Abp Stanisław Gądecki, Przewodniczący KEP
OJCIEC I NAUCZYCIEL MŁODZIEŻY. HOMILIA NA WSPOMNIENIE ŚW. JANA BOSKO
Ląd, 31 stycznia 2018 r.
Ostatni dzień stycznia jest dniem narodzin dla nieba św. Jana Bosko. Jest to dzień jednego z najważniejszych świąt salezjańskich. W tym czasie cała rodzina salezjańska gromadzi się, aby wspólnie świętować wspomnienie Ojca i Nauczyciela młodzieży. Ten dzień jest również okazją do wyrażenia naszej wdzięczności wszystkim zaangażowanym w kontynuację dzieła św. Jana Bosko, w sposób szczególny Współpracownikom Salezjańskim, animatorom Oratorium, Dobrodziejom i Przyjaciołom Seminarium w Lądzie nad Wartą, które – w duchu świętego patrona – stara się przygotować młodych mężczyzn do kapłaństwa i pracy wychowawczej w szczególności pośród młodzieży biednej i zaniedbanej pod względem wychowawczym.
1. ŻYCIE
Tak więc, w centrum naszego eucharystycznego spotkania stoi dzisiaj osoba i czyn świętego Jana Bosko, Księcia Wychowawców. W ciągu prawie 73 lat swojego pracowitego życia był on świadkiem głębokich przemian politycznych, społecznych i kulturalnych, ruchów rewolucyjnych, wojen i masowej migracji ludności wiejskiej do miast. Wszystko to odcisnęło swoje piętno na warunkach życia tejże ludności, zwłaszcza warstw najuboższych. Stłoczeni na peryferiach dużych miast ludzie ubodzy, w szczególności młodzi, stali się przedmiotem wyzysku i ofiarami bezrobocia. W okresie który powinien być czasem ich intensywnego rozwoju osobowego, moralnego, religijnego i zawodowego zostali pozbawieni należytego kierownictwa duchowego, a często zupełnie opuszczeni. W obliczu tego wyobcowanych ogromnych rzesz ludzkich tradycyjny sposób wychowania stanął całkowicie bezradny.
Pozytywną odpowiedź na tę bezradność dał dopiero św. Jan Bosko. Wcześnie osierocony przez ojca, wychowywany z chrześcijańską wrażliwością przez matkę, został on obdarzony przez Opatrzność tego rodzaju darami, które uczyniły go wielkodusznym i troskliwym przyjacielem młodzieży. „Wystarczy, że jesteście młodzi, abym was bardzo kochał” – mówił, streszczając swoje główne założenia wychowawcze. Dzięki temu młodzi ludzie mogli dostrzec w jego ojcowskiej miłości odblask Miłości Bożej.
Przygotowywał się do swojego dzieła bardzo sumiennie. W wieku czternastu lat rozpoczął naukę u kapłana-emeryta, którą musiał po roku przerwać z powodu nagłej śmierci tegoż kapłana. W latach 1831-1835 ukończył szkołę podstawową i średnią. Nie posiadając wystarczających funduszów na naukę, musiał pracować dodatkowo w różnych zawodach, aby zdobyć podręczniki i opłacić nauczycieli. Mieszkając na stancji, musiał pomyśleć o własnym utrzymaniu, dlatego dorabiał udzielaniem korepetycji. Po ukończeniu szkoły średniej został przyjęty do wyższego seminarium duchownego w Turynie. Tam – pod kierunkiem św. Józefa Cafasso, świętego wykładowcy i spowiednika, poczynił znaczne postępy w doskonałości chrześcijańskiej (1835-1841).
Gdy idzie o decydujący czas jego formacji seminaryjnej to warto – dla pożytku dzisiejszych alumnów – zwrócić uwagę na pewien fragment jego Wspomnień: „Jeśli chodzi o kolegów, to zastosowałem się do rady mojej kochanej rodzicielki. Czyli trzymałem z tymi, którzy mieli nabożeństwo do Maryi, miłowali naukę i pobożność. Muszę powiedzieć, że w seminarium jest wielu kleryków nieposzlakowanych cnót, ale są też i niebezpieczni. Wcale nie tak mało młodzieńców idzie do seminarium, nie zastanowiwszy się nad swoim powołaniem, nie mając ani ducha, ani woli dobrego seminarzysty. Więcej, pamiętam, że słyszałem kolegów prowadzących najgorsze rozmowy. A pewnego razu podczas rewizji znaleziono bezbożne i obsceniczne książki wszelkiego rodzaju. To prawda, że tacy koledzy albo dobrowolnie rezygnowali z sutanny, ze stroju duchownego, albo też byli wyrzucani z seminarium, kiedy się na nich poznano. Dopóki jednak mieszkali w seminarium, byli jak zaraza dla dobrych i złych” (Jan Bosko, Wspomnienia Oratorium św. Franciszka Salezego 1815-1855, Warszawa 2015, 112). Tak to, posługując się zdrowym rozsądkiem i pracując sumiennie nad sobą, otrzymał – dnia 5 czerwca 1841 roku – święcenia kapłańskie.
