1994.05.01 – Łódź – Abp Władysław Ziółek, Święty z „ziemi obiecanej”. Homilia w ramach Tygodnia Maksymilianowskiego

Abp Władysław Ziółek

ŚWIĘTY Z „ZIEMI OBIECANEJ”. HOMILIA W RAMACH TYGODNIA MAKSYMILIANOWSKIEGO

Łódź, kościół św. Maksymiliana, 01 maja 1994 r.

W tutejszej parafii kończą się dzisiaj przepiękne i wymowne Dni Maksymilianowskie. Trwały przez cały tydzień i miały bardzo bogaty program. Zorganizowali je duchowi opiekunowie tego miejsca, ojcowie franciszkanie, by uczcić setną rocznicę urodzin swego i naszego brata, św. Maksymiliana Marii Kolbego. Jesteśmy im za to wdzięczni, podobnie jak jesteśmy wdzięczni za ich żywą i ofiarną obecność w tej szczególnej dzielnicy Łodzi.

Wszak ta parafia, chociaż jeszcze młoda, miała w swojej krótkiej historii niemało chwil trudnych. Nade wszystko rodziła się długo i uciążliwie. Niekiedy wydawało się nawet, że jej nie będzie, bo latami sprzeczne dążenia ludzkie zwierały się nad Dąbrową. Chodziło o ludzi, o dostęp do nich, o możliwość mówienia tu braciom o Bogu, o tym, że my wszyscy powinniśmy się do siebie odnosić z miłością dla prawdy, z tolerancją dla błądzących, z miłosierdziem względem grzechu. Chodziło o możliwość sprawowania tu, na tym skrawku wielkiego miasta, kultu religijnego. Wśród nowych domów rodzącej się dzielnicy chodziło o zbudowanie domu modlitwy. Wbrew ludzkim pragnieniom było to przez lata największym problemem.

Było wtedy dokładnie tak, jak za dawnych dni Izraelitów, gdy nasi praojcowie w wierze przeżywali ciemność niewoli egipskiej. Mieli jedno wielkie pragnienie. Prosili faraona, żeby im dozwolił zbudować ołtarz i składać na nim ofiary Bogu. W odpowiedzi usłyszeli pytanie przestraszonego władcy: „Kimże jest Pan, abym musiał usłuchać Jego rozkazu?” (Wj 5,2). Faraon przypisywał sobie moc boską. Chciał mieć absolutną władzę nad ludźmi i bał się, że miłość Izraelitów do Boga osłabi ich posłuszeństwo względem władzy ziemskiej.

To się odbijało w dziejach ludzkich wielorakim echem. To się także odbiło bolesnym echem w Dąbrowie. W odpowiedzi na nasze prośby o zezwolenie na budowę tutaj świątyni Pańskiej, słyszeliśmy wciąż tę samą odpowiedź: Kim jest Bóg, żebyśmy musieli usłuchać Jego rozkazu?!

Ale tamten czas minął po uciążliwych, długich latach. Bo one były takie: długie i uciążliwe. Ludzka pamięć bywa niemniej krótka i wielu już jakoś nie pamięta tego, choć to się działo przecież tak niedawno. Wtedy jednak, mimo wszelkich trudów i niebezpieczeństw, wszyscy wiedzieliśmy, że człowiek naprawdę nie może być dumny z siebie, gdy szuka tylko kromki chleba. My wtedy bardzo dobrze rozumieliśmy, że człowiek jest tak wielki, iż chleb nie wystarcza mu do nakarmienia jego człowieczeństwa. Owszem, chcieliśmy chleba. I mieliśmy do tego prawo. Zarazem chcieliśmy też pokarmu dla wielkiego ducha człowieczego. I do tego też mieliśmy prawo. Dlatego chcieliśmy tej tu świątyni. Zabiegaliśmy o nią i walczyliśmy, by móc ją mieć: jako chleb dla ducha, jako źródło ożywczej wody dla człowieka spragnionego pełnego człowieczeństwa.

Gdy nadszedł wreszcie dzień, że stało się to możliwe, na patrona tego sakralnego miejsca wybraliśmy ojca Maksymiliana, który w naszym tragicznym wieku dał świadectwo, że człowiek nie samym tylko chlebem żyje. Nie można było, Bracia i Siostry, dokonać trafniejszego wyboru. Powstała parafia na Dąbrowie, powstaje tutaj świątynia. W nowej dzielnicy łódzkiej, wśród bloków mieszkalnych rodzi się sanktuarium jako świadectwo, że człowiekowi potrzeba dwóch pokarmów: dobrego chleba dla ciała i pożywnego chleba dla ducha. W tej nowej dzielnicy łódzkiej na naszych oczach powstaje święte miejsce dla pamięci i dla ciągłego przypominania sobie, że gdy los ludzki jest tak tragiczny, że z tych dwóch chlebów trzeba wybrać jeden, lepiej jest głodem przymierać, męczeńską śmiercią głodową umrzeć niż zapomnieć o drugim człowieku. To pokazał św. Maksymilian, o tym zaświadczył, to jest jego wielkie przesłanie dla obecnego, umęczonego wieku.

