Konferencja Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich
ŚW. MAKSYMILIAN – ŚWIADEK WIARY I WSPÓŁDZIAŁANIA Z BOGIEM. LIST WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH DO WIERNYCH NA 20 NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ
Warszawa, 14 sierpnia 2011 r.
Drodzy Siostry i Bracia
Przesłanie dzisiejszej, XX niedzieli zwykłego okresu liturgicznego jest jednoznaczne: Bóg pragnie zbawić człowieka, przy czym zbawienie to ma wymiar powszechny, uniwersalny, czyli katolicki. Dokładnie dzisiaj przypada 70. rocznica męczeńskiej śmierci św. o. Maksymiliana Marii Kolbego, franciszkanina z rodziny konwentualnej, patrona naszych trudnych czasów. Cóż takiego łączy wymowę dzisiejszych czytań liturgicznych ze wspomnianą rocznicą? W kontekście prawdy o powszechności zbawienia uświadamiamy sobie, że również świętość ma taki uniwersalny wymiar, bo przemawia także po latach, promieniuje blaskiem cnót, inspirując do pytań o osobiste doświadczenie wiary. Heroiczny czyn św. Maksymiliana w obozie koncentracyjnym Auschwitz, wieńczący całe jego życie oddane Bogu, pozostaje wciąż wymowny i przekonuje, że słowa Jezusa w życiu jego uczniów mogą spełniać się dosłownie: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Podobnie, jak spełniły się w jego życiu słowa z dzisiejszej Ewangelii: „wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz” (Mt 15,28). A wiemy, że o. Maksymilian już w pierwszych dniach swego kapłaństwa odprawiał Mszę Świętą z prośbą o łaskę apostolstwa i męczeństwa, mawiając też, że dla Niepokalanej chciałby być starty na proch.
Pobieżna lektura dzisiejszej Ewangelii może wprawiać w zakłopotanie. Oto Jezus, wyczulony na ludzkie cierpienie, nagle wobec kananejskiej kobiety, matki dziewczynki dręczonej przez złego ducha, zachowuje się niezrozumiale, wydawać by się mogło szorstko, oschle, z niechęcią. Wiemy, że Bóg w osobie Jezusa Chrystusa pragnie zbawić każdego człowieka, a tu stajemy się świadkami takiej trudnej do zrozumienia sytuacji. Kobieta woła, prosi o pomoc, a Jezus milczy. Odzywają się natomiast uczniowie: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. Uczniowie, którzy tyle czasu spędzili z Jezusem i byli tak blisko Niego, chcieli się jej pozbyć, żeby mieć święty spokój. Przeszkadzało im jej wołanie o pomoc. I tu rodzi się pytanie o naszą postawę wobec krzyku pełnego bólu, krzyku bezradności, a czasami wobec ciszy pełnej bólu człowieka, który przychodzi niekoniecznie z daleka, który żyje tuż obok nas. Jezus nie chciał świętego spokoju, wcale nie zamierzał się pozbyć krzyczącej kobiety, chciał jednak, by łaska okazała całą swoją skuteczność poprzez wiarę i stanięcie w prawdzie przed Bogiem.
Bóg prowokuje człowieka do wiary.
Bóg nie chce zbawiać człowieka poza nim samym, ale we współpracy z nim. Dlatego nie czyni łatwych gestów, by jedynie zadowolić człowieka. Czyni znaki i cuda, by człowiek mógł stawać się świadomym uczestnikiem Bożego zamysłu miłości i zbawienia. I robi to w taki sposób, by człowieka uczyć, wychowywać – tak poprzez swoje słowo, jak i poprzez wydarzenia, których człowiek staje się uczestnikiem czy świadkiem. „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela” – słowa, które mogłyby zniechęcić każdego, kto do domu Izraela nie należy, nie zniechęciły proszącej Samarytanki, wręcz przeciwnie, wzmogły jeszcze bardziej jej determinację i wiarę. Podeszła bowiem do Jezusa, upadła wobec Niego i dalej prosiła: „Panie, dopomóż mi”. Reakcja Jezusa na te słowa może wydawać się nie do przyjęcia, powiedział bowiem: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom”. Co Jezus miał dokładnie na myśli? Podkreślał uprzywilejowane miejsce przynależących do domu Izraela? A może w ten sposób komunikował jej coś, o czym jedynie ona sama doskonale wiedziała? Przecież, mając ją przed sobą, chciał nie tylko jej pomóc, ale otworzyć jej oczy na prawdę. Jezus prowokował ją do wiary większej, zdolnej nie tylko przyjąć cud, ale również zdolnej przemienić samą kobietę. Dlatego na jej nieustępliwe słowa: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów” odpowiedział: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz”. I rzeczywiście stał się cud, bo córka została uzdrowiona.
Warto w tym wydarzeniu zwrócić uwagę na fakt, że Jezus w odniesieniu do proszącej Go kobiety wcale nie zmienił decyzji. On nie tylko od początku do końca wiedział, co miał robić, ale wiedział też, jaki będzie finał. Swoją postawą i zachowaniem ujawnił jedynie charakterystyczną dla siebie niezwykłą pedagogikę: chciał ocalić nie tylko dziecko, za którym wstawiała się matka, ale i ją samą. Chciał, by kobieta, padając do Jego nóg, uświadamiała sobie, że On jest nie tylko człowiekiem czyniącym cuda, ale jest Mesjaszem i Zbawicielem, i by uświadamiała sobie również, kim ona sama z bagażem swojego życia jest przed Nim, by uświadomiła sobie, czym jest wiara, i by spotkanie z Nim w czas udręki i uzdrowienia przerodziło się w żywą więź na całe życie i na wieczność. Poprzez to wydarzenie Jezus wychowywał również apostołów i zachęcał, by porzucali pokusę świętego spokoju, a dostrzegali i podejmowali z troską każdego, kto na ich drodze się pojawia, i by nabierali przekonania, że o każde życie trzeba walczyć do końca, bo ze względu na Niego godne jest ocalenia.
Świadectwo Św. Maksymiliana uczy.
Bóg nie przestał wychowywać i uczyć swoich uczniów. Uczy również nas – tak poprzez ewangeliczne słowo, jak i poprzez przykład życia i śmierci św. Ojca Maksymiliana, który jest również patronem 2011 roku, ogłoszonym przez Senat Rzeczpospolitej Polskiej. Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli w niezamożnej, religijnej rodzinie tkaczy. W dzieciństwie – jak wyznał matce – miał wizję Matki Bożej, która pytała go, czy chce korony, które trzymała w ręce: białą, symbol czystości, i czerwoną, symbol męczeństwa; na co odpowiedział twierdząco. W 1907 roku rozpoczął naukę w małym franciszkańskim seminarium we Lwowie, gdzie po trzech latach wstąpił do zakonu, otrzymując imię Maksymilian. Filozofię i teologię studiował w Rzymie. Tam w 1917 roku założył Rycerstwo Niepokalanej dla bardziej świadomego i gorliwszego szerzenia Królestwa Bożego, a także dla podjęcia modlitwy za nieprzyjaciół Kościoła. W roku 1918 przyjął święcenia kapłańskie. Realizując założenia stowarzyszenia, w roku 1922 wydał w Krakowie pierwszy numer ogólnopolskiego miesięcznika „Rycerz Niepokalanej”.
Pięć lat później założył największy w świecie katolickim klasztor – Niepokalanów, który w 1939 roku liczył 700 zakonników. Mimo poważnej choroby płuc w roku 1930 rozpoczął pracę misyjną w Japonii, gdzie wydawał podobne pismo w języku japońskim i gdzie założył japoński odpowiednik Niepokalanowa. W 1936 roku został przełożonym polskiego Niepokalanowa, znanego już ze swej działalności wydawniczej. Trzy lata później miała miejsce pierwsza próbna audycja niepokalanowskiego radia. Od wybuchu wojny w sposób szczególny pomagał okolicznej ludności. Był dwukrotnie aresztowany przez hitlerowskich okupantów. Ostatecznie przewieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz, po dwóch miesiącach heroicznego świadectwa wiary, cierpliwości i miłości, 30 lipca 1941 dla ratowania życia ojca rodziny zgłosił się na śmierć w bunkrze głodowym. Jako ostatni z więźniów, dobity śmiercionośnym zastrzykiem, zginął 14 sierpnia. W Rzymie 17 października 1971 został beatyfikowany, kanonizowany zaś 10 października 1982.
Spoglądając na św. Maksymiliana, którego życie zwieńczył heroiczny gest oddania życia za drugiego człowieka, trzeba być uważnym, by nie zapomnieć o Maksymilianie-człowieku: żywym, zmagającym się z codziennością, by we wszystkim pozostawać wiernym Bogu i szerzyć Jego królestwo. Łaska heroicznego świadectwa miłości nie spada na człowieka przypadkowo; otrzymują ją ci, którzy są gotowi do jej przyjęcia. Św. Maksymilian był święty nie tylko w chwili śmierci, ale był taki przez całe swoje życie, uwieńczone, ukoronowane heroicznym czynem. Był wierny w codziennych rzeczach i dlatego też okazał się wierny w chwili najwyższego wyzwania. Życie za drugiego człowieka oddał bowiem nie tylko w obozie Auschwitz, ale wcześniej oddawał je dzień po dniu, służąc niezmordowanie dla Bożej sprawy, wrażliwy na każdego człowieka, który mógł potrzebować jego pomocy.
Warto uświadomić sobie, że i w przypadku wydarzenia z życia św. Maksymiliana Bóg potwierdził swą troskę o zbawienie każdego człowieka. I tak jak w przypadku wydarzenia ewangelicznego chodziło nie tylko o ocalenie dziewczynki nękanej przez złego ducha, tak też i w wydarzeniu z Auschwitz chodziło nie tylko o ocalenie Franciszka Gajowniczka, ojca rodziny, którego o. Maksymilian zastąpił w bunkrze głodowym. Ratował on bowiem nie tylko tego człowieka, ale również dziewięciu towarzyszy agonii w bunkrze, których swoją postawą, dobrym i szlachetnym słowem, pokojem serca zjednoczonego z Bogiem i ludźmi, mocą wiary i kapłaństwa, przygotowywał na godne spotkanie ze śmiercią. Poprzez jego świadectwo Bóg uczył i wychowywał świadków zdarzenia tak spośród ofiar, jak i katów, przekonując, że w samym centrum zwyrodnienia i pogardy dla życia możliwe jest pozostać człowiekiem, człowiekiem wrażliwym i odważnym, zachowującym rycerskie serce i wiarę. Przez to świadectwo franciszkańskiego zakonnika, nowego herolda Wielkiego Króla, rycerza Niepokalanej, Bóg uczy i wychowuje również nas.
Bóg wzywa do udziału w dziele zbawienia.
Bóg nie przeprowadza swojego dzieła poza człowiekiem, ale we współpracy z nim. Zsyłając na ziemię swojego Syna, wezwał do współuczestnictwa ubogą Miriam z Nazaretu, którą – szczególnie w tajemnicy Niepokalanego Poczęcia – ukochał o. Maksymilian. W głoszeniu Królestwa w życiu ziemskim Jezus wezwał do współuczestnictwa apostołów. Również Samarytankę wezwał do współuczestnictwa w dziele ocalenia jej córki – poprzez akt wiary, pokorę i moc żarliwej, wytrwałej modlitwy. Podobnie też wezwał o. Maksymiliana do współuczestnictwa w dziele ewangelizacji, w szerzeniu ideałów franciszkańskich i szczególnej miłości i oddania Matce Bożej, by ostatecznie wezwać go do współuczestnictwa w dziele ocalenia człowieka uwięzionego w strukturach nieprawości, która także w obozie Auschwitz ujawniła swą niszczącą siłę. Tam jednak Bóg ujawnił też w osobie o. Maksymiliana i jemu podobnych wyzwalającą moc miłości, zdolną pokonać ludzką złość, ból, strach, lęk.
Dzieło Boga jeszcze się nie kończy. Bóg wciąż wzywa człowieka do udziału w dziele zbawienia, w dziele Jego zwycięskiej miłości. Dzisiejsze ewangeliczne słowo oraz przykład życia i śmierci św. Maksymiliana jawią się jako żywe wołanie Boga do nas, byśmy nie obojętnieli na to, co dziś dotyczy człowieka i jego godności, byśmy nie ulegali pokusie świętego spokoju i łatwych, doraźnych rozwiązań, ale byśmy trwali w niewzruszonej pewności, że poprzez moc wiary każdy akt wierności Bogu, Jego słowu, przykazaniom, każde ufne podejmowanie Jego wyzwań sprowadza na ziemię moc, która jest w stanie ocalić nas oraz wszystkich, których Bóg poprzez nasze świadectwo zechce ocalić. Z jakąż wdzięcznością wobec Boga trzeba nam myśleć o tym świętym, który nie ma nawet swojego grobu, bo jego prochy rozwiał wiatr nad oświęcimską ziemią. Z jakąż wdzięcznością wobec Boga trzeba nam myśleć o świętym, w którego życiu spełniły się słowa św. Pawła: „Będąc apostołem pogan, przez cały czas chlubię się posługiwaniem swoim w tej nadziei, że może pobudzę do współzawodnictwa swoich rodaków i przynajmniej niektórych z nich doprowadzę do zbawienia”. Z jakąż żarliwością i wytrwałością trzeba nam prosić Pana, byśmy wśród naszych codziennych doświadczeń dawali się Panu doprowadzać do zbawienia, a naszym życiem pomagali do zbawienia doprowadzać innych.
Z Bożym błogosławieństwem dla Słuchaczy tego listu w imieniu wszystkich przełożonych wyższych Zakonów męskich w Polsce
Ks. Tomasz Sielicki TChr
przewodniczący Konferencji
Archiwum KWPZM