Bp Tadeusz Rakoczy
NAUCZYCIEL WIARY W ZMARTWYCHWSTANIE. HOMILIA DO PROBOSZCZÓW
I REKTORÓW KOŚCIOŁÓW I KAPLIC PW. ŚW. MAKSYMILIANA MARII KOLBEGO
Niepokalanów, 5 kwietnia 1994 r.
Jestem wzruszony, bo uświadomiłem sobie, że tutaj po ziemi Niepokalanowa chodził św. Maksymilian Maria Kolbe. Chodził również po oświęcimskim obozie, upokorzony w swoim człowieczeństwie i kapłaństwie. Przychodzę dzisiaj do Niepokalanowa z diecezji bielsko-żywieckiej, na której terenie leży Oświęcim, by niejako związać nasze ziemie klamrą jego świętości.
W styczniu 1994 roku – z okazji setnej rocznicy urodzin św. Maksymiliana – odprawiłem w Oświęcimiu Mszę świętą, w czasie której zainaugurowałem obchody Roku Kolbiańskiego w diecezji bielsko-żywieckiej. Wtedy też poświęciłem przecenną relikwię: kielich, który św. Maksymilian wraz z innymi kapłanami przebywającymi w oświęcimskim obozie używał odprawiając Msze święte. Autentyczność tej relikwii potwierdził ks. prałat Konrad Szweda z archidiecezji katowickiej oraz inni kapłani, współwięźniowie św. Maksymiliana. Jeśli będziecie, drodzy Bracia, na południu Polski, to wstąpcie do kościoła św. Maksymiliana i ucałujcie ten kielich, dziękując w ten sposób Bogu za wasze kapłaństwo.
W obrębie judaizmu porównuje się czasem świat do ludzkiego oka: biała jego część to morze, tęczówka to lądy, źrenicą jest Jeruzalem, a w tej źrenicy Jeruzalem odbija się obraz świątyni jerozolimskiej. W ten sposób Żydzi wyrażali swoją miłość do Miasta Świętego i jego najważniejszej części, jaką była świątynia jerozolimska. Byli tak bardzo przywiązani do tej świątyni, bo tworzyła ona duchowy profil ich narodu. Kiedy byli w niewoli babilońskiej, to tamtejsi ludzie prosili: „Zaśpiewajcie nam jakąś z pieśni syjońskich!”, a oni mówili: „Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską w obcej krainie? Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie, niech uschnie moja prawica!” (Ps 137,3-5). Czekali więc na powrót do swojej ziemi, by pieśń swoją, pieśń nową, pieśń Boga Jahwe zaśpiewać w swojej świątyni.
Znamy wszyscy „teologię świątyni” – Ciała Chrystusa i wiemy, jakie przeszła ona transformacje. Chrystus odbudował świątynię swojego ciała w ciągu trzech dni i powrócił z nią do człowieka. W ten sposób odbudował On człowieka, odbudował św. Maksymiliana i wielu świętych męczenników. Wychodząc z tego judaistycznego porównania można powiedzieć, że w owej źrenicy, którą jest świątynia Ciała Chrystusa, odbija się św. Maksymilian, a z nim losy naszych pokoleń, Europy, ziemi i świata. W nim odbijają się też wasze świątynie, które dziś, w waszych sercach, przynieśliście tutaj do Niepokalanowa.
Jerozolima, niepomiernie skromniejsza od Aten i Rzymu, stała się źrenicą świata, w której odzwierciedla się blask samego Boga. Świątynia jest miejscem spotkania Boga z człowiekiem, jest Namiotem Spotkania. Prorok Ezechiel, w ostatniej dosłownie fazie swojego proroctwa, daje Jerozolimie nowe imię: „Pan jest tam” (Ez 48,35). A więc Jerozolima jest miastem Boga z nami, miastem, którym stało się zmartwychwstałe ciało Chrystusa: „«Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» Gdy zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus” (J 2,19-22). I oto słowa Jezusa, w które my uwierzyliśmy i przekazujemy naszym wiernym, docierają do nas w sposób tak bardzo wymowny przez naszego współbrata – św. Maksymiliana.
