Bp Stanisław Smoleński
SYLWETKA DUCHOWA BRATA ALBERTA
Kraków, 03 marca 1989 r.
Każdy człowiek jest tajemnicą. U świętego łączy się ona nierozdzielnie z tajemnicą Boga działającego w człowieku mocą swej łaski.
Pisząc o życiu wewnętrznym Brata Alberta trzeba najpierw wymienić uwarunkowania naturalne, pomagające mu w pracy nad formowaniem swej postawy moralnej. Przede wszystkim ze środowiska rodzinnego, zwłaszcza dzięki matce, wyniósł dziedzictwo głębokiej religijności. Poza środowiskiem rodzinnym znaczną rolę w jego życiu odegrały liczne i trwałe przyjaźnie, począwszy od towarzyszy walk powstańczych, poprzez grono należących do ówczesnej elity kulturalnej artystów malarzy, literatów, aż po wybitnych kapłanów, jak bł. Rafał Kalinowski i ks. Czesław Lewandowski ze zgromadzenia księży misjonarzy.
W charakterystyce osobowości zaznacza się u Adama Chmielowskiego wyraźnie dominanta czynnika wolitywnego o zabarwieniu aktywnym i konkretnym. Bogate życie uczuciowe łączył ze znaczną wrażliwością, co znajdowało szczególny wyraz w sposobie traktowania ludzi — we współczuciu dla nich i w głęboko pojętej syntonii. Był zarazem introwertykiem. Odznaczał się też wybitną inteligencją i zdolnością do logicznego myślenia. Lubił samotność, ale miał wiele osobistego uroku i stąd szukano jego towarzystwa. Brat Albert z uzdolnienia, wykształcenia i powołania był artystą malarzem. To kształtowało jego sposób widzenia świata i ludzi, kształtowało też jego drogę do Boga poprzez piękno odkrywane w przyrodzie, w sztuce i przyjaźni[1].
Do tych uwarunkowań i cech nawiązywało działanie łaski Bożej i w oparciu o ten fundament Brat Albert rzetelną współpracę z mocą Bożą. Widać tu znamienne rysy jego osobowości — maksymalizm i wytrwałe poszukiwanie ostatecznego kształtu swego życiowego powołania. Droga Brata Alberta do Boga była w istocie drogą miłości i właśnie z tego punktu widzenia można w jego biografii wyróżnić pewne etapy.
Pierwszy z nich, powstańczy, charakteryzuje się dominacją miłości do Ojczyzny. Adam wykazał się tu wielką odwagą, męstwem oraz wytrwałością. Wobec porażki oddziału, w którym walczył, dołączył do następnego, a internowany i uwięziony w Ołomuńcu, uciekł z więzienia i wrócił na pole walki. Dopiero ciężka rana i amputacja nogi zamknęła powstańczy epizod jego życia.
Drugi etap zaczął się w momencie emigracji w 1864 r. kolejno do Belgii, Francji i Bawarii. Stoi on pod znakiem sposobienia się Adama do kariery artysty malarza, która też zaczyna się pomyślnie rozwijać. Chmielowski stał się jednym z prekursorów pińskiego impresjonizmu, objawiając duży talent zwłaszcza w zakresie kolorystyki. Malarstwo swoje traktował ogromnie poważnie jako powołanie życiowe.
Tu należy podkreślić stopniowe ujawnianie się w życiu Chmielowskiego-malarza nowego dylematu. Zawsze był człowiekiem wierzącym i głęboko religijnym, teraz więc stawało przed nim zasadnicze pytanie: czy malarstwo, czy umiłowana sztuka nie zagraża przesłonięciem mu Boga, czy to ona nie może stać się bożyszczem. Nabrał stopniowo przekonania, że sztuka powinna być wyraźnie podporządkowana miłości Boga i skierowana ku Jego chwale. Te właśnie rozważania skierowały go ku malarstwu religijnemu.
Zdaniem Chmielowskiego autentyczne malarstwo religijne winno być wyrazem bogactwa wewnętrznego życia głęboko religijnego, jak to miało miejsce u mistrzów typu Fra Angelico. Tak dojrzewała u Adama myśl o potrzebie całkowitego oddania się Bogu w życiu zakonnym, z gotowością poświęcenia się specjalnie malarstwu religijnemu, rozumianemu jako droga do Boga. Stąd w 1880 r. decyzja wstąpienia do nowicjatu ojców jezuitów.
Wraz z tym faktem zaczął się trzeci etap w dalszej drodze Adama do Boga. Po paru miesiącach przyszedł okres ogromnie trudnych i bolesnych doświadczeń wewnętrznych, w których dostrzec można pewne podobieństwo do opisywanych przez wielkich mistyków okresów duchowego oczyszczenia. Sam Brat Albert tak charakteryzował potem ten swój stan: „Byłem przytomny, nie postradałem zmysłów, ale przechodziłem okropne męki, skrupuły i katusze najstraszniejsze”[2]. Faktem jest, że opuścił nowicjat w Starej Wsi i osiadł u swoich krewnych na wsi w Kudryńcach na Podolu. Prawdą też jest, że koniec tego trudnego etapu wiąże się w życiu Adama Chmielowskiego z dwoma faktami: ze spowiedzią u księdza proboszcza Pogorzelskiego oraz z odkryciem mistrza duchowego w osobie św. Franciszka z Asyżu. W tym czasie wpadła mu w ręce książeczka „Przewodnik do Reguły Trzeciego Zakonu św. Franciszka Serafickiego”. Dzięki tej lekturze nie tylko poznał ascezę franciszkańską, ale nawiązał szczególny duchowy kontakt ze św. Biedaczyną z Asyżu, wybierając go sobie za mistrza duchowego. Brat Albert pragnął niejako przenieść św. Franciszka w czasy współczesne z całym radykalizmem jego oddania się Bogu. Choć w swym życiu wewnętrznym czerpał z dorobku wielkich mistrzów życia duchowego, zwłaszcza św. Jana od Krzyża i św. Wincentego a Paulo, to jednak zawsze uważał się za duchowego syna św. Franciszka.
Idąc Franciszkowym śladem, nadał tej drodze swoje indywidualne piętno, i to do tego stopnia, że słusznie można mówić o duchowości albertyńskiej. Każde autentyczne życie chrześcijańskie musi być chrystocentryczne, ale św. Franciszek fundamentem swej duchowości uczynił te tajemnice Słowa Wcielonego, w których Chrystus objawia swą miłość ku człowiekowi i zbliżenie do niego poprzez wyniszczenie i uniżenie żłóbka, krzyża oraz Eucharystii. Brat Albert przejął w pełni to Franciszkowe dziedzictwo, zatrzymując się szczególnie nad tajemnicą Chrystusa wyszydzonego na dziedzińcu pretorium i nad Jego znieważonym obliczem, czemu dał wyraz w obrazie „Ecce Homo”. Zarys Najświętszego Serca na piersi ubiczowanego Zbawiciela mówi o tajemnicy Chrystusowej miłości. Ta myśl znalazła także odbicie w modlitwie Brata Alberta: „Królu niebios cierniem ukoronowany, ubiczowany, w purpurę odziany. Królu znieważony, oplwany, bądź Królem i Panem naszym tu i na wieki. Amen”[3].
Ideą przewodnią Brata Alberta stała się pełna wdzięczności odpowiedź na miłość Bożą objawioną w Chrystusie i w Jego męce. Bardzo wymowny jest fragment jego notatnika rekolekcyjnego: „Czy Panu Jezusowi cierpiącemu za mnie mękę i za mnie ukrzyżowanemu mogę czego odmówić”[4]. Modlitewne obcowanie Brata Alberta z umiłowanym Zbawicielem ogarniało stopniowo całość jego życia. Jak stwierdzają wiarygodne świadectwa, modlitwa ta sięgała szczytów życia kontemplacyjnego, a równocześnie — wzorem św. Franciszka — angażowała w obcowanie z Bogiem całego człowieka wraz z jego życiem uczuciowym. Oryginalne natomiast w przypadku Brata Alberta jest włączenie miłości wyrażonej poprzez fizyczny trud wykonywanej pracy w modlitewne obcowanie z Bogiem.
Dominantą, a zarazem czynnikiem integrującym całe życia wewnętrzne Brata Alberta był wyraźnie pierwiastek wolitywny — pełne ufności i całkowite zaangażowanie w rozpoznawanie woli Bożej oraz konsekwentne jej wykonanie. „Jeżeli Pan Jezus mówi A, to chce, żeby Mu powiedzieć B i C do samego końca alfabetu”[5].
Ewangelia, na nowo odczytana i przyjęta z całą konsekwencją oraz radykalizmem, stała się dla niego zasadniczą regułą życia.
Na pierwszy plan wysuwa się pierwsze z Ośmiu Błogosławieństw: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 3). Sięgnął tu Brat Albert do wzoru św. Franciszka i jego skrajnego ubóstwa, ale sięgnął jeszcze głębiej — wprost do ubóstwa Słowa Wcielonego. Pragnął naśladować ubóstwo Chrystusa, a nawet w pewnym znaczeniu uczestniczyć w nim: jak On prowadzić życie ludzi ubogich, życie całkowitego ograniczenia, niedostatków i wyniszczającego trudu codziennej pracy. Brat Albert sam praktykował skrajne ubóstwo, także założonym przez siebie zgromadzeniom pozostawił testamentowy nakaz wyrzeczenia się wszelkiej własności, nawet zbiorowej, i wprowadzenie jako głównego środka utrzymania zakonu oraz prowadzonych zakładów nie jałmużny, ale ciężkiej pracy zarobkowej.
