1972.08.13 – Niepokalanów – Kard. Karol Wojtyła, Homilia na otwarcie Kongresu Maryjnego

 

Kard. Karol Wojtyła, Metropolita Krakowski

HOMILIA NA OTWARCIE KONGRESU MARYJNEGO

Niepokalanów, 13 sierpnia 1972 r.

 

Drodzy Bracia i Siostry, zgromadzeni tutaj w dniu dzisiejszym!

Na zaproszenie OO. Franciszkanów, zgromadzeni pod przewodnictwem Biskupa, który przewodzi naszej wspólnocie eucharystycznej, proszę, ażebyśmy rozważyli w ramach Kongresu Maryjnego w Niepokalanowie jeden temat, który się niejako najbardziej narzuca. Myślę też, że jest on związany z tym, co głosi nam dzisiaj Kościół w swojej liturgii słowa przed chwilą przez nas wysłuchanej. Myślę, że jest on także związany i z głębokim rozważaniem mariologów i z zamierzeniami tego Kongresu Maryjnego, który ma się tutaj odbyć w ciągu dzisiejszego i jutrzejszego dnia.

 

  • JAKIŻ TO TEMAT!

Kilkadziesiąt lat temu, tutaj na to miejsce, które jeszcze wtedy nie nazywało się Niepokalanów, przybyli skromni ludzie i zaczęli wydawać pismo. Pismo nosiło dziwny tytuł – nazywało się: „Rycerz Niepokalanej”; i związał się ten tytuł „Rycerz Niepokalanej” z nazwą miejsca: Niepokalanów. Związał się też z osobą twórcy i Niepokalanowa i „Rycerza”, O. Maksymiliana Marii, którego już prawie od roku czcimy jako Błogosławionego Kościoła. Niemniej chociaż ten tytuł-symbol, „Rycerz Niepokalanej”, zrósł się już tak bardzo z naszym duchem że nas nie dziwi, trzeba przyznać, że jest coś dziwnego w tytule pisma, wydawanego przecież przez ubogich synów św. Franciszka.

 

  • SKĄD RYCERZ?

„Rycerz” kojarzy się nam z człowiekiem walki. „Rycerz”, to jest jakieś przypomnienie dawnych czasów. Dziś już nie chodzą po świecie rycerze, ani nie jeżdżą na rumakach. Dzisiaj uprawia się sztukę wojskową – są żołnierze i armie. Niegdyś chodzili po ziemi rycerze.

Chodzili także po polskiej ziemi. Mieli swoją szczególną świadomość, swoje posłannictwo: nosili miecz w służbie sprawiedliwości. A kiedy ten miecz był przypasywany do ich boku, to odbywało się to w ramach ceremoniału religijnego. Nazywano to pasowaniem na rycerza, do którego rycerz, przedtem jeszcze giermek, przygotowywał się jak nowicjusz do swoich ślubów, kapłan do święceń, albo król do koronacji. Przygotowywał się postem i modlitwą, bo jego życie, jego powołanie, które wyrażało się w mieczu, miało służyć dobru. Miecza miał używać rycerz do zwalczania zła, do obrony słabych i uciśnionych. Miał go używać zawsze na służbę dobrej sprawy. Do tego się zobowiązywał całym swoim sercem, całym swoim życiem.

Kiedy O. Maksymilian Maria tworzył Niepokalanów, już nie było rycerzy. Byli oni tylko w pamięci, w historii, w dziełach literackich; byli także w jakiejś tradycji, w duszy naszego narodu. Naród polski pozostał zawsze narodem rycerskim – dawał tego dowody aż do ostatnich czasów. A Maksymilian, który przedtem, zanim stał się synem św. Franciszka, nosił imię Rajmund, od młodości był prawdziwym synem tego rycerskiego narodu. I jego młodzieńcze lata pełne były marzeń rycerskich. Myślał o tym, żeby walczyć także z bronią w ręku o słuszną sprawę. Przecież jego rodzony ojciec oddał życie za tę słuszną, najsłuszniejszą sprawę, jaką wtedy dla wszystkich Polaków była niepodległość własnej Ojczyzny.

Jednakże z biegiem lat, ale wciąż jeszcze w okresie młodości, te marzenia Rajmunda uległy zmianie. Tak, jak uległ zmianie jego chłopięcy wygląd, zamienił się z chłopca w nowicjusza; imię Rajmund zamienił na imię Maksymilian Maria: stał się synem św. Franciszka. Ale przecież ta tradycja rycerstwa nie została wykorzeniona z jego duszy wraz z nowym odzieniem i z nowym imieniem. Owszem znalazła sobie nową, głębszą treść. A mogła ją łatwo znaleźć w listach św. Pawła, który tak często nawiązywał do tradycji rycerskich; który dokładnie opisał, jak ma być uzbrojony każdy chrześcijanin do tej walki, którą wypada mu podjąć w całym życiu. A sam przy końcu życia napisał o sobie: –„Potykaniem dobrym potykałem się!” – To są słowa rycerskie; one mówią o potyczkach, one mówią o walkach.

