Kard. Józef Glemp, Prymas Polski
POKÓJ I DOBRO NIECH WŚRÓD NAS SIĘ ZAKORZENI! HOMILIA PODCZAS KONSEKRACJI KOŚCIOŁA PW. ŚW. MAKSYMILIANA MARII KOLBEGO
W PABIANICACH
Pabianice, 25 września 1994 r.
Z WASZEJ WSPÓLNOTY WYROSŁY
„Chwalcie Boga w Jego świątyni, chwalcie Go na wyniosłym Jego nieboskłonie” (Ps 150,1) – takie słowa przytacza nam dziś liturgia. Oddają one nastrój, uczucia i postawy naszej dzisiejszej modlitwy. Poświęcamy Bogu świątynię. Czytania liturgiczne przypomniały nam o ważności tego wydarzenia; przypomniały nam poświęcenie świątyni z czasów Starego Testamentu, gdzie ukazana była radość wszystkich, a nawet obowiązek dzielenia się tą radością z tymi, którzy nie mogli brać udziału we wspólnocie: zanieście im słodycze i cieszcie się z tymi, którzy nie mogli przybyć (por. Ne 8,8-10). A Ewangelia święta mówiła nam o tym, że Jezus Chrystus nazwał Piotra, słabego rybaka, opoką i powiedział, iż na tej opoce zbuduje Kościół swój (por. Mt 16,18). W kościele, który jest budowany z kamieni, ma powstawać Kościół duchowy. Jest więc to bardzo ciekawy proces: od człowieka do materii, od materii do Boga.
Poświęcenie świątyni, którego dokonujemy dzisiaj, jest niezwykłe. Jest niezwykłe niezwykłością świętego Patrona. Rzadko bowiem się zdarza, aby w miejscowości, gdzie żył i wychowywał się Święty, gdzie nie braknie ludzi, którzy go widzieli i znali, dokonywała się dedykacja świątyni Bogu w imię Świętego wyrosłego z tej wspólnoty.
Św. Maksymilian Maria Kolbe jest jednym ze świętych najbardziej dzisiaj znanych w święcie. Można powiedzieć, iż jest przedstawicielem XX wieku przez swoje wyznanie wiary i przez swoje męczeństwo. Jest bardzo charakterystyczny dla tego wieku, pełnego niepokoju, najeżonego obozami koncentracyjnymi i ciągle jeszcze niewygasłymi ogniskami nienawiści.
Chciałbym dzisiaj spróbować odnaleźć tajemnicę jego sławy, jego wyniesienia i tego przykładu, który on dzisiaj daje światu. Urodził się w Zduńskiej Woli. Po krótkim zamieszkaniu rodziców w Łodzi przybywa do Pabianic i tutaj od 3 do 13 roku pędzi swój żywot dziecięcy i chłopięcy. Jest bardzo żywym chłopcem, dobrze się uczy, umie pomagać rodzinie. Rodzina sytuowana jest tak jak inne ówczesne rodziny. Ojciec prowadzi warsztat tkacki, zajmuje się trochę kupiectwem i handlem, a matka pomaga jako położna. Wiodą więc życie przeciętnej rodziny, której nie omijają uwikłania owych trudnych czasów. Następuje zmiana ustroju ekonomicznego, warsztaty rękodzielnicze zaczynają upadać, rodzi się przemysłowa Łódź z całym kapitalizmem, który wchodzi wtedy brutalnie, Łódź, gdzie – jak nam opisał Reymont – przeżyć jest zasadą główną, a wyzysk człowieka nie liczy się ani z zasadami wiary, ani z dobrymi obyczajami. W takich warunkach wzburzenia społecznego i niepokojów żyje rodzina Kolbów, starając się utrzymać swoją tożsamość chrześcijańską.
Ale nie to stanowi o doniosłości młodego Rajmunda Kolbego, bo takich chłopców jak on było wtedy tysiące. Musieli uczyć się i jednocześnie pomagać rodzicom, pracować zarobkowo. W takich okolicznościach wzrastając, potrafił pójść za głosem powołania, wejść na drogę pracy zakonnej, studiów zakonnych, dojść do kapłaństwa. Nie w tym jednak leży tajemnica wielkości Kolbego. A więc gdzie ona może być ukryta? Nie w tych zewnętrznych zjawiskach, które moglibyśmy dzięki dociekaniu historyków bardzo dobrze wykazać. Wiemy co czynił rok po roku, w jakich warunkach żyła jego rodzina, w jakich okolicznościach dojrzewał, jakie były wtedy szkoły, jakie urzędy, jakie w każdej dziedzinie życia wpływy carskiego zaborcy – wszystko to można udowodnić, ale nie udowodni się sławy i chwały, jaką cieszy się dzisiaj św. Maksymilian, tutaj wyrosły.
ŹRÓDŁA ŚWIĘTOŚCI OJCA MAKSYMILIANA
Aby wskazać na źródła jego sławy i chwały, może trzeba by sięgnąć po tajemnicę życia jego rodziny? Tak, rzeczywiście w rodzinie odkrywamy tajemnicę świętości Rajmunda Kolbego, późniejszego ojca Maksymiliana. Rodzina – matka Marianna i ojciec Juliusz byli rzetelnymi ludźmi pracy i potrafili pracę łączyć z modlitwą. Potrafili być pogodni, udzielający się, przyjaźnie otwarci na sąsiadów. Musieli zmieniać pracę, to prawda, ale zmieniali ją dlatego, żeby nie wpaść w bezwzględne szpony „maszyny ówczesnego systemu ekonomicznego”, która człowieka także zamieniała w maszynę. Ta rodzina potrafiła żyć Bogiem. Modlitwa codzienna, sakramenty święte, więź z Bogiem, więź z Kościołem – wszystko to strzeżone było z jakimś wielkim instynktem, który pozwalał zachować tożsamość chrześcijańskiej rodziny i chronił ją przed przenikaniem trendów nienawiści, jakie wtedy się pojawiały. To jest jedno źródło świętości Maksymiliana.
Rajmund, mając 13 lat, wstępuje do Zakonu Ojców Franciszkanów. Musi przedzierać się wtedy przez granicę, ażeby dotrzeć do prowadzonego przez ojców franciszkanów gimnazjum we Lwowie. I tam Rajmund Kolbe wchodzi na drogę św. Franciszka. Uważam, że odkrycie ducha franciszkańskiego i samej osoby św. Franciszka z Asyżu leży u podłoża jego wzrostu do świętości.
Kimże był św. Franciszek z Asyżu? Przypomnijmy sobie ten wzór. Oto koniec XII wieku – małe miasteczko Asyż, dokoła podobne miasteczka, między sobą skłócone, walczące. Ludzie bogaci wynoszą się nad biednych. Rodzina Franciszka z Asyżu jest bogata, ojciec bardzo wpływowy. I naraz Franciszek otrzymuje od Boga wezwanie: ty musisz wybudować mi Kościół i naprawić, wyremontować walącą się świątynię. Ten głos jest bardzo silny i Franciszek od razu rozumie, że trzeba to polecenie wykonać. Jest niedaleko kościół św. Damiana, kościół Matki Bożej Anielskiej, oba w bardzo opłakanym stanie, gdy chodzi o architekturę i ich stan budowlany. Franciszek bierze więc konia, którego ojciec mu ofiarował, zabiera bele sukna i udaje się do miasteczka Foligno. Tam sprzedaje sukno, sprzedaje konia, wraca pieszo, ale ma pieniądze na remont świątyni. Wywołuje to zdziwienie nie tylko rodziny, ale całej okolicy, bo przecież tak się nie robi. W uczciwej, porządnej rodzinie tak czynić nie można. Ale w umyśle Franciszka tli się myśl budowania, budowania tego, co jest materialne – nie przypuszcza nawet, że z tego będzie wyrastała wielka budowla duchowa.
Nadto św. Franciszek ma usposobienie żołnierza. Ma charakter wojskowy, lubi ład, jest odważny, umie skupiać wokół siebie innych tak jak on upartych, twardych i dążących konsekwentnie do celu. I tak zbiera młodych ludzi pełnych ideałów, którzy chcą odczytać Ewangelię dosłownie i zastosować ją w życiu społecznym. Wybierają biedę, bo odczytują, że Ewangelia jest wezwaniem do rezygnacji z bogactwa, ze ścigania się o pierwszeństwo; że jest powrotem do życia w prostocie i prawdzie. Takie życie zaczynają pielęgnować. Choć przychodzą cierpienia, choć następują z różnych stron ataki, oni potrafią być pogodni, uśmiechać się, każdemu służyć, pracować i czynić dobro.
Trzeci rys postaci św. Franciszka to myśl o misjach. Rodzi się w nim chęć wyjazdu do Afryki, do krajów pogańskich, pragnienie odwiedzenia Ziemi Świętej. Podejmuje wiele prób, ale dopiero z czasem udaje mu się dotrzeć do Ziemi Świętej, gdzie spotyka się z krzyżowcami. On ma inne poglądy, inną wizję chrześcijaństwa i nawracania. Staje przed samym sułtanem, który przecież z całej duszy nienawidził chrześcijaństwa, ale przez niego, człowieka tak ewangelicznego, nabrał dlań szacunku.
Tyle chciałbym powiedzieć o św. Franciszku, wskazując na trzy zasadnicze rysy jego życia. Chciałbym, abyśmy je odnaleźli w życiu św. Maksymiliana Marii Kolbego.
DUCHOWE ŚLADY ŚWIĘTOŚCI MAKSYMILIANA KOLBEGO
Trzeba zaznaczyć, że między charakterem św. Franciszka z Asyżu a charakterem ojca Maksymiliana Kolbego była zasadnicza różnica. Św. Franciszek to był urodzony poeta, który poprzez piękno, odkrywane w przyrodzie, w naturze, w drzewach, w ptaszkach, w zwierzętach, szedł do Boga. On Boga widział jako ukoronowanie stworzenia. I nie było to marzycielstwo, lecz głębokie poczucie piękna, właśnie – poezja. Natomiast ojciec Maksymilian nie był poetą. Przeciwnie – miał umysł niezwykle ścisły. W gimnazjum każde zadanie matematyczne lub fizyczne rozwiązywał prosząc o trudniejsze, a profesor nie mógł mu ich nastarczyć. On już wtedy mówił o realności podróży człowieka na Księżyc. Miał w projekcie przekaz rozmów telefonicznych w formie pisemnej, a świadczyło to wszystko o bardzo precyzyjnym umyśle i o wielkiej inwencji. W tej inwencji ojciec Maksymilian przede wszystkim widział człowieka. Człowieka, którego – zwłaszcza w okresie studiów rzymskich – widział jako potrzebującego pomocy Bożej, by osiągnąć zbawienie. Stąd spojrzenie ojca Maksymiliana Kolbego na człowieka – może także poetyckie, bo śmiałe – było pod kątem zbawienia człowieka. Rozpoczyna budowę, tak jak św. Franciszek. Wspomnijmy tylko Niepokalanów pod Teresinem, koło Szymanowa. Ale to mu nie wystarcza. Idzie dalej, ma szerokie projekty: projekt zbudowania lotniska, projekt zbudowania stacji radiowej – wtedy jeszcze nie było mowy o telewizji. To jest człowiek, który ma inicjatywę – wychodzi naprzeciw nowoczesności, ale zawsze z uwzględnieniem potrzeb duchowych.
Św. Maksymilian to także charakter żołnierski. Z jego życiorysu możemy wyczytać, jak bardzo lubił wszystko, co odnosi się do żołnierzy. I tylko przez niezwykły znak Opatrzności nie wstąpił do Legionów, tak jak jego brat i ojciec. Został franciszkaninem. Właściwie to sprawa pewnej interwencji Bożej. Owo żołnierskie usposobienie kazało mu tworzyć rycerstwo, ale inne rycerstwo, bo Rycerstwo Niepokalanej. Niepokalanej właśnie zawierzał samego siebie i chciał wszystko, co dobrego czynił, zorganizować, uformować w oddziały. Stąd też mamy Milicję Niepokalanej czy Rycerstwo Niepokalanej, które podtrzymywane pismami samego ojca Maksymiliana rozwijało się i czyniło tyle dobra.
Miał wreszcie usposobienie misyjne. Tak, ojciec Maksymilian to także misjonarz. Tęsknił za wyjazdem. Miał bardziej udane podróże misyjne niż św. Franciszek. Założenie Niepokalanowa w Nagasaki jest przykładem tego działania na zewnątrz, tej odwagi skromnego misjonarza, który idzie, wierząc Bogu i Niepokalanej, że jego dzieło będzie owocować. W Nagasaki wybudował swój klasztor w takim miejscu, że ocalał przed straszną bombą atomową.
To są ślady duchowe, które nam św. Maksymilian zostawił. Największy ślad i najmocniejszy akcent jego życia to śmierć, owe korony złota i czerwona, które przyjął, będąc gotowy – tak jak nauczał – ukazać w swoim życiu, że tam gdzie jest wielka nienawiść, tam musi być wielka miłość. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Znamy życie i koniec życia św. Maksymiliana w Oświęcimiu; cieszymy się z obecności dzisiaj między nami tak wielkiego świadka, jakim jest pan Gajowniczek. Oto wymowa tej potęgi ducha, która pozwoliła wyzwolić w chłopcu z Pabianic te wielkie siły, które dzisiaj zachwycają świat i skłaniają do zastanowienia się i do refleksji. A refleksje musimy także i my podejmować w naszej trudnej rzeczywistości, kiedy eksplozje nienawiści, jakie na całym globie w tym stuleciu są odnotowywane, snują się jak mgła nad powierzchnią ziemi, także między nami. Trzeba wejść w te koleiny ducha, które wytyczał w naszej Ojczyźnie św. Maksymilian. Są to koleiny życia w rodzinie, i to w rodzinie katolickiej, dbającej o zasady; to umiejętność czynienia dobrze. „Pokój i dobro” – oto hasło franciszkańskie, tak bardzo i dobitnie realizowane przez św. Maksymiliana. Pokój i dobro!
Nie muszę wymieniać tu wszystkich instytucji i miejsc w Polsce, pod których adresem należałoby powiedzieć: pokój i dobro niech panuje, niech się zakorzeni, niech rośnie! Oby każde słowo i każdy czyn miały odniesienie do pokoju i dobra, a nie, by z każdym słowem czy za każdym czynem trzeba było się odwoływać do Trybunału Konstytucyjnego. To nie prowadzi do niczego. Trzeba mówić: pokój i dobro, ale także: przebaczenie, zrozumienie i chęć budowy tego, co jest rzetelne i uczciwe. I tego nas uczy w stulecie swoich urodzin św. Maksymilian, nasz rodak pochodzący z Pabianic. Tego uczy nas ta świątynia, dedykowana dziś jego pamięci.