Z lektury Ewangelii zaczerpnął też zrozumienie i umiłowanie życia pokutnego. Sam nazywał siebie pokutnikiem[6]. Podziwiając i kontemplując świętość Boga oraz wielkość Jego miłości, był wrażliwy na wszelkie moralne zło, a stąd odczuwał potrzebę wewnętrznego oczyszczenia wedle wskazań Św. Jana od Krzyża, którego dzieło „Nauki i ostrożności duchowe” sam przetłumaczył na użytek nowicjatów swoich zgromadzeń. Był też w życiu pokutnym Brata Alberta wyraźny rys społeczny, uwzględniający potrzebę ekspiacji za grzechy całego świata. W najgłębszym swym nurcie pokuta Brata Alberta płynęła z miłości ku Bogu, a zwłaszcza z przenikniętej wdzięcznością miłości Chrystusa Ukrzyżowanego. Nie było w tym smutku czy przygnębienia — właściwe Chmielowskiemu poczucie humoru wyrażało się w stałej pogodzie ducha, a nawet w wesołości — ale była niezachwiana ufność w miłosierdzie Boże i zawierzenie Bożej Opatrzności.
Łączy się z tym ściśle postawa Brata Alberta wobec otaczającego świata — wrażliwy na piękno, odnajdywał i podziwiał w świecie odbicie Bożej miłości i Bożego piękna. Za św. Franciszkiem, w każdym stworzeniu dopatrywał się braterstwa w Chrystusie, a ta postawa życzliwości w szczególnym stopniu dotyczyła człowieka. Brat Albert przez swe całkowite nawrócenie i oddanie Bogu otworzył się niejako od nowa na każdego człowieka, dostrzegając w nim drugiego Chrystusa. Tą drogą dojrzała decyzja całkowitego oddania się Bogu, a zarazem gotowość ponoszenia ofiar, byle odpowiedzieć Bożym zamiarom. Wyrażały to słowa jego modlitwy: „Pójdę, gdzie zechcesz, zrobię, co każesz”[7].
Poprzez kontemplację Chrystusowej męki i Jego znieważonego oblicza odkrył Chmielowski religijną wartość i godność osoby ludzkiej, szczególnie człowieka ubogiego i wzgardzonego czy nawet moralnie upadłego. Wysublimowane mocą łaski subtelne poczucie piękna u malarza pozwoliło Adamowi dostrzec w takim człowieku ukryte, a nawet po części zatarte piękno Chrystusowego oblicza. Faktem jest, że dostrzegł w Ewangelii Chrystusowej opcję na rzecz ubogich. Zapamiętał, że Chrystus miłujący każdego człowieka wyróżniał jednak naznaczonych znamieniem cierpienia, choroby czy ubóstwa. Z tej miłości Brata Alberta ku nieszczęśliwym wypływały nie tylko afirmacja i życzliwość, ale także zaangażowanie w służbie miłości aż do całkowitego poświęcenia swego życia.
Tu powołanie Chmielowskiego znalazło ostateczny kształt w jego oddaniu się bez reszty Chrystusowi w osobie najbardziej opuszczonego człowieka. Przyjął nowe imię — Brat Albert — i włożył szary habit, zaznaczając tym ostateczną formę swego powołania. Nie był to nagły przewrót, ale uwieńczenie długiego procesu przemian, nieraz bardzo bolesnych, owoc Bożej łaski i wytrwałej pracy nad sobą.
Poświęcając się całkowicie najbardziej opuszczonym i wzgardzonym, Brat Albert z zapałem i zadziwiającym zmysłem praktycznym organizował dzieła miłosierdzia w Krakowie i kolejno w innych miastach, a zarazem powołał do istnienia dwa zgromadzenia zakonne do prowadzenia tej pracy.
Najbardziej istotne dla tego okresu życia Brata Alberta jest to, że swoją postawą dawał świadectwo, ukazując najbardziej autentyczne chrześcijańskie miłosierdzie, czyli bezinteresowną służbę miłości pełną szacunku i afirmacji dla osoby ludzkiej. Wyrazem tej życzliwej miłości było dla Brata Alberta stać się bratem wśród braci — dzielić z nimi ich ubóstwo, pracę, ich warunki życia. W organizowanych przez siebie zakładach wprowadzał atmosferę rodzinną. Otwartym sercem przyjmował — jak swoje — wszystkie problemy, cierpienia i braki podopiecznych. Starał się podźwignąć ich moralnie, przywrócić im poczucie własnej godności. Kierując się niezwykłym zmysłem pedagogicznym stosował rehabilitację przez wspólną pracę w zakładach. Tą drogą wielu ludzi z marginesu społecznego przywrócił społeczeństwu jako normalnych obywateli i pracowników. Najbardziej oddziaływał swą miłością, dobrocią i poświęceniem, pociągając tą postawą do Boga, na drogę chrześcijańskiego życia. Ukazał, że autentyczne miłosierdzie chrześcijańskie jest w dużej mierze niezależne od środków materialnych. Najważniejsza jest osoba dającego i sam sposób spieszenia z pomocą. Dlatego w tej posłudze miłości starał się na wzór Chrystusa dawać siebie samego. Najuboższym i wzgardzonym poświęcił całkowicie 22 lata swego życia i umarł wśród nich w założonym przez siebie krakowskim schronisku. Rzec można, że pozostał jednak do końca artystą, gdyż za pomocą łaski Bożej tworzył piękno dusz — nawet tam, gdzie sądząc po ludzku, wydawało się to nieosiągalne[8].
Z właściwym wielu mistykom charyzmatem profetycznym, św. Brat Albert nie tylko odczytywał znaki czasu, ale przewidywał ważne problemy dopiero nadchodzące. Zatroskany o przyszłość Kościoła i Polski, dostrzegał zbliżające się niebezpieczeństwo krwawych przewrotów społecznych i rewolucji. Był przekonany, że istniejące krzywdy oraz niesprawiedliwość społeczną trzeba rozwiązać na innej drodze. Nie chodziło mu o samo miłosierdzie chrześcijanina, ale o wielką odnowę moralną, o przebudowę świata w imię Chrystusa. Chodziło mu o Ewangelię w pełni odczytaną i realizowaną w życiu ludzi świeckich, w rodzinach, w życiu zawodowym na wzór pierwszych gmin chrześcijańskich opisanych w Dziejach Apostolskich. Istotny być tu musiał właściwy stosunek do wszelkich dóbr doczesnych, właściwy, to znaczy kształtowany w duchu ewangelicznego ubóstwa i miłości bliźniego. Pod wpływem encykliki Leona XIII Suspicato z 1882 r. Brat Albert przewidywał konkretną realizację tej przemiany społecznej przez odnowiony trzeci zakon św. Franciszka, tzw. tercjarstwo. W tym celu przetłumaczył i wydał „Przewodnik do Reguły Trzeciego Zakonu” autorstwa kapucyna o. Hilarego, dostosowując jego wskazania do polskich warunków[9]. Na wiecu katolickim we Lwowie w r. 1896 wygłosił programowy referat na ten temat[10]. Niestety, wezwania i próby Brata Alberta nie znalazły szerszego oddźwięku. Nie zrażony tym sam podjął ten trud: „Wybrał posługę najuboższym i najbardziej upośledzonym i od tego czasu życie Brata Alberta, tercjarza franciszkańskiego, stało się jak gdyby wielkim społecznym manifestem”[11].
Karol Wojtyła jeszcze jako kardynał w swych kazaniach na temat Brata Alberta podkreślał parokrotnie, że modli się o jego wyniesienie na Ołtarze, bo widzi w nim szczególnego patrona naszych trudnych czasów, patrona, który stałe przypomina konieczność stosowania w życiu społecznym podstawowych zasad Ewangelii, poszanowania godności osoby ludzkiej i jej praw, czyli autentycznej chrześcijańskiej miłości bliźniego, oraz przestrzegania prymatu wartości duchowych nad materialnymi. Na jego przykładzie widać też, że każdą reformę społeczną trzeba zaczynać od siebie: „Powinno się być dobrym jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić, nakarmić się, jeśli jest głodnym”[12].
Bp Stanisław Smoleński.
[1] Ks. K. Michalski, „Brat Albert”, Kraków 1986, s. 22 i nn.
[2] Tamże. s. 428 i 431.
[3] Tamże, s. 84.
[4] „Pisma Adama Chmielowskiego (Brata Alberta)”, wyd. ks. A. Schletz, „Nasza Przeszłość” XIX 1965 s. 188.
[5] Michalski, s. 84.
[6] „Pisma”, s. 67.
[7] Cz. Lewandowski, „Brat Albert”, Kraków 1927, s. 15.
[8] Michalski, s. 22.
[9] „Przewodnik (większy) do Reguły Trzeciego Zakonu św. Franciszka Serafickiego”, wyd. Brat Albert III Zakonu św. Franciszka.
[10] „Księga Pamiątkowa Drugiego Wiecu Katolickiego odbytego we Lwowie w dniach 7, 8 i 9 lipca 1896 r.”, Lwów 1896, s. 70 nn.
[11] Z homilii ks. kard. Karola Wojtyły wygłoszonej w kościele oo. Karmelitów Bosych w Krakowie 23 XI1973 r.
[12] Michalski, s. 58 i 59.
Archiwum KWPZM