Abp Stanisław Gądecki, Przewodniczący KEP
NA STARYM, CZCIGODNYM PNIU URSZULAŃSKIM. HOMILIA NA 100-LECIE ISTNIENIA ZGROMADZENIA SIÓSTR URSZULANEK SERCA JEZUSA KONAJĄCEGO
Poznan, 29 maja 2020 r.
Obecny rok jest dla rodziny zakonnej Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego rokiem jubileuszowym. Dnia 7 czerwca mija bowiem 100 lat od dnia, w którym Stolica Apostolska udzieliła Matce Urszuli Ledóchowskiej pozwolenia na przekształcenie autonomicznego klasztoru urszulanek z Petersburga – przeniesionego do Pniew – w Zgromadzenie Apostolskie Urszulanek Serca Jezusa Konającego.
Medytując nad tym wydarzeniem w świetle dzisiejszych czytań liturgicznych, chciałbym zatrzymać się przez chwilę na dwóch sprawach: wierze i błogosławieństwie.
1. WIARA
a) Dzisiejsze pierwsze czytanie, o powołaniu Abrama (Rdz 12,1-4a), jest – według tradycji rabinicznej – opisem pierwszej z dziesięciu prób, jakim został poddany Abram w trakcie swego życia, po to, aby została wypróbowana stałość jego wiary w jedynego Boga. W tradycji rabinicznej dzieje życia Abrahama składają się bowiem z „dziesięciu prób”, jakim został poddany patriarcha.
Pierwszą próbą Abrama była konieczność opuszczenia ojczyzny i krewnych (Rdz 12,1-4). Drugą – głód i konieczność udania się do Egiptu (Rdz 12,10-13,1). Trzecią – utrata Sary po raz pierwszy (Rdz 11,11-20). Czwartą – rezygnacja z urodzajnej ziemi na rzecz Lota (Rdz 13,2-18). Piątą – uwolnienie Lota (Rdz 14). Szóstą – niepłodność Sary (Rdz 16). Siódmą – obrzezanie siebie i swego domu (Rdz 17). Ósmą – ocalenie Lota (Rdz 18,16-19,29). Dziewiątą – wygnanie Hagar i Iszmaela (21,9-21). Dziesiąta – ofiarowanie Izaaka (22,1-14).
Ostatnia, dziesiąta próba była najcięższa. Miała ona udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że Abraham jest bezgranicznie posłuszny Bogu. Patriarcha po raz kolejny usłyszał te same słowa lech lecha (dosłownie „idź dla siebie”), które towarzyszyły jego pierwszej próbie (Rdz 12,1). Za pierwszym razem lech lecha było nakazem wyjścia z Ur i zerwania ze swoją przeszłością: z ojcem, domem rodzinnym. Drugie lech lecha było nakazem wyjścia do kraju Moria i poświęcenia tam swojej przyszłości, którą stanowił cudownie narodzony w późnym wieku syn. Podczas pierwszej próby Abram miał udowodnić, że kocha Boga bardziej niż swojego ojca. Podczas ostatniej próby miał dowieść, że kocha Boga bardziej niż jedynego syna, przez którego obietnica miała zostać spełniona obietnica.
Pierwsza próba to: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12,1). „Wyjdź” to znaczy opuść wszystko, co do tej pory tworzyło twoją tożsamość, co dawało ci poczucie bezpieczeństwa i nadawało kierunek twemu życiu. Zostaw dotychczasowe życie poukładane według odwiecznych tradycji. I zabrał Abram swój i Lota dobytek i służbę i ruszył w nieznane. Opuszczenie ziemi rodzinnej i domu, z którego wyrastał, było konieczne, aby uczynił miejsce dla nowej relacji, jaką nazywa się wiara. „Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę” (καὶ ἐπίστευσεν Αβραμ τῷ θεῷ, καὶ ἐλογίσθη αὐτῷ εἰς δικαιοσύνην – Rdz 15,6).
„Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie” (Hbr 11,8). Nie podążał za własnymi mrzonkami, ale za słowem poznanego oto Boga. Ten Bóg rzucił mu wyzwanie i jednocześnie złożył uroczystą obietnicę. Ale Abram potrzebował jeszcze dalszych dziewięciu prób, aby nauczył się opierać całe swoje życie tylko i wyłącznie na Bogu, rezygnując z własnych planów. By w końcu stać się całkowicie wolnym dla Boga i gotowym do przyjęcia siedmiu błogosławieństw; do przyjęcia pełni błogosławieństwa. Pan Bóg żądał od niego wiele, po to, by dać mu nieskończenie więcej.
„Uczynię bowiem z ciebie wielki naród […]” (Rdz 12,2-3).
Prawdopodobnie każdy z ludzi świętych został poddany podobnej do Abrama próbie, wskutek której musiał zostawić za sobą swoją ojczyznę, swój dom, swoich bliskich i udać się w nieznane, w nadziei na otrzymanie Bożego błogosławieństwa. Nie inaczej rzecz się miała ze świętą Urszulą Ledóchowską. Na początku jej drogi stanęło Boże powołanie. Gdy nadszedł czas jej dojrzewania, pojawiło się poszukiwanie Miłości Bożej na drodze całkowitego oddania. Ostatecznie jednak to nie ona wybrała konkretną drogę realizacji tego zamierzenia, ale wybrał ją Bóg: „Bóg chciał, bym wstąpiła do klasztoru sióstr Urszulanek, bo ja tego nie chciałam. Znałam urszulanki tylko z opowiadania i był to jedyny zakon, do którego czułam niechęć – nic do niego mnie nie ciągnęło… Jednak trudności, które miałam w domu w przeprowadzeniu moich zamiarów, doprowadziły mnie do tego, by wstąpić tam, gdzie najłatwiej mogłam się dostać – a więc wstąpiłam do sióstr urszulanek w Krakowie… Nie ja wybrałam – wybrał Bóg”.
Zanim doszła do swojego kraju Kanaan, najpierw odbyła podróż do Rzymu – w sprawie zmian w konstytucjach zakonnych – gdzie została przyjęta przez papieża Piusa X. W rozmowie z nim wyraziła pragnienie podjęcia pracy apostolskiej w Rosji. I faktycznie w 1907 – wraz z dwiema siostrami – wyjechała do Petersburga, by objąć kierownictwo internatu dla uczennic gimnazjum.
A jednak Pan Bóg potrzebował jej gdzie indziej. Dlatego – podobnie jak Abram, który został zmuszony na skutek głodu udać się do Egiptu – tak matka Urszula, na skutek wybuchu I wojny światowej została wydalona z Rosji i musiała udać się do Szwecji. Tam, w pobliżu Sztokholmu (w Djursholmie), zorganizowała szkołę języków dla skandynawskich dziewcząt.
To miejsce także nie było jej przeznaczeniem. Ze Szwecji udała się więc do Danii, gdzie – wspólnie z siostrami – otwarła ochronkę dla sierot po polskich emigrantach (w Aalborgu). Dom sióstr stał się miejscem spotkań emigrantów i polskich polityków. Podjęła współpracę z Komitetem Pomocy Ofiarom Wojny. Uwrażliwiła społeczeństwa duńskie na sprawę niepodległości Polski.
Swój Kanaan znalazła dopiero wtedy, gdy Polska w roku 1918 odzyskała niepodległość. Wtedy właśnie – wraz z siostrami i dziećmi – powróciła w sierpniu 1920 do Ojczyzny. W tym samym roku – dzięki ofiarności norweskiego konsula Stolt-Nielsena – zakupiła majątek w Pniewach, gdzie powstał pierwszy dom szarych urszulanek w Polsce.
7 czerwca 1920 roku Stolica Apostolska przeniosła status prawny autonomicznego domu urszulanek na Pniewy i przekształciła wspólnotę w Zgromadzenie Sióstr Urszulanek SJK. Konstytucje Zgromadzenie otrzymało pierwszą aprobatę Stolicy Świętej 4 VI 1923, a definitywną – 21 XI 1930. Zadania tej polskiej gałęzi urszulanek Matka Urszula opisała następująco: „Szczególną misją zgromadzenia w Kościele jest głoszenie Chrystusa – miłości Jego Serca, poprzez wszelkie formy działania mające na celu szerzenie i pogłębienie wiary, zwłaszcza przez nauczanie i wychowywanie młodzieży oraz przez służbę najbardziej potrzebującym i pokrzywdzonym”.
„Bóg sam wszystko obmyślił, wszystko prowadził, wszystkim kierował. Ja […] byłam tylko pionkiem na szachownicy, którym wyższa ręka kierowała, rządziła, przerzucając z miejsca na miejsce, z kraju do kraju, aż do spełnienia nie moich zamysłów – ja o tym nie myślałam nigdy – ale zamiarów Bożych” (Matka Urszula). „Nie nędzny człowiek powołał do życia tę nową gałąź urszulańską. Bóg sam chciał, by wyrosła na starym, czcigodnym pniu urszulańskim” – powiedziała Założycielka.
2. BŁOGOSŁAWIEŃSTWO
a) Matka Urszula praktykowała sama i innych uczyła praktykowania miłości nieprzyjaciół. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół [αγαπατε τους εχθρους υμων]; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą” (Łk 6,27). Jak to jest możliwe, aby odpowiedzieć miłością zamiast gniewem, który niejako spontanicznie rodzi się w nas z poczucia doznanej krzywdy?
Aby być zdolnym do miłości nieprzyjaciół nie wystarczą ludzkie uczucia, wola ani rozum. Człowiek sam z siebie jest niezdolny do takiej postawy. Do miłości nieprzyjaciół może uzdolnić tylko naśladowanie postawy samego Boga, który jest miłosierny. „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36). Jako ludzie stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, trzeba, abyśmy się rzeczywiście stali synami Ojca naszego, który jest w niebie: „ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45). Któż z nas jest w stanie osiągnąć tak wysoki poziom miłosierdzia? Tylko ten, kto żyje tak jak syn miłosiernego Ojca niebieskiego. Kto wpatruje się w Boga jako na Ojca pełnego miłości, który nigdy nie pragnie zła dla swoich dzieci. Który jest zdolny do przejścia ponad ich niewiernościami czy winami.
Dlatego „odrzucenie przemocy nie jest dla chrześcijan posunięciem czysto taktycznym, ale sposobem bycia osoby, postawą człowieka, który jest tak bardzo przekonany o miłości Bożej i o Jego mocy, że nie boi się walczyć ze złem jedynie bronią miłości i prawdy. Miłość nieprzyjaciół jest zaczątkiem ‘rewolucji chrześcijańskiej’, rewolucji, która nie bazuje na strategiach władzy ekonomicznej, politycznej czy medialnej. Jest to rewolucja miłości, miłości, która w ostatecznym rozrachunku nie opiera się na ludzkich zasobach, ale jest darem Boga, który się otrzymuje, gdy ufa się tylko i bez zastrzeżeń w Jego miłosierną dobroć. Oto nowość Ewangelii, która bez rozgłosu zmienia świat. Oto heroizm ‘małych’, którzy wierzą w miłość Bożą i ją szerzą nawet za cenę życia” (Benedykt XVI, Anioł Pański, Watykan – 18.02.2007).
O tę postawę miłości miłosiernej wobec swoich wrogów bardzo zabiegała Matka Urszula, czego świadectwem jej słowa i postawa: „Jezu, naucz mnie patrzeć na świat okiem dobroci. Czy nie należę do tych, którzy wszędzie potrafią znaleźć coś złego, wszędzie widzą niedoskonałości, braki – i tym sobie i innym psują życie? Nie ma nic doskonałego na ziemi. Wszędzie znaleźć można coś do zarzucenia, bo doskonałość nie ma swej siedziby na ziemi, ale tylko i jedynie w niebie. Ale źle jest, gdy znajdujemy przyjemność w wynajdywaniu, w tropieniu wszędzie słabych stron; źle, gdy chcemy wszystko skrytykować i zganić. Więcej zachęcimy do dobrego dobrym słowem, delikatną pochwałą aniżeli ciągłym gderaniem, niezadowoleniem. Miłości nam potrzeba – dużo miłości, która wszystko widzi w jasnym świetle, z wszystkiego jest zadowolona, a nawet gdy trzeba zwrócić na zło uwagę, umie to czynić łagodnie, słodko, by nie ranić, nie zniechęcać nikogo. Miłości mi daj, Panie, dobroci coraz więcej!” (św. Urszula Ledóchowska, Miłujcie waszych nieprzyjaciół).
b) Ale dzieje Abrahama to także „siedem błogosławieństw”, siedem obietnic, jakie otrzymał patriarcha w zamian za swoją wierność (Rdz 12,2-3; 12,7; 13,14-17; 15; 17; 18; 22,16-18). Dzięki swojej wierze Abram – pokonawszy zwycięsko wszystkie próby – otrzymał siedem błogosławieństw. Jakie to były błogosławieństwa albo inaczej mówiąc obietnice?
Pierwszym z nich było potomstwo liczne jak gwiazdy na niebie i ziarnka piasku na wybrzeżu morza.
Drugim, staniesz się ojcem wielkiego i potężnego narodu.
Trzecim, uczynię cię ojcem mnóstwa narodów.
Czwartym błogosławieństwem, od ciebie będą pochodzić królowie.
Piątym – twoi potomkowie twoi zdobędą warownie swoich nieprzyjaciół.
Szóstym, przez ciebie otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi, które będą sobie życzyć szczęścia, jakie jest udziałem twojego potomstwa.
Siódmym wreszcie, tobie i twojemu potomstwu oddaję cały kraj Kanaan, jako własność na wieki.
O otrzymaniu Bożych błogosławieństw można z pewnością mówić także w przypadku św. Urszuli Ledóchowskiej. I nie idzie tu tylko o osobiste charyzmaty, uzdalniające ją do wykonania dzieł, do których inni nie byli zdolni. Oczywistym znakiem Bożego błogosławieństwa było to, że stała się ona Matką licznego duchowego potomstwa, które zrodziło się z jej miłości do Chrystusa Konającego. Stała się Matką tak licznych Sióstr Urszulanek Szarych, które z oddaniem służyły i starają się także dzisiaj służyć człowiekowi i Kościołowi w różnych krajach świata, czerpiąc z jej ducha, myśli i czynów. Liczne potomstwa urszulańskie, które – przez zaangażowanie katechetyczne, wychowawcze, nauczycielskie, charytatywne i misyjne – stara się umacniać Królestwo Boże na ziemi. A dalej idąc, potomstwem duchowym Matki Urszuli są przecież także całe zastępy dziewcząt, wychowanek urszulańskich szkół, które były kształcone przez okrągłe sto lat w duchu urszulańskim po to, aby były zdolne do stworzenia świętych rodzin. „Od ciebie będą pochodzić królowie”. Pośród wychowanek urszulańskich z pewnością można znaleźć i takie, które przejęły w społeczeństwie zadania „królewskie”, starając się w świecie zwracać wszystko ku większej chwale Bożej. Są również i takie – pośród Sióstr i Wychowanek – które „zdobyły warownie swoich nieprzyjaciół”, czyli które obudziły oziębłe serca do gorącej wiary. Przez ciebie otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi, które będą sobie życzyć szczęścia, jakie jest udziałem twojego potomstwa”. Czyż obecność sióstr urszulanek na 5 kontynentach: w Europie, Ameryce Północnej, Ameryce Południowej, w Afryce i Azji nie jest potwierdzeniem Bożego błogosławieństwa, które uszczęśliwia zasmuconych? „Tobie i twojemu potomstwu oddaję cały kraj Kanaan, jako własność na wieki”. Czyż to błogosławieństwo nie zostało przypieczętowane przez uroczystą kanonizację św. Matki Ledóchowskiej, która to kanonizacja potwierdziła, że jest ona już w posiadaniu Kanaanu, swojej ojczyzny niebiańskiej i że ta sama ojczyzna oczekuje na tych, którzy zrodzili się z jej ducha?
„Jeżeli dziś św. Urszula staje się przykładem świętości dla wszystkich wierzących, to dlatego, że jej charyzmat może być podjęty przez każdego, kto w imię miłości Chrystusa i Kościoła chce skutecznie dawać świadectwo Ewangelii we współczesnym świecie. Wszyscy możemy uczyć się od niej, jak z Chrystusem budować świat bardziej ludzki — świat, w którym coraz pełniej będą realizowane takie wartości, jak: sprawiedliwość, wolność, solidarność, pokój. Od niej możemy uczyć się, jak na co dzień realizować ‘nowe’ przykazanie miłości” (Jan Paweł II, Homilia podczas kanonizacji Sebastiana Pelczara i Urszuli Ledóchowskiej, Watykan – 18.05.2003).
3. ZAKOŃCZENIE
Kto decyduje się iść za głosem Boga, myślę tutaj zarówno o siostrach jak i o osobach świeckich, ten musi się poddać – podobnie jak Abram i św. Matka Urszula – procesowi ogołocenia i wykorzenienia. Musi wyruszyć ze swoich ojczystych stron, aby rozpocząć drogę w nieznane, do nieznanej, obiecanej ziemi. Musi zawierzyć Bogu bardziej niż sobie samemu; pozbyć się ludzkich planów i zabezpieczeń na życie, a wsłuchiwać się przede wszystkim w Słowo Boże i opierać się na woli Boga i w ten sposób odkrywać to, czego Pan Bóg od nas oczekuje, na miarę nowych czasów.
Nie pielęgnujemy tradycji zakonnej dla niej samej. Ktoś powiedział, że wszyscy potrzebujemy trochę zmian i trochę ciągłości, chociaż w różnych proporcjach. Gdybyśmy nie mieli w tym świecie niczego trwałego, rychło byśmy zwariowalibyśmy, ale gdyby kompletnie nic się nie zmieniało, stalibyśmy się warzywem. Dlatego musimy wciąż szukać równowagi między ciągłością i zmianą. Problem polega na tym, że kompromis, który tworzymy jako społeczeństwo, zawiera dzisiaj zbyt wiele zmian i zbyt mało ciągłości, jak na potrzeby przeciętnego człowieka. I coś trzeba z tym zrobić. Zrobić tak, jak robiła to Matka Urszula. Amen.
Za: www.episkopat.pl