1994.08.14 – Bydgoszcz – Abp Henryk Muszyński, Rodzina kolebką życia i miłości

Abp Henryk Muszyński

RODZINA KOLEBKĄ ŻYCIA I MIŁOŚCI

Bydgoszcz, kościół św. Maksymiliana Marii Kolbego, 14 sierpnia 1994 r.

Rok św. Maksymiliana Kolbego, obchodzony w setną rocznicę narodzin Świętego, zbiega się z Rokiem Rodziny ogłoszonym przez Stolicę Apostolską i Organizację Narodów Zjednoczonych. Ta przedziwna zbieżność każę nam zwrócić szczególną uwagę na środowisko rodzinne św. Maksymiliana i postawić pytanie: Jakie przesłanie niesie dla nas dzisiaj rodzina Juliusza i Marianny Kolbów ze Zduńskiej Woli, Łodzi i Pabianic? Przestanie to pragniemy odczytać w świetle szczególnych i wyjątkowych zagrożeń, w jakich znalazła się dzisiaj każda rodzina, a także w świetle orędzia, jakie w obecnym roku skierował Ojciec Święty Jan Paweł II w swoim Liście do rodzin.

ŚRODOWISKO RODZINY JULIUSZA I MARIANNY KOLBÓW

Powszechnie wiadomo, że nic nie kształtuje i nie warunkuje przyszłych postaw człowieka tak bardzo, jak atmosfera życia rodzinnego w dzieciństwie. Zrodzenie co do ciała, które dokonuje się w rodzinie – jak mówi Jan Paweł II w Liście do rodzin (n. 16) – oznacza początek dalszego „rodzenia”, stopniowego i wielostronnego poprzez cały proces wychowania, a ten z kolei wyraża się przede wszystkim w poznaniu i urzeczywistnianiu dwóch najbardziej fundamentalnych prawd: że człowiek jest powołany do życia w prawdzie i miłości oraz że każdy urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie samego.

Te dwie fundamentalne prawdy, stanowiące klucz do całego życia, poznał młody Rajmund Kolbe od swoich rodziców. Od nich nauczył się, co to znaczy urzeczywistniać dar z samego siebie w prawdzie i miłości.

Urodził się w rodzinie tkackiej w czasach przełomu i kryzysu. Przełom ten charakteryzował się powstaniem wielkich kapitalistycznych struktur przemysłowych, które całe rzesze robotników pozbawiały pracy i spychały na skraj nędzy i ubóstwa. Rodzina Kolbów dzieliła niepokój, niepewność i biedę ówczesnych niezamożnych rodzin robotniczych. Początkowo utrzymywała się z zakładu tkackiego zainstalowanego we własnym jednopokojowym mieszkaniu w Zduńskiej Woli. „Od szóstej rano do ósmej wieczorem, z przerwami na śniadanie, obiad i podwieczorek, rozlega się w domu stukot czterech warsztatów tkackich” – czytamy w jednym z życiorysów Świętego.

Wraz z kryzysem przemysłowym, który nastąpił w latach 1889-1892, załamuje się także względna stabilizacja w domu Kolbów. Ojciec musi zamknąć warsztat i szukać pracy w jednej z wielkich fabryk. Początkowo rodzina ma do wyżywienia i wychowania trzech synów: Franciszka, Rajmunda i Józefa, a później Bóg obdarowuje ich jeszcze dwoma synami, którzy zmarli jednak w dzieciństwie. Gdy nie starczyło już środków do życia z pensji ojca i matki, rodzina przenosi się do Pabianic i tam zakłada sklep z artykułami codziennego użytku. Początkowe trudności w prowadzeniu sklepu usiłują przezwyciężać dorabianiem na warsztacie tkackim i uprawą wydzierżawionej ziemi. Z czasem pojawiają się jednak nowe obiektywne trudności. Strajki sprawiają, że ludzie stają się coraz biedniejsi, nie wystarcza nawet na rzeczy najkonieczniejsze. Biorą towary u Kolbów na kredyt, co w końcu doprowadza do upadku sklepu.

Sytuacja materialna rodziny staje się coraz trudniejsza. W ciągu kilkunastu lat Kolbowie aż siedmiokrotnie zmieniają mieszkanie i kilkakrotnie pracę. Ojciec podejmuje się różnych zajęć, by wyżywić rodzinę i zapewnić jej jako taki byt. Żyją skromnie i oszczędnie, ale nie poddają się ani defetyzmowi, ani zniechęceniu.

Siłę, moc i oparcie rodzina Kolbów znajduje w wierze. Atmosfera domu rodzinnego jest pełna pobożności, wzajemnej troski o siebie i życzliwości. Rodzice czynią wszystko, co w ich siłach, by zabezpieczyć byt rodzinie. Dzieci włączają się i w miarę możliwości starają się pomagać, a nawet wyręczać rodziców tam, gdzie jest to możliwe. Gdy matka i ojciec są w pracy, młody Rajmund przygotowuje posiłki w domu. Nierzadko zanosi śniadanie rodzicom do pracy. Uczy się od najmłodszych lat doceniać ludzki wysiłek i trud. Poznaje wszystkie niewygody i trudności życia, ale bardzo wcześnie zaczyna rozumieć sens i radość życia, która wyraża się w dawaniu, niesieniu pomocy innym i byciu dla innych.

Uczy się tego wszystkiego nie od kogo innego, a od własnych rodziców. W świecie opanowanym bezwzględną walką o byt, krzywdą, wyzyskiem i niesprawiedliwością, znajduje oparcie w nauce Ewangelii, która zaczyna go pociągać i porywać coraz bardziej.

Rodzice uczestniczą bardzo żywo w życiu społecznym i parafialnym. Należą do Trzeciego Zakonu św. Franciszka i Żywego Różańca. Po ciężko przepracowanym dniu klękają razem do modlitwy. Synowie posługują do Mszy świętej. W domu na honorowym miejscu znajduje się ołtarzyk ku czci Matki Bożej z figurą Niepokalanej, która spogląda niejako z bliska na życie swoich dzieci i w nim bezpośrednio uczestniczy. Nie gdzie indziej, a właśnie tutaj, tkwią najgłębsze korzenie maryjnej pobożności Rajmunda, przyszłego Maksymiliana. Matka zaniepokojona pewnego dnia zachowaniem syna, postawiła pytanie: Co z tobą będzie? Rajmund przejął się tym pytaniem i postawił je po raz wtóry nie komu innemu, a samej Matce Bożej: Co ze mną będzie? W odpowiedzi Matka Boża ukazała się Rajmundowi w kościele parafialnym i pokazała mu dwie korony, jedną białą, a drugą czerwoną. „Z miłością na mnie patrzyła – tak opowiada matce to wydarzenie – i spytała, czy chcę te korony, z których jedna oznacza czystość, a druga męczeństwo. Odpowiedziałem, że chcę… Wówczas Matka Boża mile na mnie spoglądnęła i znikła”.

Marianna Kolbe, matka pięciu synów, pełniła też posługę akuszerki. Mimo wielu zabiegów czynionych przez rodziców nie starczyło jednak pieniędzy na kształcenie synów. Najstarszy z braci, Franciszek, pragnął zostać księdzem. Cała uwaga rodziców skupiła się na nim. Rajmund gotów jest pracować, by umożliwić spełnienie bratu jego pragnień, o swoich zamierzeniach nawet nie odważa się wspominać, gdyż wydają się one poza zasięgiem możliwości jego rodziców.

Tam, gdzie kończą się ludzkie możliwości przychodzi z pomocą Boża Opatrzność, której szczerze i ufnie zawierzyła rodzina Kolbów w każdej sytuacji. Posłany przez matkę do apteki, poprosił w jej imieniu o lekarstwo, wymieniając jego łacińską nazwę: Venkon greka. Aptekarz ujęty bystrością Rajmunda zaopiekował się nim i udzielał koniecznych nauk, a miejscowy ksiądz poduczył łaciny tak że już w roku szkolnym 1906/07 mógł zostać przyjęty do II klasy Szkoły Handlowej w Pabianicach, do której od roku uczęszczał jego starszy brat.

Dalsze losy młodego Maksymiliana wiążą się z jego przyjęciem najpierw do Małego Seminarium, a później do nowicjatu we Lwowie. Granicę zaboru austriacko-rosyjskiego przekracza nielegalnie, ukryty w furze zboża.

Słuchamy tego pobożnego i budującego opowiadania, ale jednocześnie odczuwamy, że byli to inni ludzie i inne czasy. Postęp techniczny, postęp wiedzy i nauki, środki społecznego przekazu zmieniły w sposób radykalny wizję i model życia. Chciałoby się powiedzieć, że czujemy, iż to wszystko jest piękne, ale nie dla nas. Dobro i zło nie jest już dziś tak wyraźne. Zmienił się styl i typ rodziny. Niekiedy odnosi się wrażenie, że to co dawniej było dobrem przestało być dobrem dla nas, a to co dawniej było złe, piętnowane i odrzucane, dzisiaj stało się modne i aktualne w najwyższym stopniu. Rozwody, wolną miłość, bezpieczny seks wielu skłonnych jest uznać za zdobycze nowoczesnej cywilizacji.

WSPÓŁCZESNE ZAGROŻENIA RODZINY

Jestem daleki od tego, by odrzucać to, co przyniosła nam prawdziwa cywilizacja: ułatwienia techniczne, wygodniejsze i łatwiejsze życie, zmienione modele i wzorce zachowania. Zarazem trzeba być zaślepionym, by nie dostrzec, jak wielkie zagrożenie niesie współczesna cywilizacja i to w najnowszym demokratycznym wydaniu. Postęp techniczny nie idzie bowiem w parze z postępem moralnymi Przeciwnie, wraz z postępem technicznym płynie fala demoralizacji, lansuje się wzorce i zachowania, które są zaprzeczeniem zarówno religii, jak i prawdziwej demokracji.

Szerzy się potworny egoizm zbiorowy. Społeczeństwa bogate usiłują powiększać swój dobrobyt kosztem coraz większego ubóstwa ubogich i potrzebujących. Jedni umierają z przesytu, inni z nędzy i głodu. Współczesny świat jest chory. We wrześniu odbędzie się Międzynarodowa Konferencja na temat Zaludnienia i Rozwoju, która pragnie obok środków antykoncepcyjnych wprowadzić także sterylizację, a nawet aborcję jako środek regulacji urodzin. Dokument przygotowany na tę Konferencję posługuje się nowymi i niezmiernie bałamutnymi określeniami zdrowia seksualnego, zdrowia reprodukcyjnego, bezpiecznego seksu, prawa do aborcji pewnej i dostępnej. Są to pojęcia nie tylko sprzeczne z podstawowymi zasadami etyki chrześcijańskiej, ale także z obowiązującymi dotychczas zdrowymi zasadami etyki ogólnoludzkiej. Usiłują one legalizować zabijanie nienarodzonych, okaleczanie człowieka. Gwałci się podstawowe zasady zapisane w Piśmie Świętym i czyni się to jakoby w imię leczenia i ratowania człowieka.

Ojciec Święty wielokrotnie zabierał na ten temat głos przypominając, że zabijanie nigdy nie może być legalizowane w imię żadnych racji. Po swojej chorobie wrócił do Watykanu, by protestować i wołać potężnym głosem przeciwko programowi, który niszczy rodzinę w swojej najbardziej podstawowej warstwie. „Narody Zjednoczone – mówi Ojciec Święty – jeżeli jesteście Narodami Zjednoczonymi, nie wolno niszczyć, trzeba bronić i to każdego, zastanówcie się i nawróćcie się”. Głos Ojca Świętego popiera wiele państw Ameryki, zwłaszcza Południowej, Azji, a nawet niektóre państwa muzułmańskie, które dostrzegają jak niebezpieczny jest nowy program, usiłujący bić na alarm i grozić przeludnieniem, gdy inna część uczonych ostrzega dokładnie przed odwrotnością, a mianowicie przed wyginięciem ludności przy stosowaniu tak drastycznych i nieetycznych środków. Wśród krajów Europy, które ostrzegają przed tym niebezpieczeństwem, są między innymi Irlandia, Niemcy i Włochy. A gdzie jest głos Ojczyzny Ojca Świętego, która szczyci się tym, że była przedmurzem chrześcijaństwa? Czy jest ona dzisiaj w ogóle chrześcijańska? Jaką rację stanu będą reprezentowali nasi przedstawiciele, czy będą bronili cywilizacji życia, czy też będą zwolennikami cywilizacji śmierci?

Współczesna rodzina znalazła się w stanie niespotykanego dotychczas zagrożenia. Kwestionuje się wszystko: monogamiczny charakter i trwałość małżeństwa, a nawet małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety. W obliczu tych zagrożeń nikt, któremu leży na sumieniu dobro rodziny, społeczeństwa, dobro własne, nie może pozostać obojętny.

RATUNEK DLA RODZINY PRZEZ OCALENIE ŚWIĘTOŚCI RODZINY JAKO KOLEBKI ŻYCIA
I MIŁOŚCI

List Ojca Świętego napisany do rodzin katolickich daje bardzo konkretne wskazówki, co czynić, by uratować rodzinę, a przez rodzinę – Kościół i społeczeństwo. Normalnie każdy człowiek przychodzi na świat w rodzinie, jej zawdzięcza nie tylko samo narodzenie, ale także fakt bycia człowiekiem – pisze Ojciec Święty (por. n. 2). Rodzina jest i pozostanie na zawsze pierwszą szkołą życia i człowieczeństwa. Jest ona drogą szczególną, jedyną i niepowtarzalną, jak niepowtarzalny jest każdy człowiek.

Zadaniem i obowiązkiem rodziny jest nie tylko dać życie, ale nauczyć podstawowych kryteriów rozróżniania dobra i zła oraz dać przykład urzeczywistniania, wypełniania tego, co poznajemy jako dobro. Jest to szczególne powołanie nas chrześcijan, a jednocześnie największy nasz grzech. Jesteśmy tak blisko źródła wszelkiego dobra, a nie pozwalamy się mu ogarnąć, nie umiemy w sposób przekonywujący świadczyć o nim. „Rodzina w Bożej myśli jest pierwszą szkołą człowieczeństwa w każdej poniekąd postaci: bądź człowiekiem! Jest w tym zawarty imperatyw: bądź człowiekiem jako syn twojej ojczyzny, jako obywatel twojego państwa” (List do rodzin, n. 15). Tu w rodzinie człowiek ma się uczyć życia w prawdzie i miłości, tu ma uczyć się urzeczywistniania swojego życia przez bezinteresowny dar z samego siebie. Poprzez rodzinę toczą się dzieje człowieka, ale i dzieje zbawienia ludzkości. Rodzina stoi pośrodku. Jest fundamentem cywilizacji miłości. Jeżeli chcemy uratować miłość, musimy uratować rodzinę. Nie tylko sam św. Maksymilian, ale cała jego rodzina jest dla nas wszystkich u progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa wyzwaniem i prowokacją. Mówi nam ona, że cywilizacja miłości nie jest utopią, lecz ma stawać się rzeczywistością.

„Chrystus pozostawił nam przykazanie miłości – pisze Jan Paweł II w swoim Liście do rodzin (n. 15). – Znaczy to, że miłość nie jest utopią. Jest ludziom zadana jako powinność możliwa do zrealizowania dzięki łasce Bożej. (…) «Być razem» na sposób rodziny. Być wzajemnie dla siebie. Stwarzać wspólnotową przestrzeń afirmacji każdej osoby, każdego człowieka dla niego samego. (…) Tak, cywilizacja miłości jest możliwa i nie jest utopią”.

Św. Ireneusz mówi: „Gloria Dei vivens homo” – „Chwałą Bożą jest, aby człowiek żył”. Ale człowiek nie może samego siebie odnaleźć w pełni inaczej, jak przez bezinteresowny dar z samego siebie.

Rodzina jest świętym Kościołem Boga. Jest ona, jak uczyli wielcy Ojcowie Kościoła, „Ekklesiola Dei” – małym, ale najbardziej podstawowym Kościołem Boga. Tutaj człowiek uczy się tego wszystkiego, co jest wielkie i święte: odniesienia do Boga, modlitwy, wierności, posłuchu i posłuszeństwa, tutaj zdobywa pierwsze doświadczenie sacrum – tego co wielkie i święte.

Pragnienie świętości u ojca Maksymiliana ma również swoje korzenie w wierze jego rodziców, wierze żywej, ufnej i wytrwałej. W wierze, z której czerpali motywy nadziei, wytrwania i wzrostu. W swoich młodzieńczych notatkach zapisał: „Raz się żyje – nie dwa razy! Jak zostać świętym – to nie na połowę, ale całkowicie”. To jedno jedyne postanowienie realizowane konsekwentnie przy pomocy łaski Bożej uczyniło go świętym. Realizował je zawsze i wszędzie. Jego śmierć była jedynie logicznym ukoronowaniem postawy kogoś, kto zawsze pragnął być dla innych i innym pomagać żyć w miłości.

Wpisy powiązane

2024.02.02 – Gniezno – Abp Wojciech Polak, Jesteście, by oddychać i żyć z Kościołem. Homilia w święto Ofiarowania Pańskiego, Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Katowice – Abp Wojciech Galbas SAC, Trzy przesłania na Gromniczną. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Kęty – Bp Piotr Greger, Świeca zapalona w naszych dłoniach staje się dziś wyzwaniem. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego