1994.06.12 – Zduńska Wola – Abp Kazimierz Majdański, Urodziny Świętego. Homilia na stulecie urodzin św. Maksymiliana Marii Kolbego

Abp Kazimierz Majdański

URODZINY ŚWIĘTEGO. HOMILIA NA STULECIE URODZIN ŚW. MAKSYMILIANA MARII KOLBEGO

Zduńska Wola, 12 czerwca 1994 r.

Przychodzimy dziś do Zduńskiej Woli na urodziny Świętego. Przychodzimy po stu latach od tamtego dnia, gdy w skromnej rodzinie Kolbów narodził się syn: drugi z pięciu. Po stu latach w naszej modlitwie i w naszych rozważaniach są dziś obecne tamte narodziny.

„RADOŚĆ Z TEGO, ŻE SIĘ CZŁOWIEK NARODZIŁ NA ŚWIAT” (por. J 16,21)

Rozważmy więc najpierw słowa Pana Jezusa o „radości z tego, że się człowiek narodził na świat”. Sprawdzają się te słowa tu, w Zduńskiej Woli, gdzie narodził się na świat sto lat temu człowiek. Był jeszcze niemowlęciem, ale to już człowiek. Bo człowiek jest człowiekiem od samego początku i nie może być nikim innym także wtedy, gdy ludzka okruszyna dopiero dojrzewa w łonie matki i wreszcie rodzi się z niej, by po raz pierwszy otworzyć oczy na Boży świat. Stało się tak tutaj, w Zduńskiej Woli, w dniu 8 stycznia 1894 roku, gdy się narodził mały Rajmund Kolbe.

Ileż to razy, od tego czasu, były tu, w Zduńskiej Woli, narodziny. Ileż to razy mówiono w ciągu tych stu lat: „urodził się”, „urodziła się”. A zawsze rodził się człowiek. Nigdy nie cofnął Pan Jezus swoich słów o „radości z tego, że się człowiek narodził na świat!”

Chrystus Pan mówi o człowieku. Nie o świętym, choć chce, byśmy wszyscy byli święci: byśmy byli – jak mówi – „doskonali jak Ojciec Niebieski” (por. Mt 5,48). Mówi o powołaniu i o godności każdego człowieka, stworzonego na „obraz Boży”. Ale najbliższe Jego Sercu były zawsze dzieci. A jak bardzo są bliskie Jego Sercu te dzieci, które są tak małe, w łonie matki, jak On, gdy Go Matka tuż po Zwiastowaniu niosła w swym łonie do domu Zachariasza, gdzie Ją Elżbieta pozdrowiła jako „Matkę swego Pana”: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” (Łk 1,42).

Ta podstawowa „katechizmowa” prawda z katechizmu Ewangelii, głoszonej przez Zbawiciela świata, teraz jakby wśród nas przygasła. Radość z narodzin człowieka przysłoniły lamenty, które słychać bezustannie i wszędzie: „ciasne mieszkanie”, „mało zarabiamy”, „życie takie ciężkie”, „należy mi się także coś od życia”, „więcej wolności”. Nade wszystko zaś bezustanne biadanie: „brak pieniędzy!” Tak teraz jest: zawsze i wszędzie – „brak pieniędzy”. (Kiedy wreszcie ustanie w naszym społeczeństwie to żebracze wołanie? Czy nic nie wiemy o prawdziwej nędzy u bliskich sąsiadów?)

Kolbowie mieliby powody, by tak mówić. Zajrzyjmy do ich domu. Wynika z wszystkiego, co o ich rodzinie wiemy – a wiemy dużo – że tak nie mówili. Byli z tych, o których Pan Jezus powiedział, że się radują z narodzin własnego dziecka. I była ona, matka rodziny, jak każda matka, tą „niewiastą, która gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat” (J 16,21). Tak Pan Jezus mówi o każdej matce. O każdej prawdziwej matce. I tak o każdych narodzinach. Każda matka boleje, a jednocześnie każde dziecko zasługuje na to, by je powitała radość: bo to „człowiek narodził się na świat”. Nie ma większego bogactwa i większej radości ani w rodzinie, ani w Narodzie, ani w Kościele Bożym, bo „chwałą Boga jest żyjący człowiek” (św. Ireneusz).

Kolbowie żyli w Polsce pod zaborem. Ciemiężca nie chciał rozwoju polskich rodzin. Dziś, gdy mówimy, że jest wolność, przypominamy każdemu, kto rządzi nami – gdziekolwiek: w Warszawie, w Sieradzu, w Zduńskiej Woli, czy na zapadłej wsi: jeżeli władza nie dba o rodzinę, nie służy Narodowi. Komu więc służy?

A Polska wymiera. Czy wy to słyszycie? Czy was to obchodzi i boli?

Radość z człowieka. Na dzisiejszych urodzinach Świętego trzeba to powiedzieć o każdych urodzinach, tak jak o tym mówi Pan Jezus. A im bardziej jest to prawda zapominana, tym bardziej jesteśmy zobowiązani, właśnie na urodzinach św. Maksymiliana, do jej głoszenia. Zawsze myślał on o innych. A prawdę o godności poczętego i przychodzącego na świat dziecka głosił bardzo dobitnie. Niech więc ta prawda niesie się dziś po Zduńskiej Woli i po całej Polsce. Wszyscy wiedzą, jak jest potrzebna!

I nie będę już tego tłumaczył, że to nieprawda, iż Kościół nakazuje, by w każdej rodzinie było jak najwięcej dzieci. W Polsce na taki zarzut nie powinno być miejsca; w Polsce, w której się ciągle rozwija duszpasterstwo rodzin, wraz z poradnictwem rodzinnym. Ta zaś diecezja była w tej dziedzinie jedną z pierwszych. W obecnym zaś roku, który jest Rokiem Rodziny, cała Polska czyta list Ojca Świętego Jana Pawła II do rodzin świata, a w liście jest na nowo powtórzona nauka Boża o odpowiedzialnym rodzicielstwie. Bo takie ma być rodzicielstwo: nie lekkomyślne czy pijackie, ale w pełni ludzkie, to znaczy godne i święte. Jest bowiem rodzicielstwo Bożym zamysłem i ma być takie, by zasługiwało na Boże błogosławieństwo.

Bo z rodziców rodzi się człowiek. Aż człowiek!

RADOŚĆ Z NARODZIN ŚWIĘTEGO

Gdy się Maksymilian rodził, może najbliżsi pytali: „Kimże będzie to dziecię?” (Łk 1,66). Bo takie pytanie, jakie towarzyszyło narodzeniu Jana Chrzciciela, towarzyszy wielu narodzinom. Ale przecież nikt nie mógł przewidzieć, kim będzie drugi z kolei syn Kolbów. Kto zdoła przewidzieć zamiary Boga, który jest Miłością, wobec człowieka? – Wobec każdego człowieka?

Może Rajmundowi, a potem Maksymilianowi Marii, śpiewano kiedyś w życiu: „Sto lat!” Jednak tych stu lat, które minęły od dnia jego urodzin, też nikt nie mógł przewidzieć. Zasługują zaś te lata na to, by wdzięczność za nie wyśpiewać nie przy stole biesiadnym, ale przy ołtarzu Pańskim. Teraz więc oddajemy cześć Najwyższemu Bogu za sto lat, wypełnionych najpierw niezwykłym życiem człowieka, który się tutaj narodził, potem – jego męczeńską śmiercią, i wreszcie – chwałą świętych męczenników, którą się zaczęły drugie jego narodziny. Jak bowiem mówi Kościół: „narodził się dla nieba” – w wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej, 14 sierpnia 1941 roku. Miał wtedy 47 lat, a wypełnił, jak mówi Pismo Święte, „czasu wiele” (por. Mdr 4,13). Bardzo wiele!

Dziś więc radość z tego, że sto lat temu „człowiek narodził się na świat” i radość z tego, że 53 lata temu narodził się w bunkrze oświęcimskim święty. Radość w Zduńskiej Woli i w Niepokalanowie – polskim i japońskim, i w tylu miejscach na świecie, zwłaszcza tam, gdzie znajdują się świątynie, którym Święty patronuje; radość w sercach jego braci, tak jak on, duchowych synów św. Franciszka, i radość wszystkich, którzy wraz z nim czczą Niepokalaną; radość w sercach tych, którzy go znali i radość w sercach tych, którzy, jak Andre Frossard, stworzyli o nim dzieła literackie lub też przekazywali światu – w różny sposób – jego podobiznę; a także radość dwóch Papieży, którzy go ukazali światu, najpierw jako błogosławionego (w roku 1971), a wkrótce potem jako świętego (w roku 1982): radość – w wieczności – Papieża Pawła VI i radość – razem z nami wszystkimi – Papieża Jana Pawła II, który w imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego ogłosił bł. Maksymiliana Marię i świętym, i męczennikiem.

„CAŁOPALNA OFIARA”

Męczennik!

Czytamy dziś o męczennikach w Księdze Mądrości: „(Bóg) doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął jako całopalną ofiarę” (Mdr 3,6).

Bóg przyjął Maksymiliana jako „całopalną ofiarę” w Oświęcimiu.

Wypowiadamy więc, obok słowa „Męczennik”, to drugie słowo: „Oświęcim”! Czy to nie nazwa najstraszniejszego z hitlerowskich obozów śmierci? – Tak. Czy to nie obóz przygotowany dla całej rzeszy niewinnych ludzi z różnych narodów? – Tak; choć najpierw, od samego początku, na polskiej ziemi, dla Polaków. Czy to nie miejsce potwornego Shoah? – Tak. Czy to nie miejsce, w którym człowiek pokazał, jak wygląda cywilizacja śmierci? – Tak.

Czy to więc nie obóz-przestroga?

– Tak, przestroga dla całego świata, ale największa przestroga dla tych, którzy stąpają po polskiej ziemi i stanowią prawa: „Przeżyje człowiek, którego śmierci nie przegłosujemy”. Ostrzegamy w imię Boga życia: nie przygotowujcie nowego Shoah, tym razem dla polskiego Narodu i dla polskich dzieci! Mówicie, że trzeba nadążać za Europą. To mylący slogan – nie używajcie go! A Europie powiedzcie, że Polacy wiedzą, czym są obozy zagłady. Mają ich najboleśniej dość i nikomu ich nie życzą. Ludzie zaś, którzy mają Boga w sercu, niech pamiętają: każde z tych niewinnych dzieci, od początku, to człowiek. „Na obraz i podobieństwo Boga” stworzony człowiek. A to, że bezbronny, woła o to, by nie było tak, jak w Oświęcimiu: okrutna przemoc wobec bezbronnych.

Oświęcim! Miejsce skondensowanego zła.

Ale nawet takie zło może zostać zmiażdżone. Ty to wiesz, nasz bracie, św. Maksymilianie, czcicielu Niepokalanej. To Ona uprosiła ci taką moc niezwykłą, że twoja „całopalna ofiara” rozbłysła niezwykłym światłem – w Oświęcimiu!

Opowiadają ci, którzy tam byli: „To było rozładowanie atmosfery, uderzenie pioruna; to wywołało wielki wstrząs moralny w całym obozie”. „Potoczył się ten wstrząs moralny z bloku na blok, ze sztuby na sztubę, z serca do serca…”.

Trzeba powtórzyć za kard. Karolem Wojtyłą: „Ginął człowiek, człowieczeństwo zostało ocalone” (marzec 1976).

I trzeba powtórzyć za Papieżem Janem Pawłem II: „Nasze czasy, nasz wiek, nie stworzą legendy św. Maksymiliana. Wystarczająco mocna jest wymowa samych faktów, świadectwo życia i męczeństwa. Trzeba wymowę tych prawie współczesnych faktów brać w polskie życie. Trzeba budować z niej przyszłość człowieka, rodziny, narodu” (homilia w Niepokalanowie, 18 czerwca 1983 roku).

Św. Maksymilianie, należysz teraz, po stu latach od dnia twoich narodzin, do wielkich Patronów naszej Ojczyzny. Wolno więc nam liczyć na to, że uprosisz Niepokalaną Królową naszego Narodu, by nikt naszego kraju nie zdołał uczynić miejscem zagłady niewinnych. I by nikt nie zniewalał naszego Narodu powabnym i kuszącym kłamstwem, które z najgorszego przestępstwa chciałoby uczynić polski „obyczaj” i polskie „prawo”!

Św. Maksymilianie, przecież dla naszego Narodu ty miałeś (a więc teraz, w chwale świętych, tym bardziej masz) to zawołanie, w które diecezja (teraz metropolia) szczecińsko-kamieńska wpatruje się od lat w swojej szczecińskiej katedrze: „Niepokalana chce, aby Polska wzmocniła się duchowo i promieniowała na cały świat”.

Św. Maksymilianie, nie pozwól, by tę prawdę niweczył ten, któremu Niepokalana miażdży głowę.

Św. Maksymilianie, pierwszy błogosławiony i pierwszy święty męczenniku naszego drugiego Tysiąclecia, było potrzebne męczeństwo biskupa Pragi, św. Wojciecha, by na naszej Ziemi narodził się Kościół; było potrzebne męczeństwo biskupa Krakowa, św. Stanisława ze Szczepanowa, by ocalał ład moralny w młodym Państwie Polskim; potrzebne było twoje męczeństwo, by nawet w oświęcimskiej otchłani zła było wiadomo, że obowiązuje: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). – Wyproś nam, święty Patronie, byśmy „nie dali się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężali”, jeżeli trzeba – za cenę „całopalnej ofiary”!

Mówi dziś Apostoł: „My także winniśmy oddać życie za braci” (1 J 3,16).

Tak ocaliłeś polską rodzinę. Pozwól i nam nieść polskiej rodzinie ocalenie.

„…ROZBIEGNĄ SIĘ, JAK ISKRY PO ŚCIERNISKU” (Mdr 3,7)

Maksymilian – heroiczny zwycięzca. Nie sam!

Wiemy to dziś, w Zduńskiej Woli, w tej diecezji włocławskiej, która – z niezbadanych wyroków Bożych – niesie palmę męczeństwa swoich kapłanów w znaku pierwszeństwa wśród wszystkich diecezji polskich. Bo to tutaj dojrzewał do męczeństwa w czasie ostatniej wojny najliczniejszy zastęp kapłanów (co drugi!), z bł. biskupem Michałem Kozalem, ale jednocześnie i z tym całym męczeńskim zastępem, zgromadzonym z całej Polski, który mu teraz towarzyszy w procesie kanonizacyjnym, tak jak mu towarzyszyli w czasie wojny wielką rzeszą kapłani ze wszystkich diecezji i ze wszystkich zgromadzeń zakonnych w Polsce.

Ale św. Maksymilian jest pierwszym świętym Obozowcem. Patrząc na tego pierwszego wśród wszystkich więźniów, mamy prawo widzieć ogromną rzeszę jego braci i sióstr we wszystkich miejscach kaźni, przygotowanych przez zbrodniarzy wojennych na naszej ojczystej ziemi albo daleko od niej, w niezliczonych lagrach i łagrach, na Zachodzie i na Wschodzie. Jakoś ten święty Obozowiec, dopóki żył, był na ich mękę ogromnie wrażliwy, skoro męka jednego z nich, skazanego na śmierć sąsiada z obozowego szeregu, zażądała od niego, by bez wahania oddał za niego życie.

Taki Więzień wśród wszystkich więźniów.

I to jeszcze mało: Maksymilian – to przecież Rycerz.

Tak go to słowo – Rycerz – zafascynowało, że sam stał się rycerzem: Rycerzem Niepokalanej. A więc stał się rycerzem według najlepszych przekazów naszej historii. Rycerzem, jak ci z husarii, z ryngrafem Matki Najświętszej na pancerzach, i jak dawniejsi woje, i późniejsi żołnierze, prowadzeni do boju pieśnią Bogurodzica.

Dziś urodziny takiego Więźnia i takiego Rycerza, Rycerza nie w zbroi, ale we franciszkańskim habicie, a potem w obozowych łachmanach. Stulecie narodzin tego Rycerza w roku pięćdziesięciolecia bitwy na Monte Cassino i zmagań w Normandii, i Powstania Warszawskiego. A za tymi niezwykłymi rocznicami ileż wspomnień o wszystkich zbrojnych zmaganiach dzieci wspólnej Ojczyzny! Gdzie ich to nie było? – Na jakich frontach i na jakich polach walk?

Maksymilian, pierwszy święty Obozowiec, a zarazem Rycerz, urodzony sto lat temu na tym miejscu, na którym teraz stoimy, łączy w swojej postaci całą naszą mękę i wszystkie zmagania II wojny światowej. – „Rozbiegli się jak iskry po ściernisku”. Tak mówi dziś Pismo Święte, a może i nam teraz te słowa wolno zacytować.

Powiedz więc, nasz Bracie, święty Męczenniku i święty Rycerzu, jak to z nami, z naszym Narodem, jest? Polska była rycerska i bohaterska – cośmy z tym dziedzictwem zrobili’? Polska niedawno męczeńska i bohaterska – a teraz jaka’? Czy czas pokoju odbiera nam pamięć? Czy czas pokoju odbiera nam szlachetność serca, a nawet wiarę? – „Bylebyśmy byli syci, niech dla naszej sytości swobodnie działają choćby nawet i ludzie bezbożni”. Taki głos przecież po Polsce się rozchodzi. Po Polsce!

Kto nam to wmówił, że sytość jest szczytem ludzkich pragnień? Że sytość rzeczywiście syci człowieka i czyni go szczęśliwym?

„Nie samym chlebem żyje człowiek” (Mt 4,4). To też są słowa Pana Jezusa, które „nie przeminą” (Mk 13,31). A także i te, wypowiedziane do Kusiciela; „Idź precz! Panu Bogu swemu będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4,10).

„ŁASKA I MIŁOSIERDZIE DLA JEGO WYBRANYCH” (Mdr 3,9)

„Nie samym chlebem…”

Taki był system wychowawczy rodziców Maksymiliana. Taki stworzyli rodzinny dom. Najpierw w Zduńskiej Woli.

Gdyby więc nawet ktoś się ośmielił dziś zapytać: „Czy może być coś dobrego ze Zduńskiej Woli?” – nie będziemy się dziwić, ani obrażać. Przecież tak pytano o miasto rodzinne Pana Jezusa: „Czy może być coś dobrego z Nazaretu?” (J 1,46). Pan Bóg ma swoje własne plany, często zupełnie odmienne od planów człowieka. A najbardziej lubi to, co skromne i ukryte. Tak właśnie, jak rodzinny dom Syna Bożego.

Tu, w Zduńskiej Woli, był taki właśnie rodzinny dom: skromny i ukryty. Ten rodzinny dom – to dom małżonków: Juliusza i Marianny z Dąbrowskich Kolbów. Brali ślub w tutejszej świątyni pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP i tu przynieśli do chrztu swojego pierwszego, a potem i drugiego syna, Rajmunda. Tu był on także potem bierzmowany przez znakomitego biskupa włocławskiego, Stanisława Zdzitowieckiego. A w wigilię święta Wniebowzięcia (właśnie tego święta!) narodził się po 47 latach w Oświęcimiu dla nieba.

Jest teraz Rok Rodziny. Najwięcej więc miejsca wypadałoby poświęcić tej rodzinie, która wydała Świętego. Nie zdołamy opowiedzieć, choć serce bardzo by tego pragnęło.

Ale pozwólcie, najdrożsi, że posłużę radą.

Rada zaś jest taka: u progu Roku Rodziny wydał Ojciec Święty Jan Paweł II List do rodzin, w którym pisze na samym wstępie: „Obchodzony w Kościele Rok Rodziny stanowi dla mnie dogodną okazję, aby zapukać do drzwi Waszych domów, pragnę bowiem z Wami wszystkimi się spotkać” (n. 1). Na pewno tego spotkania, najdroższe rodziny, nie pominiecie. Jeżeli już ten List czytaliście, wróćcie do niego. (Wiem, że można do lektury tego Listu wracać z wielkim pożytkiem). A jeśli jeszcze nie został przez Was przeczytany, weźcie go prędko do rąk.

A czytajcie – to radzę i jednym, i drugim – porównując go z życiem rodziny Kolbów. Bo było tak, jakby ta rodzina ten List już znała i go całym życiem realizowała.

Ta rodzina – to tak właśnie, jak w Liście: bogate życie sakramentalne i bogate życie modlitwy; to niezastąpione znaczenie Mszy świętej i wierne odmawianie Różańca świętego; to zdrowe wychowanie i pracowitość; to życie skromne, a jednocześnie radosne; to we własnym kręgu rodzinnym miłość zatroskana o innych i wielka życzliwość, i uczynność dla ludzi; to umiłowanie Kościoła i Ojczyzny; to duch inicjatywy w sprawach rodzinnych i społecznych; to wielkoduszność serca tych przecież niezasobnych ludzi; to ogromna uczciwość i umiejętność poprzestawania na małym…

Darujcie, najdrożsi, ten katalog. Jeszcze nie jest cały. A trzeba by go było szczegółowo zilustrować. Nie zdołamy. To dlatego prośba: trzeba wziąć do rąk List Ojca Świętego, by się dowiedzieć o tym, że każda rodzina jest powołana do tego, by rodzinę Kolbów nie tylko podziwiać, ale by być jak oni. A jeśli by ktoś miał wątpliwości, niech wie, że każda chrześcijańska rodzina jest „Kościołem domowym”. A jeśliby ktoś pytał: A jak zdołamy tę prawdę zrealizować? – niech i to wie, że każda rodzina ma prawo do wielkiej troski Kościoła, bo „rodzina jest drogą Kościoła” i to „drogą pierwszą i najważniejszą”, a jest zbudowana na sakramencie małżeństwa po to, by moce Chrystusowe były w niej.

Taka znamienna zbieżność Roku Rodziny w stulecie urodzin Świętego. Wiedział o tym Pan Bóg. A jeżeli wiedział, to i zamierzył. Niech więc przez znajomość z rodziną Kolbów przybliżą się do nas słowa Ojca Świętego do rodzin i niech przez słowa Ojca Świętego pogłębi się rozumienie tego, jak zwyczajne i proste, a jednocześnie jak Boże było to środowisko rodzinne Świętego.

Taka może być każda z naszych rodzin. I taki może być każdy z nas: „Jeżeli ktoś pomyśli: zbyt trudno jest być świętym dzisiaj, niech pamięta, że ojciec Maksymilian został świętym w istnym piekle na ziemi”. Tak napisali w liście na beatyfikację ojca Maksymiliana Biskupi polscy.

Jak poznać rodzinę Kolbów?

  • Przecież tu, w Zduńskiej Woli, podobnie jak w pobliskich Pabianicach i w okolicy, żyją pewnie jeszcze ludzie, którzy ich znali. Pytajcie, a oni chętnie opowiedzą. To odpowiedź pierwsza.
  • A odpowiedź druga: o środowisku rodzinnym św. Maksymiliana można także przeczytać. Wśród tego zaś, co o tej rodzinie napisano, najciekawsze są zeznania naocznych świadków, przechowywane w archiwum ojców franciszkanów. Gdy naoczni świadkowie opowiadają o tym, co widzieli i słyszeli, to jest to jakby bardzo ciekawy, barwny film, który ukazuje dzieje tej rodziny.

W roku bieżącym, nazwanym „Maksymilianowskim” albo „Kolbiańskim”, wyszła książka pt. Święty Maksymilian wśród nas, a w niej, na pierwszym miejscu, znajduje się zbiór takich właśnie świadectw.

Ale pozwólcie, najdrożsi, że wspomnę i o tym, iż na beatyfikację ojca Maksymiliana przygotowaliśmy we Włocławku, w najstarszym polskim czasopiśmie teologicznym „Ateneum Kapłańskie”, obszerne opracowanie, które się zaczyna od wspaniałego Listu Biskupów polskich na beatyfikację, a potem, na prawie trzystu stronach są wypowiedzi różnych autorów. Świadectwa naocznych świadków zajmują dużą część tego opracowania, a na pierwszym miejscu świadkowie mówią o środowisku rodzinnym. Mówi zresztą także i sama matka Świętego we wzruszających chrześcijańską głębią listach.

Ośmieliłem się wspomnieć, a może ośmielę się i prosić:

Czy po latach nie można byłoby tych wspomnień razem wydać, właśnie w tym roku?

Pragnęlibyśmy tego dla Was, polskie rodziny!

Tak jak i słowa Pisma Świętego, dziś czytane, niech będą dla Was wszystkich: „Łaska i miłosierdzie dla Jego wybranych”.

A o św. Maksymilianie należy powiedzieć: by go w pełni poznać, trzeba poznać jego rodziców, i trzeba zapytać, jak wychowywali swoje dzieci.

Mówię to z całą odpowiedzialnością za to, co mówię.

„NIKT NIE MA WIĘKSZEJ MIŁOŚCI”

Spełniły się na Rajmundzie-Maksymilianie słowa Pana Jezusa: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

Opowiadają, że było tak:

„Gdy jeden z wybranych (na śmierć), młody więzień, wychodząc z szeregu jęczał: «Och moje biedne dzieci, moja żona, co z wami się stanie» i gdy ojciec Maksymilian Kolbe nieoczekiwanie wystąpił przed szeregi i donośnym głosem powiedział: «Chcę za niego umrzeć», zastygły na chwilę serca”.

„Nikt nie ma większej miłości…”

A przecież ta największa Maksymilianowa miłość jest naznaczona stygmatem rodzinnym: jest za ojca, który mówi: „Moje biedne dzieci, moja żona…”

Od kiedy uczył się tej miłości? – Uczyła go Niepokalana przez całe życie. Zaczęło się może wtedy, gdy razem z braćmi, prowadząc dzielnie gospodarstwo domowe (bo kto mógłby przygotowywać południowy posiłek, gdy rodzice pracowali od szóstej rano do siódmej wieczorem?), uczył się rozumieć słowa, które potem usłyszał od współwięźnia – ojca rodziny, przejętego bólem na myśl o żonie i dzieciach.

Takie o tym, z lat chłopięcych Rajmunda, proste, a zarazem niezwykłe świadectwo:

„Kolbowie mieli trzech synów. Wszyscy trzej chodzili do szkoły. Na południe, gdy Kolbowie wychodzili z fabryki, synowie ich czekali przy bramie fabrycznej na rodziców. Zwykle byli wszyscy trzej, czasem tylko było dwóch. Stali sami, bez innych dzieci. Witali się z rodzicami serdecznie, chwytali matkę za ręce i z radością prowadzili do domu, na drugą stronę ulicy”.

To się przecież niosło przez całe jego życie. Tak byli wychowywani. Tak był wychowywany. Tak się kochali: matka, ojciec, synowie. Czy trzeba o tym mówić jeszcze więcej?

Świętość jest zwyczajna.

Św. Maksymilianie, prosimy cię w Roku Rodziny, niech nasze rodziny będą zwyczajne i święte.

Wpisy powiązane

2024.02.02 – Gniezno – Abp Wojciech Polak, Jesteście, by oddychać i żyć z Kościołem. Homilia w święto Ofiarowania Pańskiego, Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Katowice – Abp Wojciech Galbas SAC, Trzy przesłania na Gromniczną. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Kęty – Bp Piotr Greger, Świeca zapalona w naszych dłoniach staje się dziś wyzwaniem. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego