Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski
CAŁA POLSKA MODLI SIĘ … PRZEMÓWIENIE DO FRANCISZKANÓW NA ZAKOŃCZENIE DNIA MODLITW O BEATYFIKACJĘ OJCA MAKSYMILIANA.
Niepokalanów, 4 grudnia 1966 r.
Drogi Ojcze Prowincjale i wszystka braci franciszkańska!
W imieniu gości biorących udział w dzisiejszej uroczystości obchodów milenijnych w parafii i modłów o beatyfikację ojca Maksymiliana, pragnę serdecznie podziękować za zaproszenie, które dało nam sposobność bliższego wejścia w waszą duchowość franciszkańską, w waszą pracę, w widoczne owoce tej pracy i nadzieje. Uważam je za swoje, uważam je za nadzieje całej Polski.
Przecież dziś cała Polska modli się o wyniesienie na ołtarze franciszkanina z Niepokalanowa. Tak bardzo zrosła się sprawa ojca Maksymiliana ze sprawą Polski, że nie umiemy jej niemal rozróżniać. Wierzymy mocno – i nie tylko my wierzący, ale również i niewierzący w to wierzą – że ojciec Kolbe jest „niebezpiecznym” rycerzem i na pewno przez swoją Patronkę zwycięży. My wierzymy z nadzieją, że zwycięży, inni wierzą ze strachem, że zwycięży, ale wiara jest wspólna, społeczna, jednocząca całą Polskę, wszystkich, wierzących i niewierzących. Osiągamy więc, przynajmniej w jednym punkcie, pełną harmonię i zgodę. Módlmy się z nadzieją, módlmy się wytrwale, zalecajmy dzieciom – zwłaszcza dzieciom! – modlitwę o tę beatyfikację.
Z rozmów prywatnych ze śp. Papieżem Janem XXIII dokładnie wiem, jak bardzo pragnął sam doczekać beatyfikacji, jak poruszał wszystkie sprężyny, żeby ta beatyfikacja była przyśpieszona. Ale z właściwą sobie pogodą mówił: Cóż, Papież wiele chce, ale oni tam w Kurii mają taki swój styl, że nieraz i zapały najlepszego Papieża – a przecież mówią, że jestem „dobry Papież” – umieją przyhamować. Istotnie, trudności były niemałe, ale ufamy spokojnie, że nie tyle my, ile Bóg, który pragnie chwały swego Sługi, pragnie chwały czciciela wybranej Matki Jezusa Chrystusa, sam zwycięży.
Dzisiejsza nasza wspólna modlitwa razem z ludem Bożym w przededniu sesji antypreparatoryjnej w Rzymie ma swoją wymowę, bo jest uderzeniem we właściwym kierunku. My modlimy się o to, ażeby Bóg uwielbił przyjaciół swoich, jak o tym często Chrystus mówił, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują. Przedstawiłem w kościele w kilku przynajmniej myślach aktualność takiej właśnie postaci, tego charakteru świętego, i to miejmy przed oczyma.
Tymczasem, drodzy moi, tak bardzo trzeba wprowadzać w nasze polskie życie ducha franciszkańskiego, ducha ludzi, którzy umieją Boga miłować w braciach, którzy troszczą się o ludzi, którzy nie dopuszczą do tego, ażeby inni cierpieli przez naszą nieudolność czy niezaradność, albo też brak wrażliwości na potrzeby duchowe ludzi. Przezwyciężał to mężnie ojciec Kolbe. Umiał niekiedy narazić się nawet, umiał „resistere in faciem” – „śmiać się prosto w twarz”, byleby tylko nie ucierpiało dobro dusz powierzonych Kościołowi przez Trójcę Świętą. I dlatego też ten wzór gorliwego zakonnika, a zarazem wytrawnego duszpasterza, niech będzie zachętą i przykładem na czasy dzisiejsze, gdy zakony powołane zostały przez Sobór do pracy duszpasterskiej.
Ojcu Prowincjałowi, który dba o to – ma doświadczenie z Gniezna i Warszawy – żeby współpraca zakonu z biskupem układała się jak najlepiej i żeby pomagać biskupowi w jego licznych troskach duszpasterskich, wyrażam swoje uznanie i podziękowanie za to, co już uczynił i jako przełożony zakonu w Gnieźnie, i jako prowincjał. I nadal jemu i wszystkim przełożonym zakonnym w całej Polsce polecam jak najgoręcej tę sprawę, którą Sobór nam na sercu położył, wzywając do jak najbliższej i jak najbardziej wydajnej, życzliwej współpracy hierarchii z zakonami w dziedzinie duszpasterskiej. Z taką pomocą prędzej jeszcze osiągniemy te ideały, które wzięliśmy jako wyposażenie na drogę wiary w nowe Tysiąclecie.
Tak jak to powiedział Ojciec Gwardian, oświadczamy, że przybędziemy tutaj tłumnie na uroczystość beatyfikacji ojca Maksymiliana Kolbego. Przedtem, zdaje się, zaproszą nas do Rzymu, o ile będziemy mogli z tego zaproszenia skorzystać. Ufamy jednak, że „portae inferi non praevalebunt” – „bramy piekielne nie zwyciężą go”.
Tekst nieautoryzowany. Archiwum Niepokalanowa