Kard. Stefan Wyszyński
Prymas Polski
KAZANIE WYGŁOSZONE PODCZAS JUBILEUSZU 50-LECIA ZATWIERDZENIA ZGROMADZENIA MICHALITÓW
Miejsce Piastowe, 10 września 1972 r.
Eminencjo, najdostojniejszy Kardynale Metropolito Krakowski, nasz celebransie!
Ekscelencjo, najdostojniejszy Arcypasterzu świętego Kościoła Przemyskiego, nasz gospodarzu!
Drodzy Księża Biskupi! Drogi Ojcze Generale i czcigodni bracia rodziny zakonnej michalitów! Drogie siostry michalitki! Kapłani! Ludu Boży Miejsca Piastowego, całej ziemi krośnieńskiej! Przyjaciele Zgromadzeń zakonnych Sługi Bożego ks. Bronisława Markiewicza!
Zaszczycony zaproszeniem najdostojniejszego Arcypasterza, waszego biskupa przemyskiego, jak również zaproszeniem Ojca Generała Zgromadzenia, z radością staję dzisiaj przed całym ludem Bożym tu zgromadzonym, ażeby wraz z Wami dziękować Bogu za łaski, które okazały się w życiu Sługi Bożego ks. Bronisława Markiewicza…
Wspominali dzisiaj nie tylko ten hołd wiekowy, trud Zgromadzenia, które po wielu dowodach swej gotowości do poświęceń i ofiar uzyskała kanoniczną aprobatę Kościoła. Wspominamy również te wszystkie doniosłe zdarzenia poprzedzające ten fakt, w którym objawiła się wielka miłość Boga, wielka miłość ludzi i gotowość pełnego, całkowitego oddania swojego życia na służbę ludowi Bożemu w duchu Chrystusowym.
Ilekroć wspominamy jubileusz zakonu czy zgromadzenia zakonnego, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że życie zakonne wyrasta w Kościele Chrystusowym ze szczególnej woli Zbawcy naszego. Chrystus był przecież pytany przez niejednego młodzieńca, zainteresowanego Jego nauką, co czynić, aby wejść do Królestwa niebieskiego? – Chrystus odpowiadał: „Chowaj przykazania!” – Które? – A gdy wyliczył, słyszał nieraz wypowiedź: „To wszystko zachowywałem od młodości mojej… Czego mi jeszcze nie dostawa?” – „Jeśli chcesz być doskonałym – idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim i chodź za Mną, a będziesz miał skarb w niebie”.
W nauczaniu Jezusa ujawniły się więc niejako dwie drogi. Droga, która wystarcza do wejścia do Królestwa – droga przykazań miłości Boga i ludzi, oraz droga szczególna, droga wyjątkowa, nie dla wszystkich, ale tylko dla powołanych w sposób specjalny.
Gdy wczytujemy się uważnie w księgi Ewangelii, widzimy że Chrystus powoływał ludzi. Jedni wyrażali gotowość pójścia za Nim, ale On nie przyjął ich do swego grona. A inni opierali się, tłumaczyli względami szlachetnymi: „Muszę ojca pogrzebać.” – „Zostaw umarłym grzebanie umarłych, a ty chodź za Mną!” To surowe oświadczenie Chrystusa może nas dziś razić, uderzać w nasze dzisiejsze poglądy, a jednak istnieje w Kościele Chrystusowym droga szczególna, nie dla wszystkich… Nie każdy to może pojąć, ale ten tylko, któremu jest to dane.
I wtedy powstają szczególne rodzaje życia chrześcijańskiego w Kościele Chrystusowym. Czy to będzie życie eremitów, czy pustelników, czy też różnych zgromadzeń zakonnych, stowarzyszeń i instytutów, które wybierają różne postacie służby Bogu i dzieciom Bożym. Dobrze wiemy z historii Kościoła, że takich zakonów i zgromadzeń było wiele. Są one niekiedy wielowiekowe, jak rodziny zakonne św. Augustyna, benedyktyńskie, franciszkańskie, dominikańskie czy jezuickie, a potem zgromadzenia zakonne, tego chociażby rzędu jak św. Jana Bosko. Liczą mniej lub więcej lat. Niedługo w Polsce będziemy czcili siedem i pół wieku pracy św. Dominika na polskiej ziemi.
