O. Zygmunt Perz SJ
ROLA AUTORYTETU I PRAWA W WYCHOWANIU ZAKONNYM DO ODPOWIEDZIALNEJ WOLNOŚCI
Zebranie Plenarne WPZM, Niepokalanów, 11-13 maja 1976 r.
Fili sottili quasi invisibili, to ostatnia z wydanych na ten temat książek, zawierająca wieści i przesłania z tamtej strony życia[1]. Seria epizodów zwracających uwagę na rzeczy ostateczne, na jakąś większą i bardziej istotną rzeczywistość, w której zawiera się ostateczność życia i śmierci. Znak coraz szerszego i rosnącego zainteresowania tym, co dzieje się po przekroczeniu granicy i ciężkiej bramy śmierci. I to mimo nieufności i szerzącego się sceptycyzmu, który chciałby podać w wątpliwość w ogóle sens istnienia życia po tamtej stronie. Człowiek w swoim poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie „dlaczego”, zdaje sobie sprawę, czy tego chce, czy nie, że coraz ściślej otacza go szach opatrzności czy też mat tajemnicy, cienka, niemal niewidoczna nić, zaczepiona gdzieś ponad jego światem fizycznym.
ŚMIERĆ: TABU CZY ZABAWKA?
Zło, zwątpienie, tajemnica od zawsze walczą między sobą o pozyskanie jak największej liczby istnień na naszej planecie. Zwłaszcza dzisiaj zło, wobec uporczywości i drastyczności otaczającej nas przemocy i okrucieństwa, rzuca coraz śmielsze wyzwania ludzkiemu umysłowi, drwiąc z odpowiedzi udzielanych przez filozofię, religie i naukę. Poruszamy się w coraz gęściejszej mgle zwątpienia i nihilizmu, konstatując z goryczą, że im więcej wiemy i im nowocześniejszą technologią dysponujemy, tym bardziej wiemy, że nie wiemy. Stąd dwa wyjścia – albo poddać się tajemnicy, albo zamknąć się w labiryncie braku sensu i desperacji. Śmierć, owe tajemnicze wrota oddzielające nas od tajemnicy, jest świadomie wyłączana ze sfery wyobraźni i odniesienia do zwykłego, codziennego życia, spychana do sal szpitalnych, w których umierają chorzy, czy do zakładów pogrzebowych. Albo też, jeśli nie jest możliwe wyłączenie jej, przekształca się ją w niebezpieczną zabawkę, maksymalnie ją banalizując, jak pokazują wydarzenia z codziennej kroniki wypadków, jakby chciano odprawić nad nią zaklęcia, bezskutecznie próbując dowieść swojej siły wobec niej.
A jednak na polu walki jest jeszcze jedna siła – miłość. O ile zło prowokuje wyłącznie postawę bierności, zwątpienia i nihilizmu, niosąc ze sobą nieodłączne tabu lub niszczącą zabawkę w postaci śmierci, miłość, potężna jak śmierć (por. Pnp 8, 6), chce być nie tylko przeciwnikiem śmierci par excellance, ale także olbrzymem zdolnym do przezwyciężenia wątpliwości i przekształcenia macek zła w uścisk i ofiarę dobra. Widzimy to w jakże wyraźny sposób u naszych współczesnych, zwłaszcza u dorastającej młodzieży i ludzi młodych – są oni szczególnie wrażliwi na miłość jako na całość związków uczuciowych oraz na śmierć jako na furtkę ucieczki przed problemami i trudnościami życia. Może wyda się to dziwne, ale właśnie te dwie rzeczywistości, pozostające ze sobą w konflikcie, stanowią ważne karty do gry, którą należy umiejętnie rozgrywać także na płaszczyźnie wychowawczej, ze względu na ich znaczenie i ciężar, a które mogą okazać się pomocne w podążaniu drogą widzącą w miłości zbawienie od śmierci. Chrześcijaństwo, jak zresztą każda religia, podejmuje i zagłębia się w temat miłości i śmierci jako dwóch najważniejszych wymiarów sensu istnienia, opierając się jednak z całą siłą na tym jedynym, trwałym i niewzruszalnym fundamencie wszystkiego, jakim są dzieje Jezusa z Nazaretu, umarłego i zmartwychwstałego.
A zatem zło, zwątpienie, tajemnica, śmierć, miłość. Czy przeznaczeniem człowieka jest być rzuconym w nieznane miejsce, bez możliwości zabrania głosu w tej sprawie i podjęcia świadomej decyzji? Albo czy zło, zwątpienie, tajemnica, a może nade wszystko miłość są kluczem do nadziei i oświeconej świadomości pełnego życia? Oczywiście, w którąkolwiek stronę nie spojrzę, widzę, że otacza mnie gęsta zasłona tajemnicy, wszystko jest nią okryte, sami dla siebie pozostajemy tajemnicą. Wierząc (w pierwszych wiekach ochrzczonych nazywano oświeconymi), wiemy, że ta tajemnica, pozornie ciemna, w rzeczywistości pełna jest światła. Jeżeli istnieje, to nie po to, by być okrutnym kaprysem lub przypadkiem pozbawionym sensu, lecz uwznioślającą, choć trudną, grą miłości. A więc tajemnica. Tajemnica, której nie należy dać się zastraszyć, ale trzeba ją kontemplować i dawać jej świadectwo, doświadczając czułości Boga innego niż ten, który istnieje w powszechnej wyobraźni – czuć się wyglądanym i oczekiwanym przez Niego, najlepszego Ojca, który podtrzymuje w swoich pewnych rękach moje istnienie i który specjalnie dla mnie przygotował jakąś drogę i jakiś cel.
A więc zło już nie jest silniejsze, bo zostało pokonane przez najsilniejszego człowieka (por. Mt 12, 29); więc zwątpienie nie jest już przerażającym syndromem poszukiwania i nieznajdowania; więc sama śmierć nie już jest tabu, które należy unieszkodliwić, zamieniając ją w wyobraźni w zabawkę, lecz jest pocałunkiem miłości; więc nadzieja nie jest tylko doraźnym środkiem przeciwbólowym, działającym przez kilka godzin, lecz jedyną drogą miłości: od kiedy zostaliśmy pomyślani, od kiedy zostaliśmy wezwani do istnienia, do kiedy przechodzimy na drugi brzeg. Życie konsekrowane jest tym wszystkim, ma szczególną szansę ukazania bogactwa tych spraw i ma tę „specjalizację” bycia uprzywilejowanym ich znawcą, bowiem jest ono całkowitym „tak” dla Boga, „tak”, w którym zawiera się także oddanie w Jego ręce problemu śmierci.
ŻYCIE ANIELSKIE (VITA ANGELICA) I UCIECZKA OD ŚWIATA (FUGA MUNDI): RELIKTY PRZESZŁOŚCI CZY NOWA SZANSA?
Pierwsze wieki chrześcijaństwa, jak wiadomo, zostawiły po sobie długą listę prób interpretacji fenomenu życia konsekrowanego. Zwłaszcza teologiczna refleksja Ojców i pierwsze doświadczenia klasztorne w sposób zdecydowany wpłynęły na mentalność pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa, a pewne nurty i kierunki myślenia przetrwały aż do czasów dzisiejszych. Jednym z nich jest oczywiście teologia życia anielskiego (vita angelica), ściśle wiążąca się z doświadczeniem ucieczki od świata (fuga mundi): ponieważ jest napisane w Ewangelii, że przy zmartwychwstaniu nie będą się żenić ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie (por. Mt 22, 30), wybór czystości zakonnej jest przeżywany jako upodobnienie się do stanu anielskiego, pewnego stanu życia, który można nazwać niebiańskim, a więc niezgodnym z aspiracjami ziemskimi i w pewien sposób wyprzedzającym życie wieczne, poprzez walkę ze złem – pomyślmy o Michale i zastępach anielskich – z namiętnościami człowieka i ze społeczeństwem pogańskim lub na nowo porwanym w szpony ziemskiego pogaństwa.
Ponieważ anioły są istotami najbliższymi Boga, szczególna bliskość z Nim zakonników prowadzi do wniosku, że kondycja ich istnienia jest pewnym stanem życia more angelorum, na wzór aniołów. Aby wszystko to móc spełnić osoby konsekrowane materialnie i duchowo oddalają się od społeczeństwa i od świata, wybierając duchowość pustyni i kochając w szczególny sposób samotność oraz odosobnienie pustelnicze: po to właśnie, by pokazać, że istnieje niemożliwa do pogodzenia sprzeczność między mądrością tego świata a szaleństwem krzyża. Życie wyłącznie dla Boga jest konkretnym dowodem na to, że szczęście ludzkie można osiągnąć w pełni jeszcze na ziemi, nawet w morzu łez i cierpienia, byle tylko było to istnienie całkowicie skupione na Bogu i oddalone od ziemskiej rzeczywistości, choćby najbardziej kuszącej i fascynującej.
Takie myślenie i postępowanie sprawia, że życie konsekrowane staje się ogniskiem kontestacji i znakiem sprzeciwu wobec dominującej w społeczeństwie logiki: piętnuje zło swoich czasów i proponuje alternatywę życiową, stając – jako kontynuacja starożytnych proroków Izraela – niczym palec zwrócony ku Bogu, a jednocześnie przeciw światu sub maligno positus, pozostającemu we władzy zła.
Te świadectwa początków życia konsekrowanego odczytujemy dziś na wpół z ciekawością, na wpół z ironią. Bez wątpienia wiele można dostrzec w historii tamtych czasów przykładów, kiedy doprowadzona do skrajności teologia, dodatkowo z wyraźnym wpływem rozmaitych mieszanek filozofii neoplatońskiej i ideologii manicheistycznej, skutkowała dziwactwami, o których mogłyby opowiadać podręczniki psychiatrii. Ostatecznie jednak nie sposób nie widzieć w tym prowokacji, nawet biorąc pod uwagę zupełnie inne warunki kulturowe, w jakich żyjemy. Czy życie anielskie i ucieczka od świata są dziś już wyłącznie reliktami z owego wielobarwnego muzeum życia konsekrowanego, czy też wewnątrz tej wcale nie idealnej skorupy kulturowej tkwi jednak jakiś cenny owoc, który może być także dzisiaj swego rodzaju bardzo ważnym przypomnieniem, zwłaszcza dla współczesnych zakonów, które przecież, jak wiemy, cierpią na brak szerszych perspektyw, mistycznego natchnienia, na pewne osłabienie tożsamości, na które wszyscy jesteśmy po trosze chorzy?
W tym miejscu przydatne może być podsumowanie tego, co na ten temat mówi w różnych dokumentach nauka Kościoła, by zdać sobie sprawę, na ile jest to prowokacyjne. W punkcie 933 Katechizmu Kościoła Katolickiego czytamy: «Przyjście Chrystusa pozostaje dla wszystkich konsekrowanych początkiem i światłem ich życia. Ponieważ Lud Boży nie ma tutaj trwałego miasta…, to stan zakonny… ukazuje także wszystkim wierzącym dobra niebieskie już na tym świecie obecne, jak i daje świadectwo nowemu i wiekuistemu życiu zyskanemu dzięki odkupieniu przez Chrystusa oraz zapowiada przyszłe zmartwychwstanie i chwałę Królestwa niebieskiego (por. LG 44)». A w Vita consecrata 26: «Ponieważ troska apostolska staje się coraz bardziej nagląca, a rzeczy tego świata grożą coraz większym w nie zaangażowaniem, szczególnie przydatne jest zwrócenie uwagi na eschatologiczną naturę życia konsekrowanego. Wpatrzona w sprawy Boże, osoba konsekrowana pamięta, że nie mamy tu trwałego miasta, bowiem nasza ojczyzna jest w niebie. […] Jedyną konieczną rzeczą jest poszukiwanie Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, poprzez niestrudzone głoszenie przyjścia Pana. Oczekiwanie to w żadnej mierze nie jest bezczynne: mimo iż zwraca się ku przyszłemu Królestwu, przekłada się na pracę i misję, aby Królestwo ziściło się już teraz. […] Do wołania: „Przyjdź, Panie Jezu ” dołącza się inne błaganie: „Przyjdź Twoje Królestwo „. Życie konsekrowane służy temu ostatecznemu szerzeniu chwały Bożej, kiedy każdy człowiek zobaczy zbawienie Boże».
Podsumowując, możemy powiedzieć, że oto w życiu konsekrowanym dotarliśmy do nowej odsłony proroctwa i że są w niej zawarte te właśnie elementy, które nawiązują do dawnych idei vita angelica i fuga mundi, oczywiście odczytanych we współczesnym kontekście. Do czasu Soboru Watykańskiego II – ale również gdzieniegdzie i po nim – najsilniejszym wzorcem życia konsekrowanego był tak zwany model klasyczny, podkreślający przede wszystkim aspekt dyscypliny, przestrzegania reguły, jednorodności, ascezy. Model, który zaowocował wieloma przykładami świętości i gorliwości apostolskiej, ale nad którym jednocześnie zawisło niebezpieczeństwo sformalizowania. Po nim, niemal jako przeciwstawny, zaczął przeważać model liberalny, który poważnie zrelatywizował podstawowe elementy poprzedniego wzoru, zwłaszcza dyscyplinę i ascezę, koncentrując się na osobie zakonnika lub zakonnicy, jego czy jej pragnieniach i rozlicznych obowiązkach pracy apostolskiej. Ryzyko, nie tylko teoretyczne, polegało w nim na porzuceniu lub pozbawieniu treści aspektów związanych z kontemplacją, a w konsekwencji utracie lub zagubieniu tożsamości zakonnej i sensu konsekracji, zredukowanego w dodatku do najbardziej funkcjonalnej strony.
Te dwa modele właśnie, choć niewątpliwie miały swój cenny wkład, pozostawiły nas na progu głębokiego kryzysu, w którym jeszcze dziś jesteśmy zanurzeni i w którym się szamoczemy. Na szczęście jednak obserwujemy ostatnio pewną zmianę modelu, głównie dzięki impulsowi ze strony młodych konsekrowanych. Model ten, prawdę mówiąc, jest jeszcze w bardzo początkującym stadium, choć już dziś można by go nazwać modelem radykalnym czy radykalnym pójściem za Panem Jezusem. Model ten nawiązuje do znanej już dobrze idei ponownego założenia (refundacji). Radykalne pójście za Chrystusem, które zakłada wyjście od Niego, od Jego centralnej pozycji w życiu konsekrowanych, a jednocześnie przypomina o eschatologicznej specyfice samej konsekracji.
Radykalizm życia konsekrowanego nadaje blask oczekiwaniu na nadejście Królestwa w świecie, który zapomniał, że śmierć nie ma ostatniego słowa i że Ojciec czeka na wszystkich, aby przywróceni do życia przez Pana mogli żyć wiecznie z Nim i w Nim. Najważniejszą służbą, której żąda od nas Pan, a którą możemy pełnić dla ludzi naszych czasów, jest bycie świadkami eschatologii, wielkiej Paschy Pańskiej. Życie bez dzieci, bez prób robienia kariery i bez własnych pieniędzy, uczestniczenie w braterskiej wspólnocie, którą łączy jedynie charyzmat – i to nie po to, by wieść żywot ponury i potępiać powszechny styl życia, lecz, przeciwnie, aby ukazywać sens i spełniać ludzkie życie tak mocno zwrócone ku temu Królestwu, które jako jedyne może wypełnić ludzką miłość i które jest jedynym, wielkim, nieprzemijającym bogactwem. Tam, gdzie większość ulega pokusie tabu śmierci albo iluzorycznej gry z nią, życie konsekrowane, w świetle Paschy, ma odwagę spokojnie spojrzeć jej w twarz i przeżyć ją w sposób otwarty, z tą właśnie konsekracją, która najlepiej przepowiada przyszłe zmartwychwstanie i chwałę Królestwa niebieskiego.
Radykalnemu pójściu za Chrystusem musi zatem towarzyszyć radykalne oczekiwanie Pana, który przychodzi, odpowiedni dla dzisiejszych czasów Adwent. I w świetle tej eschatologicznej perspektywy kształtować swoje życie i przekazać przesłanie o nim Kościołowi i światu. Wszystko to ma ogromny wpływ na codzienny sposób życia i myślenia, w szczególności dla typowego dziś życia konsekrowanego, które spieszy się, podobnie jak cały świat, i głosi, że nie ma czasu, bo zawsze jest w biegu. Przeżywać wymiar eschatologiczny oznacza w odmienny sposób projektować i przebudowywać budynki, w których się mieszka, przeżywać inną relację z samymi strukturami życia zakonnego, oznacza w odmienny sposób postrzegać władzę i rozliczne służby, oznacza odczytywać sakramenty i liturgię jako narzędzia konieczne, ale zawsze jedynie tymczasowe, ponieważ jesteśmy stale zanurzeni w tymczasowości i niespełnieniu – dążąc do spełnienia, które ma dopiero nastąpić.
To eschatologiczna perspektywa powinna zachęcać konsekrowanych do stałego podawania w wątpliwość służby i misji, którą się pełni, oraz konfrontowania pierwotnej inspiracji z nowymi sytuacjami, będącymi znakiem czasu i ducha nowych pokoleń. Pytanie, które – świadomie lub nie – chcą zadać nam współcześni, brzmi: «Stróżu, która to godzina nocy?» (Iz 21,11). Ale abyśmy mogli udzielić odpowiedzi, musimy być strażnikami, inaczej zwrócą się do magów i wróżek. Życie konsekrowane w intencji Założycieli jest życiem naznaczonym odmiennością a ponieważ żyje odmiennym stylem życia, nie boi się być lub nazywać się odmiennym. Odmiennością, która nie jest przeciwstawieniem, lecz odmiennością, pochodzącą z Ewangelii – życiem w pełni ludzkim, ale odmiennym, nastawionym na ukazanie, że niemożliwe jest możliwe i głoszącym wobec tego nadzieję, opowiadającym o oczekiwaniu na nowe niebo i nową ziemię, życiem oczekującym na ponowne przyjście. Życie konsekrowane jest prorocze, jeżeli umie przełożyć tę ewangeliczną paradoksalność na dzisiejszy moment w historii.
FORMACJA DO ŻYCIA WIECZNEGO
Nowa szansa, jaką daje nam paradoks Ewangelii i odwaga, by być innym (= nowa formuła życia anielskiego i ucieczki od świata), stawia natychmiast szereg nurtujących pytań dotyczących rzeczywistości formacyjnych. Poprzednie prowokacje, szczerze mówiąc, przeszkadzają nam w naszym formacyjnym obowiązku, ponieważ podają znów pod dyskusję naszą służbę i nasze metody. Nowy Kodeks prawa kanonicznego w punkcie 660 mówi o kształceniu systematycznym i odpowiednim. A nasza formacja, tak w ostatnich latach wyspecjalizowana, ku czemu jest ostatecznie skierowana? Ku oczekiwaniom zmieniającego się świata, ku potrzebom naszych Instytutów? Ku coraz trudniejszemu zarządzaniu dziełami? Według jakiego modelu życia konsekrowanego? Dla czego i dla kogo? Skoro wymiar proroczy i eschatologiczny pełni tak centralną i decydującą rolę, czyż nie jest prawdą, że obecne modele kształcenia zbyt mocno zwrócone są w stronę wymiaru zewnętrznego (czas, projekty, ścieżki, specjalizacje, obowiązki formalne według wskazań Ratio)?
Albo też, czy nie wydaje nam się, że – jak pewne przedłużenie modelu liberalnego – wykazujemy zbyt duże przyzwolenie na traktowanie powołania w kategoriach prywatnych, samorealizacji raczej narcystycznej, pozwalając, by pojmowanie charyzmatu ograniczało się do wąskiego wymiaru własnego ja? I czy dlatego pod koniec pierwszej formacji nie czujemy, że nie pasujemy ani do samego charyzmatu, ani do nowych sytuacji, jakie mamy przeżywać? Jeżeli nowy model życia konsekrowanego, choć jeszcze zupełnie nieokrzepły, ma być radykalnym pójściem od nowa za Chrystusem i przywróceniem mocnego wymiaru eschatologicznego, należy przewartościować i przebudować bogate treści formacyjne, które wypracowaliśmy w ramach naszych Instytutów, według nowych celów i metod. Ograniczę się do wskazania trzech kierunków o wymiarze eschatologicznym, którymi powinna przebiegać droga naszej formacji.
Wymiar czasu. W punkcie 15. Ripartire da Cristo (RdC) czytamy, że należy przemienić stosunek, jaki w naszym życiu konsekrowanym mamy do czasu: zawłaszczyć czas, a nie ulegać mu, i nauczyć się mądrze wchodzić w różne jego rytmy (dzienny, tygodniowy, miesięczny, roczny). Czas jest darem Boga dla nas. To, jak go używamy, staje się naszym darem-odpowiedzią dla Niego albo też naszym marnowaniem Jego hojnej dobroci. Musimy «nauczyć się, byśmy mogli uczyć», jak spowalniać uciekający czas (ulotna chwila) i jak ożywiać czas najważniejszy („już” wiecznego „jeszcze nie”). Słowem kluczowym powinien stać się priorytet. Nie jest już możliwe życie w czasie frenetycznym, do czego zmuszonych jest wielu dzisiejszych braci i sióstr zakonnych, często wręcz już od czasów pierwszej formacji. Jedynie w spowolnionym czasie można dostrzec misterium. W przeciwnym razie będziemy więźniami czasu odartego z tajemnicy, podobnie jak wielu nam współczesnych. Wymaga to mądrości, do której dorasta się podczas pierwszej formacji polegającej na umiejętności organizowania własnego dnia, w sposób zapewniający rytm odpowiedni dla danej osoby, w którym znajdzie się miejsce i na kontemplację, i na naukę, odpoczynek i ciszę. Bez tego «duchowego suplementu» zamkniemy sobie drogę do jakiejkolwiek głębszej i trwałej formacji, a przede wszystkim do jakiegokolwiek radykalnego czy proroczego wymiaru życia konsekrowanego. Jest to element podstawowy, ogromnie ważny etap, prowadzący do przekształcenia naszego życia w coś stabilnego. Chodzi o czas, który poprzez liturgię kształtowałby nasze istnienie, przeżywając stopniowo w nas tajemnice życia Syna Bożego, poczynając od Jego paschalnej ofiary i zmartwychwstawania każdego dnia (por. RdC 15).
Odnaleźć mistycyzm. Obserwujemy dziś nową potrzebę i konsekwentny powrót do mistycyzmu zarówno poprzez wielką fascynację religiami Wschodu, jak i różne tajemne kulty, nie wyłączając satanizmu[2]. Czy to spaczona potrzeba mistycyzmu? Formy rewanżu za rozczarowanie faktem zagubienia lub w ogóle nieodnalezienia mistycyzmu w trzech wielkich religiach Księgi? Naturalnie, zajęci aktualnymi w danym momencie historycznym problemami, także my, konsekrowani, zaniedbaliśmy mistycyzm albo też do tego stopnia zaangażowaliśmy się w potrzebę odnowy i dostosowania do wyzwań dnia dzisiejszego, że wręcz pozwoliliśmy, aby masywne korzenie mistyczne naszych Założycieli i Instytutów zostały podcięte. Zbyt często ograniczaliśmy się do prostego powtarzania modelu duchowości minionych czasów, nie dbając o to, by ożywiać ją w specyfice naszego osobistego istnienia i naszych czasów, tworząc jedynie maski duchowe i manekiny. Źle Go kochając – i kochając siebie samych ze zbyt dużym samozadowoleniem – nałożyliśmy Bogu maskę, redukując Go do wymiarów naszych zmartwień. Wówczas Bóg przestał nas zadziwiać, a blask oblicza ukrzyżowanego i chwalebnego Chrystusa zamienił się w zlepek przybliżonych portretów o wyblakłych kolorach. A przecież Bóg Pana naszego Jezusa nie powinien przestawać zadziwiać, bowiem jest przeciwieństwem nudy i stereotypu. Potrzeba wyzwolić Go z maski, jaką sami Mu nałożyliśmy. Podczas pierwszej formacji, pracując z naszymi młodymi, winniśmy raczej usposabiać ich do większego i wcześniejszego otwierania się na potrzebę Boga – jaką każdy z nas nosi w swoim sercu – zachęcając, by pozwolili prowadzić się Bogu poprzez akceptację Jego działania w nas, a nie do zadawania pytań czy odbywania nauki według standardowego sposobu wierzenia i zgłębiania samej wiary. Ryzyko, jakie się bowiem z tym wiąże, także dla życia konsekrowanego, polega na tym, że dobrze poznaje się katechizm, natomiast nie zyskuje się umiejętności kontemplacji. Konieczne jest natomiast, byśmy nauczyli się porzucać abstrakcyjne formuły i formalizm działalności charytatywnej, przeżywanie zawężonej gamy emocji towarzyszących niektórym chwilom wzruszeń, na rzecz codziennych spotkań poruszających głębię życiowych i osobistych doznań. Ostatecznie i my sami, i nasza młodzież żywimy jeszcze zanadto tajemniczy lęk przed Bogiem, który ogranicza nas do wymiaru teraźniejszego i nie pozwala pójść dalej, aż do pełnego oddania się patrzeniu i życiu perspektywą nieskończoności i wieczności. Dlatego też formacja musi umożliwić przekształcenie się bojaźliwych znawców Boga w zakochanych w Nim adoratorów, a więc, proszę, zacznijmy jeszcze raz od Chrystusa, z odwagą postawienia życia duchowego i doświadczenia mistycznego na pierwszym miejscu (por. RdC 20-22), abyśmy w pełni mogli odczuć autentyczne doznania naszej ludzkiej kondycji.
Strażnicy wielkanocnego poranka. Jeżeli wytrwale będziemy wpatrywać się w oblicze Pana, dostrzeżemy, i będzie to miało decydujące znaczenie, że Pan Jezus jest marzycielem i pragnie, abyśmy także my wszyscy tacy byli z Nim. Marzenie jest bowiem właśnie synonimem wolności, dalekowzroczności, wytrwałości wobec zmartwień, trudności i mroków chwili teraźniejszej. Pan snuł marzenia i chce, abyśmy kontynuowali Jego marzenie, by czynić społeczeństwo bardziej ludzkim, coraz bardziej na wzór tych nowych nieba i ziemi, które mają nadejść. A marzenia stają się znakami, zapowiedzią nadchodzącego Regnum Dei, także, wydawałoby się, w najbardziej banalnych codziennych sytuacjach. Marzenie Boże poszerzy je poza duszne granice czasu przedostatniego i przestrzeń, która nigdzie dalej nie odsyła. Ale to nie wszystko – marzenie Pana nie tylko istnieje, ale pielęgnowane jest w laboratoriach wiary, której zawsze powinno towarzyszyć jak świetlisty horyzont eschatologiczne wyczekiwanie i zanurzenie w misterium, o którym mówiliśmy wcześniej. Potrzebuje stałego poszukiwania i nasłuchiwania, dojrzałego i ryzykownego przystąpienia w spójności życia, potrzebuje komunii w braterstwie będącym czymś więcej niż tylko zwykłym życiem we wspólnocie.
Dlatego ważne jest, byśmy wspólnie z naszą młodzieżą ćwiczyli, jak odczytywać wielkie i drobne zdarzenia z naszego życia, umiejąc odpowiednio wyważyć w nich element eschatologiczny, który pozwala nam w proroczy sposób odgadywać pragnienia i konieczności Boże. W ten sposób poczujemy się strażnikami wielkanocnego poranka, a nie cmentarnymi grabarzami, którzy nawet w życiu konsekrowanym grzebią nadzieje. A więc przyjęcie tajemnicy, które poprzez przeżycie paradoksu Ewangelii w perspektywie wieczności staje się odważną reakcją na szerzący się nihilizm, krytycznym sumieniem rzeczywistości. Stąd też bierze się misja – nie w postaci obowiązkowego czy wymuszonego koniecznością interwencjonizmu, lecz przemienionego istnienia, które jawi się jako prorocze świadectwo, milczące a zarazem wymowne, przeciw temu wszystkiemu, czym jest nieludzki świat, budząc nową fantazję miłości w tysiącu różnych możliwości konkretnej realizacji naszej misji. I tak z radością i zaangażowaniem idźmy na spotkanie Chrystusa zmartwychwstałego, pociągając za sobą młode pokolenie, aby dało początek nowej historii i nowej ludzkości, będącej wstępem do ostatecznego Królestwa.
tłum. o. Kazimierz M. Lorek, CRSP
[1] P. COLUCCI, Fili sottili quasi invisibili Notizie e comunicazioni dell’aldilà (Cienka, prawie niewidoczna nić. Wieści z życia pośmiertnego) EDB, Bolonia 2002. Na temat innej bibliografii dotyczącej tematyki poruszanej w artykule por. E. BIANCHI, Non siamo migliori. La vita religiosa nella Chiesa, tra gli uomini (Nie jesteśmy lepsi. Życie zakonne w Kościele, wśród ludzi), Qiqajon, Magnano (Bl) 2002; N. BOBBIO, «Religione e religiosità» (Religia i religijność), w Micromega 2/2000; G. GOZZELINO, Seguire Cristo più da vicino. Lineamenti di teologia della vita consacrata (Iść bliżej Chrystusa. Zarys teologii życia konsekrowanego) LDC, Leumann (TO) 1997; M. GUZZI, Passaggi di millennio. Uno sguardo profetico sul tempo presente (Rozważania tysiąclecia. Prorocze spojrzenie na czas teraźniejszy) , Paoline, Mediolan 1998; 0. LE GENDRE, Le maschere di Dio (Maski Boga), EDB, Bolonia 2001.
[2] Por. monograficzne numery Religioni e Sette (Religie i Sekty), 18 (Buddyzm na Zachodzie) i 20 (Internet i religijność alternatywna); F.-M. DERMINE, Mistici, veggenti e medium. Esperienze dell’aldilà a confronto (Mistycy, jasnowidze i media. Doświadczenia życia pośmiertnego)., LEV. Città del Vaticano 2002; C. MUCCI, «La mistica come crocevia del postmoderno» (Mistycyzm jako skrzyżowanie dróg postmodernizmu), in Civ. Catt. 2002 I 3-12;
Archiwum KWPZM