Kard. Józef Glemp, Prymas Polski
PRZEMÓWIENIE PODCZAS SPOTKANIA Z INSTYTUTEM TOMISTYCZNYM
OO. DOMINIKANÓW
Warszawa – Służew, 28 marca 1983 r.
Przewielebny Ojcze Prowincjale,
Czcigodny Ojcze Dyrektorze Instytutu,
Drodzy Ojcowie i Studenci tej Uczelni!
Spoglądamy dziś na dzieło, które Bóg powołał swoją łaską do istnienia. W dziele tym posłużył się ludźmi, ich umiejętnościami, zdolnościami i talentami. Podziwiamy Instytut Tomistyczny i jego pracę dla Kościoła, dla Narodu, dla naszej nauki i kultury. Dlatego z wielkim uznaniem odnoszę się do nieżyjącego dzisiaj Ojca Przybylskiego, jak i do wszystkich kontynuatorów, którzy nie przerażając się rozmiarami programu, podejmują go i systematycznie prowadzą te prace, które kiedyś powinny w całej pełni ukazać swoje znaczenie, wartość, potrzebę. Dzisiaj może ta potrzeba nie jest jeszcze tak ewidentna, ale ona kiedyś dopiero się ujawni. Prace, które się tu podejmuje, są konieczne. Są one już ogromnie zapóźnione. Trudno bowiem wyobrazić sobie dojrzały naród z tysięczną kulturą, nieprzerwaną w ciągu swych dziejów pracą Kościoła, żeby on nie miał opracowanych źródeł w tej dziedzinie, żeby nie wydobyć wszystkiego co możliwe, z tego co leżało u kolebki, żeby nie rozumieć ładunku, który rzutuje do dzisiaj, a który tam zaczął kiełkować przed kilkoma setkami lat, żeby nie widzieć tych źródeł i nie widzieć tych związków, jakie dzień dzisiejszy łączą z przeszłością, z myślą teologiczną, rodzącą się tutaj i rozpowszechnioną jeszcze gdzieś indziej. Jakże sam czułem się upokorzony przed sobą, że nie wiedziałem, że językiem dyplomatycznym w XVII wieku w Moskwie był język polski, że kardynał Vaivods, kiedy spotykamy się dzisiaj w Rzymie, ukazuje kulturę polską, dzięki której Kościół na Łotwie żył. I ten człowiek, staruszek 87-letni, przecież on musiał wejść w kulturę polską, ażeby zostać przy Kościele. Jedyny kardynał, który widział Lenina. Ale on, mówiący swobodnie językiem polskim, chociaż będąc Łotyszem, wszedł w krąg promieniującej kultury polskiej i to dziś jeszcze. Do dziś mamy te ślady wielkiej naszej ekspansji w dobrym znaczeniu, naszej religijnej kultury. Niepodobna nie prześledzić tych dziejów i nie udokumentować ich i to tak, żeby były możliwe do podjęcia dalszych badań przez naszych uczonych.
Oczywiście, że prace, które podejmujecie, mogą być przeprowadzane w małym gronie. Jednak musi to być grono specjalizujące się. To nie są prace popularne, na zaraz, ale – jak mówię – potrzebne, choć opóźnione. Nigdy jednak nie jest za późno, żeby tych rzeczy dokonać. Kiedy mówiłem, że one będą potrzebne, to słusznie: będą jeszcze bardziej potrzebne, bo przecież średniowiecze, które dało takie horyzonty uniwersalności, zwłaszcza w dziedzinie nauk filozoficznych, a także teologicznych, jest potrzebne dla uświadomienia Polakom, którzy dziś są także w stadium roznoszenia naszej kultury. Nie wiem czy bardziej w średniowieczu czy bardziej dzisiaj rozchodzimy się na świat z naszym dorobkiem myśli a czasem z naszym ubóstwem, z naszą kulturą i nieraz z antykulturą. A stało się to przecież dzięki Papieżowi – fakt, który nie ma analogii w przeszłości – dzięki temu wszystko co jest polskie jest chętnie odbierane, jest słuchane, jest analizowane. Wpływają na to jeszcze warunki dni obecnych, warunki kryzysu, które jakoś wypchały wielu ludzi właśnie gdzieś tam na szerokie wody. A jest to jeszcze zjawisko rozprzęgania narodowości i szukania innej płaszczyzny jednoczenia się i czy na płaszczyźnie Kościoła, co się ujawnia zwłaszcza wśród młodzieży, która tak chętnie obcuje ze sobą, ta młodzież międzynarodowa i tak szybko porozumiewa się nawet bez znajomości języka; a także i ta dążność głębsza, mówiąca o większej potrzebie wspólnoty Europy i to za pośrednictwem Kościoła. To stawia przed nami zadania, bardzo konkretne zadania, duszpasterskie, że my w planowaniu – bo zwykle tak się czyni, programuje – w programowaniu duszpasterskim na przyszłość nie możemy zamykać się tylko do naszego kraju.
Była Wielka Nowenna, wielki program, który już dzisiaj niektórzy zaczynają naśladować. Był też program soborowy, program przed Jubileuszem Jasnogórskim. To jeszcze można było zmieścić w granicach kraju. Dzisiaj jednak to planowanie duszpasterskie musi przekraczać granice. Bo granice jakoś się upłynniają coraz bardziej. Przenikanie wiadomości, przenikanie mentalności, kontakty różnego rodzaju sprawiają to, że coraz bardziej świat się kurczy, coraz bardziej szuka wspólnoty. Możliwość wielkiego jednoczenia się widzi właśnie w Kościele.
Wiemy, że komunizm przeżywa straszny kryzys. Oni są od strony – bym powiedział – tej intelektualnej na granicy rozpaczy. Rozpaczając, chcieliby coś wziąć od Kościoła. Wiedzą, że cywilizacja zachodnia, jak mówią, także przeżywa kryzys, myślą więc, że może Kościół i jego idee mogłyby uratować marksizm? Taki paradoks. Ale tam myślą. Cóż na to poradzimy, tak myślą.
Stąd też właśnie trzeba dobrze znać siebie, żeby nie popaść w iluzję. Ale przed światem jest program i Kościół musi wobec tego programowania znaleźć swoje zachowanie się. Tak jak podobno nie może być dobrego malarza figuralnego, jeżeli nie zna on rysunku, nigdy nie będzie malarzem, jeżeli nie umie rysować. Tak samo Kościół, nie może wejść w życie społeczne i narodowe, jeżeli będzie tylko na poziomie zakrystii i popularnej dewocji. Musi wejść w społeczeństwo. A społeczeństwo wymaga postaw, intelektualnych dociekań. I tak samo nie można czegoś rzutować ku przyszłości, jeżeli nie zna się przeszłości, bo będzie to właśnie taki malarz, który chce malować, nie znając rysunku.
Myślę, że dzisiaj przed Kościołem są bardzo duże możliwości. Mamy wielką życzliwość episkopatów europejskich i nie tylko europejskich. Z wielkimi nadziejami kierują się ku nam, chcąc stwierdzić to świadectwo dawane wierze, nagradzają nas; ostatnio przecież odebrałem takie odznaczenie dla Kościoła w Polsce, przyznane przez Kościoły Kalabrii, za świadectwo Kościoła w Polsce dawane wierze. To nie jest wielki wymiar, ale dla tych kilkunastu diecezji Kalabrii to stanowi wydarzenie, zwłaszcza, że kontakt z przedstawicielem tego Kościoła i każde świadectwo dane wierze, wywołuje świadectwo właśnie u nich. Ja mogłem stwierdzić świadectwo Kościoła tam żyjącego. To powoduje dalsze uaktywnienie wiary. A przecież ci przyjeżdżający z transportami żywności chcą nas poznać, widzieć naszą wiarę. To co robią, to nieraz z uznania dla naszej postawy, a nieraz z motywów humanitarnych, ale bardzo często jest to szukanie duchowego ratunku dla siebie. Z tym motywem nie kryją się ani biskupi, ani wielu ludzi stamtąd. Potrzebują go bardzo, zwłaszcza w świecie nacechowanym konsumpcjonizmem. Jakże chrześcijanie się przed nim bronią.
Gdy spotykam się z naszą młodzieżą oazową, czy z Ruchem Światło-Życie, czy jeszcze z innymi grupami młodzieży, to widzę, że ta młodzież na spotkaniach jest bardzo elegancka. Jak się ubiorą, pięknie wyglądają, młodzież jest zadbana. Gdy zaś spotykam się z młodzieżą zachodnią, to młodzież ta jest właśnie czymś przeciwnym: zaniedbana, niechlujna, nie ogolona, w jakichś swetrach, w jakichś łapciach na nogach. Oni też mają swoje życie nazwane: Communione, Liberazione – ale dlaczego tam tak jest? Właśnie dlatego, że oni protestują przeciwko konsumpcjonizmowi. Oni nie chcą być egoistami, oni się bronią. Nie chcą dać się wciągnąć w świat wygody, wszystko zapewniający. Jest to taka nawet podświadoma obrona w takiej właśnie formie bycia, po prostu nie chcą ulec pokusie. My to widzimy, jak wielka jest współzależność i to najbardziej na płaszczyźnie Kościoła.
Nasza Madonna Jasnogórska chyba nigdy nie była tak czczona, jak obecnie. Myśmy tyle związali myśli i naszej pobożności i naszego duszpasterstwa właśnie z Nią. Stąd też potrzeba teraz, żeby Ona wyszła poza nasz kraj. Jeżeli Obraz Nawiedzenia już po raz trzeci będzie nawiedzał diecezje, to może od przyszłego roku zacznie nawiedzać Europę. Byłaby to jakaś duża szansa w tym wielkim „Communio internationalisˮ na płaszczyźnie Kościoła. Kto wie, czy to nie dojrzeje i nie będzie realizowane. Zaczniemy może od Lourdes. Właśnie programując lata kontaktów z poszczególnymi narodami, będziemy od nich mogli brać inne wartości, bo przecież każdy naród w długiej historii chrześcijaństwa zdobywał po swojemu, według charakteru danego narodu, własne wartości. Dlatego każda przyjęta wartość nie jest tylko jakimś zapożyczeniem, ale jest ubogaceniem całego Kościoła. Przecież 1988 rok będzie rocznicą Tysiąclecia Chrztu Rusi. Chcielibyśmy, żeby Madonna Jasnogórska mogła pojechać do Kijowa, do Ostrej Bramy, chcielibyśmy tego za cztery, pięć lat. Myślę, że do takich programów „ku przyszłości” potrzebna jest znajomość średniowiecza. To nie jest program na dzisiaj. Dzisiaj – jest błędem i wskazuje na upadek kultury i cywilizacji, gdy sądzimy, że „od dzisiaj”. Wielu teologów popełnia ten błąd. Weźmy choćby „teologię” wyzwolenia Ameryki Południowej: oni tak mówią: „My startujemy od zera”, mając do dyspozycji wielkie zasoby bogactwa, jakie są w Kościele chrześcijańskim – tylko człowiek – że tak powiem – niedojrzały tak startuje „od zera”.
To tyle z moich myśli, które mi się nasuwają w czasie słuchania przedłożeń tego spotkania. Chciałbym zapewnić o mojej trosce, która może nie wyrażała się dotychczas adekwatnie do wysiłku, jaki Państwo wkładacie, ponieważ moja znajomość była za mała; jak tego, który malował nie znając rysunku, nie znając dobrze wszystkich ambitnych programów, jakie macie. Myślę, że ta wasza praca jest ogromnie potrzebna. Pracujecie naprawdę dużo. Szukajcie i wciągajcie do tej pracy ludzi, którzy chcieliby coś dla kultury narodowej, dla kultury Kościoła zrobić. W tej waszej pracy chyba jest wielkie pole i nie mało możliwości. Z tego co słyszeliśmy i co tu przedstawiono, jest wiele możliwości. Przecież samo dojście do źródeł, ukazanie ich, stwarza dalsze możliwości rozwoju waszej pracy.
Ja życzyłbym tylko Ojcom, żeby jak najszybciej wybudowali kościół, a Państwu, żebyście mogli znaleźć dobry warsztat swojej pracy. Szczęść Boże!
Archiwum KWPZM