Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski
PROTEST BŁ. MAKSYMILIANA. PRZEMÓWIENIE DO FRANCISZKANÓW W REFEKTARZU KLASZTORNYM W NIEPOKALANOWIE
Niepokalanów, 9 kwietnia 1972 r.
Skorzystam tylko z tej ciszy, którą „ex oboedientia” – „z posłuszeństwa” dostarczyliście waszemu Prowincjałowi, drodzy moi! Bo inaczej macie prawo do wypoczynku.
Przyjmuję całym sercem to, co Ojciec Prowincjał był łaskaw powiedzieć. Niewątpliwie, przede wszystkim wolą Bożą było, ażeby tutaj właśnie, na przedmieściu Warszawy, w centrum Polski, ukazał się wzór, który będzie miał olbrzymie znaczenie dla Polski i dla świata. Dla Polski, która tak bardzo zaufała Matce Chrystusowej. Dla świata dlatego, że człowiek – zda się unicestwiony – został wywyższony. Przez to Bóg powiedział światu, że nie można niszczyć nikogo, bo Bóg się upomni o swoich przyjaciół.
Wyniesienie na ołtarze człowieka w pasiaku jest znakiem wymownym dla ukierunkowania kultury światowej na przyszłość. To nie jest tylko protest przeciwko temu, co było, że tak, jak czyniono, nie wolno. To jest program. Program na przyszłość. Człowiek musi być uszanowany w swoich przekonaniach, wierzeniach, w swojej miłości, czci, w postawie, w swojej kulturze. Musi być uszanowany. I dlatego ojciec Maksymilian Maria będzie wychowawcą nie tylko na płaszczyźnie religijnej, ale też i kulturotwórczej – na przyszłość. W tym sensie widzimy jego ogólnoludzkie znaczenie. Tego Bóg chciał.
A gdy idzie o to, kim Bóg się posługiwał, ażeby swój plan przeprowadzić, myślę, że jeżeli się i mną chciał posłużyć, to może tylko dlatego, żeby jeszcze więcej okazać moc swoją. Bo Bóg działa przez ludzi słabych, jakich Mu się podoba wybrać, ażeby Jego moc się okazała. Moje zadanie było skromne. Uważałem, że po śmierci kardynała Hlonda, który powiedział umierając, że zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej, trzeba szukać tych, którzy przygotowywaliby przyszłe zwycięstwo Matki Najświętszej. Nie wiedziałem, że obejmę po Kardynale Prymasie jego niewypełnione zadania. Ale skoro musiałem je przyjąć, od razu zacząłem szukać tych, którzy dotychczas pracowali po linii tej proroczej wizji przedśmiertnej kardynała Hlonda. To był właśnie ojciec Maksymilian Kolbe ze swoim dziełem „Rycerza Niepokalanej”. I to wszystko, co później było czynione w Polsce w okresie Wielkiej Nowenny, w roku Tysiąclecia, w akcji soborowej i posoborowej, w dniach oddania w niewolę macierzyńską Maryi, osobistego poświęcenia się Jej, a dzisiaj – w sprawie Matki Kościoła, to wszystko jest wykonywaniem programu, który zapoczątkował ojciec Maksymilian, a który widział już w realizacji kardynał Hlond.
Moje rozmowy na temat beatyfikacji ojca Kolbego były może najbardziej natarczywe z Ojcem Świętym Janem XXIII. I Jan XXIII kiedyś powiedział mi tak: „Ja to zrobię, że ojciec Kolbe będzie beatyfikowany. Ja to zrobię dla Prymasa”. – Nieraz sobie myślę: Jeżeli, kochany Janie XXIII, siedzisz jeszcze w czyśćcu, to dlatego, żeś nie dotrzymał słowa. Boś powiedział, a nie wykonałeś. No i odszedł. Przypuszczam, że się tam spotkali. I chociaż jeszcze kanoniści o tym nie mówią, a i nam nie wolno mówić, to jednak niedługo i na terenie Warszawy będzie dalszy ciąg procesu informacyjnego sługi Bożego Jana XXIII. I my tutaj będziemy nad tym pracowali z ks. prałatem Padaczem.
Myślę, że nie tylko w rzeczywistości, jaka jest obecnie, gdy ojciec Kolbe już raduje się z Papieżem Janem w niebie, ale i „in foro ecclesiae publico” – „w powszechnym Kościele” niedługo tak będzie.
Natomiast najbardziej zdecydowane rozmowy były z Ojcem Świętym Pawłem VI. I to wielokrotnie. Powiedzieliśmy, że Polska zasługuje za swoje Tysiąclecie, ażeby dostała świętych i błogosławionych na ołtarze. I Paweł VI był tego zdania. Był gorliwym zwolennikiem dlatego, że sam koniecznie chciał przeprowadzić tę beatyfikację na Jasnej Górze. Do ostatniej chwili o tym się mówiło, bo któregoś dnia, gdy Papież zaprosił mnie do swego stołu na obiad, gdy przy rozmowie powiedziałem, że Polska cała czeka na beatyfikację w Rzymie, monsignore Macchi mówi: „Ależ Ksiądz Prymas stawia małe wymagania, czemu w Rzymie?” – „A gdzie?” – „A na Jasnej Górze!” – Ojciec Święty w owej chwili się nie poruszył, nie uśmiechnął, nic nie powiedział. Ale przypuszczałem, znając dyskrecję na Watykanie, że monsignore Macchi nie mógł tego powiedzieć bez cichego bodaj przyzwolenia Ojca Świętego. Więc od razu tę sprawę podjęliśmy: skoro tak, to gorąco dziękujemy. Już nie od nas zależało, że stało się inaczej. Niemniej jednak Paweł VI ciągle o tym myślał i jak najbardziej przynaglał Kongregację, ażeby przyśpieszała sprawę. Gdy więc już wszystko było gotowe, kardynał Bertoli zobowiązał się terminowo. Mogliśmy wskazać, zaproponować termin. Jeszcze w ostatniej niemal chwili Papież miał nadzieję, że albo w miesiącu maju, albo najdalej w sierpniu będzie mógł przyjechać na Jasną Górę i wtedy beatyfikować ojca Kolbego – 15 sierpnia. Jednak i na to nie otrzymaliśmy pozwolenia z tych „podwysokich szczytów”. Trzeba więc było cierpliwie czekać i bodajże najlepszym tłem dla beatyfikacji kapłana i męczennika, jak ja wierzę, był właśnie Synod, debatujący o kapłaństwie służebnym. I wtedy mieliśmy tyle radości, o czym tutaj wszyscy już wiedzą, więc nie mówimy.
Dziękuję Ojcu Prowincjałowi za to, że wiąże niejako dzieło Milicji Niepokalanej z dziełem Pomocników Maryi, bo to jest ta sama idea. Ta sama. Ojciec Kolbe przewidywał, że Kościołowi w Polsce potrzebna jest mocno rozwijana idea „Rycerza Niepokalanej”. Mocno! I ujął to właśnie w programie Milicji Niepokalanej. Milicja Niepokalanej potrzebna jest w Polsce. Przyszła kiedyś z Rzymu do Polski. Jest nadzieja, bo tam w Rzymie już znowu jest, że z powrotem przyjdzie z Rzymu do nas. A my podejmujemy to dzieło i, nie konkurując, przeprowadzamy pod nazwą Pomocników Maryi – dzieło Milicji Niepokalanej. Ponieważ są czasy pacyfistyczne, a ludzie boją się Kościoła wojującego, dlatego też modląc się do rycerza Niepokalanej w szeregach Milicji Niepokalanej, chcemy, ażeby wszyscy byli pomocnikami Matki Kościoła.
Tekst nieautoryzowany. Archiwum Niepokalanowa