Abp Wojciech Polak
HOMILIA Z OKAZJI SPOTKANIA FEDERACJI PRZEŁOŻONYCH ŻEŃSKICH ZAKONÓW KARMELITAŃSKICH
Gniezno, 18 czerwca 2024 r.
Drodzy Współbracia w kapłańskim posługiwaniu,
Kochane Siostry,
Ktoś, wyjaśniając nam kiedyś samą strukturę Kazania na Górze mówił, że można je porównać do łańcucha górskiego. Kazanie na Górze jest łańcuchem górskim. Wezwanie zaś, którym kończy się jego dzisiejszy fragment, którego słuchaliśmy w Ewangelii: bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski, jest w tym górskim łańcuchu najwyższym punktem dojścia, szczytem, z którego widać pełną panoramę krajobrazu. Nie można jednak tego szczytu osiągnąć o własnych siłach. Nie można nań wejść licząc tylko na siebie, na odrobinę naszej dobrej woli, na wrodzoną zdolność do miłowania. Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, mówi Pan. On nie tylko bowiem ukazuje nam sam wzór doskonałości i świętości. On nie tylko nas na tą drogę wzywa. On nie mówi nam też, że chodzi Mu o jakąś po ludzku nienaganną postawę, o doskonałość tych, którzy w swym życiu wszystko robią punktualnie, precyzyjnie, którzy nigdy nie popełniają błędów. Wzywając nas do doskonałości, do świętości, jak On sam jest doskonały i święty, Pan Bóg przez swojego Syna, Jezusa Chrystusa objawia nam, czym jest prawdziwa doskonałość i świętość. Ona nie jest skupiona na sobie, na naszym udoskonaleniu, na odcięciu się od innych i osiągnięciu jakieś własnej doskonałości i świętości. Nie mówimy więc – jak wyjaśniał kiedyś kardynał Pizzaballa – o doskonałości osoby, która dokładnie wypełnia swoje obowiązki, ale o sercu, które umie kochać w sposób całościowy i wolny. Jezus wzywa nas, swych uczniów, do naśladowania Boga poprzez bycie doskonałymi w miłości. Taka doskonałość nie jest więc oddzieleniem od świata i grzesznika, ale w Jezusie Chrystusie staje się współczuciem, które wnika we wszelkie sytuacje, jest miłosierdziem wkraczającym we wszelką nędzę, jest miłością – jak powie nam wprost w jednej ze swych katechez papież Franciszek – do tego, co nie jest ujmujące, do tych, którzy nas nie lubią i nie są wdzięczni (…) do tego, czego nikt by nie pokochał; nawet nieprzyjaciół, nawet nieprzyjaciół.
Drogie Siostry!
Powstaje pytanie, co nas może na tę miłość otworzyć? W jaki sposób i my możemy stać się jej uczestnikami? Wrócę znów najpierw do papieża Franciszka, który zauważa – odnosząc się do przykładu z dzisiejszej Ewangelii, a mianowicie do wezwania do miłości nieprzyjaciół – że przecież Jezus dobrze wie, że miłowanie naszych nieprzyjaciół wykracza poza nasze możliwości. Ale właśnie z tego powodu stał się człowiekiem – jak wskazuje nam papież Franciszek – nie po to, by zostawić nas takimi, jakimi jesteśmy, ale by przekształcić nas w ludzi zdolnych do większej miłości, miłości Jego i naszego Ojca. To jest miłość, którą Jezus daje tym, którzy Go słuchają. A wówczas staje się to możliwe! Z Nim, dzięki Jego miłości i Jego Duchowi możemy miłować również tych, którzy nas nie kochają. Istnieje bowiem miłość pochodząca od Boga, która umożliwia nam miłowanie bliźniego tak, jak miłuje go Bóg. Wtedy – jak nam to opisywał w swej encyklice o miłości papież Benedykt XVI – kocham w Bogu i z Bogiem również tego (…) do którego nie czuję sympatii (…) Uczę się bowiem patrzeć na nią czy na niego nie tylko jedynie moimi własnymi oczyma i poprzez moje uczucia, ale również z perspektywy Jezusa Chrystusa. Uczę się widzieć, uczę się patrzeć na innych tak, jak kocha Bóg, bo to On przecież sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Może trzeba tylko, abyśmy jak kiedyś Eliasz z Tiszbe i my mogli w głębi naszego serca usłyszeć: zapewne zobaczyłeś, że Achab upokorzył się przede Mną? Kiedy jednak będzie można to widzieć? Kiedy będzie można to zobaczyć? Kiedy zdolni będziemy tak w naszym życiu widzieć drugich? Wydaje mi się, że pewną podpowiedź daje nam święta Teresa od Jezusa. W Drodze doskonałościrozważając słowa: I odpuść nam, Panie, nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom słusznie podkreśla, żebyśmy zawsze pamiętali, jak wysoko Pan ceni miłość wzajemną między nami! Nie przedstawia bowiem Ojcu swemu innych ofiar, ale wymienia tylko tę jedną. Mógł przecież powiedzieć – jak tłumaczy Teresa od Jezusa – odpuść nam Ojcze, bo miłujemy Ciebie, bo dla Ciebie cierpimy trudy i znoje, i gotowiśmy większe jeszcze wycierpieć, bo postami i pokutą umartwiamy ciało nasze, bo spełniamy dobre uczynki, jak dusza miłująca, oddawszy Mu swoją wolę, rada wypełniania; nie mówimy też „umrzemy dla Ciebie”. Tego wszystkiego Pan nie mówi: mówi tylko to jedno: „ponieważ odpuszczamy”. Może dlatego na tym jednym poprzestał, że widząc nas tak przywiązanych do tego nędznego honoru światowego i że tu nam trudniej niż w czym innym zwyciężyć siebie, właśnie ofiarę z tego honoru uznał za rzecz najmilszą Bogu i ofiaruje ją Ojcu w naszym imieniu.
Moi Kochani!
Doskonałość na wzór Ojca niebieskiego jest więc darem i łaską. Jej fundamentem nie jest brak wad i grzechów, ale żywa świadomość – jak nam często powtarza papież Franciszek – że jesteśmy przecież tymi, którym przebaczono. Chodzi bowiem wciąż o serce, które umie kochać. Może to być – jak wskazywał przywoływany już przeze mnie tyle razy papież Franciszek – jedynie potrzeba serca tego, który otrzymał dar życia jako pierwszy, potrzeba serca w tym, który otrzymał Ducha przybrania za synów. Przebaczamy, bo Bóg nam przebaczył. Kochamy, bo On pierwszy nas umiłował. Odkrywamy, że jesteśmy zdolni do miłości, bo to pochodzi nie od nas, ale od Niego. A czy nam się to uda – pytał kiedyś w czasie jednej ze swych homilii papież Franciszek i odpowiedział, że gdyby ten cel był niemożliwy, Pan nie żądałby od nas, abyśmy go osiągnęli. Dodawał jednak zaraz, że w pojedynkę jest to trudne. Potrzebujemy do tego wspólnoty sióstr i braci, potrzebujemy Kościoła, potrzebujemy siebie nawzajem, aby się codziennie uczyć dostrzegania innych nie jako przeszkody i komplikacji, ale jako braci i sióstr, których należy miłować (…) Bardzo często prosimy – mówił nam jeszcze papież Franciszek – o pomoc i łaski dla nas, ale jakże mało prosimy o to, byśmy umieli kochać. Nie prosimy dostatecznie, abyśmy umieli żyć istotą Ewangelii. Ale – jak uczył nas święty Jan od Krzyża – pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości. Nie z miłości, która się unosi, lecz z tej, która zstępuje; nie z tej, która bierze, lecz z tej, która daje; nie z tej, która pokazuje siebie i na siebie, lecz z tej, która jest ukryta; z tej, która pobudza nas do pójścia tam, gdzie po ludzku byśmy nie poszli; z tej, która zdolna będzie kochać tych, których nikt by nie pokochał, nawet nieprzyjaciół.