Bp Jan Chrapek CSMA
IDEOLOGIZACJA WIARY I PRYWATYZACJA POSTAW MORALNYCH
Zebranie plenarne KWPZM – Warszawa; 13-14 października 1992 r.
Tempo przemian społeczno-politycznych w naszej Ojczyźnie w ostatnich miesiącach jest tak szybkie, iż zaskakuje każdego z nas ciągłymi nowościami posiadającymi odmienny charakter od wcześniejszych struktur. Fakt ten napawa wszystkich Polaków ogromną nadzieją, ale budzi też uzasadniony niepokój i stawia cały szereg pytań natury kulturalno-formacyjnej.
Wyobrażam sobie, że czcigodni Ojcowie jako odpowiedzialni za swe charyzmatyczne wspólnoty zakonne poddani są także tym samym nadziejom i obawom. Poza tym, każdy z nas tu obecnych w kontekście tych niemal lawinowo dokonujących się przemian czuje na pewno ciężar religijnej odpowiedzialności za skutki tychże w życiu wspólnot, dla których pełnimy służbę przełożeńską. Fakt ten zmusza do stawiania pytań o kierunek szczegółowych poczynań formacyjnych w naszych wspólnotach zakonnych.
Udzielenie odpowiedzi nie jest łatwe, bo i bardzo skomplikowana jest sytuacja naszego kraju doświadczonego wojenną pożogą i skutkami nie chcianego, ale obecnego aż do dnia dzisiejszego politycznego systemu, zniewalającego ludzi swą marksistowsko-komunistyczną wizją świata, na której zbudowana została cała struktura naszego państwa. Destrukcyjne skutki tego przez 45 lat trwającego systemu, doświadczamy teraz wszyscy na sobie. One są także szczególnego rodzaju wyzwaniem dla polskiego duszpasterstwa, którego w dużej mierze jesteśmy animatorami.
W tym kontekście rozdygotania i swoistego rodzaju bezradności bardzo łatwo jest ulec atmosferze powszechnego narzekania, tymczasem przed Kościołem, którego jesteśmy ważną cząstką, stanęły nowe możliwości i zadania. Aby im sprostać należy najpierw jasno je sobie uświadomić a następnie podjąć konkretne prace unikając zagrożeń tejże.
Zaraz po wojnie, kiedy Kościół w Polsce wraz z Narodem znalazł się w sytuacji narzuconej mu obcej ideologii i struktury ustrojowej podstawowym zadaniem oprócz odbudowy było znalezienie modus vivendi. Kościół musiał bronić własnej i narodu, któremu służył, tożsamości i niezależności. Był bowiem według oficjalnej ideologii niepożądaną rzeczywistością. Jego byt był zagrożony. Należało wtedy rozpoznać niebezpieczeństwo w marksizmie i komunizmie i mu się przeciwstawić społecznym i indywidualnym „non possumus”.
Kolejny etap to wielka praca nad upodmiotowieniem zniewolonego społeczeństwa i szukanie oraz tworzenie przestrzeni wolnego działania. W tym okresie także Kościół spełnił dobrze swe zadanie. Teraz Kościół ma podjąć szczególne zadanie drugiej ewangelizacji i to w kontekście zlaicyzowanej Europy i zniszczonej ekonomicznie i moralnie Ojczyzny. Stąd też rodzą się ważne pytania najpierw o uwarunkowania – kontekst ewangelizacji oraz o naszą w tym względzie kondycję.
Najpierw jednak refleksja wstępna.
Kryzys marksistowskiej koncepcji państwa komunistycznego zbudowanego między innymi na negacji Boga, odrzuceniu pierwiastka religijnego z życia społecznego, gospodarczego i politycznego jest znakiem większego kryzysu. Tragikomiczna agonia komunizmu ateistycznego wskazuje na rozprzestrzenienie się kryzysu całego systemu myślowego, z którego on jako prosta – praktyczna konsekwencja wyrósł.