Ta właśnie tradycja z listów św. Pawła trafiła do duszy młodego nowicjusza, Brata Maksymiliana Marii. Wiązała się z tradycją rycerską jego własnego narodu i poprzez tę tradycję zmienionych epok wzbogaciła się jeszcze o jeden wątek. Rycerze tamtych czasów zawsze serce swoje poświęcali jakiejś pani. Dla tej pani podejmowali cały swój rycerski trud. Dla tej pani kształtowali swoje męstwo i dawali mu wyraz na różnych polach bitew. Dla tej pani ponosili rany i gotowi byli także ponieść śmierć.

Otóż ten wątek pani rycerskiego serca, odnalazł swoje miejsce w duszy Brata Maksymiliana. Ten potomek rycerskiego narodu, a równocześnie ubogi syn św. Franciszka, znalazł bardzo łatwo tę Panią, której całe swoje duchowe rycerstwo od początku pragnął poświęcić.

Tak zrodził się „Rycerz Niepokalanej”. Zrodził się naprzód w duszy O. Maksymiliana Marii. Zrodził się z całej jego młodości, z dziecięcych zmagań; z tradycji rycerskiego narodu i z głębokiego rozumienia prawdy Bożej zawartej w Ewangelii, w listach św. Pawła, w całej tradycji chrześcijańskich dziejów. Zawsze tytuł dzieła wyraża nie tylko jego treść, ale wyraża w jakiś sposób osobowość autora.

Przed kilkudziesięciu laty przybyli tutaj na te podwarszawskie pola ubodzy synowie św. Franciszka, którzy swoim wyglądem niczym nie przypominali średniowiecznych rycerzy. I zaczęli wydawać pismo pod tytułem „Rycerz Niepokalanej”. Jak widzimy, korzenie tej idei są bardzo głębokie. Tkwiły one w duszy O. Maksymiliana Marii i coraz bardziej zakorzeniały się w duszach jego zakonnych współbraci. Chodziło przecież o wezwanie do walki. Nie do tej walki mieczem na polach bitew, na których coraz może mniej znaczy sam człowiek, a coraz więcej technika i uzbrojenie. Chodziło o wezwanie do walki duchowej. I właśnie ten, wezwany do walki duchowej, dał wyraz-tytuł, który stąd ruszył na całą Polskę: „Rycerz Niepokalanej”. Miało to przemawiać do pamięci, do wyobraźni, do tradycji; miało sięgać w przeszłość. Miało także prowadzić ku przyszłości świadomość, postawę, całą duszę polskiego narodu, który wtedy po latach niewoli zbudził się znowu do niepodległego życia.

„Rycerz Niepokalanej”, duchowa walka – to wszystko są treści głębokie i proste zarazem. To wszystko są treści bliskie życia ludzkiego, życia chrześcijańskiego, życia polskiego. To wszystko są treści w szczególny sposób bliskie duszy młodzieży. Człowiek bowiem, kiedy wyjdzie z kręgu dzieciństwa, musi sobie uświadomić to, że życie jest także walką. „Bojowaniem jest żywot człowieczy na tej ziemi”. A sens tej walki jest bardzo głęboki. Ciągle w każdym z nas toczy się zmaganie pomiędzy dobrem a złem: nikt z nas nie może się uwolnić od nakazu chrześcijańskich cnót, który kiedyś na duszę chrześcijanina nałożył św. Paweł pisząc do swoich uczniów: – Nikt z nas nie może nie podjąć tego zmagania się o sprawiedliwość, o prawdę, o uczciwość, o czystość, o szlachetność serca. Nikt z nas nie może wyrzec się tego idealizmu, który sprawia, że człowiek wiedzie ów szlachetny bój, do jakiego wzywał u samego początku chrześcijaństwa św. Paweł.

Jeżeli my w czasach dzisiejszych o coś musimy w szczególny sposób zabiegać, o coś w szczególny sposób prosić Matkę Najświętszą dla naszego pokolenia, dla naszej młodzieży, to właśnie o ten szlachetny idealizm, który sprawia, że człowiek walczy o wyższe wartości. Istnieje jakiś zalew dóbr konsumpcyjnych, nastawienie na wartości konsumpcyjne, na to, czego można tylko użyć. Człowiek musi być ponad to. Człowiek musi być zdolny do pragnienia dóbr wyższych niż te, które pozwalają się tylko użyć. Dlatego jest potrzebny chrześcijański idealizm. Człowiek nie może się uwolnić od potrzeby i konieczności duchowej walki, duchowych zmagań: musi być gotów je podjąć.

Chociaż minęły czasy rycerzy, chociaż się dzisiaj już nie przypina mieczów do boku i nie pasuje młodzieńców na rycerzy, to przecież każdy z nas musi być gotów w jakiś sposób przyjąć ów miecz ducha. Nie możemy być nie pasowani. Jest przecież nawet taki sakrament, przyjmuje się go w okresie młodości i wedle długiej tradycji ten sakrament kojarzył się z pasowaniem na rycerzy. Mówi on nam, że człowiek musi w życiu swoim przyjąć miecz ducha. Duch ludzki posiada wspaniałą zdolność do walki o dobro, do zwycięstwa nad złem. Jest to i zdolność, i sprawność, i gotowość zdobywania królestwa Bożego. Pan Jezus przecież powiedział: „Królestwo Boże gwałt cierpi”. To jest także jakaś o nim prawda, że „gwałtownicy porywają je”, że trzeba się o nie zastawić, czasem zastawić aż do śmierci.

Na pewno to co mówię, Drodzy Bracia i Siostry, w bardzo słabej mierze oddaje prawdę życia wewnętrznego Bł. Maksymiliana Marii, ale w jakiejś mierze chyba oddaje. Oddaje to, czym On żył, oddaje to, co wypowiedział; może nawet to, czego w jakiś sposób nie wypowiedział, chociaż tym żył. I wyrażam pewną prawdę o Nim; tak jak zawsze tytuł książki, dzieła czy nawet czasopisma wyraża nie tylko to, co jest jego treścią, ale wyraża także i to, co jest treścią duszy jego autora.

Moi Drodzy! Jutro 14 sierpnia minie 31 rocznica śmierci O. Maksymiliana. I będzie to zarazem pierwszy 14 sierpnia, w którym będziemy Go czcić już na ołtarzach jako Błogosławionego. Jutro też po raz pierwszy będę miał to szczęście, żeby zejść do celi śmierci w Obozie Oświęcimskim i żeby tam w tej celi, w tym straszliwym przybytku kaźni złożyć Najświętszą Ofiarę. Bo ów przybytek kaźni był miejscem wielkiej ofiary człowieka, rycerza Niepokalanej. Wiemy dobrze, że rycerz idzie na różne pobojowiska. Wreszcie jest jedno takie pobojowisko, na którym znajduje śmierć.

Właśnie tam w Oświęcimiu ta cela śmierci, bunkier głodu to jest to ostatnie pobojowisko Rycerza Niepokalanej. Tam zaprowadził Go Jezus Chrystus; tam poprowadził Go Duch Święty, który działał w Apostołach i uczniach Chrystusa. I tam zaprowadziła Go Niepokalana. Tam poniósł śmierć. Była to straszliwa, upokarzająca śmierć: znamy jej opis. A zarazem ta śmierć była wspaniałym zwycięstwem; zwycięstwem człowieka pełnego ducha Bożego. Miecz Ducha pokonał tam największych wrogów: największym wrogiem człowieka jest nienawiść. I to była ostatnia próba życia; to miejsce wielkiej nienawiści, to miejsce wielkiej pogardy dla człowieka. Tam Go zaprowadziła Niepokalana, swojego Rycerza, ażeby się próbował Jego miecz ducha na tym pobojowisku. I tam odniósł swoje ostatnie zwycięstwo. Było to prawdziwe zwycięstwo syna św. Franciszka. Było to prawdziwe zwycięstwo biedaczyny, któremu nawet nie pozostawiono Jego wykoślawionych butów, Jego ubogiego habitu. Konał nagi, ale dowiódł, że miłość jest potężniejsza niż nienawiść. I ta Jego miłość, zdawać by się mogło mały, słaby płomyczek, okazała się potężniejsza niż cała machina Oświęcimia; niż cała machina wszystkich obozów zagłady; niż cała machina wszystkich ludzkich konstrukcji, które płyną z nienawiści, które szukają zniszczenia człowieka. Miecz ducha okazał się silniejszy. A to, że od tego miecza zginął człowiek, to było tylko ostatecznym potwierdzeniem Jego wielkości, Jego świętości; ostatnią pieczęcią, która ma Jego miłującej duszy, jakby pocałunek na duszy rycerza, wycisnęła Pani Jego serca, Niepokalana.

Drodzy Bracia i Siostry! W tych dniach, kiedy w Niepokalanowie odbywa się Kongres Maryjny, kiedy na całej ziemi polskiej, a zwłaszcza na miejscu śmierci Błogosławionego, po raz pierwszy będziemy obchodzić Jego liturgiczną uroczystość, bardzo się módlmy za całą ludzkość; ale w szczególny sposób za nasz naród i naszą młodzież, ażeby to wielkie rycerstwo ducha nie wygasło; tradycja tylu pokoleń, tradycja całych dziejów, miecz ducha, ta moc i światło życia człowieka w duszy ludzkiej, wspólnoty rodzinnej, społeczności narodowej, żeby nie został złamany; żeby go nie zdruzgotały nowoczesne machiny materializmu. Módlmy się o zwycięstwo ducha za sprawą tego pokornego zwycięzcy, Rycerza Niepokalanej, Bł. Maksymiliana Marii.

Archiwum Niepokalanowa

Wpisy powiązane

2024.02.02 – Gniezno – Abp Wojciech Polak, Jesteście, by oddychać i żyć z Kościołem. Homilia w święto Ofiarowania Pańskiego, Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Katowice – Abp Wojciech Galbas SAC, Trzy przesłania na Gromniczną. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego

2024.02.02 – Kęty – Bp Piotr Greger, Świeca zapalona w naszych dłoniach staje się dziś wyzwaniem. Homilia na Dzień Życia Konsekrowanego