Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski
OJCIEC KOLBE POPRZEDNIKIEM WIELKIEJ NOWENNY. PRZEMÓWIENIE WYGŁOSZONE
NA ZAKOŃCZENIE PROCESU APOSTOLSKIEGO OJCA MAKSYMILIANA KOLBEGO
Warszawa, Dom Prymasowski, 18 września 1962 r.
Czcigodni członkowie Trybunału, Ojcze Prowincjale, drodzy ojcowie!
Szukamy myśli przewodniej, która wyraża istotę procesu sługi Bożego ojca Maksymiliana Kolbego. Wydaje mi się, że polega ona na tym, iż w jego życiu tkwiła święta wola współpracy z Bogiem, który wywyższa pokornych – „exaltat humiles”.
Bóg w pewnych sytuacjach, trudnych dla rozwoju życia rodziny ludzkiej, stawia tej rodzinie przed oczyma wzory ludzi wielkich duchem, pokornych sercem. W dziejach Kościoła już tak często bywało. Przecież tę służbę Bogu w pokorze rozpoczęła Służebnica Pańska, która, świadoma swej wielkości, kierowana światłem Ducha Świętego, nazwała się jednakże Służebnicą Pańską i służyła Bogu Wcielonemu od Zwiastowania poprzez Betlejem, Nazaret aż po Kalwarię.
Jej Syn, Jezus Chrystus, poszedł tą samą drogą – drogą Matki: służył wszystkim dzieciom Bożym z niezwykłą pokorą swego serca i ducha. Gdy został wywyższony na krzyżu, zapragnął wywyższenia dla wszystkich dzieci Bożych. Dlatego zapowiedział: „Orunia traham ad meipsum …” – „Wszystko przyciągnę do siebie”. I właśnie to pociąganie i wywyższanie pokornych sług Boga Żywego wypełnia dzieje Kościoła od najdawniejszych czasów aż do dni naszych. Bodajże najbardziej znamienną właściwością serc wybranych i wywyższonych jest duch pokoju i umiejętność zwyciężania świata – przez ducha pokoju.
Na niwie franciszkańskiej nie brak, na szczęście, w naszych czasach kwiatów, które wyrosły w obliczu Boga, wywyższonego na krzyżu. Jednym z najwspanialszych kwiatów jest sługa Boży ojciec Maksymilian Kolbe. Zapatrzył się on w życie Służebnicy Pańskiej. Jej niepokalane promienie przeniknęły go, pokonały, zdobyły, rzuciły na kolana. Zamknął oczy na wszystko inne, aby tylko służyć chwale Niepokalanej. Ten najpokorniejszy franciszkanin doby współczesnej dokonał najwięcej!
Człowiek, tak bardzo doświadczony, otrzymał wielką łaskę, że przez jego pracę i służbę odrodziła się, odnowiła, spotęgowała i zaktualizowała w swej pracy rodzina franciszkańska. Stał się po prostu dla niej zaczynem ewangelicznym w trzech miarach mąki. Jedną z zasadniczych cnót franciszkanizmu jest duch pokory. Pokora ojca Maksymiliana sprawiła, że w całym zakonie franciszkańskim dokonało się wielkie zwycięstwo, zaczął się jego wspaniały rozwój i wzrost.
Jak w dziejach Kościoła, tak i w dziejach poszczególnych narodów, Bóg sam budzi moce, które temu narodowi są szczególnie potrzebne. A chyba w dzisiejszych czasach Ojczyźnie naszej taki wzór jest najbardziej potrzebny.
Często słyszymy – a możemy to nawet wyczytać w prasie – uznanie dla ducha franciszkańskiego. Czy to uznanie jest szczere, czy tylko taktyczne, nie rozstrzygamy. Gdyby nawet było tylko taktyczne, byłoby jeszcze jakimś znakiem pragnienia, jakimś „głosem wołającego na puszczy”.
Jednakże to, co dla Polski jest w życiu ojca Maksymiliana najbardziej aktualne, to jego żarliwa pobożność i miłość do Matki Najświętszej. Czyż to nie on, bodaj pierwszy, przez swojego „Rycerza Niepokalanej” przygotowywał Polskę do Tysiąclecia chrześcijaństwa? Od szeregu lat, w Wielkiej Nowennie prowadzimy naród – za Dziewicą Wspomożycielką – do Tysiąclecia. Ale można śmiało powiedzieć, że drogę tę przygotował i umożliwił ojciec Maksymilian. To, że w naszej pracy znajdujemy tak wielkie zrozumienie, zawdzięczamy niewątpliwie jego wielkiemu dziełu i potężnemu wpływowi, który przez kilka dziesiątków lat drążył społeczeństwo polskie. Przez Milicję Niepokalanej, przez „Rycerza Niepokalanej”, przez apostolstwo prasy, przez swą prostą, pełną żywej wiary pobożność maryjną ojciec Kolbe przygotowywał społeczeństwo polskie do zrozumienia pozycji i zadania Matki Najświętszej w Polsce, na progu nowego Tysiąclecia.
Zachowujemy w swym sercu głębokie uczucie wdzięczności dla rycerza Niepokalanej – ojca Maksymiliana. Przygotował on glebę, na której mogła się dobrze przyjąć Wielka Nowenna, oddana pod przewodnictwo Matki Najświętszej.
Wierzcie mi, drodzy ojcowie, że tak jest naprawdę!
Jestem głęboko przekonany, że można było śmiało wejść na drogi przez niego wskazane. Można też wierzyć, że dzięki ojcu Maksymilianowi i jego posiewowi pobożności maryjnej – ta pobożność pogłębiona może dziś służyć do właściwego odnowienia narodu na Tysiąclecie.
Z ust Maryi słyszeliśmy polecenie: „Cokolwiek wam (Syn mój) każę, czyńcie!” – Wiemy, że jak Ona ongiś przygotowywała w Betlejem świat na przyjście Chrystusa swą cichą obecnością Nosicielki Boga Żywego, tak dzisiaj, przed naszym Tysiącleciem, w którym czekamy odnowienia wierności Bogu, Krzyżowi i Ewangelii Chrystusowej, nas z kolei przygotuje na wejście „w wiary nowe Tysiąclecie”.
Słyszę, jak wiele pracowali poszczególni sędziowie dla przeprowadzenia procesu apostolskiego ojca Maksymiliana. Ile już godzin czasu i wielkiego trudu poświęciliście na prowadzenie tego procesu! Gdy doceniam to wszystko, stwierdzam równocześnie, jak skromny jest mój udział. Zapewne, rozmawiałem z Papieżem śp. Piusem XII, prosząc go, by Polsce Tysiąclecia dał takiego patrona, który byłby zrozumiały dla wszystkich wierzących, a nawet niewierzących. Ojciec Święty powiedział mi, że chociaż w tej chwili jest prawdziwy „nalot” na bramy królestwa niebieskiego, bo przeprowadza się kilka tysięcy procesów, mimo to zrobi wszystko, co będzie mógł i co tylko leży w jego mocy, aby wynieść na ołtarze naszego rodaka.
Tę samą prośbę wysuwałem w rozmowach z Ojcem Świętym Janem XXIII, zaznaczając, że Polsce, w tak wyjątkowym okresie, potrzebny jest patron zrozumiały dla wszystkich współczesnych. A któż jest dziś bardziej zrozumiały dla naszego społeczeństwa nad człowieka, który umiał dać duszę za braci?! Który umiał ich zasłaniać i bronić własnym kosztem?! To jest największe świadectwo miłości, bo nie masz większej miłości nad tę, gdy ktoś duszę swą daje za braci … Dobrze uczynił, że właśnie w taki sposób dał nam wzór, zawsze aktualny i dla wszystkich zrozumiały – jak się miłuje, jak się uświęca, jak się wyzwala, jak się zwycięża, jak się umiera. (…)
Ojciec Święty Jan XXIII dobrze to zrozumiał. Dlatego też dał zapewnienie, że uczyni wszystko, aby ten proces był w najbliższym okresie, bo przed rokiem 1966, zakończony i uwieńczony upragnionym skutkiem. Nie poprzestałem jednak na tym i – wbrew zwyczajom panującym w kardynalskiej etykiecie – poszedłem do Kongregacji Rytów, do generalnego promotora od tych spraw, ojca Antonucciego. Kładłem mu w serce, z całą wymową, na jaką mnie stać, że to jest sprawa dla narodu polskiego bardzo ważna. Powiedziałem mu również, że gdy sprawa będzie już załatwiona – oczywiście pomyślnie –przyjdę do niego raz jeszcze, aby mu osobiście podziękować. Mam tutaj świadka, Księdza prałata.
Otrzymałem od niego zapewnienie, iż uczyni wszystko, aby w najbliższych latach proces ojca Kolbego, na chwałę królestwa Bożego i Najświętszej Maryi Panny, został doprowadzony do końca. Mówię wam to dlatego, najmilsi, abyście się gorąco modlili, bo wiadomo, że „gwałtownicy porywają niebo”.
Dziękując Bogu za niezwykłą waszą gorliwość i poniesione trudy, udzielę wam, najmilsi, apostolskiego błogosławieństwa.
Tekst autoryzowany. Zbiory Instytutu Prymasowskiego