Myślę, że z pewnym uproszczeniem możemy powiedzieć iż komunizm jest swoistego rodzaju konsekwencją oświeceniowego racjonalizmu z domieszką mesjanizmu, panslawizmu itp. Jego więc agonia jest znakiem kryzysu oświeceniowego racjonalizmu. Dostrzegamy przecież wszędzie w Europie upadek idoli – Nauki i Postępu – które straciły swą aureolę. Coraz bardziej ludzie konsumizmu i ideologii dostrzegają nagość mitów, w których moc wierzyli. To rodzi w szerokich warstwach społecznych Wschodu i Zachodu poczucie rozczarowania i zawodu, przygnębienia, smutku, samotności i depresji. Nasza epoka naznaczona jest wielką pustką duchową. Dzieci rosną w pustce, pozostawia się je w swego rodzaju „zawieszeniu”, oczekują aż przyjdzie ktoś, kto ujawni im sens życia.
Wiek XVIII był wiekiem niewiary z roześmianą, przewrotną lekkomyślnością. Wiek XX jako spadkobierca poprzednich doświadczył niemożności realizacji obietnic bożków, które racjonalizm wymyślił. Jest to więc wiek „klęski człowieka bez Boga”. Wiek, który jakością i głębią przeżywanych kryzysów krzyczy, iż „człowiek nie może istnieć bez Boga”. Świadectwo to jest poparte stwierdzeniem nie tylko dzisiejszej klęski, ale również historycznej „człowiek nie mógł istnieć sam przez się”. M. Clavel w swej książce „Ce que je crois” pisze, że człowiek dzisiejszy został utracony przez ludzkość, czyli przez samego siebie a źródłem owej utraty była decyzja negacji Boga i postawienia człowieka na Jego miejsce, do czego zachęcał Marks od 1844 roku. Owa decyzja spowodowała, iż człowiek jako taki staje się nieuleczalnie chory na śmierć. Wymieniony wyżej autor twierdzi, że musimy naprawić zniekształcenie Marksa zostawiając Boga na Jego miejscu i wyrzekając się myśli, że Boga można zniszczyć, zastąpić czy nawet obejść się bez Niego. Jakże prawdziwe okazało się dla naszej współczesności ostrzeżenie Foucalt’a autora L’archeologie du savoir, który już kilkanaście lat temu ostrzegał nitzschańskich twórców nowoczesności „Być może zabiliście Boga przygniatając Go ciężarem tego, coście powiedzieli, lecz nie myślcie, że mówiąc to stworzycie żywego człowieka.
Skutki owej negacji Boga na różny sposób realizowane w naszej niezwykle złożonej Europie odczuwamy dziś wszyscy. Ateizm teoretyczny i praktyczny zostawił swe piętno. To prawda, że w naszej polskiej rzeczywistości generalnie rzecz biorąc obcy jest nam dziś ateizm naukowy charakteryzujący się nieograniczoną niemal religijną wiarą w rozum, postęp nauki, refleksji filozoficznej, nauk humanistycznych i przyrodniczych oraz technologii. Nieprzekonywujący i mało atrakcyjny stał się także ateizm humanistyczny polegający na konsekwentnym i skrajnym zastosowaniu aksjomatu Homo homini Deus. Niezwykle śmiesznie brzmi dla nas Credo wyrażone w krótkim stwierdzeniu Trockiego „Człowiek stanie się niewspółmiernie silniejszy, mądrzejszy i przenikliwy … człowiek przeciętny wzniesie się na poziom Arystotelesa, Goethego, Marksa. I z tego poziomu wyrosną nowe szczyty” /1924 r./. Zaś Bóg jest po prostu zbyteczny.
Nie miał i nie ma pola obecności ateizm reaktywny żywiący się wspomnieniami historycznymi dotyczącymi Kościoła – instytucji, życia księży, hierarchów. Najbardziej zaś i najtrudniejszy do wykorzenienia jest na Zachodzie i u nas ateizm praktyczny. Obecny był on zawsze, choć w niektórych epokach w nieco złagodzonej formie lub też powstrzymywany przez presję społeczną. Zawsze bowiem istniało „upodobanie do dóbr nietrwałych i doczesnych, otępienie duchowe, obojętność na podstawowe pytania itp.” …
Ten typ ateizmu cechuje się kultem wszystkiego i natychmiast, kultem niezwłocznego zapomnienia o jakimkolwiek doznanym cierpieniu. On nie jest systemem myślowym czy filozofią. Bliższy jest raczej pustce duchowej, swoistego rodzaju „duchowemu odrętwieniu”.
Nie jest on generalnie biorąc narzucony siłą przez jakąkolwiek władzę, ale przenika samą tkankę cywilizacji współczesnej Europy i niszczy świadomość religijną i humanistyczną ludzi. Pochodną tego rodzaju postawy i sposoby myślenia jest tzw. laicyzacja, która zbiera dziś szczególne plony w Zachodniej Europie. Warto przy tym zauważyć, że socjologowie religii na Zachodzie różnie to zjawisko nazywają. Jedni określają go terminem „sekularyzacja” inni „dechrystianizacja” jeszcze inni „modernizacja” itp. Wspólną cechą tych zachowań jest zanikanie rozmaitych aspektów religijności. We francuskiej socjologii religii przez laicyzację rozumie się żywiołowe wyzwalanie się społeczeństwa spod kontroli organizacji wyznaniowych. W Polsce laicyzacja ma dwa zakresy, znaczeniowe: węższy i szerszy. W węższym zakresie znaczeniowym laicyzacja ma sens polityczno-prawny, „zawiera się w oddzieleniu Kościoła od państwa, instytucji państwowych”. W szerszym zaś znaczeniu przez laicyzację rozumie się „obumieranie więzi między ludźmi wierzącymi a organizacjami wyznaniowymi … przemian ich hierarchii wartości i postaw światopoglądowych prowadzących do przyjęcia postawy areligijnej”. W szerokich więc kręgach społecznych proces laicyzacji polega na wzrastającej obojętności wobec problemów religijnych. Często dzieje się to przy jednoczesnej formalnej przynależności do Kościoła Katolickiego.
Wydaje mi się, że w naszej dzisiejszej sytuacji polskiej nie mamy do czynienia z czystą formą laicyzacji, lecz z jej szczególną odmianą, którą nazwałbym „ideologizacją wiary”. Tak jak laicyzacja, będąca wyrazem ateizmu praktycznego na Zachodzie stanowi realne zagrożenie dla tamtejszego Kościoła i prowadzonej przez niego pracy duszpastersko-formacyjnej, tak też polska „ideologizacja wiary” jest dziś szczególnego rodzaju zagrożeniem dla formacji religijnej w Polsce. Zanim odpowiem na pytanie na czym polega owo zagrożenie, pragnąłbym wyjaśnić co rozumiem pod tym terminem. Dość szeroko na temat ideologizacji w ogóle i jej zagrożeń pisał na łamach Tygodnika Powszechnego w swym popularnym artykule Władysław Stróżewski /Plus Ratio quam vis, Tygodnik Powszechny 38/2099/.
Ideologizacja wiary jest próbą sprowadzenia tejże kategorii ideologii mającej jedynie wymiar instrumentalno normatywny uzasadniający interesy jakichś grup czy też sił społeczno-politycznych. Ideologia naznaczona jest zawsze grzechem mistyfikacji i relatywizmu. Dlaczego? Otóż, jeśli odwołuje się ona do jakichś idei to w rozumieniu Kantowskim a nie Platońskim. Rozumiana jest więc jako czynnik normatywny, regulujący zachowania, wybory itp. Wystarczy w takim przypadku ową normę oprzeć nie na absolutnych wartościach lecz wybranych w sposób arbitralny przez jakąś siłę społeczną czy też polityczną /np. dobro narodu, klasy, państwa itp./, a wtedy zmieniają się radykalnie elementy szczegółowe ideologii i zmieniają się także nakazy wyborów moralnych.
Drugim członem słowa ideologia jest logos. Oznacza on słowo, myśl, prawo i wiedzę. Z tym jednak, ze nie jest ono wiedzą o samej idei ile raczej jest sposobem jej wypowiedzenia, wyjawienia i propagowania. W tym kontekście słowo Ideologia zmienia sią w hasło, które znajduje swe oparcie nie tyle w logia co w retoryce, pozostając w ten sposób w służbie zmistyfikowanej i fałszywej idei i nie wyraża prawdy, która powinna być zawsze duchem języka. Dodatkową cechą ideologii jest skłonność do poszukiwania siły, która by pomogła w jej uznaniu, rozprzestrzenianiu i narzuceniu jako obowiązującej doktryny. Tak zawsze się dzieje z każdą ideologizowaną doktryną.
Najważniejszymi więc cechami ideologii są następujące elementy:
1/ Każda ideologia posiada własną, choć nie zawsze dobrze wypunktowaną naczelną „ideę kierowniczą”.
2/ Jest ona zawsze czyjąś ideologią tzn. określonej grupy społecznej, narodu, klasy, państwa. Jako taka jest w aspekcie bytowym czymś subiektywnym i względnym.
3/ Odwołuje się do idei twierdzeń, którym nadaje się niezależnie od obiektywnej prawdziwości wymiar pewników. Tak więc można powiedzieć, że każda ideologia jest, aksjologicznie rzecz ujmując, relatywna.
4/ Jej wartość jest mierzona nie tyle prawdziwością co funkcjonalnością tzn. przydatnością do realizacji zamierzonych celów. Słuszność jest tu ważniejsza od prawdziwości.
5/ Ideologia oprócz aspektu teoretycznego zawiera także aspekt normatywny tzn. apeluje do realizacji jej postulatów i uzasadnia oraz usprawiedliwia związane z tym nakazy.
6/ Poszukuje siły do realizacji celów, którym służy, a wchodząc z nią jako władzą w związek instytucjonalizuje się, stając się tym samym jej własnością. Ideologia sankcjonuje jak gdyby siłę, która ją podtrzymuje i rozpowszechnia.
7/ Każda ideologizowana treść tworzy swoistego rodzaju swe negatywne odbicie, w ten sposób precyzyjnie określa swego wroga. Wróg ideologiczny to nie ten, kto się sprzeciwia określonej ideologii, ale ten, kto w oparciu o jej założenia zostaje za takiego uznany.
Niebezpieczeństwo „ideologizacji wiary”
Drugim członem terminu, który wcześniej użyłem jest „wiara”. Używając tego słowa myślę o wierze katolickiej. Wiara jest źródłem i ośrodkiem wszelkiego życia religijnego. Jest więc aktem przyjęcia, w sposób wolny treści płynącej od osoby obdarzonej zaufaniem. Jeszcze inaczej mówiąc jest osobowym otwarciem się na niezwykle bogatą rzeczywistość Bożą. Według Biblii posiada dwa bieguny: zaufanie, którym się obdarza osobę, „wierną” i która angażuje całego człowieka oraz jest aktem intelektualnym, dzięki któremu przez słowo i odpowiednie znaki można dotrzeć do rzeczywistości aktualnie niewidzialnej. Wiara nie jest więc tylko jakąś ideą, poznaniem czy też zbiorem określonych treści, lecz jest osobową relacją człowieka z wszechobecnym Bogiem, jest szczególnego rodzaju postawą człowieka do Absolutu inspirującą w sposób wolny ludzkie oceny, zachowania i wybory.
Sprowadzenie więc tej niezwykle bogatej rzeczywistości do kategorii ideologicznej jest formą jej uśmiercania.
Niebezpieczeństwo „ideologizacji wiary” zawsze w Kościele istniało a w wielu przypadkach było istniejącą rzeczywistością społeczną. Przynosiło to zawsze bardzo wiele złych jej twórczego dynamizmu.
Obecnie w naszej chorej rzeczywistości polskiej jest wiele słabości, które wymagają leczenia. Spis tychże wymagałby wielu stron maszynopisu. Ważne jest jednak, by podejmując razem z całym – społeczeństwem wysiłek odbudowy, zacząć ów proces od właściwego miejsca. Laicyzacja w formie zachodniej jest ze względów historycznych, jak też pod wpływem naszych doświadczeń z ateistycznym marksizmem, nie tak bardzo niebezpieczna. Może się ona nieco nasilić przy większym otwarciu politycznym i ekonomicznym Polski na kraje zachodnie, jak też podczas częstych powrotów naszej najnowszej emigracji z Zachodu. Natomiast wydaje mi się, iż szczególnego rodzaju niebezpieczeństwem, dla Kościoła w Polsce, a w tym także dla życia zakonnego i jego apostolstwa, jest „ideologizacja wiary”.
Nie pochodzi ono tylko ze strony sił politycznych, które do niedawna chciały z wiary i Kościoła uczynić swoistego rodzaju ideologiczny szyld. Myślę tu o PAX-ie i siłach im podobnych. Podobne zjawisko obserwuje się w Ameryce Południowej z teologią wyzwolenia. Marginalny wpływ w tym względzie, choć prawdopodobnie o dużych reperkusjach propagandowych, będą mieć powstające partie polityczne, pragnące zwać się chrześcijańskimi, bazując instrumentalnie na polskiej tradycji.
Niebezpieczeństwo „ideologizacji wiary” pochodzi stąd, że w Polsce wszystko: nauka, literatura, sztuka, publicystyka oraz religia zdają się być przeniknięte ideologicznym myśleniem, w którym byliśmy wychowywani od czterdziestu lat. Powszechną niemal jest ideologizacja polskiego myślenia tak bardzo widoczna zarówno w życiu kulturalnym jak i religijnym. Efektem tego sposobu myślenia jest instrumentalizacja wartości polegająca na podporządkowaniu ich jednolitej skali ocen, której na imię aktualne potrzeby działania społecznego oraz potrzeba zachowania własnej wartości.
Ten sposób zideologizowanego myślenia wypływa i kształtuje nasz stosunek do wiary spłycając ją ogromnie. Znakiem tego jest między innymi obserwowany rozziew między deklarowanym a konsekwencyjnym parametrem naszej religijności i sprowadzeniem jej bardzo często do poziomu deklaracji i praktyk dewocyjnych i to niekoniecznie regularnych, lecz praktykowanych społecznym czy tradycyjnym zapotrzebowaniem. Racjonalizacja wszystkiego wokół – to następny znak „ideologizacji wiary”. Kolejnym znakiem „ideologizacji wiary” jest traktowanie Kościoła jako li tylko swoistego rodzaju siły społecznej posiadającej określony status i polityczne możliwości i to nie tylko nowo nawróconych chrześcijan, ale także tradycyjnie wierzących jak też duchownych. Ten sposób myślenia jest obecny bardzo często u wstępujących do naszych rodzin zakonnych, a jego dalszą konsekwencją jest bycie w strukturach kościelnych oraz traktowanie ich w kategoriach czysto organizacyjnych, gdzie normą działania jest nie tyle „sensus fidei” ile chwilowy interes /tak się często dzieje np. przy wyjazdach do pracy poza granice Polski/.
Można by wymienić dalsze szczegółowe objawy „ideologizacji wiary”. Myślę, że nasza wspólna dyskusja poprowadzi dalej ten wątek rozważań. Ja zaś chciałbym wskazać na dalszy istotny skutek tego polskiego skrzywienia, któremu na imię „prywatyzacja postaw moralnych”. Polega ona na tym, iż wybiórczo traktowane są zachowania moralne, tzn. najczęściej akceptowane są te, które mają charakter ogólny, natomiast zachowania wymagające konkretnych i trudnych wyborów są odrzucane. Polscy badacze religijności jak też duszpasterze stwierdzają, iż rozprzestrzenia się u nas proces przechodzenia od etyki rygorystycznych i bezwzględnych norm moralnych do etyki zrelatywizowanej. Dotyczy to zarówno związanych ze sferą prywatną jak i społeczną. Proces ten szczególnie daleko jest posunięty u młodzieży. Skrajny relatywizm moralny, czyniący wartości i zasady moralne jedynie subiektywną i czysto indywidualną sprawą jednostki, rozszerzający do maximum jej swobodę, może mieć w niedalekiej przyszłości niepożądane skutki także w szerszym wymiarze życia społecznego. Szczególny relatywizm występuje w stosunku do przestrzegania 6-go przykazania w życiu indywidualnym i rodzinnym oraz zagarniania cudzej własności, kłamstwa jak też cwaniactwa i kombinatorstwa. Ten wybiórczy stosunek do zachowań moralnych posiadających konsekwencyjny wyraz przekonań religijnych czyli wiary jest znakiem daleko posuniętego procesu prywatyzacji postaw moralnych, czyli zniszczenia etosu życia chrześcijańskiego. Poza tym istniejąca prywatyzacja życia społecznego prowadzi do postawy zakładającej, że każdy musi zdobyć sobie, wywalczyć, „załatwić” własne powodzenie i że „natura świata” jest naturą egoistycznej walki, o własne interesy, w której zwycięża „ten, kto silniejszy”. Prowadzi to do obrazu świata, nasyconego rozbieżnymi ocenami, którego naczelnym elementem jest wrogość i nieufność wobec innych. Gdy trzeba, liczyć „tylko na siebie” i gdy cały świat jawi się nie jako „wspólne dobro” lecz raczej jako swego rodzaju „zbiornik”, z którego należy za wszelką cenę „wyrwać pazernie coś dla siebie”, wówczas każdy inny człowiek staje się konkurentem. Najprostszym wynikiem tego obrazu świata jest rozmyślna nienawiść do całego świata, bo cały świat „innych ludzi” jawi się jako wrogi, nieprzyjemny, konkurujący, pragnący zabrać nam to, co jest potrzebne i czego pragniemy. Egoizm jawi się więc jako swego rodzaju życiowa mądrość.
Prywatyzacja postaw moralnych
W życiu zakonnym obserwuje się również skutki prywatyzacji postaw moralnych w takich zachowaniach, jak częste naruszanie ducha ubóstwa. W tym względzie panuje w naszych wspólnotach duże spustoszenie, nadmierny indywidualizm, brak ducha odpowiedzialności, chęć ciągłego doznawania wrażeń poznawczych, gubienie postawy „być” na rzecz „pragnieniowej mieć” itp.
Scharakteryzowana w sposób niezwykle ogólny w aspekcie potrzeb formacyjno-duszpasterskich, nasza polska sytuacja wymaga oczywiście swoistego rodzaju konkretnych inicjatyw z naszej strony. Problemy, które stoją przed nami, mogą przerażać. Warto jednak pamiętać jeszcze o jednym elemencie naszej współczesności, mianowicie o instynktownej potrzebie wartości religijnych. Europa dzisiejsza, w tym także Polska, jest terenem intensywnej gorączki religijnej. Znawcy wielkiej poezji współczesnej twierdzą, że pełna jest ona lęków i obaw o przyszłość człowieka oraz tęsknoty za Absolutem. Świat współczesny jest jak puste naczynie oczekujące na wypełnienie go ożywczym strumieniem wiary. Dlatego też owa świadomość powinna nas przede wszystkim zachęcić do podejmowania szczególnych wysiłków zmierzających do ożywienia prawdziwej wiary w naszych wspólnotach, wyrażającej się w głębokim umiłowaniu istoty naszych zakonnych charyzmatów. Musimy, formując siebie do wiary, innych także poprzez apostolski wysiłek do tego zachęcać, pamiętając, że wiara, która zwyciężyła w Chrystusie świat, zwycięża go nie dlatego, że przestaje być sobą, a staje się działalnością społeczną czy polityczną, lecz wyłącznie dlatego, że jest do końca wiarą, do końca religią, do końca życiem z Chrystusem obecnym w sakramentach szczególnie w Eucharystii. Mimo, że podstawowym źródłem Kościoła wydaje się być dziś jego etyka, zaangażowanie społeczne, wychowawcze czy charytatywne to jednak nie tym, lecz wiarą Kościół zwycięża świat. Nie umniejsza to w niczym roli zaangażowania społecznego czy też etyki, lecz pokazuje ich granice. Do tego, by dać świadectwo na krzyżu, potrzeba nadziei i miłości, które są jakby drugim obliczem wiary. Im większa odpowiedzialność społeczna ciąży na barkach wierzących, tym głębsze powinno być ich zakorzenienie w Łasce Jezusa Chrystusa. Potrafimy zakorzenić nasze wspólnoty w wierze Jezusa Chrystusa, kiedy uczyć je będziemy głębokiego kontaktu ze Słowem Bożym i Sakramentami. Powrót do Biblii jako źródła wiary, umiłowanie Kościoła poprzez realizację bogactwa własnego charyzmatu zakonnego, duch modlitwy przeżywanej jako dialog z Bogiem, kształtowanie atmosfery wspólnotowej w naszych rodzinach zakonnych, otwartość oraz wychowywanie do religijnie rozumianego posłuszeństwa powinny stać się dziś przedmiotem całej naszej inteligencji posługiwania przełożeńskiego. Formować siebie potrafimy również poprzez dynamizm apostolsko-ewangelizacyjnego zaangażowania, które wydaje mi się winno mieć następujące elementy:
1/ Inspirowanie odważnej i zdrowej refleksji filozoficznej.
2/ Przywracanie związku między wiarą a kulturą ponieważ „rozdźwięk między Ewangelią a kulturą jest bez wątpienia szczególnym draństwem naszych czasów”.
3/ Odnalezienie i ponowne ogłoszenie światu „Racji wiary” – tu rola tworzenia nowego typu apologetyki.
4/ Rozbudzenie praktyk pobożności ludowej np. pielgrzymki itp.
5/ Podejmowanie inicjatyw na rzecz przywrócenia w duszpasterstwie równowagi w dawkowaniu kerygmatu i katechezy, ponieważ owa równowaga ostatnimi czasy została mocno zachwiana.
6/ Tworzenie „miejsc” i „momentów” głoszenia Dobrej Nowiny poprzez organizowanie domów rekolekcyjnych, szkoleń formacyjno-teologicznych, rekolekcji specjalistycznych oraz różnego rodzaju grup czy też ruchów związanych z duchowością naszych zakonów.
Czyniąc to wszystko pamiętajmy iż naszym częstym nieszczęściem jest przypuszczalnie pewien rodzaj neopelagianizmu i brak wiary we wszechmoc Słowa Bożego. Wszyscy jesteśmy nieświadomie naznaczeni pelagianizmem: człowiek jest w swej istocie dobry i zdolny czynić dobro oraz skłonić innych do tego samego. Nie kwestionuje się oczywiście Łaski, ale w praktyce uwzględnia się ją w bardzo niewielkim stopniu. Stąd nas poucza, iż tam, gdzie zło i grzech są wielkie, tam też Łaska Chrystusowego odkupienia jest szczególnie obfita.
Archiwum KWPZM