2007.02.02 – Poznań – Abp Stanisław Gądecki, I to, co jest niczym w oczach świata, wyróżnił Bóg. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego

 
Abp Stanisław Gądecki, Metropolita Poznański

I TO, CO JEST NICZYM W OCZACH ŚWIATA, WYRÓŻNIŁ BÓG.
HOMILIA NA DZIEŃ ŻYCIA KONSEKROWANEGO

Poznań, 02 lutego 2007 r.

 

W dzisiejsze Święto Ofiarowania Pańskiego, tradycyjnie zwane w Polsce Świętem Matki Bożej Gromnicznej, przeżywamy kolejny już, XI Światowy Dzień Życia Konsekrowanego.

Dzisiaj na całym świecie wspólnoty życia konsekrowanego a wraz z nimi Kościół powszechny wielbią Boga i wyrażają dziękczynienie za wielki dar tego życia, które ubogaca wspólnotę chrześcijańską charyzmatami tak wielu mężczyzn i kobiet oddanych sprawie Królestwa Bożego. Dzień ten jest okazją do wyrażenia naszego szacunku wobec osób konsekrowanych. One zaś same są zaproszone do odkrycia – w świetle wiary – blasków Bożego piękna, obecnego w ich sposobie życia, oraz uświadomienia sobie swojej niezastąpionej misji w Kościele i świecie.

1. „Przypatrzcie się bracia powołaniu waszemu”

„Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu!
Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej,
niewielu możnych,
niewielu szlachetnie urodzonych” (1Kor 1, 26).

W celu głębszego zrozumienia tajemniczej roli życia konsekrowanego w Kościele dobrze jest usłyszeć zachętę Apostoła Pawła: „przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu”. Jest to zachęta skierowana do ogromnej rzeszy ludzi, nie tylko do osób życia konsekrowanego, ale – na co wskazuje tegoroczny ogólnopolski program duszpasterski 2007 – w ogóle do wszystkich wierzących Polaków.

W sensie najogólniejszym, przypatrywanie się własnemu powołaniu, traktowane jest jako zachęta do refleksji nad tajemnicą człowieka jako dziecka Bożego. Przypatrywać się swojemu powołaniu to szukać odpowiedzi na najważniejsze pytania: skąd się wziąłem? Dokąd zmierzam? W oparciu o jakie wartości i ideały mogę osiągnąć życiowe cele, które sobie wyznaczam?

W takim sensie powołaniem całej ludzkości jest „ukazywanie obrazu Boga i przekształcanie się na obraz Jedynego Syna Ojca. Powołanie to przyjmuje formę osobistą, ponieważ każdy jest wezwany do Boskiego szczęścia; dotyczy ono także całej wspólnoty ludzkiej” (KKK 1877). «Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamysłu. Albowiem tych, których przedtem poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi» (Rz 8, 28-29). Jest to doprawdy fascynująca perspektywa. Wszyscy razem jesteśmy powołani, by żyć jak bracia i siostry Jezusa, by czuć się synami i córkami tego samego Ojca. To radykalnie zmienia czysto ludzkie perspektywy. Otwiera na niezgłębioną do końca tajemnicę Boga. Wzywa do miłości Ojca, objawiającego się w osobie Chrystusa.

W ramach tego ogólnego powołania mieszczą się powołania szczegółowe, także powołania do życia konsekrowanego. Na wzór Marii z Betanii, która «usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa» (Łk 10, 39), liczni mężczyźni i kobiety poświęcają się całkowicie i wyłącznie naśladowaniu Chrystusa. Chociaż pełnią różne posługi w dziedzinie ludzkiej formacji i troski o ubogich, w zakresie nauczania i opieki nad chorymi, nie uważają tego za najważniejszy cel swego życia, ponieważ «pierwszym i podstawowym obowiązkiem wszystkich zakonników powinna być kontemplacja rzeczy Bożych oraz ustawiczne zjednoczenie z Bogiem w modlitwie» (KPK 663, § 1). Istotą powołania osób zakonnych nie jest to, co zakonnicy robią (modlitwa i medytacja, katechizowanie, granie na organach, pomoc w parafii, itp.) lecz to, kim są. Zakonnik, siostra zakonna, osoba konsekrowana w instytutach świeckich to ktoś, kto przeżywa szczególnie mocną więź z Chrystusem. Ktoś, kto żyje miłością niezwykłą. Kto dla ludzi świeckich jest przypomnieniem i znakiem powołania do wiecznej miłości. W Adhortacji apostolskiej Vita consecrata Jan Paweł II pisał: «W tradycji Kościoła uznaje się profesję zakonną za szczególne i owocne pogłębienie konsekracji chrzcielnej, jako że dzięki niej wewnętrzna jedność z Chrystusem, ustanowiona już przez chrzest, przeradza się w dar upodobnienia do Niego, wyrażony i urzeczywistniony w sposób pełniejszy przez profesję rad ewangelicznych» (n. 30).

Kiedy jednak wsłuchujemy się dokładniej w kontekst słów wypowiedzianych przez Apostoła Pawła („przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu”), dostrzegamy, że Apostołowi nie chodzi ani o definicję ogólnego ani szczegółowego powołania w Kościele, ale przede wszystkim o ukazanie małości i znikomości tych, którzy zostali wezwani do Kościoła i którzy nie na mocy swoich osobistych predyspozycji, talentów czy zasług, ale wyłącznie dzięki Chrystusowi zyskują mądrość, sprawiedliwość, uświęcenie i odkupienie. Mówi Apostoł: zwróćcie uwagę na wasze „zaproszenie”. Kościół to święte zwołanie, zgromadzenie, wezwanie.

Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa do Kościoła /zwołania/ Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali powołani do świętości, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego.

Kiedy więc Apostoł mówi: „przypatrzcie się bracia powołaniu waszemu”, faktycznie twierdzi, że Kościół to najczęściej zgromadzenie tych, którzy w oczach świata uważani są za nic ( „co [w ogóle] nie jest” – Biblia Warszawsko-Praska – „to, co jest niczym”). Kościół jest towarzystwem, w którym obecnych jest niewielu mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Kiedy zatem gromadzimy się w Dzień Życia Konsekrowanego, musimy sobie najpierw uświadomić, że często niepotrzebnie oburzamy się na miernotę obecną we wspólnotach życia konsekrowanego. I że my sami możemy być uważani za miernotę w oczach ludzi.

2. Przewartościowanie wartości

„Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata,
aby zawstydzić mędrców,
wybrał to, co niemocne w oczach świata,
aby mocnych poniżyć;
i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone,
i to, co nie jest, wyróżnił Bóg,
by to co jest, unicestwić,
tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga”
(1 Kor 1, 27-29).

Dlaczego Bóg odrzucił to, co najbardziej wartościowe (władza, mądrość, pochodzenie) w oczach świata?

Dlaczego w Kościele tak trudno się zmieścić ludziom posiadającym władzę („niewielu możnych”)? Przecież historia dowodzi, że władcy są bardzo potrzebni dla budowania państw tego świata. Pierwsze królestwa i późniejsze imperia były konstruowane właśnie przez ludzi, którzy w danym momencie sprawowali najbardziej znaczącą władzę. Bez ich aktywnego udziału nie powstałoby w ogóle wiele państw. A jednak, mimo tej dobroczynnej roli możnych, Apostoł określa ich jako nie najbardziej nadającymi się do budowania Królestwa Bożego. Najprawdopodobniej dlatego, iż oni są najbardziej narażeni na pokusę pychy. Najłatwiej przychodzi im wyobrazić sobie, iż są bogami. Wprawdzie na pokusę pychy wystawieni są wszyscy ludzie, ale najbardziej dotyka ona właśnie możnych. Rozrastając się w siłę zagrażają innym. Są jak wysokie drzewa, które im bardziej rosną, tym bardziej okradają ze słonecznego światła wszystkie inne drzewa i rośliny, które wzrastają w ich cieniu. Możni żądają zbyt wysokiej ceny za usługi świadczone społeczeństwu. Żądają i otrzymują to, czego chcą, ponieważ kontrolują instytucje za pomocą których społeczeństwo zdobywa samoświadomość. Najpierw wprowadzają pokój społeczny wykorzystując do tego swoją władzę, a potem go niszczą, egzekwując swoją władzę, żądając wygórowanych opłat za swoje usługi.

Dlaczego niewielu „szlachetnie urodzonych” jest powołanych do uczestnictwa w życiu Kościoła? Otóż, szlachetnie urodzonymi są zazwyczaj potomkowie i bliscy możnych. Być dobrze urodzonym, to znaczy zajmować uprzywilejowane miejsce w społeczeństwie. O ile pierwsze pokolenie władców bywa zazwyczaj grubiańskie, to drugie i trzecie pokolenie jest już wykształcone i zdobyło wystarczającą ogładę. Wykorzystuje ono przywileje nagromadzone przez ojców, maskując kulturą i ogładą brutalność walki o władzę. Dobrze urodzonym trudno jest znaleźć się w Kościele, ponieważ ulegają oni często pokusie obłudy. Kulturą uzasadniają okrucieństwo swoich rządów. Niesprawiedliwość ukrywają za piękną fasadą. W ten proces uwikłane są także dobrze urodzone kobiety lub znajdujące się w otoczeniu możnych, które traktują niesprawiedliwość jako rzecz oczywistą, lecz starają się usunąć jej nieprzyjemny zapach okazjonalną filantropią i dobrymi uczynkami, będącymi tyleż wyrazem współczucia, co demonstracją ich siły. Szlachetnie urodzeni nie są wezwani do Królestwa Bożego, ponieważ brak im wewnętrznej uczciwości.

Wreszcie nie wezwał Bóg wielu „mędrców”, mimo iż wielu jest przekonanych o tym, że właśnie naukowcy są zbawieniem społeczeństw i że gdyby tylko władcy byli jednocześnie mędrcami dałoby się rozwiązać wszystkie problemy dręczące społeczeństwa, narody i świat. Niestety, mędrcy nie są zazwyczaj na tyle mądrzy, aby przejrzeć intencje władców. Najczęściej usłużnie podążają za taborem możnych, ponieważ ci zapewniają im utrzymanie i możność rozwoju. Nawet jeśli nie są naumyślnie nieuczciwi, rzadko też są na tyle mądrzy, aby dostrzec coś więcej poza interesem swojej grupy. Ponieważ zaś są wykształceni, dlatego ludzie przesadnie im ufają. Dzięki wykształceniu uchodzą za bezstronnych, gdy tymczasem, kiedy wypowiadają się na inne – poza znanymi – tematami stają się najbardziej udanymi kłamcami. Nie tyle usuwają bezpodstawne uprzedzenia, ile dostarczają ludziom lepsze argumenty dla ich uprzedzeń. Mędrcy nie są wezwani nie z tego powodu, iż są nie dość mądrzy, ale dlatego, że są zbyt mądrzy. Utożsamiają prawdę z racjonalną spójnością i mierzą paradoksy życia według ludzkiej logiki. Albo uważają człowieka za nic. Albo wynoszą go ponad Stwórcę. Często też pędzą życie na porównywaniu idei, nie potrafiąc wykrzesać z siebie siły do działania (por. R. Niebuhr, Poza tragizmem, 130-138).

Z Listów do Koryntian wyłania się bardzo wyraźnie jedna prawda: przeciwstawienie między wielkością światową a wielkością objawioną w Jezusie Chrystusie. Ludzka mądrość nie chce uznać, że jej własna słabość stanowi warunek jej mocy. Człowiek nie potrafi pojąć, w jaki sposób śmierć może być źródłem życia i miłości. Rozum nie może pojąć tajemnicy miłości, której symbolem jest Krzyż. Ta mądrość Krzyża przekracza wszelkie granice kulturowe i każe otworzyć się na powszechność zawartej w niej prawdy. Jakież wyzwanie zostaje tu rzucone naszemu rozumowi i jakąż korzyść może on odnieść, jeśli je podejmie! Rozum o własnych siłach jest w stanie tego dostrzec, natomiast z pomocą wiary może otworzyć się na «szaleństwo» Krzyża. Orędzie Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego jest rafą, o którą może się rozbić powiązanie wiary i filozofii, ale poza którą otwiera się nieskończony ocean prawdy. Wyraźnie ujawnia się tutaj granica między rozumem i wiarą, ale dokładnie zostaje też zakreślony obszar, na którym może dojść do ich spotkania (por. Fides et ratio, 23).

3. Żyć samemu tajemnicą krzyża

„Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości,
my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan,
dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi,
a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi” (1Kor 1, 22-25).

„My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego”. Tak, w tym, w czym świat dostrzega porażkę, on widzi zwycięstwo. W tym zaś, w czym świat widzi sukces, on dostrzega porażkę. Prawo wyrzeczenia należy więc do samej istoty powołania chrześcijańskiego. W szczególny zaś sposób należy ono do istoty powołania związanego z profesją rad ewangelicznych. Tego rodzaju powołanie cechuje się jaśniejszym zrozumieniem trudnego wyzwania św. Pawła: „Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim” (Flp 3, 8). Tak więc wyrzeczenie jest konieczne, aby odnaleźć się pełniej w Chrystusie ukrzyżowanym i rozpoznać do końca tajemnicę własnego człowieczeństwa oraz koniecznej przemiany: „chociaż (bowiem) niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień”.

Nauka Krzyża musi więc być ciągle sercem wszelkich programów formacyjnych oraz źródłem dojrzałości zakonnej. Tak kształtuje się nowy człowiek, zakonnik i apostoł. W formacji i życiu zakonników nie może więc zabraknąć ascezy. „Dzisiaj osoby konsekrowane, zachowując doświadczenia wieków, są jednocześnie powołane do poszukiwania form, które lepiej odpowiadałyby naszym czasom, przede wszystkim takich, które towarzyszą trudom apostolskim i zapewniają wielkoduszność w służbie. Dzisiaj krzyż, który trzeba brać codziennie na ramiona (por. Łk 9, 23), może mieć także wymiar wspólnotowy, jak starzenie się instytutu, nieprzystosowanie struktur, niepewność jutra” (Rozpocząć na nowo, 27). W świecie rozwydrzenia, konsumizmu i wszelkiego rodzaju nadużyć władzy potrzebni są świadkowie tajemnicy paschalnej Chrystusa, której pierwszym i nieuniknionym etapem jest krzyż. Świeccy potrzebują zakonników i zakonnic, którzy pomogą im przebyć „królewską drogę Krzyża”. Potrzebują świadków, którzy wyrzekają się tego, co św. Jan nazywa „światem” i „jego pożądliwościami”. Królestwo Boże, o którym życie zakonne daje świadectwo, nie jest z tego świata. I ciągle potrzebni są świadkowie, którzy to potwierdzą (por. Potissimum institutioni, 36).

Wierność osób konsekrowanych „jedynej Miłości ujawnia się i hartuje w pokorze życia ukrytego, w cierpieniu, które przyjmują, aby dopełniać we własnym ciele „braki udręk Chrystusa” (Kol 1, 24), w milczącym poświęceniu, w poddaniu się świętej woli Bożej, w pogodnym dochowywaniu wierności nawet wówczas, gdy tracą już siły i autorytet. Wierność Bogu jest też źródłem ofiarnej służby braciom, którą osoby konsekrowane pełnią, kosztem wielu wyrzeczeń, przez nieustanną modlitwę wstawienniczą za potrzeby braci, przez bezinteresowną posługę ubogim i chorym, przez wzajemną pomoc w trudnościach, przez gorliwy udział w troskach i doświadczeniach Kościoła” (Vita consecrata, 24).

Ponieważ zaś posługa kapłańska jest posługą samego Kościoła, nie może ona być wypełniona inaczej, jak tylko we wspólnocie hierarchicznej całego ciała. Miłość pasterska przynagla zatem również prezbiterów zakonnych, aby działając w tej wspólnocie, jak najchętniej oddawali przez posłuszeństwo służbie Boga i braci własną wolę, przyjmując i wykonując w duchu wiary zlecenia papieża, własnego biskupa, a także własnych przełożonych zakonnych, na wzór Chrystusa, który „wyniszczył samego siebie przyjąwszy naturę sługi (…) stawszy się posłusznym aż do śmierci” (Flp 2, 7-8) i przez to posłuszeństwo zwyciężył i odkupił nieposłuszeństwo Adama” (por. Presbyterorum ordinis, 15).

4. Innym głosić Ukrzyżowanego

W dziejach chrześcijaństwa osoby konsekrowane umiały kontemplować cierpiące oblicze Pana w bliźnich. Rozpoznawały to oblicze w chorych, w więźniach, w ubogich i w grzesznikach. Wezwanie Jezusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15) kierowało ich kroki ku tym ludziom i budziło nadzieję tam, gdzie panowało zniechęcenie i śmierć. Ich walka toczyła się przede wszystkim przeciw grzechowi i jego zgubnym konsekwencjom. Ich posługa doprowadziła wielu mężczyzn i kobiet do doświadczenia miłosierdzia Bożego w sakramencie pokuty.

W dzisiejszych czasach pojawiają się ciągle nowe twarze, w których trzeba rozpoznać oblicze Chrystusa, umiłować Je i służyć Mu. Są to nowe przestrzenie ubóstwa materialnego, moralnego i duchowego, które rodzi współczesne społeczeństwo. Krzyk Chrystusa na krzyżu pokazuje, że bierze On na siebie całe zło, aby je odkupić. Powołanie osób konsekrowanych jest kontynuacją powołania Jezusowego i przyjmuje na siebie cierpienia i grzech świata, spalając je w ogniu Bożej miłości (por. Rozpocząć na nowo, 27).

Zakończenie

Czcigodne Siostry, Drodzy Bracia, potrzebujemy Was. Kościół nie może bez Was żyć pełnym życiem. Bez Was nie może być czytelnym znakiem pośród świata. Potrzebuje Was jako dowód tego, że całkowite oddanie się Bogu ma sens. Świat zagrożony przez zalew spraw nieważnych i przemijających potrzebuje świadectwa nieograniczonej i bezinteresownej miłości.

A zatem: „Idźmy wszyscy na spotkanie Chrystusa. (…) Niechaj nikogo nie zabraknie na tym spotkaniu, niech każdy niesie zapaloną świecę. Blask gorejących świec oznacza najpierw Bożą chwałę Tego, który przychodzi, przez którego wszystko jaśnieje od czasu, kiedy blask światła wiecznego rozproszył złe ciemności. Oznacza także i nade wszystko, że trzeba nam z jasną duszą wyjść na spotkanie Chrystusa.

Jak bowiem Bogurodzica, Dziewica niepokalana, niosła w swoich ramionach Światło prawdziwe idąc na spotkanie tych, którzy pozostawali w mroku śmierci, tak też i my oświeceni jego promieniami i trzymając w ręku widoczny dla wszystkich płomień, pośpieszajmy naprzeciw Tego, który jest prawdziwym Światłem. (…)

Niechaj nikt z nas nie pozostaje z dala od tego Światła. Niechaj nikt, kto go otrzymał, nie trwa dłużej w ciemnościach. Idźmy wszyscy jaśniejący, idźmy razem wszyscy oświeceni i przyjmijmy wraz ze starcem Symeonem jasne i wieczne Światło. Wraz z nim wychwalajmy i dziękujmy Bogu, Ojcu światłości, który zesłał prawdziwe Światło, rozproszył ciemności i nas wszystkich uczynił jaśniejącymi” (św. Sofroniusz, Kazanie 3 na święto Ofiarowania Pańskiego, 6. 7)

Za: www.archpoznan.pl

Wpisy powiązane

2024.10.19 – Warszawa – Abp Tadeusz Wojda SAC, Przesłanie na Jasnogórską Noc Czuwania w Intencji Polskich Emigrantów i ich Duszpasterzy

2024.09.04 – Częstochowa – Abp Wojciech Polak, Homilia podczas Mszy św. sprawowanej w czasie 60. Ogólnopolskiej Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych

2024.08.13 – Kalwaria Pacławska – Abp Tadeusz Wojda SAC, On napełni was błogosławieństwem. Homilia wygłoszona podczas Wielkiego Odpustu Kalwaryjskiego