O. Augustyn Januszewicz OFMConv
FRANCISZKAŃSKIE „NOVA ET VETERA” U O. MAKSYMILIANA KOLBEGO
Konferencja Plenarna KWPZM, Niepokalanów 5-6 października 1971 r.
Doświadczenie wieków wykazuje, iż tylko te osiągnięcia noszą charakter prawdziwie trwałych wartości, które wiążą w sobie w jedną spójną całość elementy nowe z elementami uprzednio uformowanymi.
Pan Jezus powiedział, że „każdy uczony w Piśmie, obznajomiony z prawami królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, wydobywającego ze swego skarbca rzeczy nowe i stare” /Mt 13, 52/. Sam działał według zasady łączenia „starego” i „nowego”. Oświadczył, że nie zamierza znieść prawa ani proroków, lecz wypełnić i uzupełnić i że ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie aż się wszystko wypełni /por. Mt 5, 18/. Równocześnie jednak działalność Jezusa Chrystusa to Ewangelia – „dobra Nowina”. Wszystko co głosił, było rewelacją dla słuchaczy. Jeszcze nikt ich tak nie nauczał, to było nowe. Dał najwyraźniej nowe przykazanie. Dał nowe środki łaski. Nauczył nowej modlitwy. Zawarł nowe przymierze Boga z ludźmi. Założył nową społeczność – Kościół. W przedziwny sposób połączył Jezus Chrystus „nowe” ze „starym”. I taki sposób działania, jako najlepszy, zalecił swoim uczniom.
Gdy przyszedł św. Franciszek z Asyżu, na początku swojej drogi otrzymał z ust ukrzyżowanego w kościółku św. Damiana bardzo znamienne polecenie: „Franciszku, idź, napraw mój Kościół”. Franciszek natychmiast zabrał się do naprawiania starych zrujnowanych kościółków. Być może, że przy tej właśnie pracy Franciszek nabrał szacunku do tego, co stare i nadgryzione zębem czasu. Ten sam szacunku przeniósł petem Franciszek umiejętnie na wszystko, czego dotykał. Chyba właśnie dzięki temu, że szanował wszystko „stare”, wniósł tyle „nowego”. Od Franciszkowego Greccio w nowy sposób zaczęto uświadamiać sobie i przeżywać tajemnicę Bożego Narodzenia. Franciszkowe łzy współczucie dla Ukrzyżowanego i Boska pieczęć Stygmatów przyniosły zupełnie nowe ożywienie pokuty i kultu odkupieńczej Męki Zbawiciela. Franciszek – bez uprzednich teoretycznych analiz, wiedziony głęboką intuicją i wrażliwością na natchnienia Ducha Świętego – uformował zupełnie nowy zakon, oparty wprawdzie na tych samych redach ewangelicznych co i wszystkie dotychczasowe zakony, a jednak różniący się od nich zarówno swoją strukturą organizacyjną jak i całokształtem ducha wewnętrznego.
W zupełnie nowy sposób ustawił ubóstwo zakonne, dał też nowe ustawienie apostolstwa; mianowicie – apostolstwa wędrownego, rzutkiego, dynamicznego, realizowanego nie tyle na bazie argumentacji logicznej i teologicznej, ile raczej argumentem własnego przykładu. Stąd – w przeciwieństwie do dawnych zakonów – bracia osiedlali się w skupiskach ludzkich i mieli odwagę oddziaływać konkretem własnego życie.
Nowe było spojrzenie Franciszka na przyrodę – zbratanie z przyrodą.
Znamienne, że przy całej swojej prostocie, duch Franciszka jest ciągle tak niewyczerpany, tak żywy, tak oryginalny, daje impuls tylu nowym zgromadzeniom zakonnym, budzi tyle optymistycznych nadziei dla Kościoła dzisiaj i na przyszłość, że stajamy przed tym fenomenem wprost zdumieni. Jako jedna z przesłanek tego zdumienia staje dzisiaj postać O. Maksymiliana, franciszkanina XX wielu. Wielu podnosi go do rangi symbolu i sztandaru. A O. Maksymilian umiał łączyć w sposób wyjątkowo spójny wartości tradycyjne z wartościami nowymi.
Jak powszechnie wiadomo, O. Maksymilian ukształtował swoją osobowość w rodzinie franciszkańskiej, w Zakonie Braci Mniejszych Konwentualnych. Zaczerpnął z wielowiekowego doświadczenia i dorobku wielu synów Biedaczyny z Asyżu. Przede wszystkim jednak na nowo odczytał i przyswoił urzekający i przebogaty pierwowzór – ducha samego św. Ojca Franciszka. W następstwie ukochał swój Zakon w sposób jak najbardziej zaangażowany, a pozostając wierny dachowi Założyciela, doprowadził w wielu momentach do jakże cennego uwspółcześnienia spuścizny Franciszkowej.
Trudno byłoby w niniejszym opracowaniu prezentować wyczerpujące zestawienie i porównanie cech św. Franciszka i cech O. Maksymiliana. Może byłoby to nawet niemożliwe. Toteż wypada ograniczyć się do wypunktowania tylko niektórych charakterystycznych i kluczowych zbieżności.
1. Nova et vetera franciszkańskiej rycerskości i maryjności
Ponieważ u O. Maksymiliana maryjność wysuwała się na plan pierwszy i wiązała się ściśle z pojęciem rycerskości, a obydwa te elementy spotykamy w zakonie franciszkańskim od samego początku /choć o różnie rozłożonych akcentach/, dlatego wydaje się, te najsłuszniej będzie połączyć je i omówić blisko siebie.
Franciszek początkowo marzył o tym, by zostać rycerzem według ówczesnych kanonów średniowiecznego rycerza chrześcijańskiego. Jego osobiste sny o sławie, a także ambitne marzenia jego ojca, poparte hojnym pieniądzem na wyszukany ekwipunek rycerski, nie zrealizowały się. Tajemniczy sen w Spoleto zawrócił Franciszka z obiecującej wyprawy. Otrzymał od Chrystusa wezwanie do innego, trudniejszego zaciągu. Wezwanie to przyjął wielkodusznie. I według ducha został rycerzem do końca życia. Moment rycerskości wycisnął zdecydowane piętno na wszystkich jego poczynaniach. Chętnie nazywał siebie i swoich braci „rycerzami okrągłego stołu”. Nawoływał do prawdziwie rycerskiej wierności Jezusowi Chrystusowi. We wszystkim, co podejmował, zaznaczały się cnoty rycerskie: odwaga, dynamizm, ofiarność, wierność i radość. Zewnętrznym wyrazem rycerskiej świadomości Franciszka było nawet to, że co roku, do końca życia, odprawiał specjalny czterdziestodniowy post przed uroczystością św. Michała, patrona rycerstwa chrześcijańskiego. Duch rycerskości był więc tym specyficznym klimatem ogólnym, w którym kształtowało się pierwsze pokolenie franciszkańskie.
Przywiązanie i cześć dla Matki Bożej była również czynnikiem wyraźnie zaznaczającym się w kształtowaniu duchowości Franciszka i jego zakonu. To, że kolebką Zakonu była Porcjunkula, czyli kaplica Matki Bożej Anielskiej, nie było jedynie zewnętrznym zbiegiem okoliczności. Franciszek wielokrotnie dawał wyraz swojej gorącej czci dla Maryi. Podziwiał i naśladował Jej doskonałe ubóstwo. Jej wstawiennictwu zawdzięczał łaskę odpustu Porcjunkuli. Ale przede wszystkim cenił Ją i kochał jako Tę, przez którą Pan Najwyższego Majestatu stał się naszym bratem. Tradycja zakonu przechowała i ustawicznie przypominała znamienny rozkaz Ojca: „Rozkazuję wszystkim Braciom moim, którzy są teraz i będą w przyszłości, wielbić Matkę Boga zawsze i czcić Ją na wszystkich drogach, wszystkimi sposobami jak tylko mogą odnosić się do Niej i największą czcią i poddaniem”. Zakon pozostał posłuszny temu rozkazowi. Maryjność należała w zakonie do integralnych czynników duchowości. Zakon stał się m.in. obrońcą tezy o przywileju Niepokalanego Poczęcia Maryi. Teza ta powszechnie uznana została za tezę franciszkańską.
O. Maksymilian w swoich artykułach i przemówieniach wielokrotnie nawiązywał do tej tradycji zakonu, określał ją jako „złota nić wijącą się przez wieki, od samego zarania Zakonu” /Pisma, 58/. Nie zawahał się wypowiedzieć twierdzenia, że „owe prawie siedem wieków naszych dziejów to zaledwie pierwsza część całej sprawy, warunek konieczny, by dopiero przystąpić do dzieła” /Pisma, 58/. Sam postawił na urzeczywistnienie tych planów powierzonych Zakonowi przez Opatrzność.
W myśl współczesnej powszechnej tendencji zmierzającej do wypracowywania specjalizacyjnych, a tym samym możliwie jak najbardziej pogłębionych i udoskonalonych form badania i działania O. Maksymilian zmobilizował wiele sił i środków dla rozwinięcia i upowszechnienia jednej, dynamicznej, bogatej idei: wcielenia w życie praktycznych wniosków wyciągniętych z dogmatu Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej.
W tej monoidei sprzągł i rozwinął dwa czynniki ducha Franciszkowego: maryjność i rycerskość. Wyrazem wymienionego związku ideowego jest założone przez niego stowarzyszenie „Rycerstwo Niepokalanej” /z łacińska: Milicji Niepokalanej, w skrócie: M. I./
W rozumieniu O. Maksymiliana idea „Rycerstwa Niepokalanej” dobrze zgłębiona otwiera niezwykłe perspektywy, przede wszystkim praktyczne, w zakresie religijno-moralnym. Samo określenie: rycerz Niepokalanej wskazuje na zawrotną głębię treści. Mianowicie: najpierw to, że Niepokalanej, czyli być Jej własnością. Za najistotniejsze uważał O. Maksymilian oddanie się całkowite w ręce Niepokalanej. Całkowite, to znaczy obejmujące dosłownie wszystko, co w jakikolwiek sposób jest własnością zainteresowanego lub może się znaleźć w jakiejkolwiek relacji do jego woli lub osoby.
