Blachnicki Franciszek, Ks., Ewangelizacyjno-katechumenalny system formacyjny oazowego ruchu „Światło-Życie”

Ks. Franciszek Blachnicki

EWANGELIZACYJNO-KATECHUMENALNY SYSTEM FORMACYJNY OAZOWEGO RUCHU „ŚWIATŁO-ŻYCIE”

Kraków, 18-19.X.1977 r.

Chciałbym wyjść od stwierdzenia, że do seminariów duchownych i nowicjatów zakonnych coraz częściej przychodzą ludzie z formacją – nazwijmy to tak – oazową, pełną lub przynajmniej cząstkową. To jest zjawisko już dość rozpowszechnione. Trudno w tej chwili o podanie danych statystycznych; nie mamy dokładnych obliczeń, ale w przybliżeniu (przynajmniej, gdy idzie o seminaria duchowne diecezjalne) wiadomo, że około 30% ogółu przychodzących ma już za sobą formacje w ruchu oazowym. Czasem się zdarza, że na pierwszym kursie jest 50-80% kandydatów z tą formacją. Nie chodzi tutaj o wykazanie czy formacja oazowa wpływa na budzenie powołań, bo to jest inne zagadnienie, ale chodzi o stwierdzenie faktu, że pewni kandydaci do seminariów duchownych czy zakonnych mają już za sobą formację, która jest czymś nowym w stosunku do tej formacji, jaką młodzi kandydaci do życia w stanie zakonnym czy kapłańskim wynieśli z własnej rodziny, katechezy lub ze środowiska parafialnego. Pojawia się pewna nowa formacja.

Problem, który chciałbym w referacie przedstawić można by sformułować: jak się dokonuje spotkanie tej nowej formacji, z którą przychodzą kandydaci do zakonów czy seminariów z istniejącym tam, nazwijmy to tak, formacją tradycyjną. Określenie formacja tradycyjna jest oczywiście bardzo ogólna i nieprecyzyjna. Wyczuwamy chyba, że chodzi tu o pewne tradycje, konstytucje, ramy regulaminowe, o to wszystko co wskazuje na jakiś styl formacji zarówno w seminariach diecezjalnych jak i zakonnych. I właśnie w stosunku do tego młodzi kandydaci przychodzą z czymś nowym.

W mojej wypowiedzi chciałbym najpierw ogólnie scharakteryzować to, co można rozumieć pod pojęciem „formacja oazowa”, czy formacja w ruchu Światło-Życie, następnie przedstawić niewłaściwy model układania się relacji pomiędzy nową formacją a formacją tradycyjną, potem chciałbym zarysować model właściwy tych relacji i na końcu wskazać na problemy alumnów, którzy uczestniczą w oazach rekolekcyjnych dla nich organizowanych, bądź też spełniających funkcję wychowawców w stosunku do młodzieży jako tak zwani animatorzy.

I.

Ogólnie można powiedzieć, że formacja, którą daje ruch Światło-Życie jest formacją nowego człowieka. Pojęcie nowego człowieka jest tutaj pojęciem kluczowym. Wizja nowego człowieka zaczerpnięta jest bezpośrednio ze źródeł biblijnych, szczególnie z Listów św. Pawła.

Kiedyś był w czasopiśmie włoskim Communio opublikowany artykuł na temat naszego Ruchu pt. „La pedagogia dell’uomo nuovo” – pedagogia nowego człowieka. W ten sposób Włosi obserwujący nasz Ruch określili systematycznie jego specyfikę.

Na czym polega to wychowanie nowego człowieka i jakie są jego formacyjne punkty ciężkości?

Pierwsza sprawa to postawienie w centrum problemu osobistego spotkania z Chrystusem. Można powiedzieć, że to jest fundament, na którym dopiero można budować. Jeśli czasem stwierdzamy, że formacja oazowa jest jakąś niepełną czy nie przynosi oczekiwanych owoców, to zwykle szukamy przyczyny w pytaniu: czy doszło w oazie, zwłaszcza pierwszego stopnia, do osobistego kontaktu z Chrystusem. W wyniku doświadczeń ubiegłych lat, dokonaliśmy w tym roku wielkiej reformy całego programu oaz rekolekcyjnych oraz postawiliśmy mocną zasadę, że droga do oazy musi prowadzić przez tak zwaną ewangelizację rozumianą jako pierwsze głoszenie Ewangelii ludziom, którzy jej jeszcze nie słyszeli, lub jeżeli nawet słyszeli, to może nie usłyszeli, bo nie doszło jeszcze w ich życiu do przyjęcia Chrystusa w sposób osobisty jako Zbawiciela i Pana. Nie doszło jeszcze u nich do wiary w rozumieniu Ewangelii, czyli do osobistego spotkania z Chrystusem, uznania w Nim Boga i Zbawiciela oraz poddania Mu całego nowego życia. Staramy się więc poprzedzić oazę rekolekcyjną uczestnictwem w rekolekcjach ewangelizacyjnych przeprowadzonych bądź to w małej grupie bądź też szerzej, jako rekolekcje ewangelizacyjne ogólnoparafialne. Właśnie te rekolekcje są wezwaniem do osobistego przyjęcia Chrystusa, do spotkania się z Nim w wierze. Decyzja przyjęcia Chrystusa jest równoczesna z decyzją włączenia się do małej grupy, która kontynuuje później to spotkanie z Chrystusem przez religijne spotkanie ze Słowem Bożym w atmosferze wiary i modlitwy.

Ponieważ nie wszyscy mogą przejść przez taką ewangelizację przed oazą rekolekcyjną, dlatego w programie oazy, w pierwszych czterech dniach, przewidujemy powtórzenie tego cyklu ewangelizacyjnego; dajemy okazję, ażeby przejść ten etap w drodze rozwoju wiary, który jest nieodzowny. W tym leży tajemnica powodzenia tej metody rekolekcji. Zresztą sama analogia, porównanie do oazy trzeba w ten sposób rozumieć: oaza to źródło, a tam gdzie jest źródło, tam powstaje życie, które rozwija się w sposób bujny. Źródłem oazy jest Chrystus, a konkretnie mówiąc spotkanie z Chrystusem. Jeżeli dokona się to bezpośrednio, osobowe spotkanie z Chrystusem, to wtedy można powiedzieć, że wytrysło źródło nowego życia. Oczywiście wprowadzamy tu także całą teologię Ducha Świętego, bo spotkać się z Chrystusem, można tylko w Duchu Świętym: Duch Święty jest sprawcą wiary w sensie osobowej relacji do Chrystusa, jak mówi św. Paweł: „nikt nie może powiedzieć – Chrystus jest Panem, jak tylko w Duchu Świętym” /1 Kor 12,36/. Tylko w Duchu Świętym, można dojść do osobistego spotkania z Chrystusem Bogiem, Panem i Zbawicielem i może się nawiązać bezpośredni z Nim stosunek przez wiarę.

To jest główny akcent i zarazem metoda rekolekcji. Stwarza ona po prostu różne okazje do tego spotkania: jest ciągłym wzywaniem w bardzo konkretnej, egzystencjalnej sytuacji do otwarcia się na przyjęcie Chrystusa. Kluczową rolę odgrywają w programie oazy słowa Apokalipsy św. Jana: „Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeżeli mi kto otworzy, wnijdę do niego i będę z nim wieczerzał” /3,21/. Oaza jako pewna metoda rekolekcji jest tym pukaniem bardzo intensywnym. Doświadczenie wykazuje, że w zdecydowanej większości dochodzi w oazie rekolekcyjnej do nowego przeżycia stosunku do Chrystusa, do spotkania z Nim w wierze pojętej jako osobowe spotkanie.

To spotkanie z Chrystusem jest w dalszej konsekwencji ukazywane i przeżywane jako wezwanie do „metanoi” czyli do wewnętrznej przemiany, do nawrócenia. Terminus a quo i ad quem tego nawrócenia wyrażają pojęcia: człowiek cielesny i człowiek duchowy albo stary i nowy człowiek. Ale to pojęcie musi być ukazane młodzieży w sposób bardzo konkretny. Oaza stwarza mnóstwo okazji do tego, żeby uświadomić jej uczestnikom na czym polega ta przemiana i żeby w różnych sytuacjach codziennego życia we wspólnocie rekolekcyjnej doszło do odkrycia w sobie starego człowieka, który jest nastawiony egocentrycznie. Życie w oazie stanowi wezwanie do przekreślenia siebie.

I tutaj pojawia się znów kluczowe pojęcie w tej metodzie rekolekcji: „agape”. Celowo używamy tego słowa w brzmieniu oryginalnym, bo słowo miłość jest dziś bardzo wieloznaczne. Używając słowa „agape” wyjaśniamy jego biblijny sens. To pojęcie ma zbliżyć pewną postawę, która ma się aktualizować w oazie i która jest konkretnie określonym celem całej pracy formacyjnej. Chodzi mianowicie o postawę osoby, która polega na posiadaniu siebie w dawaniu siebie. Ukazujemy ideał życia osoby, która urzeczywistnia siebie zgodnie ze swoją istotą, ze swoim powołaniem, z planem Bożym, kiedy posiada siebie w dawaniu siebie. Często także odwołujemy się do sformułowania z „Gaudium et spes” n. 24, gdzie jest powiedziane, że człowiek nie może w pełni odnaleźć siebie, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie. To się łączy z całym zagadnieniem postawy konsumpcyjnej. Dzisiaj powszechnie lansuje się model człowieka konsumpcyjnego, który chce jak najwięcej posiadać i używać i miesza się pojęcia życia i użycia. W oazie wprowadzamy radykalna antytezę do powszechnej dzisiaj postawy i ukazujemy ideał osoby, która przez bezinteresowny dar z siebie, przez dawanie siebie, osiąga swoją pełnię i na tej drodze może dojść jedynie do komunii, czyli osobowego zjednoczenia z Chrystusem i braćmi. Oaza, jako rekolekcje egzystencjalne i przeżyciowe, zmierzają do zrealizowania komunii i to w wymiarze wertykalnym i horyzontalnym. Podkreślamy nierozdzielność tych dwóch wymiarów koinonii – komunii – z tym, że priorytet ma zawsze wymiar wertykalny, bo dopiero przez zjednoczenie z Chrystusem w Duchu Świętym możemy się otworzyć ku braciom i wspólnocie, czyli horyzontalnie. Tak pojmujemy wezwanie do metanoi, do wejścia na drogę przemiany z człowieka cielesnego do człowieka duchowego, człowieka, który poddaje swe życie kierownictwu Chrystusa i Jego Ducha.

Z tym się łączy następny element kluczowy, mianowicie – słowo Boże. Praktycznie chodzi w pracy oazowej, w różnych metodach w nich stosowanych, o wychowanie do właściwej postawy wobec Słowa Bożego. Słowo Boże musi być przyjęte jako słowo życia, które formuje pewne postawy, a nie jako słowo, które informuje o czymś. To się łączy z symboliką wyrażona w znaku „fos-dzoe”. Są to greckie słowa wzięte z Ewangelii św. Jana i oznaczają: światło – życie. Drobny szczegół: nie mówimy światło i życie, bo to byłaby pewna iuxta posio dwóch pojęć, ale: światło równa się życie. Nie można bowiem nigdy oddzielać światła, którym jest Słowo Boże, od wysiłku całego życia podejmowanego w kierunku poddania go wymaganiom tego światła. Ujmujemy to jako specyficzną biblijną teorię poznania. Poznać Boga można tylko wtedy, kiedy podejmuje się wysiłek poddania się Jemu. Św. Jan formułuje to bardzo mocno, gdy mówi, że kto zna Boga a nie miłuje brata swego, jest w błędzie i sam siebie okłamuje /por. 1 J 4,20/. Nie można uznać Boga nie żyjąc w miłości. Poznać i miłować to jest właściwie jedna rzeczywistość, ujmowana tylko pojęciowo w różnych aspektach. Można powiedzieć, że to jest jakiś metodyczny punkt ciężkości pracy oazowej. Chodzi o ciągły wysiłek do stawiania znaku równania między światłem i życiem. Stąd także dużą rolę odgrywają następujące słowa Ewangelii: „Kto idzie za Mną, nie chodzi w ciemności, ale będzie miał światło życia” /J 8,12/. Właśnie to pojęcie, czyli wysiłek realizacyjny jest drogą do poznania. Słowo Boże jest ukazywane jako wezwanie, jako słowo poznania – życia, które domaga się wcielenia w życie i wtedy daje życie. Słowo Boże wtedy jest życiodajne, kiedy jest wprowadzane w życie. Dlatego też w oazie są stosowane metody rozmów biblijnych. Mamy wypracowany cały system obejmujący pewne stopniowanie. Najpierw tak zwane rozmowy ewangeliczne. (Ostatnio przyswoiliśmy sobie pewne, dobrze rozpracowane metody stosowane w ruchu ewangelizacyjnym „Agape”, który powstał w Ameryce i dzisiaj w 80-ciu krajach świata prowadzi akcje ewangelizacyjne. Mieliśmy w ubiegłych dwóch latach instruktorów z tego ruchu w naszych oazach, oni szkolili z kolei naszych animatorów. Okazało się, że ta metoda pogłębia bardziej jeszcze naszą formację biblijną).

W tej chwili pracujemy metodą rozmów ewangelicznych zasadniczo w oazie pierwszego stopnia. Potem są inne metody, które ujmujemy w łącznej nazwie: krąg biblijny. Wchodzi w to także przygotowanie liturgii i zgromadzenia liturgicznego. Elementem istotnym jest zawsze rozważanie Słowa Bożego w atmosferze modlitewnej. To jest cały dział pedagogii, wychowania do właściwego stosunku wobec Słowa Bożego. Istnieje bowiem ogromne niebezpieczeństwo, które zawsze grozi, żeby Słowo Boże traktować jak słowo ludzkie, jak słowo drukowane, pisane, mówione, które w naszej kulturze, w naszej mentalności jest powszechnie przyjmowane jako środek informacji, przekazu czy magazynowania pewnych wiadomości. Tymczasem nie można się spotkać ze Słowem Bożym na tej płaszczyźnie. Przekreślamy bowiem całą owocność i moc Słowa Bożego, jeżeli do tego Słowa podchodzimy jak do słowa ludzkiego i jeżeli poprzez słowo, które zawiera pewne wiadomości czy daje nam pojęcie Boga, sądzimy, że mamy Boga w swej świadomości. To jest największa pomyłka naszego życia religijnego. Boga można posiadać tylko o tyle o ile się Jemu oddajemy. Tylko w dawaniu można mieć, bo Bóg jest osobą, to jest ogólne prawo życia osobowego: osobę można przyjąć tylko w postawie wzajemnego dawania siebie a nigdy na sposób rzeczy, którą możemy posiadać i władać. Często nam się wydaje, że mamy Boga, bo mamy wiedzę o Bogu, mamy pojęcie Boga. W ten sposób przekazujemy często wiedze o Bogu w naszej katechizacji. Egzekwujemy pewne wiadomości i na ich podstawie orzekamy, że dzieci mają Boga, mają religię. To wszystko jednak nie może się dokonywać dokładnie poza sferą życia religijnego, to może być proces czysto intelektualny. My się nieraz po prostu łudzimy, że wiedza o Bogu jest w jakiś sposób proporcjonalna do posiadania Boga czy do kontaktu osobowego z Nim.

Następny etap formacji oazowej, który wynika jako konsekwencja z poprzedniego zawiera się w sformułowaniu: szkoła modlitwy. Jeżeli człowiek kształtuje swój stosunek do Słowa Bożego, to ten stosunek musi się wyrazić w modlitwie. Od szkoły Słowa Bożego jest więc bezpośrednie przejście do szkoły modlitwy. W praktyce oazowej jest znany zwyczaj tzw. „namiotu” spotkania. Nazwa została przyjęta z Księgi Wyjścia /Wj 33,7-11/, gdzie jest mowa o tym, że Mojżesz poza obozem rozbił namiot i zarówno on jak i inni członkowie Narodu Wybranego, kiedy chcieli rozmawiać z Bogiem, szli właśnie do tego namiotu spotkania. Rozumiemy przez to pewną konkretną praktykę. Mianowicie zaleca się, aby każdy w ciągu dnia znalazł czas i miejsce na osobistą rozmowę z Bogiem. To nie jest żadna wspólna modlitwa. Chodzi o to, aby poświęcić w ciągu dnia 15 minut względnie pół godziny czasu na to, by być sam na sam z Bogiem i podjąć próbę jakiegoś bezpośredniego dialogu z Nim. W tym roku uzupełniliśmy jeszcze ten element formacyjny, wprowadzając do oazy pierwszego stopnia tak zwaną „szkołę modlitwy”. Zawiera ona cały szereg pogadanek, konferencji i ćwiczeń praktycznych w różnych formach modlitwy. Ostatnio stwierdzamy w ogóle u młodzieży jakiś ogromny głód modlitwy. Jesteśmy nieraz zaskoczeni jak jakieś konferencje, które wydają się trudne i abstrakcyjne /znamy to z ascetyki, z formacji seminaryjnej/ są przyjmowane przez dorosłych i młodzież. Oni po prostu otwierają oczy, dusze i serce. To jest coś niezwykłego, że tak bardzo ci ludzie chcą się modlić. Młodzież często nas zaskakuje, gdy nieraz kilka godzin trwa na modlitwie bardzo żywej i spontanicznej, albo też godzinę lud dłużej modli się w zupełnym milczeniu. Widać, że oni się naprawdę modlą. Wyczuwa się , że to jest wejście w osobową relację do Chrystusa. W wypowiedziach młodzieży w ankietach, bez końca powtarzają się takie zwroty: „nauczyłem się na oazie modlitwy”; „dotychczas umiałem tylko pacierz odmawiać, a teraz wiem, że mogę się inaczej modlić”. To jest rzeczywiście owoc spotkania z Chrystusem w Duchu Świętym.

Następny punkt ciężkości w formacji oazowej to liturgia, zwłaszcza liturgia eucharystyczna. W życiu oazy jest ona szczytem i źródłem, bo oaza chce być przeżyciem Kościoła, według wizji jaką mu dał II sobór watykański. Zwracamy wielką uwagę na przygotowanie liturgii. Cała atmosfera modlitwy i kontaktu ze Słowem Bożym tworzą dalsze przygotowanie do przeżycia liturgii, która jest nie tylko osobistym spotkaniem z Chrystusem w sakramencie, ale przeżyciem w znaku tajemnicy Kościoła jako wspólnoty. Liturgia eucharystyczna jest epifanią Kościoła, skutecznym znakiem Kościoła i stąd mocno akcentujemy ten aspekt wspólnotowy Kościoła i wspólnotowe przeżywanie liturgii. Młodzież przeżywa to rzeczywiście bardzo głęboko. I to także znajduje swój wyraz w wypowiedziach ankietowanych.

Elementy dotychczas wymienione prowadzą do jakiejś syntezy, która wyraża się w przeżyciu wspólnoty. Sama oaza ma być przeżyciem Kościoła jako wspólnoty w konkretnej grupie rekolekcyjnej. Taka grupa nie może być zbyt liczna. Aby przeżyć wspólnotę jako tak zwaną wspólnotę podstawową, gdzie wszyscy się znają, która jest sumą relacji pomiędzy poszczególnymi osobami, nie może być zbyt duża grupa. Przyjmujemy zasadę, że taka grupa może liczyć 25-30 osób. To jest podstawowa grupa, z tym, że jest ona podzielona na pięć mniejszych pięcio-sześcioosobowych grup. Ta najmniejsza grupa przeżywa pełną wspólnotę /jeżeli chodzi o uwarunkowania zewnętrzne/ jako wspólnota mieszkania; grupa średnia /25-30 osobowa/ przeżywa wspólnotę stołu, jako element dodatkowo łączący, a kilkanaście grup średnich tworzy tak zwaną oazę wielką, której zewnętrznym znakiem jest wspólnota zgromadzenia eucharystycznego, w której może być i 500 osób. Oaza stwarza zewnętrzne warunki do przeżycia wspólnoty. Ciągle się na to zwraca uwagę. Pełna aktualizacja relacji osobowej do Chrystusa w Duchu Świętym, traktowanie Słowa Bożego, jako słowa życia, modlitwa, liturgia, to wszystko są elementy konstytutywne wspólnoty chrześcijańskiej. Dopiero z tego wynika wspólnota horyzontalna, a ciągłym wezwaniem do jej realizowania jest, wspomniane tu już słowo „agape”, czyli miłość bezinteresowna, ale już w wymiarze służby w stosunku do innych członków wspólnoty w codziennym współżyciu.

Obserwujemy w oazach proces formowania się wspólnoty. Nieraz zawiązuje się ona szybko, a nieraz dopiero pod koniec oazy. Każda oaza ma swoją wewnętrzną historię. Nieraz jest w oazie element bardzo trudny, nieprzygotowany i dlatego długo trwa docieranie się. Jednak w ostatnich dniach oazy to przeżycie wspólnoty dominuje, zwłaszcza w tzw. dniu wspólnoty /w trzynastym dniu oazy, w dniu Zesłania Dycha Świętego/. Często młodzi w ankietach podkreślają, że nigdy w życiu nie przeżyli podobnej wspólnoty, że nie brali jeszcze udziału w grupie, w której panowałaby taka atmosfera. To jest wielkie odkrycie dla młodzieży, odkrycie w naszych warunkach specjalnie cenne: gdyż dzisiaj młodzież przeżywa bardzo problem dezintegracji społecznej i braku miłości współczesnej zarówno w rodzinach jak i w innych środowiskach. Na tym tle przeżycie oazy staje się głębokie i silne.

Pozostały jeszcze do omówienia dwa elementy formacji oazowej: świadectwo i służba. Najpierw sprawa świadectwa. Wychodzimy z założenia, że przeżycie spotkania z Chrystusem musi prowadzić do przeżycia świadectwa. Młodzież uczy się dawania tego świadectwa w trakcie samej oazy. W programie oazy jest przewidziana praktyka zwana: wyprawa otwartych oczu. Pod koniec oazy ma ona charakter wyprawy ewangelicznej. Młodzież ma za zadanie pójść między ludzi i nawiązać rozmowy na temat Chrystusa i Ewangelii. Sama oaza kończy się tak zwaną godziną świadectwa, w czasie której młodzież dzieli się wzajemnie tym co otrzymała jako dar, co przeżyła jako dar Ducha Świętego i mówi o tym wobec innych. Te świadectwa młodzieży są szczególnie głębokim przeżyciem. Przygotowanie młodzieży do dawania świadectwa w swoim środowisku, traktujemy jako uzupełnienie poważnego braku naszej tradycyjnej formacji. Jedną z największych bolączek naszej katechezy jest chyba właśnie to, że nie wychowuje ona świadków, nie wychowuje do umiejętności dawania świadectwa. Dlatego w oazie staramy się to szczególnie akcentować, że nie można naprawdę wierzyć gdy się tej wiary nie przekazuje innym przez świadectwo. Świadectwo to nie jest dopiero jakiś wysoki stopień doskonałości, przeznaczony dla niektórych wybranych, ale to jest element konstytutywny życia chrześcijańskiego w ogóle; bez tego nie można być w pełni chrześcijaninem i to jest element dojrzałej wiary.

Ostatni element formacyjny łączy się z pojęciem „diakonia” – służba we wspólnocie i na rzecz wspólnoty. Doświadczenie wykazuje, że młodzież pochodząca z oaz jest na ogół aktywna, szuka możliwości angażowania się, trzeba tylko umiejętnie tą sprawą pokierować.

Wszystkie wyliczone wyżej elementy formacji oazowej można odnaleźć w programie starochrześcijańskiego katechizmu. Przy dzisiejszych próbach wznowienia katechumenatu czy deuterokatechumenatu, neokatechumenatu /nie myślę tutaj o konkretnym jakimś ruchu, ale o zjawisku odnowy katechumenatu w Kościele współczesnym/ po prostu stwierdzamy, że tradycyjna formacja związana z nauczaniem religii – dopiero zresztą od XIX wieku – i cała nasza katecheza, że nie jest katechumenat, bo zawiera niektóre tylko elementy. W pojęciu katechumenatu, w tym prowadzeniu do dojrzałej wiary natomiast zawsze były uwzględniane wszystkie elementy: wychowanie do życia Słowem Bożym jako słowem życia, wychowanie do osobistej modlitwy, do życia sakramentalnego, do metanoi, do świadectwa i do diakonii. To jest dopiero pełna funkcja i w tym sensie możemy powiedzieć, że formacja oazowa zarówno w samych rekolekcjach oazowych, jak i później kontynuowana w całorocznej pracy to forma deuterokatechumenatu. Tak to dzisiaj określamy. Chcemy wszczepić w strukturę naszych parafii jakąś pełniejszą formację do życia chrześcijańskiego, która uzupełniałaby braki i niedoskonałości tej formacji, która się łączy z katechezą, bo tam przeważa jednak mimo wszystko typ katechezy intelektualnej i pojęciowej. Brak natomiast środowiska życia wiarą jako koniecznego tła dla katechezy. Trzeba więc koniecznie wszczepić w nasze struktury duszpasterskie tego typu metody pracy, które by miały w sobie wszystkie elementy formacji do dojrzałej wiary, formacji nowego człowieka, czyli to co było zawsze założeniem katechumenatu.

Jeszcze na zakończenie tej części pewna ogólna charakterystyka formacji w ruchu Światło-Życie.

Jest to formacja – trzeba powiedzieć – elitarna, w tym znaczeniu, że stawia się tutaj wymagania maksymalistyczne. Tu jest próba pełnego zaakcentowania Ewangelii i jej wymagań. Jest w tej formacji pewien rys radykalizmu ewangelicznego. Zawarte jest to już w ideale osoby, która posiada siebie w dawaniu siebie, bo w ostateczniej konsekwencji jest to wezwanie do całkowitego przekreślenia siebie. Pokrywa się to zresztą z wezwaniem Chrystusa w Ewangelii, że kto znajdzie swoje życie, ten je straci, a kto je straci dla Niego, ten je znajdzie. Chodzi o to, żeby zdecydowanie wejść na tę grupę zatracenia siebie, zdobycia ewangelicznej perły czy skarbu. W tym sensie jest to formacja elitarna i stawiająca wymagania maksymalne. Ale z drugiej strony trzeba powiedzieć, i to jest bardzo ważne, że jest to jednakże formacja w zakresie powołania ogólnochrześcijańskiego. To jest pewne novum. Przywykliśmy, że tego rodzaju wymagania stawialiśmy w przeszłości tym, którzy mieli specjalne powołanie do tak zwanego stanu doskonałości względnie do kapłaństwa, natomiast nie stawialiśmy takiego ideału wszystkim chrześcijanom. Dlatego ten cały ideał wychowawczy, formacyjny skierowany jest w pierwszym rzędzie do świeckich, a nie do przyszłych kapłanów czy kandydatów do zakonów.

Faktycznie duży procent tych ludzi odnajduje potem swoje powołanie specjalne, czy też przychodzi już z tym powołaniem, a tu ono dojrzewa, ale płaszczyzna zasadnicza to jest powołanie ogólnochrześcijańskie. Uważamy, że to jest po prostu ideał chrześcijanina, który według wskazań Soboru trzeba stawiać wszystkim. To jest to samo, co wyraził Sobór w rozdziale Konstytucji „Lumen gentium” o powszechnym powołaniu do świętości w Kościele. To jest wyciągnięcie konsekwencji z tych zasad sformułowanych przez Sobór i uważamy, że to jest formacja chrześcijańska przyszłości. Dzisiaj Kościół jest postawiony w takiej sytuacji w świecie, że nie ostoją się żadne jakieś postawy połowiczne, kompromisowe. Formacja chrześcijańska minimalistyczna, która jako normę stawia wymagania teologii moralnej, pozostawiając teologię życia wewnętrznego, ascetykę dla nielicznych „wybranych”, to już są rzeczy przebrzmiałe, to się nie utrzyma. Widzimy dzisiaj wszędzie, że dokonuje się wyraźna polaryzacja stanowisk. Jedni konsekwentnie dochodzą do ateizmu czy do postawy całkowitego praktycznego materializmu, a ci którzy chcą w świecie współczesnym zachować swoją wiarę, to musza się zdecydować na pełne zaakceptowanie Ewangelii. Dlatego uważamy, że to co staramy się podejmować w ruchu oazowym, to jest jedna z bardzo wielu prób w Kościele współczesnym, prób nowego modelu wychowania chrześcijanina, który jedynie może w świecie dzisiejszym zachować swoją wiarę, jeżeli będzie to naprawdę wiara konsekwentna, w pełni odpowiadająca wymaganiom ewangelii.

II.

Spróbuję teraz przedstawić jakieś modele, jeśli chodzi o problem wejścia ludzi z taką formacją do istniejących już instytucji wychowawczych, przygotowujących do całkowitego oddania się na służbę Bogu, czy to w seminariach duchownych czy też w zakonach i zgromadzeniach.

Mówiąc bardzo ogólnie, można by najpierw wskazać na dwa modele niewłaściwe w tym układaniu się relacji pomiędzy kandydatem czy grupą kandydatów, którzy mają już w sobie ideał formacyjny zaszczepiony przez oazę, którzy mają już pewne wypracowane nawyki czy praktyki i wchodzą w strukturę zakreśloną czy to przez konstytucje zakonne czy przez regulaminy seminaryjne. Te ujęcia niewłaściwe i skrajne można by scharakteryzować jako model niwelacyjny i reformatorski.

Są wychowawcy odpowiedzialni za seminaria czy inne instytucje, które uważają, że to co jest zawarte w tradycji, regulaminie i praktykach instytucji wychowawczych, to jest w zasadzie wystarczające i nawet wyższe od tego, co mogą przynieść ludzie ze swego okresu życia przed seminarium. Nie widzą w ogóle miejsca na wniesienie pewnych elementów formacji do życia zakonnego czy seminaryjnego. Wtedy ci młodzi ludzie musza zrezygnować z pewnych form czy to modlitwy czy kontaktu ze Słowem Bożym, czy pracy w grupie, bo to się nie mieści po prostu w regulaminie seminarium czy nowicjatu zakonnego. Mogą osobiście korzystać z pewnych wartości formacji poprzedniej, ale nie mogą tych rzeczy kontynuować ani ujawniać w tej społeczności w jakiej się znaleźli. To jest rozwiązanie jakieś skrajne i to będą rzadkie przypadki, ale czasem po tej linii idzie próba znalezienia wspólnego modus vivendi. Jest to więc jedna skrajność, którą należałoby ocenić negatywnie.

Druga skrajność wyraża model reformatorski. Młodzi ludzi przychodzący pełni zapału i przeżyć zaczynają odbierać życie seminaryjne jako coś sformalizowanego, skostniałego i może nawet przestarzałego. Przychodzą z pozycji tych, którzy posiadają jakiś lepszy model formacji, wyższy stopień życia we wspólnocie, życia modlitwy. Chcieliby reformować seminarium duchowne czy inne jakieś instytucje. Takie postawy są nieuniknione i tu i tam można się z nimi spotkać, bo to wynika po prostu z samego młodzieńczego zapału, braku dojrzałości, braku cierpliwości w realizowaniu pewnych ideałów. Na tym tle mogą być napięcia. Jeden i drugi model stwarza konflikty wewnętrzne i trudności adaptacji tego rodzaju kandydatów w istniejących strukturach wychowawczych zakonnych czy seminaryjnych.

Tylko krótko sygnalizuję te dwa możliwe niewłaściwe sposoby układania się wzajemnych relacji.

Teraz chciałbym naszkicować pozytywny model, czy sposób pozytywnego wykorzystania tych elementów formacji, które wnoszą ze sobą młodzi ludzie do wspólnoty zakonnej czy seminarium.

Będę chciał włączyć w tok rozważań pewne uwagi ogólne, które łączą się z problemem struktury powołania. Jeżeli analizujemy dane biblijne, to można wyraźnie wyodrębnić trzy etapy dojrzewania każdego powołania. Można by to ująć w hasłach: powołanie ogólnochrześcijańskie, powołanie ucznia Chrystusa i powołanie apostoła w znaczeniu ściślejszym /ktoś otrzymuje misję do jakiegoś specjalnego zadania w ramach wspólnoty kościelnej czy dzieła ewangelizacji Kościoła/.

Normalnie powołanie powinno rozwijać się według tych etapów. Najpierw musi dojrzeć powołanie ogólnochrześcijańskie w sensie Ewangelii, następnie na kanwie tego powołania i dopiero niektórzy będą wezwani do grona uczniów. Używam słowa uczeń w znaczeniu specjalnym, bo w znaczeniu szerokim wszyscy chrześcijanie są uczniami Chrystusa. W Ewangelii widzimy, że Chrystus powołuje pewnych ludzi, którzy tworzą grono uczniów, którzy towarzyszą Mu, tworzą orszak skupiony wokół Mistrza. Chrystus w szczególny sposób wychowuje uczniów; daje specjalne pouczenia i wymagania dla uczniów. To się łączy z tym, co dzisiaj związane jest z pojęciem rad ewangelicznych. To jest radykalne wezwanie: „Pójdź za mną”. To jest pozostawienie ojca i matki, żony i dzieci, pozostawienie wszystkiego, żeby tylko być w sprawach Chrystusa, żeby być do Jego dyspozycji i mieć udział w Jego misji.

Należy zauważyć, że gdy Chrystus powołuje swoich uczniów, to nie powołuje ich jeszcze na apostołów. Oni nie wiedzą od razu do czego ich Chrystus przeznacza. Dopiero później przekazuje im swoją misję. Najpierw są uczniami, muszą przejść etap całkowitego wyrzeczenia się wszystkiego dla Chrystusa, wejście na Jego drogę krzyża, drogę zaparcia się siebie, a dopiero potem tym uczniom Chrystus przekazuje udział w swojej misji: „jako mnie Ojciec posłał, tak ja was posyłam”. Daje im pewne upoważnienie, władzę, misję.

W formacji zakonnej z założenia ten etap ucznia jest centralny. Wejść do wspólnoty zakonnej, wejść na drogę rad ewangelicznych, to wejść na drogę ucznia. Natomiast w seminariach diecezjalnych nieraz zupełnie jest wyeliminowany ten etap, etap ucznia Chrystusa. Z powołania ogólnochrześcijańskiego od razu przechodzi się do powołania specjalnego. A nawet często odwraca się cały porządek rzeczy; stawia się na głowie cały porządek powołania. Przychodzą kandydaci z góry przeznaczeni do kapłaństwa i to jest punkt wyjścia. Skoro zaś ktoś jest powołany do kapłaństwa, to obowiązują go pewne wymagania: musi być doskonalszy, pobożniejszy i świętszy od normalnych chrześcijan. Do powołania apostolskiego dorabia się teraz dopiero etykę, ascetykę i doskonałość. Dzisiaj bardzo drastycznie w swoich skutkach objawia się ten błąd w dyskusji na temat tzw. przymusowego celibatu, spotykanej zwłaszcza często w literaturze niemieckiej. Celibat w tym ujęcia jest sztucznie przylepiony do kapłaństwa, kto chce być kapłanem musi „niestety” przyjąć na siebie obowiązek celibatu. Tymczasem porządek biblijny i tradycyjny jest inny. Mianowicie, najpierw ktoś się decyduje na to, żeby być uczniem Chrystusa, żeby dla Chrystusa zrezygnować i z majątku i z zakładania rodziny i być wyłącznie do Jego dyspozycji, a dopiero patem tym uczniom zostaje zlecona misja. Analogicznie Kościół daje kapłaństwo tym, którzy już wcześniej zdecydowali się zastać uczniami Chrystusa. Kościół ma prawo i powinien określić, kto najlepiej się nadaje do tego, żeby przyjąć posługę kapłańską w Kościele. Obecnie, w odnowionej strukturze święceń, mocno zostało uwydatnione, że właściwie dopiero diakon jest członkiem stanu duchownego. Dlatego właściwie nie powinno się mówić o klerykach w seminariach duchownych. W seminarium są tylko alumni, a klerykiem staje się ktoś dopiero po święceniach diakonatu. /Dlatego też konsekwentnie nie ma ekskleryków. Ktoś po prostu odchodzi z seminarium, zmienia kierunek studiów, obiera takie czy inne powołanie/. Decyzję przyjęcia celibatu dla Królestwa Bożego powinno się więc podejmować dopiero w wyniku formacji seminaryjnej i ona powoduje włączenie kogoś do stanu duchownego. Ludzie, którzy podjęli taką decyzję, otrzymują dalszą misję przez święcenia diakonatu czy kapłaństwa.

Trzeba wyciągnąć wszystkie konsekwencje z takiej struktury powołania. Obecnie bardzo często się zdarza, że ci, którzy przez przyjęcie święceń otrzymują konkretną misję apostolską nie przeszli jeszcze etapu pierwszego – dojrzewania powołania ogólnochrześcijańskiego i są właściwie poniżej wymagania Ewangelii skierowanego do wszystkich wyznawców Chrystusa. W tym leży poważny problem. Seminarium powinno w swej formacji uzupełnić braki farmacji podstawowej. Z tym wiąże się cały szereg problemów wychowawczych. Na przykład, przeciętnie pobożny młodzieniec z dobrej rodziny katolickiej przychodzi do seminarium. W poprzednim życiu był bardzo daleki ad tego żeby codziennie przyjmować Eucharystię. Przyjmował w pierwsze piątki, czy kilka razy w roku, był porządnym katolikiem i nagle w seminarium zakłada się jako rzesz oczywistą, że jako kandydat do kapłaństwa musi codziennie przystępować do Komunii Świętej itd. …Jest cały szereg takich wymagań, które teoretycznie są uzasadnione, ale ci ludzie są faktycznie na tak prymitywnym etapie wiary i życia chrześcijańskiego, że nie są w stanie tych wymagań zrozumieć. Ideał, który naszkicowałem jako ideał formacyjny oazy i który można uznać za ideał dla wszystkich chrześcijan, nie jest jeszcze w dużym procencie realizowany przez tych, którzy przychodzą do seminariów duchownych czy zakonnych. Potwierdzają to nasze obserwacje z oaz. Stwierdzamy z roku na rok, że jedną z najsłabszych grup pod względem życia modlitwy, życia Słowem Bożym i przeżywania wspólnoty jest właśnie grupa alumnów. Młodzież studencka, młodzież szkół średnich osiąga o wiele wyższy poziom. Dla tych, którzy byli raz czy dwa w oazie modlitwy spontaniczne, życie Słowem Bożym, liturgia, wspólnota, są sprawami, które nie przedstawiają problemu.

Formacja, którą daje ruch „Światło-Życie” i która dają podobne ruchy (w Polsce jest ich niewiele, ale w Kościele powszechnym jest cały szereg takich ruchów) jest pogłębioną formacją ewangeliczną, formacją w zakresie powołania ogólnochrześcijańskiego. Ci, którzy z takich ruchów wstępują na drogę ucznia Chrystusa i potem chcą się już całkowicie związać przez święcenia, oni, przychodzą we właściwy sposób przygotowani. Ciągle jest jeszcze taka sytuacja, że tylko część tak uformowanych przychodzi do seminariów. Powstaje więc delikatny problem stosunku tej grupy do reszty i do całego regulaminu seminaryjnego, który musi jednakże uwzględniać poziom ogólny, przeciętny. Właściwe podejście przełożonych i pokierowanie tą grupa może doprowadzić do tego, że ona odegra bardzo pozytywną rolę w procesie wychowawczym w seminariach czy innych podobnych instytucjach, trzeba po prostu zaakceptować tę fermę życia religijnego, te pewne nowe postawy i zobaczyć to jako model, do którego trzeba podciągać wszystkich. Takie grupy mają wiele do zrobienia w seminarium duchownym. Można powiedzieć, że wnoszą coś więcej niż było przedtem. Jeżeli np. przyjrzymy się, jak jest nieraz przeżywana liturgia w seminariach duchownych i porównamy ją z tą liturgią, którą nieraz alumni znają z oazy, to nie można się dziwić, że przeżywają to jako wyraźny regres. W oazie przywykli do czego innego. Dla nich jest nie do przyjęcia liturgia nieprzygotowana przez zespół, bez przeprowadzenia myśli przewodniej, bez komentarzy, bez modlitwy spontanicznej, bez odpowiedniego dobranie śpiewów itp.

To samo dotyczy kontaktu ze Słowem Bożym. Niektóry już weszli w taki styl, że ich potrzebą jest spotkać się przynajmniej raz w tygodniu w małej grupie na dzieleniu się Ewangelią: Słowo Boże jest dla nich naprawdę słowem życia, oni są już przygotowani do modlitwy spontanicznej. Nie można ich wtłaczać tylko w ramy modlitw ustalonych, które się recytuje, bo to bardzo szybko może doprowadzić do pewnej rutyny i można odczuwać to jako wyraźny ciężar. Zakładam, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy przeszli pełną farmację czasową, bo w rzeczywistości to bywa rozmaicie. Nie wszędzie to jest robione tak jak należy, nie mamy dostatecznie przygotowanych księży. Można by przytoczyć rożne przykłady, które by zakwestionowały to rozumowanie, ale zakładam, że jest to formacja w pełni już realizowana, że ci ludzie faktycznie wnoszą ze sobą te wartości. Wtedy taka grupa może być elementem bardzo pozytywnym w całym życia wspólnoty zakonnej czy seminaryjnej; odpowiednio pokierowana może się bardzo przyczynić do podniesienia poziomu w seminarium duchownym w zakresie formacji ogólnochrześcijańskiej, która nie była w pełni jeszcze zrealizowana. Później ta formacja prowadzi również do realizowania powołania ucznia, bo to jest dalszy etap.

Wydaje się, że wprowadzenie do wspólnoty seminaryjnej i zakonnej konsekwentnie biblijnego pojęcia wizji ucznia Chrystusa, to także sprawa niesłychanie ważna, zwłaszcza dla tych, którzy nie spełnią wymagań stawianych przez prawo kanoniczne, czy różne konstytucje i po prostu nie będę mogli być dopuszczeni czy to do ślubów czy święceń.

W tej chwili jest sytuacja trochę niezdrowa, bo jest alternatywa: albo kapłaństwo, albo nie. Ten, który nie dojdzie do kapłaństwa, jest rozbitkiem życiowym, ma on jakieś znamię na sobie, jakieś obciążenie. Gdyby sprawa była ustawiona poprawnie, to w czasie trwania wspólnoty formacyjnej byłby czas, w którym człowiek rozpoznałby woje powołanie i mógł podjąć dojrzałą decyzję.

Kiedyś przyszedł do mnie młody człowiek zrozpaczony i załamany. Miał święcenia diakonatu, potem zawahał się przed przyjęciem święceń kapłańskich, otrzymał roczny urlop, a w międzyczasie biskup postarał się o reductio od statum laicatem. Pytam się go czy chce być dalej uczniem Chrystusa i iść drogą Ewangelii? Oczywiście, że tak: „To jest najistotniejsze. Czy będziesz kapłanem czy nie, to jest sprawa drugorzędna. Jeżeli chcesz być uczniem Chrystusa, to znajdzie się dla ciebie zadanie apostolskie, a potem pokaże się, czy masz dane, aby przyjąć święcenia”. Pokazało się potem, że człowiek ten ma pewne schorzenie psychiczne, które czyni go niezdolnym do kapłaństwa, ale doskonale może być nawet diakonem i bardzo owocnie służyć.

Wydaje się, że formacja oazowa może pomóc w rozwiązaniu podobnych problemów i może się przyczynić do bardziej biblijnego i teologicznego ustawienia całego problemu formacji. Będzie jednak dopiero wówczas czynnikiem pozytywnym, jeżeli jak powiedziałem, będzie zrozumienie ze strony przełożonych. U przychodzących z taką formacją należy mocno akceptować postawę diakonijną czyli służebną, aby zapobiec niebezpieczeństwom postawy reformatorskiej. W wychowania oazowym staramy się mocno akcentować tego ducha służby. Uczymy, że do odnowy Kościoła może się przyczynić jedynie wtedy, kiedy się przyjmie wobec niego postawę służby. Reformatorzy nie mają zwykle postawy służebnej; jest w nich tendencja do podporządkowania sobie innych. Jakkolwiek formacja oazowa zakłada wychowanie do postawy służebnej, to jednak nie ma pełnej gwarancji co do wyników pracy wychowawczej na tym odcinku. To zależy jeszcze od wielu czynników.

III

Jeszcze pozostało do omówienia zagadnienie uczestnictwa alumnów w oazach rekolekcyjnych. Ogólnie rzecz biorąc można stwierdzić, że z alumnami uczestniczącymi w oazach rekolekcyjnych są duże trudności. Są one związane z pewną mentalnością czy postawą, którą można by określić jako postawę reformatora. Jeżeli przychodzi do oazy alumn po kilku latach pobytu w seminarium, to jemu się wydaje, że on już wszystko przeszedł i wszystko wie. Konferencje, dzielenie się Ewangelią, liturgia – to jest przecież jego chleb powszedni w seminarium. I z takiej pozycji przypatruje się oazie. Taka dostawa przekreśla oczywiście możliwość przeżycia oazy w jej istotnych wartościach. W tym roku mieliśmy również taką grupę alumnów – obserwatorów. Na koniec jeden z diakonów, animator tej grupy podsumował tę oazę jednym zdaniem: „przyjechało do oazy 40-tu obserwatorów i większość do końca pozostała obserwatorami”. Ta postawa wynika ze swoistego nastawienia. Po prosta wielu alumnom wydaje się, że w wakacje każą im robić to samo /tzn. różne pobożności, ćwiczenia duchowne/, co mają w seminarium przez cały rok. I to nastawienie przekreśla od strony wewnętrznej możliwość właściwego uczestnictwa w oazach, bo principium podstawowym oazy jest, że można do niej wejść tylko na zasadzie partycypacji w proponowanych wartościach. Inaczej nie można przeżyć wspólnoty. Jest to pewna metoda, określana w psychologii jako metoda obserwacji uczestniczącej. Pewnych obserwacji nie można dokonać z pozycji zewnętrznego obserwatora, ale trzeba wejść w jakaś akcję od wewnątrz. W oazie trzeba wejść w sytuacje uczestnika i przyjąć wszystkie jej wymagania jako odnoszące się do mnie konkretnie, a nie jako propozycje dla młodzieży z którą kiedyś mam pracować. Jeśli nie ma takiej postawy, to można się dokładnie rozminąć z istotą rzeczy.

Takie postawy obserwujemy i dlatego mocno chciałbym podkreślić zasadę dobrowolnego uczestnictwa w oazach. Także alumni powinni się zgłaszać do oazy dobrowolnie. Przełożeni powinni dać możliwość pojechania do oazy jako jedną z możliwości wakacyjnych praktyk. Decyzja wyboru winna należeć do alumna. Jeżeli się z góry powie, że wszyscy powinni pojechać, to efekt jest chybiony. Mieliśmy jednego roku grupę z jednego seminarium – cały jeden rocznik alumnów. Wprawdzie powiedziano im, że wyjazd na oazę jest dobrowolny, ale powiedziano także, że biskup Ordynariusz bardzo sobie życzy, aby wszyscy wzięli udział w oazie. Do końca były trudności z tą grupą. W ostatnim dniu pełnego przeżycia wspólnoty kilku musiało rzekomo z powodu pilnych obowiązków w parafii wyjechać. Ksiądz moderator ich zwolnił. A potem o dziewiątej wieczorem zobaczono ich wszystkich jak wychodzili z karczmy. Tam sobie zrobili agapę końcową.

Chcę więc jeszcze raz podkreślić zasadę dobrowolności uczestnictwa w oazach; nie można delegować odgórnie. Bo jeśli alumn z góry wie, że jego wyjazd na oazę będzie mile widziany przez przełożonych, to on to uczyni, ale najczęściej bez większego pożytku dla siebie. Powinno być tak, że alumni, którzy są zaangażowani w Ruchu, proponują innym uczestnictwo w oazie i w ten sposób powiększają z jednej strony grono podobnie myślących w seminarium, a z drugiej – i to jest bardzo ważne – dojście tą drogą do oazy zapewni alumnom naprawdę właściwe jej przeżycie.

Jeżeli chodzi o pracę alumnów w młodzieżowych grapach w charakterze wychowawców, to nie można tu zakładać, że ktoś jest do tej pracy zdatny ponieważ ma za sobą kilka lat formacji i studiów teologicznych. Zdarza się, że wysyła się w charakterze wychowawców alumnów, którzy się jeszcze nigdy nie zetknęli z pracą oazową i sami jej nie przeżyli. Z takimi są z regały kłopoty. Oni bowiem nie potrafią zrozumieć pewnych podstawowych praw życia w oazie i starają się na nią przenieść pewne wzory i modele, które gdzie indziej mogą być słuszne, ale tutaj akurat nie zdaje egzaminu. Dlatego podkreślam, że każdy wychowawca oazowy musi być najpierw sam członkiem ruchu i musi w nim partycypować, a dopiero potem te treści przekazywać innym. Podstawowe principium metody oazy głosi, że życie pochodzi tylko z życia. Tylko to, co sam przeżywam, mogę dać innym, mogę innych zaprosić do uczestnictwa w tych wartościach i postawach, które sam realizuje.

Wpisy powiązane

Dyrek Krzysztof SJ, Wspólnota zakonna środowiskiem kształtowania osobowości

Giemza Bogdan SDS, Wykłady z teologii życia konsekrowanego w seminariach duchownych w Polsce. Uwagi i propozycje

Forycki Roman SAC, Janeczek Aleksander SDB, Mokrzycki Bronisław SJ, Formacja do kapłaństwa w polskich seminariach duchownych według posoborowej nauki Kościoła