Jako kapłan, ks. Bosko osiągnął osobistą świętość poprzez działalność wychowawczą, przeżywaną z gorliwością i zapałem apostolskim. Wzajemna wymiana pomiędzy „wychowaniem” i „świętością” stanowi wyróżniającą cechę jego postaci. Ksiądz Bosko był „świętym wychowawcą”. Stał się twórcą szkoły nowej duchowości apostolskiej, szerzycielem szczególnego nabożeństwa do Maryi Wspomożycielki Wiernych i Matki Kościoła. Nade wszystko jednak został mistrzem skutecznego, nowego sposobu wychowania.
2. DZIEŁO
Korzystając z doświadczenia innych świętych – szczególnie św. Filipa Nereusza i św. Karola Boromeusza – stworzył instytucję Oratorium, która stanie się jakimś sensie symbolem całej jego działalności. Instytucja Oratorium zaczęła się krystalizować w 1841 roku, począwszy od „prostej katechezy”, aby stopniowo rozszerzyć się i przybrać formę schronisk dla bezdomnych, warsztatów, szkół zawodowych uczących pracy oraz samodzielnego i uczciwego zarabiania na życie, szkół typu humanistycznego, otwartych na ideał powołaniowy, dobrej prasy, różnego rodzaju inicjatyw i metod rozrywki odpowiadających ówczesnej epoce (teatr, orkiestra, śpiew, jesienne wycieczki).
Sama jego praca w Oratorium była całkiem przyziemna i pozbawiona wszelkiej egzaltacji. Wszystko to działo się w czasach, gdy „deprawacja myśli czynów stała się tak powszechna, że nie mogłem ufać nawet ludziom ze służby. Dlatego wszystkie prace domowe wykonywałem wspólnie z moją mamą. Gotowanie, nakrywanie do stołu, rąbanie drew, krojenie i szycie majtek, koszul, spodni, kurtek, ręczników, prześcieradeł oraz reperowanie tego wszystkiego należało do mnie. Było to bardzo korzystne wychowawczo, gdyż mogłem z łatwością kierować do młodych rady czy przyjazne słówka, kiedy rozdawałem im chleb, zupę czy coś innego” (Jan Bosko, Wspomnienia Oratorium św. Franciszka Salezego 1815-1855, Warszawa 2015, 188).
W dziedzinie wychowania chrześcijańskiego św. Jan Bosko wyróżnił się nie tylko jako jeden z największych pedagogów w dziejach Kościoła, lecz ponadto pozostawił po sobie system wychowawczy pod nazwą „systemu uprzedzającego”, który wprowadził prawdziwy przewrót w dotychczasowym sposobie wychowaniu. Ta metoda wychowawcza nie jest oparta na stosowaniu przymusu, lecz odwołuje się do potencjału dobra i rozumu, jakie posiada wychowanek w swoim wnętrzu. System zapobiegawczy polega na uprzedzaniu ewentualnych czynów podopiecznego tak, by nie doprowadzić do uczynienia przez niego czegoś niewłaściwego. W tym systemie wychowawca – szanując w pełni wolną wolę wychowanka – staje się mu bliski i towarzyszy mu na jego drodze autentycznego wzrastania.
Jego całościową wizję wychowawczą można nazwać pedagogią świętości. Oryginalność i śmiałość postulatu „świętości młodzieńczej” była istotną wartością sztuki wychowawczej tego wielkiego Świętego, którego słusznie można nazwać „mistrzem duchowości młodzieżowej”. Jego niezwykły sekret polegał na tym, że nie zawiódł on nigdy najgłębszych pragnień młodzieży (chęci życia, pragnienia miłości, otwarcia duszy, radości, wolności, nastawienia ku przyszłości) a jednocześnie prowadził ją stopniowo i w sposób konkretny do przekonania, że tylko poprzez życie w łasce, to jest w przyjaźni z Chrystusem, młodzi mogą w pełni zrealizować swoje autentyczne ideały.
Nie mniejsze zasługi położył św. Jan Bosko na polu ascezy katolickiej, którą uwspółcześnił, uczynił dostępną dla szerszych warstw wiernych. Zakładał uświęcenie się przez sumienne wypełnianie obowiązków stanu, doskonalenie się przez uświęconą pracę. Maryja Panna i św. Józef – mawiał – nie poszli w swoim życiu codziennym drogą nadzwyczajnych pokut czy wielu godzin modlitwy. Oni wszystko czynili w celu wypełnienia woli Bożej, wszystko czynili dla Jezusa. W ten sposób wszystkie ich czynności stawały się aktem czci i miłości Bożej. Taka też, prosta i wszystkim dostępna, jest asceza salezjańska.
Owocem tej salezjańskiej ascezy okazali się później m.in. chłopcy z błogosławionej Piątki Poznańskiej, czyli pięciu wychowanków Salezjańskiego Oratorium Młodzieżowego w Poznaniu: Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik oraz Jarogniew Wojciechowski. W Oratorium byli oni organizatorami życia religijnego i kulturalnego. Niemiecka okupacja nie przerwała ich działalności. W sterroryzowanym Poznaniu zbierali się na próby chóru, który śpiewał na Mszach św. w nie zamkniętych jeszcze kaplicach i kościołach. Gestapo podejrzewało, że tworzą tajną organizację polityczną, zostali więc aresztowani i poddani torturom. Następnie przewiezieni do Zwickau, gdzie – po prawie dwuletnim procesie – skazano ich na śmierć przez zgilotynowanie. Bohaterscy młodzieńcy nie załamali się podczas pobytu w więzieniu. Odmawiali Różaniec, odprawiali Drogę Krzyżową, śpiewali Gorzkie Żale. Podnosili na duchu współwięźniów. Egzekucję wykonano dnia 24 sierpnia 1942 roku w Dreźnie. Kapelan więzienny, O. Franciszek Bänsch, który ich spowiadał i asystował przy ich egzekucji, na odwrocie wyroku napisał: „Odeszli do wieczności ut homines sancti – jako ludzie święci”.
Bosko szukał również – w podobnym duchu – sposobów rozwiązania problemów młodzieży żeńskiej. Udało się mu to zrealizować dzięki św. Marii Dominice Mazzarello, która – wraz z grupą młodych współpracownic – już wcześniej była zaangażowana w formację chrześcijańską dziewcząt. Jego pasja wychowawcza pociągnęła ponadto za sobą innych współpracowników: „osoby konsekrowane” składające śluby, dalej „pomocników” skupiających się wokół tych samych ideałów pedagogicznych i apostolskich w stowarzyszenie, a także „byłych wychowanków”, których zachęcił do propagowania takiego samego typu wychowania, jakie sami otrzymali (por. List Apostolski Jana Pawła II Iuvenum patris w setną rocznicę śmierci św. Jana Bosko).
Don Bosco był także przykładem odważnego podejścia do spraw politycznych – w kontekście napiętych wówczas relacjach między państwem a Kościołem. Jego stosunek do polityki ilustruje m.in. jedno z wydarzeń opisanych na kartach jego Wspomnień (Wspomnienia Oratorium św. Franciszka Walezego 1815-1855. Warszawa 2015, 196-197).
„W niedzielę po wspomnianych uroczystościach, o drugiej po południu, byłem z chłopcami na rekreacji, na placu zabaw, a jeden z nich czytał ‘L’Armonia”, kiedy księża, którzy zwykle pomagali mi w posłudze kapłańskiej przyszli wszyscy z medalami, kokardami, trójkolorową flagą i z naprawdę niemoralnym czasopismem, zatytułowanym ‘L‘Opinione’. Jeden z nich, bardzo godny szacunku ze względu na gorliwość i wiedzę, stanął przede mną, a widząc, że ktoś obok mnie trzyma ‘L’Armonia’, odezwał się: ‘Hańba! Czas skończyć z tymi służalcami, świętoszkami!’. Mówiąc to, wyrwał gazetę z ręki chłopca, porwał na drobne kawałki, rzucił je na ziemię, i plując na nie, dokładnie podeptał. Kiedy już dał upust politycznej gorączce, stanął przede mną i powiedział, podsuwając mi pod nos ‘L‘Opinione’: ‘Oto porządna gazeta – to nie co innego powinni czytać wszyscy prawi i uczciwi obywatele’. […]
W tej chwili dzwonek wezwał wszystkich do kościoła, a wzywał jeden z tych właśnie księży, który miał za zadanie wygłosić kazanie umoralniające do biednych chłopców. Tym razem było ono jednak naprawdę niemoralne. Wolność, równouprawnienie, niezależność rozbrzmiewały podczas całego wystąpienia […] kaznodzieja tuż po udzieleniu błogosławieństwa zaprosił księży i chłopców, aby przyłączyli się do niego, i szybko wyszedł z kościoła. Intonując na cały głos pieśni patriotyczne, powiewając zamaszyście flagą, poszli prosto w kierunku Wzgórza Kapucynów. Tam złożyli uroczystą obietnicę, że już nie przyjdą do Oratorium, chyba że zostaną zaproszeni i przyjęci ze wszystkimi atrybutami narodowymi. […] Kazałem powiedzieć tym księżom, że powrót do Oratorium jest im surowo zabroniony. Każdy z chłopców zaś, jeśli chce wrócić do Oratorium, musi osobiście przyjść do mnie. Decyzja okazała się słuszna. Żaden z księży nie próbował wrócić. Chłopcy przeprosili, dodając, że zostali oszukani, i obiecali posłuszeństwo i dyscyplinę”
Reakcja Jana Bosko na ówczesne polityczne zamieszanie, będące wynikiem ówczesnego starcia ruchów narodowych z Kościołem przypomina jako żywo wnikliwy komentarz świętego Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa warszawskiego, poczyniony przez niego w podobnych czasach w zaborze rosyjskim na temat polskich księży o nastawieniu patriotycznym: „Do obozu patriotów należeli znowu duchowni gorącego i szlachetnego serca, ale nie dość kościelnego ducha, których głównym zadaniem było nie to, aby naród pozyskać Kościołowi, lecz aby przez katolicyzm wskrzesić ojczyznę, a przynajmniej zachować naród od zagłady. Czuli oni, że katolicyzm jest najgłówniejszą przeszkodą do naszego wynarodowienia, ale zamiast widzieć w nim jedynie zbawiający pierwiastek, co narodowi wiekuisty zapewnia żywot, oni widzieli w nim po prostu kamień węgielny polskiej narodowości, z wywróceniem którego runęłoby całe budowanie. Jakkolwiek przeto gorliwie i nieraz z narażeniem siebie bronili zasad katolickich i kościelnej w kraju organizacji, czuć jednak było, że nie tyle chodziło im o chwałę Bożą i dusz zbawienie, ile o sprawę polską. Nie powiem, aby ci księża nie mieli wiary lub kapłańskiej gorliwości, wielu z nich owszem przykładnymi było kapłanami, ale ową Bożą rozczynę [Boży zaczyn] okwaszał [zakwaszał] zawsze ziemski pierwiastek opartego na nienawiści patriotyzmu, który nie pozwalał im nigdy wnieść się na wyżyny prawdziwie chrześcijańskiej miłości. Nie tylko nie troszczyli się oni wcale o nawrócenie swoich prześladowców, lecz zbyt swobodnie pojmując obowiązki podbitego narodu względem zaborczej władzy, nie poprzestawali oni na upoważnieniu biernego oporu w rzeczach przeciwnych sumieniu i zastrzeżeniu praw swoich, lecz upoważniali naród do zbrojnego przeciw władzy powstania, a co za tym idzie, i do tajemnych sprzysiężeń, w których bez żadnego skrupułu niejednokrotnie sami czynny przyjmowali udział. Służąc przede wszystkim krajowi, a nie Kościołowi, mniej oglądali się oni na rady i ostrzeżenia udzielane z Rzymu, niż na głos opinii publicznej w kraju, a ta chęć popularności popychała ich nieraz na bezdroża, których najwolniejsze nawet sumienie usprawiedliwić nie było w stanie” (Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki, Warszawa 2009, 388-389).
3. NOWE CZASY
Dzisiaj jednak mamy inne czasy. Sytuacja młodzieży również się zmieniła. Wychowawcy, duszpasterze i katecheci dobrze wiedzą o czym w tej chwili mówię. A jednak i dzisiaj pewne pytania, wobec których stawał ksiądz Bosko i które starał się rozwiązywać pozostają aktualne. Kim są młodzi? Czego chcą? Do czego dążą? Jakie mają potrzeby? Są to problemy – tak wówczas jak i dzisiaj – trudne, którym także każdy dzisiejsza wychowawca musi stawić czoła. Również dzisiaj nie brak wśród młodzieży grup wrażliwych na duchowe wartości, pragnących pomocy i oparcia w procesie dojrzewania ich osobowości. Z drugiej strony młodzież jest też wystawiona na oddziaływanie negatywne, owoc różnych poglądów ideologicznych.
Dawne metody wychowawcze już nie wystarczają; już się nie sprawdzają. Nie da się w prosty sposób wrócić do tego, co było kiedyś. Dawniej wymagając od młodych – nawet tych najbardziej zaniedbanych i zagrożonych – pewnych postaw i zachowań, można się było odwołać do ogólnych norm i wzorców, które obowiązywały i były oczywiste dla wszystkich. Dzisiaj dla młodych ludzi nic nie jest oczywiste a argument, że „tak było od zawsze” ich nie przekonuje. Dlatego w wychowaniu trzeba zaczynać od wyjaśniania sensu zachowań i postaw, bo tylko wtedy, gdy młody człowiek je zrozumie, będzie w stanie je przyjąć i zastosować także w trudnych sytuacjach. Natomiast sens wymaganych norm powinien być zakorzeniony w wierze, bo to w niej człowiek znajduje najczęściej poczucie sensu.
Coś jednak nie zmieniło się od czasów księdza Jana Bosko i dalej pozostaje ważne, a jest to np. potrzeba tworzenia wspólnoty, budowanie wzajemnego zaufania i tworzenie środowiska, w którym młody człowiek mógłby wzrastać i rozwijać się. Potrzeba tworzenia wspólnot – pojmowanych nie jako organizacja czy instytucja lub symboliczna wspólnota oparta na cechach ją wyróżniających – lecz podobnie jak w Oratorium jako osobowa wspólnota ludzi, którzy się wzajemnie wspierają. Tylko tego rodzaju wspólnota zapewnia odpowiednie środowisko wychowawcze dla młodzieży.
4. NOWE POWOŁANIA
Aby przygotować przyszłych kapłanów do tego nowego sposobu pracy wychowawczej potrzeba – jak uczy adhortacja apostolska Pastores dabo vobis – formacji integralnej kandydatów do kapłaństwa. Formacji zdolnej do połączenia w sposób wyważony wymiaru ludzkiego, duchowego, intelektualnego i duszpasterskiego, na pedagogicznej, stopniowej i dostosowanej do indywidualnych potrzeb drodze kandydata. Krótko mówiąc, aby być dobrym kapłanem – oprócz zdania wszystkich egzaminów i osiągnięcia określonej dojrzałości intelektualnej – trzeba dzisiaj posiadać dowiedzioną dojrzałość ludzką, duchową i duszpasterską.
W ubiegłym roku został wydany dodatkowo nowy dokument zatytułowany Dar powołania do kapłaństwa. Ratio fundamentalis institutionis sacerdotalis – z grudnia 2017 roku – który próbuje przezwyciężyć pewne automatyczne działania formacyjne, mające miejsce w przeszłości. Tak więc – oprócz znanego już nazewnictwa, które dzieliło drogę formacyjną na „etap studiów filozoficznych”, „etap studiów teologicznych” i „etap pastoralny” – w nowym dokumencie został dodany „etap bycia uczniem”, „etap upodabniania się do Chrystusa” i „etap syntezy powołaniowej”, którym odpowiada droga i treści formacyjne, ukierunkowane na ukształtowanie kandydata na obraz Dobrego Pasterza (kard. Beniamino Stella), podobnego do świętego Jana Bosko.
ZAKOŃCZENIE
Na koniec – medytując nad życiem i dziełem ks. Bosko, nad nowymi sytuacjami formacyjnymi młodzieży i kleryków – polećmy Duchowi Świętemu i Patronowi dnia dzisiejszego wszystkich rodziców, nauczycieli i wychowawców a także za młodzież: „Boże, Ty powołałeś świętego Jana Bosko, na ojca i nauczyciela młodzieży, z Twojej woli, przy pomocy Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych założył on w Kościele nowe zgromadzenia, spraw prosimy, abyśmy płonąc tym samym ogniem miłości mogli zdobywać dla Ciebie dusze i służyć Tobie samemu. Amen”.