Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski
BÓG WYKONUJE SWOJE PLANY W POLSCE
Niepokalanów, 12 sierpnia 1979 r.
Eminencjo – najdostojniejszy arcypasterzu miasta Paryża, Księże Kardynale François Marty, Eminencjo – najdostojniejszy Księże Kardynale Władysławie z Rzymu, umiłowani kapłani, ojcowie i bracia zakonni, przyjaciele Boży, dzieci Boże!
Pozwólcie, że w przededniu rocznicy śmierci bł. Maksymiliana Marii spojrzymy na drogi, którymi Bóg prowadzi człowieka do swojej chwały.
Kościół w liturgii dziewiętnastej niedzieli zwykłej przypomina nam przedziwne dzieje proroka Eliasza. Znużony był prorok. Zdawało mu się, że niczego już nie może dokonać na ziemi. Jego posłannictwo apostolskie wydało mu się prawie nieskuteczne. I w tym nastroju uciekł na pustynię, położył się pod jałowcem i usnął. Gdy tak spał, obudził go anioł Boży, mówiąc: Wstań i jedz! – Gdy otworzył oczy, ujrzał przy głowie chleb i wodę. Posiliwszy się, znowu usnął. I ponownie obudził go anioł Boży i powiedział: Jedz, albowiem czeka cię jeszcze długa droga. Po tym posiłku – jak podaje historyk biblijny – szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aż zaszedł do góry Bożej Horeb (por. 1 Krl 19,3n).
Bóg ma swoje plany, każdemu wyznacza drogę
W doświadczeniu proroka wyczuwa się położenie, w jakim często znajduje się każdy z nas, podążając przez ziemię do Ojca niebieskiego. I bł. Maksymilian Maria Kolbe niejednokrotnie był doświadczany i wspomagany przez Boga w tym miejscu, w podziwu godnym rozpędzie pracy. W okresie międzywojennym ojciec Maksymilian tworzył tutaj przedziwne instytucje, tak potrzebne w służbie dla chwały Bożej. Dzisiaj może nieraz myślimy, co by w tym miejscu było, gdyby nie wojna, gdyby nie tragiczna śmierć założyciela Niepokalanowa w bunkrze w Oświęcimiu. Co by tu było?! Prawdopodobnie byłoby bardzo wiele, osądzając według kategorii osiągnięć czysto ludzkich. Ale Bóg wyznacza każdemu z nas wyższą jeszcze i dalszą drogę.
Dzisiaj wszyscy przyznajemy, że Bóg ma zawsze rację. I tutaj w Niepokalanowie też miał rację. Może ojciec Kolbe rozbudowując prasę katolicką, montując własną radiostację, organizując własne lotnisko dla służby słowu Bożemu, nie miałby czasu, aby bliżej dostrzec człowieka i oddać życie za braci. A przecież nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie swoje daje za innych.
Ojciec Maksymilian prowadził tutaj wielkie dzieło. Przez swoje wydawnictwa i nauki wychowywał naród do głębszej czci ku Matce Bożej Niepokalanego Poczęcia. Kładł przez to jakby fundamenty, na których później polski Episkopat budował swoje programy duszpasterskie. Wszystko to prawda. Może jednak pochłonięty pracą, działaniem, nie doprowadziłby do tego, co Bóg sam w nim uczynił? To już są Jego plany i zamierzenia. Nikt z nas nie wątpi o głębokiej wewnętrznej więzi ojca Maksymiliana z Bogiem, o jego niezwykłej modlitwie – nie tylko każdego dnia, ale niemal w każdej chwili, o jego przejęciu się służbą Bogu. To wszystko prawda. Ale Bóg ma swoje plany, wyznacza swoją drogę nie tylko dla ojca Maksymiliana, dla Niepokalanowa, ale i dla naszej Ojczyzny, a w niej – dla Kościoła w Polsce i dla każdego z nas.
Doceniając dzieła i prace ojca Maksymiliana, biskupi polscy bardzo przejęli się jego ideą. Również i oni doświadczyli potęgi opiekuńczej Świętej Bożej Rodzicielki, Świętej Bożej Karmicielki. W momentach trudnych, zda się beznadziejnych, gdy nie wiedzieliśmy, jakimi sposobami ratować Kościół przed ateizacją i demoralizacją, natchnieniem dla nas były słowa umierającego w Warszawie kardynała Prymasa Augusta Hlonda oraz przykład życia, praca i bohaterska śmierć ojca Maksymiliana Marii Kolbego. Nieraz powtarzam to testamentowe niemal wezwanie kardynała Hlonda: „Pracujcie, módlcie się! Zwycięstwo gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej”.
Myślę, że coś podobnego przeżywał w bunkrze oświęcimskim ojciec Maksymilian Kolbe. Z pewnością modlił się, bo wierzył, że zwycięstwo przyjdzie. I oto największe zwycięstwo w tej straszliwej wojnie, w której tylu wielkich ludzi przegrało, odniósł właśnie ojciec Maksymilian. Wielkości runęły, a to maleństwo, ten proch sponiewierany, zbity – przetrwał na wieki, albowiem okazał największą miłość, gdyż nie ma większej miłości nad tę, jeśli ktoś życie swoje oddaje za braci. Długo trzeba było czekać na wzrost ziarna wrzuconego tam, w bunkrze głodowym, ale ono rosło i dojrzewało do czasu żniwa. W przypowieści ewangelicznej jest napisane, że gdy rolnik wrzuci ziarno, idzie do domu i śpi, nie troszczy się więcej. A ziarno rośnie i rozwija się w źdźbło, w słomę, potem kształtuje się w kłos i wydaje nowy owoc. Podobnie bywa z każdym dziełem Boga. Zdawało się, że ojciec Maksymilian, który umarł z głodu w bunkrze Oświęcimia, pójdzie w zapomnienie. Tymczasem nie! Bo to był siew Boży, który swego czasu miał wydać owoc pożywny naszym ustom.
Owoce ofiary i poświęcenia ojca Maksymiliana
Zważcie na całą pracę biskupów polskich i duchowieństwa. Jak często wzywają oni naród do czujności przy Matce Najświętszej, jak wszystkie inicjatywy duszpasterskie rozpoczynają od modlitwy na Jasnej Górze, zarówno przygotowanie na Tysiąclecie Chrztu Polski, jak i czuwania soborowe, czy nawiedzenie diecezji. Nieustannie mobilizują lud do modlitwy. To wszystko czynią w imię Matki Najświętszej. Nauczyli się tego nie gdzie indziej, tylko właśnie tutaj, dzięki wytrwałej, cierpliwej pracy publicystycznej ojca Maksymiliana w „Rycerzu Niepokalanej”, w „Małym Dzienniku” i w innych pismach, które wydawano kiedyś pod jego duchowym kierunkiem. Był on prawdziwym rycerzem Niepokalanej.
Może wielu niecierpliwiło się, że trzeba czekać długo na owoce naszej pracy duszpasterskiej. Nieraz biskupi polscy spotkali się z zarzutami: Oddaliście całą energię pastoralną, cały swój wysiłek ku uczczeniu Matki Boga Człowieka. Czy Ona nie przesłania wam Bożego Syna? – Jak mogliśmy, tak uspokajaliśmy, mówiąc: Matka nie może przesłonić Syna. Każda z was, drogie matki, wie, że dziecię swoje nosi przed sobą, jak gdyby ukrywając się za nim, bo wasza chwała jest w dziecięciu. I najlepsza Matka zawsze szczyciła się swoim Synem, nawet wtedy, gdy wisiał On na krzyżu. Jakże więc byłoby możliwe, aby Ta, którą widzimy ciągle w Kościele, jak na ramionach swoich niesie Dziecię, mogła przesłonić nam Bożego Syna? Ona przecież nieustannie mówi do nas: „Cokolwiek wam (mój Syn) każę, to czyńcie” (J 2,5).
Wiemy też, że jeżeli istnieje matka, musi istnieć i syn. Jeżeli istnieje Boża Matka, musi istnieć i Boży Syn. Nasza cześć ku Matce Najświętszej nieustannie nam przypomina Jej Syna, budzi w nas wrażliwość na Jezusa Chrystusa, stanowi najwspanialszą katechizację. Wiedział o tym polski Episkopat. I to było jego mocą i siłą w okresie, gdy w naszej Ojczyźnie w rozmachu budowy nowego ustroju uważano, że przyśpieszenie jego budowania zależy od odejścia wszystkich od Kościoła, od świątyń, od modlitwy, bo cały czas człowieka musi być przeznaczony na pracę; że trzeba się wyrzec religii, aby skutecznie rozwijać gospodarkę. Dzisiaj takie myślenie jest uważane za nonsens. Ale przecież przed niewielu laty do tego zmierzano. Nie mieliśmy wtedy innego wyjścia, tylko zwrócić się do Maryi z wołaniem: „O Matko nasza! Z Synem Twoim nas pojednaj, Synowi Twojemu nas polecaj, Twojemu Synowi nas oddawaj!” Tak modliła się cała Polska, pamiętając o ofierze złożonej w Oświęcimiu przez rycerza Niepokalanej – ojca Maksymiliana Marię Kolbego.
Przyszły chwile trudne dla Kościoła i w pewnym stopniu – przeminęły. Trzeba było poczekać cierpliwie na Boże zwycięstwo. I nadszedł dzień, gdy na Placu Zwycięstwa w Warszawie stanął Syn polskiej ziemi, Syn polskiej matki, czciciel Matki Najświętszej – Ojciec Święty Jan Paweł II, Jej niewolnik i sługa. Dopiero on powiedział o Maryi to wszystko, co było kiedyś przedmiotem zastrzeżeń, dyskusji, rozważań, wątpliwości.
Pozwólcie, że przypomnę przedziwny bieg zdarzeń. Przecież przyjazd Papieża do Polski był zapowiadany tyle razy. Jeszcze Jan XXIII pragnął tu przybyć. Zabiegał o to i Papież Paweł VI. I naród polski gorąco tego pragnął. Modliliśmy się o przyjazd Papieża. Zdawałoby się, że taką sprawę Kościół w Polsce miałby prawo sobie wymodlić i otrzymać od Boga. A jednak Bóg cierpliwie czekał – jak ziarno czeka na swój kłos z ziemi, jak czekał na owoc swej ofiary i poświęcenia ojciec Maksymilian w prochach Oświęcimia. Czasami trzeba poczekać …
Wy, rolnicy, dobrze wiecie, jak długo, kiedy i na co czekać. Tak też czekał i Kościół Boży w Polsce. Nie mogliśmy wyprosić tego nawiedzenia. Nie mógł przyjechać Jan XXIII ani Paweł VI, ale Bóg chciał, aby Papież do Polski przyjechał! I tak się stało. Nie tylko przyjechał Papież, ale przyjechał Papież-Polak, Syn polskiej ziemi! Bóg wysłuchał ponad naszą prośbę, bo nigdy nie mieliśmy odwagi prosić o to, aby Polak był na Stolicy Piotrowej i by on mógł do Polski przyjechać. Nikt z nas nie śmiał o to prosić. Bóg ponad miarę nas wysłuchał.
Gdy więc przyjechał do naszej Ojczyzny Ojciec Święty Jan Paweł II, powiedział nam to wszystko, na co od lat czekaliśmy. Naprzód na odbudowanym ze zniszczeń Placu Zwycięstwa powiedział to, co tak często czytamy w Ewangelii: „Cokolwiek On (Chrystus) wam każę, to czyńcie” (J 2,5). Przypomniał też, że nie można Chrystusa z żadnej duszy wyrwać i nie wolno Go wyrwać z życia narodu! A więc aprobata dla trudnego, zda się nieosiągalnego planu duszpasterskiego biskupów polskich – dochowania przez naród wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i jego pasterzom.
A później, gdy Ojciec Święty udał się na Jasną Górę i w dniu 4 czerwca stanął na szczycie jasnogórskim, powiedział: Wyniosłem z Polski zwyczaj zawierzania wszystkiego Matce Najświętszej. Ten zwyczaj pozostał mi w duszy. Dziś przybywam do was, aby na waszych oczach dokonać wielkiego aktu zawierzenia Maryi. Tobie, Matko Najświętsza, zawierzam dziś siebie, wszystkie moje prace i obowiązki, moje posłannictwo Głowy Kościoła. Tobie, Matko Kościoła, zawierzam cały Kościół, cały mój naród i wszystkie ludy i narody.
Słuchając tych słów zrozumieliśmy, że trudna droga Kościoła Chrystusowego we współczesnej Polsce otrzymuje pełną satysfakcję. To, co dokonało się na szczycie jasnogórskim, jest jakimś zwycięstwem Matki Boga Człowieka i całkowitą aprobatą dla programu i pracy Kościoła, którą Episkopat prowadzi w naszej Ojczyźnie, idąc po śladach Bogurodzicy Dziewicy – Niepokalanego Poczęcia.
Gdy w ten sposób zwyciężył Boży plan, który bardzo często był dotąd niechętnie i nieufnie przyjmowany, gdy zyskiwaliśmy aprobatę Ojca Świętego, naszego rodaka, wychowanego w Polsce w tym zwyczaju, aby wszystko zawierzać Matce Kościoła, wtedy w duszy waszego biskupa zrodziło się pytanie: A kto nas nauczył zwyczaju zawierzania we wszystkim Maryi Niepokalanej? Kto całymi latami uporczywie wpajał w sumienie narodu, w opinię publiczną katolików w Polsce, ideę osobistego oddania się Matce Najświętszej? To rycerz Niepokalanej, ojciec Maksymilian, który jak ziarno pszeniczne padł w ziemię polską, ale tylko Bóg wiedział, kiedy ma owocować, kiedy jego życie ma wydać owoc stokrotny. I oto w tych samych niemal czasach, gdy Kościół wyniósł go na ołtarze, w Polsce, na Placu Zwycięstwa w Warszawie, na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie, na Szczycie Jasnogórskim i na Błoniach Krakowskich stanął Papież, Syn polskiej ziemi. Bóg chciał, aby na dni trudne, na czasy współczesne, Kościół miał nowego rycerza Niepokalanej, jakim jest prawdziwy niewolnik Maryi, kardynał Karol Wojtyła, dziś – Ojciec Święty Jan Paweł II.
