Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski
NIE GAŚCIE DUCHA OJCA MAKSYMILIANA.
KAZANIE PODCZAS OGÓLNOPOLSKICH UROCZYSTOŚCI POBEATYFIKACYJNYCH KU CZCI BŁ. MAKSYMILIANA MARII KOLBEGO
Niepokalanów, 25 czerwca 1972 r.
Znamienne są słowa liturgii, jakie rozważamy dzisiaj, gdy stoimy na żyznej ziemi Niepokalanowa. Mówi nam dziś Duch Boży: „Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, pozostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24).
Drodzy oracze Boży! Wy najlepiej zdajecie sobie sprawę, co to znaczy siać ziarno w rolę. Czekacie wtedy pory stosownej – deszczu porannego i wieczornego, wczesnego i jak najdłuższego. I wówczas obiecujecie sobie, iż ziarno, które wsialiście, na pewno przyjmie się, zakiełkuje i przygotuje do wzrostu, aby dać czasu swego owoc stokrotny.
Człowiek posłany od Boga
Podobnie i tutaj, na tej ziemi, Bóg wsiał ziarno swoje. Zdawało się, iż jest mało urodzajne, a jednak wydało ono owoc obfity. Przyszedł człowiek posłany od Boga, rozejrzał się po okolicy i powiedział: Tutaj wsieję moje życie. Przyzwę na pomoc Świętą Bożą Rodzicielkę, Niepokalaną Matkę Boga Człowieka i będę oczekiwać owoców czasu swego. Był to bł. Maksymilian Maria Kolbe.
Rodzina zakonna franciszkańska w owym czasie nie odznaczała się jakimś szczególnym rozrostem, nie miała nawet licznych powołań. Ale człowiek, który tu przyszedł, zakorzenił się mocno. I jak w ulu gromadzą się przy królowej-matce pszczoły, tak i przy nim zaczęły się gromadzić nowe powołania. Wszystkich, którzy zgłaszali gotowość służby Bogu, mobilizował wokół ukochanej swojej myśli: Wszystko przez Maryję Niepokalaną ku chwale Boga Żywego. Idea ta porwała setki młodych ludzi. Wkrótce pustkowia okoliczne zaludniły się szarą bracią franciszkańską wspieraną przez ojców z zakonu franciszkanów, współbraci bł. Maksymiliana.
Wszystkich zdołał on zapalić ogniem pracy dla chwały Maryi, Niepokalanej Matki Boga Żywego. Dzieło jego wydało owoc stokrotny. I z pewnością rozwijałoby się dalej, gdyby nie przyszedł okres doświadczeń, wojny, zniszczenia dzieła Bożego oracza – ojca Maksymiliana.
Rzesza franciszkańska pracowicie krzątała się tutaj około bardzo wiela, uprawiając zagony ziemi, budując ubogie szałasy i baraki, gromadząc maszyny drukarskie, mobilizując do modlitwy Milicję Niepokalanej, pracując dzień i noc z sumiennością przekraczającą przysłowiową pracę benedyktyńską. W ten sposób rozszerzano królestwo Niepokalanego Rycerza Boga Żywego – Maryi, której Bóg polecił przez Syna, aby starła głowę węża. Błogosławiona to była praca, pełna poświęcenia, ofiary, zapomnienia o sobie, skrajnego niemal ubóstwa, a jednak jakże mądra, roztropna, rozważna, oparta na naukowej organizacji, na kierownictwie i wysiłku ludzi dobrej woli, którzy łączyli pracę i modlitwę z ubogim życiem.
Pozwólcie, że powtórzę słowa Pisma Świętego: „Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24). Ojciec Maksymilian wraz z wierną mu rzeszą kapłanów i braci franciszkańskich „wpadł” w tę ziemię i razem w trudzie „obumierali sobie”. Cały swój czas poświęcili na modlitwę i rzetelną pracę apostolstwa słowa drukowanego, a zarazem apostolstwa przykładu. Żyli przecież w ubóstwie i nikt nie może im zarzucić, że dorobili się majątku. Wszystko bowiem, co docierało do nich z ofiar społeczeństwa, wydawali na drukowanie setek tysięcy niemal bezpłatnie rozdawanych pism – „Rycerza Niepokalanej”, „Małego Dziennika” i innych. Dla siebie zostawiali bardzo mało: niewiele czasu, snu, okrycia, strawy – prawdziwe ubóstwo. Praca ich była tak bardzo związana z modlitwą, że trudno uwierzyć, iż ludzie tak ciężko pracujący, mogli tyle czasu poświęcić modlitwie.
