Józef Augustyn SJ
WYCHOWANIE DO OJCOSTWA. WYBRANE ZAGADNIENIA PSYCHOLOGICZNE, PEDAGOGICZNE I DUCHOWE
104 Zebranie Plenarne KWPZM, Warszawa, 12 maja 1999 r.
NIEKTÓRE PRZYCZYNY KRYZYSU OJCOSTWA
Kryzys autorytetu
W ostatnich dziesiątkach lat nastąpiła ogromna zmiana w traktowaniu autorytetu ojca w rodzinie. Zmianę tę zauważa się także w relacjach pomiędzy przełożonymi a podwładnymi w zakonie. Dawniej ojcowski autorytet kojarzył się przede wszystkim z ojcowską władzą, z zależnością oraz karaniem. Szczególnie synowie byli poddani ojcowskiej władzy. Współcześnie natomiast mówi się o zaniku ojcowskiego autorytetu. O ile dawniej autorytet ojca w rodzinie, czy też przełożonego w klasztorze, był atrybutem zagwarantowanym społecznie, o tyle dzisiaj ojcowski autorytet jest raczej związany z osobistą postawą. Dzisiaj ojciec sam musi zbudować i ochronić swój autorytet w rodzinie czy we wspólnocie zakonnej. Autorytet zdobywa się dzisiaj bardziej postawą służby, oddania i dyspozycyjności, niż poprzez sprawowanie władzy czy też wymierzanie kary. Wiele przyczyn wpłynęło na zmianę odniesienia do ojcowskiego autorytetu. Jedną z ważniejszych jest demokratyzacja życia społecznego, która podkreśla równość wszystkich: mężczyzn i kobiet, przełożonych i podwładnych, wychowawców i wychowanków, rodziców i dzieci.
Kult sukcesu i rywalizacja
Niewątpliwie ważną przyczyną kryzysu ojcostwa jest dziś także kult sukcesu, który wraz z rozwojem technicznym wytworzyła cywilizacja europejsko-amerykańska. Sukces zawodowy i rywalizacja z nim związana całkowicie pochłania życie i działalność wielu mężczyzn. Wielu uważa, iż satysfakcja z pracy zawodowej jest możliwa dopiero wówczas, kiedy wygrywa się w rywalizacji z innymi i osiąga się sukces. Karen Horney stwierdza, iż dążenie do sukcesu u wielu mężczyzn jest dziś naznaczone neurotyczną rywalizacją: Ostre współzawodnictwo zawiera elementy wrogości, zwycięstwo jednego oznacza bowiem porażkę drugiego (K. Horney). Widoczne jest to na wielu polach działania: w polityce, sporcie, biznesie, kulturze, nauce, działalności gospodarczej, finansowej, w środkach społecznego przekazu. Problem ten można też dostrzec – choć w innej formie i innym natężeniu – w różnych wspólnotach kościelnych.
Brak sukcesu w pracy sprawia, iż dzisiejszy ojciec przychodzi do domu w drażliwym nastroju płynącym z bezsilności i bezradności, zmieszanych z zadawnionym wstydem i odrętwieniem typowym dla osób nienawidzących swojej pracy (…) Szczególnie syn otrzymuje (…) zazdrosnego „niczyjego tatę” „niczyjego ojca” – pierwiastek męski żyjący w królestwie zazdrości (R. Bly). Ojcowie nie umiejąc strawić wewnętrznie różnych porażek życiowych na polu zawodowym przelewają je nieraz w sposób zupełnie nieświadomy na swoje dzieci.
W pogoni za sukcesem rola więzi emocjonalnych w życiu mężczyzny, męża i ojca, schodzi nieraz na dalszy plan. Więzi uczuciowe – także te najważniejsze małżeńskie, rodzicielskie, przyjacielskie – zostają podporządkowane sukcesowi. Dla niejednego mężczyzny ceną jego sukcesu jest słaba więź z żoną oraz zaniedbanie relacji z własnymi dziećmi. W zakonie problem ten może ujawnić się w sposób podobny; na przykład dla przełożonego ważniejszą może się okazać jego działalność poza wspólnotą, która przynosi mu prestiż i uznanie, niż jego obecność i posługiwanie współbraciom.
Podejrzliwość międzypokoleniowa
Poważnym źródłem kryzysu ojcostwa jest z pewnością podejrzliwość międzypokoleniowa. Kiedy syn ma słaby kontakt z ojcem i nie widzi na co dzień jego twórczej pracy, a jedynie jego frustrację i niezadowolenie z siebie, wówczas łatwo rodzą się w nim – jak mówi Robert Bly – demony podejrzliwości. Demony te, niewidzialne, ale rozmowne, zachęcają do podejrzliwości wobec wszystkich starszych. Podejrzliwość taka rozmowne, zachęcają do podejrzliwości prowadzi do rozbicia wspólnoty starszych i młodszych mężczyzn (R. Bly). To właśnie duch rywalizacji oraz podejrzliwość młodszych mężczyzn wobec starszych staje się nieraz, począwszy od okresu dojrzewania, przyczyną nieustannego konfliktu ojca z synem. Tę postawę podejrzliwości wobec starszych mężczyzn wnosi dzisiaj wielu młodych ludzi do zakonu.
Aby syn mógł pod wpływem ojca stać się dojrzałym mężczyzną, konieczne jest pokonanie w ich wzajemnej relacji ducha rywalizacji, podejrzliwości i zazdrości. Dorastający synowie nie oczekują od swoich ojców, aby byli nieomylni i nienaganni we wszystkim. Oczekują od nich przede wszystkim zaufania i wiary, wiary w ich pragnienia i w ich możliwości. Wiara ojca w syna jest fundamentem prawdziwego ojcostwa. Ojciec, który zachowuje wiarę w swego syna, pomimo wydarzeń, które mogą ich rozdzielić, a nawet poróżnić, zasługuje nadal na miano ojca. Przyszłość da mu nieraz okazję do radosnego stwierdzenia, jak bardzo jego dziecko pozostało jego synem pomimo błędów i potknięć na trudnej drodze życia (M. Legaut). Ojciec może jednak zaufać synowi tylko wówczas, kiedy – choćby w małym stopniu – zaufa sobie. Podobnie jest również w zakonie. Zakonnik zaufa swojemu współbratu (jako przełożonemu czy też podwładnemu), jeżeli będzie miał w sobie trochę dobrej wewnętrznej pewność siebie, która budowana jest na zaufaniu Bogu. Zaufanie jest jednym z najważniejszych darów, jaki przełożony może ofiarować swoim współbraciom.
Religijne przyczyny kryzysu ojcostwa
Najgłębszą przyczyną kryzysu ojcostwa we współczesnej cywilizacji, choć jednocześnie najtrudniejszą do opisania, jest niewątpliwie globalne zakwestionowanie doświadczenia religijnego i duchowego, które swoimi korzeniami sięga czasów Oświecenia. Oświecenie wynosząc człowieka do godności, potencjalnie wszechmocnego stwórcy, zdegradowało go w rzeczywistości do poziomu zwierzęcego; odróżnienie dobra i zła zastąpiły kryteria utylitarne. Fundamentalne więzi, co podtrzymywały ludzką rodzinę i religię – zostały wyszydzone i gwałtem rozerwane (L. Kołakowski).
Odrzucenie wiary w Boga jako praźródła ludzkiego istnienia i ludzkiej miłości uderza w człowieka oraz w zasadnicze jego więzi, które były i są u podstaw jego życia: więzi rodzinne, ojcowskie i macierzyńskie, przyjacielskie, wspólnotowe. Dziewiętnastowiecznym produktem Oświecenia była tzw. teologia śmierci Boga. Co stało się jednak z człowiekiem, który zgodził się na „śmierć Boga”? Czy od tamtego czasu, po tym długim okresie ateizmu, (…) człowiek stał się szczęśliwszy i bardziej ludzki? Wręcz przeciwnie, odpowiada kard. Danneels. Człowiek stracił swoją duszę, świat stał się przerażająco zimny. Gdy odchodzi ojciec, dzieci ogarnia chłód. Gdy Bóg znika, ludzie szukają innych źródeł ciepła. Lecz gdzie je znaleźć? Ojca już nie ma i wszyscy jesteśmy sierotami. (…) Tak, gdy ojciec znika, dzieci trzęsą się z zimna. (…) Cała nasza cywilizacja jakby oziębła, miłość także. (…) Jesteśmy jak ptaki zimą. W oczekiwaniu gromadzimy się wokół rzadkich źródeł ciepła, w tych ostatnich miejscach naszej cywilizacji, gdzie pod żarem pozostaje nieco płomienia – to miłość i świętowanie, często doprowadzone do paroksyzmu erotycznej gorączki czy orgii. Lecz wszystko to nie potrafi zwrócić nam ciepła. Ogień już nie płonie –zarówno w znaczeniu dosłownym, jak i przenośnym. Gdzie jest więc słońce? Gdzie jest więc Bóg? Bez niego ogień jest tylko ogniem słomianym, trwa bardzo krótko, za krótko, by rzeczywiście ogrzać dzieci (G. Danneels).
Szczególną oznaką sieroctwa i zimna, w jakim żyje człowiek, jest destrukcja rodziny a wraz z nią ojcostwa i macierzyństwa. Bez Boga Ojca człowiek przestaje rozumieć siebie i swoje powołanie do miłości i przekazywania życia. Tę właśnie destrukcję rodziny zarzuca Jan Paweł II współczesnej cywilizacji: Dziś kobieta bywa przedmiotem dla mężczyzny. Dzieci stają się przeszkodą dla rodziców. Rodzina staje się instytucją ograniczającą wolność swoich członków. Cywilizację, która w taki właśnie sposób traktuje ludzką miłość, Papież nazywa cywilizacją rzeczy a nie osób. Co może wytworzyć kultura, w której nie ma ojca – pyta J. M. Verlinde. Odpowiada: Ta kultura produkuje dzieci, które nie wiedzą, kim są.
Problem, o którym mówimy, ujawni się także w życiu zakonnym. Coraz więcej jest dziś kandydatów do życia kapłańskiego i zakonnego, którzy pochodzą z rozbitych rodzin. Ich zranienia w ludzkiej miłości mają nieraz znaczny wpływ na motywacje powołania kapłańskiego i zakonnego. Biorąc pod uwagę te szczególnie trudne sytuacje, niektórym kandydatom do weryfikacji ich własnego powołania, będzie rzeczą konieczną zastosowanie środków szczególnego rodzaju: badania psychologiczne kandydata przed rozpoczęciem kursu teologicznego, konsultacja specjalistyczna, nawet o charakterze psychoterapeutycznym – mówią Wskazania wychowawcze dla formacji do celibatu kapłańskiego. Tę samą opinię powtarza także Jan Paweł II w Pastores dabo vobis. W konkretnych przypadkach i przy spełnieniu ściśle określonych warunków może ono (kierownictwo duchowe) być wspomagane, ale nie zastępowane, przez pewne formy analizy czy pomocy psychologicznej.
NADZIEJE NA ODBUDOWANIE OJCOSTWA
Szanse na dojrzalsze ojcostwo
Nowa sytuacja odsłoniła słabość psychiczną i duchową mężczyzn, ale stworzyła im jednocześnie szansę na odnalezienie źródeł ich powołania do ojcostwa. Mężczyźni są dziś coraz bardziej świadomi, że kształtowanie ich ojcostwa domaga się od nich większego osobistego zaangażowania i wewnętrznej pewności siebie. Mężczyzna nie może już dziś narzucać siłą swojej roli ojcowskiej, ani jako mąż i ojciec w rodzinie, ani jako spowiednik, kierownik duchowy czy przełożony wspólnoty. Jeżeli ma on być „dobrym” ojcem, musi wykazać się z jednej strony wewnętrzną wytrwałością i samodzielnością, z drugiej zaś umiejętnością budowania więzi z innymi oraz ofiarnością i troską.
Większe zaangażowanie wielu mężczyzn we własny rozwój, tak w życiu świeckim jak i kapłańskim i zakonnym, przynosi już dzisiaj pierwsze owoce bardziej świadomego i odpowiedzialnego ojcostwa fizycznego i duchowego. Współczesne ojcostwo może być w pewnym sensie bardziej autentyczne od ojcostwa w przeszłości, ponieważ oparte jest przede wszystkim na osobistych wartościach, świadomie zdobywanych w pracy nad sobą oraz w relacji z dziećmi. Większa wewnętrzna pewność siebie, spontaniczność i wolność w wyrażaniu własnych uczuć – wszystko to czyni mężczyzn bardziej wrażliwymi i stałymi w ojcowskich relacjach.
Nadzieje związana z postawą ludzi młodych
Nadzieję na zbudowanie dojrzalszego ojcostwa w przyszłości można dostrzec w postawie młodych. Może zbyt jednostronnie podkreśla się dzisiaj jedynie kryzys ludzi młodzi. Ich sytuacja jest złożona. Z jednej strony jest to rzeczywiście pokolenie bezbronne – podkreśla Jean Vanier. Tym bardziej bezbronne, że ich rodzice, którzy w przeważającej masie – szczególnie na Zachodzie – ulegli silnej ateizacji i kulturze permisywnej, nie stanowią dla nich dostatecznego oparcia. (…) Duchowa pustka, jakiej doświadcza to pokolenie, jest jego wielkim problemem.Młodzi należą dziś do pokolenia o bardzo delikatnej i wrażliwej strukturze psychicznej. Dlatego tak trudno im się obronić przed niebezpieczeństwami, na które wystawia ich życie (J. Vanier). Jest to jednak jedna strona medalu. Istnieje również druga. Z bolesnego doświadczenia i potrzeby, które bezbronności i zagubienia młodych rodzą się ich nowe pragnienia, wyrażają oni w sposób bardzo zdecydowany i radykalny. Odwrotną stroną ubóstwa młodzieży jest jej piękno i otwartość na ideały. Jeżeli jesteśmy ubodzy, to tym bardziej potrzebujemy wspólnoty, tym bardziej otwieramy się na Dobrą Nowinę. Jest to co prawda pokolenie bardzo zagrożone, ale jednocześnie stoi przed nim wielka szansa (J. Vanier).
Należy docenić tę postawę młodych. Bardzo wielu z nich traktuje życie poważnie i odpowiedzialne. Wielu z poświęceniem angażuje się w służbę bliźnim. Są też wrażliwi na sprawy duchowe. Wszystkie te cechy młodych, o ile zostają przez nich podejmowane i rozwijane, stają się fundamentem dojrzałego ojcostwa zarówno w życiu rodzinnym, jak też dojrzałego ojcostwa duchowego. Postawa odpowiedzialności młodych ludzi przejawia się między innymi w ich poważnym traktowaniu przygotowania do życia zawodowego. Niektórzy z nich studiują i jednocześnie pracują.
Inną ważną cechą młodych, do której należy odwoływać się w formacji, jest ich otwartość, szczerość i spontaniczność w wyrażaniu uczuć. Młodzi dzisiaj nie mają większych trudności w dzieleniu się swoim doświadczeniem w ramach spotkań wspólnotowych lub też w kierownictwie duchowym. Dar otwartości i spontaniczności jest jednak – jak sama osobowość młodego człowieka – delikatny i kruchy. Wyraża on najczęściej pragnienie bycia słuchanym, rozumianym i przyjętym. Stąd też, jeżeli nie spotka się z wzajemnością rodziców i wychowawców, a w ramach formacji zakonnej przełożonych i ojców duchownych, wówczas łatwo zamykają się w sobie i stają się nieufni.
Ojcostwo szkołą życia
Kryzys ojcostwa nie oznacza bynajmniej całkowitego zagubienia przez młodych mężczyzn pragnień bycia ojcem. Umarł na naszych oczach pewien model ojcostwa. Ojcostwo straciło jedynie charakter autorytetu pana rodziny i nie podlegającej dyskusji wyroczni (M. Legaut). Wielu mężczyzn pogubiło się jedynie w pełnieniu ojcowskiego powołania, ale nie zatraciło ojcowskiego instynktu – głębokiego ludzkiego pragnienia posiadania i wychowywania dzieci. Młodzi mężczyźni zaangażowani w głębsze przeżywanie życia są świadomi, iż ojcostwo staje się dzisiaj bardziej powołaniem, na które każdy musi odpowiedzieć osobiście, niż mechanicznym spełnianiem społecznej roli przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Dziś ojcostwo – jak nigdy dotąd – domaga się zaangażowania, woli zmagania się z sobą oraz męskiej twórczości.
Młodzi odkrywają dzisiaj ojcostwo nie tylko jako „dawanie” i poświęcanie się dla dziecka, ale także jako „przyjmowanie” i ubogacanie siebie. Dojrzałe ojcostwo „rodzi się” poprzez wzajemne oddziaływanie na siebie dziecka i ojca. Ojciec poprzez towarzyszenie swojemu dziecku w jego rozwoju sam również staje przed możliwością swojego osobowego rozwoju. Ma to miejsce nie tylko w życiu rodzinnym, ale także w życiu zakonnym czy też kapłańskiej pracy.
Ojcostwo podjęte w sposób wrażliwy i odpowiedzialny jest szkołą życia, tak dla ojców rodziny, jak też dla księży – ojców duchowych. Nie tylko ojciec jest przewodnikiem dla własnego dziecka, ale także ono – choć w zupełnie innym sensie – może być przewodnikiem dla niego. Jeżeli ojcowie wycofują się nieraz z relacji ze swoimi dziećmi, to przede wszystkim dlatego, iż rezygnują – najczęściej mało świadomie – z głębszego wzrostu ludzkiego i duchowego. Mężczyzna otwarty i wrażliwy, który patrzy z wyczuciem na własne dziecko i jego rozwój, odkrywa w jego dorastaniu także własną drogę wewnętrznego dojrzewania.
Doświadczenie pokazuje również, że nie inaczej bywa także w życiu kapłańskim i zakonnym. O ile jesteśmy otwarci na tych, którym służymy w różnej formie jako ojcowie duchowi, nasza posługa może stać się bardzo ważną inspiracją dla naszego wzrostu ludzkiego oraz dla życia duchowego. W sposób szczególny zaś rola przełożonego daje nieraz okazję do oczyszczenia wewnętrznego i wzrostu w wierze.
BYĆ SYNEM, ABY STAĆ SIĘ OJCEM
Analiza relacji z rodzicami
Bardzo ważnym zadaniem w okresie przygotowania do życia zakonnego czy do kapłaństwa jest „przepracowanie” relacji z własnymi rodzicami na tyle, by być świadomym „wartości” i „słabości” wyniesionych z własnego domu rodzinnego[1]. Rodzina, z której wychodzi kandydat na zakonnika czy na kapłana, jest zasadniczym punktem odniesienia dla jego osobistego rozwoju emocjonalnego. To właśnie historia rodzinna, szczególnie zaś relacje z rodzicami, wpływają w decydujący sposób na całą jego osobistą historię. W historii narastają i w historii też bywają rozwiązywane wszystkie najważniejsze ludzkie problemy. Każdy aktualny stan – mówi R. Ingarden – nasi na sobie nie jako piętno całej historii poprzedzających go stanów. (…) Cała przeszłość nieustannie się konserwuje, sama z siebie, automatycznie. Towarzyszy nam w każdej chwili naszego życia.
Obserwując postawy własnych rodziców alumn, młody zakonnik łatwiej może zrozumieć swoje sposoby zachowania. Ojciec, którego postępowanie jest przeniknięte stylem godności męskiej – bez popadania w przesadę – będzie pociągającym wzorem dla synów – stwierdza Papieska Rada ds. Rodziny w dokumencie Ludzka płciowość: prawda i znaczenie. Przy ojcu pewnym siebie, otwartym i zaangażowanym w relację z żoną i z dziećmi wyrasta syn, który nie posiada głębokich trudności w określeniu własnej tożsamości emocjonalnej, duchowej czy też powołaniowej. Ale przy ojcu, który ucieka od relacji z żoną i dziećmi w pracę zawodową, w „robienie pieniędzy”, w mało znaczące hobby, nierzadko także w alkohol, wyrasta syn pełen kompleksów i niewiary w siebie. Przy ojcu zaś autorytatywnym, zbyt surowym, czy wręcz brutalnym, wyrasta syn zduszony, pełen lęku i gniewu.
Analiza wpływu ojca i matki na osobiste zachowania kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego służy nie tylko „uleczeniu ran”, ale także poznaniu mocnych stron charakteru, które zawdzięcza swoim rodzicom. Zranienia i problemy wymagają wewnętrznego uleczenia, natomiast „mocne strony ich oddziaływania” potrzebują świadomej pielęgnacji i rozwoju. Młody człowiek staje się coraz bardziej dojrzały, samodzielny i odpowiedzialny nie tylko przez pokonywanie swoich wad i słabości, ale także poprzez wzmacnianie i rozwijanie w sobie istniejących już zalążków dobra. Pełne zrozumienie i akceptacja własnych rodziców, zarówno ich słabych stron, jak też i mocnych, złączone z postawą przebaczenia i pojednania, pozwala mu dopiero w pełni korzystać z całego bogactwa doświadczeń wyniesionych z własnego domu rodzinnego. To właśnie dom rodzinny, relacja z matką i z ojcem, jest niezastąpioną szkołą ojcostwa.
Opuści Ojca i matkę
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca, swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,24; por. Mt 19,4-5). Rzeczywiste, fizyczne i jednocześnie emocjonalne opuszczenie rodziców jest koniecznością nie tylko dobrego małżeństwa, ale także dojrzałej postawy kapłańskiej. Opuszczenie to dokonuje się jednak nie tylko poprzez „oddzielenie siebie” od rodziców, ale właśnie poprzez wewnętrzne pojednanie się z nimi. Odejście z domu rodzinnego bez rzeczywistego pojednania się sprawia, iż jest to bardziej ucieczka niż „męskie odejście”. Do pełnej autonomii wobec rodziców konieczna jest wolność wobec nich. Wielu mężczyzn nie jest w stanie naprawdę wewnętrznie „opuścić ojca i matki” dlatego, iż nie umieją (często tylko dlatego, iż tak naprawdę nie chcą) przebaczyć im i pojednać się z nimi. Wolność wobec rodziców sprawia, iż mężczyzna może korzystać z jednej strony w pełni z darów, które od nich otrzymał, z drugiej zaś może stopniowo uwalniać się od tych uwarunkowań, którymi było naznaczone wychowanie.
W życiu wielu alumnów zbyt wielką rolę odgrywa nieraz matka. Za mało ludzkiej wrażliwości i uwagi poświęcają oni swoim ojcom. Kontakty z matką bywają o wiele łatwiejsze, ponieważ nie wymagają trudu budowania więzi emocjonalnych. Miłość matczyna przychodzi najczęściej jakby samoistnie. W sytuacjach zaś, w których matki, żony mają słaby kontakt emocjonalny ze swoimi mężami, synowie – alumni i księża otaczani są nieraz zbyt „emocjonalną miłością”. W takiej sytuacji dla większej równowagi zarówno pomiędzy rodzicami, jak też równowagi w relacji syna-alumna z rodzicami, byłoby rzeczą wskazaną nawiązanie głębszej więzi emocjonalnej również z ojcem. Taka więź mogłaby bardzo przyczynić się do większej dojrzałości i równowagi uczuciowej alumna. I chociaż wcześniejsze relacje z ojcem – szczególnie w okresie dojrzewania – dla wielu alumnów były naznaczone trudnościami czy nawet zranieniami uczuciowymi, to jednak nowa sytuacja, jaką jest wstąpienie do seminarium lub do zakonu, staje się szansą odnowienia i pogłębienia tych więzi. Syn nie występuje już w roli małego dziecka czy zbuntowanego nastolatka, ale w roli dorastającego mężczyzny, który przyjmuje partnerską postawę wobec swojego ojca. Owo zbliżenie się pomiędzy synem alumnem i jego ojcem może być ogromną pomocą w odkryciu i rozwinięciu „najlepszych” stron własnej emocjonalności. Takie wyjście do ojca może być też niezwykłym darem dla samego ojca.
Nigdy nie przestaje się być synem
Mężczyzna opuszczając swoich rodziców nie przestaje być jednak nadal ich synem. Stąd też ważną rzeczą byłoby, aby – obok partnerstwa i „braterstwa” z własnym ojcem i matką – zachować jednocześnie postawę uległości, pokory i głębokiego szacunku, jak nakazuje to Biblia (por. Prz 23,20-22.25). Doświadczenie synostwa wobec własnych rodziców jest decydujące dla dojrzałego ojcostwa, także ojcostwa duchowego. Drogą do doświadczenia ojcostwa jest doświadczenie synostwa. Nie ma innej drogi. Wielu mężczyzn zaprzepaszcza szansę na bogate ojcostwo tylko dlatego, iż kierując się męską dumą, nie chcą przyjąć pokornej postawy uległości i synostwa wobec swoich rodziców. Taka postawa uległości wobec rodziców jest konieczna szczególnie wówczas, kiedy ojcostwo i macierzyństwo własnych rodziców było niedojrzałe czy nawet raniące. Trzeba najpierw nauczyć się być miłosiernym, wiernym i pokornym synem, aby móc stawać się następnie miłosiernym, wiernym i pokornym ojcem. Miłosierdzie i wierność człowieka posiada tylko jedno źródło, w wierności Bogu Ojcu. Ta właśnie wierność jest źródłem wierności wobec własnych rodziców, wobec własnych dzieci, a w wypadku kapłana wierności wobec tych, których Bóg powierza jego pasterskiej trosce.
CECHY DOJRZAŁEGO OJCOSTWA
Zaufanie rodzi zaufanie
Ojciec nie może zobowiązywać syna do zaufania. Winien sobie na nie zasłużyć, mówiąc bardziej obrazowo, winien „wydobyć” z syna zaufanie do siebie. Zaufanie jest darem wymiennym. Dziecko spontanicznie ufa ojcu, kiedy czuje się przez niego kochane i doświadcza jego zaufania. Zaufanie może być zbudowane na wzajemnej miłości i trosce o siebie. U dziecka zaufanie bywa spontaniczną reakcją, jeżeli ono spotka się z uprzednim zaufaniem ze strony rodziców. Zaufanie rodzi zaufanie. Z drugiej jednak strony lęk rodzi lęk. Za zaufanie pomiędzy rodzicami a dzieckiem, szczególnie w okresie dzieciństwa i wczesnego dojrzewania, odpowiedzialni są najpierw rodzice. To ich postawa wpływa zasadniczo na atmosferę wzajemnego zaufania, szczerości i otwartości w całej rodzinie.
W formacji zakonnej – szczególnie w jej wstępnej fazie – jest podobnie. To magister, wychowawcy są najpierw odpowiedzialni za klimat zaufania. Zdobycie zaufania młodych ludzi wstępujących do klasztoru nie zawsze jest łatwe. Trzeba nieraz przebić się przez ich nieufność, która narastała w nich przez wiele lat zarówno w środowisku rodzinnym, jak też szkolnym i rówieśniczym.
Autorytet
Być ojcem, znaczy oddać się do dyspozycji swoich dzieci. W taki właśnie sposób ojciec buduje swój autorytet. Autorytet ten zależy dziś nie tyle od pozycji społecznej, ale przede wszystkim od osobistych wysiłków ojca. Mężczyzna zakładający rodzinę winien być świadom potrzeby zbudowania swojego autorytetu, gdyż bez uznania w rodzinie nie może on mieć realnego wpływu na dzieci. Brak autorytetu ojca w rodzinie powoduje negatywne konsekwencje. Niektórzy ojcowie z powodu braku uznania wycofują się z życia rodzinnego i całą domenę wychowania oddają w ręce matki, czyniąc ją odpowiedzialną za wychowanie dzieci. Inni usiłują brak realnego autorytetu zastąpić siłą i despotyzmem: stwarzaniem sytuacji zagrożenia i lęku, nieadekwatnym do przewinienia karaniem, nieuzasadnionym ograniczaniem wolności dzieci itp. Modnym rozwiązaniem bywa dobrowolne zrzeczenie się autorytetu wobec swoich dzieci i przyjęcie wobec nich postawy kumplowskiej. Rezygnacja z autorytetu jest jednak dla dziecka krzywdząca. Dziecko potrzebuje autorytetu ojca i ma do niego prawo. Nie mając autorytetu w oczach dzieci, ojciec nie zdoła im ofiarować poczucia bezpieczeństwa, oparcia i nie może uczyć ich mądrości życia. Dziecko nie zaufa ojcu, jego radom i pouczeniom, jeżeli nie będzie on dla niego autorytetem.
Podobny problem istnieje również w życiu zakonnym, szczególnie na etapie formacji. Przełożony, wychowawca, ojciec duchowny zdobywa autorytet we wspólnocie nie poprzez samą funkcję, ale dzięki własnej postawie. Ojcowski autorytet przełożonego czy wychowawcy nie jest przywilejem wobec innych członków wspólnoty. Jest on wyrazem służby i troski o wspólnotę. Autorytet to odpowiedzialność: za atmosferę panującą we wspólnocie, za jedność i zgodę w niej, za prowadzone dzieła apostolskie, za środki materialne na utrzymanie wspólnoty itp.
Ojcowska bezinteresowność
Podkreślmy inną ważną cechę ojcostwa, jaką jest bezinteresowność. Jeżeli jako ojcowie kochamy nasze dzieci za ich zdolności i jakieś szczególne cechy, wówczas – jak się wydaje – ograniczamy naszą miłość do nich. Winniśmy je kochać, ponieważ są naszymi dziećmi. Winniśmy je kochać, ponieważ współpracujemy we wzajemnym zakorzenieniu się w czasie, który przedłuży się poza nasze życie (A. Izella). Jeżeli miarą dojrzałego ojcostwa fizycznego jest bezinteresowność, to tym bardziej miara ta odnosi się do ojcostwa duchowego.
Brak ducha bezinteresowności w posłudze sprawia, iż łatwo w przełożonym czy wychowawcy rodzi się postawa pretensji i żalu. Ponosząc trudy i ofiary będzie jednocześnie domagał się w jakiejś formie „odpłaty”, np. postawy wdzięczności, całkowitej uległości, bezwzględnego posłuszeństwa czy też ludzkiej „chwały”. Ta niedojrzała postawa powoduje zwykle, iż wspólnota odsuwa się od takiego przełożonego, co sprawia z kolei, iż czuje się on coraz bardziej samotny i opuszczony. Podobne zachowania mogą istnieć w relacji alumn – wychowawca, czy też wierni w parafii – ksiądz. Bezinteresowna miłość ojcowska przełożonego we wspólnocie, czy też wychowawcy wobec wychowanków, staje się zwierciadłem bezinteresownej miłości Boga Ojca. W ten sposób przełożony, wychowawca, spowiednik czy ojciec duchowny staje się dla wiernych drogowskazem do Boga i Jego miłości.
Radość zmagania i walk
Szczególnym zadaniem ojca wobec dzieci jest wprowadzenie ich w „sztukę walki”, w najlepszym rozumieniu tego pojęcia. Miłość, z której rodzi się radość życia, domaga się nieraz wielkiej walki wewnętrznej oraz walki z trudnościami zewnętrznymi. Najpierw będzie to wewnętrzna walka z własną słabością: niestałością woli, zmiennością uczuciową, skłonnością do zniechęcania się, tendencją do ucieczki itp. Będzie to także walka „zewnętrzna” o miejsce w świecie: starania o zdobycie pozycji zawodowej, zmaganie się z niesprawiedliwym zachowaniem innych, z nieuczciwą rywalizacją, odważne podejmowanie odpowiedzialnych funkcji. Zarówno walka wewnętrzna, jak i zewnętrzna nie jest bynajmniej „walką o swoje”. Jest to walka o godne i uczciwe życie własne oraz swoich najbliższych. Zadaniem ojca jest bronić swoich dzieci.
Wielu młodych, także w seminariach i w życiu zakonnym, załamuje się pod wpływem minimalnych trudności tylko dlatego, że nie umieją zmagać się wewnętrznie o dojrzalsze i bardziej odpowiedzialne życie. Najmniejsze porażki życiowe przyjmują jako potwierdzenie dla ich wewnętrznej słabości i kompleksów. Aby zaprzeczyć własnej słabości, usiłują niekiedy grać twardzieli, posługując się przemocą zarówno wobec siebie samych, jak też wobec innych. Pomimo pozorów twardości nie umieją bronić się przed manipulacyjnym traktowaniem ich przez ludzi nieuczciwych. Młody człowiek musi być nieraz silny wewnętrznie i odważny wobec przeciwności zewnętrznych, aby nie pozwolić się krzywdzić lub wykorzystać przez osoby nieuczciwe.
Zadaniem ojca jest nauczyć syna radości zmagania się z własną słabością i umiejętnego współżycia z rówieśnikami. Syn powinien umieć nie tylko wygrywać, ale także przegrywać. Umiejętność przyjmowania porażek bardziej nieraz świadczy o sile młodego człowieka, niż jego wygrane z rówieśnikami. Jedną z większych krzywd, jaką ojciec wyrządza synowi, jest przerzucanie na dziecko własnej słabości wewnętrznej, której – z powodu upokorzonej męskiej dumy – wewnętrznie nie rozeznał i nie zaakceptował. Tylko mężczyzna pełen kompleksów jest zdolny powiedzieć swojemu synowi: „Ty nigdy nic nie potrafisz. Tobie nic się w życiu nie udaje”. Takie zdania skierowane do syna są tak naprawdę bardzo smutną opowieścią ojca o swoim własnym sfrustrowanym życiu, do którego się jeszcze nie przyznał. Aby ojciec nie krzywdził swoich synów, winien najpierw sam doświadczyć radości zwycięstwa i uczyć go swoje dzieci. Życiowe sukcesy jego dzieci stają są wówczas jego osobistymi sukcesami.
Ponieważ wielu młodych, który wstępują do zakonu czy seminarium nie umie zmagać się z sobą, dlatego też tej ważnej postawy życiowej musi nauczyć ich klasztor czy formacja seminaryjna. To przede wszystkim ojcowie duchowni i spowiednicy, przed którymi młodzi otwierają się szczerze, mogą im pomóc nauczyć się sztuki walki wewnętrznej. Słabość, jaka ujawnia się w życiu młodego człowieka, winna stawać się okazję do zmagania się o większą dojrzałość ludzką i duchową. Wola przezwyciężenia siebie i swoich słabości jest jednym z najważniejszych kryteriów autentyzmu powołania zakonnego i kapłańskiego. To nie same zranienia i różnorakie słabości decydują najpierw o powołaniu, ale postawa moralna alumna wobec nich.
Tworzyć klimat wolności
Prawdziwe, pogłębione spotkanie ojca z dzieckiem może dokonać się tylko w klimacie pełnej wolności. Klimat zaufania i wolności sprawia, że dziecko spontanicznie utożsamia się z wartościami reprezentowanymi przez ojca i przyjmuje je jako swoje. Wolność i zaufanie pomiędzy ojcem a dzieckiem wpływa na przekształcenie zależności budowanej na autorytecie w relacje wzajemnego partnerstwa, braterstwa i przyjaźni. Ojciec nie jest panem swojego dziecka. Dziecko nie jest własnością ojca także wtedy, kiedy całkowicie zależy od niego. Dziecko jest zawsze istotą autonomiczną, wobec której rodzice spełniają jedynie służebną rolę.
Ojciec jest tylko „starszym bratem w wierze” swojego dziecka. Ponieważ dziecko nie jest jego własnością ojciec nie może władać całkowicie jego wolnością. Władzę rodzicielską może sprawować, odwołując się do wolności dziecka. Brak uwzględniania pragnień, potrzeb i odczuć dziecka jest zawsze odbierane przez nie jako nadużywanie autorytetu rodzicielskiego. Wychowanie łatwo wówczas przeradza się w stosowanie nacisku i przemocy.
Autentyczne życie duchowe, dojrzałe przeżywanie celibatu czy też bezinteresowna służba ludziom w życiu kapłańskim i zakonnym, możliwe są tylko w pełnej wolności wewnętrznej. Postawa ofiary i oddania nie może być w jakiejkolwiek formie wymuszona na człowieku. Nie można „nakazać” człowiekowi, wbrew jego woli, postawy miłości, zaufania, szczerości, uczciwości wobec siebie czy też postawy przebaczenia i pojednania. Są to wartości, które wymagają zaangażowania ludzkiej wolności.
Dokumenty formacyjne Stolicy Apostolskiej podkreślają potrzebę pobudzania wolności wychowanków i odwoływania się do niej w procesie całej formacji. Nacisk na rygorystyczne zachowanie przepisów zakonnych, na zewnętrzne praktyki pobożne, na obowiązkowe rozmowy w kierownictwie duchowym, na lojalność wobec przełożonych i na ogólną „poprawność” zewnętrzną tworzy zwykle rytualizm religijny, który może okazać się bardzo niebezpiecznym zjawiskiem. Stąd też przełożeni i wychowawcy muszą w sposób mistrzowski łączyć odwoływanie się do wolności osobistej młodych zakonników oraz do ich poczucia odpowiedzialności z wdrażaniem ich w regułę zakonną oraz w zewnętrzne praktyki.
Kryzysy kapłańskie, także kryzysy w przeżywaniu celibatu, jakie zdarzają się nieraz już po kilku latach kapłaństwa, odsłaniają wychowanie, w którym brak jest rzeczywistego poznania siebie i najważniejszych motywów postępowania i działania. Sytuacje kryzysowe odsłaniają dopiero całą niedojrzałość emocjonalną, brak odporności psychicznej czy też powierzchowność motywacji duchowej i religijnej. Cała „zewnętrzna formacja” łatwo załamuje się wówczas pod naporem trudności zewnętrznych, czy też budzących się z pewnym opóźnieniem potrzeb emocjonalnych, które poprzez niewłaściwe wychowanie rodzinne i środowiskowe zostały jedynie w jakiejś formie stłumione.
Ofiarować czas
Ojcostwo od chwili przyjścia na świat potomstwa wymaga czasu. Czasu poświęconego dziecku niczym nie da się ani zastąpić, ani zrekompensować. Nieobecności ojca we wczesnym dzieciństwie syna, powodowany ciągłym brakiem czasu, rzutuje zwykle negatywnie na jego rozwój emocjonalny, intelektualny, a nieraz także i na rozwój fizyczny. W ciągu pierwszych lat mojego życia (ojciec) wyruszał do pracy wczesnym rankiem, zanim się obudziłem, i wracał do domu już dobrze po moim zaśnięciu – wspomina Paul Auster w autobiograficznym eseju. Byłem synkiem mamusi. (…) Jego refren do niej: „Tak bardzo się nie cackaj, strasznie go rozpuścisz”. Często chorowałem i tym właśnie matka uzasadniała nadmiar poświęcanej mi uwagi. Spędziliśmy razem mnóstwo czasu, ona ze swoją samotnością, ja z moimi skurczami, cierpliwie wysiadując w poczekalniach doktorów, aby któryś z nich zdusił wreszcie tę nieustającą insurekcję w moim brzuchu. Już wtedy lgnąłem do tych lekarzy w jakiś desperacki sposób pragnąc ich dotyku. Wydaje się, że od samego początku poszukiwałem ojca, kierując się w zapamiętaniu do każdego, kto mógł go przypominać (P. Auster). Intensywność życia zawodowego ojców sprawia, iż poświęcanie czasu dziecku jest dziś jednym z najtrudniejszych tematów ojcostwa. Wielu zapracowanym ojcom brakuje czasu dla dzieci. Czasu poświęconego dziecku nie da się jednak nagromadzić i ofiarować w jednym momencie. Ojcostwo domaga się systematycznego, codziennego ofiarowania dziecku choć trochę czasu.
Przełożony, jako ojciec wspólnoty, winien mieć czas dla swoich podwładnych. Szczególnie ludzi młodych trzeba zachęcać i dawać im okazję do dialogu i otwierania się przed przełożonym. Dialog wymaga jednak czasu. Byłoby rzeczą ważną, aby alumni diecezjalni i zakonni w sytuacji trudności osobistych lub też jakiegoś uwikłania mogli powierzać swoje problemy rektorowi bez niewolniczego lęku przed karą, lecz jak przystoi synom, w oczekiwaniu upomnienia, przebaczenia i wsparcia, co zarazem pobudzi ich i zapali do podążania obraną drogą z odnowioną ufnością (Wskazania wychowawcze dla formacji do celibatu kapłańskiego). Rektorzy seminarium powinni wiele czasu poświęcać na bezpośrednie kontakty i rozmowy z alumnami. To dzięki nim alumni uczą się postawy szczerości i zaufania w relacji do przełożonych.
W okresie formacji nowicjusze i klerycy winni doświadczyć prawdziwego duchowego ojcostwa ze strony tych, którzy ich wychowują, szczególnie zaś ze strony ojca duchownego i przełożonych. Jak syn uczy się być mężczyzną i ojcem żyjąc na co dzień u boku swojego ojca, podobnie i nowicjusze i alumni uczą się kapłańskiego ojcostwa u boku tych, którzy przygotowują ich do życia zakonnego i do kapłaństwa.
Młodym należy jednak uświadamiać to, że ojcowskie wysiłki wychowawcze będą owocne tylko wówczas, jeżeli spotkają się one z ich postawą zaangażowania. Postawa akceptacji i życzliwości wobec współbraci, duch przebaczenia i pojednania w sytuacjach konfliktowych, otwartość i szczerość w kierownictwie duchowym i w dialogu z przełożonymi, bezinteresowna pomoc potrzebującym współbraciom, wrażliwość na ubogich i cierpiących, odwiedzanie ludzi samotnych, spotkania z dziećmi, szczególnie z dziećmi zaniedbanymi – oto ważniejsze sytuacje ludzkie, które mogą stać się prawdziwą szkołą braterstwa i duchowego ojcostwa dla przyszłych kapłanów. Najważniejszym jednak źródłem ojcostwa duchowego jest kontemplacja Boga Jako Ojca oraz Jego bezinteresownej ojcowskiej miłości. I chociaż ojcowska postawa wychowawców jest bardzo ważna, to jednak ostatecznie za swoje duchowe ojcostwo odpowiedzialny jest sam alumn. On też sam winien czuć się wezwany wewnętrznie do pracy nad własnym kapłańskim ojcostwem.
Józef Augustyn SJ
[1] Por. J. Augustyn, Celibat. Aspekty pedagogiczne i duchowe, Wyd. M. Kraków 1999, s. 144.
Archiwum KWPZM