Może to wasze półwiecze wydawać się skromnym jubileuszem, ale, dzieci Boże, u Chrystusa mierzy się wiele spraw nie tyle latami, co stopniem miłości, którą człowiek, wspierany łaską Bożą, włożył w swoje życie. Dlatego też, choć są różne jubileusze, wszystkie one – nie bacząc na lata – zasługują, aby podziękować Bogu za to, że dał tak wielką moc ludziom.
Po dziewiętnastu wiekach pracy Kościoła doszliśmy na Soborze Watykańskim II do uznania tej drogi, którą wskazał Chrystus: „Jeśli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj, co masz i rozdaj ubogim… i chodź za Mną”. Bo Sobór wydał bardzo znamienny dla naszych czasów dokument – Konstytucję dogmatyczną o Kościele, i w niej dojrzał jakby raz jeszcze swoje życie wewnętrzne. Jakby chciał dać sam sobie odpowiedź na pytanie: kim on jest? Zapewne rozwijający się od czasów Chrystusa Kościół dobrze wie, kim on jest, jednak człowiek współczesny oczekuje na nowo odpowiedzi językiem współczesnym. Właśnie ten język współczesny dla człowieka XX wieku wyraził się w tej Konstytucji, Sobór odpowiedział, co stanowi istotę, znaczenie, wartość i niespożytość Kościoła; co sprawia, że przebrnął przez dwadzieścia wieków i sprawdził na sobie zapowiedź Założyciela: „Bramy piekielne nie zwyciężą go” i „Ja jestem z wami aż do skończenia świata”.
Sobór uwydatnił tę przedziwną obecność Chrystusa w Kościele po wszystkie dni aż do dziś. I to jest historia Kościoła, który nieustannie swój lud Boży mocami zbawczymi Chrystusa na nowo ożywia, uświęca, jednoczy, zespala i napełnia pokojem Bożym. I to właśnie, ujmując rzecz najbardziej syntetycznie, stanowi istotę zadań i posłannictwa Kościoła, a zarazem jego wielkiego znaczenia poprzez wieki – aż do dziś, aż do skończenia świata.
Sobór też uwydatnił, że ten Chrystus w Kościele nie jest już sam, ale tkwi w ludzie Bożym. A ten lud Boży to my wszyscy wraz z ojcem świętym, biskupami, kapłanami, my wszyscy. To właśnie Chrystus ten swój lud Boży zawsze przez swoje łaski i poprzez światło Ewangelii pobudza do czynu i umacnia wolę człowieka, że nie tylko wierzy, ale i czyni, wypełnia dobre uczynki, chwaląc Ojca Niebieskiego.
Ten lud Boży to ta cząstka, która tu jest w tej chwili, i te miliony ożywianych duchem Ewangelii i przez Chrzest święty wprowadzonych do rodziny Chrystusowej. Ale ten lud Boży nie jest jak owce bez pasterza, bo – jak uczy Sobór – lud Boży prowadzony jest przez hierarchię. Hierarchia to ojciec święty, biskupi, kapłani, rodziny zakonne przez swych przełożonych. Lud Boży to wszyscy przez Chrystusa zespoleni przez Chrzest, potęgowani przez rady Ewangelii, żywieni Chrystusowym Ciałem, skierowani ku uświęceniu aż do tych form ostatecznych – eschatologicznych zadań i celów, jak mówi Sobór.
A temu wszystkiemu patronuje obecna w misterium Chrystusa i Kościoła Maryja, Bogurodzica Dziewica, Wspomożycielka, Służebnica Pańska, tak droga naszemu narodowi Królowa Polski.
Tak można powiedzieć, że Sobór spojrzał na Kościół, jakim on jest i jakim językiem przemawia dziś do ludu Bożego. Ale rzecz znamienna, na którą pragnę zwrócić uwagę – że w szeregu istotnych składników Kościoła, jak: Chrystus, Jego Matka, lud Boży, hierarchia, laikat, są też i zakony. I bodajże w dziejach soborowych i synodalnych po raz pierwszy postawiono życie zakonne na równej płaszczyźnie obok ludu Bożego, hierarchii i świeckich… I odtąd już patrzymy na życie zakonne jako na niezbędny czynnik życia i pracy Kościoła Chrystusowego.