Bóg jest wierny w swoich obietnicach
Bóg działa powoli, ale jest wierny w swoich obietnicach. Zawsze wysłuchuje naszych próśb, jest nawet hojniejszy, niż o to prosimy. Czasem nie mamy jeszcze odwagi o coś prosić, a On już daje. Trzeba Mu tylko ufać.
Dzisiaj, po trzydziestu pięciu latach, w których Ojczyzna nasza przeszła przez różne doświadczenia i pokusy, gdy obliczamy bilans, co nam zostało, musimy przyznać, że jeżeli co niezmiennie trwa w Polsce, to mowa Pańska: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” (Mt 24,35). – „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,32). – „Ufajcie, Jam zwyciężył świat!” (J 16,33). Krzyż nadal stoi, choć świat się toczy.
Przeżyliśmy wiele doświadczeń, nieraz bolesnych, kosztownych i niepotrzebnych, jak walka z religią, tak niepotrzebna w Polsce, a tak szkodliwa nawet dla realizacji zadań i potrzeb czysto gospodarczych. Dziś przekonaliśmy się wszyscy, że owoce naszej ciężkiej pracy byłyby o wiele korzystniejsze, gdyby nie zbędne tracenie energii na wierzganie przeciwko ościeniowi, przeciwko Bogu samemu.
Zwyciężył w Polsce rycerz Niepokalanej, ojciec Maksymilian Kolbe – przez swą ofiarę w bunkrze w Oświęcimiu. Stamtąd poszedł na ołtarze. Zwyciężył też Syn polskiej matki z Wadowic, nasz rodak, biskup Krakowa, w samą uroczystość św. Jadwigi, księżnej śląskiej; zwyciężył na Placu św. Piotra, zwyciężył także w Polsce na tle jasnogórskiego szczytu sanktuarium maryjnego. I odwdzięczył się swojej Ojczyźnie, bo do niej przyjechał i jej ziemię ucałował, rozumiejąc, że po Bogu największym darem tu, w Ojczyźnie, jest święta matka żywicielka – ziemia!
Przeczytałem w tych dniach, że koronacja królowej Jadwigi w 1384 roku miała miejsce w dniu 16 października. Po latach, w tym właśnie dniu wybrany został Papieżem Polak i to biskup Krakowa, który tak bardzo zabiegał o beatyfikację królowej Jadwigi z Wawelu. Także i to zostało dokonane. Patrzcie, jak trzeba cierpliwie czekać, jak Pan Bóg sam układa swoje plany … Ale to jest przedziwne w oczach naszych i to nas przynagla do wdzięczności.
Dzieci Boże! Dziś, gdy stoimy tutaj, na tym terenie, po którym chodził bł. Maksymilian Maria, gdzie żył, pracował, trudził się i walczył, serca nasze napełniają się uczuciem wdzięczności dla Boga, któremu służył i od którego tak wielką moc otrzymał.
Pozwólcie, że w tej chwili skieruję jeszcze słowo do naszego przemiłego gościa, arcybiskupa Paryża, kardynała François Marty. Jego ojczyzna, Francja, przygotowuje się do uroczystości w Lourdes. Będą tam wspominane wielkie rocznice, będzie również Kongres Eucharystyczny. A wiemy, że natchnienie i rozwój czci ku Niepokalanemu Poczęciu wyrosło z objawień w Lourdes. Stamtąd przyszło także do Polski. Dlatego w obliczu Syna ziemi francuskiej wyrażamy naszą radość za wszystkie łaski, które Francja i cały świat otrzymuje przez objawienia w Lourdes. Tobie, najdostojniejszy arcypasterzu Paryża, jak i wszystkim twoim współpracownikom w Episkopacie, życzymy, aby jubileuszowe rocznice w Lourdes, łącznie z Kongresem Eucharystycznym, przyniosły Episkopatowi, duchowieństwu, zakonom, rodzinom francuskim i całej twojej Ojczyźnie, jak najwięcej radości, która płynie z wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii i Kościołowi.
Tym życzeniem kończę zapewniając, że pod koniec Mszy świętej razem z najdostojniejszym celebransem, kardynałem Władysławem Rubinem, udzielimy wam błogosławieństwa.
Tekst autoryzowany. Zbiory Instytutu Prymasowskiego