2024.09.04 – Częstochowa – Abp Wojciech Polak, Homilia podczas Mszy św. sprawowanej w czasie 60. Ogólnopolskiej Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych

Abp Wojciech Polak

Homilia podczas Mszy św. sprawowanej w czasie 60. Ogólnopolskiej Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych 

Kraków, 17 maja 2024 r.

 

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas, 4 września 2024, Centrum Duchowości Księży Jezuitów, Częstochowa. 

Potoczna obserwacja zdaje się podpowiadać, że większość dzieci chciałaby być dorosłymi, a większość dorosłych chciałaby wrócić do dzieciństwa. Obie te pokusy są zrozumiałe i z naturą ludzką zgodne. Dzieci mogą sobie wyobrażać, że dorosłym wszystko wolno, że nikt ich bez przerwy nie kontroluje i rozkazów nie daje. Dorośli z kolei tęsknią nieraz do beztroski życia dziecinnego, kiedy to – przynajmniej w cywilizacji europejskiej – wszystko jest nam bez naszego wysiłku dane, czujemy się bezpieczni i chronieni, nie musimy kłopotać się o pieniądze, zatrudnienie, podatki, groźbę wojny ani zresztą o dzieci. I jedni, i drudzy nadzwyczaj przesadnie oceniają pożądane dobra; dorośli są nieporównanie mniej wolni, niż dzieci mogą sobie wyobrażać, a dzieci więcej cierpią i więcej boją się niebezpieczeństw, aniżeli pamiętają później. Jeśli jednak wolno powiedzieć, że oba pragnienia są zrozumiałe, to dlatego, że chodzi tu o dobra, które sobie cenimy nade wszystko – wolność i bezpieczeństwo – a te dobra bardzo często zderzają się ze sobą czy też ograniczają się wzajemnie, niepodobna mieć obu w pełni; czujemy się przez to sfrustrowani, jako że nie udaje się nam być dziećmi i dorosłymi zarazem. W ten sposób, w książce Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania, Leszek Kołakowski rozpoczyna swój esej o niepokojach wieku naszego. Zawarte w nim rozważania na temat wolności i bezpieczeństwa, a raczej tego – jak sam Autor wyjaśnia – że te dwie fundamentalne potrzeby duchowe ludzkie – wolność i bezpieczeństwo – mogą być ustanawiane tylko jak wszystkie życiowe cele, drogą niewygodnych kompromisów, bo – jak nasz filozof dalej uważa – ani jedna, ani druga nie mogą być zaspokojone z osobna w sposób doskonały, tym mniej zaś obie łącznie, skojarzyły mi się właśnie wtedy, gdy przewodniczący Konferencji Rektorów przysłał mi program waszego tegorocznego spotkania. Między dyrektywanością a samowychowaniem. Także tu mamy przecież, tak sądzę, do czynienia z dwiema wychowawczymi pragnieniami, które bardzo często zderzają się ze sobą, czy też ograniczają się wzajemnie i być może – sięgając jeszcze raz do wspomnianej powyżej intuicji Leszka Kołakowskiego – także i w tym wypadku mogą współistnieć jedynie na drodze jakiś niewygodnych kompromisów. Ani jedna, ani druga nie mogą być zaspokojone z osobna w sposób doskonały, tym mniej zaś obie łącznie. Trafność skojarzenia zdaje mi się sugerować i potwierdzać sformułowanie tematu, że w podejmowanej i prowadzonej formacji chodzi właśnie o coś pomiędzy, między jednym i drugim, a więc między dyrektywnością a samowychowaniem. Z jednej bowiem strony za zasadniczy, za podstawowy kierunek uznajemy – jak możemy m.in. wyczytać w Typicznym programie formacyjnym – że program formacyjny jest ukierunkowany na rozwój wewnętrznej wolności i odpowiedzialności każdego seminarzysty, z drugiej zaś strony już sama Droga formacji prezbiterów w Polsce podkreśla, że regulamin, czyli porządek życia wspólnoty konieczny jest dla osiągnięcia dyscypliny życia jako wartości wewnętrznej. Wdraża bowiem do przyjęcia i kierowania się zasadami współżycia, w których troska o zewnętrzny porządek, dopełniona zaraz zostaje jasnym wymogiem rzetelnie podejmowanej formacji i obowiązków. Pokusa, by pójść na skróty rezygnując czy to z jednego czy to z drugiego, mogła by się bowiem skończyć – przed czym jesteśmy wprost przestrzegani – chaosem lub infantylizacją czy uprzedmiotowieniem naszych wychowanków. Natomiast podmiotowy charakter programu wychowawczego seminarzystów – jak czytamy – nie organizuje im wszystkiego, co dotyczy rytmu życia i formacji, nie narzuca sztywnych form, ponieważ nie jest instrukcją technicznych oddziaływań. Uczy zaś wolności, rozeznawania, uczestnictwa, kreatywności oraz współpracy z Bogiem i ludźmi.

W Ewangelii, którą dziś czytaliśmy, widzimy, że Jezus kontynuuje swoją misję uzdrawiania. Po uzdrowieniu w synagodze człowieka opętanego przez ducha nieczystego, teraz z kolei w domu Szymona – jak słyszeliśmy – uzdrawia z gorączki jego teściową. W tych dwóch epizodach – jak ktoś słusznie zauważył – Łukasz pokazuje bardzo pięknie, że Chrystus i w synagodze, i w domu uzdrawia słowem. To prawda, że później, kiedy zapadnie wieczór, a ludzie mający cierpiących na rozmaite choroby zaczną znosić ich do Niego, Jezus – jak zapisał święty Łukasz – będzie kładł na nich ręce i uzdrawiał ich. Teraz do słowa dołączy gest. Tu jednak centralne miejsce zajmuje przede wszystkim Jego słowo. Uzdrowienie dokonuje się na Jego słowo. Wobec trapiącej teściową Szymona gorączki, jak wcześniej wobec krzyczącego wniebogłosy opętanego człowieka, Jezus swym słowem rozkazuje i uzdrawia. Wszystko więc – zdaje się nam sugerować Ewangelista – polega na mocy tego słowa tak, że zadziwieni świadkowie tych wydarzeń będą ze zdumieniem mówić między sobą: cóż to za słowo, że z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym i wychodzą. Słowo Jezusa jest pełne mocy. Jest skuteczne. Nie jest jednak magiczne. Jego moc nie polega na sile jakiejś magicznej formuły. Nie odnosi się do wyrecytowania i bezwolnego przyjęcia takiego czy innego przepisu. Jezus uzdrawia słowem, które człowiek przyjmuje. Nie spada więc z zewnątrz na niego, ale uzdrawia go wewnętrznie. Wewnętrznie go dotyka i przemienia. Świadczy o tym to wszystko, co dzieje się tak naprawdę zaraz po uzdrowieniu. Uzdrowiona kobieta wstaje i usługuje im. Zostaje przywrócona nie tylko do pełni swych ludzkich sił, ale i do służby. Pełnia zdrowia polega bowiem na tym, że człowiek potrafi drugiemu służyć. Pełnia zdrowia polega właśnie na tym, że jako osoba – jak to kiedyś pięknie ujął Sobór Watykański II – człowiek może odnaleźć się tylko w pełni poprzez bezinteresowny dar z siebie samego. Nasz Typiczny program formacyjny wskaże więc wprost, że podjęcie wysiłku formacyjnego ukierunkowanego na rozwój wewnętrznej wolności i odpowiedzialności każdego seminarzysty musi zmierzać do ukształtowania nowego człowieka, który znajduje życie w Chrystusie i coraz bardziej odzwierciedla w sobie człowieczeństwo Jezusa. A to jezusowe człowieczeństwo – jak widzimy – wyraża się przede wszystkim w otwarciu na tych, którzy potrzebują pomocy. Nie ogranicza się jednak tylko do tego, co jedynie ludzkie, co jest potrzebą człowieka, uzdrawiania go z rozmaitych chorób. Muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo po to zostałem posłany – mówi Jezus do tych, którzy chcieli Go zatrzymać. W modlitwie na miejscu pustynnym, w tej intymnej relacji z Ojcem, dojrzewa bowiem w Nim decyzja, aby iść dalej. Samotna modlitwa daje Jezusowi spokój przy podejmowaniu takich decyzji. One nie są zawsze proste, ale Pan wie, że jest posłany. To tu wciąż doświadcza, że Jego życie jest powołaniem i posłaniem: unxit et misit me – namaścił i posłał mnie! Powtórzę jeszcze raz: program formacyjny ukierunkowany na rozwój wewnętrznej wolności i odpowiedzialności (…) pomaga zmierzyć się z prawdą o sobie i podjąć drogę życia we współpracy z Bogiem w Kościele.

Niemowlęta trzeba karmić mlekiem. Trzeba podawać im – jak napisał Koryntianom Apostoł Paweł – odpowiedni do wieku i rozwoju pokarm. Nie można przecież liczyć, że będąc niemowlętami jakoś same sobie poradzą. Same się nakarmią czy też same zdobędą to, co potrzebne do życia i do wzrostu. Potrzebna jest zewnętrzna pomoc i potrzebna uporządkowana troska. Św. Jan Chryzostom w swoich homiliach do Pierwszego Listu świętego Pawła do Koryntian wylicza trzy powody, dla których trzeba ją po prostu podjąć i wdrożyć – zwłaszcza w duchowym rozwoju innych – trzeba podjąć konkretne działania, trzeba wesprzeć ich w procesie duchowego rozwoju i samowychowania. Po pierwsze dlatego – jak mówi i wylicza – że ich wiedza jest niepełna, po drugie – że oni sami są powodem niewiedzy, a jeszcze po trzecie – że także teraz nie są zdolni do przyjęcia (…) są jeszcze cieleśni. Cyryl Aleksandryjski wskaże w takim wypadku wprost na niedoświadczenie, a więc po prostu na brak koniecznego doświadczenia i na niestały umysł. Pomoc więc drugich, a więc postulowana dyrektywność, jawi się tutaj, z tych i innych pewnie jeszcze powodów, jako konieczność. Owszem, jak mówi nam nowa Ratio Institutionis, regulamin powinien być tak ułożony, by seminarzyści uczyli się panować nad sobą, przyzwyczajali się korzystać rozsądnie z wolności, działać samodzielnie oraz współpracować z formatorami i współbraćmi. Chodzi bowiem o ich rozwój i o ciągły wzrost, a nie o utrzymywanie wychowanków na poziomie niemowlęctwa. Priorytety, przełożone konkretnie na język regulaminu, będą kształtowały w seminarzystach właściwe postawy, aby rozeznać między tym, co zasadnicze i drugorzędne na drodze bycia uczniem i upodobnienia się do Chrystusa. Czy więc w formacji jesteśmy zdani – jak twierdził Kołakowski – na drogę niewygodnych kompromisów, które leżą między dyrektywnością a samowychowaniem? A może chodzi o pojednanie pozornych przeciwieństw, pamiętając, że ostatecznie liczy się tak naprawdę tylko Ten, który daje wzrost – Bóg.   


Za: www.prymaspolski.pl  

Wpisy powiązane

2024.10.19 – Warszawa – Abp Tadeusz Wojda SAC, Przesłanie na Jasnogórską Noc Czuwania w Intencji Polskich Emigrantów i ich Duszpasterzy

2024.08.13 – Kalwaria Pacławska – Abp Tadeusz Wojda SAC, On napełni was błogosławieństwem. Homilia wygłoszona podczas Wielkiego Odpustu Kalwaryjskiego

2024.07.20 – Czerna – Abp Adrian J. Galbas SAC, Modlitwa, która płynie z przyjaźni. Homilia podczas 26. Ogólnopolskiego Spotkania Rodziny Szkaplerznej