A więc ten lud Boży, którego zadaniem i powinnością jest pełnić przykazanie miłości Boga i ludzi, wyłania z siebie na różnych etapach swego życia – zależnie od potrzeb Kościoła – takich powołanych, chociaż niekiedy niedostrzegalnych i cichych, bez propagandy, bez ostentacji, swoistych przodowników życia Bożego. To są ci, którzy zrozumieli Chrystusowe: „Jeśli chcesz być doskonałym…”. I tak napełniają się powołanymi zakony, zgromadzenia zakonne, instytuty. Tak też, w miarę jak Kościół idzie poprzez dzieje ku swoim ostatecznym, eschatologicznym celom, powstają różne rodziny zakonne. I dzieje ich powstawania są bardzo ciekawe. Zazwyczaj powstają jakby pod wpływem uświadomienia sobie jakiejś szczególnej potrzeby, jakiegoś szczególnego zadania – ażeby mu sprostać.
Zapewne zawsze przez wieki w Kościele Bożym istniał ojciec święty. Mieszkający na Lateranie, czy Watykanie, czy na wygnaniu. Istnieli biskupi na swoich katedrach czy z kijem wędrownym przemierzający kraje, jak polscy święci biskupi Wojciech i Stanisław. Zawsze istnieli kapłani, powoływani do współpracy z biskupami, głosicielami prawdy Bożej. A jednak okazywało się często, że nawet najgorliwsi biskupi i kapłani nie mogli podołać wszystkim potrzebom ludu Bożego. I dlatego też Duch Boży raz po raz powoływał w różnych krajach i narodach oraz miejscach rodziny zakonne. Powstawały one u boku Kościoła, otrzymywały szczególne zlecenia i zadania. I służyły. Życie benedyktynów pogłębiało w wymiarze wspaniałym ducha modlitwy, zwłaszcza liturgicznej, i nauki chrześcijańskiej. Życie franciszkańskie czy dominikańskie służyło zaradzaniu potrzebom biednych w przepowiadaniu Dobrej Nowiny – Ewangelii Chrystusowej. Życie jezuitów staje na czele wielkiego ruchu obrony nieskazitelności nauki Kościoła, nauki Chrystusa i utrzymania jedności Kościoła. W naszych czasach powstawało mnóstwo zgromadzeń opiekuńczych: św. Wincentego [misjonarze i szarytki], Jana Bosko – to ogromne zastępy wychowawców biednych, opuszczonych dzieci sierocych.
To Duch Boży, najmilsze dzieci, zaradzał tym potrzebom, które się ujawniały na przestrzeni wieków. Zapewne, gdy powstawały takie inicjatywy, Kościół zawsze ostrożny badał naprzód ducha tych, którym się wydawało, że są powołani. Tak przecież doświadczano św. Franciszka z Asyżu. Przez wielkie doświadczenia przeszła niejedna założycielka rodzin zakonnych żeńskich. Wielkie doświadczenia przeżył i zakon jezuitów, który mimo swych ogromnych zasług, na jakiś czas został nawet rozwiązany. Przez jak wielkie trudy i doświadczenia przeszedł św. Jan Bosko, Wincenty Pallotti, św. Józef Cottolengo… Bo Kościół ma prawo doświadczać ducha, a przez to też okazuje się i ujawnia głębia Bożej miłości, głębia gotowości do poświęcenia i wyrzeczenia się. Bo jeśli ktoś prawdziwie chce być doskonałym i opuścić wszystko, to chociażby nic nie miał, to apostoł ostrzega, że chociażby wydał ciało swoje, tak iżby gorzał, a gdyby nie miał miłości – nic mu nie pomoże.
Trzeba więc doświadczać tego ducha. I przez takie doświadczenia przechodzili prawie wszyscy założyciele zakonów czy zgromadzeń, czy instytutów. I w tej chwili wspominamy, że 50 lat temu Kościół Chrystusowy w Polsce, przez swego oficjalnego przedstawiciela – biskupa, zatwierdził Zgromadzenie św. Michała Archanioła. Możemy pytać: dlaczego tak późno? A właśnie w tym, dzieci Boże, okazała się wielka roztropność i wielki duch Boży biskupa przemyskiego, dziś sługi Bożego biskupa Józefa Pelczara. Bo człowiekowi może się nieraz zdawać, że jest powołany do tego, żeby gwiazdy przemieszczał na nieboskłonie. A trzeba go pytać nie tyle czy umie góry przenosić, ale czy ma miłość. A miłość rozpoznaje się z czynów, a na czyny trzeba czasu, trzeba wymiaru, perspektywy, spojrzenia ze wszystkich stron.
