Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski
PROROCZE POSŁANNICTWO. PRZEMÓWIENIE W RADIU WATYKAŃSKIM PRZED BEATYFIKACJĄ O. MAKSYMILIANA KOLBEGO
Rzym, 10 października 1971 r.
Zaledwie tydzień dzieli nas od dnia 17 października, w którym Ojciec Święty Paweł VI ogłosi ojca Maksymiliana Marię Kolbego, franciszkanina z Niepokalanowa koło Warszawy – błogosławionym.
Wielki rycerz Niepokalanej, który z Jej imieniem na ustach przeszedł przez Polskę, Rzym, Indie i Japonię, aby zakończyć swoją „karierę” w bunkrze głodowym – jest jakąś wspaniałą syntezą duchowości narodu polskiego.
Jest rzeczą trudną do pojęcia na ludzki rozsądek – dlaczego na błotach ziemi mazowieckiej, pod Warszawą, wyrósł tak potężny i niczym niepohamowany apostoł chwały Niepokalanie Poczętej Matki Boga Człowieka. Skąd taki arsenał energii wybuchowej, która biła z tego ubogiego człowieka w szarym habicie franciszkańskim? Skąd taki żar modlitwy i wiary, która góry przenosi? – takie skoncentrowanie duchowości na jednym niemal punkcie: Niewiasty obleczonej w słońce?
Kto choć raz oglądał Niepokalanów przed wojną i widział ubogie baraki, przypominające późniejszy obóz oświęcimski, tego uderzyło, że jest to absolutne królestwo Niepokalanej Matki pięknej miłości. Wszędzie skromny obrazek, medalik, posąg czy figurka: na cokołach kamiennych, na bijących żarem sercach, w halach, maszynach, na stolikach redaktorów i pracowników drukarskich – absolutnie wszędzie i zawsze! Każde usta powtarzały Jej imię, z takim zapałem i uporczywością, że aż denerwowało to roztropnych, rozważnych i trzeźwych synów tego świata.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w tej scenerii jest jakiś gwałt Boga, który ma jeszcze dalsze plany do wykonania w ziemi Bogurodzicy. Na razie nie można ich odczytać. Ale kto ma zaufanie do Ojca światłości i miłości, ten wie, że będą to plany odrodzenia i pokoju Bożego. Można było nie rozumieć ojca Maksymiliana, nie zgodzić się z nim, ale nie sposób było o nim nie myśleć. Intrygował swoją postawą; niekiedy denerwował, złościł, ale zastanawiał.
Dopiero dzisiaj, po latach cierpień straszliwej wojny światowej i nieprawdopodobnych wprost udręk narodu, w obliczu głodowej śmierci apostoła Niepokalanej, można odsłonić jego prorocze posłannictwo. Miał ojciec Kolbe przygotować naród do tego, co musiał on przeżyć. Miał wskazać narodowi „Znak wielki na niebie – Niewiastę obleczoną w słońce”, rodzącą w bólach Dziecię, „które będzie panowało nad wszystkimi narodami” (Ap 12,1-5). Miał budzić przez to nadzieję ku Bogu, którego aniołowie będą walczyć wprawdzie ze smokiem, ale przyjdzie „zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Chrystusa Jego” (Ap 12,10).
Może dopiero dzisiaj lepiej to rozumiemy, gdy uświadamiamy sobie, że miliony zeszytów „Rycerza Niepokalanej”, zapisane przez ojca Maksymiliana, rozrzucone po całej Polsce, były niemal jedyną krzepiącą nas lekturą w czasie długoletniej wojny. Może to właśnie one podtrzymywały nadzieję w chatach i więzieniach, które pokrywały całą Ojczyznę? Dobry Bóg stara się o to, aby na ciężkie doświadczenia naród miał swoich proroków, ukazujących zwycięstwo prawa miłości nad nienawiścią i bezprawiem.
Ale dlaczego właśnie w imię Maryi? – pytają ludzie wolni od tak zwanej „dewocji maryjnej”? Dlaczego? Bo w czasach Hiobowych może przemówić do ludzi tylko Matka Bolesna, która rodzi nowe życie dla niszczonego narodu. Gdy na Kalwarii gasło życie Zbawcy świata – pozostała pod krzyżem Matka!
Nieraz w dziejach Kościoła brał – zda się – górę „Smok walki”, błędu i kłamstwa, herezji i upadku. Wtedy ludzkości dodawały otuchy głosy ojców Soboru Efeskiego wielbiących Bogurodzicę, czy też cysterscy mnisi i franciszkańscy trubadurzy; Bernard z Clairvaux czy Grignion de Montfort; sługa Dziewicy Wspomożycielki Jan Bosko czy mała Bernadeta Soubirous, dzieci z La Salette czy z Fatimy. W chwilach ciemności i grozy dzieci wołają do Matki, która jest wtedy bardziej potrzebna niż chleb czy kropla mleka.
Wizjoner proroczy – twórca Milicji Niepokalanej – wyznawał, że przyjdą takie czasy, w których najlepiej będzie wołać … do Matki!
I przyszły! Jak wspaniałą otrzymaliśmy wyprawę na takie właśnie czasy! Ojciec Maksymilian Maria Kolbe swoją wiarą w „Niewiastę, która zetrze głowę węża”, przygotował naród do przetrwania.
Co więcej! On przygotował Polskę na zbliżające się wielkie dni Tysiąclecia naszego chrześcijaństwa. Aby zmobilizować cały naród wobec tego wielkiego zadania – Ślubów Jasnogórskich Narodu, Wielkiej Nowenny, czuwań soborowych, milenijnego aktu oddania Polski Matce Najświętszej w Jej macierzyńską niewolę miłości za Kościół – trzeba było odwołać się do takiej Potęgi, która najżywiej przemawiała do dzieci narodu. Wszak wiadomo, że najłatwiej jest nam trafić do serca Boga Człowieka przez serce Jego Matki.
Naród polski ma swój wspaniały „nałóg”: wrażliwość wiekową na Matkę Chrystusową. Jest to jakby delikatna struna chopinowska, którą wystarczy tylko lekko tknąć, aby ożywiła wszystkie wspomnienia i uczucia. Taką delikatną struną duszy narodu jest Maryja Dziewica, „w którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy”. Ojciec Maksymilian Maria targał tę strunę tak wytrwale, że uwrażliwił uszy narodu na całe pokolenia.
W przededniu Wielkiej Nowenny Narodu wystarczyło tylko tknąć tę uwrażliwioną strunę narodu, aby obudzić wszystkie serca i dusze. Stało się to w Polsce w latach 1956-1966, gdy cały naród chwalił Boga za Tysiąclecie Chrztu – właśnie z imieniem Bogurodzicy Dziewicy na ustach. Nasza uporczywość narodowa mogła przypominać uporczywość ojca Maksymiliana – rycerza Niepokalanej.
On, który pragnął „cały świat zdobyć dla Niepokalanej”, był również natchnieniem dla biskupów polskich w ich staraniach o chwałę Maryi Matki Kościoła w obliczu narodów. On zapewne wymodlił, wyprosił tę łaskę, że w roku jego beatyfikacji, 5 września, wszyscy biskupi polscy na Jasnej Górze – a cały naród polski 12 września w parafiach – oddali cały Kościół powszechny i rodzinę ludzką w opiekuńcze ramiona Maryi, Matki Kościoła, aby Ona była ratunkiem świata. On również, twórca Milicji Niepokalanej, przez którą pragnął pomagać Kościołowi i ratować dla Chrystusa wszystkich ludzi i każdego z osobna, utorował drogę dla idei Pomocników Maryi Matki Kościoła, którzy mają stać się narzędziem w rękach Matki Najświętszej do Jej dyspozycji, na rzecz Kościoła i każdego człowieka. Jego beatyfikacja, która ma miejsce nie w rocznicę jego śmierci, ale w rocznicę założenia Milicji Niepokalanej, 17 października, jest znakiem, czego potrzeba współczesnemu światu i gdzie jest jego ratunek – w zwycięskiej Dziewicy Niepokalanej! W całkowitym oddaniu się Jej bez zastrzeżeń, za Kościół i braci!
Dziś widzimy, że jest w jego życiu jakieś miłosierdzie Boże dla narodu, które sprawiło, że ojciec Kolbe narodził się w samą porę, żył i działał we właściwym czasie, był i jest aktualny dla narodu i świata – na dziś!
Żeby zaś jego idee i słowa nie były tylko „głosem wołającym na puszczy”, poparł je ofiarną śmiercią za brata w bunkrze głodowym. Nie był więc demagogiem taniej dewocji, lecz człowiekiem religijności, która drogo kosztuje, ale opłaca się przyjaciołom Boga i Jego braciom. – Bardzo przydało się to życie narodowi polskiemu!
Dlatego jesteśmy głęboko wdzięczni Bogu, że wzbudził wśród nas czciciela Bogurodzicy, który wypełnił zadanie w Niepokalanowie i w Oświęcimiu – na dziś i na jutro. Te myśli snujemy, gdy wyruszamy na drogę do Stolicy Piotrowej, aby wraz ze sługą sług Bożych, Pawłem VI, dziękować Bogu za wielbiciela Służebnicy Pańskiej.
Tekst autoryzowany. Zbiory Instytutu Prymasowskiego