Kard. Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski
KAZANIE NA UROCZYSTOŚĆ 750-LECIA ŚMIERCI ŚW. JACKA ODROWĄŻA
Kraków, 17 sierpnia 2007 r.
Czcigodni Bracia Zakonu Kaznodziejskiego,
Umiłowani czciciele św. Jacka,
750 lat. A nawet więcej. Tak długo pamięta ten kościół świętość jednego z pierwszych polskich dominikanów. Tak wiele pokoleń zdążyło przyjść tutaj, by nie tylko się modlić, ale i wymodlić to, co święty uczeń Dominika u Boga wyprosić raczył. Tyle wieków grób Odrowąża był niemym świadkiem ludzi, którzy klękając obok czy przystając w zadumie nie mogli się nadziwić, jak wiele potrafi dokonać jeden człowiek, jeśli mówi: „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił”. 750 lat. A nawet więcej.
Dziś, słuchając tej samej Ewangelii, która niejeden raz poruszała serce św. Jacka, spróbujmy zrozumieć, co mówi Duch Pana Boga, który jest nad nami, bo nas namaścił.
1. Św. Marek podaje: „Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą” (Mk 1,14). Nie bez znaczenia Ewangelista wiąże obydwa fakty: uwięzienie ostatniego proroka Pierwszego Przymierza i rozpoczęcie publicznej działalności przez Jezusa. Jezus jest wypełnieniem proroctwa Jana Chrzciciela. Jest Barankiem zapowiedzianym przez syna Zachariasza i Elżbiety. Ale również jest Tym, który rozpoczynając działalność w takich a nie innych okolicznościach rzuca nowe światło na więź między krzyżem a głoszeniem Ewangelii. Reakcją na uwięzienie, na to, co trudne, jest głoszenie Słowa.
Tę ewangeliczną więź między trudną sytuacją a głoszeniem Słowa można odnaleźć i w czasach św. Jacka. Nie było bowiem łatwo Ewangelii w XIII-wiecznej, rozbitej dzielnicowo Polsce. Sąsiednie Prusy czy Ruś trzymały się jeszcze mocno pogańskich wierzeń swych przodków. A i Kościół powszechny, chociaż mógł się pochwalić świętymi na miarę Franciszka czy Dominika, ciągle był przygnieciony sprawami, które często z Ewangelią nie miały nic do czynienia. Na ile mi wiadomo, św. Jacek nie narzekał na czasy ani nie poszedł w ślady Dominika dlatego, że mu krakowscy kanonicy, do których należał, życie uprzykrzyli. Zarówno Jego decyzja na Zakon Kaznodziejski, jak i cała jego misyjna działalność stały się najpiękniejszym komentarzem do słów Ewangelisty: „Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą” (Mk 1,14). Tam gdzie jest trudno, musi dojść Ewangelia. Reakcją na spoganienie jest całkowite oddanie się żywemu Słowu Boga.
Ta ewangeliczna więź między trudną sytuacją a głoszeniem Słowa jawi się jako cenne i konieczne dziedzictwo, zarówno Ewangelii, jak i uczniów św. Jacka. Dziś, kiedy może boimy się mówić na głos o spoganieniu czy o mierności nas samych – dalekich od świętości, nie możemy zapomnieć, że jedyną reakcją na zniewolenie człowieka jest głoszenie temu człowiekowi Słowa o wolności. To mówi Izajasz, mówi Jezus, mówi św. Jacek i nam nie wolno inaczej: „Posłał mnie [Pan], by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę” (Iz 61, 1b).
Jeśli mówię o więzi między tym, co trudne a głoszeniem Słowa, to również dlatego, by zachęcić was, drodzy uczniowie św. Jacka i św. Dominika, byście się nie bali trudnych wezwań; byście nie lękali się pójść tam, gdzie nie chcą słuchać Słowa, ale gdzie to Słowo jest po prostu konieczne. Wy macie w sobie tę moc reakcji Ewangelią na misterium zła, nosicie w sobie ten potencjał, bo łaska życia św. Jacka nie przestaje owocować w tych, którzy nie boją się iść jego śladami.
2. Marek Ewangelista nie tylko podaje, że Jezus zaczął głosić Ewangelię Bożą, ale również, co Jezus mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!”.
Jezus nie głosił czegokolwiek ani też Jego reakcją na uwięzienie Jana nie było jakiekolwiek słowo. To było właściwe Słowo. To była Ewangelia. To było głoszenie królestwa Boga tam, gdzie zdawał się panować człowiek; wzywanie do nawrócenia tych, którym może zdawało się, że idą dobrą drogą; wezwanie do wiary tych, którzy przecież z wiary w Jedynego Boga byli dumni.
To, że się mówi, to jeszcze nic. To, że się głosi Słowo Boga, to może być jeszcze niewystarczające. Trzeba właściwego słowa na właściwe czasy. Reakcją na czasy trudne musi być słowo, ale nigdy słowo niewłaściwe.
To, że św. Jackowi udało się przyczynić do założenia wielu dominikańskich klasztorów, i to, że pozostawił po sobie błogosławioną pamięć, która wyniosła go na ołtarze, jest niezbitym dowodem, że jego słowo było właściwym słowem na właściwe czasy.
My, wam Dominikanom, nieraz po Bożemu zazdrościmy. Bo mówią, że mówicie dobre kazania. I wielu przychodzi tutaj, by posłuchać waszego głoszenia słowa. I wielu wychodzi ubogaconych. A to jest znak, że słowo, które pada niedaleko od grobu św. Jacka, jest słowem właściwym na właściwe czasy. Dziś jest okazja, by wam za to podziękować. Wypada podziękować zwłaszcza mnie, który jako biskup krakowski jestem odpowiedzialny za głoszenie Słowa. Dziękując wam za wasz charyzmat, proszę równocześnie, byście głosili zawsze właściwe słowo na właściwe czasy. To wymaga wysiłku i myślenia. Ale przecież i tych charyzmatów wam nie brakuje. A co to znaczy właściwe słowo na właściwe czasy?
Kiedy patrzymy się na obraz św. Jacka przedstawianego z monstrancją i figurą Najświętszej Maryi Panny, nie mamy żadnych wątpliwości, że słowo o Eucharystii i o Niepokalanej było właściwym słowem w XIII-wiecznej Europie. Czy to słowo się zdewaluowało? Czy naprawdę nie odpowiada współczesnym standardom? A może jednak i dziś trzeba tak głosić słowo, by ludzie przed Eucharystią zginali kolana, i tak głosić Bożego Syna, by ludzie pokochali Jego Matkę?
Proszę was, Bracia św. Jacka, bądźcie niezmordowani w szukaniu właściwego słowa na właściwe czasy.
Wróćmy jeszcze raz do Ewangelii. W tak niewielkim fragmencie, jaki usłyszeliśmy dzisiaj, pięć razy św. Marek mówi o wędrowaniu Jezusa. Najpierw podaje, że Jezus przyszedł do Galilei. Następnie maluje obraz, w którym Jezus przechodzi obok Jeziora Galilejskiego. Potem mówi, że Szymon i Andrzej poszli za Jezusem, a więc Jezus był w drodze. Następnie pisze o Jezusie: „idąc dalej” ujrzał Jakuba i Jana. W końcu notuje, że również synowie Zebedeusza poszli za Jezusem.
Cały ten ewangeliczny obraz otwiera nas na niesamowitą dynamikę Jezusa, który głosi Słowo i powołuje uczniów, a wszystko to czyni w drodze. To Jego wędrowanie nie osłabia Jego mocy; co więcej, przymnaża Mu uczniów i poszerza tych, którym dane jest słyszeć słowo o Królestwie Boga. Jezus wychodzi do ludzi, i to do takich, którzy rzeczywiście są zapracowani i na pierwszy rzut oka najmniej mający czasu na jakiekolwiek religijne nowiny.
Zapewne historycy nie znają wszystkich miejsc, gdzie zawitał z Ewangelią św. Jacek. Nikt nie policzył kilometrów, ile przyszło mu przejść pieszo, ani nie zrobił statystyki ludzi, którzy dzięki niemu przekonali się, że Bóg jest Panem tego świata. Jedno jest pewne. Św. Jacek był człowiekiem w drodze; Ewangelią, która nie czeka; Jezusem, który spotyka ludzi idąc dalej?
Kto wie, czy nie powinniśmy dzisiaj modlić się szczególnie o ten dar ? dar wychodzenia do ludzi. Bogu trzeba dziękować, że wielu ludzi przychodzi do Dominikanów. Tysiące, również młodych serc, może stanąć dzisiaj z dumą w tym kościele i powiedzieć: „przychodzimy tu, bo jest po co”. Cierpliwie czekający w kolejce na spowiedź, urzeczeni pięknem liturgii, zasłuchani w bogactwo słowa zdają się mówić do Dominikanów: „Wy tylko bądźcie tutaj. Nie ruszajcie się stąd. My i tak przyjdziemy do was. Tylko się nie popsujcie!” To prawda. Bo nie do pomyślenia jest Kraków bez ojców Dominikanów. I zapewne niejedno miasto na świecie powtórzyłoby te słowa za Krakowem. Jeśli dziś dziękujemy za rzeszę ludzi, którzy przychodzą do świątyni, gdzie spoczywa ciało św. Jacka, to również dziś chcemy się modlić o dar wychodzenia do ludzi, o dar głoszenia Ewangelii w drodze. Jeszcze bardziej niż dotychczas. Wiecie dobrze, że nie mury klasztorne zabraniają zakonnikom głosić słowo na zewnątrz, podobnie jak nie tak zwana wolność księży diecezjalnych nie jest gwarantem, iż będą oni wychodzić do ludzi z Ewangelią. Myślę, że w obydwu przypadkach trzeba nam po prostu modlić się, byśmy przede wszystkim byli uczniami Jezusa, który szuka, by ocalić to, co zginęło. A dziś jeszcze bardziej niż wczoraj, może tak jak 750 lat temu, trzeba, abyśmy szukali człowieka. Jeśli bowiem nie przychodzi, to znaczy, że się pogubił. A jeśli się zagubił, to wróci tylko wtedy, kiedy pasterz weźmie go na swoje ramiona.
Umiłowani w Chrystusie!
Zwróćmy serca ku św. Jackowi. Powiedzmy mu, co w duszy gra, tej dominikańskiej, polskiej, naszej. On, który dziś milczy, jest w stanie więcej uczynić niż my, którzy dziś mówimy.
Św. Jacku Odrowążu!
Bądź błogosławiony za wiarę i trud, świętość i niestrudzoność.
Przyjmij dziękczynienie za twoich uczniów, którzy nie tylko polską ziemię uczynili bardziej niebem niż ziemią.
I wypraszaj nam dar Słowa, które idzie tam, gdzie człowiek, bo idzie tam, gdzie krzyż.
Amen
Za: www.dominikanie.pl