O. Maksymilian wielokrotnie do tego tematu powracał, po niezliczone razy go wyjaśniał, a na własny użytek w swoich notatkach rekolekcyjnych z lutego 1920 roku w swoim własnym „Regulamentum vitae” ujął w sposób następujący:
„Pamiętaj zawsze, że jesteś rzecz i własność bezwzględna, bezwarunkowa, bezgraniczna, nieodwołalna Niepokalanej; czymkolwiek jesteś, cokolwiek masz lub możesz, wszystkie „actiones” /myśli, słowa, uczynki/ i „passiones” /przyjemne, przykre, obojętne/ są Jej całkowitą własnością. Niech więc z tym wszystkim czyni cokolwiek się Jej /a nie tobie/ podoba. Tak samo Jej są wszystkie twe intencje; niech więc zmienia, dodaje, odejmuje, jak się jej podoba /gdyż Ona sprawiedliwości nie umie naruszyć/.
Jesteś narzędziem w Jej ręku, więc czyń to tylko co Ona chce; wszystko z Jej ręki przyjmuj. Do Niej – jak dziecko do matki we wszystkim się uciekaj. Jej wszystko powierz.
Staraj się o Nią, o Jej cześć, o Jej sprawy, a troskę o siebie i o swoich Jej pozostaw. Nie sobie, ale wszystko uznaj jako otrzymane od Niej.
Cały owoc twych prac zależy od jedności z Nią, tak jak Ona jest narzędziem Miłosierdzia Bożego.
Życia /każda jego chwila/, śmierć /gdzie, kiedy i jak/, wieczność moja – wszystko jest Twoje o Niepokalana. Czyń z tym wszystkim cokolwiek Ci się podoba” /Pisma, 224/.
Aby kto źle nie zrozumiał jego myśli, O. Maksymilian wyjaśniał nieraz, że Niepokalana nie jest ostatecznym kresem tak pojętego całkowitego i bezgranicznego oddania. „Sama z siebie jest niczym, jak i inne stworzenie” /Pisma, 190/. Ostatecznym kresem oddania się jest jedynie Bóg. Niepokalana jest pośredniczką. Ale Pośredniczką niezrównaną, zaleconą przez samego Boga. „Nie służymy Bogu Ojcu i Panu Jezusowi i Niepokalanej, ale – Bogu w Panu Jezusie i przez Pena Jezusa, a Panu Jezusowi i Niepokalanej – przez Niepokalaną. Czyli bezpośrednio, bezgranicznie i wyłącznie Niepokalanej. Z Nią zaś, w Niej i przez Nią Panu Jezusowi. A z Nim, w Nim i przez Niego Bogu Ojcu” /list z Japonii do N-wa, 28.VII.1935/.
Jeśli sam ojciec Niebieski z całkowitym zaufaniem złożył w Jej dłonie największy skarb nieba i ziemi – swojego Jedynego Syna, Jezusa Chrystusa, dopuszczając Ją do najgłębszego udziału w dziele Odkupienia, a także wprowadzając Ją w sposób wyjątkowy w orbitę tajemnicy życia Trójcy Przenajświętszej, to już nigdy – nawet przez najbardziej rozmiłowanego w Niej czciciela, nie zostanie wyrażone tak bezgraniczne oddanie się, które zdolne byłoby przewyższyć zakres i intensywność przykładu samego Boga.
Powszechne prawo akcji i reakcji, obowiązujące w świecie fizyki, przeniósł O. Maksymilian na dziedzinę dogmatyczno-moralną i wyciągnął wniosek, iż skoro Wszechmogący i Najmądrzejszy Bóg dał nam wszelką łaskę zbawienia, owszem – samego Zbawiciela przez pośrednictwo Niepokalanej, to i też ta nasza odpowiedź na łaskę – w jak najgłębszym i jak najszerszym sensie, powinna wracać do Boga również nie inaczej jak przez Niepokalaną.
Praktyczną, niejako użytkową racją przemawiającą na korzyść takiego całkowitego, bezgranicznego a świadomego oddania się Matce Bożej formatował O. Maksymilian według następującego toku myślowego: – Nie ulega wątpliwości, że jesteśmy grzeszni i pod każdym względem ogromnie słabi. Bodaj każde dobro, do jakiego przykładamy rękę, bywa najczęściej skażone różnymi formami naszej miłości własnej. Gdyby tę samą sprawę podejmowała Niepokalana, Łaski Pełna, sprawa ta byłaby nieskażona i posiadałaby w oczach Bożych wartość nieporównywalnie większa, niż kogokolwiek innego z ludzi, choćby najświętszego. Otóż jeśli oddajemy coś Niepokalanej, to Ona to przyjmuje i oddaje Bogu, ale już jako swoją własność, oczyszczając ją i czyniąc najmilszą Bogu. Jeśli oddajemy się bezgranicznie Niepokalanej, wówczas wszystko nasze staje się Jej własnością i w ten sposób przynosi największą chwałę Bogu i największy pożytek, jaki w ogóle możliwy jest do osiągnięcia.
Od stopnia oddania się Niepokalanej, od praktycznej wierności temu oddaniu się zależy rozwój drugiego czynnika, jakim jest rycerskość. Rycerskość wypływa z zaangażowania się. Im pełniejsze i hardziej oddane zaangażowanie się, tym większe pragnienie pozyskiwania i zdobywania innych ludzi dla Niepokalanej. I może ono wzrastać nieustannie. O ile sprawę bezgranicznego oddania się Niepokalanej można by było porównać do działania w kierunku pionowym /pogłębianie, osiąganie szczytu/, to działalność rycerską można by przyrównać do działalności poziomej, wszerz. Wiąże się ona ze stopniem aktywności, ze stopniem odwagi, a także z szeregiem umiejętności praktycznych. Istotna skuteczność działalności zależy w ogromnym stopniu od jakości działającego, stąd O. Maksymilian zawsze z ogromnym naciskiem domagał się przede wszystkim osobistej rzetelnej pracy nad sobą jako warunku skutecznego oddziaływania na innych. Powtarzał, że innym możemy udzielić najskuteczniej z własnego autentycznego napełnienia się łaską. Przy własnej pustce nie można marzyć o prawdziwych owocach działalności zewnętrznej. Jego niezłomną zasadą było: zaczynać od siebie, zdobywać siebie coraz bardziej dla Niepokalanej, a dopiero potem działać na zewnątrz.
Lubił, podobnie jak św. Franciszek, posługiwać się terminami ze słownika pojęć rycerskich. Jego częstymi zwrotami były: „walka”, „wojna”, „ofensywa”, „zdobywanie”, „zwycięstwo”, „Hetmanka” itp. Niejednokrotnie dawał wyraz swoim pragnieniom, by nie tylko po rycersku, czyli: wiernie, z poświęceniem i bezinteresownie pracować, ale żeby też po rycersku swoją miłość przypieczętować ofiarną śmiercią. Dla ilustracji niech posłużą fragmenty wypowiedzi O. Maksymiliana – jedna z listu pisanego w Japonii, druga z przemówienia wygłoszonego do braci w Niepokalanowie:
„Piszę pokrótce, bom bardzo zawalony robotą. Otóż zadanie tu bardzo proste: zapracować się, zamęczyć, być uważanym za niewiele mniej jak za wariata przez swoich i wyniszczony – umrzeć dla Niepokalanej /…/ Czyż nie piękny to ideał życia? – Wojna, by zdobyć cały świat, serca wszystkich i każdego z osobna, zaczynając od siebie. /…/. Więc odwagi, Bracie drogi, przyjedź zginąć z głodu, przemęczenia, upokorzeń i cierpień dla Niepokalanej” /11.XII.1930/.
Drugi fragment: „… Tylko tak po rycersku cierpiąc, pracować i umierać. Ale nie śmiercią zwyczajną – ot, dostać kulką w łeb, by przypieczętować swoją miłość ku Niepokalanej. Tak po rycersku przelać krew aż do ostatniej kropli, dla przyspieszenia zdobycia całego świata dla Niej” /28.VIII.1939/.
O. Maksymilian sam oddany bezgranicznie, pragnął pociągnąć za sobą jak największą liczbę innych – cały świat. Był najświęciej przekonany, że w ten sposób przybliży ludziom najprawdziwsze szczęście.
Należy przyznać, że O. Maksymilian przejąwszy dziedzictwo wieków ubiegłych swojego zakonu /a można powiedzieć, że i dziedzictwo tradycji kościelnej/, wniósł znakomity wkład swoich dni i wskazał na nowe, bardzo obiecujące perspektywy dynamicznego rozwoju maryjno-rycerskiego, obejmującego cały świat, a opartego o niewyczerpane możliwości Łaski Pełnej – Niepokalanej.
2. Nova et vetera w ustawianiu i praktykowaniu posłuszeństwa zakonnego
Na temat posłuszeństwa zakonnego O. Maksymilian dużo mówił i pisał do swoich współbraci zakonnych. Do tego tematu wracał prawie tak często, jak do tematu o Niepokalanej, korzystał z każdej nadarzającej się okazji, a okazji miał niezmiernie wiele. Gdy był wśród braci, mówił im o posłuszeństwie, uczył ich słowem i przykładem, a gdy musiał na dłuższy czas wyjechać – listownie przypominał i zachęcał do wierności posłuszeństwu.
Żądał posłuszeństwa przede wszystkim nadprzyrodzonego, opartego na wierze. W doskonałym posłuszeństwie widział istotę życia zakonnego. Doskonałe posłuszeństwo gwarantowało pewność wypełnienia woli Bożej. Niech zresztą choćby kilka cytatów rzuci nieco światła na model posłuszeństwa formowany przez O. Maksymiliana:
„Posłuszeństwo zakonne jest niejako tajemnicą wiary. Bo jak w Hostii Przenajświętszej, chociaż widzę zwyczajny tylko opłatek, jednakowoż silnie wierzę, że pod osłoną jego jest Bóg z duszą i ciałem – tak w posłuszeństwie świętym, choć widzę w przełożonym tylko osobę ludzką, lecz również wierze, że w osobie jego rozkazuję i działa Chrystus, który rzekł „kto was słucha mnie słucha”” /konf. 19.IX.1936/.
„Posłuszeństwo zakonne winno się praktykować tylko ze względu na Pana Boga, gdyż wszyscy ludzie są sobie równi, a słuchanie kogoś dla niego samego jest upodleniem dla człowieka” /konf. 4.VII.1937/.
„Nie dlatego powinniśmy być posłuszni, że podoba mi się to osobiście, co mi nakazują, lub że przełożony, który mi nakazuje, jest nadzwyczaj dla mnie przychylny, starszy, poważniejszy – ale dlatego, że taka jest wola Boga, a więc i wola Niepokalanej” /konf. 28.VIII.1933/.
„Przełożeni pilnie uważać powinni, by w rozkazach swych i poleceniach nie dawali odczuć swej bezwzględnej wyższości… Bezwzględna równość winna nas wszystkich cechować, gdyż w oczach nieskończonego Boga wszyscyśmy równi, a tylko zajęcia nasze, jak role w odgrywaniu sztuk teatralnych, są różne” /konf. 16.X.1936/.
„Nie potrzebujemy szukać nadzwyczajnych umartwień, ażeby mało jeść, na deskach sypiać, opasywać się łańcuszkami, biczować się do krwi, albo całe dni spędzać na modlitwie, czytaniu książek pobożnych itp. ale jedynie naszym zadaniem jest spełniać wolę Bożą przez doskonałe posłuszeństwo” /konf. 1932/.
„Przez posłuszeństwo wznosimy się ponad swoją skończoność i działamy według mądrości nieskończonej /bez przesady/, mądrości Bożej” /list do O. Alfonsa 21.IV.1919/.
O. Maksymilian sam był wiernie posłuszny, przedstawiając przełożonym przemyślane projekty, argumentował za tymi projektami wszelkimi godziwymi argumentami, ale gdy zapadła decyzja przełożonego, przyjmował ją z całym spokojem, zarówno wtedy gdy była po linii jego projektu, jak i wtedy, gdy jego pomysł przekreślała. A posłuszny był nie tylko na zewnątrz, ale do głębi, wewnętrznie.
Wystarczyło np. że prowincjał wysyłając go z Grodna na kurację do Zakopanego powiedział, by nie zajmował się w tym czasie sprawami wydawnictwa „Rycerza”, lecz żeby się poświęcił tylko kuracji. Gdy wkrótce jego zastępca – jego młodszy brat – borykający się z trudnościami, zwrócił się z prośbą o rady i rozstrzygnięcia – Maksymilian nie udzielił ani jednej rzeczowej wskazówki. Tak dosłownie brał wyrażoną, może bez głębszego przemyślenia, wolę prowincjała. W innym przypadku, gdy w Japonii bardzo się martwił wieloma kłopotami i przykrościami, wystarczyło, że prowincjał zabronił mu się martwić, a natychmiast – jak napisał – to lekarstwo mu pomogło. Bo on naprawdę posiadał trudną sztukę posłuszeństwa nadnaturalnego.
Należy też z wielkim naciskiem podkreślić, że O. Maksymilian nigdy nie wpajał posłuszeństwa biernego, lecz zawsze domagał się aktywnej współpracy. Swoich braci nie tylko zachęcał, ale nawet zobowiązywał do swobodnego przedkładania wszelkich przemyślanych wniosków. Dzielił się z nimi swoimi planarni i zachęcał do wspólnej dyskusji i do podawania własnych uwag. W tzw. „Przepisach Ogólnych Niepokalanowa”, jakie opracował w roku 1937, specjalnym statutem usankcjonował wprowadzoną od dawna praktykę swobodnych wniosków i zagwarantował dalszą jej realizacje: /pkt. 26/ „Każdy może podawać wnioski we wszystkich sprawach, a powinien w sprawach dotyczących swoich obowiązków”, oraz /pkt. 31/: „opiniodawca nie może wstrzymać biegu wniosku”.
Mając powyższe na uwadze, można stwierdzić, iż O. Maksymilian praktycznie realizował postulat dialogu i świadomej współodpowiedzialności w wypełnianiu obowiązku posłuszeństwa zakonnego.
Na marginesie można by zauważyć, że już w Regule św. Franciszka istnieją zaznaczone przesłanki dialogowego sposobu posłuszeństwa. Np. w X rozdziale Reguły: „Bracia, którzy by uświadomili sobie, i stwierdzili, że nie mogą zachowywać Reguły według jej ducha, mają prawo i obowiązek zwrócić się do swych prowincjałów. Prowincjałowie zaś niech ich przyjmą z miłością i dobrocią i niech okażą im tak serdeczną bezpośredniość, aby mogli z nimi rozmawiać i zachować się wobec nich jak panowie wobec swych sług, bo tak być powinno, że przełożeni są sługami wszystkich Braci”.
Posłuszeństwo w taki sposób postawione polegało na ślepej bierności, ale wymagało aktywnego rozeznania i dialogu pomiędzy podwładnymi i przełożonymi. Gwarantowało równocześnie nienaruszalne i całkowite podporządkowanie się woli przełożonych, autentycznych, choć nie zawsze idealnych, przedstawicieli Najświętszej Woli Bożej.
3. Nova et vetera w interpretowaniu i praktykowaniu ślubu ubóstwa
Wiadomo, że ubóstwo było szczególnym umiłowaniem Poverella, biedaczyny z Asyżu. Było ono usilnym dążeniem Franciszka do naśladowania dobrowolnego ubóstwa Jezusa Chrystusa. To nie był kult nie posiadania niczego, to był pozytywny wyraz osobowego, całkowitego oddania się Chrystusowi. Postawa ubóstwa to postawa głębokiej wolności wewnętrznej. Dopiero człowiek tak wyzwolony może całą siłą wszystkich swoich dążeń oddać się do dyspozycji Bogu: „Bóg mój i wszystko”.
O. Maksymilian wierny syn ubogiego Patriarchy ustawił ubóstwo na bardzo wysokim piedestale. Sformułował następującą zasadę: „ Niepokalana – cel, i ubóstwo – kapitał: to dwie rzeczy, od których pod żadnym względem Niepokalanów odstąpić nie może. Bez tego celu przestałby byś Niepokalanowem, sprzeniewierzyłby się swemu zadaniu. A bez ubóstwa i polegania na Opatrzności Bożej nie ma mowy o rozmachu, ofensywie” /list do O. Floriana Koziury 9.XII.1930/.
Ubóstwo O. Maksymiliana było hasłem, za którym stała praktyka. Ustawiając działalność zewnętrzną, włączył do niej ubóstwo jako jeden z czynników integralnych, gwarantujących szczególne powołanie dzieła. Wprowadził szereg interesujących nowych norm dla współczesnego praktykowania ubóstwa.
W rozwijaniu wydawnictw nie szukał dochodu, lecz każdy zebrany grosz obracał na tym szerszy i intensywniejszy dalszy rozwój, informował czytelników, że kto chce otrzymywać „Rycerza Niepokalanej” a naprawdę nie może go opłacać, temu będzie posyłał pismo bezpłatnie. To była nowa praktyka ubóstwa.
Nie obawiał się sprowadzać najnowocześniejszych i najdroższych urządzeń wydawniczych, bo one miały służyć apostolstwu. Niepokalanów mógł imponować parkiem różnego typu maszyn i urządzeń. Zwiedzający go po raz pierwszy, zdumiewali się na widok takiego wyposażenia. Nie jednemu nasuwała się wątpliwość: jak to wszystko pogodzić z ubóstwem franciszkańskim.
Podobno kiedyś jeden z zacnych gości wręcz o to zagadnął O. Maksymiliana: Ojcze, co by powiedział św. Franciszek, gdyby to wszystko zobaczył? – A O. Maksymilian miał odpowiedzieć na to z uśmiechem: – że św. Franciszek zakasałby rękawy i stanąłby z nami do roboty …
O. Maksymilian umiał rozróżniać: ubóstwo nie miało dotyczyć Niepokalanej i działalności dla Jej chwały, ubóstwo obowiązywało jego i wszystkich jego współbraci. Potrzeby swoje osobiste i współbraci ograniczał do minimum – i co do mieszkania i co do ubrania i co do jedzenia i co do jakichkolwiek wygód. Ten, który potrafił znaleźć wielkie tysiące na najnowocześniejsze maszyny, dla siebie skąpił nawet na tramwaj i celowo szedł nieraz pieszo, aby tych parę groszy zaoszczędzić, bo za nie można było wydrukować i dać komuś jeden egzemplarz „Rycerza”. Skąpił sobie na kupno skarpetek i nogi owijał onucami, bo to taniej, no i onuce z byle czego można wykroić.
W prowadzeniu misji – ubóstwo było ważnym czynnikiem apostołowania, bo wymagało ducha ustawicznej ofiary osobistej ze strony misjonarzy i uczyło praktycznie polegania na Opatrzności Bożej, a w rezultacie zjednywało życzliwość i ułatwiało poganom zbliżenie się do religii Katolickiej. O. Maksymilian lapidarnie określił swój pogląd na rolę ubóstwa w pracy misyjnej: „Gdybyśmy pozwolili sobie na jakiekolwiek wygody, bylibyśmy wprost u niemożliwości działania” /list do O. Floriana 9.XII.1930/.
O. Maksymilian postawił i taką zasadę, że jeśli potrzeba wymaga, to w połatanym habicie i w połatanych butach, a samolotem najnowszego typu należy się posługiwać. I tę zasadę sam stosował w praktyce niejeden raz.
Można więc chyba przyznać, że u O. Maksymiliana jest nowe, odświeżające spojrzenie na problem ubóstwa. Warte jest ono bliższego rozważenia.
4. Powszechne braterstwo
Św. Franciszek dzięki doskonałemu ubóstwu nie „zawłaszczający dla siebie niczego na świecie, wyzuty z przywiązań do czegokolwiek, wolny wewnętrznie – mógł absolutnie bezinteresownie i z całą prostotą zbliżać się do każdego stworzenia. To była głęboka i najszczersza przyjaźń. Dla niego nie tylko wszyscy ludzie byli braćmi /nawet bracia zbóje/, ale w ogóle wszystkie dzieła Boże były braćmi i siostrami: i słońce, i ziemia, i ogień, i woda, i ptaki, i wilk, i nawet siostra śmierć.
U O. Maksymiliana dostrzegamy ten sam rys dziedziczny. Dawny franciszkowy klimat braterstwa rozszerza O. Maksymilian także na dzieła ludzkie, którymi posługuje się w swojej pracy wydawniczej. Maszyny u O. Maksymiliana są jak gdyby pełnoprawnymi członkami rodziny i cennymi współpracownikami we wspólnej wielkiej służbie. Nawet nadawane maszynom przydomki – imiona były familijne i wprowadzały klimat rodzinny, na przykład pierwszy silnik poruszający elektrownię wydawnictwa, podeszły w latach, sfatygowany – był „Dziadkiem”, potem przybył mu do pomocy mniejszy silnik „Wnuczek”’. Stara maszyna drukarska – to była „Babcia” itp.
A życzenia, jakie O. Maksymilian złożył nowemu silnikowi „Ursusowi”, poświęcając go w dniu 29 lipca 1933 roku, mogłyby zająć godne miejsce wśród rozdziałów „Kwiatków św. Franciszka z Asyżu”. Oto fragment tamtego przemówienia:
„Co mam teraz życzyć temu bratu silnikowi? Życzę mu, aby mógł wiernie służyć Matce Najświętszej. Dziś ten „brat” silnik ma „obłóczyny”, bo poświęcenie, to zakonne obłóczyny; zaraz go zaczną regulować, to będzie „nowicjat” i puszczą w ruch – a to będzie „profesja”. Ale, co mam mu życzyć? Czy aby dużo i owocnie pracował? Czy aby dla siebie miał jeszcze wielu pomocników? Tego mu nie życzę. Czy długo będzie pracował, czy krótko, czy bardzo sprawnie, czy też mniej, niech we wszystkim jak najdokładniej spełni się wola Niepokalanej Jak zakonnik nie wtedy jest dobrym zakonnikiem, gdy robi dużo lub mało, lecz gdy jak najdokładniej spełnia to, co mu każą, czyli gdy pełni wolę Bożą. Podobnie i ten młody „zakonnik-silnik”, wtedy będzie najlepiej pracował, gdy będzie szedł według życzenia mechaników, narzędzi Niepokalanej.
Jeżeli Niepokalana zechce, niech się zaraz jutro zepsuje ten motor, a jak zechce, to niech sto lat pracuje, a obok niego staną jeszcze większe i potężniejsze silniki. Niech we wszystkim będzie wola Niepokalanej, bo Jej wola, to wola Pana Boga, nieskończenie mądrego i doskonałego. A Pan Bóg wie, co jest najlepsze i co najwięcej przyczyni się do Jego chwały. Więc „bracie” silniku, życzę ci, byś jak najdokładniej pełnił wolę Niepokalanej”…
5. Nova et vetera w zakresie apostolstwa O. Maksymiliana
Temat ten, jak zresztą wszystkie dzisiaj dotykane, i wiele jeszcze innych, godne byłyby oddzielnych, bardziej wyczerpujących opracowań.
Ograniczam się więc tylko do jak najbardziej szkicowych uwag.
I takt co do zasięgu oddziaływania apostolskiego – O. Maksymilian kładł zawsze bardzo silny nacisk przede wszystkim na jednostkę, na zaangażowanie się osobiste jednostek. Charakterystyczne jest jego sformułowanie: „wszystkich i każdego z osobna”. Doskonale wiedział, że w dziedzinie łaski najistotniejsza jest relacja: Bóg – dusza i dusza – Bóg. Stąd właśnie to „z osobna”.
Ale chodziło mu o to, by tych zainteresowanych jednostek dotkniętych łaską, współpracujących z łaską, było jak najwięcej. Owszem – by dotknąć i pociągnąć „wszystkich i każdego z osobna”. To „wszystkich”, „cały świat”, nie było jedynie oderwanym życzeniem. O. Maksymilian traktował to hasło jako realny cel: naprawdę zdobyć cały świat dla Niepokalanej. „Zgiąć pyszny kark świata do stóp Niepokalanej – oto cel M.I., zdobyć Jej cały świat i każdą duszę z osobna i to jak najprędzej, jak najprędzej, a Królestwo Przenajświętszego Serca Jezusowego zapanuje przez Nią na świście” /materiał na książkę o Niepokalanej/, „… a potem dopilnowanie, by nikt sztandaru Niepokalanej z żadnego serca nie usunął” /list do O. Justyna Nazima, 5.III.1931/.
Taki zakres apostolstwa był na pewno czymś nowym. Wielu uważało, że O. Maksymilian porywa się z motyką na słońce. Dopiero owoce przekonały, że to apostolstwo było z Ducha Bożego.
Stosownie do tak maksymalistycznie postawionego celu O. Maksymilian organizował odpowiednie środki – stare i nowe.
Ze środków starych, a zawsze istotnych i nigdy nie do zastąpienia, na pierwszym planie stawiał modlitwę oraz ofiarę w najróżniejszych jej przejawach. Sam dużo się modlił i cierpiał. O modlitwę ciągle kołatał. Różne sprawy polecał swoim braciom do omodlenia. Prosił o to zwłaszcza chorych i cierpiących. Wierzył w skuteczność miłości ofiarnej. A ponieważ tak wiele miał do wykonania, nic dziwnego, że nieustannie szturmował oraz przypominał o modlitwie.
Nowym środkiem była prasa. Dzięki niej mógł dotrzeć do każdego zakątka ziemi i głosić to, czym było przepełnione jego serce, co było treścią jego apostolstwa. Wysokość nakładów i poczytność pism O. Maksymiliana była czymś nowym i zdumiewającym.
Oprócz prasy chciał zaprząc do apostolstwa także inne środki jak: radio, film, telewizję /bo i o tym marzył/, każdy nowy i przydatny wynalazek techniczny gotów był wykorzystać w służbie Niepokalanej. Nie bał się środków nowych. Doceniał je. Widział ich przydatność. Ale też nigdy ich nie przeceniał. Doskonale wyczuwał ich miejsce i rolę w całokształcie zadań apostolskich. Umiał bardzo elastycznie zmieniać środki i korzystać z takich, jakie w danej sytuacji były dostępne lub najkorzystniejsze. Na przykład w czasie okupacji gdy wydawnictwa stanęły, przestawił wszystkie warsztaty niepokalanowskie na najprostszą pracę usługową: naprawą maszyn rolniczych dla okolicznej ludności, naprawa zegarków itp.
Specyficznym charakterem apostolstwa O. Maksymiliana było to, że wszystko kierował „przez Niepokalaną”. Sam to podkreśla: „Różnicą nie jest: „starać się o nawrócenie i uświęcenie dusz”, bo do tego wszyscy dążą, ale ten dodatek na końcu: „przez Niepokalaną”.
Te dwa słowa są specjalnym naszym charakterem. Nie można powiedzieć, by i inni nie czynili w ten sam sposób. Wszyscy wiedzą, że Matka Boża jest Pośredniczką wszystkich łask, więc doceniają nabożeństwo do Niej. Ale tu chodzi o charakter specjalny, że przez Niepokalaną – i to jest istotą Niepokalanowa i Milicji” /konf. czerwiec 1935/.
Tak więc O. Maksymilian był wierny najpierwotniejszej misyjnej tradycji Zakonu, a tradycję tę ożywił istotnie nowymi elementami i nowym charakterem.
6. „Vir catholicus” i „Ksiądz katolicki”
Św. Franciszkowi zarówno kościół jak i historia przyznała chlubny tytuł: „Vir catholicus”. Tytuł ten streszcza i wyraża bardzo zasadniczą postawę św. Franciszka względem Kościoła. Postawa ta była zawsze na wskroś otwarta, synowska i służebna, pełna absolutnego zaufania dla Kościoła, nawet w momentach jego słabości.
Trzeba pamiętać, że w epoce Franciszka powstawało bardzo wielu żarliwych reformatorów chłoszczących nadużycia w Kościele i surowo piętnujących hierarchię kościelną, gotowych do zburzenia zastanego porządku i zbudowania nowego. Ci ludzie, wychodząc z pozycji troski o Kościół, bardzo rychło przechodzili do bezkompromisowej opozycji i powiększali tylko zamęt i zło. Franciszek też zdawał sobie sprawę z bolączek swoich czasów i z niedomagań w Kościele, ale nigdy nie stanął w opozycji do Kościoła i hierarchicznych przedstawicieli, nigdy nie zamierzał burzyć tego, co stare. W Regule zawarł następującą normę dla swojego Zakonu: „Brat Franciszek przyrzeka posłuszeństwo i szacunek papieżowi Honoriuszowi i jego prawnie wybranym następcom, oraz Kościołowi rzymskiemu” /rozdz. I./
Tę linie przejął z najsumienniejszą wiernością O. Maksymilian. Był zawsze wiernym synem Kościoła. Wrażliwy na wszystko co kościelne, zwłaszcza co dotyczyło Ojca św. i Stolicy Apostolskiej. Z troski o Kościół i dla Kościoła zrodziła się i wykrystalizowała idea Rycerstwa Niepokalanej. Cieszył się jak dziecko, gdy jego stowarzyszenie M. I. otrzymało zatwierdzenie Stolicy Apostolskiej i błogosławieństwo papieskie. We wszystkim był posłuszny Kościołowi i jego przedstawicielom. Nie ośmieliłby się nie tylko sprzeciwiać Kościołowi, ale nawet uchylić najgłębszemu szacunkowi opartemu o żywą wiarę osobistą, która – tak jak Franciszkowi – nakazywała widzieć w każdym przedstawicielu Kościoła autorytet Jezusa Chrystusa. Wszelkie akcje, jakie podejmował O. Maksymilian, zmierzały do budowania Kościoła.
Znamienny był również za życia czyn O. Maksymiliana. Na placu apelowym w Oświęcimiu, po wyrażeniu gotowości pójścia na śmierć za innego skazańca, na zapytanie, kim jest, odpowiedział krótko: Ksiądz katolicki. I tylko tyle. A wydawałaby się, że mógł inaczej się przedstawić, inaczej siebie określić, może i mógłby.
Wszakże najprostsza ta odpowiedź nabiera dzisiaj szczególnego ciężaru gatunkowego. Za tym imieniem, jakim nazwał siebie po raz ostatni ten Człowiek, stoi cała jego osobowość i cały dorobek jego życia.
Kapłan katolicki XX wieku. Kapłan współczesny, światły, otwarty, imponująco aktywny, zadziwiająco śmiały, nowocześnie ubogi, świadomie posłuszny, heroicznie ofiarny, rycersko-maryjny – chciałoby się powiedzieć: Franciszek XX wieku.
Tamten – „Vir catholicus” – miał według wezwanie Chrystusa, naprawić zrujnowany Kościół. Ten – „Ksiądz Katolicki” wyniesiony na ołtarze w czasie trwania Synodu Biskupów obradujących nad niełatwą sytuacją kapłanów współczesnych – może ma za zadanie posłużyć jako przykład wiernego Kapłana Chrystusowego i to wiernego aż do najgłębszej ofiary ze siebie. Może ma być zachętą i orędownikiem wszędzie tam, gdzie kapłan katolicki przeżywa kryzys i pokusę zwątpienia.
Bóg jeden wie, jakie zadania mu wyznaczył. Sam O. Maksymilian mawiał niejednokrotnie, że za życia na ziemi możemy pracować tylko jedną ręką, a drugą musimy się trzymać, by nie upaść, a dopiero w niebie będziemy pracować obiema rękami.
Wydaje się, że O. Maksymilian będzie miał na obie ręce roboty, że będzie patronem wielorakich i skomplikowanych potrzeb niedoli człowieczej.
Wydaje się jednak, że i z jego ziemskiego przykładu mamy wiele do skorzystania.
W uroczystość św. O. N. Franciszka 4 października 1971 r.
Archiwum KWPZM