Pewnym symbolem życia nadprzyrodzonego jest pusty grób Zmartwychwstałego Chrystusa: „Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale”. Drodzy Bracia, opierajcie wasz program na nie istniejącym grobie św. Maksymiliana, którego prochy zjednoczyły się z prochami braci, sióstr i z matką ziemią.
Przypominam sobie, gdy po kanonizacji św. Maksymiliana, na audiencji w Auli Pawła VI, a było to w czasie stanu wojennego, Ojciec Święty powiedział do pielgrzymów z Polski: „Przychodzą tu Rodacy, płaczą, a nie są to łzy radości”. Nie były to wtedy łzy radości. Ojciec Święty powiedział też wtedy, że „ta trudna, tragiczna epoka, naznaczona straszliwym podeptaniem ludzkiej godności, zrodziła w Oświęcimiu swój zbawczy znak. Miłość okazała się potężniejsza od śmierci, potężniejsza od antyludzkiego systemu. Miłość człowieka odniosła swoje zwycięstwo tam, gdzie zdawała się triumfować nienawiść i pogarda człowieka. W tym zwycięstwie miłości z Oświęcimia uobecniło się w jakiś szczególny sposób zwycięstwo z Golgoty”. W tym miejscu przychodzi mi na myśl wielka ironia pozornych zwycięzców Chrystusa, którzy mówili: „Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!” (Mt 27,40). Św. Maksymilian zapewne też słyszał te ironiczne słowa szatana: Po co to wszystko? Zejdź z tego betonu! Jednak zakorzeniony w Chrystusie poszedł konsekwentnie drogą męczeństwa, zjednoczony z Chrystusem aż do końca.
„Ludzie przeżyli śmierć Współwięźnia – mówił dalej Ojciec Święty – nie jako jedną jeszcze klęskę człowieka, ale jako zbawczy znak: znak naszego czasu, naszego stulecia. Kościół odczytuje znaczenie takich znaków. Na tym polega jego więź z historią ludzkości: ludzi i narodów. Kościół odczytał do końca znaczenie znaku z Oświęcimia, który ustanowił przez swoją męczeńską śmierć Maksymilian Kolbe. Kościół odczytał ten znak z głęboką czcią i przejęciem, orzekając o świętości Męczennika z Oświęcimia”.
W postaci św. Maksymiliana „człowiek współczesny odkrywa przedziwną «syntezę» cierpień i nadziei naszej epoki. (…) Patrzcie, do czego zdolny jest człowiek, który bezwzględnie zaufał Chrystusowi przez Niepokalaną! Ale jest w tej syntezie także prorocza przestroga. Jest wołanie skierowane do człowieka, do społeczeństwa, do ludzkości, do systemów odpowiedzialnych za życie człowieka i społeczeństw: ten Święty wyszedł z samego centrum poniżenia człowieka przez człowieka, podeptania jego godności, okrucieństwa i eksterminacji. Ten Święty woła więc całą syntezą swojego męczeństwa o konsekwentne poszanowanie praw człowieka, a także praw narodu, bo przecież był synem narodu, którego prawa straszliwie pogwałcono”.
Dlaczego płaczecie? – pytał Papież. Czemu płaczesz? – pyta Chrystus zmartwychwstały. Pytali najpierw aniołowie w grobie: Niewiasto, czemu płaczesz? A potem Chrystus: Czemu płaczesz? Kogo szukasz? A ona po wyjaśnieniu nieporozumienia wyznała tak po prostu, tak zwyczajnie, tak serdecznie: „Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu!” Jezus objawia się jak gdyby w delikatnym szumie wiatru, poprzez łzy i zagubienie kobiety; wypowiada jej imię i pyta: „Czemu płaczesz?” Zmartwychwstały Jezus przechodząc dziś przez nasze serca, umysły, wolę, człowieczeństwo, wspólnotę i całą ziemię zastaje również ludzkość plączącą, która lęka się samej siebie.
Drodzy Bracia, niedawno przeczytałem raport Organizacji Narodów Zjednoczonych, według którego ponad 60 tys. dzieci, które zostały wyrwane z wojny, z terenu walki Bośni i Hercegowiny, straciło na zawsze kontakt z własną rodziną. Kiedy przyjeżdżały środki transportu: samochody ciężarowe lub inne wozy, to dzieci wsiadały i wywożono je, by ratować ich życie. Większość z nich nie wie, skąd pochodzi i nie zna imion swoich rodziców. Te niewinne ofiary ludzkiej nienawiści pozbawiono własnej historii, poddano okrucieństwu wojny, okradziono z dzieciństwa. Prawdopodobnie nigdy już nie wrócą do swojego naturalnego środowiska. To wszystko dzieje się tu obok nas, w Europie, niecałe dwie godziny lotu samolotem i my wszyscy o tym wiemy. Dlatego też jesteśmy tu, w Niepokalanowie, w imię św. Maksymiliana. Tego Patrona przywołaliście do świątyń jemu dedykowanych, aby ich dzwony głosiły dzisiejszemu człowiekowi jego naukę, miłość i ofiarę, byśmy się opamiętali, bo jest to jakiś straszny letarg, koszmarny sen.
A cóż powiemy o tych dziesiątkach dziewcząt, które bardziej lub mniej dobrowolnie wywieziono w określonych celach za granicę? A te wszystkie afery, w nowej, odrodzonej Polsce, za którą walczyliśmy, płakaliśmy i cierpieliśmy? A te dzieci z domu dziecka wywiezione do Skandynawii w celu rozpusty, dla zmysłów? Jakich słów dobrać, żeby to wypowiedzieć? A rzecznik praw obywatelskich? Wytacza procesy, by sędziowie powiedzieli, czy dzieci w szkole mogą być nauczane katechezy! A powoływanie się na Konstytucję, którą wprowadzono przeciwko człowiekowi i Kościołowi, w wielu punktach również przeciwko narodowi. Trzeba rozglądać się za św. Maksymilianem. Trzeba go podziwiać, trzeba się go uczyć i trzeba go głosić!
W Wielką Niedzielę, późnym bardzo wieczorem, gdzieś około północy, włączyłem telewizor. Z katowickiej lokalnej stacji nadawano pouczający program: wywiad z pewnym malarzem, którego nazwiska w tym momencie nie pamiętam. Był to starszy człowiek, pochodzący z polskiej, patriotycznej, religijnej i głęboko wierzącej rodziny, która została wywieziona na Sybir. Opowiadając o swojej rodzinie tak mówił: „Moja babcia opowiadała mi najprzeróżniejsze bajki. Mówiła też o Polsce i polskich kościołach. I ja myślałem, że to również bajki. Teraz, przyjechałem po 60 roku życia i widzę, że to rzeczywistość. Babcia czytała mi też Pismo Święte, później czytałem sam. Dzisiaj wszystko, co tworzę, pochodzi z Pisma Świętego. Przekładam tę Księgę na język obrazu, bo Pismo Święte mówi wyraźnie o tym, że Bóg męczył się, i my też się męczymy”. Ogromnie spodobało mi się to powiedzenie, że „Bóg się męczył”. Nie bardzo dobrze mówił po polsku i być może dlatego użył tego wspaniałego zwrotu. My mówimy, że „Chrystus cierpiał”, a on powiedział, że „Bóg się męczył”. Moi drodzy, jakże tutaj św. Maksymilian spotyka się w tajemnicy paschalnej Jezusa Chrystusa. Maksymilian „męczy się” jako człowiek w tajemnicy Chrystusowego odkupienia i tak jak On oddaje w męce swoje życie, aby pokazać wielkość człowieka i antycypować chwałę zmartwychwstania; by pokazać prawdziwe oblicze człowieka i jego powołanie, które – jak mówi Sobór Watykański II – do końca wyjaśnia się dopiero w Chrystusie.
My podobnie „męczymy się”, również naszym kapłaństwem, szczególnie wtedy, gdy widzimy zagrożone te wartości, dla których poświęciliśmy przecież nasze życie. Jednak razem ze św. Maksymilianem musimy jeszcze głębiej dostrzegać sens naszego „współmęczenia się” z Bogiem w tworzeniu i szerzeniu nowego kształtu ziemi. „Męczymy się”, aby zmartwychwstał współczesny człowiek, tak upodlony na tej ziemi (nam się zdawało, żeśmy o wiele więcej ocalili w sobie i w tym człowieku), uszkodzony w sobie, w swoim myśleniu, działaniu i człowieczeństwie.
Kiedy przyjechałem do Polski, to dziwiłem się, że tak mało, mówi się o św. Maksymilianie, o św. Bracie Albercie, o naszych najnowszych świętych i błogosławionych, czyli o tym wszystkim, co wyrasta z naszej tradycji i ze zmartwychwstania Chrystusa. Stopniowo przekonywałem się, że to wszystko jest niszczone w sposób zamierzony, a wielu ludzi kultury współpracuje w tym wszystkim. Kiedy widzę, czytam i słyszę te ataki, tę ogromną nienawiść, która w tych dniach daje się zauważyć, to myślę sobie: Człowieku, ty, który piszesz i mówisz gorsząc ludzi, to przecież i dla ciebie Chrystus zmartwychwstał. Trzeba nam dużo mądrości, świętości, zjednoczenia z Bogiem w męce i Jego chwale, po to, byśmy cierpliwie wytrwali w salach katechetycznych, w szkołach średnich, uczelniach, biurach i wielu innych miejscach. Zdarzyło się także i tak u nas na południu, że jakaś banda wyrostków zdemolowała wejście do kościoła, na ścianach podczas rekolekcji napisali jakieś bluźnierstwa i nieprzyzwoite rzeczy. Biedni chłopcy, można by powiedzieć. Jednak musimy zdać sobie sprawę z tego, że w ostatnich latach celowo wytworzono pewien specyficzny, sprzyjający tego typu ekscesom klimat. Na przykład: uderzono biskupa kamieniem i tłumaczy się cały incydent tym, że zrobił to człowiek chory, jednak ludzie niespełna władz umysłowych byli zawsze i biskupi byli zawsze, a przecież takie wypadki nie miały miejsca. Nie chciałbym wyciągać pochopnych wniosków, ale śmiało można powiedzieć, że wspomniany klimat sprzyja wewnętrznemu pęknięciu człowieka. Kiedy przestał istnieć znienawidzony przez Polaków system, to mieliśmy wspaniałą i niepowtarzalną okazję do zbudowania nowego, lepszego i bardziej ludzkiego świata. Niestety, wrogie siły, przy czynnej współpracy wielu naszych rodaków, przyłożyły do tego wszystkiego swoją rękę. Często mówię moim kapłanom: trwajcie! Widzę, jak są zmęczeni. W Wielkim Tygodniu aż do Rezurekcji, umęczeni do granic swoich możliwości, spowiadają wiernych do samego końca. Tych spowiedzi jest, na szczęście, ogromnie wiele, uczestnictwo w rekolekcjach ogromne, aż żniwiarzom opadają ze zmęczenia ręce, jednak owoce nie są takie, jakich byśmy sobie życzyli. Dlatego tym bardziej musimy zawierzyć Tajemnicy Paschalnej, zawierzyć temu paradoksowi i trwać, trwać w miłości i na modlitwie.
Drodzy Bracia! Ojciec Święty ubogacił nas w ostatnim czasie encykliką Veritatis splendor, Listem do rodzin, Listem do kapłanów i Listem o pokoju. Wszystko koncentruje się wokół rodziny. Zobaczcie jak z każdej rodziny bije modlitwa i prośba o modlitwę. Budujmy więc na modlitwie! Uwierzmy jeszcze raz w zmartwychwstanie Chrystusa, tak jak uwierzył św. Maksymilian Maria Kolbe! Bądźmy ludźmi paschalnymi! Uwierzyć w zmartwychwstanie oznacza zmienić wszystko: myślenie, sposób życia i działania.
Panie, przymnóż nam wiary! Św. Maksymilianie, módl się za nami.