A jednak – przygniatani gorliwością Bożą, popędzani przez okoliczności pracy, przez szybkość maszyn rotacyjnych i drukarskich – nie opuścili się w modlitwie. Nie zapomnieli też o najbliższych swoich sąsiadach. Nie zapomnieli i o was, drodzy rolnicy z okolicznych wsi i miasteczek. Pamiętacie, jak spieszyli wam z pomocą wtedy, gdy ogień i zniszczenie groziły waszemu mieniu. Docenialiście ich pracę, modlitwę i służbę społeczną.
Ojciec Maksymilian miał przedziwny talent duchowego przemieniania ludzi, którzy skupiali się przy nim. Wzbudzał w nich taki zapał i entuzjazm, że do dziś dnia podziwiamy owocowanie jego dzieła. Ale najpierw „obumarł sobie”, zapomniał o sobie. Najmniej potrzebował dla siebie. Wszystko, co wypracował, oddał swej rodzinie zakonnej, społeczeństwu, Kościołowi, chwale Bożej i chwale Matki Chrystusowej.
Święci nie umierają
Życie świętych zawiera przedziwną tajemnicę. Możemy powiedzieć, iż święci – nie umierają. Chociaż oczy ich się zamykają i chociaż usta milkną, święci żyją wśród nas dalej, żyją wiecznie, są przykładem niewiędnącego, nieśmiertelnego życia. Zapewne powoli przygotowywał się ojciec Maksymilian do takiej nieśmiertelności. Bo chociaż wszyscy w nią wierzymy, wszyscy jesteśmy jej pewni i wszyscy wołamy: „wierzę w ciała zmartwychwstanie i życie wieczne”, to jednak pewność nasza wzrasta w miarę uczynków i wartości życia, które pójdą za nami przed tron Boży. Taką pewność osiągnął i ojciec Maksymilian.
Widzieliśmy go, jak pracował, ale nie widzieliśmy, jak umierał. Może analogia jest zbyt odważna, lecz podobnie było w życiu Maryi. Ludzie widzieli Służebnicę Pańską, jak żyła w Nazarecie, jak pracowała, ale po śmierci Jej ciała nie oglądali. Podobną radość sprawiła Maryja swojemu rycerzowi. Nie oglądano jego ciała po śmierci. Ognie rozpalonego krematorium przeniosły upracowane szczątki przed tron Boży, podobnie jak ognie Wniebowzięcia zabrały do Boga uwielbianą przez ojca Maksymiliana Niepokalaną Maryję, Bogurodzicę. Na takie delikatne analogie tylko dobry Bóg może sobie pozwolić! …
Chrystus przez krzyż i zmartwychwstanie swoje ukazał nam wszystkim nowe życie, umocnił naszą wiarę w nieśmiertelność. Maryja Wniebowzięta porywa nasze serca i myśli ku niebu. Podobnie oddziaływują na nas święci, wśród nich – bł. Maksymilian Maria. Całe jego życie, wszystkie trudy, ofiary i wysiłki złożyły się na to, co nas dziś zadziwia, raduje, zmusza do rozważania i skłania do wchodzenia w jego ślady. Bo święci nie umierają, ich wzory stają się bodźcem dla nas wszystkich.
Nic dla siebie, wszystko dla chwały Niepokalanej!
Gdy przyszliśmy w dzień słotny tutaj, na miejsce pracy, życia i ofiary apostolskiej bł. Maksymiliana, pamiętajmy, że on wszystkiego pragnął nie dla siebie i nie dla swojej chwały, lecz dla chwały Maryi Niepokalanej. Dlatego dzisiaj, chociaż wdzięczni jego współbracia zakonni przygotowali wspaniałą uroczystość na wyniosłych estradach na placu poza kościołem – dobry deszcz sprowadził nas wszystkich do wnętrza świątyni. Bo ojciec Maksymilian i dzisiaj nie chce chwały dla siebie; chce chwały dla swej umiłowanej Pani, której służył. A gdy przyjdą dni Jej święta, postara się o to, aby było radośnie, pogodnie i słonecznie.
Chciejmy widzieć w znakach zewnętrznych głębię ich wymowy, może nie dla wszystkich zrozumiałą. Wiedzą rolnicy, iż ziemia, na której stoimy, wymaga dużo deszczu, aby wydała owoc. I dlatego pada dziś deszcz. A my cieszymy się, bo wiemy, że czasu swego wyda ona plon stokrotny. Nie trzeba również oczekiwać łatwej drogi do królestwa niebieskiego. Gdy rolnik idzie przez pole wsiewając ziarno – mówi Pismo Święte – idzie płacząc, ale gdy wraca ze żniw, raduje się, niosąc naręcza bogatych snopów (por. Ps 126,6). Podobnie jest w życiu wewnętrznym. Droga nasza musi być trudna. Muszą być ofiary, zapomnienie o sobie i wyrzeczenie się samego siebie; musi istnieć wrażliwość na drugiego człowieka, poświęcenie się i służba braciom. Kościół, zachęcony słowami Chrystusa: „Kto chce być pierwszy wśród was, niech będzie sługą wszystkich” (Mk 10,44) – wzywa do niej wszystkich kapłanów. Takiej właśnie służby wszystkim uczy nas bł. Maksymilian Maria.