W latach, gdy zabiegaliśmy o to miejsce i o tę świątynię, bez trudu rozumieliśmy owo trudne przecież Maksymilianowe orędzie, które płynęło z Oświęcimia. Rozpoznawaliśmy w nim naukę Chrystusowej Ewangelii. W ojcu Maksymilianie dostrzegaliśmy Chrystusa na Kalwarii. Nie mieliśmy wątpliwości, że Chrystus miał rację, że rację miał Jego sługa Maksymilian. Byliśmy przeświadczeni, że i my powinniśmy pójść tą samą drogą. Wtedy przyjmowaliśmy z łatwością tyle spraw najtrudniejszych. Nie załamywaliśmy się przeciwnościami, pokonywaliśmy je, jak przystało na wiernych uczniów Pańskich. Dlatego w końcu powstała ta parafia, dlatego zaczęto wznosić tę świątynię i zaczęło się rodzić to sanktuarium.

Czas idzie naprzód i stawia przed nami nowe zadania. Oto kończące się Dni Maksymilianowskie. Czytaliście na plakatach ich hasło przewodnie: Ewangelizacja ze Świętym z „ziemi obiecanej”. Nie można było sobie tego nie przypomnieć, bo ta ziemia, nasza łódzka ojczyzna, jest wciąż „ziemią obiecaną”. Od czasu, kiedy zaczęła się rozrastać w wielkie miasto fabryczne, biblijne imię „ziemi obiecanej” przylgnęło do niej jako jej własne imię. Bo obiecywano naszym ojcom, że będzie się tu dobrze żyć, dostatnio i zdrowo. Im bardziej jednak obietnice się nasilały, tym więcej było krzywdy, niesprawiedliwości i biedy. Nasza droga do dostatku i do pełniejszego człowieczeństwa z roku na rok się wydłużała. Coraz dalej było do naszej „ziemi obiecanej”.

Ona znów dzisiaj przychodzi do nas jako przypomnienie obietnicy, którą jednak mamy spełnić my – nowe pokolenie wolnych ludzi. I przychodzi jako przestroga przed niebezpieczeństwem sprzeniewierzenia się na nowo naszej prawdziwie dziejowej misji. Zobaczmy więc, jak przeszłość, którą mamy za sobą, wyznacza nam drogę ku dniom, jakie są przed nami. I zobaczmy to u boku św. Maksymiliana, syna tego wieku, drogowskazu dla ludzi, którzy szukają swych dróg, u boku naszego współrodaka z „ziemi obiecanej”.

Jest taki paradoksalny odruch ludzki, jak gdyby tragiczne prawidło, że po dniach ciężkich, po długotrwałej niewoli, w pierwszych chwilach odzyskanej wolności człowiek nie wie co uczynić z upragnionym darem. My również dzisiaj to przeżywamy. Nie potrafimy poradzić sobie z wolnością, która jest wreszcie nasza. Nierzadko zachowujemy się tak, jak nasi przodkowie, Izraelici, którzy po tak samo upragnionym wyjściu z niewoli egipskiej, na pierwszych drogach wolności ku swojej Ziemi Obiecanej, rychło zapomnieli o tym, co ich zniszczyło. Zaczęli tęsknić do władcy faraona, do niepożywnej strawy, do wodnistych placków egipskich, do zgiętego grzbietu niewolnika. Z uzbieranych kosztowności ulali sobie złotego cielca i do martwego przedmiotu mówili: „Ty będziesz naszym bogiem”. A tymczasem Bóg Wyzwoliciel wiódł ich do ziemi mlekiem i miodem płynącej, zsyłał im mannę i przepiórki na pokarm, ale oni zapomnieli o Bogu, manna i przepiórki drażniły im podniebienia. Opanowała ich okrutna tęsknota za świeżo minionym niewolniczym czasem. Zamiast spoglądać w przyszłość, coraz częściej odwracali głowy do tyłu, gdzie nie było żadnej obietnicy i żadnej nadziei.

To samo powtarzało się wielokrotnie w dziejach ludzkich. Baczmy, najmilsi Bracia i Siostry, żeby i nas nie dotknęło to dramatyczne zapomnienie się człowieka. My również przeżywamy dziś podobne chwile: piękne i trudne, szczęśliwe i niebezpieczne. Jest wiele do uczynienia. Nie sposób jest wyjść ze swego Egiptu na drogę prostą, już zabudowaną i całkowicie bezpieczną. Wszyscy w Polsce muszą się dzisiaj wzajemnie wspomagać, by nowy czas był w pełni dla człowieka: dla dobrego chleba, który wzmocni ciało, i dla pożywnego chleba, który ożywi ducha ludzkiego. Niech we wszystkich instytucjach wzmaga się twórczy wysiłek fachowców, by pola były dobrze obsiane, by fabryki sprawnie pracowały, by pracy nie brakowało dla nikogo. Z szacunkiem odnieśmy się do wszystkich, którzy się troszczą o materię życia.

Przed tą jednak parafią stoją jeszcze większe zadania. Tutaj, u zarania tego kościoła, zmagano się o prawo dla ludzkiego ducha. Tej parafii patronuje św. Maksymilian, który dla ratowania jednego człowieka przyjął śmierć głodową. To nie może pójść w niepamięć, tym bardziej że nie sposób pójść dzisiaj w nowe polskie dni bez takiej pomocy. Owszem, należymy do pokolenia, które jest dotkliwie doświadczone, ale które zarazem szybko zapomina o swoich doświadczeniach. Tak łatwo zapomina, że wielu już teraz nie pamięta obrazu swojego Egiptu sprzed paru lat. Tęskni więc do iluzji i zdaje się nie wiedzieć, jaki był prawdziwy obraz tamtych lat. Tak bardzo powierzchownie przeżywa swoją rzeczywistość, że w imię wolności nie chce się wspierać na silnym ramieniu przewodnika. Chce iść do przodu bez niczyjej pomocy duchowej, bez żadnego wzorca z przeszłości.

Wam jednak, Bracia i Siostry, mieszkańcy tutejszej parafii, i wam, czciciele św. Maksymiliana, którzy przybyliście tutaj z zewnątrz, chcę powiedzieć, że patronat Świętego nad kościołem parafialnym zobowiązuje. Wam chyba łatwiej zapamiętać przesłanie Maksymilianowej ofiary dla brata. Od was zależy, czy ten kościół na Dąbrowie będzie żywy i czy brzmieć będzie potrzebnym człowiekowi przesłaniem. Od was zależy, czy ten kościół będzie prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa i czy będzie czystym obrazem Ewangelii.

Gdy przed kilku laty Ojciec Święty odwiedził Polskę i zatrzymał się na ziemi kujawskiej, odwiedził miejsce męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Powiedział wówczas to jedno zdanie, którego nie mogę tutaj nie przytoczyć: „Oby z tej śmierci wyrosło dobro, jak z Krzyża Zmartwychwstanie”. Wobec ofiary św. Maksymiliana trzeba wyrazić to samo, bez żadnej zmiany, bez odjęcia nawet jednej litery: „Oby z tej śmierci wyrosło dobro, jak z Krzyża Zmartwychwstanie”. Obyście, Bracia i Siostry, zechcieli wziąć na siebie tę wielką misję, którą trzeba spełnić wobec zabłąkanych braci i sióstr naszych w tych trudnych dniach polskiej wolności. Żyć dla innych, bez reszty dla innych, całkowicie dla innych – oto przesłanie św. Maksymiliana na dziś. Na tym powinna polegać ewangelizacja łódzkiej ziemi, gdzie przez nazbyt długie lata wielu żyło tylko dla siebie i przeciw innym. W tym się wyraża pełny sens hasła Tygodnia Maksymilianowskiego: Ewangelizacja ze świętym z „ziemi obiecanej”.

Tak się szczęśliwie składa, że w liturgii dzisiejszej niedzieli czytamy te znamienite słowa św. Jana: „Przykazanie Boże jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i wzajemnie się miłowali” (1 J 3,23).

Bracia i Siostry! Nadchodzi czas, a nawet już nadszedł, że najpilniejszą potrzebą człowieka, większą niż potrzeba chleba, będzie miłość jednych ku drugim. I że tam, gdzie brakuje tej miłości, świat popadnie w ruinę. W dniu zakończenia Dni Maksymilianowskich powinniśmy sobie powiedzieć, poprzysiąc sobie najuroczyściej i z całego serca, że dla dobra całego świata, dla pomyślnej przyszłości Polski, dla rozkwitu tej tu społeczności parafialnej zdecydujemy się na taką bezkompromisową, najgłębiej ewangeliczną miłość.

„Przykazanie Boga jest takie, abyśmy wierzyli w Jezusa Chrystusa i wzajemnie się miłowali”. Niech wstawia się za nami św. Maksymilian Maria Kolbe, męczennik za miłość aż do śmierci głodowej.

Wpisy powiązane

2024.02.02 – Gniezno – Abp Wojciech Polak, Jesteście, by oddychać i żyć z Kościołem. Homilia w święto Ofiarowania Pańskiego, Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Katowice – Abp Wojciech Galbas SAC, Trzy przesłania na Gromniczną. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Kęty – Bp Piotr Greger, Świeca zapalona w naszych dłoniach staje się dziś wyzwaniem. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego