1994.10.23 – Niepokalanów – Abp Kazimierz Majdański. Przestrzenie miłości rozważane w Niepokalanowie. Homilia na zakończenie 272 Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski

Abp Kazimierz Majdański

PRZESTRZENIE MIŁOŚCI ROZWAŻANE W NIEPOKALANOWIE. HOMILIA NA ZAKOŃCZENIE 272 ZEBRANIA PLENARNEGO KONFERENCJI EPISKOPATU POLSKI

Niepokalanów, 23 października 1994 r. 

„JAK JA WAS UMIŁOWAŁEM” (J 15,12)

Przychodzimy znowuż na święto stulecia urodzin Świętego. Wspominaliśmy te urodziny już na różnych miejscach. Tym razem przychodzimy do Niepokalanowa. Ma to miejsce swój własny przywilej świętowania urodzin Założyciela, nie pierwszy więc raz odbywa się tutaj takie urodzinowe świętowanie. Ostatnio, kilka dni temu, byli tutaj Biskupi Europy, dziś zaś jest Episkopat Polski: jesteśmy, by wspólnie z duchowymi Braćmi Świętego i wspólnie z naszymi Braćmi i Siostrami w Panu naszym, którzy tak chętnie pielgrzymują do Niepokalanowa, przypatrzeć się przestrzeniom miłości Bożej w człowieku. W tym Człowieku, który tutaj był, modlił się i pracował, szkicował niesłychane plany zdobycia Polski i świata dla Niepokalanej i stąd został zabrany na miejsce męczeństwa.

Przestrzenie miłości!

Pan Jezus nie stawia im granic: „…Jak Ja was umiłowałem” (J 15,12). Ale człowiek, nawet taki Człowiek jak ojciec Maksymilian Maria, wspina się ku szczytom miłowania tylko dlatego, że Jezus dodaje: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili” (J 15,16).

Mówi tak Ten, którego miłość poznaliśmy, bo „On oddał za nas życie swoje” (1 J 3,16).

Przestrzenie największej przygody życia: przygody miłowania są więc takie, że przykład miłowania daje Jezus Chrystus i moc miłowania daje On: „Jak Ja was umiłowałem” (J 15,12).

Maksymilianie! Święty Maksymilianie z Niepokalanowa! Jeżeli to jest możliwe, i tak, jak to jest możliwe, opowiedz nam tę przygodę raczej Ty sam! Właśnie tu, w Niepokalanowie!

W SZKOLE „SŁUŻEBNICY PAŃSKIEJ”

Już to bardzo dobrze wiemy: zbliża się wielki Jubileusz przyjścia na naszą ziemię Boga-Człowieka, Odkupiciela świata. Urodził się w skrajnym ubóstwie betlejemskiej szopy. Ale zanim się to stało, na samym początku Dobrej Nowiny o naszym Odkupieniu były słowa Matki Odkupiciela: „Oto ja służebnica Pańska” (Łk 1,38). To w Nazarecie. A za czasu niewiele, na progu „domu Zachariasza” (Łk 1,40), był Jej hymn Magnificat, hymn dziękczynny za to, że Pan „wywyższa pokornych” (Łk 1,52). Ona sama najbardziej pokorna i Ona sama wśród wszystkich ludzi Niepokalana!

Takie głębie Jej Serca, Serca Człowieka Najświętszego.

Te głębie są miarą wyżyn, na które Bóg sam wznosi człowieka. Exaltavit, wywyższył!” To pragnienie naszego Boga: „Tak jak orzeł na skrzydłach niesie swe pisklęta” i „jak ojciec niesie swego syna” (por. Pwt 32,11; 1,31) – tłumaczy nam to Mojżesz.

Im większe głębie pokory, tym wyższe szczyty, które zbliżają do Boga. Szczyty wyższe niż szczyty góry Horeb, miejsca rozmowy człowieka z Bogiem, „jak przyjaciela z przyjacielem” (por. Wj 33,11).

Boże upodobanie!

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie” (Mt 11,25-26). Tak mówił do Ojca.

A do nas: „Dopuśćcie dzieciom przyjść do Mnie, do takich bowiem należy królestwo niebieskie” (Mt 19,14); „Kto się uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,4).

„Exaltavit humiles”. Takich wywyższa: uniżonych jak dzieci. Zrozumiał to mędrzec Pascal, gdy mówił o „l’infini de la petitesse – Małość ma horyzonty nieskończone”.

Lepiej jeszcze rozumieli to święci, bo święci to ludzie prowadzeni Duchem Bożym. Tak prowadził Duch Boży naszego Świętego z tutejszego Niepokalanowa. Był „bratem mniejszym”, jak Franciszek. Stawiał tu, w Niepokalanowie, budynki, które nie miały nic ze współczesnych ambicji architektonicznych: ni to szałasy, ni domy. – Jeśli budował w jakimś stylu, to był to raczej „styl barakowy”.

I już w tym miejscu – w umiłowaniu prostoty i ubóstwa – był „wywyższony”. Tu, w Niepokalanowie, najnowsze maszyny rotacyjne i tu śmiałe apostolstwo słowa drukowanego. To był, wśród różnych wydawnictw, „Rycerz Niepokalanej”, o którym mówił: „Jeśli chcesz czytać, a nie masz za co, nie martw się!” To był „Mały Dziennik” za ówczesnych 5 groszy. Jakże chcielibyśmy dziś w Polsce taki „Mały Dziennik” mieć!

Może to nie o wielkie środki chodzi: wielkie środki mają inni wydawcy i czy nas nie zatruwają? To tylko w dziedzinie słowa drukowanego. Ale wolno też wspomnieć na przykład i o tym, że ONZ i związane z nią instytucje, dysponując olbrzymimi sumami, przeznaczają je na walkę z życiem i z rodziną. Ojciec Maksymilian mówi o potędze „środków ubogich”. Może więc to nie o wielkie środki chodzi, ale o to, by byli wśród nas ludzie sposobni do budowania królestwa Bożego; byśmy byli w znakomitej szkole „Służebnicy Pańskiej”.

Ojciec Maksymilian był w tej znakomitej szkole: w szkole „Służebnicy Pańskiej”; w szkole, której uczniowie wiedzą, gdzie jest prawdziwa wielkość: „Wywyższa pokornych”.

Ale przecież nie o własnej wielkości myślał. Myślał o Niepokalanej. O tym, jak by cały świat rzucić pod Jej stopy. O tym, jak by dla Niej „być startym na proch i żeby ten proch został na wszystkie strony świata rozniesiony przez wiatr”.

I stało się. „Bo u Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37). Niepokalana tę prawdę, na progu Nowego Przymierza, pierwsza usłyszała. A „wszystkie te słowa wiernie przechowywała w Sercu swoim” (por. Łk 2,19).

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie” (Mt 11,25-26).

Tak Jezus dziękuje Ojcu Niebieskiemu za wszystkich, którzy poszli (i wciąż idą) do szkoły Jego Matki: „Wywyższył pokornych”.

Tak dziękuje Ojcu Niebieskiemu za wszystkich, którzy wobec omamów kusiciela, mówią jak On – kuszony dla nas Zbawiciel świata: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4,10).

„Samemu Bogu – Soli Deo!”

„Wysławiam Cię, Ojcze!” – To dziś, w Maksymilianowym Niepokalanowie.

Exaltavit humiles! Jak bardzo wywyższył jego. Ogłoszono niedawno w wydaniu niemieckim „L’Osservatore Romano” (13 sierpnia 1994 roku) list wielkiego myśliciela, pisarza i mariologa, Jeana Guittona, a w liście – wśród innych – takie słowa: „…jego męczeństwo było męczeństwem «Wiecznego Kapłana». Nie wiem, czy w naszym wieku ktoś dał podobne, tak samo nieporównywalne świadectwo… To jest w moich oczach największy święty obecnego wieku”.

Tak napisał Jean Guitton, dołączając swoje świadectwo do świadectwa swego przyjaciela, także członka Francuskiej Akademii tzw. „Nieśmiertelnych”, Eugene Ionesco.

ZMAGANIA

Po apokaliptycznej walce Smoka z „Niewiastą obleczoną w słońce” (Ap 12,1), następują słowa-zapowiedź, słowa-ostrzeżenie: „A cała ziemia w podziwie powiodła wzrokiem za Bestią, i pokłon oddali Smokowi, bo władzę dał Bestii” (Ap 13,3-4).

To, co mówi Apokalipsa, brzmi niekiedy bardzo tajemniczo, ale przecież o walce Smoka-szatana z Niewiastą zapowiedział Pan Bóg już na samym początku, po upadku człowieka w raju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a Niewiastę” (Rdz 3,15). Objawienie Janowe mówi jednocześnie o zmaganiach, które ogarniają cały Kościół i każdego z nas. Mówi bowiem: „I rozgniewał się Smok na Niewiastę i odszedł rozpocząć walkę z resztą Jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga, i mają świadectwo Jezusa” (Ap 12,17).

Czym był oświęcimski obóz? Czym były wszystkie obozy na Wschodzie i Zachodzie? – To nie tylko zjawisko wywołane przez okrutną machinę wojenną. To znacznie więcej: To dzieło „cywilizacji śmierci”; dzieło tego, „przez którego weszła śmierć na świat” (Mdr 2,24).

Maksymilian nie był żołnierzem, nikomu nie groził i do nikogo nie strzelał. Nigdy nikogo nie skrzywdził. Bronił i ocalał.

Nie, Maksymilian nigdy nikomu nie groził, ani wtedy, gdy w młodości nazywany bywał „szalonym Maksiem”, ani wtedy, gdy z Medalikiem Niepokalanej obiegał świat, ani wtedy, gdy żarliwie się modlił w intencji zagorzałych wrogów Pana Boga i Kościoła, ani wtedy, gdy zakładał Niepokalanów koło Warszawy, ani wtedy, gdy zakładał Niepokalanów w Japonii, ani wtedy, gdy stąd, z polskiego Niepokalanowa, zabrano go do obozu śmierci. Do obozu pomyślanego przez „cywilizację śmierci!”

Wystarczyło to jedno: był „Rycerzem Niepokalanej”. Był znakomitym Jej Rycerzem, zwołującym do tego rycerstwa innych, w Polsce i na całym świecie. Zaczęło się to w Rzymie, w jego bardzo młodych latach. Wystarczyło to jedno: należał do Niepokalanej. – „I rozgniewał się Smok na Niewiastę i odszedł rozpocząć walkę z resztą Jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa” (Ap 12,17).

Walka w jego życiu oznaczała to, i jedynie to: należeć do Matki Jezusa i mieć Jego świadectwo, strzegąc przykazań Boga, „zło zwalczając dobrem” (por. Rz 12,21). I tak zwyciężył. Odniósł zwycięstwo na przestrzeniach miłości: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

„Rycerz Niepokalanej” wszedł w nasze polskie, rycerskie tradycje, którym patronowała pieśń „Bogurodzica”, i które znaczył ryngraf z Jej świętym Wizerunkiem. Takie są przecież właśnie prawdziwie polskie tradycje!

Mówią o nas, że jesteśmy narodem walecznym. I my sami tak o sobie mówimy – nie bez poważnych racji.

Trzeba tu jednak spokojnie, ale rzetelnie zapytać:

Czy ta tradycja się ostała? Czy jest tradycją nietykalną i świętą?

Czy zasada, o której właśnie tutaj, w Niepokalanowie, mówił Papież Jan Paweł II: „Zło dobrem zwyciężaj” – nie ustępuje miejsca sloganom, mówiącym o tzw. pluralizmie i o tzw. demokracji?

Zło dobrem zwyciężaj” – to także ks. Jerzy i jego testament.

Czy nasze bardzo drogo okupione zwycięstwa – militarne i moralne – nie są marnowane, kierowane na bezdroża lekkomyślności?

Czy nie oscylujemy między mądrością i męstwem a brakiem elementarnego poczucia sprawiedliwości, gdy przebaczamy, choć nikt o to nie prosi, ani na to nie zasługuje?

Czy nie uwalniamy od kary, jednym powierzchownym lub sentymentalnym gestem, za najcięższe występki, zwłaszcza za odbieranie życia niewinnym, w imię tzw. miłosierdzia? Czy miłosierdzie może otwierać bramy dla „cywilizacji śmierci?” Czy może wchodzić z tą cywilizacją w jakiekolwiek układy? Czy zamiast mówić: „Tak – tak, nie – nie” (Mt 5,37), może mówić: „Tak – ale”?

Ojciec Maksymilian nie żywił nienawiści do nikogo, ale złu mówił zdecydowanie: Nie, a dobru mówił zdecydowanie: Tak. Redaktor – miłośnik Prawdy. Redaktorzy, nie jesteście skazani na służalczą manipulację. Możecie być, więc bądźcie, heroldami Prawdy. Tylko ona ocala człowieka: veritatis splendor blask prawdy. Przed wami – taki Redaktor!

Redaktorzy gazet i programów telewizyjnych, nie na waszym poziomie są informacje o przeludnieniu świata i o tym, że narody o gęstym zaludnieniu – to obszar nędzy. Przecież to jest już dziś nie tylko poziom błędu, ale – darujcie! – nieuctwa. Wystarczyłoby przejrzeć choćby tylko akta XVIII Międzynarodowego Kongresu Rodziny, który w kwietniu odbył się w Warszawie.

Kilka dni temu poinformowała nas telewizja, że brak w Polsce mieszkań, bo „zbyt liczne pokolenie przychodzi na świat”. A my od 1989 roku (właśnie od tego roku!) wymieramy i nie ma już w Polsce zastępowalności pokoleń. Kiedy więc nasza administracja nadąży z mieszkaniami? Czemu służy i na co czeka? Jaki zdaje egzamin, gdy porównujemy długi już okres powojenny ze znacznie krótszym międzywojennym? Popatrzmy prawdzie w oczy. Wtedy był Maksymilian – budował Niepokalanów. I wtedy byli inni, którzy odbudowywali całą Polskę!

Prawda i miłość idą razem. Prawda głoszona jasno, z miłością do człowieka. Mówi o tym przykład, którego pominąć nie podobna: wystarczyła ulepszona (choć bynajmniej nie doskonała) ustawa w obronie życia i to, że usłyszano jasne świadectwa w Parlamencie i poza nim o prawie do życia najmniejszego człowieka, najmniejszych dzieci polskich, i oto wprost niewiarygodnie wzrosła liczba ocalonych, choć z bólem w sercu mówimy także o tych setkach, które zastąpiły dawniejsze dziesiątki tysięcy.

Prawda ma ogromną siłę przebicia. Przecież prawda wyzwala. Tak Pan Jezus: „Prawda was wyzwoli” (J 8,32). Prawda!

Jakie są więc przestrzenie miłości? Odpowiada Zbawiciel świata: „Jak Ja was umiłowałem”. Idąc po nieskończonych przestrzeniach Miłości, Pan Jezus poszedł na Krzyż odkupienia i przebaczenia, ale mówił o Sądzie, a mówiąc o nim, nie wahał się zapowiedzieć swoich własnych słów: „Pójdźcie błogosławieni” i „Idźcie precz!” (Mt 25,34.41).

PRZESTRZENIE MIŁOŚCI RODZINNEJ

Brat Mniejszy Maksymilian zasłużył na łaskę stania się „Bratem Najmniejszym”.

„Jeśli ziarno pszeniczne obumrze”. – To bardzo trudna droga: obumrzeć, jak ziarno pszeniczne wrzucone w ziemię. Ale to dla życia: „Jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24).

Obumarło Ziarno. Obumarło w straszliwym, głodowym bunkrze oświęcimskim. A potem wrzucono to Ziarno do pieca krematoryjnego i prochy rozrzucono po ziemi – tak, jak o tym marzył w porywach miłości do Niepokalanej. I stał się plon obfity: dla chwały Niepokalanej, a przez Nią dla chwały Boga. Najwspanialszy owoc: „…abyście szli i owoc przynosili” (J 15,16).

„Życie – za przyjaciół swoich” (por. J 15,13). – Kto go tego nauczył, że przyjacielem, za którego trzeba oddać życie, jest ojciec rodziny. Przecież go nie znał. Nie wiedział, że ma na imię Franciszek i że nazywa się Gajowniczek. Wiedział tylko z szeptu skazanego, że to mąż i ojciec rodziny, który ma swoich najbliższych, z rozpaczą w sercu, osierocić. I wiedział, czego od niego oczekuje Niepokalana. Ta, która zapowiedziała mu męczeństwo. Ta, która kiedyś, wraz z niesłychaną nowiną o tym, że została przewidziana na Matkę Zbawiciela i że Nią – mocą Ducha Świętego – już się staje, dowiedziała się też od Wysłannika Zwiastowania – o innej rodzinie: „A oto również krewna twoja, Elżbieta, poczęła w swojej starości syna…” (Łk 1,36). I do tej rodziny „poszła z pośpiechem” i „weszła do domu Zachariasza”, bo stał się domem rodzinnym. „Pozdrowiła Elżbietę”, bo stała się matką.

Szkoła Niepokalanej. Najlepsza szkoła! I uczeń znakomity. Jej umiłowany syn!

A zarazem syn, znakomicie wychowywany przez swoich rodziców – prostych i mądrych, pobożnych i pracowitych – by uczciwie i godnie żyć w trudnych warunkach rodziny rękodzielników tamtych czasów, zaradnych – by pomagać innym ofiarnie i wielkodusznie. To pewnie pierwsza szkoła inicjatywy i apostolskiego „rozmachu”, który odziedziczył syn i tak go cudownie rozwinął.

Rodzice Rajmunda-Maksymiliana. Miała trafną intuicję redakcja „Ateneum Kapłańskiego”, gdy przygotowując obszerny (458 stron) i chyba bardzo ciekawy tom, poświęcony ojcu Maksymilianowi, przed jego beatyfikacją, a więc około 24 lata temu, poszukiwała informacji archiwalnych o rodzicach – Juliuszu i Marii z Dąbrowskich, i o środowisku rodzinnym. Ten nurt informacji jest dalej podtrzymywany. To bardzo dobrze!

Wracamy więc i my na chwilę do domu rodzinnego Maksymiliana. To już był czas, pod troskliwym okiem rodziców i przy westchnieniu matki: „Mundek, co z ciebie będzie!?” – tajemniczego Przymierza miłości z Najświętszą Matką w pabianickim kościele. To był już czas daru dwóch koron: czystości i męczeństwa.

Ta pierwsza korona – to dla niego sprawa prosta i oczywista. A ta druga?

Chyba mu o tym nie powiedziała Dawczyni podwójnego daru, jak to się stanie. Ale, gdy przyszła ta chwila, wiedział. Wystąpił przed szereg obozowy bez wahania i odpowiedział, na pytanie komendanta o to, kim jest, bez wahania; „Jestem polskim księdzem katolickim”. Ksiądz katolicki i zakonnik – za ojca rodziny. On – człowiek znakomitych talentów i wielkich planów misjonarskich – wiedział, że tego chce Niepokalana. Nie mógł działać bez wiedzy i zgody „Służebnicy Pańskiej”.

To Jej szkoła: „Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). Tak stało się światu Zbawienie. A Syn Boży, stawszy się w Jej łonie Człowiekiem, modlił się do Ojca: „Oto idę, abym pełnił wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,7). A potem, „w godzinie, na którą przyszedł” (por. J 12,27), wołał, wśród Ogrójcowej Agonii: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie” (Łk 22,42).

Maksymilian trwał przy tej tajemnicy – w szkole Niepokalanej Matki Boga. To najpierw do Niej odnosiły się słowa Jezusa: „Bo kto pełni wolę Ojca mojego, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mt 12,50). I o sobie samym mówił: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał i wykonać Jego dzieło” (J 4,34).

Maksymilian skutecznie uczył się tej prawdy. W swoich zasadach ascetycznych podkreślał, że „wola”, pisana z małej litery: wola własna, ograniczona, a niekiedy niszcząca i zbuntowana – musi dać miejsce Woli Najświętszego, pełnego Miłości i Mądrości, Boga – najlepszego Przyjaciela człowieka.

Tak poszedł do straszliwego bunkra oświęcimskiego. – „Nikt nie ma większej miłości…”

Czy jest Patronem „cywilizacji miłości?” – Tak. Jest Patronem „cywilizacji miłości” w naszym czasie dramatycznych zmagań tej cywilizacji z „cywilizacją śmierci”.

Czy jest „ziarnem pszenicznym obfitego owocu?” – Tak. Wtedy w samym obozie, którego atmosfera skondensowanej nienawiści otworzyć się musiała z ulgą na oddech heroicznej miłości, a teraz – „obfity owoc” po całym świecie.

Ale to jeszcze nie wszystko.

Ojciec Święty, pukając – jak mówi – do drzwi domów rodzinnych współczesnego świata, pisze w swoim niezwykłym Liście do rodzin o tym, że „rodzina jest centrum i sercem cywilizacji miłości” (n. 13).

Ojca Maksymiliana „przyjacielem, za którego oddał życie”, stał się ojciec rodziny. Ten właśnie, tu dziś wśród nas obecny, ojciec rodziny. Heroiczną przyjaźnią obdarzył ojciec Maksymilian i jego samego, i całą jego rodzinę. Jednocześnie zaś heroiczną przyjaźnią obdarzył każdego ojca rodziny i każdą rodzinę.

Czy wiedział, że przeciw rodzinie, która jest „sercem cywilizacji miłości”, przyjdą wkrótce, jeszcze w tym wieku, który zbudował Oświęcim, straszliwe ataki, w całym świecie i w jego Ojczyźnie – także?

Czy wiedział, że stulecie jego urodzin przypadnie w Roku Rodziny?

Czy wiedział, że będzie w Niepokalanowie takie święto właśnie dziś, gdy jeszcze trwa Synod Biskupów w Rzymie, obradujący o instytutach życia konsekrowanego, właśnie w Roku Rodziny, bo „rodzina jest drogą Kościoła” (List do rodzin, n. 14); jest drogą całego Kościoła, wszystkich jego stanów (por. Familiaris consortio, n. 16); a nawet „jest drogą (Kościoła) pierwszą i z wielu względów najważniejszą” (List do rodzin, n. 2)?

Gdy szedł do bunkra, by oddać życie za ojca rodziny, gdy był, jak dorodne, Boże „ziarno pszeniczne, wrzucane w ziemię”, tego wszystkiego nie wiedział. Wiedział, że pełni Wolę Najwyższego Boga, który go nauczył miłować. Nauczył go przez swego Syna, który uczył „Miłości największej”. Nauczył go przez Matkę swego Syna, która jest „Matką Pięknej Miłości”.

Nauczył się, by nas uczyć. Święci są właśnie po to. Taka jest ich misja.

Nauczył się, by być pierwszym Patronem naszego drugiego tysiąclecia.

Wiedziony światłem Ducha Świętego, uczynił ze swojego apostolstwa na rzecz rodziny jakby preludium do największej ofiary w Oświęcimiu.

Rodzina!

Niezwykłe jest jej dostojeństwo. Objawia się zaś ono tym wyraźniej, im bardziej rodzina jest atakowana.

Okazało się to już w tym niezwykłym misterium, jakie przeżyły dwa straszliwe obozy: Oświęcim i Dachau. Oświęcim, który usłyszał: „Jestem polskim księdzem katolickim”. I Dachau, gdzie był obóz polskich księży katolickich. Między obu obozami a rodziną – więzy Bożej przyjaźni. Tam Maksymilian, tu księża polscy, którzy tłumnie oddawali Bogu swoje życie, by potem ocaleńcy mogli wołać do Opiekuna Świętej Rodziny: „Patronie Kościoła świętego… Umocnienie rodzin, Mężu sprawiedliwy, który niegdyś troskliwie strzegłeś i prowadziłeś Dziecię Jezus – prosimy, w grożących niebezpieczeństwach, broń nas i rodziny nasze!”

„Przez rodzinę idzie przyszłość ludzkości”, Kościoła, Ojczyzny. – To nauka Najwyższego Pasterza Kościoła sprzed trzynastu lat (por. Familiaris consortio, n. 86).

Rodzinie dał imię „Ja jestem”, Ten, który powiedział o sobie: „Ja jestem Tym, który jest” (Wj 3,14). To On dał jej „prawo i siłę, by być”. – To nauka Najwyższego Pasterza Kościoła sprzed dwóch tygodni, głoszona w czasie Światowego Spotkania Rodzin w Rzymie (por. „L’Osservatore Romano”, 10-11 października 1994 roku).

A także nauka o paralelizmie „Kościoła domowego” i całego Kościoła (tamże). Paraleizm, to znaczy, że są razem i że idą jedną drogą, bo „rodzina jest drogą Kościoła”.

Niekiedy ludzie Kościoła są pytani, czy ucząc Bożych zasad życia rodzinnego i stawiając – zawsze w imię Boga – trudne wymagania, sami „przykładają rękę do pługa” (por. Łk 9,62) i rzetelnie pomagają rodzinie. Przed takim niebezpieczeństwem ostrzega też Pan Jezus, mówiąc o tych, którzy „sami nawet jednym palcem ciężarów, jakie niosą inni, nie dotknęli” (por. Łk 11,46).

„Jestem księdzem katolickim” – powiedziałeś, Sługo Niepokalanej, idąc na śmierć za ojca rodziny. Dałeś przykład i świadectwo zarazem.

Dałeś rodzinie najpierw swoje gorliwe apostolstwo, a potem oddałeś za nią swoje życie.

Takie rozważanie o epilogu Twojego życia w Twoje setne urodziny w Twoim Niepokalanowie, ojcze Maksymilianie, Bracie Mniejszy, a nawet Najmniejszy, a Święty bardzo wielki!

Takie rozważanie, wszyscy najdrożsi w Panu, uczestnicy dzisiejszego świętego Zgromadzenia, o przestrzeniach Bożej miłości w człowieku – w Niepokalanowie, w Roku Rodziny.

Wpisy powiązane

2024.02.02 – Gniezno – Abp Wojciech Polak, Jesteście, by oddychać i żyć z Kościołem. Homilia w święto Ofiarowania Pańskiego, Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Katowice – Abp Wojciech Galbas SAC, Trzy przesłania na Gromniczną. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Kęty – Bp Piotr Greger, Świeca zapalona w naszych dłoniach staje się dziś wyzwaniem. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego