Abp Wojciech Polak, Prymas Polski
HOMILIA Z OKAZJI 350-LECIA KULTU I 340-LECIA PRZYBYCIA OBRAZU MATKI BOŻEJ KALWARYJSKIEJ
Kalwaria Pacławska, 13 sierpnia 2019 r.
Umiłowany Pasterzu Kościoła Przemyskiego,
Drodzy Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Biskupi i Prezbiterzy,
Osoby Życia Konsekrowanego, a zwłaszcza Wy, Ojcowie i Bracia Franciszkanie, Kustosze tego Sanktuarium,
Kochani Kalwaryjscy Pielgrzymi,
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu
Od trzystu czterdziestu lat, czyli od historycznej daty przybycia na tutejsze kalwaryjskie wzgórze łaskami słynącego obrazu Matki Bożej, wraz z rzeszą wiernych pielgrzymujących co roku na uroczystości odpustowe ku czci Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, i my dziś powtarzamy słowa, które – jak czytaliśmy przed chwilą w Ewangelii – kobieta z tłumu powiedziała do Jezusa: błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś. W tych właśnie słowach kobieta z tłumu wielbiła i dziękowała Bogu za Matkę Jezusa, za Maryję Pannę, za Jego i za naszą Matkę. Dlaczego dziękowała? Być może ujęły ją i do jej serca dotarły słowa, które sam Jezus już wcześniej o swej Matce i do Niej mówił. Słowa po ludzku zaskakujące, a nawet trudne. Nieco wcześniej święty Łukasz opisuje nam, że Jezus widząc swą Matkę wraz z braćmi powiedział: moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je. Papież Franciszek zauważy, że było w tych słowach Jezusa największe uznanie dla Maryi, gdyż to właśnie Ona jest doskonałą uczennicą, która we wszystkim była posłuszna woli Boga. Możemy przypuszczać, że pewnie tak po ludzku spodobały się Panu Jezusowi słowa błogosławieństwa, które teraz jedna z kobiet z tłumu wypowiedział pod adresem Jego Matki. On naprawdę Ją kochał i wiele Jej zawdzięczał. Przyjęła Go pod swoje matczyne serce choć nie było to dla Niej w pełni zrozumiałe i proste. Można sobie wyobrazić – mówił kiedyś w czasie rozważania przed modlitwą Anioł Pański Benedykt XVI – jak musiała się czuć Maryja w takiej chwili (w chwili zwiastowania): pełna przejęcia, kompletnie zaskoczona perspektywą, która jej została przedstawiona. Ale – jak wyjaśnił młodym w styczniu w Panamie papież Franciszek – Maryja za pomocą kilku słów miała odwagę powiedzieć „tak” i zaufać miłości, zaufać obietnicom Boga, który jest jedyną siłą zdolną do odnowienia, do uczynienia wszystkiego nowym. Jezus doskonale wiedział jak wiele Jej zawdzięcza, jak bardzo starała się Go chronić i troszczyć się o Niego. W codzienności doświadczył Jej mądrości i rozwagi, z którą zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. Doświadczył jej wiernej, matczynej miłości, która najpełniej objawiła się w godzinie Jego krzyżowej męki, gdy wszyscy uczniowie uciekli, Ona zaś pozostała u stóp Jego krzyża. Znał więc Jej serce i jego niezwykłą wrażliwość. Dobrze pamiętał, z jaką delikatnością dostrzegła w Kanie na weselu potrzebę małżonków zwracając się do Niego: synu, oni przecież wina nie mają. Tak, to naprawdę błogosławiona kobieta. Kobieta, w której życiu było wiele trudności, z którymi musiała się zmierzyć, a które były prostą i jasną konsekwencją Jej „tak” wypowiedzianego Panu. Było to bowiem – jak zauważył kiedyś papież Franciszek – „tak” osoby, która chce się zaangażować i podjąć ryzyko, która chce postawić wszystko na jedną szalę, bez innych gwarancji niż pewność, że niesie obietnicę, że swoim „tak” daje życie marzeniu Boga. Ale ta właśnie Błogosławiona Kobieta, przed którą dziś, tutaj, w tym kalwaryjskim sanktuarium jesteśmy, przechodząc różne próby, wspierana Duchem męstwa, pozostała wierna swojej obietnicy. I za to została nagrodzona chwałą nieba, z duszą i ciałem – jak wierzymy i wyznajmy – wzięta do niebieskiej chwały. Dziś przychodzimy do Niej, aby takiego zawierzenia Bogu się uczyć i prosić, aby się za nami u swego Syna wstawiała. Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je. Takiej właśnie postawy mamy się od Maryi uczyć i starać zrozumieć, że na tym właśnie, na słuchaniu Boga dużo bardziej niż ludzi i ludzkich mądrości, i zachowywaniu Jego słowa, polega nasze prawdziwie błogosławieństwo i szczęście.
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!
Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowuję je. Błogosławieni słuchający! Czy jednak łatwo dziś człowiekowi słuchać Bożego słowa i czerpać z niego dla siebie siłę i życie? Czy łatwo o posłuszeństwo temu słowu? Czy współczesny człowiek nie zagubił gdzieś tej podstawowej zdolności do otwarcia swego serca i ducha na Mądrość, która zstępuje z góry? Czy w swojej ludzkiej pysze i zapatrzeniu w siebie byłby jeszcze zdolny prosić Boga, powtarzając za Autorem Księgi Mądrości – dajże mi Mądrość, co dzieli tron z Tobą i jednocześnie z pokorą uznać siebie za człowieka niemocnego i krótkowiecznego, zbyt słabego, aby pojąć sprawiedliwość i prawa? Wydaje się, że właśnie dziś człowiek staje się coraz bardziej niezdolny do słuchania słowa, zapatrzony w swoje racje, w swoje pomysły i w swoją ludzką mądrość. Papież Benedykt XVI podczas pielgrzymki do rodzinnej Bawarii stwierdził, że istnieje nawet jakieś zaburzenie słuchu w stosunku do Boga, na które cierpimy zwłaszcza w naszej epoce. Po prostu nie potrafimy już usłyszeć Jego głosu, bo zbyt wiele innych dźwięków wypełnia nasze uszy. To, co się o Nim mówi wydaje się nam przednaukowe, już nie pasujące do naszych czasów. To zaburzenie słuchu czy wręcz głuchota w obliczu Boga sprawia też, że w naturalny sposób tracimy również zdolność rozmawiania z Nim czy mówienia do Niego. To zaburzenie słuchu i ta głuchota na Boga dosięga dziś także wielu ludzi wierzących. Wprawdzie uznają jeszcze, że jakiś Bóg istnieje, od czasu do czasu powtarzają gesty religijne, ale żyją tak i dokonują takich wyborów, jakby On nie istniał. Na pozór wszystko toczy się normalnie, chociaż nie mamy już uszu i oczu dla Boga i praktycznie żyjemy bez Niego. Czy jednak rzeczywiście wszystko toczy się normalnie i zwyczajnie? Czy także we wspólnocie Kościoła nie potrzebujemy dziś szczególnej odnowy, jakiegoś zasadniczego powrotu i zwrotu ku Bogu, ku słowu Bożemu. Czy nie powinniśmy raz jeszcze przypomnieć sobie i z wiarą przyjąć, że: błogosławieni, a więc prawdziwie szczęśliwi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je wiernie.
Kochani w Panu Siostry i Bracia!
W ten maryjny wieczór, wobec naszej Matki, Wniebowziętej Pani i Królowej, która na tym kalwaryjskim wzgórzu w swym Cudownym Wizerunku od przeszło trzystu lat wysłuchuje naszych próśb, trzeba nam dziś prosić, abyśmy potrafili słuchać. Papież Franciszek, zachęcając nas kiedyś do otwarcia naszych oczu i uszu, a nade wszystko do otwarcia serca, do słuchania sercem, przekonywał nas, abyśmy pamiętali, że zawsze jesteśmy trochę „skąpi” w naszym spojrzeniu i w sercu: pozostawieni sami sobie w ostateczności tracimy nie tylko miarę, ale i perspektywę; dochodzimy do przekonania, że wszystko zrozumieliśmy, że wzięliśmy pod uwagę wszystkie zmienne (…) Są to jednak wszystko jedynie nasze konstrukcje, które łudzą, że dotykają nieba. W uroczystość Wniebowzięcia Maryi mamy szansę, aby na nowo zobaczyć perspektywę, którą Ona nam ukazuje. Papież Franciszek powie, że Ona uwierzyła w Syna Bożego i pierwsza została wzięta do nieba z ciałem i duszą. Pierwsza przyjęła i wzięła na ręce Jezusa, gdy był jeszcze dzieckiem, i Ją pierwszą On wziął teraz w swe ramiona, by wprowadzić do wiecznego królestwa Ojca. Maryja przetarła więc dla nas niebieski szlak. Wskazała, że nasza ojczyzna jest w niebie, w ramionach Ojca. Maryja bowiem poprzedziła nas na tej drodze, na którą wchodzą w swym życiu ci, którzy przez chrzest związali swoje życie z Jezusem, tak jak Ona związała z Nim całe swoje życie. Weszliśmy zatem i my wszyscy na tę drogę. Wniebowzięcie Maryi wciąż nas zachęca, abyśmy się nie zniechęcili i nie ustali w drodze, abyśmy z niej nie zawrócili i nie dali się na niej uwieść mirażom tego świata, abyśmy nie dali się odwieść czy zastraszyć, abyśmy nie zbłądzili i nie ulegli naszym ludzkim słabościom, abyśmy z tej Bożej drogi do nieba, nie zeszli. Jest to droga wiary i zawierzenia Bogu. Droga służby i pokornej miłości. Droga odważnych decyzji i zaufania, że przyniosą one spodziewane owoce. Droga ludzi pokornych, ubogich Pana, ludzi często lekceważonych i pogardzanych w tym świecie, zapomnianych i niedocenianych, ale wyniesionych do pełni życia u Boga. Jednak nade wszystko jest to droga ludzi zasłuchanych w słowo Boga, przyjmujących Jego propozycje i Jego rozwiązania. I taką właśnie drogę wskazuje nam Maryja Wniebowzięta. Nie jest to droga oderwana od życia, ale przeciwnie, niekiedy boleśnie w nim zanurzona. Nie jest to droga zarezerwowana dla nielicznych, ale otwarta dla wszystkich, niekiedy trudna, ale możliwa dla tego, kto wierzy. To przecież idąc tą właśnie drogą Maryja usłyszała najpierw zapowiedź, że Jej serce miecz przeniknie. To na niej spotkała Elżbietę będącą w potrzebie, a później zasmuconych nowożeńców w Kanie Galilejskiej. Idąc tą właśnie drogą niejednokrotnie przemierzała górzyste okolice, aż po ostatni bolesny etap Kalwarii, związany z tajemnicą Męki Chrystusa. I na tej drodze Maryi pojawił się również jerozolimski Wieczernik, gdzie na modlitwie oczekiwała wraz z Jego uczniami na zesłanie Ducha Świętego. Maryja jest przewodniczką na drodze wiary tych, którzy swoją nadzieję złożyli w Chrystusie. Ona – jak przypomniał nam na Jasnej Górze papież Franciszek – jako Matka rodziny chce nas strzec razem, wszystkich razem. Wypowiadając dziś nad nami swoje błogosławieństwo: błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowuję je, sam Jezus pragnie nam wszystkim jeszcze raz przypomnieć, że kiedy przyjmujemy Słowo jak Maryja, Duch Święty sprawia, że poczyna się ono w naszym wnętrzu i rodzi się jako oświecające nas i innych światło; stajemy się braćmi. Jego słowo nie dzieli, nie stawia nas po dwóch stronach barykady, nie jest narzędziem walki ani orężem przeciw komukolwiek. Stajemy się prawdziwie Jezusową rodziną i to nie przez więzy krwi, ale przez przyjęcie Jego słowa, które daje nam prawdziwe życie. Ono rodzi się w nas jako światło i uzdalnia nas do naśladowania Chrystusa. Dlatego jest lampą rozpraszającą ciemności lęku i oświetlającą drogę nawet w najtrudniejszych chwilach, jest niczym kompas wskazujący drogę, którą należy iść.
Drodzy Kalwaryjscy Pielgrzymi!
Cieszę się, że wraz z wami przybyłem dziś ze świętowojciechowego Gniezna na to maryjne miejsce. Wpatrując się z wiarą i miłością w cudowne oblicze królującej tu od wieków Matki Bożej pragnę prosić, aby nas wszystkich, prawdziwie wszystkich, jeszcze raz ogarnęła swym matczynym spojrzeniem. W Niej bowiem – jak uczy papież Franciszek – widzimy najpiękniejszą twarz Kościoła – Matki, dostrzegamy plany, jakie Pan ma wobec każdego i każdej z nas oraz nadzieję, która w nas zamieszkuje, nawet jeśli nasze serce wciąż pełne jest sprzeczności. I tak oto Maryja, towarzysząc nam i objawiając, jak słodki jest Pan, na nowo daje nam odwagę, ponieważ największym Jej pragnieniem jest doprowadzić nas wszystkich do Ojca: tak więc, choć nadal często jesteśmy podzieleni, możemy stać się naprawdę jedną rodziną w Jezusie, Jej Synu i naszym Panu, Królu miłosierdzia i Głowie Ciała, którym jest Kościół. Błogosławieni są bowiem ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je. Amen.