Abp Celestino Migliore, Nuncjusz Apostolski w Polsce
ZADANIA DUSZPASTERSKIE INSTYTUTÓW ŻYCIA KONSEKROWANEGO W OBECNEJ SYTUACJI KOŚCIOŁA
Warszawa, 15 maja 2012 r.
Gdy mnie zapraszała na swoje spotkanie Konferencja wyższych przełożonych zgromadzeń żeńskich, siostry prosiły mnie o „słowo duszpasterskie”; przewodniczący waszej Konferencji poprosił mnie o „wystąpienie”, czyli o coś, co powinno być bardziej usystematyzowane, metodyczne i sformalizowane. To tak tylko na marginesie. Bardzo się cieszę, że tego ranka mogę podzielić się kilkoma refleksjami na temat zadań duszpasterskich instytutów życia konsekrowanego w obecnej sytuacji Kościoła.
Proszę się nie dziwić, że moje uwagi na ten temat oprę na interesującej wypowiedzi, którą miałem okazję usłyszeć kilka lat temu z ust pewnego kapucyna, zabierającego głos na zebraniu Konferencji wyższych przełożonych w Stanach Zjednoczonych Ameryki (David Couturier OFMCap., Burlington Vt., 5.8.2006). Obecnie dużo się mówi na temat życia zakonnego w Stanach Zjednoczonych Ameryki, zwłaszcza o siostrach zakonnych. Ale nie chcę się zajmować decyzjami, jakie zostały w tej sprawie podjęte przez Stolicę Apostolską. Bardziej chcę się skupić na refleksjach ojca Couturier na temat sytuacji i roli zakonników w ogólnym kontekście kościelnym, które pod wieloma względami bardzo przystają także do aktualnej sytuacji w Polsce.
Przede wszystkim wydaje się korzystne przypomnienie niektórych liczb związanych z obecnością i działalnością zakonów męskich w Polsce. Jest was 12.683 i należycie do 64 rodzin zakonnych. Wasza wieloraka działalność obejmuje też dzieło wychowania dzieci i młodzieży; prowadzicie 131 szkół, w tym 8 szkół zawodowych. Katechezą szkolną obejmujecie 380 tys. osób. Bardzo troszczycie się o wzrost życia duchowego, prowadząc 130 domów rekolekcyjnych, z których rocznie korzysta kilkadziesiąt tysięcy osób. Prowadzicie też misje ludowe, głosząc ponad 9 tys. serii ćwiczeń duchowych. Dbacie o nowe powołania, prowadząc ponad 50 ośrodków powołaniowych. Macie też wydawnictwa (44), różnego typu czasopisma (141 tytułów) i centra kulturowe (56), prowadzicie liczne festiwale muzyczne (74). W ostatnich latach szczególną troską objęliście osoby, które borykają się z trudnościami życiowymi, prowadząc 25 ośrodków dla młodzieży trudnej i 135 świetlic dla dzieci z rodzin zagrożonych, 12 noclegowni i domów dla bezdomnych, 43 domy dla niepełnosprawnych i osób starszych, 14 hospicjów i 32 ośrodki terapeutyczne dla uzależnionych. Oprócz tego istnieje przy waszych klasztorach 291 zespołów charytatywnych, 40 kuchni dla ubogich, 54 ośrodki pomocy dla rodzin i 64 poradnie psychologiczno-pedagogiczne.
Te cyfry mówią, gdzie i jak jesteście z ludźmi i jak działacie dla ich dobra. Te cyfry dodają ducha, zwłaszcza że niektóre z tych sektorów tak na prawdę mogliście zorganizować dopiero w ostatnim dwudziestoleciu. To są cyfry, które pozytywnie zaskakują i budzą nadzieję, nawet jeśli wiążą się z pewnymi trudnościami i problemami do przezwyciężenia, jak chociażby ciągle zwiększająca się średnia wieku zakonników, spadek ilości powołań, związany także z niżem demograficznym w Polsce.
Tak to blaski i cienie widoczne są także w życiu kościelnym w Polsce. Wśród nich jest także stres przeżywany przez te wspólnoty, które – coraz mniej liczebne – muszą podejmować zdwojoną pracę; można też tu wspomnieć o dublowanych wysiłkach i pewnej konkurencyjności, jakie wynikają z braku niekiedy dobrej koordynacji i współpracy. Czasami wysiłek administracyjny i związany z codziennym funkcjonowaniem przeważa nad wysiłkiem duszpasterskim, zaangażowaniem wychowawczym, duchowym i misyjnym. Rozbudowane struktury czy mnożenie struktur służących tym samym celom często prowadzi do współzawodnictwa, zatrudniania w niepełnym wymiarze godzin, a także wymaga większych środków na utrzymanie tych struktur. Relacje z biskupami i parafiami, nie zawsze bezproblemowe i utrzymywane w duchu współpracy, też czasem kładą dodatkowe ciężary na tych, którzy pracują na pierwszej linii. Stresująca i paraliżująca polaryzacja we wspólnotach i między wspólnotami, powodowane nie tyle względami doktrynalnymi czy moralnymi – te dzięki Bogu nie są wielkim problemem w Polsce – ale raczej nieszczęsnym i negatywnym wpływem podziałów politycznych, a może jeszcze lepiej – podziałów partyjnych.
Rozważania Ojca Couturiera, o których wcześniej wspomniałem, bez zaprzeczania, że wśród przyczyn kryzysu życia zakonnego jest pomieszanie pojęć, bylejakość, niewierność czy spaczanie nauki i tradycji Kościoła, kładą nacisk na inną grupę przyczyn takiego stanu rzeczy, którą nazywają – używając bardzo sugestywnego określenia – dominacją światowej kultury „niedostatku” nad biblijna kulturą „dostatku”. Chciałbym się przez chwilę zatrzymać nad tym kluczem rozumienia jego tekstu, który wydaje mi się dość interesujący i odpowiedni dla stanu, jaki ogarnia dziś życie zakonne w Polsce.
Co znaczy „kultura niedostatku” i „kultura dostatku”? Kultura niedostatku zasadza się na filozoficznych prądach oświecenia, prawnych nurtach pozytywizmu, a w życiu ekonomicznym i społecznym – na kapitalizmie i marksizmie. Te wszystkie prądy kulturowe, powiązane między sobą, rozwinęły się mniej więcej w tym samym czasie. Wszystkie one mają wspólne tło w pojmowaniu człowieka, jako bytu autonomicznego w stosunku do jakiejkolwiek formy transcendentnej; hołubią one człowieka, jako podmiot, któremu przysługują prawa, jako twórcę i realizatora siebie samego. Tak pojmowany człowiek nie tyle pozostaje w relacji z innymi, co raczej jest konkurentem innych w tym, co dotyczy rewindykowania własnych praw, własnych uprawnień i możliwości, w celu samorealizacji zgodnie z własnymi planami i własnymi możliwościami. W takim ujęciu także aspiracje, pragnienia, a nawet kaprysy jednostki czy grupy urastają do rangi praw, które powinny być przez innych respektowane, chronione i wspierane dostarczaniem środków koniecznych, także materialnych. Jedynym ograniczeniem w realizacji jednostki są w sumie zasoby materialne. Jeśli te nie są wystarczające dla wszystkich, uruchamiany jest mechanizm konkurencyjności, współzawodnictwa, bo zawsze trzeba mieć więcej: więcej czasu, więcej pieniędzy, być bardziej poinformowanym, być skuteczniejszym, mieć więcej autonomii, większą moc przebicia.
Trzeba więcej produkować i trzeba więcej konsumować; trzeba mieć maksymalną skuteczność – bo w przeciwnym razie nie osiągniemy i nie utrzymamy maksymalnie dobrego poziomu życia. Tak uruchamia się mechanizm współzawodniczenia – ślepego i głuchego – aby tylko dostać się na pierwsze miejsca. A to przecież pozbawia – może powoli, ale w sposób nieunikniony – cnoty solidarności i wzajemnego zaufania. Prowadzi do zaakceptowania postawy eliminacji i dyskryminacji tych, którzy nie są wystarczająco produktywni i nie udowadniają swojej skuteczności. Może nawet nie doprowadzi to do niewrażliwości na drugiego człowieka, ale na pewno pomoc bliźniemu będzie widziana jako przejaw wielkich projektów pomocowych, które – także one – muszą być maksymalnie skuteczne i widoczne: jeśli nie są widoczne i nie prowadzą do spektakularnych efektów, określanych przez współczesne standardy – jest duża niebezpieczeństwo, że i pomoc dla innych zostanie zarzucona.
Taki jest właśnie klimat kultury niedostatku, podczas gdy poczucie dostatku możemy odnaleźć w kulturze opartej na biblii. Jest to kultura Królestwa Bożego, sakramentów, komunii i nasłuchiwania słowa Bożego. W takim klimacie rodziło się i wzrastało życie zakonne. To kultura stworzenia: Bóg, który stwarza ex nihilo – z niczego. To kultura Magnificat: gdy otrzymuje się nie tylko więcej, niż się spodziewało, ale otrzymuje się to, o czym nawet nie śmiało się marzyć. To kultura Wcielenia: Bóg staje się człowiekiem, aby człowieka przebóstwić. To kultura Zmartwychwstania i czasów opisanych w Dziejach Apostolskich, gdzie wszystkim kierował bezpośrednio Duch Święty.
Z czasem, działając cicho, jak środek nasenny, kultura niedostatku wpełzła także w życie zakonne i szuka sposobu, jak zadomowić się w poszczególnych jej obszarach. Nie rusza struktur, ale w sposób nieubłagany wypiera kulturę dostatku, ten klimat tak naturalny dla życia zakonnego, w którym ono przez lata z powodzeniem wzrastało; klimat, który jest ewangeliczną solą ziemi i światłem dla świata.
Byłoby interesujące i korzystne dla każdej wspólnoty zrobienie rachunku sumienia z ostatnich 20 lat życia zakonnego w Polsce, w perspektywie tej właśnie konstatacji.
Trzeba się spytać, jaki wpływ na nasze wspólnoty ma agresywny materializm, sekularyzacja, przewrotny urok konkurencji, robak wzajemnej nieufności, kultu skuteczności działania. W jakim zakresie i w jakim kierunku zmieniają się nasze rzeczywiste priorytety, wymiar ewangelizacyjny i misjonarski życia zakonnego oraz relacje wewnątrz wspólnot zakonnych czy między różnymi rodzinami zakonnymi?
Jean Leclercq zdefiniował kulturę monastyczną – możemy też powiedzieć „zakonną” – jako „umiłowanie mądrości i planów Bożych”. Można się pytać, w jakim zakresie i w jakim kierunku nasze dzisiejsze pragnienia są kształtowane przez ekonomizm – żeby użyć terminu, który Jan Paweł II opisał w numerze 13 encykliki Laborem excercens. Tak tam pisał: „ekonomizm wprost albo pośrednio zawiera przekonanie o pierwszeństwie i nadrzędności tego, co materialne; natomiast to, co duchowe i osobowe (działanie człowieka, wartości moralne, i tak dalej) ustawia wprost lub pośrednio na pozycji podporządkowanej w stosunku do rzeczywistości materialnej”. Ekonomizm znosi rozróżnienie między tym, co konieczne, i tym, co jest zbytkiem; między tym, czego potrzebujemy, a tym, czego pragniemy; między służbą i uprawnieniem lub osobistym pragnieniem. Ekonomizm jest koniecznie powiązany z koncepcją kariery, promocji zawodowej, wzrostu zarobków, współzawodnictwa między tymi, którzy zarabiają stałe pieniądze, pracując poza wspólnotą, a tymi, którzy pracują we wspólnocie bez konkretnego wynagrodzenia, większej swobody i niezależności dla tych, którzy przynoszą do wspólnoty pieniądze zarobione poza nią, zwłaszcza, gdy są to znaczące sumy.
Czytałem w tych dniach wypowiedź człowieka Kościoła, który był zaniepokojony wysokim poziomem życia kapłanów. Bardzo zdziwiło mnie to, co powiedział na koniec: „można zgodzić się, żeby kapłan żył na materialnym poziomie klasy średniej lub średnio wyższej, ale już nie ponad ten stan”. Duch ekonomizmu wydaje się wprowadzać w samych wspólnotach zakonnych i między różnymi rodzinami zakonnymi dużą polaryzację, konkurencyjność, a ich ubocznym efektem jest dyskryminacja, opuszczenie i brak poczucia bezpieczeństwa tych, którzy nie mają sił lub woli włączania się w takie współzawodnictwo.
Wymiar profetyczny, misyjny i wspólnotowy życia zakonnego każą zrobić rachunek sumienia wszystkim wspólnotom zakonnym. Naturalnym ich środowiskiem jest kultura – a nawet teologia – dostatku biblijnego; a ta nie może współistnieć z kulturą niedostatku.
Kultura niedostatku, obecna w różnych zakątkach wspólnot kościelnych w świecie, nie wyłączając wspólnot zakonnych, w ostatnich latach postrzegana jest jako wyzwanie także przez przełożonych Kongregacji do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego w Rzymie. Mówili o tym wiele razy. Często używają terminu „przeciętność”. A przeciętność nie jest niczym innym, jak produktem, przejawem kultury niedostatku. Z okazji Dnia życia Konsekrowanego, 2 lutego zeszłego roku, sekretarz Kongregacji, arcybiskup Joseph William Tobin, na pytanie o aktualne wyzwania, jakie stoją przed życiem konsekrowanym, odpowiedział: „Myślę, że prawdziwym nieprzyjacielem życia konsekrowanego jest dziś nie tyle spadek liczebności, co raczej przeciętność polegająca na poszukiwaniu łatwego życia”.
Zwłaszcza profetyczny wymiar życia zakonnego domaga się metanoi od wyznawania kultury niedostatku do kultury dostatku. Zakonnicy wypełniają zadanie prorockie nie tylko wtedy, gdy kontestują, nazywają po imieniu i opierają się złu w każdej postaci, jaka dziś dotyka ludzkość, ale przede wszystkim wtedy, gdy mówią i dają świadectwo Bogu. To jest realizowanie zadania prorockiego w jego pozytywnym aspekcie, który odnawia nas od środka.
Społeczność świata jest dziś chora; jest w kryzysie: w kryzysie myśli, odczytywania sensu życia, jak zauważył to już Benedykt XVI w encyklice Caritas in veritate. Kryzys przejawia się także w sferze ekonomicznej i finansowej, a korzenie tego kryzysu wyrastają właśnie z tej kultury niedostatku, o której dziś mówimy.
Życie zakonne jest dziś konieczne bardziej niż kiedykolwiek, aby dawać świadectwo i proponować lekarstwo, którym jest kultura dostatku. Encyklika Caritas in veritate rzuca wyzwanie: wzywa do tworzenia nowej ekonomii, opartej na relacjach międzyludzkich, na braterstwie i uwadze poświęcanej drugiemu człowiekowi. Tak jak opactwa benedyktyńskie były bazą do tworzenia nowej ekonomii, ukierunkowanej na produkcję, wydajność, sprawiedliwego podziału dóbr; ale miały one na względzie również wymiar transcendentny, brały pod uwagę ludzkie braterstwo i konieczność dzielenia się dobrami; tak dziś zakonnicy są wezwani do przyjrzenia się ekonomii i administracji, jakiej używają w swoich wspólnotach, aby zbudować nowej modele i nowe inspiracje.
Niedawno, w jednym z wywiadów, prefekt Kongregacji podzielił się taką refleksją: Wiele razy dobrowolne ubóstwo objawia się w konkretnej osobie. Widzi się jasno, że poszczególny zakonnik nic nie posiada. Ale już wspólnoty, instytucje zakonne nie zawsze dają świadectwo ubóstwa. Nie żeby Kongregacja była przeciw dobrom materialnym albo miała mówić, że Kościół nie może mieć tego, czego potrzebuje. Problem jest jednak inny: dlaczego dobra nie są dzielone z innymi? Zauważa się, że czasami brakuje też wrażliwości, tej gotowości do dzielenia się dobrami. A przecież to bardzo pomogłoby w rozwiązywaniu trudnych sytuacji; pomogłoby w czynieniu siebie ciągle bardziej wolnymi w stosunku do tego, co posiadamy. Często mam wrażenie, że brakuje głębszego sensu Bożej Opatrzności. Jestem nieraz świadkiem podziałów, które nastąpiły na skutek kontrowersji związanych z dobrami doczesnymi; a to oznacza, że duch nie jest jeszcze taki, jaki powinien być. W Australii, Kanadzie czy w Stanach Zjednoczonych Ameryki pojawia się nowa instytucja zakonna; wiele zgromadzeń zakonnych łączy się w korporacje. To jest nowa figura prawna, która grupuje członków różnych zakonów lub dzieł tego samego zakonu, aby dać większe poczucie bezpieczeństwa, skuteczności i zaradności ekonomicznej. Jako Kongregacja uważnie przypatrujemy się temu procesowi, ale jeszcze nie wiemy, w jakim dokładnie kierunku będzie ewoluował, bo to jeszcze rzeczywiście coś bardzo nowego.
Duch współpracy w ramach prowincji zakonnych i między rodzinami zakonnymi nie jest ukierunkowany jedynie na optymalne wykorzystanie zasobów ludzkich i materialnych. Jest również kolektywnym, wspólnotowym świadectwem na poziomie krajowym czy międzynarodowym, które pozwala Chrystusowi także dziś słyszeć krzyk cierpienia, który wydaje jego lud; tak jak to było w czasach, gdy naród wybrany znajdował się w niewoli egipskiej; Jezus słyszy ten krzyk i spieszy na pomoc.
Krzyk cierpienia, który wznoszą ci, którzy ciągle szukają sensu życia, szukają Boga, są na drogach poszukiwania lepszej ekspresji dla ich pragnienia życia w komunii i braterstwie. Jeśli same wspólnoty zakonne nie staną się prototypami i zaczynami społeczności, które uruchamiają wszystkie możliwe mechanizmy dla przezwyciężenia podziałów, dysproporcji, walki, współzawodnictwa i konkurencji, wówczas życie zakonne stanie się mdłe. Dziś w Kościele i w społeczeństwie nie ma ono innej drogi, jak ta, która daje świadectwo o zjednoczeniu z Bogiem i wspólnocie z bliźnimi.
Krzyk cierpienia tych, którzy żyją pogrążeniu w niesprawiedliwościach świata: przemocy domowej, niewielkim szacunku dla życia, przejawiającym się w aborcji, eutanazji, porzucaniu dzieci, nieumiejętności zaradzeniu problemowi narkotyków i alkoholu, zwiększającego się bezrobocia wśród ludzi młodych. Właśnie charyzmaty zakonne przez wieki dawały dowody tego, że potrafią skutecznie określić nowe formy ubóstwa, biedy ludzkiej, formy społecznej i indywidualnej krzywdy, cierpienia ludu: kobiet i mężczyzn, stworzonych przez Boga. To zakony potrafiły, i ciągłe potrafią, znajdować dobre sposoby pomocy i prewencji, dużo wcześniej, niż te problemy zostały zauważone przez machinę potężnych administracji państwowych czy organizacji międzynarodowych. Tu nie chodzi o nasze wolne wybory, pozostawione naszej dobrej czy złej woli i ocenie, czy mamy wystarczające środki materialne. Chodzi przecież o takie sytuacje ludzkie i społeczne, wobec których nie możemy pozostać obojętni, a raz podjęte działania nie mogą być poniechane tylko dlatego, że mamy małe zasoby ludzkie czy materialne. Opatrzność Boża błogosławiła waszym założycielom, nie tylko budząc powołania do waszych instytutów i zaradzając potrzebom materialnym; opatrzność Boża błogosławiła waszym ojcom założycielom zwłaszcza przez to, że dała im dość wspaniałomyślności i odwagi, aby dać się wciągnąć w nowe projekty, które miały ratować ludzkość w ich czasach przed biedą i niesprawiedliwością.
I w końcu, jesteśmy wezwani do usłyszenia krzyku cierpienia owczarni rozproszonej, która błąka się bez pasterza. To jest krzyk cierpienia, słyszany w tych naszych wspólnotach kościelnych, które wprawdzie zachowują jedność wiary, jedność tradycji kulturowych i religijnych, ale jednak nie mają jedności serca; tę jedność serca zagłuszył partykularny egoizm, różnorodność punktów widzenia, różne zakotwiczenie w życiu kościelnym i narodowym, które dzielą serca i sumienia wierzących.
I tu jest miejsce na wymiar misyjny i ewangelizacyjny życia zakonnego. Wasz wkład w nową ewangelizację rozpoczyna się od re-ewangelizacji waszych wspólnot. Tu znowu chciałbym się odnieść – już na zakończenie – do fragmentu wywiadu prefekta Kongregacji. „Odwiedziłem ojców marianów, założonych w Polsce w XVII wieku. Z racji historycznych osiągnęli wielki rozwój, ale we wszystkich państwach, gdzie się znajdowali, były prześladowania, które dosięgły także ich domy. W końcu pozostał jeden tylko zakonnik. Dwa lata przed jego śmiercią, trzy osoby zapoznały się ze świadectwem życia tego człowieka. Pociągnięte przykładem, poprosiły o przyjęcie do zgromadzenia i złożyły w nim śluby zakonne. Jeden z nich był adwokatem, a później został biskupem. A teraz zgromadzenie to rozkwita. To jest właśnie wizja Boga. To nie nasze obliczenia mają znaczenie. Jest mi przykro, gdy słyszę, że niektóre charyzmaty się zdezaktualizowały. To nie tak, bo słowo Boże się nie dezaktualizuje. Może być niezauważalne, jeśli o nim nie dajemy świadectwa. Trzeba na nowo nabrać zaufania do działania Boga”.
Dziękuję za uwagę.
Archiwum KWPZM