1994.01.31 – Pabianice – Abp Władysław Ziółek, Życiowa misja św. Maksymiliana i jego rodaków

Abp Władysław Ziółek

ŻYCIOWA MISJA ŚW. MAKSYMILIANA I JEGO RODAKÓW

Pabianice, kościół św. Maksymiliana Marii Kolbego, 31 stycznia 1994 r.

1. Dzisiaj gościem parafii św. Maksymiliana Kolbego w Pabianicach jest Radio Maryja. Gościem od dawna oczekiwanym i w ten wieczór z radością witanym. W roku setnej rocznicy urodzin św. Maksymiliana nie mogło zabraknąć głosu mieszkańców miasta, w którym spędził swe dzieciństwo Szaleniec Niepokalanej.

On tutaj był, tutaj mieszkał, tutaj się uczył, tutaj rosła jego wiara. Pabianice były ważną cząstką jego życia, tak jak dla każdego lata dzieciństwa i wczesnej młodości, lata szkolne są ważne i najważniejsze. Wtedy przecież najsilniej kształtuje się przyszły człowiek. Ale pabianicki czas Rajmunda Kolbego rychło się skończył. Z Pabianic wyjechał w swoją dalszą drogę życiową.

Nikt wtedy tego nie mógł zauważyć. Wszak tylu ludzi wyjeżdża z miast swojej młodości i nigdy już do nich nie powraca.

Ojciec Maksymilian był potem w Pabianicach dwukrotnie z krótkimi tylko odwiedzinami. Po latach wrócił w sposób duchowy, jako święty ojciec Maksymilian, męczennik, świadek Chrystusowej Ewangelii, prorok naszych czasów. Dopiero bowiem po II wojnie światowej, gdy do Pabianic dotarła wieść o kapłanie z zakonu franciszkanów, który w Oświęcimiu oddał swe życie, aby uratować ojca rodziny, zaczęto sięgać pamięcią do jego postaci i przypominać sobie, że był stąd. Zaczęto szukać jego pabianickich początków życia i stopniowo, krok po kroku, przywoływać postać ojca Maksymiliana na powrót do tego miasta położonego wśród fabryk, nad rzeką Dobrzynką, gdzie upłynęła jego młodość.

W dramatycznych latach po wojnie powroty ludzi do życia były bardzo powolne. Historia tych lat była bardzo trudna. Po tragedii wojny zaczął się wielki, duchowy dramat człowieczeństwa, które nie mogło łatwo rozwinąć swych skrzydeł.

Przywracanie Pabianicom postaci św. Maksymiliana było też powolne i długie. Ojciec Maksymilian powracał jednak do ludzkiej świadomości i nade wszystko do serc. Ale takie powroty potrzebują żmudnej i ofiarnej pomocy oddanych ludzi. Tutaj byli tacy ludzie. Był cały szereg takich ludzi, którzy trudem, żmudnym i ofiarnym, przygotowywali mieszkańcom tego miasta drogę na powrotne wejście św. Maksymiliana do Pabianic. O trzech z nich wspomnę jedynie. Muszę o nich wspomnieć, bo gdyby nie oni, powrotna droga św. Maksymiliana do tutejszego miasta byłaby niewątpliwie jeszcze dłuższa i jeszcze trudniejsza.

Najpierw wspomnieć muszę wielkie zasługi, jakie w tym dziele położył śp. ks. infułat Stanisław Świerczek oraz jego nieodłączny przyjaciel, pabianiczanin z urodzenia i gorącego serca, ks. infułat Lucjan Jaroszka. I wspomnieć muszę bp. Bohdana Bejzego, też pabianiczanina. Niech mi będzie wolno powiedzieć, że ci trzej pasterze, rozmiłowani w Pabianicach, nakładem własnych sił materialnych i intelektualnych zaznaczali tutaj wszystkie miejsca, które powinny pabianiczanom przypominać postać świętego Męczennika i jego ewangeliczne przesłanie dla współczesnego pokolenia.

Gdy spojrzycie, Bracia i Siostry, na pabianicki pomnik św. Maksymiliana, gdy znajdziecie się w centrum miasta na ulicy nazwanej jego imieniem, gdy przyjdziecie do tutejszej świątyni, pomyślcie, że to są drogowskazy ku wspaniałej postaci, którą losy życiowe zatrzymały w Pabianicach, by po latach Pabianicom ją przywrócić, by dawny Rajmund Kolbe, już jako św. Maksymilian, mógł tutaj nie tylko na nowo się zatrzymać, ale zaistnieć na trwałe – dla was, a poprzez was dla innych braci i sióstr w Polsce.

2. Dzisiaj, w ten wieczór, chcę powiedzieć do wszystkich pabianiczan i wobec wszystkich, którzy nas teraz słuchają przy radioodbiornikach, że św. Maksymilian był związany z Pabianicami nie tylko dawniej, ale że obecny jego powrót do Pabianic ma nader wielkie znaczenie dla współczesnych mieszkańców tego miasta.

Święci są darem Boga dla ludzi. Każdy święty, wyznawca czy męczennik, dany jest ludziom jak latarnia na oświetlenie zawiłych dróg człowieczych. Św. Maksymilian jest darem Boga, latarnią Bożą na oświetlenie dróg tragicznego czasu, w którym przypadło nam żyć. Otwórzmy szeroko oczy wiary, rozejrzyjmy się wokół siebie i spróbujmy zobaczyć, że w kończącym się wieku XX było zbyt dużo prawdziwych tragedii, zbyt dużo cierpień, bólu i łez, zbyt dużo przedwczesnych śmierci, zbyt dużo niewoli, nienawiści i niszczenia ludzi, zbyt dużo lęku człowieka przed człowiekiem, zbyt dużo zsyłek poza granice rodzinnej ziemi, zbyt dużo granic i murów, których przekroczyć nie było wolno, zbyt dużo numerów więziennych bez nazwisk, zbyt dużo ludzkich ciał spalonych, rozproszonych na wietrze, bez prawa do grobów. Zobaczmy to, Bracia i Siostry, przypomnijmy to sobie. Niech pamięć nasza nie będzie krótka. Bo i krótkość naszej pamięci jest też bolesnym i gorzkim owocem tego smutnego czasu. Przypomnijmy sobie, że tak rzeczywiście było. I że tak było jeszcze do niedawna. Przypomnijmy sobie w ten wieczór, iż w naszym kończącym się wieku tragedią było to nade wszystko, że zrodziły się w nim i rozwinęły siły, które zabiły w człowieku brata! Zaczęto mu odbierać imię, a dawano numer, zamykano za murem, zsyłano na poniewierkę, palono w krematorium, nie pozwalano mieć grobu, nie dozwalano, żeby miał własne zdanie, żeby pielęgnował swoją mowę, nie dozwalano mu mówić, odbierano mu głos.

W tym straszliwym czasie Bóg dał światu człowieka z okolicznej ziemi zduńskowolskiej, który nauczył się polskiej mowy w swych pabianickich latach i w którym już od dzieciństwa kiełkowało umiłowanie ludzi, Boga, Chrystusa i Jego Matki. Wtedy, gdy był w Pabianicach, być może tylko najbliżsi dostrzegali, że w tym chłopcu coś wielkiego się rozwija. Potem, w klasztorze, na studiach w Rzymie, po powrocie do Polski, w Japonii, to co najpierw w nim kiełkowało w pabianickiej szkole, w świątyni, na miejskim bruku, objawiło się jako bezkresna, szaleńcza miłość.

W dniach pogardy dla człowieka, w ojcu Maksymilianie objawiła się miłość do wszystkiego, co ludzkie. W ponurych latach szatańskiej pogardy do ludzi, ojciec Maksymilian stanął wśród nas jako świadek i przykład szaleńczej, Boskiej miłości do człowieka. Wtedy, gdy człowiekowi odbierano imię i wypalano mu numer na ciele, gdy tak upodlonego zabijano i wrzucano do pieca jako zawadę i śmieć, ojciec Maksymilian zobaczył w człowieku brata, za którego oddaje się wszystko, aż do ofiary z własnego życia.

Tak odczytał Ewangelię. Tak dobrze i dokładnie ją odczytał. Nic w niej nie zmienił, niczego nie ujął, dodał tylko do niej własną ilustrację. Tym cenniejszą, że realizował swą życiową misję w czasie okrutnych ciemności w święcie, gdy wraz z człowiekiem wrzucono do krematoriów Oświęcimia Boskie orędzie miłości, żeby je też spalić i na zawsze unicestwić.

Popełniono błąd. Ci, którzy rozpalali ogień krematoryjny, nie wiedzieli, że miłości nie da się spalić, że nie można jej unicestwić nawet w tym współczesnym piecu ognistym, tak przemyślnie zaprogramowanym na zniszczenie człowieka.

3. Po co wam to opowiadam, Bracia i Siostry? Po co to mówię przed mikrofonami, które zostały dziś zainstalowane w Pabianicach? Po co to wołanie, które z Pabianic wysyłamy dziś w Polskę? Żywię nadzieję, że trafnie się domyślacie moich intencji. Oto bowiem św. Maksymilian dlatego powrócił do Pabianic, żeby jego rodacy, pabianiczanie, zaczęli go na nowo wysyłać w świat jako żywe orędzie Ewangelii na życie świata.

Po co byłyby pomnik Świętego i ulica z jego imieniem, po co byłaby parafia pod jego wezwaniem, gdybyśmy mieli nie zauważyć, że to wszystko jest po to, żeby przez nas, tutaj mieszkających, św. Maksymilian mógł dalej mówić do świata.

W darze świętego Męczennika Bóg powierzył pabianiczanom wielką i odpowiedzialną misję. Kiedyś, gdy przed laty rodzina Kolbów mieszkała w Pabianicach, ich syn Rajmund sam wyjechał stąd za głosem Bożego powołania. Gdy duchem powrócił tu jako Święty, gdy pabianiczanie uczynili tak wiele, żeby mógł powrócić, byłoby niezrozumieniem woli Bożej, gdyby św. Maksymilian miał tu pozostać tylko w pomniku, tylko w nazwie ulicy i parafii.

Ów pomnik, ulica i parafia to był jedynie początek zadania. Przed obecnym pokoleniem stoi teraz jego dalszy ciąg. Teraz pabianiczanie z kolei, wzorem św. Maksymiliana, mają się stać żywymi ilustracjami Ewangelii, z którą tutejszy Święty tak się do końca zespolił.

Po tylu doświadczeniach, które przecież nie ominęły Pabianic, po tylu kryzysach i kataklizmach, które dotknęły także człowieka stąd, po tylu długich latach, które po wojnie ciemnościami przesłoniły także to miasto, nie mówmy więcej, najmilsi Bracia i Siostry, że nic się nie stało; że wolno nam żyć, jak gdyby naprawdę nie stało się nic. Nie okłamujmy się więcej i nie mówmy, że dobrze widzimy człowieka, że dobrze go pojmujemy, że wiemy, co jest życiodajne, a co śmiercionośne, że wiemy, czym jest miłość, którą sami sobie projektujemy. Zechciejmy przyjąć, zechciejmy wreszcie przyjąć, że po wszystkich nieszczęściach, jakie nas naznaczyły, musi my uczyć się od nowa wszystkiego: patrzenia na Boga i człowieka, słuchania głosu Bożego i głosów człowieczych, musimy od nowa uczyć się, co znaczy kochać, co znaczy być człowiekiem wolnym. Tego musimy się uczyć naprawdę od nowa. Musimy w żmudnym trudzie odbudować człowieczeństwo człowieka, jak kiedyś wznoszono z ruin zniszczone wojną miasta, jak wy przywracaliście oblicze zniszczonym wtedy Pabianicom. Zechciejmy zrozumieć, że to jest wielkie zadanie obecnego pokolenia. A wy, drodzy Pabianiczanie, macie w tym przodować, biorąc za wzór św. Maksymiliana.

On nie był z nieba. On w niebie jest dopiero teraz. Był jednym z tutejszych ludzi, pochodził z robotniczej rodziny, która zajmowała się tkactwem, tak jak od dawna mieszkańcy tego miasta wśród fabryk. On był z was, on był wasz. Był jak wy i wrócił, żebyście z kolei stali się jak on. I żeby inni za waszym przykładem tak samo jak on stawali się ludźmi, których prawem życia jest miłość. Miłość szaleńcza – do Chrystusa, do Jego Matki Niepokalanej, szaleńcza miłość do każdego bez wyjątku człowieka.

4. Czytamy w dzisiejszej liturgii ten wspaniały fragment Listu św. Jana o Chrystusie: „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas swoje życie. My także winniśmy oddać życie za braci” (J 3,16). To zdanie nie może być w Pabianicach pytaniem, lecz radosnym obwieszczaniem wielkiej prawdy. Jeśli ktoś tego nie rozumie w świecie, do was, drodzy Pabianiczanie, należy, żeby tę prawdę pokazać na przykładzie własnego życia. To jest wasze zadanie, wasza misja, wasza służba prorocza. To ma być wasze błogosławione szaleństwo. Do szaleństwa miłości wzywam was, Bracia! Czynię to jako pasterz tutejszego Kościoła, świadom, że szaleństwo znów ogarnia dusze człowiecze, to szaleństwo, które wspomaga nienawiść, złe namiętności i grozi znów tragedią. Wzywam was przeto tym bardziej do szaleństwa miłości takiej, jakiej wzór dał św. Maksymilian w straszliwie ciemnych dniach naszej epoki. Potrzeba nam świateł, silnych latarń na rozjaśnienie dróg naszych. Nie szczędźcie ich braciom.

Chrystus powiedział: „Ja was wybrałem i przeznaczyłem na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał” (J 15,15). To ma się urzeczywistniać z pokolenia na pokolenie. To urzeczywistniał św. Maksymilian. To ma się urzeczywistniać dzisiaj, przez każdego z nas, przez was, Pabianiczanie. Pamiętajcie jednak wciąż o tym jednym słowie Chrystusowym: „To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali” (J 15,17). Niech Pabianice tego nie zapomną. Niech to przykazanie idzie stąd szeroką drogą w polski świat, jak teraz te słowa Zbawiciela idą do braci, przy głośnikach, do całej wielkiej rodziny Radia Maryja.

„Boże, dzięki Twojej łasce św. Maksymilian Maria, gorliwy czciciel Niepokalanej Dziewicy, cierpliwie znosił udręki więzienia i oddał swoje życie za bliźniego, spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy całym życiem i śmiercią świadczyli o Twojej miłości” (Kolekta z Mszy o św. Maksymilianie).

Wpisy powiązane

2024.02.02 – Gniezno – Abp Wojciech Polak, Jesteście, by oddychać i żyć z Kościołem. Homilia w święto Ofiarowania Pańskiego, Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Katowice – Abp Wojciech Galbas SAC, Trzy przesłania na Gromniczną. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Kęty – Bp Piotr Greger, Świeca zapalona w naszych dłoniach staje się dziś wyzwaniem. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego