Home DokumentyReferaty, Konferencje, ArtykułyDuchowość różnych rodzin zakonnych Koba Chrystiana Anna CMBB, Stygmaty – pięć najpiekniejszych pereł

Koba Chrystiana Anna CMBB, Stygmaty – pięć najpiekniejszych pereł

Redakcja
Chrystiana Anna Koba CMBB

STYGMATY – PIĘĆ NAJPIĘKNIEJSZYCH PEREŁ

Choć św. Franciszek z Asyżu dożył zaledwie 45 lat (por. Bess 8,1), to pod koniec życia „jego ciało było tak zniszczone, że niemal tylko skóra pokrywała jego kości” (LegM XIV,2,2). Nie oszczędzał siebie na co dzień, a świadomy bycia wzorem i przykładem dla wszystkich braci „nie chciał przyjmować podczas swoich chorób nie tylko żadnych lekarstw, lecz nawet koniecznego pożywienia” (CAss79,6). Troska o zbawienie dusz pochłaniała go tak bardzo, że nie dawał ciału żadnego wytchnienia albo bardzo niewiele, lecz krążąc po różnych częściach świata, w trudzie przepowiadania nie przestawał go trapić rozmaitymi i niezwykłymi umartwieniami” (Jl 64,1). Był w tym zawsze bardzo gorliwy, a w miarę upływu lat, ten zapał ciągle wzrastał.

Cierpieniom fizycznym towarzyszyły duchowe, gdyż niejednokrotnie był prześladowany przez złego ducha oraz zmagał się z trudnościami płynącymi z kierowaniem stale wzrastającym liczebnie zakonem. Jego jasna wizja ubóstwa i pokory Braci Mniejszych była odrzucana przez wielu braci mądrych i uczonych, którzy dążyli do aktywnego włączenia się w duszpasterstwo, a co za tym idzie organizacji życia, podjęcia studiów, korzystania z pieniędzy i odpowiednio przygotowanych klasztorów. Franciszek obawiał się tego i postrzegał jako odchodzenie od ewangelicznego powołania, właściwego braciom mniejszym, którzy „zarówno przez nazwę, jak też przykład i postępowanie winni być pokorniejsi od wszystkich innych ludzi tego świata” (SpLem 30).

W regule wzywał swych naśladowców: „abyśmy zachowywali ubóstwo i pokorę i świętą Ewangelię Pana naszego Jezusa Chrystusa, jak to stanowczo przyrzekliśmy”(2Reg 12,4). Odstępstwa braci, szczególnie te pociągające za sobą publiczne zgorszenie były dla Franciszka źródłem dotkliwego cierpienia, co wyraził w słowach: „Tacy przebijają ,mnie ostrym mieczem i przez cały dzień wciąż ranią moje serce” (Mem 157). Na kapitule mat, gdzie zgromadziło się około pięć tysięcy braci, doszło do konfrontacji Franciszka z braćmi uczonymi, którzy wspierając się autorytetem kardynała protektora proponowali mu przyjęcie którejś z reguł monastycznych. Odmowa Franciszka była kategoryczna, jednak wzrastające napięcie wewnątrz zakonu sprawiło, że on sam zaczął przeżywać wątpliwości odnośnie sposobu życia zaproponowanego braciom, choć nigdy nie negował jego boskiego pochodzenia.

Dla Franciszka był to czas niepewności, stawiania Bogu pytań, bolesnej samotności i duchowych zmagań. Ten etap jego życia określony przez biografów terminem „pokusa” opisują różne źródła, ale jedynie Speculum Perfectionis wiąże go z dalszym cierpieniem wewnętrznym, przeżywanym na Alwerni. Według G.Miccoli1 „ciężką pokusą” Franciszka była pokusa buntu wobec braci uczonych, stanowczej kontestacji, siłowy opór celem potwierdzenia pierwotnego ideału, podczas, gdy krzyż na Alwerni stał się alternatywą przeciwstawną do walki i buntu, dowodem, a zarazem warunkiem i potwierdzeniem wstępowania w ślady Chrystusa. Według Miccoli stygmaty stanowią rozwiązanie wątpliwości i trudności, z którymi mierzył się w poprzednich latach. Stanowią odpowiedź Boga, który dotąd wydawał się milczeć i przyjmować bierną postawę wobec piętrzących się trudności w zakonie.

Stygmaty otrzymane na dwa lata przed śmiercią, stanowiły zwieńczenie cierpienia Franciszka, oraz fizyczny znak upodobnienia do Chrystusa, do którego nieustannie dążył: „pragnął być we wszystkim podobny do ukrzyżowanego Chrystusa, który ubogi, bolejący i obnażony wisiał na krzyżu” (LegM XIV,4). O fakcie stygmatyzacji wspominają wszyscy biografowie, jednak najpełniejszy, mający wręcz formę drobiazgowej relacji opis prezentują zawarte w Actus Rozważania o stygmatach. Wydarzenie miało miejsce 17 września 1224 roku na górze Alwernia, gdzie Franciszek w towarzystwie kilku braci udał się celem odprawienia czterdziestodniowego postu ku czci św. Michała Archanioła, do którego miał wielkie nabożeństwo. Post rozpoczął zaraz po uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożej, to jest 16 sierpnia.

Góra Alwernia była darem hrabiego Orlanda z Chiusi, który pozostając pod wrażeniem świętości Biedaczyny, postanowił 8 maja 1213 roku ofiarować mu ziemię, na której w odosobnieniu mógłby wraz z braćmi modlić się i czynić pokutę .Po raz pierwszy Franciszek przybył tam w lecie 1214 roku, natomiast szósta i ostatnia wizyta na Alwerni miała miejsce 10 lat później, pod koniec lata 1224 roku. Gdy Franciszek z braćmi Leonem, Aniołem i Maciejem dotarli na górę, przywitały ich ptaki, które nie tylko głośno śpiewały, ale w niezwykły sposób cisnęły się do Franciszka siadając na jego głowie, ramionach, kolanach i u stóp. To ich dziwne zachowanie Franciszek odczytał jako Boże przyzwolenie na pobyt braci na górze (por. LegM VIII,10).

Poczuł też natchnienie, by w Piśmie Świętym odczytać wolę Bożą. Po modlitwie polecił więc bratu Leonowi w imię Trójcy Świętej trzykrotnie otworzyć Świętą Księgę. Za każdym razem natrafił na opis męki Pańskiej: „Mąż przepełniony Bogiem zrozumiał, że jak naśladował Chrystusa w życiu czynnym, tak teraz powinien się do Niego upodobnić w udrękach i bólach męki, zanim odejdzie z tego świata. I chociaż ciało jego było już bardzo wyczerpane, z powodu wielkiej surowości dotychczasowego sposobu życia i ustawicznego dźwigania krzyża pańskiego to jednak nie przeraził się, lecz ożywił jeszcze bardziej do przyjęcia męczeństwa” (LegM XIII, 2,3-4). Choć cała Alwernia była miejscem bezludnym, pokrytym gęstym lasem, Franciszek wybrał dla siebie miejsce ukryte na zboczu góry, oddzielone szczeliną skalną, nad którą bracia przerzucili kłodę drewna. Zbudowali też Franciszkowi skromny szałas i otrzymali od niego polecenie, by przez cały czas trwania postu nikt go nie odwiedzał, jedynie raz dziennie br. Leon przynosił mu trochę wody i chleba, oraz w nocy przychodził, by wspólnie odmówić matutinum.

Znakiem umownym do rozpoczęcia tej modlitwy były słowa Franciszka: „ A usta moje będą głosić chwałę Twoją”, stanowiące odpowiedź na zawołanie Leona: „Panie, otwórz wargi moje” (Actus 9,30). W przypadku braku odpowiedzi, brat Leon miał odejść. Po jakimś czasie Franciszek odkrył sprzymierzeńca tej nocnej modlitwy w postaci sokoła, który regularnie budził go na modlitwę. Według św. Bonawentury wyjątkowe zachowanie ptaków na Alwerni, to zapowiedź przyszłych wydarzeń: „Radość różnego rodzaju ptaków i śpiew sokoła były z pewnością Bożym znakiem, wskazującym, że prawdziwy wielbiciel i czciciel Boga, uniesiony na skrzydłach kontemplacji, będzie w swoim czasie przemieniony ukazaniem się Serafina” (LegM VIII, 10,13).

Mimo wyraźnej prośby Franciszka, by nie przeszkadzano mu w samotności, Leon nieraz zbliżał się do miejsc, w których przebywał Franciszek i dlatego niekiedy był świadkiem jego modlitwy, która często przybierała formę ekstazy, cudownych wizji, czy lewitacji. Dla Franciszka pobyt na Alwerni był czasem wpatrywania się w Boga, szczerych z Nim rozmów oraz żarliwego rozważania Jego męki. Tomasz z Celano tak relacjonuje jego wewnętrzne usposobienie:„ Na wszystkie rozproszenia od zewnątrz okazywał się niewrażliwy i dlatego z całych sił powściągał zmysły zewnętrzne oraz trzymał na wodzy poruszenia ducha, przebywając z samym tylko Bogiem. Zagnieżdżał się w zagłębieniach skały, a w rozpadlinie przepaści jego zamieszkanie. Z prawdziwie szczęsnej pobożności pogrążał się w niebiańskich sferach, a pełen wyniszczenia cały zagłębiał się długo w ranach Zbawiciela” (VbF 71k,3-4).

Franciszek poprosił wówczas o dwie łaski: by odczuć w duszy i ciele cierpienie Chrystusa podczas Jego męki i śmierci krzyżowej oraz doświadczyć miłości, która skłoniła Go do podjęcia zbawczej ofiary (por. Fior Roz St 3). Jego prośba została wysłuchana , gdy pewnego dnia około święta Podwyższenia Krzyża (17 września), o świcie kontemplował mękę Chrystusa przed wejściem do celi. Nagle zobaczył zstępującego z nieba Serafina, który jaśniejąc niczym ogień zbliżył się do niego szybkim lotem, a wówczas Franciszek spostrzegł, że ma on postać ukrzyżowanego człowieka . Jego dwa skrzydła rozpościerały się nad głową, dwa służyły do lotu, a dwa pozostałe okrywały jego tułów i nogi. Gdy tak patrzył zdumiony, ogarnęły go ambiwalentne uczucia: „ Bardzo się ucieszył i mocno uradował miłym i łaskawym względem, z jakim Serafin patrzył na niego. Jego piękno było niezwykle urzekające, ale całkowicie przejmowało trwogą jego przybicie do krzyża i udręczenie męką. Powstał więc, żeby tak powiedzieć, smutny i radosny zarazem, a radość i smutek na przemian brały w nim górę (VbF 94,4).

Widzenie znikło, a on odczuł w duszy żarliwą miłość, na ciele natomiast zaczęły pojawiać się rany, takie same jak te, które przed chwilą oglądał na ciele ukrzyżowanego człowieka. Różne źródła podają dokładny opis stygmatów2. Według Tomasza z Celano: „Jego ręce i stopy wyglądały jak przebite w samym środku gwoździami. Główki gwoździ ukazały się po wewnętrznej stronie dłoni i na wierzchu stóp, a ostrza ich były po stronie odwrotnej. Znamiona te bowiem były okrągłe wewnątrz na rękach, a na zewnątrz podłużne. Z ciała wystawały grudki mięsa, które wyglądały jak czubki gwoździ zgięte i zagięte. Tak samo na stopach wycisnęły się znamiona gwoździ i wystawały z ciała. Także prawy bok, jakby przebity, miał podłużną bliznę, która często krwawiła, tak, że po wiele razy jego tunika i spodnie były spryskane świętą krwią” (VbF 95,1-4).

Celańczyk podjął się także interpretacji tego cudownego zdarzenia, dopatrując się jego początków w mistycznym spotkaniu z Ukrzyżowanym w San Damiano, zapisał bowiem: „ Odtąd jego świętą duszę przebiło współcierpienie z Ukrzyżowanym, i jak można zbożnie sądzić, wycisnęły się wówczas na jego sercu, choć jeszcze nie na ciele, stygmaty czcigodnej Męki” (Mem 10,8). Można tu już dostrzec genezę owego upodobnienia, choć Celano pisze o niej także w Traktacie o cudach: „Tu nie trzeba pytać o rację, bo chodzi o cud, ani szukać wzorca, bo chodzi o coś szczególnego. Wszystkie dążenia męża Bożego, tak publiczne, jak prywatne, obracały się wokół krzyża Pańskiego; i od samego początku jego rycerskiej służby Ukrzyżowanemu rozbłyskały wokół niego różne tajemnice krzyża” (Traktat 2,3-4).

Sugestywne jest także jego stwierdzenie: „Albowiem jak jego duch odział się w Chrystusa ukrzyżowanego wewnątrz, tak całe jego ciało ubrało się w krzyż Chrystusowy na zewnątrz”(Traktat2,10). Autor Relacji Trzech Towarzyszy wskazuje na miłość Biedaczyny jako przyczynę stygmatów:„ sam Pan chcąc okazać całemu światu żar jego miłości i ustawiczną pamięć męki Chrystusowej, którą miał w sercu” (3Soc 69, 1), natomiast Anonim z Perugii podkreśla inicjatywę miłości Boga: „ A Pan, chcąc okazać miłość, jaką żywił względem niego, wycisnął w jego członkach i na jego boku stygmaty swego umiłowanego Syna”(De inceptione 46,5). Według św. Bonawentury stygmaty są dowodem żarliwej miłości i upodobnienia Franciszka do Chrystusa: „prawdziwa miłość do Chrystusa przekształciła kochającego, upodobniając go do Jego obrazu”(LegM XIII,5,1).W fakcie stygmatyzacji dostrzega także spełnienie Franciszkowego pragnienia upodobnienia do Jezusa aż do śmierci męczeńskiej, co dokonało się „ nie przez męczeństwo ciała, lecz przez żar duszy” (LegM XIII,3,8). W innym miejscu stygmaty otrzymane rok po zatwierdzeniu reguły Braci Mniejszych, przyrównuje do Bożej pieczęci: „były one [stygmaty]jakby bullą Najwyższego Kapłana Chrystusa, która w pełni zatwierdziła regułę i wyraziła uznanie dla jej autora”(LegM IV,11,10).

Niedługo po otrzymaniu stygmatów Franciszek własnoręcznie napisał tzw. Uwielbienie Boga Najwyższego, zamieszczając na odwrocie pergaminu Błogosławieństwo dla brata Leona, który trapiony ciężką pokusą duchową pragnął otrzymać jakieś pisemne pocieszenie od brata Franciszka, wierząc, że pomoże mu ono w przezwyciężeniu duchowych trudności. Choć nie odważył się powiedzieć mu o tym, Biedaczyna sam wręczył mu pergamin z tekstem Uwielbienia oraz krótkim błogosławieństwem na odwrocie. Dokument był podpisany przez Franciszka znakiem Tau, szczególnie mu drogim, gdyż „ za [jego]pomocą podpisywał listy i wszędzie rysował na ścianach cel.”(Traktat 3,4), zdobił go również rysunek głowy, różnie interpretowany: jako zarys góry Kalwarii3, zarys Alwerni4, głowa br. Leona z naznaczonym Tau na czole, głowa Adama na którą spływa krew z krzyża Chrystusowego, głowa św. Franciszka, z którego ust wychodzi krzyż- znak głoszenia krzyża i pokuty5. Br. Leon sporządził później czerwonym atramentem dopiski potwierdzające wiarygodność autografu, m.in.: „Po widzeniu i słowach Serafina i odbiciu znaków męki Chrystusa na swoim ciele napisał własnoręcznie na drugiej stronie pergaminu hymn, oddając chwałę Bogu za dobrodziejstwa, które mu On uczynił”6 Tym sposobem wskazał na postawę wdzięczności Franciszka za otrzymane od Boga dobrodziejstwa.

Biedaczyna zdumiony i zawstydzony wydarzeniem stygmatyzacji, starał się ukryć go nawet przed najbliższymi, jednak szybko przekonał się, że nie jest to możliwe, choćby ze wzgl. na konieczność pomocy, jakiej odtąd potrzebował. Obawiał się rozgłosu i zamieszania, jakie stygmaty mogły wywołać wśród wiernych, a przecież on zawsze „starał się w oczach własnych i innych okazywać siebie małowartościowym” (LegM VI,1,5). Bijąc się z myślami, czy opowiedzieć o niezwykłym spotkaniu z Serafinem, czy też zachować tą tajemnicę dla siebie, przedstawił swą wątpliwość zaufanym braciom. Za radą br. Illuminata odważył się opowiedzieć o widzeniu i wysłuchaniu ukrzyżowanego Serafina, zastrzegając jednak, że pewnych rzeczy nie może ujawnić, jak długo będzie żył na ziemi.

Źródła hagiograficzne nie wskazują żadnego bezpośredniego świadka stygmatyzacji na Alwerni, jedynie samego Franciszka, który zrelacjonował to wydarzenie „z wielką bojaźnią” (Leg M XIII, 4,6) najbliższym towarzyszom. Dzieje błogosławionego Franciszka i jego Towarzyszy wskazują na br. Leona, który przekazuje tę historię kolejnym braciom (por. Actus 9,71), natomiast Anonim z Perugiiwspomina o tym, że Franciszek zwierzył się bratu, który przyniósł mu posiłek, jednak nie podaje jego imienia (por. CAss 118). Według Tomasza z Eccleston br. Leon wskazał br. Rufina, jako tego, któremu Franciszek opisał wydarzenie stygmatyzacji. Świadectwo to zawiera także obietnicę czterech przywilejów dla zakonu, objawionych na pośrednictwem anioła, mianowicie, że zakon i ideał życia braci mniejszych będzie istniał aż do dnia sądu, że nikt prześladujący go, długo żyć nie będzie, podobnie zakonnicy prowadzący złe życie, prędko z niego odejdą, a ci, którzy go szczerze miłują, dostąpią Bożego miłosierdzia (por. SpPerf 79). Kronika wspomina jeszcze o poleceniu danym bratu Rufinowi, by umyć oraz namaścić olejem kamień, na którym spoczął anioł, a który dziś wskazywany jest jako miejsce stygmatyzacji.

Po upływie 40 dni, gdy zbliżała się uroczystość św. Michała Archanioła, stygmatyzowany Franciszek z pomocą braci zszedł z góry i wrócili do Porcjunkuli. Św. Bonawentura w Legenda maior zastosował porównanie: jak Mojżesz schodził z góry Synaj niosąc tablice z dziesięcioma przykazaniami, tak Franciszek „ niósł z sobą wizerunek Ukrzyżowanego, nie ręką artysty wykonany (…) lecz palcem Boga żywego wyrażony na członkach jego ciała”(LegM XIII,5,2).

Ostatnie dwa lata przed śmiercią były dla Franciszka prawdziwą kalwarią. Wyczerpany fizycznie potrzebował stałej opieki. Źródła relacjonują, jak bracia pielęgnowali go, dbając o higienę, ubrania, dietę, i pomoc w przemieszczaniu się: „ dokładali wszelkiej czujności, wszelkiego starania, całej dobrej woli, by zapewnić świętemu ojcu spokój ducha i ulżyć w chorobie ciała”(VbF 102,8).

W gronie tzw. socjuszy Świętego, a więc braci, którzy troszczyli się o niego w codzienności byli z pewnością: br. Anioł, Rufin oraz Leon, który od początku niemal stale towarzyszył Franciszkowi. To jemu „Franciszek pozwolił dotykać swych stygmatów i zakładać nowe opatrunki, które między owymi cudownymi gwoździami i pozostałym ciałem, dla zatamowania krwi i zmniejszenia bólu zmieniał Święty każdego dnia w tygodniu z wyjątkiem czwartku wieczorem i całego piątku, kiedy nie chciał przyjmować żadnego lekarstwa, aby w tym dniu ukrzyżowania z miłości do Chrystusa on, prawdziwie ukrzyżowany, z Chrystusem uczestniczył w cierpieniach krzyża”(Actus 39,8-9).

Nie jest do końca jasne, kto jeszcze bezpośrednio troszczył się o Franciszka, bowiem Celano świadomie przemilczał imiona tych, „na których [Franciszek] opierał się, jak dom na czterech kolumnach”(VbF 202,3). Niektórzy typują Bernarda i Jana delle Lodi, inni Eliasza. Bonawentura wskazuje także na pewnego brata, „który bardzo gorliwie się nim opiekował”(LegM XIII,8,7), według Analecta Francescana był to brat Jan7.

Konieczność korzystania z pomocy innych oraz świadomość bycia dla nich ciężarem, stanowiła dla Franciszka dodatkowe źródło cierpienia i upokorzenia, o czym świadczy apel skierowany do braci: „Najdrożsi bracia i synowie moi, niech nie będzie wam przykro ani ciężko trudzić się wokół mojej osoby, ponieważ Pan za mnie swego sługę, odda wam w tym życiu i w przyszłym wszelki owoc waszych działań, jakich nie możecie wykonać z powodu troski [o mnie] i [z powodu mojej] choroby” (CAss 86,9). Obecność socjuszy choć konieczna, ciążyła mu, jako, że nie chciał być w jakikolwiek sposób hołubiony i nawet gdy już w 1220 roku na wskutek bolesnej choroby oczu tracił wzrok, bracia szczególnie do niego przywiązani opiekowali się nim, zrzekł się stanowczo możliwości wyboru socjuszy, argumentując: „przez ten przywilej wolności nie chcę uchodzić za wyjątek” (CAss 40,1).

To także jeden z powodów, dla których starał się ukryć rany, nawet przed najbliższymi braćmi. Nie było to możliwe, stąd wielu z nich widziało je, choć zwykle ukradkiem lub dzięki użyciu podstępu. Ręce bowiem miał zwykle owinięte, a gdy bracia chcieli z szacunku złożyć na nich pocałunek, wystawiał z za rękawa jedynie palce, lub zamiast ręki podawał do ucałowania rękaw. Rzadko mył całe ręce, zanurzając w wodzie tylko palce, by stojący obok nic nie zauważyli. Także stopy mył bardzo rzadko, a do tego ukradkiem. Zaczął też ubierać obuwie, nakładając na rany kawałki zamszu, by złagodzić szorstkość wełnianych skarpet. Celem ochrony rany boku bracia sporządzili specjalne spodnie, które sięgały mu po pachy Ponieważ dostrzeżenie stygmatów sprawiało Franciszkowi dużą przykrość, sami socjusze odwracali oczy, gdy on zmuszony był z jakiegoś powodu odsłonić ręce czy nogi. Choć mimo starania nie udało się Franciszkowi ukryć ran na rękach i nogach, to ranę w boku widziało za jego życia jedynie dwóch braci: br. Eliasz, który bacznie obserwował go podczas ubierania tuniki oraz br. Jan, jeden z opiekunów, któremu nawet udało się przy pomocy wzroku i dotyku ocenić wielkość rany (por. LegM XIII 8,7).

Choć wielu braci powodowanych ciekawością lub szczerą pobożnością pragnęło zobaczyć święte rany, nie było to proste, ile razy bowiem dawał tunikę do wyczyszczenia, prawą ręką zakrywał ranę boku, a lewą przyciskał do boku, zasłaniając w ten sposób bliznę. Tak opisał ją św. Bonawentura: „ rana zaś w boku czerwona i z powodu ściągnięcia się ciała zaokrąglona, przypominająca najpiękniejszą różę” (LegM XV,2,3). Tym, którzy stawiali niewygodne pytania rzucał ze zniecierpliwieniem: „Pilnuj tego, co do ciebie należy” (Mem 135,5) Wieść o stygmatach, nawet jeśli były starannie ukrywane, szybko rozniosła się za sprawą licznych cudów. Następowały one podczas dotyku stygmatyzowanych dłoni, kontaktu z przedmiotem używanym przez Franciszka, czy wodą, w której obmywał poranione części ciała.

Słabość ciała oraz niemożność swobodnego chodzenia nie osłabiły zapału apostolskiego Biedaczyny, wręcz przeciwnie: „nie przestając przez przepowiadanie troszczyć się o zbawienie bliźnich, sprawił, że na wpół obumarłe ciało wożono na ośle przez miasta i osiedla”(Jl 64,5). Stygmatyk stał się dla wielu oczywistym znakiem miłości Ukrzyżowanego Chrystusa, nazwano go Alter Christus Ci, którzy za jego życia widzieli stygmaty, po śmierci zaświadczyli o tym pod przysięgą. Po śmierci Franciszka 3 października 1226 roku, jego ciało udostępniono wszystkim, którzy pragnęli złożyć mu ostatni hołd. Wówczas stygmaty oglądali nie tylko bracia, Klara wraz z siostrami, ale też wielkie rzesze duchownych i świeckich: „Wielu z pobożnością całowało je i dotykało rękoma, aby utwierdzić się w prawdzie” (LegM XIII,8,5).

Wielu kardynałów dawało później ustne i pisemne świadectwo, układali sekwencje mszalne, hymn i , antyfony. Także papieże: Grzegorz IX oraz kolejny Aleksander IV zaświadczyli o prawdziwości stygmatów, choć bulla kanonizacyjna Franciszka- Mira circa nos8pokrywa ten fakt milczeniem. Domniemaną przyczyną wydaje się polityka papieska, przypisująca braciom mniejszym ważną rolę w Kościele i dla Kościoła(obrona Kościoła w konflikcie z cesarzem Fryderykiem II)9oraz ostrożność dyktowana niebezpieczeństwem pobudzenia prostego ludu do samookaleczeń, celem naśladowania Syna Bożego w cierpieniu. Zastanawia też wytrwałe milczenie o stygmatach najbliższych towarzyszy świętego, będących przecież ich prawdziwymi i wiarygodnymi świadkami zarówno za życia, jak po śmierci Biedaczyny. R. Manselli jako możliwą przyczynę zaproponował szacunek wobec wyjątkowego, intymnego przeżycia Franciszka, bądź niemą polemikę wymierzoną przeciw bratu Eliaszowi, który w tym czasie popadł w niełaskę u wielu braci10.

Pierwsza oficjalna informacja o stygmatach wraz z ich opisem pojawiła się w 1226 roku, gdy wikariusz generalny br. Eliasz Buonbarrone tuż po zakończeniu uroczystości pogrzebowych Franciszka skierował do braci List okólny o śmierci św. Franciszka, w którym zapisał: „ ogłaszam wam wielką radość i nowy cud. Od wieków nie słyszano o takim znaku jak tylko w Synu Bożym, którym jest Chrystus Pan. Niedługo przed śmiercią nasz brat i ojciec okazał się ukrzyżowany, nosząc na swoim ciele pięć ran, które prawdziwie są stygmatami Chrystusa” (LE 15).

Choć wydawać by się mogło, że dobrze poświadczony fakt stygmatyzacji nie powinien budzić wątpliwości, to nie zabrakło też sceptyków, w tym kaznodziei, którzy publicznie negowali autentyczność cudu, posądzając św. Franciszka i br. Eliasza celową mistyfikację. Niekiedy również fizycznie likwidowano przedstawienia stygmatów na wizerunkach Świętego. Reakcją na negację stygmatów było 12 bulli papieskich, które począwszy od 1237 roku, ukazały się na przestrzeni pięćdziesięciu kilku lat. Dotyczyły one biskupów, kleru diecezjalnego oraz zakonnego, szczególnie dominikanów. Obrońcami stygmatów byli papieże: Grzegorz IX, Aleksander IV, Innocenty IV, Mikołaj III i Mikołaj IV. Być może to właśnie trzy listy papieża Grzegorza IX, skierowane w 1237roku do wszystkich wątpiących w prawdziwość stygmatów, zainspirowały br. Leona do sporządzenia na autografie z Alwerni dopisków, potwierdzających prawdziwość stygmatów, a zarazem będących dokładnym sprawozdaniem z przebiegu wypadków.

Góra Alwernia nazywana seraficką Kalwarią zafascynowała nie tylko św. Franciszka z Asyżu, bowiem przez 8 wieków franciszkanizmu nieustannie pociągała i inspirowała wielu, często wybitnych przedstawicieli franciszkańskiej duchowości, jak św. Bonawenturę(1217-1274), który w tym miejscu napisał ważne dzieła duchowe (Itineratium mentis in Dem i De triptici via), Hubertyna z Casale (1259-1338), dla którego stygmaty Franciszka oznaczały „ znak szacunku wobec najwierniejszego Przyjaciela”(Ub 5,4) i które nazwał poetycko „pięcioma najpiękniejszymi perłami” (Ub 5,4), bł. Jana z Fermo (1259-1322), który w alweryjskiej pustelni spędził 30 lat, św. Bernardyna ze Sieny (1380-1444), czy św. Jana Kapistrana(1385-1456)., który w tym miejscu zredagował konstytucje Braci Mniejszych Obserwantów. Do dziś jest to jedno z miejsc najczęściej odwiedzanych przez sympatyków Biedaczyny z Asyżu.

 

Przypisy:

  1. 1.F. Acrocca, Franciszek bratem i nauczycielem, Kraków 2007, s. 152.
  2. 2.VbF 95,1-4; Vb 73; Jl 62; 3Soc 70,1-3; LegM XII, 10-13I; Legm VI,
  3. 3.Manselli Św. Franciszek z Asyżu. Editio maior, Kraków 2006, s. 426.
  4. 4.Opr. Zbiorowe Leksykon duchowości franciszkańskiej, Warszawa 2006, str. 2.
  5. 5.L. Lehmann, Franciszek mistrz modlitwy, Kraków 2003, s. 180.
  6. 6.Za: A. Hejnowicz, Św. Franciszek z Asyżu. Prawda i legendy, Kraków 2012, s. 64.
  7. 7.Analecta Francescana 3, 1897.
  8. świętym Kościoła katolickiego.
  9. 9.W. Block, Franciszek seraficki, Kraków 2013, s. 24.
  10. 10.R.Manselli święty Franciszek z Asyżu. Editio maior, wyd. Bratni Zew, Kraków 2006, str. 423.

Za: www.kapucynki.pl 

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda