2020.10.05 – Płock – Bp Piotr Libera, Homilia z okazji 90. rocznicy przybycia s. Faustyny do Płocka

 

Bp Piotr Libera, Biskup Płocki 

HOMILIA Z OKAZJI 90. ROCZNICY PRZYBYCIA S. FAUSTYNY DO PŁOCKA

Płock, Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, 5 października 2021 r.

 

Kochani, Siostry i Bracia,

co takiego się stało, że w to poniedziałkowe późne popołudnie, w dzień powszedniej pracy, ze wszystkim, co nas utrudziło i ze wszystkim, co nas obciąża, znaleźliśmy się tutaj? Co przyszliśmy oglądać i kogo tu szukamy?

Nie przyprowadziło nas tutaj pragnienie podziwiania bogatej świątyni ani nie przyciągnęła nas żadna medialna gwiazda. Nie szukamy sensacji i nikt też nas nie zmuszał, żeby tu być. A jednak tu jesteśmy. Pociągnęło nas ku sobie Boże Miłosierdzie, drogę wśród szarej codzienności wskazało światło promieni wychodzących z Bożego Serca, przyprowadziła nas tutaj ona – św. Helena Kowalska – św. siostra Faustyna, powierniczka największych tajemnic Królestwa Boga.

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Gdyż takie było Twoje upodobanie.”

Kochani, jesteśmy tutaj dziś, jesteśmy tutaj często, ponieważ całym sercem czujemy, jak bardzo potrzeba nam Miłosierdzia Boga, że tylko dzięki temu największemu przymiotowi Stwórcy możemy odnaleźć i ocalić sens i smak życia. Jesteśmy tutaj, bo doświadczamy naszej słabości, bezradności, niepewności. Bo potrzebujemy znaleźć się z naszą ciemnością w świetle tych Promieni i z naszymi ranami przyjść do tych wciąż otwartych Ran Jezusa – bo w nich nasze zdrowie, bo w nich nasze ocalenie, bo przy nich doświadczamy, że Pan jest łaskawy i pełen miłosierdzia. Bo kiedy ludzie żonglując słowami, fałszując prawdę – bawią się nami, kiedy nigdy nie wiadomo, czy za owczą skórą, a nawet pasterską laską, nie ukrywa się jakiś wilk, kiedy ziemia kręci się w coraz bardziej szalonym tempie i w coraz większych ciemnościach – to Pan jest prawdziwy w swoim Miłosierdziui wierny w swoim Słowie, Jego rany nie są malowane, Jego Serce jest naprawdę ciche i pokorne, nie uwodzi, nie manipuluje, nie udaje, nie fałszuje. Pan jest prawdziwy w swoim Miłosierdziu. „ Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia” – jak śpiewaliśmy w psalmie przed Ewangelią. Dlatego tak bardzo za Nim tęsknimy. Dlatego to miejsce na płockim Starym Rynku tak bardzo nas przyciąga.

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Gdyż takie było Twoje upodobanie.”

Jesteśmy tutaj dziś – Drodzy Moi – dzięki niej. Dzięki św. siostrze Faustynie. Dziękujemy dziś Bogu za jej życie. Za jej świadectwo. Dziękujemy Bożej Opatrzności i uwielbiamy Miłosierdzie Pana, za to, że poprowadził jej drogę przez nasze miasto, przez to miejsce. Dziękujemy Bogu, że pozwala nam wciąż odkrywać prawdę Miłosierdzia poprzez prawdę życia tej niezwykłej, pokornej służebnicy. Nie mogło być inaczej. To prawda jej cichego, ukrytego życia była i ciągle jest największym potwierdzeniem prawdy słów zapisanych w Dzienniczku. Dzięki temu możemy i my patrząc na nią – na św. siostrę Faustynę, nauczyć się żyć prawdą tajemnic Królestwa Boga. Jak ona nimi żyła?

Popatrzmy na dom Sióstr przy Starym Rynku. W niszy – Anioł Stróż. Swoisty Patron tego miejsca. To Zakład Anioła Stróża, staraniem ks. Antoniego Juliana Nowowiejskiego, został powierzony 120 lat temu Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, aby dać schronienie, wykształcenie i pracę zagrożonym biedą i pogubieniem sercom młodych dziewcząt. W dotkniętym ubóstwem i wstrząsanym wówczas protestami robotników Płocku taki Dom był niezwykle potrzebny.

Zakonne kroniki nie zanotowały dokładnie dnia, w którym na furcie Domu Zgromadzenia na Starym Rynku pojawiła się młoda, 25-letnia wówczas siostra Faustyna. Wiemy tylko, że był to maj lub czerwiec 1930 r. W Zgromadzeniu, licząc od wstąpienia do nowicjatu, była niespełna 5 lat. Nie wymyśliła sobie tego Zgromadzenia i tej drogi. Od samego początku prowadziła ją wierność odkrywanej stopniowo woli Boga. To On – Jezus, ją znalazł „ na końcu świata”, w Głogowcu i w Świnicach; to On, gdy zwlekała, przynaglił ją w środku wesołej zabawy; to On poprowadził ją tak, że w końcu znalazła się w domu Zgromadzenia, którego przełożona nie patrzyła na „ posag” kandydatki, ale przyjęła ją po dotykającej serca próbie: Idź do kaplicy i zapytaj Pana domu, czy cię przyjmuje. Jeśli On cię przyjmuje i przyjmuję cię i ja. To nie ona Go sobie wymyśliła – to On ją wybrał i prowadził. I przyprowadził ją do miejsca, o którym być może nigdy wcześniej w życiu nie słyszała, którego nie znała i nie pomyślałaby, żeby tu właśnie się znaleźć. Ponieważ jednak On był wierny dała się poprowadzić. I tak 90 lat temu Zakład Anioła Stróża stał się domem siostry Faustyny.

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Gdyż takie było Twoje upodobanie.”

Siostra Faustyna była w Zgromadzeniu częścią sióstr „ drugiego chóru” – siostrą od najpokorniejszych, fizycznych prac. Piekarnia, kuchnia, sklep – to były jej obowiązki pod skrzydłami Anioła Stróża. To było jej sanktuarium miłosierdzia. Ciężka, fizyczna praca. Wśród wspomnień sióstr o płockich czasach Faustyny są i takie: „ kuchnia to był istny korytarz przejściowy, naprawdę anielską trzeba było mieć cnotę, by się nie gniewać na przechodzących, którzy ciągle ją (s. Faustynę) potrącali. Ona nie okazywała, że ją to męczy. Dopiero jak nastała inna siostra, zaczęły się lamenty. (…) Czasami, gdy (s. Faustyna) klęczała w kaplicy, to jakby spała, nie wzdychała, nie poruszała się. Myślałam: zmęczona, usnęła, choć nie klęczała w ławce, tylko na podłodze.”

To było jej miejsce. To była jej pustynia, na którą wyprowadził ją Oblubieniec, aby mówić do jej serca i aby zaślubić ją sobie– niczym oblubienicę z księgi proroka Ozeasza. I zaślubił Bóg sobie Faustynę „ przez sprawiedliwość i prawo” – przez słowo wymagającej, zakonnej reguły; poślubił ją „ przez wierność” – przez pokorne wypełnianie najprostszych w oczach świata posług; i wreszcie – a może przede wszystkim – poślubił ją „ przez miłość i miłosierdzie” – przez to tajemnicze, intymne, delikatne i pełne mocy zjednoczenie. I to właśnie tu przyszedł ten dzień, w którym wieczorem ujrzała boskiego Oblubieńca w szacie białej, z ręką wzniesioną jak do błogosławieństwa, a z uchylenia szaty wychodziły dwa promienie: jeden czerwony a drugi blady. I usłyszała tu: „ wymaluj obraz według tego, co widzisz, z podpisem Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby obraz ten był czczony w kaplicy waszej i na całym świecie. To naczynie miłosierdzia mego…”

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Gdyż takie było Twoje upodobanie.”

Jesteśmy tu dziś – Umiłowani – po to, aby zachwycić się tym, jak Bóg w sercu, które do końca mu się zawierzy, wyciska swój własny obraz i podobieństwo. Patrzymy na życie prostej, pokornej dziewczyny z maleńkiej wioski pod Łodzią i widzimy, jak przez jej życie, rok po roku, coraz bardziej przebijało podobieństwo do Boskiego Oblubieńca. Kazał jej malować obraz „ według tego, co widzi”, a jednocześnie sam malował w niej swój własny obraz. Stawała się jak On – cicha i pokornego serca. I pragnęła tego, co On – zbawienia dusz ludzkich. Nierozumiana – jak On, i przez współsiostry i przez kościelnych dostojników, wreszcie wierna, jak On – do końca, woli Ojca… Kończyła swoje życie, jak On, po 33 latach wędrówki przez ziemię.

„Księga zmarłych” klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach, pod datą 5 października 1938 r. ma zapis: „ Świętej pamięci s. Faustyna w stosunku z Bogiem doszła do zupełnego z Nim zjednoczenia przez ukochanie, w upatrywaniu w każdym zdarzeniu lub zarządzeniu przełożonych woli Bożej”. Tym był naznaczony cały jej „ świetlisty szlak” od Warszawy przez Wilno, Płock aż do Krakowa – zupełne „ zjednoczenie z Bogiem przez ukochanie”, które przełożyło się nie na omdlenia i westchnienia, ale na ciężką, codzienną pracę, zmaganie ze śmiertelną chorobę, życie i umieranie w niezrozumieniu i osamotnieniu. Bo Oblubienica musi być podobna do Oblubieńca….

Kochani,

Nie przyprowadziło nas tutaj pragnienie podziwiania bogatej świątyni ani nie przyciągnęła nas żadna medialna gwiazda. Nie szukamy sensacji i nikt też nas nie zmuszał, żeby tu być.

Tak bliska jest nam ta tajemnica miłosierdzia… I tak droga jest nam ta pokorna siostra „ drugiego chóru”. Prośmy dziś, za przyczyną św. siostry Faustyny, aby w sercach naszych było to samo pragnienie, które prowadziło jej serce, a które wypisała w jednym z najpiękniejszych fragmentów „ Dzienniczka”. Prośmy dziś, abyśmy zapragnęli cali zamienić się w miłosierdzie. Aby nasze oczy, ręce, nogi, serce – były miłosierne. Aby nasz język był miłosierny. Byśmy nie potępiali, nie osądzali, nie mówili źle o innych, ale abyśmy pragnęli dobra i ocalenia każdego ludzkiego serca.

Żebyśmy mogli w nasz ostatni wieczór, w ostatnią chwilę naszego życia, z wolnym sercem wypowiedzieć słowa, które być może były jej ostatnimi, wyszeptanymi spalonymi od gorączki ustami: Jezu, ufam Tobie. Amen.

Za: www.diecezjaplocka.pl

 

Wpisy powiązane

2024.10.19 – Warszawa – Abp Tadeusz Wojda SAC, Przesłanie na Jasnogórską Noc Czuwania w Intencji Polskich Emigrantów i ich Duszpasterzy

2024.09.04 – Częstochowa – Abp Wojciech Polak, Homilia podczas Mszy św. sprawowanej w czasie 60. Ogólnopolskiej Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych

2024.08.13 – Kalwaria Pacławska – Abp Tadeusz Wojda SAC, On napełni was błogosławieństwem. Homilia wygłoszona podczas Wielkiego Odpustu Kalwaryjskiego