Alvaro Rodriguez Echeverria, FSC, generał Braci Szkolnych
ŻYCIE ZAKONNE W ŚWIECIE ZACHODNIM
Jasna Góra, 10 października 2006 r.
Przede wszystkim chciałbym serdecznie podziękować za zaproszenie mnie do wzięcia udziału w tym Zgromadzeniu. Życie zakonne w Polsce ze względu na swą liczebność, jakość i ducha misyjnego stanowiło i nadal stanowi bardzo cenny wkład w ewangelizację świata. Z tego powodu czuję się szczególnie zaszczycony, że mogę być tu z Wami.
Oczywiście prawie niemożliwe jest przeprowadzenie oceny sytuacji życia zakonnego w świecie zachodnim. Z jednej strony trzeba by szczegółowo zapoznać się z sytuacją rzeczywistą poszczególnych kontynentów i ich cechami, z drugiej należałoby przeprowadzić pogłębioną analizę bardzo wielu czynników, ich aspektów pozytywnych i negatywnych, ich przyczyn, a następnie zarysować cele, perspektywy itd. Ja postawię sobie znacznie skromniejsze zadanie. Postaram się raczej odpowiedzieć na jedno pytanie: Jakie pokusy czyhają dziś na życie zakonne i jakie kierunki jego rozwoju można dostrzec?
Jest to z całą pewnością przegląd subiektywny, a przez to oczywiście częściowy, ale odzwierciedla moją osobistą opinię na temat życia zakonnego i moją, choć ograniczoną, wiedzę o nim. Jestem jednocześnie świadomy, że mam wystarczająco kompletny obraz sytuacji dzięki podróżom do 80 krajów świata, w których obecne jest moje Zgromadzenie, a także doświadczeniom z ostatnich sześciu lat pełnienia funkcji Przewodniczącego Unii Przełożonych Generalnych i uczestniczenia w Kongresie poświęconym życiu konsekrowanemu zorganizowanym przez Unię Przełożonych Generalnych Zakonów Męskich i Żeńskich. Próbując odpowiedzieć na sformułowane wyżej pytanie, będę mówił po prostu o tych aspektach, które wydają mi się najistotniejsze i które mogą odkryć przed nami nowe rzeczy, byśmy mogli z większą autentycznością przeżywać powołanie, do jakiego wezwał nas Pan, i pełnić misję powierzoną nam przez Kościół.
1. POKUSY, JAKIE CZYHAJĄ NA NAS W DZISIEJSZYCH CZASACH
Zeświecczenie i społeczeństwo dobrobytu, jak powtórzył papież Benedykt XVI: Rzeczywiście kultura świecka wtargnęła do umysłów i serc niemałej liczby osób konsekrowanych, które uznają ją za formę dostępu do nowoczesności i sposób podejścia do świata współczesnego. Konsekwencją jest to, że obok niewątpliwie potężnego impulsu, zdolnego do dawania świadectwa i całkowitej ofiary z siebie, życie konsekrowane musi dziś radzić sobie z pułapką miernoty, zburżuazyjnienia i mentalności konsumpcyjnej (Audiencja 22 maja 2006).
Nie możemy pomijać proroczego charakteru i międzykulturowego wymiaru naszego powołania i nie wolno nam zapominać, że życie zakonne ma za zadanie proponować nowy model społeczeństwa, a nie dopasowywać się do społeczeństwa, w jakim żyjemy. Nie wolno nam wreszcie skrywać faktu, że życie konsekrowane reprezentuje pewien dynamizm stanowiący wyzwanie dla dyktatów społeczeństwa ambiwalentnego, którego wartości, tak pozytywne, jak i te stojące w sprzeczności z Ewangelią, są najłatwiej przyswajane przez ludzi młodych. Potrzeba tu rozeznania, które pozwoliłoby nam pozostać wiernymi znakom czasów i miejsc. Nasza postawa powinna przypominać postawę rybaków z przypowieści, którzy zarzucali sieć w morze zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili (Mt 13, 47-48). Walka w obronie wartości Królestwa wymaga wysiłku osobistego i wspólnotowego, który nadaje sens istnieniu, ucieka od narcyzmu, unika depresji i pozwala żyć także pośród konfliktów.
Jak słusznie powiedziała amerykańska zakonnica Joan Chittister, życie zakonne ma obowiązek podtrzymywania aktualności pytania o Boga. Żydowski filozof i teolog żydowski, Martin Buber, w poruszającym tekście napisanym w 1952 roku przyznaje, że słowo „Bóg” zostało splamione, zbrukane i sprofanowane. Przyznaje też, iż istnieje tendencja do jego przemilczania, lecz nie zgadza się, by było porzucone.
Pisze on tak: Pokolenia ludzkie złożyły nań ciężar swych cierpień, aż upadło ono na ziemię; teraz spoczywa tam pokryte pyłem i przytłoczone tym brzemieniem. Pokolenia zniszczyły je swymi religijnymi podziałami. W jego obronie zabijały i zostały unicestwione, w nim obecne są wszystkie i każdy z osobna odciski palców, wszystkie i każda z osobna krople ich krwi… Nie możemy oczyścić słowa „Bóg”, nie może się to udać całkowicie. Można jednak podnieść je z ziemi, takie jak jest, sprofanowane i zniweczone, a po godzinie pokuty z powrotem posadzić je na tronie, to z pewnością możemy uczynić (Zaćmienie Boga).
Wydaje mi się, że tekst ten wyraża dość dobrze to, do czego jesteśmy powołani.
Kiedy odkrycie miłości ludzkiej prowadzi do utraty sensu miłości Bożej
Ojciec Bernardo Olivera, przełożony generalny trapistów, w znakomitej prezentacji na kapitule generalnej swego zakonu w październiku ubiegłego roku przedstawiał z dużą przenikliwością sytuację, którą, jak mi się zdaje, możemy odnieść do życia zakonnego w ogóle: Wydaje się, iż odkrycie miłości ludzkiej przekształciło monastyczne poszukiwanie Boga w coś fikcyjnego. Oczywiście nie chodzi teraz o to, by wysuwać oskarżenia wobec powołań tych młodych ludzi, lecz o to, by postawić pytanie o formację, jaką im oferujemy. Oto kilka stosownych w tej kwestii pytań: Na jakich fundamentach ludzkich został zbudowany ten duchowy wieżowiec? Jaka antropologia posłużyła jako założenie dla procesu formacyjnego? Czy jesteśmy przekonani, że łaska buduje na naturze? Czy aby sami nie skłaniamy się ku dychotomiom, choć twierdzimy co innego?
Nie ma wątpliwości, że jedną z wielkich zasług dzisiejszego świata jest znaczenie, jakie przypisane zostało indywidualnemu „ja”. Wiemy jednak, iż jest to wartość względna, bowiem według Ewangelii „kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16, 25). Stałym wyzwaniem jest to, by oddzielić się od siebie samego i skupić się na Bogu i Jego planie zbawienia ludzkości.
Należy dziś dobrze uzmysłowić sobie sytuację, w jakiej żyją młodzi ludzie wystawieni na fragmentaryczność i rozproszenie, niebezpieczeństwo uroku rzeczy natychmiastowych i przelotnych. Wszystko to prowadzi do etyki indywidualizmu i relatywizmu, która ogranicza przestrzeganie wartości i kieruje w stronę niezaspokojonego pożądania „bycia razem” bez jasnego celu ani ostatecznego zamysłu. Środowisko popycha w kierunku poszukiwania mało ważnych wartości i taniej szczęśliwości. A więc całkowite przeciwieństwo tego, co powinniśmy proponować w życiu zakonnym.
Zapominasz, że jesteśmy ludźmi i braćmi
Kiedy przeważają w nas interesy rozbieżne z Ewangelią, naturalne jest, że egoizm i indywidualizm przejmują prymat nad tym, co tworzy człowieka (człowieczeństwo), chrześcijanina (braterstwo) i życie zakonne (wspólny projekt w służbie Królestwa). Z drugiej strony braterstwo rodzi się samoistnie, kiedy w szczerości i prawdzie przeżywa się człowieczeństwo. Zaprzeczanie człowieczeństwu prowadzi do działania w sposób nieludzki, a w konsekwencji do negacji Boga, który, wcielając się, „przyjął całą naturę ludzką” (GS 3). Myślę, że najlepszym antidotum jest nasza duchowość, duchowość wcielenia, która pozwala nam łączyć Ewangelię i rzeczywistość, miłość Boga i bliźniego, mistykę i proroctwo, wiarę i gorliwość, umiłowanie Chrystusa i umiłowanie człowieka. Chodzi o duchowość zrównoważoną, ludzką, integralną, chrystocentryczną, zdolną do nadania wielkiej wartości braterstwu, bezinteresowności, prostocie życia oraz odkrywaniu Boga w rzeczywistości.
Bycie ludzkim nie oznacza uczynienia życia konsekrowanego „light”, ale przekonanie się, że człowiek zajmuje zawsze pierwsze miejsce, przed ustalonymi normami czy określonymi interesami. To nigdy nie było łatwe. Stąd powstają prawdziwe wspólnoty, gdzie zgodność idei i ideałów prowadzi do jedności i współdzielenia. Jeśli nie uważamy na warstwę ludzką, która winna podtrzymywać życie konsekrowane, łatwo możemy popaść w niebezpieczeństwo budowania zamków na piasku.
Funkcjonalizm i instytucjonalizacja naszej misji
Jan Paweł II w swym przesłaniu na Kongresie życia zakonnego zorganizowanym przez USG (Unia Przełożonych Generalnych) w 1993 roku mówił, że każda konsekracja w Kościele jest immanentnie związana z radykalną i żywotną syntezą między konsekracją a misją.
Czasami jednak myślimy o naszej posłudze i apostolstwie w kategoriach przesadnie zinstytucjonalizowanych. To w oczywisty sposób prowadzi nas do opierania się na programach, strukturach i porządku narzuconym z zewnątrz, zamiast do zaufania duchowi, który z całą pewnością powinien ożywiać zakonników, a także wspólnotowemu rozeznaniu woli Boga. W rzeczywistości nie tyle jest ważne utrzymanie dzieł, które posiadamy, i obrona struktur, które dodają nam odwagi, czy liczba braci albo sióstr, bądź prestiż naszych dzieł, ale mając na uwadze troskę Boga i Ewangelii, raczej odpowiadanie na potrzeby świata, na nowe rodzaje ubóstwa oraz gotowość do misji pokoju i obrony życia zagrożonego. Ważna jest otwartość na wołanie ubogich, by pójść tam, gdzie nasza obecność byłaby bardziej konieczna, byśmy w każdym momencie mogli być posłani tam, gdzie świat najbardziej nas potrzebuje. Działanie, bardziej intuicyjne, jak mówił brat marianista Benito Arbués, niż oparte na poczuciu pewności.
Oczywiście nie możemy zapominać o aspekcie ekonomicznym, ale jednocześnie musimy być świadomi, że bez głębokiego życia duchowego, którego ośrodkiem będzie Chrystus i Ewangelia, nasza misja zamienia się w pracę społecznie użyteczną, lecz niezdolną do nadania pełni znaczenia naszemu życiu. Nie wolno nam zapominać, że jako zakonnicy z definicji mamy być raczej krzykiem absolutu Boga niż przykładem operatywności; obecnością wcielonego Słowa bardziej niż aktywności.
2. DRZWI, KTÓRE DZIŚ OTWIERAJĄ SIĘ PRZED NAMI
Doświadczenie osobiste wzmacniane żarliwym umiłowaniem
Ostatni Kongres na temat życia zakonnego w 2004 roku mówi o życiu zakonnym w kategoriach umiłowania, słowa, które przywołuje dokument Vita Consecrata, kiedy mówi o proroku Eliaszu: Prawdziwe proroctwo ma swój początek w Bogu, w przyjaźni z Nim, w uważnym wsłuchiwaniu się w Jego słowa w różnych sytuacjach dziejowych. Prorok czuje w sercu żarliwe umiłowanie świętości Boga i dlatego wysłuchawszy Jego słów w dialogu modlitwy, głosi je swoim życiem, słowem i czynami, występując jako rzecznik Boga przeciw złu i grzechowi. Prorockie świadectwo wymaga nieustannego i gorliwego poszukiwania woli Bożej, wielkodusznego trwania w kościelnej komunii, której nigdy nie może zabraknąć, oraz praktyki duchowego rozeznawania i umiłowania prawdy (84). Chodzi o takie umiłowanie Boga, które przekłada się na umiłowanie brata/siostry. Można by powiedzieć, że cechą życia zakonnego dzisiaj jest teopatia. Umiłowanie Boga i umiłowanie człowieka.
Umiłowanie, które zakłada bardziej doświadczenie osobiste niż teorię, jak przekonujemy się o tym na przykładzie Pascala i jego nawrócenia, którego świadectwem jest słynna Pamiątka przechowywana w podszewce płaszcza. Opowiada w niej o przełomowym momencie, który zmienił jego życie – nocy 23 listopada 1654 roku: W roku łaski 1654, w poniedziałek, 23 listopada, w święto św. Klemensa, od dziesiątej wieczorem do pół godziny po północy. Ogień! Boże Abrahama, Boże Izaaka, Boże Jakuba. Nie filozofów czy uczonych. Pewność, pogoda ducha, uczucie, radość, pokój.
Nasze życie zakonne rozumiane zarówno jako naturalne dążenie do Boga, jak i jako wezwanie przez Chrystusa, by podążać za Nim w życiu, nie może mieć innego fundamentu jak doświadczenie osobiste. Chodzi tu o głębokie i przemożne przyciąganie do Boga, o doświadczenie duchowe, w którym Bóg jest Absolutem, a całe nasze jestestwo ma w Nim swoje ostateczne odniesienie. To doświadczenie kochania i bycia kochanym, to pewność, że Bóg jest wszystkim.
Brazylijski jezuita João Batista Libanio w jednym z artykułów, który bardzo pomógł mi w latach, gdy pracowałem jako formator w Ameryce Środkowej, w rozeznawaniu wspólnie z moimi podopiecznymi motywacji ich powołań, pokazuje to doświadczenie jako nieusuwalny kamień, stałe wezwanie do pierwszej miłości. To przecież z doświadczenia Jezusa z Ojcem rodzi się Jego odkupieńcza ofiara za braci i siostry, zwłaszcza ubogich i słabych. To pozwolenie, by Bóg zajął miejsce w naszej uczuciowości i by kochał za naszym pośrednictwem. To pozwolenie, by nas uwiódł.
Doświadczenie, które z pewnością jest bezinteresownym darem Boga, ale wymaga też naszego współdziałania. Doświadczenie podstawowe, które pozwala nam przeżywać naszą misję jako przedłużenie zbawczego działania Boga i pomaga nie popaść w aktywizm czy suchą profesjonalizację naszej misji. Wszystko to zachęca do posługiwania się nowym językiem. Językiem, w którym będzie więcej mowy o komunii i umiłowaniu, językiem mniej racjonalnym i teoretycznym, bardziej zaś intuicyjnym i pełnym życia. Językiem, który ma uczynić bardziej znaczącym życie konsekrowane w oczach mężczyzn i kobiet naszych czasów, przede wszystkim zaś ludzi młodych.
Umiłowanie Boga, które przekłada się na współczucie dla braci i sióstr w poczuciu solidarności, bliskości, obecności, w przyjęciu drugiego człowieka i towarzyszeniu mu. Naszą główną misją jest to, byśmy nieśli czułość i miłosierdzie, jak czynił to Jezus, byśmy przyjmowali drugiego i rozumieli go, byśmy nieśli przebaczenie i nadzieję (Alejandro Fernández, O. di M., Przewodniczący CONFER). Jesteśmy wezwani do tego, by być najbardziej ludzkim i współczującym obliczem Kościoła lub, jak mówił ojciec Radcliffe podczas Kongresu, ekologicznym gniazdem wolności.
To, co oferujemy młodym i co młodzi dają nam
Szukając przyczyn braku wierności, możemy pobłądzić, jeśli skupimy się tylko na antywartościach, które promuje dziś społeczeństwo, lub na słabości czy niekonsekwencji młodych ludzi. Jak mówi franciszkanin Peter Cantwell ofm, ktoś kiedyś powiedział, że młodzi odchodzą, ponieważ ich pokolenie jest egoistyczne i nie chce się angażować. A może bardziej uczciwe byłoby zastanowienie się nad tym, co oferujemy młodym ludziom, lub czego im w tej naszej ofercie brakuje.
W stosowanej współcześnie terapii grupowej często trzeba zastanowić się nad całym systemem, aby znaleźć remedium. Przed ostatnimi odkryciami dostarczonymi przez terapię grupową nastolatek z problemami leczony był zwykle w sposób odizolowany, poprzez terapię indywidualną. Teoria stwierdzała, że coś jest nie tak z konkretnym człowiekiem i jeśli tylko naprawi się ten błąd, wszystko powinno wrócić do normy. Zwykle jednak po takiej indywidualnej terapii następował nawrót problemu. Terapia grupowa rozszerzyła zakres działania i pozwoliła przekonać się, że problem niekoniecznie musi tkwić w tym konkretnym nastolatku. Jego złe zachowanie może być odzwierciedleniem tego, co dzieje się w systemie rodziny. Zachowanie młodego człowieka może być symptomem, wskazówką, że trzeba zmienić cały system, w którym żyje jego rodzina.
Tę samą zasadę musimy zastosować do naszego życia zakonnego. Z pewnością przyczyny trudności osobistych leżą przede wszystkim w danym człowieku, ale nie możemy negować determinującego wpływu systemu, w jakim on żyje, i nie możemy nie myśleć o systemie życia, jaki oferujemy młodym, którzy sądzą, że warto do nas dołączyć.
Życie zakonne dąży do przyjmowania młodych jako podmiotów i towarzyszy w budowaniu życia i jego znaczeń, mówi siostra Carmen Margarita Fagot (R.S.C., była przewodnicząca CLAR). Moglibyśmy zastanawiać się nad tym, do jakiego stopnia wartości i mody dzisiejszej młodzieży, z całą ich wieloznacznością, ale też całym bogactwem często bardziej niż zgodnym z Ewangelią, są przyjmowane w naszych strukturach, programach formacyjnych i naszych wspólnotach? Do jakiego stopnia udaje nam się towarzyszyć w procesach rozeznania i jak wspieramy budowanie integralności osoby wobec fragmentaryczności człowieka będącej skutkiem dzisiejszych zjawisk społecznych? Czy nie zadowalamy się czasem zapewnieniem przestrzegania reguły lub tworzeniem pozbawionych ludzkiej strony relacji zależności? Czy wobec nienasyconych poszukiwań znaczenia i transcendencji pokazujemy młodym, że w naszych oczach płonie ogień nieodpartego umiłowania Boga i Jego Królestwa?
Zdecydowanie zadziwiło mnie to, że wszystkie wystąpienia braci i sióstr zakonnych na Kongresie dotyczyły właśnie jakości naszego życia wspólnotowego, tej jakości, której oczekują. Sądzę, że właśnie to jest znakiem czasów, na który trzeba zwrócić uwagę. Z pewnością chodzi o wspólnotę, która bardziej zwracałaby uwagę na relacje, niż na struktury, która potrafiłaby harmonijnie łączyć to, co dotyczy człowieka, z tym, co dotyczy Wspólnoty, która odpowiadałaby i otwierała się na nowe formy ubóstwa, która pomagałaby nam żyć wartościami Ewangelii.
Inkulturacja i międzykulturowość
Po Soborze Watykańskim II wiele mówiliśmy o inkulturacji Ewangelii. Papież Jan Paweł II, w encyklice Redemptoris Missio (52) mówi, że Kościół staje się znakiem bardziej zrozumiałym i lepiej potrafi ukazać tajemnicę Chrystusa poprzez swą inkulturację w różnych rejonach świata. Musimy być zatem otwarci na inne kultury i przyswajać sobie ich wartości. Chodzi o gest wzajemności, który zrywa z koncepcją dominacji jednej kultury nad inną lub narzucania własnych kanonów kulturowych. W procesie tym bierze udział także pewien pierwiastek uczuciowy, który jest konieczny, by osiągnąć stan poszanowania, solidarności i świadectwa ewangelicznego, aż do sytuacji, kiedy myśli się tak jak drugi człowiek.
Dziś stoi przed nami wyzwanie tego, w jaki sposób włączyć rzeczywistość, która z dnia na dzień staje się coraz wyraźniej wielokulturowa, w świat coraz bardziej zglobalizowany. Ponieważ większość powołań pochodzi z krajów Trzeciego Świata, życie zakonne przyjmuje postać coraz bardziej wielokulturową. Musimy zaakceptować ten stan rzeczy i być na niego wrażliwsi, wspierając rozwój tych rejonów świata, oraz poprzez formację liderów i formatorów lokalnych umożliwiać ich stopniowe włączanie się w zajmowanie kluczowych stanowisk i przejmowanie odpowiedzialności.
Kreatywne odpowiadanie na nowe formy degradacji i ubóstwa
Nasze instytuty zwykle powstawały w odpowiedzi na zjawiska wyraźnej degradacji, w świecie dalekim od zbawienia i jako wyraz czułości Boga. Bycie wiernym naszemu charyzmatowi oznacza, że musimy dziś kreatywnie odpowiadać na nowe formy degradacji ludzkiej, na nowe formy ubóstwa i na wezwania płynące ze świata ludzi zepchniętych na margines.
Musimy poczuć się silnie poruszeni tak wieloma zniekształconymi twarzami naszych bliźnich na wszystkich pięciu kontynentach, gdzie trwają wojny, dokonywane są akty przemocy, rasizmu, nietolerancji, gdzie panuje głód, gdzie rośnie rzesza emigrantów i uchodźców itd. Także oni stanowią część obrazu Boga, na podobieństwo którego wszyscy zostaliśmy stworzeni. Nie możemy pozostawać wobec tego obojętni. To my przecież postawiliśmy sobie za zadanie odbudowanie obrazu Boga, by był rozpoznawalny i szanowany we wszystkich i w każdym z osobna człowieku, bez względu na wiek, płeć i pozycję społeczną, ale z wyraźnym wskazaniem w pierwszej kolejności na najuboższych.
Wezwani, by być świadkami nadziei
Wydaje mi się, że jednym z ważniejszych dziś wymiarów naszego życia zakonnego jest podtrzymywanie nadziei, że warto żyć naszym życiem, że ma ono przyszłość i że nadal będzie narzędziem zbawienia dla świata.
Prawie na wszystkich stronach Pisma Świętego znajdujemy zaproszenie, byśmy mieli nadzieję, która nas nie zdradzi. Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was – wyrocznia Pana – zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie (Jr 29,11).
W niektórych rejonach świata trudno oprzeć się pokusie ulegania pesymizmowi i zniechęceniu, kiedy obserwujemy starzenie się i spadek liczby zakonników i zakonnic. Z wiarą jednak, oświeceni nadzieją, głęboką miłością ku tym wszystkim, którym mamy służyć, wspomnijmy doświadczenia św. Pawła w Azji, w chwili głębokiej rozterki i poczucia zagrożenia. Lecz właśnie w samym sobie znaleźliśmy wyrok śmierci: aby nie ufać sobie samemu, lecz Bogu, który wskrzesza umarłych. On to wybawił nas od tak wielkiego niebezpieczeństwa śmierci i będzie wybawiał. Tak, mamy nadzieję w Nim, że nadal będzie nas wybawiał (2 Kor 1,9-10). Czy to, co przeżywamy, nie jest właśnie najlepszą okazją, czasem łaski, byśmy świadomi naszej własnej słabości nauczyli się zawierzać nie tyle sobie, naszym środkom czy naszemu prestiżowi, ile temu Bogu, który umie wskrzeszać umarłych i w którym złożyliśmy nadzieję?
Możemy do życia zakonnego odnieść to, co André Fossion mówi o chrześcijaństwie, cytując afrykańskie przysłowie: Stare drzewo, upadając, czyni więcej hałasu niż las, który rośnie. Las, który rodzi się i rośnie, jest ważniejszy od drzewa, które rozpada się i łamie. Chcąc odnieść to do życia zakonnego, trudno wyobrazić sobie i zaplanować to, co się rozwija. Możemy i musimy jednak sprzyjać temu wzrostowi. Życie zakonne w przyszłości nie będzie owocem głównie i jedynie naszych wysiłków, ale przede wszystkim będzie owocem nowym, nieoczekiwanym, zadziwiającym ze względu na działanie Ducha św. w sercu świata.
Nasza nadzieja ma w tym właśnie swe korzenie, w tych nowych pędach, które kiełkują dziś w Afryce, Azji, w Ameryce Łacińskiej, a także, pomimo trudności, przebijają się w Europie, Ameryce Północnej, Oceanii. Ważne wydaje mi się tu przywołanie słów klaretyna Pedro Belderraina, wygłoszonych na łamach hiszpańskiego czasopisma „Vida Religiosa”: Często niesłusznie generalizujemy i nie mamy czasu na subtelne rozróżnienia. Sądzę, że życie zakonne w niektórych krajach, na przykład, wcale nie jest tak martwe, a w innych wcale tak doskonale nie wciela Królestwa Bożego. Wyobrażam sobie, że coś z ‘północy’ (zburżuazyjnienie, neoliberalizm…) można znaleźć na Południu, a coś z ‘południa’ (zaangażowanie, włączenie, nadzieja) na Północy… Niecała przyszłość życia zakonnego to Azja i Afryka, ani też niecała jego historia to Europa.
Jesteśmy wezwani, by być świadkami nadziei, którą nosimy w sobie, jak mówi św. Piotr. Nadziei, która z pewnością rodzi się z wiary, ale która osadza swe korzenie w ogromnej zdolności życia zakonnego do zaczynania od początku po okresie kryzysu.
Jesteśmy wezwani, by dzielić się naszą nadzieją poza granicami naszych zgromadzeń i misji apostolskiej. Nie wolno nam zapominać, że jesteśmy częścią ludzkości, jak przypomniał Kongres na temat życia zakonnego. Ludzkości spragnionej dobrobytu w świecie konsumpcji i ubóstwa, miłości pośród chaosu i miłości nieuporządkowanej, transcendencji w otoczeniu rozczarowania społecznego i egzystencjalnego. Ale właśnie z tego powodu musimy otwierać się na pytanie o sens, na ból ludzkości, na miłość i współczucie, jakie Jezus okazywał człowiekowi.
WNIOSKI
Gdy nadszedł trudny moment, Izajasz mówił ludowi Izraela o swej nadziei tymi słowami: Dawne udręki pójdą w zapomnienie i będą zakryte przed mymi oczami. Albowiem oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię; nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów ani na myśl one nie przyjdą. Przeciwnie, będzie radość i wesele na zawsze z tego, co Ja stworzę (Iz 65, 16-18).
Dzisiejsi zakonnicy i zakonnice muszą przyswoić sobie te słowa, poczuć się bohaterami tego nowego nieba i tej nowej ziemi, którą Pan chce stworzyć. Święty Paweł wskazuje drogę, jaką trzeba pójść: A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe (Rz 12,1-2).
Chodzi zatem o przemienienie według wzoru zakonnego, który zakłada bezwarunkowe oddanie się miłości, całkowitą ofiarę z siebie, poczucie, że jest się owładniętym Absolutem Boga, a jednocześnie pewność, że wszystko jest łaską. Kongres poświęcony życiu zakonnemu, jak wiemy, określił takie przemienienie jako podwójne umiłowanie Boga i człowieka. To jak doświadczenie zakochania, w którym pozwalamy, by całkowicie zawładnęła nami tajemnica Boga i przeniknęła nas Jego nieskończona czułość. Nie jest to jednak miłość, która zamyka się w sobie, przeciwnie, ta miłość kieruje nas na zewnątrz, oddziela nas od siebie samych, otwiera na potrzeby świata i zaprasza, byśmy poczuli to samo głębokie pragnienie, które Jezus wyraził słowami: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął! (Łk 12,49).
Tłumaczenie: O. dr Kazimierz Lorek CRSP
Archiwum KWPZM