Przez dobrą szkołę, ale jakżeż błogosławioną – i dla niego osobiście i dla jego dzieła – przeszedł sługa Boży ks. Bronisław Markiewicz, założyciel Zgromadzeń św. Michała Archanioła! Ale właśnie przez to okazał tak wielkie poświęcenie, tak olbrzymie zapomnienie o sobie, że gdy czytamy jego życiorys, zdumiewamy się głębią jego wiary, gotowością do posłuszeństwa i uległości władzy Kościoła. I praca jego w warunkach niemalże żebraczych w pierwszych domach opiekuńczych… I to mamy również przed oczyma.
Nie wszystko łatwo przychodzi! Zapamiętaj to sobie, droga młodzieży, która idziesz przez szkoły: życie to nie wszystko, co ci łatwo przychodzi. Nie szerokie plecy i nawet nie mocna głowa. I nawet nie pieniądze w kieszeni i nie zasoby, które ci przekazują rodzice, ale twoje dobre, porządne, czyste, miłujące Boga i ludzi serce. Ono zaświadczy o twojej użyteczności i wartości w życiu, które przed tobą. Bo można przejść przez życie jak kwiat, przefrunąć jak ptak, ale kwiat może być bez owoców, a śpiew ptaka zamilknie… I co pozostanie po twoim życiu? Coś włożył w życie twej rodziny? Coś dał Ojczyźnie? Jakie miejsce zająłeś w Kościele Bożym? Na jakie twoje dzieła mogą się powołać twoi obrońcy? Czy ludzie rzeczywiście widzieli twe uczynki dobre, aby mogli chwalić Ojca, który jest w niebie? Trzeba się bardzo nad tym zastanowić, gdy stoimy dzisiaj w obliczu człowieka, który mając skromne środki, żadnych prawie możliwości, a dużo przeszkód – przezwyciężał siebie! Przezwyciężał w cierpliwości, w posłuszeństwie, uległości. I to był najlepszy sposób pozyskania obywatelstwa w Kościele Chrystusowym i naszej wdzięcznej pamięci.
A dziś, po latach pięćdziesięciu od zatwierdzenia Zgromadzenia, co to Zgromadzenie może dać Kościołowi, narodowi, wam? Wspominaliście tutaj o zasługach męczeńskiej ekipy snów sługi Bożego Bronisława. Wspominaliście o tym, że w czasach doświadczeń i prób okupacji, Zgromadzenie stało na wysokości zadania i służyło wam! I dobrze, że zachowaliście to we wdzięcznej pamięci…
Może to jest rzecz przypadku, ale gdy mówię do was, mam przed oczyma ten wyrazisty napis słów ks. Bronisława: „Chciałbym zebrać miliony dzieci opuszczonych ze wszystkich narodów i za darmo je żywić, ubierać na duszy i ciele”. To było powiedziane dawno, ale jest na czasy dzisiejsze bardzo wymowne. Zdaje się, że po wojnie doszliśmy do zrozumienia tych wartości w oczach Boga i ludzi – człowieka, czy to będzie maluczki, kształtujących się pod sercem matki, czy to będzie mąż pełen siły, kobieta z tytułem i dyplomem czy wieśniaczka, czy też starzec sędziwy, który kończy swoje życie. Zdaje się, że te straszliwe wyniszczenia człowieka to sprawiły. Przed kilku dniami stałem w Żabikowie pod Poznaniem na cmentarzysku, gdzie spopielono w czasie wojny 50 000 ludzi, zniszczonych przez ludzi bez Boga, bez wiary i miłości, bez Ewangelii. A takich miejsc w Polsce wiele…
Oburzamy się. Niedawno prasa z okazji Olimpiady doniosła o tym, że w sposób zbrodniczy wymordowano kilkunastu sportowców żydowskich i na tle tego w Monachium, które było stolicą programowania wyniszczania ludzi i narodów, pokazał się jak gdyby ten dogasający znicz tragicznej, niedawnej przeszłości. Oburzały się wszystkie narody i oburzają. Zapomnieli o milionach, które na rozkaz z tego miasta właśnie wychodzący, zostały wymordowane. Dojrzeliśmy dziś do tego poziomu, że upominamy się o życie każdego człowieka. Słusznie, może też to być szkołą niedalekiej przeszłości, o której trudno zapomnieć, chociaż liczymy, że dobry Bóg ze wszelkiej nieprawości umie dobre lekcje dać na przyszłość.
Ale gdy stoimy w tym miejscu, tutaj, gdzie przygarniano sieroce, opuszczone dzieci, rozumiemy jak wielką cenę w oczach sługi Bożego miało każde dziecko. To była jego lekcja.
My mamy również dzisiaj inne jeszcze lekcje, ale czy te wszystkie lekcje są równie skuteczne i owocne? Czy rzeczywiście w Polsce dzisiaj nie ma problemu dziecka, młodzieńca w szkole czy w wojsku, czy w pracy, czy gdziekolwiek? Czy tam wszędzie zrozumiano, że największym bogactwem narodu jest dziecko, jest człowiek? Że nie tyle olbrzymie fabryki, ile kołyski polskie, rozbrzmiewające płaczem dziecięcym decydują o wielkości narodu?
Niedawno byłem w jednym mieście kujawskim. Księża tam pracujący powiedzieli mi, że w zeszłym roku do pierwszych klas zgłoszono 1540 dzieci, a w tym roku – 10. Gdzie reszta? Co zrobiono z resztą? Czy my umiemy oburzać się na to, i słusznie, że ofiarą nienawiści padło na Olimpiadzie kilkunastu ludzi? Czy umiemy pamiętać o tym, co my robimy w zaciszu domowym? Z dziećmi Bożymi? Co my robimy z nimi w szkole, odbierając im Boga? Co robimy w szpitalu, pozbawiając życia i to nienarodzonych? Co robimy niekiedy w systemie organizacji pracy, wyniszczając siły ludzkie przedwcześnie? Czy to nie jest powód, że rozpraszamy najcenniejsze dobra narodowe? I takiej sytuacji trzeba się przyjrzeć w duchu Bożym odważnie. Razem z tymi, którzy rozumieją, że największą wartością w Kościele Bożym jest człowiek. A każdy, który to zrozumiał i tak uczył, jak ks. Markiewicz – uzna, że największą wartością i skarbem narodowym są właśnie ludzie.
A więc w to 50-lecie jubileuszu zatwierdzenia Zgromadzenia św. Michała Archanioła nauka sługi Bożego Bronisława jest na czasie.
Wiemy: hasła „Któż jak Bóg!” oraz „Powściągliwość i praca” – dwa przedziwne wezwania jeszcze przed wojną widywane na pierwszej karcie wydawanego tutaj pisma – mogły niepokoić. Co za zestawienie? Dzisiaj już wiemy, że trzeba być powściągliwym i jak bardzo trzeba być pracowitym!
Powściągliwym, by nie czynić nikomu nic złego. A pracowitym, by zdobywać to, co jest potrzebne dla utrzymania rodziny, by ratować życie dzieci przez uczciwą pracę, oszczędność raczej niż by je niszczyć dla zachcianek wygodnego życia, dla samolubstwa i egoizmu, dla wygodnictwa, któremu się poddaje wiele rodzin, które nie chcą obniżyć swego egoistycznego sposobu życia i wolą rozstać się z nowym życiem, aniżeli z wygodnictwem osobistym. I to byłby nasz program narodowy, niesłychanie gniotący nasze sumienie narodowe…
Chciałbym tym akcentem obudzonego sumienia zakończyć te rozważania jubileuszowe, a wszystkie zaniepokojone sumienia chciałbym złożyć świętej Bożej Rodzicielce, świętej Bożej Karmicielce, świętej Bożej Wspomożycielce. Oby Królowa Polski, tak umiłowana przez Zgromadzenia, patronka Zgromadzeń św. Michała Archanioła, była Królową kołysek, a nie cmentarzy. Amen.
„Powściągliwość i Praca”, nr 9-10 [43-44], str. 118-125