią się przecież łączy zdolność ponoszenia ofiar. Chyba dlatego spotykamy się z takim zjawiskiem, że u bardzo wielu żonatych kufel piwa, kolega, karty, praca zawodowa więcej znaczą, niż ojcowska opieka i zaangażowanie się w sprawy własnej rodziny. Brak ducha ofiary, który jest jedynym dowodem autentycznej miłości.
Do seminarium wstępują 19-20-latki; jest to już osobowość w swoich istotnych powiązaniach ukształtowana. Jeżeli taki chłopak nie wyniósł z domu ducha ofiary, nie został wychowany do ojcostwa, to jako przyszły kapłan może być bardzo dobrym administratorem, organizatorem pracy, finansistą, ale nie będzie oddanym duszpasterzem, nie będzie kimś, który swoją osobę w duchu autentycznej miłości zaofiarował społeczności, Kościołowi, Ludowi Bożemu. Popieram sugestię prof. Stanowskiego, że kryzys duchowieństwa ma, powiedziałbym, ważny związek z ojcostwem.
Następne zagadnienie, które poruszył Pan Profesor, to negatywne nakreślenie wartości płci w seminarium. Niewątpliwie pokutuje w teologii moralnej noldinowska anatomia człowieka, tzw. partes honeste i partes inhoneste. Czystość serca chciano ochronić przed „nieczystością” anatomiczną. Była to jednak mentalność epoki. Swego czasu Kantowi zarzucono, że jako kawaler jest niezgodny ze swoim imperatywem kategorycznym. Kant odpowiedział – dlatego się nie ożeniłem, ponieważ małżeństwo jest „im Vergnugung zu kurz und im Bewegung zu komisch”. O dyfamacji płci świadczy cała epoka libertyńskich powieści. Zaliczymy to jednak do historii. Zresztą już synod w Orange (529) walcząc z manicheizmem wypowiedział znamienne zdanie: „Gdyby ktokolwiek żyjąc w bezżeństwie wynosił się nad tych, którzy żyją w małżeństwie n.b.w.” To orzeczenie świadczy o ogromnym dowartościowaniu płci, możliwym tylko w aspekcie sakramentalnym. To Chrystus miłość dwojga osób cielesno-psychiczno-duchową podniósł aż do rangi sakramentu, do rangi spotkania się z Bogiem.
Jeżeli chodzi o integrację, to problem polega na tym, by proces wychowawczy w seminarium, dotyczący celibatu, nie kierował się dyfamacją ciała i płci, ale by dojrzały człowiek (kleryk, kapłan) umiał reakcje na wartość ciała i płci podnosić do wartości osoby. Oczywiście jest to jakościowo inna miłość integrująca, ale taka ona powinna być. W przeciwnym wypadku może kapłanowi grozić to, o czym wspominał Pan Profesor: maniery starego kawalera.
I wreszcie, czy konieczna jest izolacja, by wychowywać do celibatu? Konieczna na pewno nie, ale przebywanie w grupie, która przygotowuje się do specyficznego charakteru pracy, jest na pewno wskazana. Zresztą w wielu seminariach nie tylko diecezjalnych, ale nawet i zakonnych trudno byłoby mówić o jakiejś izolacji. Studenci wyższych seminariów duchownych mają dzisiaj doprawdy szerokie kontakty społeczne. Warto wspomnieć o kapłanach starszego pokolenia diecezji wrocławskiej i opolskiej, którzy w początkach XX w. studiowali teologię na uniwersytecie wrocławskim jako normalni studenci. Dopiero po ukończeniu teologii przebywali jeden rok w tzw. seminarium i otrzymywali w ciągu jednego, roku wszystkie święcenia. I trzeba przyznać, że wspaniale pracowali jako duszpasterze pełni ducha ofiary.
Prof. dr Mościcki wskazał na jungowską indywiduację, jako na metodę integrującą ludzką osobowość. Miałbym co do tego duże zastrzeżenie. Popęd do śmierci, który odgrywa tak doniosłą rolę w całym systemie Freuda, ma również swoje odbicie w psychologii analitycznej C. G. Junga oraz w psychologii indywidualnej A. Adlera. Adlerowskie zaofiarowanie osoby na rzecz społeczeństwa, apoteoza adaptacji, jungowską indywiduacja są również symbolami śmierci. W tej ostatniej, osoba nie otwiera się na „ty”, lecz zamyka się sama w sobie, czyli innymi słowy zamiera, nie ma żadnych perspektyw rozwojowych.
Kończąc, dziękuję jeszcze raz wszystkim za cenne myśli w dyskusji.
Archiwum KWPZM