Maryja – wzorem dla swego sługi
Sługa Niepokalanej moc swoją czerpał z Jej wzoru. Maryja wierzyła tak mocno, że aż chwalono Jej wiarę: „Błogosławiona, iżeś uwierzyła” (Łk 1,45). I ojciec Maksymilian wierzył mocno, dając przykład żywej wiary i wierności. Nigdy się nie wahał, wszystko widział przez pryzmat wiary. Jest wzorem wiary.
Maryja to Matka pięknej miłości. Jej naśladowca ojciec Maksymilian dał wszystkim najwspanialszy wzór miłości, poświęcając życie za nieznanego mu brata. Maryja była zawsze czujna i wrażliwa na ludzi. Naśladował Ją ojciec Maksymilian. Wyczuł, co się dzieje w sercu człowieka skazanego na śmierć głodową. Mając sam niezwykle wrażliwe serce, nie mógł spokojnie znieść, że ucierpi jego brat – współwięzień i osieroci swoją rodzinę. Lepiej więc niech on – zakonnik – poniesie śmierć. Podobnie Maryja oddała Syna swojego na krzyż, byleby nie zginął rodzaj ludzki, cała rodzina Boża.
Maryja była Służebnicą – służyła Bogu, Synowi Bożemu, Kościołowi, Apostołom, uczniom; służyła w Betlejem, w Kanie, na Kalwarii, w Wieczerniku Zielonych Świąt. Za wzorem Chrystusa i Maryi ojciec Maksymilian przyjął również postać sługi. Wszyscy ojcowie i bracia, snując o nim wspomnienia, na tę właściwość zwracają uwagę.
Matka Chrystusowa zostawiła nam wzór szczególnej troski i pracowitości. Przy ubogich możliwościach, w jakich postawił Ją Bóg, wypełniła zlecone Jej zadanie, wychowując Syna swojego, Jezusa Chrystusa – Bożego Oracza. Zapewne nieraz musiała kopać motyką twardą ziemię nazaretańską, aby wydała odrobinę ziarna. Podobnie i ubożuchny ojciec Maksymilian niejednokrotnie kopał ziemię. Kopał fundamenty tutaj i w dalekiej Japonii, wszędzie gdzie go poniosła apostolska gorliwość. Swoją pracowitością zadziwiał całe otoczenie. Takim pamiętają go mieszkańcy tej okolicy. Dał przykład wiary, wierności Bogu, miłości, wrażliwości na drugiego człowieka, służby, oddania i ofiarności. Taki był ojciec Maksymilian. Takie jest jego dziedzictwo, które nam przekazał, zachęcając, abyśmy szli w jego ślady.
Nie gaśmy ducha ojca Maksymiliana!
A może dzisiaj wartości te są już niepotrzebne? O, dzieci Boże! Bardziej niż kiedykolwiek są nam one dziś potrzebne. Są potrzebne nam wszystkim i całej naszej Ojczyźnie.
Ojciec Maksymilian dopiero wtedy, gdy „wpadł w ziemię” i obumarł sobie, przynosi owoc stokrotny. Przynosi dziś owoc dla całego Kościoła Bożego. Sam słyszałem na auli Synodu w Rzymie, zaraz po beatyfikacji ojca Kolbego, w dniach 18 i 19 października 1971 roku, z ust wielu kardynałów i biskupów, czym była dla nich uroczystość beatyfikacji naszego rodaka. Mówili: trzy tygodnie debatowaliśmy nad kapłaństwem służebnym. Wystarczyła uroczystość niedzielna, aby nam wszystko wyjaśniła bez słów. Tak właśnie ma wyglądać kapłaństwo służebne! Tak ma wyglądać życie zakonne, życie rodziców i wszystkich ludzi Bożych. Oto wzór, jak trzeba służyć braciom. Służyć, a jeśli Bóg zażąda – nawet życie oddać za nich.
