Abp Wojciech Polak
HOMILIA PODCZAS SZKOLENIA DLA WYCHOWAWCÓW SEMINARYJNYCH I SIÓSTR DELEGATEK
Gniezno, 24 stycznia 2024 r.
Na początek naszego spotkania daje nam dziś Pan Bóg słowo o przyjmowaniu. Nie będzie bowiem mógł dać coś z siebie ten, kto wpierw nie otworzy swego serca i nie przyjmie tego, z czym wychodzi do niego Bóg, co może od Niego, także przez drugich i za pośrednictwem drugich, przez ich kompetentną pomoc i towarzyszenie na drodze powołania otrzymać. Nie będzie bowiem mógł owocnie służyć drugim ten, kto wpierw, w całym procesie swej formacji, nie przyjmie i nie zrozumie prawdy o sobie samym i nie odpowie na nią solidnym wysiłkiem współpracy z otrzymaną od Boga łaską. I również nie pomoże drugim w takim właśnie otwarciu, w poważnym wejściu w ten formacyjny proces, a więc w dojrzewaniu do łaski powołania ten, kto nie będzie potrafił dobrze rozeznać i kompetentnie towarzyszyć swoim wychowankom także w tych jakże delikatnych przecież obszarach związanych choćby z ujawniającymi się przeżyciami emocjonalnymi czy całą sferą ich psychoseksualnego rozwoju. W tym procesie, który domaga się takiej właśnie uwagi i solidnego podejścia nie chodzi jednak tylko o to, by w tym wszystkim, co czynimy i co staramy się rozpoznać jakoś radykalnie przemodelować czas formacji. Chodzi raczej o nową wrażliwość wychowawczo-edukacyjną, by realizując dotychczasowe cele formacyjne umieć wykorzystać doświadczenie i wiedzę również z zakresu psychologii i seksuologii. Dlatego dawidowej pokusie zbudowania Bogu domu na ziemi, dzisiejszy fragment Ewangelii według świętego Marka przeciwstawia postawę tych, którzy – jak mówił o nich sam Jezus – słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc. W ten sposób dokonuje się w nich samych, w ich sercu, w ich wnętrzu poprzez otwarcie na słowo i przyjęcie go, wzrost i rozwój, których skutkiem będzie prawdziwe owocna pomoc i służba dla drugich.
Moi Drodzy!
Wydaje mi się, że wiele ma racji papież Franciszek, gdy w swoim komentarzu do dzisiejszej Ewangelii wprost zauważa, że ta przypowieść dotyczy przede wszystkim nas. Nie koncentruje się bowiem na samej postaci siewcy, ale zarówno w pierwszej, jak i w drugiej swej części mówi o tych wszystkich miejscach, gdzie pada rzucane przez siewcę ziarno. Przypowieść – jak wskaże jeszcze raz papież – mówi bowiem bardziej o glebie niż o siewcy. Według papieża Franciszka Jezus wykonuje tutaj swoistą „duchową radiografię” naszego serca – bo to ono jest glebą, na którą pada ziarno Słowa. Nasze serce – powie dalej papież – tak jak gleba, może być dobre, a wówczas Słowo przynosi owoc – i to obfity – ale może też być twarde, nieprzenikalne. Bywa tak – zauważy – kiedy słyszymy Słowo, ale odbija się ono od nas, właśnie tak jak od drogi – nie przenika w głąb, nie dociera do wnętrza i nie dotyka tego, co tam właśnie jest najważniejsze, gdzie – jak to kiedyś pięknie powiedział Sobór Watykański II – człowiek przebywa sam na sam z Bogiem, którego głos rozbrzmiewa w jego wnętrzu. Bywa też pewnie i tak, że siane w nas Słowo ginie, usycha, więdnie, gdy jesteśmy jak ta przysłowiowa skała, która jedynie powierzchownie przyjmuje ziarno, ale nie jest przecież odpowiednim terenem dla jego wzrostu. Nie ma tu bowiem niczego, nawet – jak to mówimy – krzty dobrej woli, by podjąć to, co niesie ono ze sobą, by pozwolić mu zakorzenić się w nas i w naszym życiu. Pewnie warto byłoby zastanowić się teraz jeszcze nad tym, co tak naprawdę sprawia w nas, że kiedy słyszymy Słowo, odbija się ono od nas, jak od ubitej drogi czy też, idąc dalej za przypowieścią, spróbować odpowiedzieć, dlaczego kiełkuje, ale nie może zapuścić korzeni, czy wreszcie powiedzieć sobie, że jeśli uprawiamy ciernie, to przygłuszamy wzrastanie Boga w nas i praca po prostu staje się daremna. Warto więc pewnie zastanawiać się, co w tych naszych osobistych historiach, ale też może w historiach naszych wychowanków jest drogą, gruntem skalistym czy – jak mówił papież Franciszek – takimi dużymi czy małymi cierniami, krzewami, które nie podobają się Bogu i uniemożliwiają, właśnie dziś, teraz, ten konkretny wzrost ziarna Słowa w nas. Wiemy bowiem, że Bóg sieje. Wychodzi do człowieka tak wczoraj, jak i dzisiaj. Nie męczy się i nie wycofuje. Problem jest więc nie po Jego, tylko po naszej stronie. I nigdy dość uwagi i refleksji właśnie nad tym, jak mówił papież Franciszek, by spojrzeć w nasze wnętrze, dziękować za dobrą glebę i odważnie podjąć pracę na tych terenach, które jeszcze nie są dobre. Zdobądźmy się więc dziś na odwagę – jak nas prosił – by najpierw porządnie oczyścić teren. Usuńmy więc nasze lęki i uprzedzenia. Spójrzmy z nadzieją i odważnej. Wyjdźmy poza paraliżujący nas sceptycyzm. Otwórzmy się na Słowo i dajmy mu się poprowadzić. Ci przecież – jak mówił Jezus – którzy słuchają słowa i przyjmują je, wydają owoc.
Moi Kochani!
Towarzyszy nam dziś wstawiennictwo św. Franciszka Salezego. W swoim traktacie o miłości Bożej poszukując odpowiedzi na pytanie, jak należy stosować się do woli Bożej wyrażonej przez natchnienia, przez różne sposoby, jakimi Bóg daje nam natchnienia, przez Słowo, które nam daje i sprawia, że jesteśmy gotowi, by przyjąć to, co do nas mówi, między innymi napisał, że promienie słońca, ogrzewając, oświecają, a oświecając – ogrzewają. Natchnienie jest niebiańskim promieniem wnoszącym do serc naszych gorącą światłość, która pozwala nam dostrzec dobro i zagrzewa nas do dążenia ku niemu. Wszystko, co żyje na ziemi, drętwieje z nastaniem zimy i mrozu, gdy znowu powróci życiodajne ciepło wiosny, wszystko zaczyna się poruszać: zwierzęta biegają żywiej, ptaki wzlatują wyżej i świergoczą weselej, drzewa i rośliny zaś pokrywają się wdzięcznym kwieciem i listowiem. Bez Słowa, bez światła natchnień dusze nasze byłyby życiem leniwym, bezwładnym i ospałym, ale gdy padną na nie Boskie promienie natchnienia, gdy padnie na nie Słowo, czujemy, jak przenika nas światło niosące ożywcze ciepło, światło, które oświeca rozum, budzi i ożywia wolę, tchnie w nas siłę pragnienia i wykonania dobra, które wiedzie do wiecznego zbawienia. Niech więc dziś Słowo, które słyszymy, wzbudzi i w nas, w naszych sercach i umysłach nadzieję; ożywia to, co być może zostało przysypane kurzem codziennych doświadczeń, trudności czy rutyny; niech bez przeszkód otwiera nasze serca i daje nam światło dla poznania tego, do czego nas Pan zaprasza; niech być może jeszcze raz ożywi i w nas wszystkie dobre pragnienia, a także przyniesie i nam tę pewność, że także poprzez ten wysiłek naszej własnej formacji, który tutaj podejmujmy, który wspólnie w tych dniach będziecie przeżywać, poprzez to wszystko, do czego jesteśmy zaproszeni i co będzie do nas docierać, dopomoże nam w kompetentnym towarzyszeniu tym, których Pan swym Słowem wzywa i wciąż powołuje. Ktoś przecież słusznie zauważył, że to nie dokumenty zmieniają rzeczywistość, ale ludzie. Ale tak naprawdę zmieniają ją dopiero ci ludzie, którzy – jak wskazywał kiedyś jeszcze sam Jezus – sercem otwartym i szlachetnym przyjmują Słowo i wydają w życiu owoc przez swą wytrwałość.