Abp Wojciech Polak, Prymas Polski
HOMILIA NA JUBILEUSZ NADANIA KOŚCIOŁOWI DOMINIKANÓW TYTUŁU
BAZYLIKI MNIEJSZEJ
Lublin, 21 czerwca 2017 r.
Uwielbiamy Cię, Chryste, i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty, świat odkupiłeś.
Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie Nuncjuszu Apostolski,
Arcybiskupie Stanisławie, Pasterzu Kościoła Lubelskiego,
Drodzy Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Ojcowie Dominikanie, Kustosze Tego świętego miejsca,
Osoby Życia Konsekrowanego,
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!
Ojciec Święty Błogosławiony Paweł VI, w dniu 21 czerwca 1967 roku, nadał tutejszemu lubelskiemu kościołowi pw. św. Stanisława, biskupa i męczennika, tytuł Bazyliki Mniejszej. W pięćdziesiątą rocznicę tego wydarzenia zgromadziła nas dziś tutaj wdzięczność wobec Boga nie tylko za obdarowanie tej świątyni tak czcigodną godnością, ale nade wszystko za całe minione półwiecze, w którym Lubelska Bazylika Ojców Dominikanów, przyozdobiona tytułem Basilica Minoris, hojnie otwierała swe podwoje tym wszystkim, którzy zapragnęli pójść i poszli z radością na spotkanie z Panem.
Przed chwilą powtarzaliśmy kilkukrotnie słowa psalmisty: Wielkich dzieł Boga nie zapominajmy. Kiedy więc stajemy w tym wyjątkowym miejscu, to przywołujemy na pamięć nie tylko ten zaszczytny tytuł nadany przez Ojca Świętego, ale również patrona tego kościoła, św. Stanisława biskupa i męczennika. Przywołujemy także święte drzewo krzyża i jego relikwie, do niedawna obecne w tej świątyni, do których myślami tak często wracał św. Jan Paweł II. W duchu nawiedzam relikwie Drzewa Krzyża Świętego w bazylice Ojców Dominikanów – wspominał podczas pielgrzymki do Polski w 1987 –dokąd wiele razy udawałem się na modlitwę, a także aby sprawować Mszę św. To miejsce jest naznaczone także jego obecnością. Jeśli więc w taki sposób spojrzymy na to miejsce, jeśli w taki sposób będziemy chcieli przeżywać ten jubileusz, to dostrzeżemy Boże prowadzenie, dostrzeżemy obecność Boga w historii tego miejsca i jeszcze raz z wdzięcznością powtórzymy: Wielkich dzieł Boga nie zapominamy!
Papieski przywilej, udzielony waszemu kościołowi 50 lat temu, otwierał niewątpliwie nową kartę historii tej świątyni. To właśnie tutaj mieliśmy i mamy uczyć się pójścia za Jezusem do końca. W świadomości i w wyborach wielu naszych współczesnych zakradła się, niestety, w tym względzie jakaś pokusa drogi na skróty. Jednych przeraża sam radykalizm Chrystusowej drogi, innych odrzuca konieczność rezygnacji z tego, co nam wydaje się odpowiednie i konieczne. Trudno tak do końca uwierzyć, że On ma rację i że się przecież nie zawiedziemy. Kiedy dzisiaj odczytujemy historię Izraelitów wyprowadzonych z egipskiej niewoli słyszymy: Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny. Chciałoby się zapytać: jak to możliwe? Co takiego stało się w ich życiu, że tak szybko zapomnieli tą niezwykłą interwencję Boga, która wyrwała ich z jarzma niewoli, uciemiężenia, nieludzkiej pracy i pozbawionego szacunku życia. Co takiego się stało, że zapomnieli o Bożej obietnicy? Jaki to rodzaj sklerozy, która tak szybko pozwala człowiekowi zapomnieć o Bogu? Może wydawać się, że przez wieki nie wynaleziono żadnego lekarstwa na tą chorobę, jaką jest właśnie zapomnienie o Bogu. Jubileusz jednak obchodzony w tym świętym miejscu jest tego przeciwnym dowodem. Dowodem jest św. Stanisław, Biskup i Męczennik – wasz patron; dowodem jest św. Jan Paweł II; dowodem jest obecność ojców dominikanów; dowodem jest wasza obecność, ale również wszystkie inicjatywy, które w tym miejscu są podejmowane, i które świadczą o życiu tego kościoła i tej wspólnoty, o bijącym nieprzerwanie sercu wiary. Są one niejako odpowiedzią na wyzwania współczesnego świata, ale również kontynuacją dzieła, którego 800 lat temu podjął się św. Dominik. Dzieła, o którym papież Franciszek mówił podczas obchodów Jubileuszu Dominikanów, że jest dziełem w służbie Ewangelii, głoszonej słowem i życiem; dziełem, które dzięki łasce Ducha Świętego sprawiło, że wielu mężczyzn i kobiet zyskało pomoc, aby nie zagubić się pośród „karnawału” doczesnej ciekawości, lecz przeciwnie, poczuli smak zdrowej doktryny, smak Ewangelii i stali się sami światłem i solą, sprawcami dobrych dzieł i prawdziwymi braćmi i siostrami, którzy uwielbiają Boga i uczą wielbić Boga przez dobre uczynki życia. Czyż zatem odpowiedzią na to zagubienie współczesnego człowieka nie jest chociażby „Debata dwóch ambon”, podczas której od wielu już lat szukacie wspólnie odpowiedzi na trudne pytania i trudne sprawy współczesnego świata? Czy taką odpowiedzią nie jest „Dominikańska Szkoła Wiary” – realizowany właśnie tutaj projekt otwartych wykładów, podczas których poruszane są tematy związane z wiarą, etyką czy życiem społecznym? Czy taką odpowiedzią na, jak to nazwał papież Franciszek „karnawał” doczesnej ciekawości, nie są podejmowane konferencje, wydarzenia kulturalne, koncerty i festiwale, warsztaty czy wystawy? Tak, są odpowiedzią. Taka jest – jak mówił podczas wspominanego jubileuszu papież Franciszek – odpowiedź Jezusa i Kościoła, takie jest mocne oparcie w środowisku „płynnym”: dobre uczynki, które możemy spełniać dzięki Chrystusowi i Jego Duchowi Świętemu, a które powodują, że rodzi się w sercu dziękczynienie Bogu Ojcu, chwała, lub przynajmniej zadziwienie i pytanie: dlaczego?, dlaczego ta osoba zachowuje się w ten sposób?, a zatem niepokój świata wobec świadectwa Ewangelii. To jest nasze wracanie do Boga. Bo On jest lekarstwem, Krzyż jest lekarstwem, miłość jest lekarstwem.
Podniesiony do godności bazyliki mniejszej kościół pod wezwaniem św. Stanisława biskupa i męczennika, kościół, w którym przez wieki przechowywane były relikwie Krzyża Świętego wciąż przypomina nam wszystkim, którzy tutaj przychodzimy, o męczeństwie, o kroczeniu za Jezusem do końca, o tej wielkiej i radykalnej próbie dla człowieka, ale także, a może nade wszystko o zwycięstwie, jakie w tym wszystkim człowiek odnosi mocą samego Boga. Bo nie da się oprzeć życia na ruchomych piaskach. Trzeba stanąć na skale. Trzeba uwierzyć – jak mówił w jednej ze swych porannych homilii w Domu św. Marty papież Franciszek – że choć jest wiele ścieżek, być może dogodniejszych, którymi można dojść, ale są one zwodnicze, nie są prawdziwe – są mylące. Tylko Jezus jest drogą. Kiedy Izraelici, idący przecież do Ziemi Obiecanej, zorientowali się, że kolejny raz chcieli wybrać drogę na skróty, że kolejny raz weszli na ruchome piaski, zaczęli wołać do Mojżesza: Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana. Doskonale wiemy, że nie chodziło wówczas o niezwykłą moc węża wykonanego z brązu i umieszczonego na palu. Wtedy i dzisiaj chodzi o zupełnie inne spojrzenie. Być może takie, którego doświadczał św. Jan Paweł II kiedy w tym kościele wpatrywał się w drzewo Świętego Krzyża. Dzisiejszy jubileusz nakłania nas, aby spojrzeć na krzyż, na Ukrzyżowanego, albowiem w tym spojrzeniu jest życie. Widzieć więc i patrzeć, to znaczy nade wszystko pojąć, czyli wewnętrznie przyjąć, przyjąć wiarą przesłanie o tej jedynej śmierci, w której jest życie. Człowiek ukąszony przez węża – a któż nim nie jest – gdy tak właśnie patrzy na wywyższonego Syna Człowieczego i w Niego wierzy, odzyskuje życie. Taka jest przecież ostatecznie tajemnica krzyża, tajemnica odkupienia.
Siostry i bracia!
Każdy jubileusz zatem, przenosi nas z tego co zewnętrzne, do tego co wewnętrzne. Przenosi nas do naszego wnętrza. W tej wymianie spojrzeń, która dokonuje się między człowiekiem a Bogiem, nie ma miejsca na żaden fałsz. Bóg rozpoznaje moje oczy, rozpoznaje moje serce. I chociaż doskonale to wiemy, to czasami stajemy się jak ludzie z dzisiejszego psalmu, którzy oszukiwali Go swymi ustami i kłamali Mu swoim językiem. Ich serce nie było Mu wierne, w przymierzu z Nim nie byli stali. Być może tak jak oni, tak i my, zbyt szybko zapominamy. Być może zbyt szybko tracimy z oczu to spojrzenie na krzyż, na Ukrzyżowanego. Jednak On nie przestaje patrzeć na nas. Patrzy, by poruszyć nasze umysły i serca wobec tej tajemnicy miłości Boga, która objawia się w Ukrzyżowanym. A objawia ona miłość posuniętą aż do oddania życia. Przecież tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Jak niezwykle mocno wybrzmiewają w naszych uszach te słowa Boga, który niejako za wszelką cenę chce nas przekonać do tej miłości: Przecież tak Bóg umiłował świat, tak bardzo umiłował, ponad wszystko umiłował, że Syna swego dał, aby każdy kto w Niego wierzy miał życie.
Dzisiejszy jubileusz, to kolejna szansa by spojrzeć, by dać się poruszyć, by uwrażliwić serce, by nigdy nie zapomnieć o tej miłości, która życie oddaje. I kiedy wydaje się to po ludzku trudne, kiedy ma się ochotę pójść na skróty, to może warto wracać do św. Stanisława, do św. Jana Pawła i zobaczyć ich wpatrujących się w Wywyższonego Chrystusa. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Potrzeba bym wywyższył Jezusa w swoim życiu. Potrzeba, abym w Niego wierzył. Potrzeba, abym nigdy nie zapomniał. Takiej właśnie postawy może nas nauczyć dzisiejszy jubileusz, w którego serce wpisany jest właśnie podniesiony, czyli wywyższony krzyż. To niewątpliwie znak miłości i objawienie miłosierdzia Tego, który – jak zaśpiewaliśmy i wyznaliśmy w psalmie – będąc miłosierny, odpuszcza winę i nie zatraca, gniew powściąga i powstrzymuje swoje wzburzenie.
Za: www.prymaspolski.pl