Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski
WSPÓŁPRACA DUCHOWIEŃSTWA DIECEZJALNEGO I ZAKONNEGO.
PRZEMÓWIENIE DO WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH
Warszawa, klasztor redemptorystów na Karolkowej, 16 kwietnia 1971 r.
Drodzy Confratres!
Należy się Wam krótkie wyjaśnienie. Może bym tego nie czynił, gdyby nie słowa, które powiedział Ojciec Przewodniczący Konsulty Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich. Istotnie, „sacramentum Domini abscondere” ma swoje znaczenie i swój sens. Dlatego i ja, pomimo najrozmaitszych sugestii, życzeń i listów, chciałbym pozostać wiernym tajemnicy, którą w sobie noszę.
Moi Drodzy! Ja nawet nie śmiem napisać do Ojca Świętego z prośbą o błogosławieństwo – jak się to zazwyczaj czyni z okazji jubileuszu – dlatego, że dwa razy w życiu „zbuntowałem się” przeciwko Stolicy Świętej! Pierwszy raz – w 1946 roku, gdy miałem iść do Lublina; drugi – w 1948, gdy miałem iść do Gniezna i Warszawy. Człowiek, który ma tak mało zmysłu kościelnego i apostolskiego, nie może „ex post” dopraszać się o błogosławieństwo na to, co wyrosło z jego „peccatum originale”.
Ponieważ czułem od początku, że nie jestem na swoim miejscu – ani tam w Lublinie, ani tu w Warszawie – dlatego powiedziałem sobie: o tyle będą spokojny, o ile wszystko naprawdę będę czynił „Soli Deo”; i o tyle będą skuteczny w swej pracy, o ile pomocą moją będzie Maryja, Dziewica Wspomożycielka. Postanowieniom tym pragnę dochować wierności.
Są różne jubileusze, 5, 10, 15-letnie. Ja nie mogę się zdobyć na żaden z nich. Nie stać mnie na to. Mam za mało pokory, aby z racji jubileuszu słuchać czegokolwiek, wszystko jedno: złego czy dobrego. Jeżeli kto, to właśnie Wy, Najmilsi, jako wybrańcy Boży, powinniście mnie zrozumieć. Dziękuję Wam serdecznie za przyobiecaną modlitwę i więcej już o tym nie mówmy.
Wzrost zapotrzebowania na pracę rodzin zakonnych w Polsce
W przemówieniu moim pragnąłbym nawiązać do przeżyć, które najbardziej nas w tym okresie radują. Raduje nas Chrystus Zmartwychwstały, Zwycięzca śmierci, piekła i szatana. Wiemy, że przez krzyż wszedł do chwały. Wiemy też, że „stał się posłuszny aż do śmierci i to śmierci krzyżowej” Jego „wykonało się” było potwierdzeniem, że przyszedł czynić wolę nie swoją, ale Tego, który Go posłał – Ojca; że nie miał nic – jako Wysłannik – swojego, tylko to, co usłyszał od Ojca: „Nauka moja nie jest moja, ale Boga, który mnie posłał, Ojca” (J 14,24). Postawa Chrystusa to postawa służby, służenia. Przyjął postać Sługi, narodził się ze Służebnicy Pańskiej. Rozumiał, że jest to służba na kolanach, przy nogach apostolskich. Tak zaczyna się przedziwna tajemnica wymiany uczuć w Wieczerniku między Chrystusem a uczniami. „Umiłowawszy swoich… do końca ich umiłował”. I dlatego przepasał się prześcieradłem, wziął misę z wodą i uklęknął przy nogach Piotra… i Judasza, Dlatego przeprowadził „dialog” z Głową widzialną Kościoła i wyjaśnił Piotrowi, że aby wszystko zrozumieć, trzeba mieć cierpliwość i trochę poczekać. „Co ja czynię teraz, Ty tego nie rozumiesz, ale zrozumiesz później” (J 13.7). I my również wiele spraw w naszym powołaniu i posłannictwie dziś nie rozumiemy. Zrozumiemy to wszyscy – ja i Wy – znacznie później…
Najmilsi! Jesteście wszyscy po ciężkiej pracy wielkanocnej. Przed chwilą rozmawiałem z księdzem zakonnym. Opowiadał mi o swej pracy rekolekcyjnej w jednym z miast Wybrzeża. Widać od razu po jego opowiadaniu, że chociaż wrócił zmęczony, ze zdartym gardłem od licznych konferencji – jednak wrócił rozradowany. Myślę, że wszyscy doznaliście podobnego zmęczenia i rozradowania. Wszyscy przecież jesteście po wielkanocnej pracy rekolekcyjno-misyjnej. A wiemy, że gdyby tej pracy zabrakło, duchowieństwo diecezjalne nie sprostałoby potrzebom. Bo potrzeby Ludu Bożego rosną.
Można snuć socjologiczne wywody, na jakim etapie jest Kościół w Polsce; czy to jest Kościół idący naprzód, czy Kościół przyhamowany, czy też Kościół cofający się. Ale jest rzeczą pewną, że zapotrzebowanie na pracę biskupów, kapłanów i rodzin zakonnych w Polsce rośnie. Pracy mamy coraz więcej i coraz częściej stwierdzamy, wobec ogromu obowiązków, że jest nas za mało. Ciągle jest nas za mało – i w szeregach duchowieństwa świeckiego i w szeregach duchowieństwa zakonnego!
Niech więc nikt nie myśli, że jest niepotrzebny. Niech nikt nie myśli, że nie ma terenów pracy w Polsce, bo teren ten jest coraz szerszy. Duchowieństwo świeckie czy zakonne absorbowane jest dzisiaj przez prace indywidualne, przez kontakty z małymi grupami, które wciąż się mnożą, oczekując pomocy i obecności kapłana. Nie przejmujmy się więc rozprawami socjologicznymi, na temat stopniowego zanikania wrażliwości religijnej. My wiemy i mamy na to dowody, że jest inaczej.
Najbardziej wymownym sygnałem na przyszłość naszą jest to, że „triumfalizm”, o który posądzano Kościół, załamał się gdzie indziej… Czy myśmy poddawali się postawie triumfalizmu – nie wiem. Ja przynajmniej w to wątpię. Ale jest faktem – zresztą sami byliśmy tego świadkami – że triumfalizm polityczny załamał się z trzaskiem. Pozostała ogromna masa nadziei bezadresowych. Ludzie, którzy dotychczas lokowali tam swoje nadzieje na lepszą przyszłość, naraz zobaczyli przed sobą pustkę. Załamała się ich wiara. Naprzód – załamała się wiara w doktrynę, w jej skuteczność intelektualną, moralną i ekonomiczną. Potem – załamała się wiara w programy społeczno-polityczne. Trzeba było na gwałt, przez najrozmaitsze „rekolekcje i konferencje partyjne”, tę wiarę reperować i podtrzymywać.
Stwierdzenie tego zjawiska nie jest dla nas powodem do przypomnienia: „a nie mówiliśmy…” Żadną miarą! My przede wszystkim widzimy ludzi. Tych, którzy wierzyli i którzy nagle stracili wiarę. Jesteśmy przy nich. Cała linia postępowania Episkopatu Polski na tym etapie, od grudnia poczynając, to dawanie świadectwa wobec wielkich rzesz pracowniczych: „Jesteśmy przy was, jesteśmy z wami, rozumiemy was. Podtrzymujemy wasze słuszne postulaty, gdziekolwiek to jest dla nas możliwe i dostępne, bo widzimy, że zgadzają się one z postulatami moralnymi i religijnymi Kościoła Chrystusowego”.
Sami mogliście stwierdzić w okresie pracy wielkopostnej w terenie, że taką postawę Kościoła – który nie tyle rewindykuje słuszne swoje prawa, ile raczej oczekuje zaspokojenia słusznych praw ludzi pracujących – należycie zrozumiano i oceniono.
Ale to, co jest dla nas zawsze ważne, a na tym etapie szczególnie, to tajemnicza obecność zakonów w Polsce i zamówienie społeczne na ich pracę. Nieraz już mówiłem, że potrzebni jesteście biskupom, kapłanom i wiernym. Jeżeli w Polsce, wbrew doświadczeniom innych krajów Bloku, utrzymała się zwarta wspólnota życia zakonnego, stało się to między innymi dlatego, że u nas niełatwo było wyciągnąć rękę przeciwko zakonom. Wiedziano bowiem o zasługach zakonów dla obrony polskości i pionu moralnego Narodu. Świadomość tych zasług była hamulcem w walce politycznej przeciwko rodzinom zakonnym. Nadto, w Polsce mocniej niż gdzie indziej, życie zakonne wrośnięte jest w życie całego Kościoła i w jego prace. Wiedziano – że rozerwać ten związek byłoby rzeczą trudną i ryzykowną. Czekano na inne możliwości. Tymczasem możliwości te nie powstały. Przeciwnie, pozycja i sytuacja zakonów – na skutek włączenia się ich we współczesne potrzeby Kościoła, oraz przez współdziałanie rodzin zakonnych z biskupami w obronie życia zakonnego – jeszcze bardziej się umocniła, a nawet wzrosła.
Zakony – pod tchnieniem Soboru – potęgują swą pracę wewnętrzną, wnikają w ducha własnej rodziny zakonnej. Jest to przejaw bardzo korzystny. Po tej linii poszły prace wielu kapituł zakonnych, pochłaniając wiele czasu, ale budząc ukryte energie i ujawniając wielką dojrzałość wewnętrzną życia zakonnego. Praca ta jest najważniejsza, gwarantuje bowiem dalszy rozwój życia zakonnego w Polsce.
Wiemy, że na przeszkodzie stoją drobne niekiedy, ale jakże bolesne kłopoty. Istnieją one w każdej niemal diecezji i w każdej rodzinie zakonnej. Często są jednak „felix culpa”, zarówno dla przełożonych, jak i dla wszystkich członków wspólnot zakonnych; dla wszystkich, którzy rzetelnie miłują swoje powołanie. Budzą w nich nowe energie i zbawczą wolę pogłębienia życia wewnętrznego.
Nowe formy pracy i współpracy zakonów
Praca wewnętrzna zakonów musi mieć swoje ujście społeczne. Dopytują się przełożeni zakonni, czy nie czas już na reaktywowanie inicjatyw, uprawianych przed wojną. Czy nie czas np. odnowić sodalicje mariańskie, reaktywować trzecie zakony, zwłaszcza, że zbliża się rocznica 750-lecia ich istnienia. Trzecie zakony miały ogromne znaczenie w dziejach Kościoła do ostatnich niemal czasów. I dziś jest wiele tęsknot w tym kierunku. Również świeccy katolicy przysyłają nam programy i wykazy zadań, które należałoby podjąć.
Można by te formy pracy unowocześnić, wskazać nowe zadania w dziedzinie społecznej, dobroczynnej, opiekuńczej, zwłaszcza, gdy idzie o pomoc rodzinom. Mamy ogromne pole pracy. Żyjemy w okresie teoretycznego materializmu, który przybiera postać materializmu praktycznego, a więc tej formy choroby społecznej, z którą skutecznie walczył św. Franciszek.
Potrzeba pracy opiekuńczej, której wspaniałe przykłady widzieliśmy już w tylu rodzinach zakonnych męskich i żeńskich. Wzrasta zapotrzebowanie na pracę katechetyczną, która pochłania ogromną energię rodzin zakonnych, wymaga ciągłego pogłębiania i dokształcania. Rozwija się praca duszpasterska. Głoszenie słowa Bożego, przepowiadanie Ewangelii, dawanie świadectwa Chrystusowi, jest jednym z głównych elementów „sacerdotium ministeriale”, o czym będzie mówił Synod Biskupów w październiku br. Byłoby rzeczą wskazaną, abyśmy od wyższych przełożonych zakonnych otrzymali w tej sprawie jakieś naświetlenia. Jak rodziny zakonne widzą to „sacerdotium ministeriale”, do którego wprowadzane są przez pracę katechetyczną, duszpasterską i misyjną, przez współpracę z Konferencją Episkopatu.
Wiele uwagi poświęcają zakony pracy duszpastersko-misyjnej. Świadczą o tym chociażby ostatnie spotkania duszpasterzy zakonnych w parafiach powierzonych im w Krakowie i Warszawie, spotkania zorganizowane przez Konsultę Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich.
Zdaje się, że z tą pracą zakony w Polsce już nie będą mogły się rozstać. Byłoby rzeczą nawet szkodliwą, gdyby usiłowały pracę tę uważać za zadanie przejściowe. Uznał pracę duszpasterską rodzin zakonnych Sobór Watykański II, uznał też współpracę zakonów z biskupami i kapłanami świeckimi. Trzeba więc tylko pracować nad pogłębieniem nurtu duszpasterskiego, co ma dla przyszłości pracy doniosłe znaczenie.
Z tego względu nie należałoby dążyć do rozstania się z pracą duszpasterską zakonów kontemplacyjnych. Jest to tajemnica służby Chrystusowi w braciach naszych. Jeżeli życie kontemplacyjne jest ukierunkowane ku Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu, jeżeli naszą radością jest rozważać Boga w Jego niezgłębionej Tajemnicy Trynitarnej – to przecież najbardziej konkretnie trynitarna obecność Boga objawia się w dzieciach Bożych, ochrzczonych w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego i nauczanych w Imię Trójcy Świętej. Od kontemplacji szczytowej jest przejście do Trójcy Świętej, która gości w braciach naszych. A więc – czczenie Boga w dzieciach Bożych, dostrzeganie Boga i Jego działalności w ludzie Bożym, to dalszy ciąg uaktywnionej kontemplacji – kontemplowanie dzieł Bożych w duszach ludzkich.
Chociaż w pełni uznaję specjalne zadania i szczególną doniosłość życia kontemplacyjnego dla Kościoła jako wielkiej wspólnoty – „sanctorum communio” – jednakże uważam, że praca duszpasterska i w tych zakonach jest możliwa. Ponadto życie kontemplacyjne tam uprawiane na nas wszystkich wywiera wpływ dodatnio. Wszyscy czerpiemy z owoców życia kontemplacyjnego ludzi, w szczególny sposób do tego przez Ducha Świętego powołanych.
Praca duszpastersko – misyjna przyniosła wiele owoców na Ziemiach Zachodnich. Jeżeli dzisiaj, w związku z przywróceniem Kościołowi obiektów sakralnych na Ziemiach Zachodnich, podkreśla się zasługi Kościoła Polskiego dla pełnej integracji tych Ziem w organizm Polski Odrodzonej – to większą część tego trudu i wysiłku integracyjnego poprzez służbę duszpasterską, należy przypisać pracy zakonów.
Współpraca rodzin zakonnych z Konferencją Episkopatu i Jej Komisjami, powstanie Komisji Spraw Zakonnych, działanie Konsult – Męskiej i Żeńskiej, odwoływanie się biskupów, seminariów, rodzin parafialnych, organizatorów różnych zjazdów, konferencji, kongresów – do współpracy, współdziałania, i pomocy rodzin zakonnych jest jeszcze jednym błogosławionym znakiem waszej pokojowej służby Ludowi Bożemu w Ojczyźnie. Episkopat Polski wdzięczny jest Wyższym Przełożonym Zakonów Męskich za to, że zezwalają swoim współbraciom na tę współpracę i że sami biorą w niej żywy i owocny udział. Pragniemy, aby nasza współpraca pogłębiała się.
Duchowieństwo zakonne włączając się w pracę duszpasterską w diecezji, pełni również funkcje administracyjne. Szczególnie doniosła jest praca wizytatorów domów zakonnych. Szukamy ich zawsze wśród rodzin zakonnych, wiedząc, że jeśli kto jest przygotowany do zrozumienia potrzeb życia zakonnego, zwłaszcza rodzin zakonnych żeńskich, to właśnie zakonnicy. Doznajemy od nich wiele pomocy. Ich umiejętność rozeznawania ducha poszczególnych zgromadzeń pomaga nam do wypełnienia naszych biskupich zadań.
Jeszcze o odnowie soborowej…
Jeszcze jednego punktu chciałbym dotknąć. Wszyscy mamy na ustach problem odnowy. Niektórzy mówią: odnowa ewolucyjna, inni: odnowa przyspieszona. Bałbym się takiej „rewolucyjnej odnowy”, jak wiosennych wyskoków przyrody. Nagle wybucha wiosna, potęguje się krescencja, krzewy okrywają się kwiatami, a potem przychodzą śniegi i mrozy… Bałbym się takiej „wiosny” w Kościele. Kościół nie jest rewolucyjny, Kościół jest ewolucyjny, jakkolwiek dokonuje ciągle swoistej „rewolucji” duchowej w świecie. Może się ludziom wydawać, że Ewangelia się dezaktualizuje, ale doświadczenie codzienne poucza, że „bez Boga, ani do proga”. Miałem możność wysłuchać niedawno wspaniałej „homilii” na temat: jaką pomoc mógłby Kościół przynieść Polsce współczesnej, Polsce Ludowej. Było to budujące ukazanie wielkich dziedzin pracy, które są przed nami.
Kiedyś toczono spory i dyskusje, czy ekonomia ma związek z etyką, czy też w ogóle może się bez niej obejść. Dzisiaj wiadomo już, że w najbardziej nawet nowoczesnym systemie produkcyjnym nie osiągnie się oczekiwanych wysiłków bez pewnych założeń moralnych. Nie wystarczą manometry liczące pracę ludzką. Trzeba pracującym przypominać, aby pracowali, nie mając na uwadze ludzi, lecz Boga. Współczesny wielki organizm pracy wymaga sił moralnych, a nawet ofiar.
Jeśli tak jest we współczesnym świecie, tym bardziej my w naszym życiu religijnym, zakonnym, kościelnym, musimy się liczyć z odnową ewolucyjną. Nie będzie ona miała charakteru jurydycznego, ale teologiczno-ascetyczno-pasterski. Można napisać nowe konstytucje i regulaminy, ale to jeszcze nie wszystko. Ta część pracy jest najłatwiejsza.
Komisja „De Codice Iuris Canonici recognoscendo” zaczyna swe prace od księgi „De lege fundamentali”. W nowym Kodeksie prawdopodobnie „Normae generales” częściowo znikną, na korzyść traktatu „De lege fundamentali”, który mówi o teologiczno-mistycznym ustroju Kościoła, o nadprzyrodzonym organizmie Bożym, nadprzyrodzonej organizacji miłości, jaką jest Kościół.
Jest to ewolucja błogosławiona. Kościół, który miał swoje zbiory kanoniczne, naszpikowane tekstami Pisma św. odszedł od tego w okresie Kodeksu Gasparriego, oczyścił teksty kanoniczne z tekstów biblijnych – dzisiaj do nich wraca. Nie można bowiem mówić o normach prawnych wiążących ludzi w Kościele, czy w rodzinie zakonnej, w sposób zniewalający, nie podający „ratio cur”. A „ratio cur” nie ma charakteru tylko historycznego, musi apelować do Największej Miłości, którą objawił Chrystus, przynosząc ją od Ojca Rodzinie ludzkiej. Tak więc motywem działania w rodzinie zakonnej, motywem wierności dla synów rodziny zakonnej, powinno być coś, co jest większe ponad normy jurydyczne. A większa nad nie jest miłość.
Zapewne Kościół Chrystusowy musi mieć prawne formy, musi być nadal „acies bene ordinata”. Muszą więc być przepisy, normy kanoniczne określone w Kodeksie, w soborowych konstytucjach i dekretach, w synodach diecezjalnych, w konstytucjach i regulaminach zakonnych. Kościół musi mieć jakąś formę jurydyczną. Ale te zwięzłe, sprecyzowane określenia prawne mają się rządzić duchem biblijno-teologicznym.
Jeżeli więc dzisiaj pracuje się nad odnową konstytucji zakonnych, trzeba czuwać nad tym, aby nie były one zbiorem suchych norm jurydycznych. Ma w nich tętnić życie Bożej myśli i Bożej nauki. I to jest argument zniewalający! Będziemy dzisiaj uzasadniali taki czy inny przepis nie tyle historyczną spuścizną, ile raczej duchem Bożym, który powiał na Soborze w całym Kościele Chrystusowym. A to wymaga studiów, modlitwy, czasu. Wasze „drzewo” odnowy jurydycznej nie może wyskoczyć nagle, musi rozwijać się powoli.
Ciągle nam zarzucają, że opóźniamy realizację Soboru. Ten zarzut uważam za zaszczytny dla Kościoła Polskiego. Świadczy on o dojrzałości ludzi Kościoła – biskupów, kapłanów, zakonów. Nie będziemy sztucznie przyspieszać odnowy, aby tylko dotrzymać wyznaczonego terminu. Nie od nas to zresztą zależy. „Nie wasza to rzecz znać czas i godzinę, którą Ojciec ustanowił” – mówi Pismo. Do nas należy dawać świadectwo prawdzie, Duchowi Świętemu. I właśnie Wy, Najmilsi Przełożeni Zakonni, którzy otrzymaliście Ducha Świętego, będziecie Mu świadkami wobec waszych rodzin. W odnowie na życie zakonne ma wejść Duch Święty.
Mam prośbę do Was, Najmilsi. Chciejcie nie tylko sami rozmiłować się w obrazie Ducha Świętego, działającego w rodzinie zakonnej, ale zachęćcie do tego waszych współbraci. To niewątpliwie spotęguje wierność w zakonie, uchroni wielu od odejścia, przekona ich, że życie zakonne nie jest sielanką, lecz walką i trudem, przezwyciężaniem samego siebie.
Niedawno rozmawiałem z kapłanem, który chwiał się w powołaniu i szukał wyjścia z sytuacji dla siebie trudnej. Przekonywałem go: „Nie jest najważniejsze to, byś miał błogosławione w kapłaństwie życie człowieka wolnego od wszystkich niedoskonałości, a może nawet i grzechów. Ważne jest, abyś był wierny, abyś bił się w piersi razem z Ludem Bożym. To zwiększy Twoją pokorę w „sacrum misterium altaris”. Poczujesz się przy ołtarzu „sicut ceteri hominum”, stojący pod chórem muzycznym i w drzwiach świątyni… Jeśli więc masz trudności, kłopoty, musisz walczyć z sobą. I to jest sytuacja normalna. Nienormalna będzie dopiero wtedy, gdy będziesz szukał wyjścia na drodze dyspens”. – Odpowiedział mi tak: „Gdyby nie było możliwości, jakie dzisiaj daje Kościół przez dyspensy, to bym walczył ze sobą i wtedy na pewno bym zwyciężył”. – O to właśnie idzie – odrzekłem. – Nie o to, byś był spokojny i zwycięski, tylko byś walczył z sobą. Byś przez walkę, w której raz się wygrywa, raz przegrywa, dochował wierności Bogu. Piotr był pełen duchowych uniesień, był gotów z Chrystusem na śmierć i do więzienia. A potem – „Nie znam tego Człowieka”. Tymczasem Chrystus po Zmartwychwstaniu poleca mu: „Paś owce moje…”, „Tobie daję klucze Królestwa. Ty, któryś się, mnie wyrzekł, będziesz rozwiązywał i związywał…” Takie są tajemnice Boże przelicznych ludzkich niepowodzeń, tych „felix culpa”. Trzeba przypominać o tym kapłanom i braciom w rodzinach zakonnych. To jest zadanie przełożonych.
Czy nie jest charakterystyczne dla Kościoła w Polsce współczesnej to, że w toczących się obecnie procesach informacyjnych czy apostolskich prawie sześćdziesięciu Polaków, przeważają zakonnicy? Czy nie daje to dużo do myślenia? Pierwszym polskim błogosławionym po okresie straszliwych doświadczeń wojny, będzie właśnie zakonnik, franciszkanin, Ojciec Kolbe, którego beatyfikacja odbędzie się prawdopodobnie w październiku w czasie Synodu. Wtedy gdy Synod będzie rozprawiał de sacerdotio ministeriale, uwagę naszą zwraca zakonnik z Niepokalanowa, którego „sacerdotium ministeriale” zaprowadziło do nóg żołnierza, jak Chrystusa – do nóg Piotra i Judasza.
Jeżeli tyle mówi się o „znakach czasu” w wymiarze Kościoła powszechnego, to Ojciec Maksymilian dla Kościoła Polskiego jest właśnie tym „znakiem czasu”. Jest to znak, który Opatrzność Boża stawia i Wam, rodzinom zakonnym, i nam, biskupom i kapłanom, i całemu Ludowi Bożemu. Zakonnik polski, dając życie swoje za brata, okazał największą miłość. Gdy jako nowy święty wejdzie na ołtarze, stanie się przewodnikiem w dalszej drodze Kościoła Polskiego do Ojczyzny niebieskiej. Modlimy się, aby stało się to jak najrychlej. Mamy pewne gwarancje, że stanie się to w tym roku.
Najmilsi! Niech będzie to dla Was zachętą do przezwyciężania trudności. Wiemy o nich, współczujemy z Wami. Ale trudności nie mogą Was załamywać, nie mogą pozbawiać ducha kierowniczego. Macie bowiem łaskę stanu w stosunku do Waszych rodzin zakonnych i odpowiadacie za wypełnienie przez nie zadania na obecnym etapie życia Kościoła.
Kończę życzeniem, abyście po „gaudia paschalia” jeszcze bardziej ożywili w sobie ducha ofiary, wierności, wyrzeczenia się siebie i w tym duchu umacniali waszych współbraci. Za obietnicę modlitwy braterskim sercem dziękuję.
/Tekst autoryzowany/
Archiwum KWPZM