1977.01.12 – Jasna Góra – Bp Bronisław Dąbrowski FDP, Ubóstwo świadectwem wiary. Przemówienie do sióstr katechetek

 

Bp Bronisław Dąbrowski FDP, Sekretarz gen. KEP

UBÓSTWO ŚWIADECTWEM WIARY. PRZEMÓWIENIE DO SIÓSTR KATECHETEK

Jasna Góra, 12 stycznia 1977 r.

 

Zanim przystąpimy do rozwinięcia tych dwóch tematów, zastanówmy się, czy człowiek współczesny, który dziś posiada wszystko, jest szczęśliwy?

Ludzie, zwłaszcza w naszym kręgu kulturowym, żyją lepiej, dostatniej. Przyczynia się do tego wielki, zawrotny rozwój techniki. Człowiek coraz więcej wie, coraz więcej czyta, słucha, patrzy. Ale czy czuje się w tym szczęśliwy? Często bywa osamotniony, chociaż żyje wpośród ludzi, jest zagubiony w tłumie. Nawet na tej samej klatce schodowej ludzie się nie znają. Często odczuwa pustkę wewnętrzną i stąd goni za wrażeniami, jakie daje seks, środki odurzające, turystyka itd.

Pewnego razu w Ameryce urząd, który zajmuje się statystykami, rozpisał ankietę między studentami IV roku medycyny w Detroit, Chicago i Buffalo. W tej ankiecie były tylko 2 pytania: czy jesteś szczęśliwa i dlaczego? Czy jesteś nieszczęśliwa i dlaczego? 85% dziewcząt odpowiedziało, że są nieszczęśliwe. Cytuję jeden przykład: „Jestem nieszczęśliwa, bo moja koleżanka Ewa ma trzeci samochód w tych trzech latach, a ja jeżdżę tym samym od trzech lat”. To była dla niej tragedia.

Tylu ludzi jest nieszczęśliwych dlatego, że nie mają tego, co mają inni. Dlatego potrzeba ludzi, którzy byliby szczęśliwi dlatego, że nic nie mają, że wyzbyli się wszystkiego dla większych wartości. Jak antidotum dla pijaństwa jest wstrzemięźliwość, tak Kościół chce, żeby ubóstwo było znakiem dla dzisiejszego człowieka, żeby było tym antidotum na pożądania bez granic, które wykolejają człowieka i nieraz prowadzą go do samobójstwa. Życie zakonne ma być znakiem właściwego ustawienia hierarchii wartości w życiu człowieka. Wyraźnie mówi o tym dekret Perfectae caritatis. Każdy dom zakonny ma być znakiem przy drodze.

Jak wielkie znaczenie dzisiaj, w dobie komunikacji, ruchów, turystyki, mają znaki drogowe. Przy drodze, którą wszyscy idą do świętości, Kościół ustawia znak. Tym znakiem my jesteśmy.

Żeby znak spełniał swoje zadanie, musi być na właściwym miejscu, musi wskazywać odpowiedni kierunek i być czytelny.

Ludzie, patrząc na nas, muszą odczytać z naszego postępowania, że pogardzamy tym wszystkim, co ziemskie i jesteśmy zapatrzeni w niebo. To jest kierunek, który mamy ukazywać. Życie zakonne ustawione jest na wieczność, wszystko tej wieczności jest podporządkowane. Dzięki takiej postawie możemy świadczyć, że nie wszystko kończy się z życiem doczesnym, że są inne wartości, nieprzemijające.

Sobór Watykański II ukazał ubóstwo zakonne w nowym aspekcie. Ma ono być chrystoformiczne, a więc oparte na życiu Chrystusa ubogiego. Mamy iść drogą, którą szedł Chrystus. Jest to dar Boży, że potrafimy się wyrzec wszystkiego dla wartości wiecznych. Dlatego osoba zakonna, upodobawszy sobie w tej bezcennej perle, jaką jest królestwo Boże, wszystko oddaje, wszystkiego się wyrzeka, aby ją nabyć. U podstaw tak przyjętego na siebie dobrowolnego ubóstwa jest wiara, wiara w wartości nieprzemijające. Wartości te tak owładnęły sercem człowieka, że dla ich zdobycia wyrzeka się nie tylko wszelkiego posiadania doczesnego, ale dąży nawet do stępienia instynktu posiadania, który nie opanowany na czas, może przerodzić się w zachłanność.

Ubogi w duchu wyrzeka się nie tylko własności, ale wyrzeka się użytkowania i dysponowania tym, co jeszcze może posiadać. Aby pójść za Chrystusem ubogim, Chrystusem-Miłością nieskończoną, sprzedaje wszystko, co ma. Ubóstwo jest bowiem darem i zarazem wyrazem miłości. Nie ma prawdziwego ubóstwa bez miłości. Dlatego Pan Jezus mówi, że człowiek ubogi z miłości jest błogosławiony, czyli szczęśliwy, bo z chwilą, gdy opuścił wszystko i stał się ubogi, dostępny jest dla Boga i dla Jego królestwa. Nawet nasze polskie słowo „ubogi” tak dobrze odda je jego sens: ubogi to znaczy u Boga. Jesteśmy u Boga przez to, że wyrzekliśmy się wszystkiego. Serce ubogiej zakonnicy, ubogiego zakonnika jest sercem wolnym, gotowym na rozkazy tak, jak żołnierz do wymarszu. A czy zawsze tak jest? Dlatego dobrze robią zakony, które czasem ogłaszają „rok łaski” i szczególnie w Tygodniu Miłosierdzia pozwalają dać biednym to, co jest zbyteczne.

„Trzeba – mówi dekret Perfectae caritatis – żeby zakonnicy i w rzeczywistości i w duchu byli ubodzy” (nr 13). Od wszystkich chrześcijan wymaga się tego, by byli ubodzy w duchu, a zakonnicy w duchu i w rzeczywistości. Im bardziej współczesny świat upaja się bogactwem i materią, tym czytelniejsze formy powinno przybrać rzeczywiste ubóstwo zakonne.

Sobór każę zakonnikom szukać nowych form ubóstwa ewangelicznego. Postawą człowieka Bożego, otwartego na świat i na braci, jest duch ubóstwa. Stąd ubóstwo nasze będzie miało oprócz aspektu negatywnego, jakim jest wyrzeczenie, także i pozytywny, tak wspaniale określony przez samego Chrystusa: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie“ (Mt 5, 3). Kto jest ubogi w duchu, ten wyrzeka się nieuporządkowanego pragnienia dóbr tej ziemi. Jeżeli skutecznie uda mu się zwalczyć egoizm, może dojść do uporządkowanego pożądania wszystkich wartości doczesnych i dóbr ziemskich, bo wszystko jest stworzone przez Boga. Tylko pod tym warunkiem chrześcijanin może wejść, bez obawy wiekuistego zatracenia, w sprawy tego świata. Tymczasem każdy z nas jest urodzonym kapitalistą. Każde dziecko małe bierze, co się tylko da i zaciska piąstki. Człowiek ubogi w duchu odrzuca od siebie posiadanie dla własnej korzyści. Bo można posiadać dla apostolstwa. Ocenia je właściwie, bo widzi w nich znak miłości Ojca Niebieskiego.

Z tych też motywów każdy powinien pojmować wezwanie Boże, by opuścić wszystkie wartości ziemskie dla wartości niebieskich i rozdać te dobra braciom, którzy ich pilnie potrzebują.

Ale nie tylko mamy dawać braciom, aby ich nakarmić i ubrać, ale mamy ich doprowadzać do zbawienia, do szczęścia wiecznego.

Kościół postawił sobie ambitne plany w Konstytucji pastoralnej o Kościele w świecie współczesnym. Pragnie ten dufny, pyszny i zarozumiały świat, obrośnięty w mech bogactwa, materializmu, grzech, poruszyć z posad. Czy mu się to uda? Kościół ma oparcie w klasztorach, gdzie wyrzekają się wszystkiego dla chwały Bożej, gdzie modlą się i wołają: Przebacz, Panie, ludowi Twojemu! Jeżeli Kościół będzie mógł dobrze oprzeć się na nas, na pewno poruszy ziemię z posad. Kościół opiera się na nas klęczących, umartwionych, wyrzekających się wszystkiego. Bo Kościół Boży jest Kościołem ubogich. Było to powiedzenie proboszcza świata, Papieża Jana XXIII. On tak trafnie i celnie ujmował wszystko. To jego powiedzenie było bodźcem do wielkich, bogatych dyskusji na Soborze. I Sobór postawił sobie dwa pytania, które i my postawmy sobie, bo jesteśmy przecież w Kościele, z Kościoła, dla Kościoła.

Pierwsze pytanie: Czy Kościół naszych czasów, oglądany w biskupach, kapłanach, zakonnikach, zakonnicach, ukazuje światu prostotę, pokorę i ubóstwo, właściwe Chrystusowi? Czy ukazuje Jego zatroskanie o ludzi prostych, potrzebujących i ubogich?

Drugie pytanie: Czy wystarczy, żeby Kościół był tylko filantropem, zarządzał zbiórki na ubogich, na misje, na głodnych, trędowatych, podczas gdy – jak niektórzy mówili – tenże sam Kościół w swoim zewnętrznym wyglądzie, w swoich strukturach, tytułach i prałaturach, nawet w stylu życia zakonników i zakonnic, okazuje się tak bogaty?

Nie znaczy to jednak, że członkowie Kościoła powinni rekrutować się wyłącznie z najniższych warstw społecznych, że Kościół powinien nic nie posiadać i wszystko oddać ubogim. Tak niektórzy by chcieli.

I ciekawa rzecz, że właśnie ubodzy, którzy najwięcej potrzebują pomocy Kościoła – murzyni – protestowali przeciwko temu.

Ubóstwo w sensie ewangelicznym nie oznacza nędzy materialnej czy duchowej, ale to znaczy, że Kościół musi się odznaczać wyjątkowym umiłowaniem ubogich i potrzebujących. Jego struktury powinny się odznaczać prostotą, pokorą i skromnością. I dlatego zakonnicy nie będą mogli służyć ubogim, jeżeli będą się upodabniać w stylu życia do bogatych arystokratów. Właśnie zakonnicy powinni dziś być obecni wśród ubogich i do nich należeć, jak synowie o. de Foucauld.

Musimy wciąż patrzeć, jaka jest proporcja w wydatkach na urządzanie kościołów, na zmodernizowanie naszych mieszkań, pracowni, na wydatki osobiste, nawet niekonieczne, a na wsparcie ubogich. Czy możemy być spokojni w sumieniu, że zrobiliśmy wszystko, by sprawiedliwie podzielić się z ubogimi? Św. Jan Chryzostom mówi, że jeżeli masz dwie suknie, to druga jest nie twoja, masz ją oddać ubogiemu. Bona superflua nie należą do nas, ale do ubogich.

Dobrze się stało, że Sobór Watykański II poruszył sumienia wszystkich i obudził świadomość jakiejś winy. Wskazał równocześnie na Chrystusa, określającego w ten sposób swoją misję: „Duch Święty zstąpił na mnie i namaścił mnie po to, abym głosił dobrą nowinę ubogim” (Łk 4,18). Tę samą misję Chrystusową ma kontynuować Kościół, a zakonnicy mają pod tym względem swoje specjalne powołanie: „Przyszłość zakonów w Kościele i w świecie – mówi słynny moralista o. Haring – w całości jak i odnośnie do poszczególnych wspólnot zależy od odpowiedzi, jaką potrafią dać poprzez swoją odnowę soborową w duchu autentycznego ubóstwa”.

Sobór Watykański II w nr 13 Perfectae caritatis precyzuje, na czym polega ubóstwo zakonne. Tam każde słowo jest ważne. Sobór podkreśla zasadnicze linie odnowy ducha zakonnego. Nawiązuje też do historii upadku życia zakonnego, bo kumulacja dóbr doczesnych i bogactw we wspólnotach zakonnych zawsze prognozowały początek załamania się i upadku prawdziwego ducha zakonnego. Dlatego tekst soborowy nie poprzestaje na generalnym stwierdzeniu, ale proponuje pewne aplikacje i daje bardzo ważne sugestie.

Był czas, że zakony na mocy tak zwanego prawa brachium mortuum zawsze przyjmowały nowe nieruchomości, ale nie mogły się ich wyzbywać i pęczniały bogactwami, stąd nieraz ta rzeczywistość prowokowała zakonników do tego, żeby żyli dostatnio, żeby się bawili i zapomnieli o tym, kim są. I dlatego dziś – mówi o. Haring – jest grzechem nie do darowania przeciwko tajemnicy Wcielenia wymagać, by każdy zakonnik żył w duchu ubóstwa i dawał świadectwo oderwania się od dóbr ziemskich, a jednocześnie podtrzymywał instynkt bogaczy i posiadaczy. Jak możemy być znakiem eschatologicznym, jeżeli żyjemy we wspólnotach bogatych? Dekret mówi, że wspólnoty zakonne mogą posiadać wszystko to, co jest konieczne do utrzymania zakonników i do prowadzenia dzieł, co nie jest przeciwne ślubowi ubóstwa. Reguły mogą ograniczyć w konkretnych wypadkach te potrzeby, ale nie mogą pozwolić na posiadanie więcej, niż to jest potrzebne na utrzymanie i na prowadzenie dzieł.

Można więc odważnie używać wszystkiego, co ułatwia wypełnienie zadania apostolskiego, bo człowiek i efektywna służba człowiekowi jest ważniejsza od dóbr materialnych. W naszych czasach, gdy tyle jest pracy, a liczba apostołów niewystarczająca, nie wolno bez konieczności tracić sił i energii, odrzucając, niby z miłości do ubóstwa, konieczne narzędzia pracy i transportu. Nie wolno nam jednak nigdy zapominać, że mamy dawać konkretne świadectwo naszego ubóstwa, to jest ograniczać swoje potrzeby na korzyść bardziej potrzebujących. Niech dom zakonny, wystarczająco bogaty w nowoczesne środki przekazu, ograniczając ich ilość dla siebie, część z nich daruje biedniejszym zakonom pracującym w kraju czy na misjach. To jest w duchu soborowym. Oczywiście, nie możemy być władcami, trzeba się porozumieć z przełożonymi, ale nie wolno patrzeć obojętnie na to, że inne siostry się męczą, bo nie mają odpowiednich pomocy katechetycznych. Dawniej można było przystosować formy dawania do najbliższego środowiska. Dziś cały świat patrzy nam na ręce. Ubogie ludy Afryki czy Azji patrzą na nas, obserwują. Sobór bardzo zważa na ten apostolski znak i dawanie świadectwa w ubóstwie. Dziś dzięki środkom masowego przekazu możemy dawać świadectwo widziane przez cały świat, a również cały świat może się gorszyć naszym postępowaniem.

W świetle tych rozważań odpowiedzmy sobie na pytanie: czy możemy powiedzieć, że należymy do Kościoła ubogich? Czy możemy powiedzieć, że żyjemy dla ubogich i pracujemy pośród ubogich? Jeżeli tylko przyjmujemy te miejsca pracy, gdzie dobrze płacą? Musimy dawać na miarę wyciągniętych rąk, a wtedy będziemy szczęśliwi.

Apostołowie po rozdaniu chleba 5000 mężczyznom, nie licząc kobiet i dzieci, nie byli zmęczeni. I my nie będziemy zmęczeni, będziemy szczęśliwi i radośni, jeżeli będziemy umieć dawać na miarę potrzeb. Nie wolno przejść obojętnie obok człowieka może nie wyciągającego dziś ręki po chleb, ale po dobroć, uśmiech, po życzliwość. Ale nie można zarówno w znaczeniu dosłownym, a jeszcze bardziej w znaczeniu przenośnym przejść obok ręki wyciągniętej, a nie zaspokojonej. Rozumiał to św. Piotr, który przechodził koło tej wyciągniętej ręki i powiedział: Nie mam złota, ale co mam, to ci dam: w imię Jezusa wstań i chodź!

Może my cudów czynić nie będziemy, ale dajmy to, co mamy. A mamy żyć szczytami Ewangelii i dawać radość ewangeliczną na miarę potrzeb. Szczęść Boże!

Za: Abp Bronisław Dąbrowski, Instaurare omnia in Christo, Warszawa 1987, s. 121-125

Wpisy powiązane

2024.10.19 – Warszawa – Abp Tadeusz Wojda SAC, Przesłanie na Jasnogórską Noc Czuwania w Intencji Polskich Emigrantów i ich Duszpasterzy

2024.09.04 – Częstochowa – Abp Wojciech Polak, Homilia podczas Mszy św. sprawowanej w czasie 60. Ogólnopolskiej Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych

2024.08.13 – Kalwaria Pacławska – Abp Tadeusz Wojda SAC, On napełni was błogosławieństwem. Homilia wygłoszona podczas Wielkiego Odpustu Kalwaryjskiego