Ziarno pszeniczne, obumarłszy, wydało owoc stokrotny. I stało się chlebem pożywnym dla naszej ziemi ojczystej. Takiego chleba bardziej nam potrzeba aniżeli tego, którego kromkę możemy ukroić. Chleba ducha! Bo nie samym Chlebem powszednim żyje człowiek, ale wszelkim słowem, które pochodzi z ust Bożych. Nie można zbudować rodziny, narodu, państwa, nie można uprawiać jakiegokolwiek zawodu – bez ofiar, wyrzeczeń, zapomnienia o sobie, bez sumienności, pracowitości i umiłowania jakiegoś ideału. Błędem społecznym i filozoficznym jest wiara w skuteczność motywów czysto materialnych, opartych na filozofii materiał i stycznej. Trzeba je „podlewać” duchem, tak jak najbardziej żyzną ziemię trzeba rosić deszczami Bożymi.
Taką właśnie interpretację daje nam dzisiejsza słotna, deszczowa pogoda. Dusze nasze i serca nie mogą być suche; muszą być zroszone, użyźnione, aby wydały owoc stokrotny.
Przed wojną Niepokalanów rozrastał się wzdłuż i wszerz. Przyszły czasy trudne, powojenne, i wtedy franciszkanie, nie mogąc prowadzić dawnej pracy, uczynili najmądrzej jak tylko mogli to zrobić – wybudowali świątynię. Weszli z szerokich terenów, napełnionych barakami, do świątyni i przez to przypomnieli zakonowi, narodowi i nam wszystkim rzecz najważniejszą: Do świątyni! Na kolanach krzepić ducha! Ciało niewiele może, duch ożywia. Ciało umiera, materia niszczeje – zostaje duch nieśmiertelny. Niewiara – to skała, gruda. Wiara – to pożywny chleb. Nienawiść – to walka. Miłość – to twórczość i wzrost! Dlatego wybudowano tu świątynię. Ona jest również wykładnią ducha ojca Maksymiliana.
W czasach dzisiejszych naród musi się gromadzić w świątyniach, by w tyglu modlitwy i miłości roztapiać twarde metale myśli i służyć Ojczyźnie żarem Bożych ogni. Polsce dzisiaj bardziej potrzeba żarliwego ducha wiary, modlitwy, miłości i służby, aniżeli banków pełnych złota i dewiz; aniżeli magazynów pełnych dóbr materialnych. Dopiero w tym duchu możemy spokojnie pożywać chleb Boży i dzielić się nim z naszymi braćmi.
Jest więc interpretacja i dla dzisiejszej uroczystości. Dobrze się stało, że stłoczyliśmy się w świątyni, aby lepiej zrozumieć ducha człowieka, który tutaj przed laty na kolanach pracował i łącząc modlitwę z pracą przyniósł owoc stokrotny. Tym wspaniałym wzorem zachwyca się cały świat!
Na tym, dzieci Boże, kończę. Nie pierwszy raz mam radość rozważać z wami z tej ambony życie ojca Maksymiliana Marii. Dziś dziękujemy Bogu za chwałę, jaką zgotował naszemu bratu, chcąc uczcić Matkę Chrystusową w obliczu wszystkich narodów. Ale pamiętajmy, nie wolno nam gasić ducha, którym żył ojciec Maksymilian! Pamiętajcie i wy, drodzy ojcowie i bracia, że rozkwit waszego zgromadzenia w naszych czasach zawdzięczacie duchowi ojca Maksymiliana! Nie zgaście w swoich szeregach jego wspaniałego ducha!
I wy, najbliżsi sąsiedzi, którzy patrzyliście na życie błogosławionego tutaj, w Niepokalanowie, i my, kapłani, którzy widzieliśmy go krążącego po ulicach Warszawy, Krakowa, Łodzi, Pabianic, Grodna czy gdziekolwiek – pamiętajmy, nie gaśmy jego ducha! Bo taka jest wola Boża na czasy dzisiejsze, abyśmy go widzieli, rozumieli i naśladowali; abyśmy z mocy, które Bóg złożył w naszym rodaku, czerpali obficie dla Polski i dla całej rodziny ludzkiej.
Drodzy moi! Pragnę gorąco, abyście ducha ojca Maksymiliana ponieśli do waszych rodzin i domów, do waszych prac, trudów i zajęć, do warsztatów pracy i fabryk, do wsi i miast. A wtedy z dłoni, które spłonęły w ogniach krematorium, wyrośnie dla nas wszystkich owoc stokrotny radosnej chwały przed tronem Bożym, w obliczu Maryi, Niepokalanego Rycerza Boga Żywego. A na ziemię polską spłynie wiara, miłość i jedność, pokój i radość. Amen.
Tekst autoryzowany. Zbiory Instytutu Prymasowskiego.