Abp Wojciech Polak, Prymas Polski
HOMILIA NA 100-LECIE SIÓSTR DOMINIKANEK
Mielżyn, 25 kwietnia 2019 r.
Kochane Siostry Dominikanki,
Umiłowani Siostry i Bracia,
Nasze serca wypełnia dziś radość zmartwychwstania. Pan zmartwychwstał i jest z nami. Oto przesłanie dni, które przeżywamy. On, Zmartwychwstały, jest wiec źródłem naszej radości i pokoju. Tej radości jednak, jak usłyszeliśmy dziś w liturgii Słowa, towarzyszy niekiedy również zdziwienie, a może nawet i pewne zwątpienie czy powątpiewanie. Czy, aby na pewno – mówimy – to, co słyszymy, co zostało nam przekazane, w czym przez chrzest święty teraz uczestniczymy jest źródłem naszej radości? Papież Franciszek nawiązując do dzisiejszej Ewangelii wskazywał kiedyś, że wydaje mu się, iż pewną cechą wielu chrześcijan, a nawet pewną – jak wówczas powiedział – chorobą, jest jakiś lęk przed radością. Boimy się radości – mówił papież – lepiej jest myśleć, że Pan Bóg istnieje, ale jest gdzieś daleko, że owszem, Jezus zmartwychwstał, ale przecież też jest daleko. Lepiej zachować więc rezerwę, pewien dystans. Obawiamy się bliskości Jezusa, ponieważ niesie radość. Dlaczego jednak tak się dzieje? Dlaczego boimy się radości? Co nam nie pozwala prawdziwie ucieszyć się bliskością Zmartwychwstałego Pana? Wolimy się smucić, niż cieszyć – powie nam jeszcze papież – może i dlatego, że łatwiej jest poruszać się w ciemnościach niż w blasku. Łatwiej jest żyć w lęku, niż otworzyć się na nowość życia. Jakże często brakuje nam radości, bo się po prostu boimy. Czujemy się wciąż przytłoczeni tragedią krzyża, naszymi trudnymi doświadczeniami, naszą przeszłością i naprawdę trudno nam cieszyć się w pełni darem zmartwychwstania. Trudno nam uwierzyć, że Jezus swoją męką, śmiercią i zmartwychwstaniem zwyciężył śmierć i darował nam nowe życie. Jesteśmy więc, jak mówił swoim uczniom Jezus, często zmieszani i różne wątpliwości budzą się również w naszych sercach. Dlatego mówimy sobie: Dość. On jest w niebie. To dobrze. Zmartwychwstał, ale niech tu już więcej nie przychodzi. Bo nie dajemy rady. On jednak wciąż od nowa staje pośrodku nas – jak ukazuje nam dziś Ewangelia – zmartwychwstał i jest wśród nas. Przynosi nam pokój i radość. Mówi nam: pokój wam! Ukazuje nam, jak wtedy swym uczniom, swoje przebite ręce i nogi, naznaczone na wieki śladami męki. Oto dowód przebaczenia naszej niewierności i wieczny znak najwyższej miłości. Kocha nas przecież aż do przebicia swych rąk i nóg, aż do otwartego boku za nas, aż do końca, aż do śmierci. Oświeca nasze umysły darem swego Ducha. Rozjaśnia nam serca swoją łaską. Budzi radość swoją obecnością. I wzywa nas, abyśmy w tym świecie, w takim, jaki dziś jest, tak często naznaczonym lękiem i smutkiem, tak często mocno przecież doświadczonym ludzkim cierpieniem i śmiercią, w świecie owładniętym niepewnością i jakże często wręcz sparaliżowanym tak wieloma dramatami i tragicznymi wydarzeniami, jak choćby w tych ostatnich dniach męczeńską śmiercią tylu chrześcijan na Sri Lance, w świecie przenikniętym samotnością i ostatecznie pozbawionym nadziei, nieśli Jego pokój i radość. Ten bowiem, kto napełnia nas swoją łaską – pisał do młodych w swej najnowszej adhortacji papież Franciszek – Ten, który nas wyzwala, Ten, który nas przemienia, Ten, który nas leczy i umacnia, to przecież Ktoś, kto żyje. On żyje i chce, abyś żył! On chce, byś był świadkiem, byś była świadkiem tego!
Umiłowani Siostry i Bracia!
Gdy dziś, tutaj w Mielżynie, słuchamy tych słów, może zrodzić się i w nas pewne zadziwienie, że oto sto lat temu, w czasach rodzącej się dopiero na powrót Niepodległej, po mrocznym okresie zaborów i panującej wciąż w tak wielu ludzkich sercach nieufności i ciemności, u progu zagospodarowywania trudnego daru wolności, wobec niepewności jutra i trudnej do przewidzenia przyszłości, Siostry Dominikanki, odpowiadając na wzywania nowych czasów, nabyły właśnie tutaj, w Mielżynie, budynki i ziemię, i postanowiły, zgodnie ze wskazaniem swojej Założycielki, Służebnicy Bożej Matki Kolumby Białeckiej, głosić prawdy ewangeliczne najbardziej potrzebującym przez służbę chorym i katechezę. Poczynając wówczas od klasztoru i domu dla sierot, poprzez prowadzoną do wybuchu II wojny światowej Szkołę Gospodarstwa Domowego, aż po prowadzony nieprzerwanie od 1956 roku zakład dla dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością ruchową i intelektualną, były i są dla tej witkowskiej ziemi zwiastunami nadziei i radości w Panu. Często wbrew przytłaczającym je w ciągu tego mielżyńskiego stulecia różnym trudnym wydarzeniom, ot choćby biedzie i komunistycznej grabieży ich mienia, wojennym zniszczeniom czy czasowemu wypędzeniu z klasztoru, pozbawieniu ich troski o dzieci, a nawet zlikwidowaniu prowadzonego przez nie tutaj przedszkola, zdawały się nam wszystkim wciąż przypominać, że przecież Jezus zmartwychwstał i żyje, a jeśli On żyje – jak napisał do młodych papież Franciszek – to naprawdę może być obecny w naszym życiu, w każdej jego chwili, aby napełnić je światłem. Tak więc nigdy nie będzie więcej samotności i opuszczenia. Dominikanki przyszły tutaj, aby swym życiem i swoją posługą najmniejszym naszym siostrom i braciom zaświadczyć o tej prawdzie. Jeśli On zmartwychwstał, jeśli On żyje, nigdy nie będzie więcej samotności i opuszczenia. Będą bowiem ludzie, i są wciąż dzięki Bogu tacy ludzie, są nadal takie odważne kobiety, dla których radość i nadzieja zmartwychwstania nie tylko pozostawiają – jak mówił kiedyś papież Franciszek – niezatarty ślad w ich własnej duszy, ale stają się motywem miłości i służby drugiemu. Kto bowiem prawdziwie uwierzył Zmartwychwstałemu, kto w swym życiu Go spotkał, kto nie dał się przekonać, że owszem zmartwychwstał, ale przecież jest daleko, ten ukazywać będzie, że dobro może znajdować sobie drogę w naszym życiu i że nasze trudy, nasze codzienne wybory i zmagania, dobro, które cierpliwie czynimy i troska o drugiego, zwłaszcza potrzebującego naszej konkretnej bliskości i pomocy, nie tylko mają sens, ale dają w tym świecie czytelne świadectwo o obecności Zmartwychwstałego i Jego radości, która może stać się udziałem nas wszystkich. On zawsze jest z nami, podziela nasze problemy i trudności, cieszy się naszymi sukcesami i nadziejami, towarzyszy nam, gdy spełniamy dobre uczynki i wciąż nam przypomina, że zmartwychwstał, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.
Drodzy Siostry i Bracia!
Gdy Piotr wyjaśniał zebranym w krużganku Salomona ludziom prawdziwy sens uzdrowienia chromego od urodzenia, którego byli przed chwilą wszyscy świadkami, odwołał się do wiary w Zmartwychwstałego, dzięki której człowiek chory odzyskał siły i zdrowie. Przez wiarę w Jego imię – mówił im Apostoł – temu człowiekowi, którego oglądacie i którego znacie, imię to przywróciło siły. Wiara bowiem wzbudzona przez niego dała mu tę pełnię sił, którą wszyscy widzicie. Uzdrowienie chromego nie było więc owocem jakiś ludzkich zabiegów. Nie wiązało się też z jakąś tajemną mocą czy siłą. Apostołowie też przecież – jak mówili – nie własną mocą lub pobożnością sprawili, że ten człowiek teraz chodzi. Objawiła się na nim moc Boga. Ukazała się potęga Zmartwychwstałego. Poznaliśmy – jak pisał Filipianom Apostoł Paweł – moc Jego zmartwychwstania. Bóg bowiem – jak mówił jeszcze święty Piotr – wskrzesił z martwych Sługę swego i posłał Go. W ciągu minionego stulecia obecności Sióstr Dominikanek w Mielżynie wielokrotnie objawiała się tutaj moc Boża. Nie własną przecież mocą i nie własną pobożnością sprawiały Siostry, że dzieci i młodzież powierzeni waszej trosce odzyskiwali tutaj siły. Owszem, zawsze potrzeba było i wciąż potrzeba tutaj waszej ogromnej pracy i waszego zaangażowania, waszego oddania i waszego życia poświęconego Bogu i bliźnim. Potrzeba, by jak Piotr i Jan, a po nich całe zastępy Jezusowych uczniów, z odwagą wychodzić wciąż naprzeciw tym wszystkim sytuacjom, które codziennie napotykacie i widzieć na sobie spojrzenia tych, do których jesteśmy posłani. Jeśli jednak w waszym życiu i powołaniu wciąż odkrywać będziecie, że Ten, który was powołał jest z wami, że On zmartwychwstał i żyje, że jest pełen życia nadprzyrodzonego i przyodziany w nieskończone światło, i wy, Kochane Siostry, będziecie mogły zawsze za apostołami Jezusa powtórzyć: nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! Jesteście tutaj, w Mielżynie, właśnie po to, aby z całą prostotą waszego zakonnego powołania i z całą mocą łaski Zmartwychwstałego, objawiać w waszym życiu i posłudze Jego moc. Ten, który przed stu laty przywitał was i przyjął, jak same wspominacie na tej wielkopolskiej ziemi bardzo gościnnie, ówczesny nasz arcybiskup prymas Polski Edmund Dalbor ucząc nas wszystkich troski i miłości o drugich, zwłaszcza potrzebujących pomocy, zwykł był w swym stylu mówić, że zadaniem naszym jest rany zabliźniać, kolce goryczy bliźnim ostrożnie i miłościwie wyciągać, by im ułatwić przyjście do równowagi i do powrotu do lepszego sposobu życia i do zajęć odważniejszych (…) Dlatego też jako chrześcijanie – dodawał pierwszy Prymas Polski Odrodzonej – powinniśmy mieć zawsze współczucie dla naszych bliźnich. Dziękując za to minione stulecie w Mielżynie, chciałbym dziś, modląc się z wami i za was, modląc się za całą dzisiejszą wspólnotę mielżyńską, życzyć, by Zmartwychwstały Pan napełniał wasze serca pokojem i radością i by sam sprawił, że czerpiąc obficie z daru Jego obecności i Jego miłości, nieść ją będziecie nadal tak radośnie i tak odważnie, jak przez te lata, pomimo trudu i przeszkód, pomimo napotykanych wciąż nowych zadań i wyzwań, przecież czyniłyście. A kiedy – jak napisał młodym papież Franciszek – zdarzy się i wam kiedyś, Moje Kochane Siostry, że poczujecie się, może i po następnych owocnych stu latach w tym miejscu, już nieco stare z powodu smutku, urazów, lęków, wątpliwości czy porażek, On będzie zawsze i nadal przy was, aby na nowo dać wam siłę i nadzieję. Zmartwychwstałem i nadal, i zawsze jestem z Tobą! On przecież żyje i chce, abyśmy żyli!