Stefan Miecznikowski SJ
WYCHOWAWCA ZAKONNY WOBEC WSPÓŁCZESNEGO ZANIKU ZMYSŁU RELIGIJNEGO
Jasna Góra, październik 1967 r.
Materiały Komisji Studiów i Wychowania KWPZM
Jeden ze sławnych listów pasterskich kard. Suhard, arcybiskupa Paryża, nosi tytuł: „Zmysł Boga”. Na początku tego listu kardynał daje wyraz bólu swego kapłańskiego serca wobec narastającej w społeczeństwie dzisiejszym niewiary. Oto jego słowa: „Określa się współczesną epokę jako epokę maszyny, epokę atomu itd. Słuszniej by ją można określić przez jedną cechę, która stawia ją poza wszystkimi Innymi: „epoka bez Boga”. Bóg jest wśród nas nieobecny, spośród nas wygnany, wyłączony z nurtu życia. Nasza epoka coraz bardziej, niestety, utwierdza się w tym stanie, w tej próżni, w której męczy się i kona – w tej pustyni bez Boga”.
Kardynał dostrzega jak ten klimat niewiary wnika w środowisko ludzi wierzących: „Chrześcijanie oddychający tą atmosferą zostają przez nią zakażeni, wchłaniają zarazki i popadają w śmiertelne niebezpieczeństwo – mogą stać się ofiarami”.
Nie uszły pewnie naszej uwagi akcenty nadane przez Ojca św. Pawła VI przemówieniu inauguracyjnemu na rozpoczęcie pierwszego Synodu Biskupów świata. Papież stwierdza poważne zagrożenie wiary katolickiej z dwu stron; od strony „areligijnych tendencji współczesnej mentalności” i od strony pewnej grupy myślicieli i pisarzy wewnątrz Kościoła, którzy chcąc „nadać nowy wyraz nauczaniu katolickiemu, bardziej starają się o dostosowanie prawd religijnych do myśli i języka świeckiego, niż do wskazań Nauczycielskiego Urzędu Kościoła”, Paweł VI przestrzega przed tendencjami, które można by określić jako ściąganie objawionego słowa Bożego do poziomu naszych naturalistycznych pojęć. Papież daje wyraz swego niepokoju wobec groźnych symptomów zaniku zmysłu religijnego, jakie pojawiają się we współczesnej myśli i przedostają się do umysłowości ludzi wierzących.
Świat bez Boga
„Żyjemy w świecie pełnym hałasu – powiada katolicki publicysta Frank J. Sheed – nigdy jeszcze nie był tak krzykliwy. Radio i telewizja pracują bez przerwy. Mamy kina, mecze sportowe, tygodniki popularne i istny zalew prasy codziennej. Szosami pędzą samochody, w powietrzu coraz gęściej od samolotów. Jakże w tym nieustającym huku i rozgwarze usłyszana ma być prawda, prawda objawiona? – Mamy papieża, który głosi prawdę, ale mnóstwo ludzi nie słyszy jego głosu. Po prostu nie może go dosłyszeć”.
Świąt jest w ruchu. Budzą się ludy, które były pogrążone jakby w wiekowym śnie prymitywu i nędzy. Z wiarą w człowieka i w jego moc pokonania przyrody, a nawet własnej natury, sięgają po awans kulturalny, ekonomiczny, społeczny i polityczny. Motorem tych ruchów wielokierunkowych jest technika. Postęp techniczny, olbrzymi i oszałamiający, leży u źródeł rewolucji przemysłowej, kulturalnej, moralnej i światopoglądowej, jakiej widownią jest nasza epoka.
Masy ogarnia pęd do rozrywki, zwłaszcza w środowisku amerykańsko-europejskim, gdzie coraz bardziej skraca się godziny pracy i ludzie nie wiedzą, co robić z czasem wolnym.
„Na globie ziemskim mrowi się 5 miliardy ludzi ściśniętych w miastach lub cisnących się do miast, wykorzenionych radykalnie ze swych tradycji lub będących w przededniu wykorzenienia, osamotnionych w czasie i przestrzeni, poddanych procesom socjalizacji, które każą im odkrywać i przeżywać nowe, poszerzone typy solidarności. – Ludziom tym dmą prosto w oczy wichury z wszystkich stron. Zawaliły się osłony rodzin, klanów, społeczeństw – jedyną busolą jest „instynkt techniczny” w tej czy innej formie. Instynkt upartego, zachłannego szukania w poprawie bytu lub w zwycięskiej walce z przyrodą bądź pełni człowieczeństwa, bądź zapomnienia o odpowiedzialności, jaką na każdego z nas nakłada istota jego człowieczeństwa: wolność” /J. de Broucker/.
Cóż dziwnego, że społeczeństwo staje się coraz bardziej obojętne dla spraw religii, znużone wiarą. Po prostu nie ma czasu dla Boga w takim mnóstwie spraw, które czekają na załatwienie, absorbują, porywają. – Niewiara stanowi fakt, staje się zjawiskiem coraz bardziej masowym, o różnych odcieniach – nie ma co chować głowy w piasek.
Już w połowie III stulecia, patrząc na dużą liczbę pozornych chrześcijan, pisał Orygenes: „Prawdę mówiąc, jeżeli będziemy sądzili rzeczy zgodnie z rzeczywistością, a nie według liczb; zgodnie z postawą ludzi, a nie według zgromadzonych tłumów – zobaczymy, że obecnie nie jesteśmy już wierzący”. Orygenes – oczywiście – przesadził, ale słowa te bez większej przesady można odnieść do naszych czasów. Niewiara dość powszechna staje się faktem i w naszym polskim społeczeństwie.
Sytuacja duchowa młodzieży polskiej
Jak wygląda sprawa wiary i religijności na odcinku młodzieży u nas w Polsce? Ten teren szczególnie nas interesuje, tu przede wszystkim musimy skupić uwagę. Jakie są ideały naszej młodzieży, czy w ogóle młodzież je ma? Jaka jest wartość tych ideałów, jak one są bliskie religii i jej naczelnym wartościom?
Nie możemy się skarżyć na brak materiałów informacyjnych dotyczących wymienionej problematyki. Nie będą one mówić wprost o zagadnieniach nas interesujących, ale pośrednio rzucą światło na nie.
W ostatnich latach /sześćdziesiątych/ zorganizowano wiele sondaży ankietowych w środowiskach młodzieżowych, które łącznie dają obraz, można powiedzieć, dobry, ideałów życiowych młodzieży. Pozwolę sobie wymienić prace, które ukazały się na rynku wydawniczym i które nas bardziej interesują:
Jawłowska i Pacławska badały „Postawy życiowe młodzieży dorastającej w świetle jej zainteresowań czytelniczych”.
Ośrodek Badań Opinii publicznej zorganizował ankietę wśród maturzystów i wyniki jej opublikował w książce pt.: „Plany życiowe absolwentów szkoły średniej”.
W Kwartalniku Pedagogicznym ukazało się omówienie ankiety przeprowadzonej pod kierunkiem prof. Szczerby na temat: „Uczeń szkoły miejskiej i wiejskiej w świetle własnych wypowiedzi”.
Regina Knapik przebadała poglądy studentów Gdańskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej na „Ideały życiowe i wychowawcze” i podała wyniki w publikacji pod tym samym tytułem.
Ks. Tadeusz Bogucki sondował opinię wśród dorastającej młodzieży warszawskiej i podzielił się tymi uwagami przed sześcioma laty na łamach „Homo Dei”.
O „Zainteresowaniach, poglądach i postawach starszej młodzieży harcerskiej” pisał Bząd-Górnicki w czasopiśmie „Harcerstwo”.
Najpoważniejsze zaś dwie publikacje noszą tytuł: „Wzory z sukcesu życiowego młodzieży warszawskiej” – w opracowaniu prof. Baumana; i „Światopogląd młodzieży – na podstawie materiałów i elaboratu Zofii Skórzyńskiej” – opracowała dla Ośrodka Badań Opinii Publicznej przy Polskim Radiu Maria Szaniawska.
Te prace i ujęcia syntetyczne Aleksandra Kamińskiego, profesora pedagogiki społecznej na Uniwersytecie Łódzkim podaje w referacie „Dążenie życiowe młodzieży współczesnej na tle przemian w kulturze” – będą nam służyć za podstawę naszych wywodów.
Zważywszy, że materiał jest obfity i że w większości są to prace przeprowadzone w rygorach najnowszej socjologii oraz obejmują szeroki wachlarz naszej młodzieży warszawskiej w wieku od 18-24 lat w liczbie 659 osób. Skórzyńska zaś i Szaniawska reprezentację całej młodzieży polskiej /można śmiało powiedzieć/ – bo 2746 osób w stosunku procentowym odpowiadającym układowi tej młodzieży co do wieku, płci, uczelni, zawodu, miejsca zamieszkania i środowisk społecznych. 48,2% stanowiła młodzież pochodząca ze wsi; 38,2% młodzież robotnicza i 10,1% młodzież środowisk inteligenckich.
Jakie są wyniki tych ankiet pod kątem interesującego nas zagadnienia podstawowych ideałów życiowych naszej dzisiejszej młodzieży?
Wszystkie badania zgodnie orientują na naczelną wartość, do której dąży młodzież: dobrobyt. Pragnie go 42% młodzieży i jest to procent dwukrotnie wyższy od następnej pozycji, którą młodzież wybrała, a są nią wysokie kwalifikacje zawodowe. – Dla młodzieży męskiej dobrobyt jest jeszcze ważniejszy niż dla kobiet, a dążenie do niego rośnie statystycznie wraz z wiekiem, maleje zaś w miarę wzrostu w wykształceniu, spada szybko – po uzyskaniu matury.
Naczelne miejsce dobrobytu wśród ideałów życiowych młodzieży potwierdzają odpowiedzi na inne punkty ankiet. Mianowicie na pytanie: „Gdybyś miał wybierać – jaką pracę przede wszystkim byś wybrał?” – pierwsze miejsce zajęła odpowiedź: „pracę dobrze płatną”.
Ten wynik plebiscytu trochę niepokoi. Mówię trochę, bo pod słowem „dobrobyt” kryją się de facto umiarkowane aspiracje młodzieży. Oto na pytanie projekcyjne: „Jakbyś zużytkował 100 tys. zł wygrane w Toto-Lotka, gdybyś mógł z nimi zrobić to, na co masz ochotę?” – z liczby tysiąca młodych osób w całym kraju odpowiedzi były następujące:
I miejsce – uzupełnienie bieżących braków w garderobie, meblach itp.,
II miejsce – samochód, motocykl,
III miejsce – przyjście z pomocą rodzinie. /„ubrałbym się ładnie, część forsy zostawiłbym sobie, a większość oddałbym rodzicom na ich potrzeby” – pisze pewien chłopak/
IV miejsce – zajmują cele społeczne, a wśród nich zdarza się i pomoc najbiedniejszym.
Jak więc słusznie można wnosić ów szokujący trochę na pierwszym miejscu „dobrobyt” sprowadza się w istocie do realistycznego ideału minimalnego komfortu życiowego. Młodzież nasza jest trzeźwa życiowo: „primum vivere, deinde philosophari”.
Drugie miejscu na liście ideałów życiowych młodzieży polskiej zajmują wysokie kwalifikacje zawodowe. Podobnie i ta wartość jest dwukrotnie u mężczyzn wyżej notowana, niż u kobiet, natomiast silniej akcentowana jest przez młodsze roczniki, niż przez starsze. Rośnie szybko wraz z wykształceniem. Jest to przejaw zdrowej ambicji i potrzeby odnalezienia osobistej satysfakcji w spełnianym zawodzie.
Tę wysoką rangę rzetelnych kwalifikacji zawodowych w aspiracjach młodzieży potwierdzają odpowiedzi na inne pytania pomocnicze. Np. na punkt ankiety: „Jakie wartości u osób twojej płci najwięcej cenisz?” – odpowiadano najczęściej: „wiedzę i kwalifikacje zawodowe”. A na pytanie „Jakie czyny najbardziej potępiasz?” – w wysokim procencie odpowiadali: „Niesumienność w pracy zawodowej”.
Wysoka lokata tej wartości w przekonaniu młodych jest zrozumiała. Jak przed wiekami o pozycji społecznej jednostki decydowało tzw. „dobre urodzenie”, a w ostatnim stuleciu – stan majątkowy; tak w naszych czasach i w naszej sytuacji awansu technicznego i społecznego opinia publiczna wysuwa na czoło wartości decydujących o prestiżu jednostki – jej wykształcenie, wykonywany przez nią zawód i pozycję zajmowaną w tym zawodzie. Młodzież nasza okazuje się więc jeszcze raz wolna od romantyzmu, trzeźwa.
Trzecią pozycję w katalogu ideałów życiowych naszej młodzieży zajmuje szczęście w miłości. Wartość ma prawie tę samą rangę, co wysokie kwalifikacje zawodowe. Prym wodzą oczywiście kobiety: aspiracja ta jest u nich niemal trzykrotnie wyżej notowana niż u mężczyzn, ale spada w miarę postępu w lutach. Stopień wykształcenia nie ma żadnego wpływu na układ procentowy zwolenników tej wartości.
Na uwagę zasługuje fakt, że młodzież wiąże szczęście w miłości zdecydowanie z małżeństwem i rodziną. Zdradę małżeńską potępia bardzo surowo: bezwzględnie, tzn. nie uznając żadnych okoliczności łagodzących – aż 57% młodzieży. Takich, którzy wcale nie potępiają zdrady małżeńskiej, jest tylko 8% młodzieży. Chyba uprawniony jest wniosek, że spojrzenie młodych na ideał szczęścia w miłości jest trzeźwe i zdrowe.
Byłoby rzeczą bardzo interesującą zapuścić się dalej w tajniki wyborów młodzieży, ale zaprowadziło by to nas zbyt daleko. – Jakie spostrzeżenia narzucają się w związku z tym plebiscytem? Spostrzeżenia natury ogólniejszej byłyby następujące:
Współczesna młodzież polska umie dbać o swoje interesy, jest trzeźwa i praktyczna, nie przejmuje się zbytnio sprawami ideowymi i poza osobistymi. Czy wyznaje hedonizm? – W pewnym stopniu tak. Dążenie do pomyślności i szczęścia osobistego nie kształtuje się u niej na ogół kosztem otoczenia, jednakże nieobecność elementu prawdziwie idealnego jest uderzająca.
W ocenie spraw dosyć ważnych, jak np. etyka pożycia dwojga płci, stosunek do praktyki przerywania ciąży obserwujemy u niej wyraźny relatywizm. Młodzież ma swoje kryteria słuszności i dobra, dosyć odległe od norm Kościoła, nie skora jest do uległego przyjmowania autorytetów ludzkich i boskich.
Przystępując do sprawy najważniejszej, stwierdzamy w dziedzinie ideałów młodzieży wyraźne przesunięcie w kierunku naturalizmu. Na pierwszy plan wysuwa się ich świeckość. Zjawisko to pozostaje w prostym związku z procesem laicyzacji. Zaniku w naszym społeczeństwie element sakralny – tak dotychczas żywy. Nie ma już wiele miejsca w naszym dzisiejszym życiu dla przejawów religijnych. Podkopywanie zasad wiary, rugowanie tradycji katolickich; obok tego coraz bardziej techniczny styl życia, wzmożenie produkcji wywołuje jakąś gorączkę posiadania dóbr doczesnych i używania. Profanum przesłania coraz bardziej sacrum. Następuje zaćmienie słońca, ma miejsce to, co Nietzche nazwał „zmierzchem bogów” – „Gotterdämmerung”.
Praktyki religijne ulegają wśród młodych coraz większemu zaniedbaniu. Treści wiary nie docierają zupełnie do pewnej części młodzieży. U wierzących wiara nie sięga w dziedzinę ideałów i wartości, nie zapładnia życia, nie mobilizuje energii twórczych. Jest dodatkiem do życia, dodatkiem często formalnym i zwyczajowym. U niewielu sięga głębiej. U bardzo małej grupki stanowi motor poczynań, natchnienie życia osobistego i postawy społecznej. Poważny kryzys zmysłu religijnego wśród młodej generacji jest faktem.
W jakim stopniu diagnoza tutaj przedstawiona jest reprezentatywna dla młodzieży polskiej? – Myślę, że w dużym stopniu. Na pewno dotyczy trzonu naszej młodzieży, zwłaszcza w jej rocznikach górnych, od 18-22 lat. Dotyczy młodzieży przeciętnej. Nie oddaje należycie postaw młodzieży wyjątkowej, która obraca się w kręgu żywych wpływów Kościoła /aby tę grupę rozpoznać, trzeba by inaczej ułożyć pytania kwestionariusza, ankiety/; nie dotyczy też młodzieży tzw. „marginesu społecznego”, zbiorowisk młodocianych przestępców, chuliganów i „wdechowców”. I ta młodzież stanowi niewielki odsetek, ale jej liczba wzrasta i jej „ideały” promieniują na ogół – kto wie czy nie silniej, niż ideały religijne. Jest to grupa „społecznie patologiczna”, ale rzuca się w oczy i ma wpływy nieproporcjonalnie duże w stosunku do jej rozmiarów ilościowych.
Zauważmy, że proces desakralizacji naszego życia publicznego nie słabnie, lecz stale nasila się. Współdziałają tu dwa nurty: wyraźnie ateistyczny i laicystyczny – jeden wprost wrogi religii, a drugi wypierający wartości nadprzyrodzone na drodze podbijania ceny spraw czysto ludzkich, ziemskich, doczesnych. Nie należy więc spodziewać się poprawy, wręcz przeciwnie, należy liczyć się ze wzrostem kryzysu religijnego.
Skutki w środowiskach wierzących
Zanik zmysłu religijnego w całym społeczeństwie pociąga oczywiście za sobą ujemne następstwa w środowiskach wierzących. Nie żyjemy w izolacji – nawet my zakonnicy – nie jesteśmy zabezpieczeni od wpływów ducha świata na nas.
Pierwszym następstwem ogólnego procesu desakralizacji naszego życia jest zachwianie i zahamowanie wiary u wierzących. Konfrontacja postawy religijnej tradycyjnej ze światem laickim i niewierzącym, nagabywanie jej przez świat, osądzanie i kwestionowanie, powoduje zjawisko tzw. problematyzacji wiary. Przestaje ona być „samą przez się zrozumiałą, naturalną”. Przybiera albo postać wiary refleksyjnej, świadomej, albo skazana jest na szybki zanik. W efekcie przetrwają jej szczątki bez żadnego wpływu na życie.
„Jednym z najbardziej znamiennych rysów naszej epoki – powiedział K. Jaspers – jest to, że żyjemy v świecie, który utracił naiwność”. Sprawdza się to szczególnie w stosunku do świata wierzeń religijnych. Wokół wiary wierzących powstaje atmosfera krytycyzmu, dyskusji. Sama wiara staje się problemem. Zwłaszcza młodzi nie przyjmują już na ślepo żadnych twierdzeń religijnych. Mają wiele trudności z dogmatami katolicyzmu. Owszem, wątpienie sięga samych korzeni wiary chrześcijańskiej, ulega zakwestionowaniu sam jej sens.
Drugim, nieuchronnym następstwem jest osłabienie gorliwości religijnej u wierzących katolików. Widok rzesz instalujących się na tym świecie, obojętnych na wartości wyższe, dotkniętych sceptycyzmem wobec rzeczywistości transcendentnej powoduje siłą rzeczy u słabszych zahamowanie pędu do Boga. Środowisko albo niesie człowieka ku Bogu, albo tarasuje drogę indywidualnym przejawom pobożności. Nasz świat przestoje być czytelną organizacją znaków wiodących do Boga. Do wytłumaczenia tajemnicy świata rości pretensje nauka. Religia w mniemaniu wielu traci teren, który niegdyś do niej należał. W takich warunkach szerzy się oczywiście obojętność religijna. Człowiek wierzący wycofuje się z pełnego daru z siebie wobec Boga. Obserwujemy tzw. kryzys zaangażowania. „Czy warto, gdy wszystko tak niepewne?”.
Po trzecie: zmienia się wrażliwość moralna u współczesnego człowieka. Pojawia się reakcja z kręgu tzw. etyki laickiej niezależnej od Boga. Dawniej oceniano ludzi według kryterium przynależności wyznaniowej, dziś główny miernik, jaki się przykłada, to uczulenie na sprawy ludzkie. Czyjeś prywatne odczucia nie brane są w rachubę, liczy się wkład w polepszenie życia na ziemi, poprawę stosunków panujących w rodzinie człowieczej. Wartości moralne obiektywizują się i naturalizują. Nie religia orzeka o wartości moralnej, lecz wartości moralne orzekają o religii. Musi się ona niejako usprawiedliwić wobec społeczeństwa wkładem konkretnym.
U wiernych łączy się ta przemiana wrażliwości z zanikiem religijnej motywacji czynów. Katolicy często poprzestają na motywach czysto ludzkich, naturalnych w swoich poczynaniach. Słabnie krąg oddziaływania religii na powszednie życie chrześcijan. Religia staje się sprawą prywatną, doznaje zamknięcia w zakrystii.
Ale nie tylko skutki negatywne niesie z sobą proces laicyzacji. U pewnej rzeszy chrześcijan obserwujemy zjawisko pocieszające: obudzenie się wiary autentycznej, świadomej, konsekwentnej; religijność ich staje się gorąca, apostolska, ekspiacyjna. Jakby był pewien zasób energii Bożych w społeczeństwie, które nie znalazłszy ujścia u jednych, z tym większą siłą ujawniają się w drugich.
Zanik zmysłu religijnego we współczesności osiągnął za naszych dni szczyt: oglądamy zjawisko ateizmu masowego. Jest to ateizm niejednokrotnie szczery, pozytywny, polegający na czymś więcej niż na zaprzeczeniu Boga – mianowicie na własnym pozytywnym programie humanistycznym, który ma kuszące oblicze.
Ateizm naszych dni jest nie tylko pokusą – stanowi wyzwanie rzucone rzeszom ludzi wierzących. Na dniach studiów, jakie zorganizowały w Paryżu „Information Catholiques Internationales”’ w maju 1962 r. mówił w końcowym słowie C. Liègê: „Ateizm jest najwyższą próbą, jaką Bóg każę znieść swojemu Kościołowi. Próbą w obu znaczeniach tego słowa: próbą dlatego, że uderzenie jest mocne, że ateizm jest szczepionką silną, zwłaszcza dla niektórych słabszych natur. Jest również próbą, ponieważ wyjaśnia pewne sytuacje w Kościele, w którym zamieszkiwało zbyt wielu półwierzących, zmuszonych odtąd do jasnego postawienia sprawy swojego stosunku do Boga, aby bez oszustwa przezwyciężyć problem, jaki stawia ateista”.
Wnioski wychowawcze dla nas
Ks. Kan. Dondeyne z Lowanium umieszcza w ścisłym związku z ateizmem fakt tzw. „przebudzeniu religijnego chrześcijan”. Ono jest niewątpliwe, przebudzenie szczerej, autentycznej wiary. Zwłaszcza wiara stanowi – drogą faktów – odpowiedź na to, co nazwaliśmy „zakwestionowaniem chrystianizmu” przez ateizm współczesny.
Takie przebudzenie należy w miarę możności przygotowywać. Przyszłość religijna związana jest tylko z jednostkami silnymi, które rozwijają intensywnie swoje doświadczenie Boga. Brak socjologicznych warunków dla wiary. Tylko jednostki zaangażowane w pełni, apostolskie i klasztory – prawdziwe oazy życia nadprzyrodzonego – zdolne będą zahamować postępy ateizmu.
Liczmy się przy tym z faktem, że wśród kandydatów do kapłaństwu i życia zakonnego mamy spory procent jednostek zachwianych w samych podstawach. Jeden z kandydatów /który oczywiście nie dotrwał do końca nowicjaty/ zwierzył mi się, że właściwie nie bardzo wiedział, przychodząc do klasztoru, czy Bóg istnieje, czy nie. Ale po 3-ch miesiącach pobytu, obserwując domowników, stwierdził, że niewątpliwie „coś w tym jest”. Postawa charakterystyczna! I z takim usposobieniem można trafić do zakonu.
Wasze poczynania winny ten stan rzeczy uwzględnić; pragniemy wychować młodych do pełnego życia chrześcijańskiego, ale mamy do czynienia z prawdziwymi katechumenami. Z tym się trzeba liczyć w konferencjach i innych poczynaniach wychowawczych; nie za wiele suponować, poprzez wszystko wychowywać wiarę, umacniać ją, pogłębiać. Od kryzysów religijnych nie jest zdolna uchronić nikogo nawet środowisko najbardziej zamknięte, jeśli nie jest środowiskiem wysoko postawionym ideowo. Owszem, przeciwnie, może spowodować odstępstwo tym radykalniejsze, że nie spełniło pokładanych w nim nadziei, nie dało należytego oparcia i kierunku.
Jako postulat narzuca się formacja bardziej zindywidualizowana i wewnętrzna. Zakonnik jutra musi mieć w sobie mocne zasoby duchowe, osobiste. Przede wszystkim jaśnieć w nim będzie gorące poszukiwanie Boga, wiara świadoma, z osobistego wyboru. Duży nacisk położony na przymierze wewnętrzne z Bogiem, na zgodność form zewnętrznych z przekonaniami. O. Congar nazwał to „wolą czynów prawdziwych”. „Dobry zakonnik” w nowoczesnym znaczeniu, to nie dokładny „custos disciplinae”, przykładny obserwant wszystkich przepisów i zwyczajów starozakonnych – na pierwszym miejscu, lecz przede wszystkim poszukiwacz Boga. „Religia jest czymś zbyt poważnym, by być tylko zewnętrznym przyodziewkiem, przy pomocy którego stosujemy się do obyczajów wspólnoty” – pisał wspomniany profesor z Lovanium, Ks. Dondeyne. Jeśli religia to i zakonność, która jest wykwitem religijności, a nie przejawem konformizmu wobec grupy, w którą się weszło.
Konsekwentnie – rozwijajmy staranniej w młodych modlitwę wewnętrzną, przyjacielskie stosunki z Bogiem. Zakonnik to człowiek pozostający w stałym kontakcie z Duchem Św. przez wierność Jego światłom i natchnieniom. Trzeba większy nacisk kłaść na sprawę powołania osobistego każdego z naszych młodych, młodzi winni być o tym przekonani, że każdemu człowiekowi – zwłaszcza powołanemu – ma Bóg coś osobistego do zakomunikowania. Ten dar osobisty, gdy przyjmie się i wzrośnie, ukształtuje prawdziwą indywidualność religijną – rzecz bardzo pożądaną w naszych czasach. – Pominę w dalszych wywodach tę sprawę, bo na nią już niejednokrotnie zwracałem uwagę na naszych spotkaniach.
Nurtuje nas dzisiaj pragnienie uchwycenia tajemnicy Bożej w jej konkretnej rzeczywistości. Kierujmy młodzież do źródeł autentycznej religii. Chcielibyśmy ich rozbudzić jak najgłębiej, dać im formację rzetelnie nadprzyrodzoną: substancja nadprzyrodzona musi być przez nich wchłaniana w najczystszej postaci. Sobór poleca nam Pismo św., Liturgię, Sakramenty. Tutaj mają szukać młodzi zakonnicy pokarmu dla swej modlitwy i natchnień do swych poczynań. Uczmy ich czerpać ducha Bożego z pierwszej ręki, ze świeżych źródeł Zbawicielowych. Chrystus przemawia z Pism św. i z misteriów Kościoła. – W związku z tym rodzi się potrzeba gruntownej i pośpiesznej rewizji form modlitewnych w naszych zakonach.
Sam Kościół trzeba młodym ukazywać i pozwolić przeżyć jako żywą wspólnotę wiary i miłości, a nie jako urząd, organizację, jednostkę administracyjną. Otwiera się przed nami wdzięczne pole pracy: odnowić w naszych rodzinach zakonnych głębsze i prostsze więzy – te, które wywodzą się nie z prawa kanonicznego i tradycji zakonnych, ale Ewangelii i Eucharystii wprost.
Uczmy młodych „vivere et sentire cum Ecclesia”, a nawet głębiej: esse et agere in Ecclesia – to jest „esse et agere in Christo”, „in pace et vera fraternitate”.
Odkrywamy nowy rodzaj bliskości Chrystusa – przebijający ze wspólnoty ludzkiej w wierze i miłości. Kościół jest sakramentem Chrystusa przed wszystkimi innymi, pra-sakramentem. Nauczmy młodych lgnąć do Niego całym jestestwem, bo w tym dotyku „moc z Niego wychodzi i leczy wszystkich”.
Zaangażowanie w tajemnice Kościoła nie dokonuje się oczywiście kosztem ducha misyjnego i apostolskiego. Przeciwnie, otwiera horyzonty modlitwy, świadectwa, służby drugim. Urobienie apostolskie traci dziś cechy apologetyczne, zaczepne, nasyca się coraz bardziej duchem ekumenicznym. Kościół odkrywa głębokie więzy solidarności ze wszyst
kimi ludźmi. Jest to tak dalece nowa i obca dotychczasowej naszej mentalności i postawie zdobycz Soboru Watykańskiego II, że chyba ona wymaga najgłębszego nawrócenia, a konsekwentnie z naszej strony, ze strony wychowawców, domaga się rzetelniejszego wysiłku, odkrywczej myśli i pionierskie inicjatywy.
Te wszystkie zabiegi mają nie co innego na celu, tylko oczyszczenie i wzmocnienie samego zasadniczego węzła młodych dusz z Bogiem – ich religijności. Węzeł ten jest nadwątlony nie tylko przez atmosferę naszych czasów, ale i przez rutynę w pobożności – dziedzictwo dnia wczorajszego. Trzeba ten węzeł ożywiać, wzmacniać, uwypuklać. Czasy nasze wymagają ludzi o postawie szczerze religijnej, nieomal profetycznej. Tylko tedy i sami się nie zgubimy i nie pozwolimy ginąć innym, ze względu na których Opatrzność nas powołała.
Archiwum KWPZM